Drugi prolog Biondiego

Poproszony o kolejny tak udany recital w Kościele św. Krzyża, jak w zeszłym roku, Fabio Biondi chętnie się zgodził, a ja wreszcie mogłam go posłuchać jako skrzypka po długiej przerwie.

Od dobrych kilku lat bowiem szef Europa Galante występuje tu przede wszystkim jako dyrygent, i to operowy, by zinterpretować nam Moniuszkę (a także mniej znane dzieła Verdiego) w brzmieniu historycznym; w tym roku zresztą czeka nas jeszcze Paria. A wcześniej przecież głównie w baroku go słyszeliśmy, jako skrzypka i jako dyrygenta, przede wszystkim na krakowskich festiwalach Misteria Paschalia i Opera Rara (w pierwotnych ich wersjach, stworzonych przez Filipa Berkowicza). Na zeszłorocznym recitalu nie byłam, bo spóźnił mi się samolot z wakacji.

Wówczas z Sonatą a-moll i Partitą d-moll Bacha połączył dwa dzieła szwedzkiego barokowego kompozytora Johana Helmicha Romana. Przy Romanie i dziś pozostał, ale tym razem połączył go z muzyką włoską – i słusznie, bo kompozytor był pod wpływem muzyki włoskiej. Co prawda nazywany bywa szwedzkim Haendlem, ale przecież Haendel też niemało z Włoch zaczerpnął.

Dzisiejszy recital mógłby się nazywać „wokół solowej sonaty”, bo dominowały tego typu formy (poza małym wyskokiem w przeszłość – słynną Passacaglią Bibera). Tyle że nie wszystkie się tak nazywały – tylko Sonata G-dur Tartiniego. Roman swoje quasi-sonaty nazywał Assaggio, czyli esej, próba, eksperyment, a Telemann – Fantazje (Biondi zagrał dwie: nr 7 i 12), ale wszystkie te utwory mają formę czteroczęściową lub trzyczęściową, z przeplatającymi się częściami szybkimi i wolnymi.

Biondi grał znakomicie, z błyskiem, sprawiało mu to widoczną frajdę. Chętnie zabisował, i to dwa razy: kolejnym Assaggio Romana oraz fragmentami Wariacji op. 14 Paganiniego, „żeby było bliżej festiwalu Chopina”, jak powiedział. Zajrzałam do jego dyskografii: z dzisiejszego repertuaru nagrał komplet Fantazji Telemanna, jak również sonaty Tartiniego, natomiast nie nagrał Romana. A fajnie by było – może jeszcze to zrobi. To świetna muzyka.