Dzień kontrastów

Piątek: dość tradycyjny koncert Orkiestry Muzyki Nowej na UMFC i występ performerski zespołu Kompopolex w Garnizonie Sztuki.

Z wieczornego programu został mi w pamięci utwór Pawła Hendricha Phantomaticon, może dlatego, że komentarz kompozytora zadziałał mi na wyobraźnię, zwłaszcza zdanie wzięte z Lema, że w świecie wirtualnym można się bardziej zatracić niż odnaleźć. Słuchałam więc owych muzycznych fantomów, fraz, które są absorbowane przez odbiorcę w sposób równie przypadkowy, co wiadomości czytane w sieci – na co się trafi, na to bęc. Oczywiście w tym wypadku wybór ograniczony jest do wyboru kompozytora, a później dyrygenta, który też może wybierać. Wciągało.

Unseen Marcina Stańczyka można by nazwać impresją folkową wokół tematu nocy Kupały. Kompozytor zrobił nam czary-mary: rozstawił muzyków wśród widowni i kazał zasłonić sobie oczy opaskami (w proteście przeciw obrazkowemu światu, jak powiedział) – nie wszyscy posłuchali, ja tak i było to ciekawe doświadczenie. Ogólnie spodobała się ta zabawa, a już puszczanie baniek z balkonu na publiczność wszystkich rozbawiło. Muzycznie nie było to jakoś porywające, ale przyjemne, a śpiew Agaty Zubel upiększał rzecz dodatkowo.

Po przerwie utwór Jagody Szmytki verb(a)renne life! – sprzed kilkunastu lat; kolejna porcja szmerów i nietypowych sposobów wydobywania dźwięków, ale krótka, w przeciwieństwie do Open/Close na klarnet i zespół Krzysztofa Wołka. Po kilku dniach festiwalu odczuwam już pewne znużenie tą estetyką.

Dlatego też odświeżający był występ zespołu Kompopolex, choć oczywiście można też było przewidzieć, jak będzie, znając ich poprzednie prezentacje. Jak wówczas, także tej nocy było trochę zabawy z gatunku tzw. post-internetu (niespecjalnie mi się ta nazwa podoba, ale nie ma jakiejś lepszej). CARBON IS THE NEW BLACK Moniki Dalach rozpoczął się już podczas wchodzenia publiczności na salę, gdy członkowie zespołu prali i wieszali na suszarce kolejne ciuchy – utwór odnosi się do ekologii i do nadmiaru, a akcji wykonawców towarzyszy sugestywne wideo. W drugim utworze, Memory Box #2 norweskiego kompozytora Martina A. Hirsti-Kvama muzycy, każdy przy swoim (nagłośnionym) stoliku i ze swoją lampką, przesuwali przedmiotami. Trochę było trudności technicznych przy wykonaniu black serial MIDI music Rafała Zapały, ale zamysł był efektowny. Dwa końcowe utwory były już po prostu dobrą zabawą: w Body X Ultra Marty Śniady wykonawcy byli przebrani, a właściwie częściowo rozebrani, ale oklejeni nagłośnionymi przedmiotami do wydawania dźwięków; w we speak Neo Hülckera trzymają w ustach małe woreczki-głośniczki, które nagle zaczynają śpiewać głosami dawnych gwiazd operowych, a potem zaczynają wydawać wykonawcom rozkazy.

Muzycy zespołu Kompopolex mają dużo frajdy z tej roboty i kto nie wie, może czuć się zaskoczony, że np. Rafał Łuc jest poza tym znakomitym akordeonistą, a Aleksandra Gołaj – perkusistką NFM i innych zespołów. Tylko Jacek Sotomski z tej trójki zajmuje się podobnymi sprawami na co dzień – jest kompozytorem, miltiinstrumentalistą i performerem.