Wieczór z Klangforum Wien

Jeden z najlepszych zespołów muzyki współczesnej miał w programie tylko dwa utwory, ale za to długie i intensywne.

Na początek koncertu w Studiu im. Lutosławskiego – Seitene Erde – alchimia communicationis Chayi Czernowin. Aż trudno uwierzyć, że ta izraelsko-amerykańska kompozytorka, która z pewnością jest jedną z ważniejszych postaci dzisiejszych czasów, była na Warszawskiej Jesieni reprezentowana tylko dwoma niewielkimi utworami w 2010 i 2012 r. Dzisiejszy był bardziej rozbudowany – trwał ponad pół godziny; przeznaczony był na kontrabas solo i zespół złożony z mniejszych grup. Intrygujące szmerowe, ruchliwe brzmienia i co jakiś czas okrzyki instrumentów dętych mogłyby pasować do jakiegoś filmu grozy. Co oznacza w tym kontekście tytułowa „ziemia rzadka” (kojarzę to określenie tylko z „metalami ziem rzadkich”), nie mam pojęcia, ale utwór robi wrażenie. Zrzuciły się na niego trzy festiwale: poza Warszawską Jesienią również Muzyczne Biennale w Zagrzebiu i Wien Modern.

Głównym jednak punktem programu było dzieło Bernharda Langa A Song for Rachela, napisane na zamówienie Warszawskiej Jesieni i Instytutu Adama Mickiewicza z okazji 80. rocznicy powstania w getcie warszawskim. Ten kompozytor austriacki starszego pokolenia ma pewien związek z Polską: studiował kompozycję w Grazu u prof. Andrzeja Dobrowolskiego. W utworze obok zespołu występuje solistka-sopranistka, która nie tylko śpiewa, ale też jeszcze częściej mówi albo używa Sprechgesangu (pomiędzy mową a śpiewem); głos jest przetwarzany elektronicznie na żywo, tworząc szczególną przestrzeń dźwiękową; podobnie w przypadku zespołu. Teksty pochodzą z Archiwum Ringelbluma i opisują życie getta; nie zawsze są zrozumiałe, ale to nawet przestaje być istotne. Ważne, że, jak się okazuje, można zrobić na tak straszny i bolesny temat muzykę pozbawioną patosu i zadęcia, pozostającą w sferze dyskretnego opisu. Pod koniec utworu pojawia się coś na kształt upiornego oberka, w którym altowiolista gra w stylu skrzypków ludowych. Bernhard Lang poznał trochę tę muzykę przy okazji pisania innego utworu (również na zamówienie WJ i IAM), który zostanie wykonany jutro przez Radical Polish Ansambl. Tutaj ten temat przez chwilę trochę dziwi, ale, jak się domyślam, może symbolizować, że ostatecznie pozostał tu już tylko polski żywioł. Po czym jest jeszcze finał – po zamilknięciu solistki – który tka się i plecie jak roślinność porastająca ruiny. Publiczność przyjęła utwór gorąco (niektórzy nawet wstali), co wiele mówi, bo słuchacze Warszawskiej Jesieni są zwykle bardzo wymagający.