Trzy razy e-moll
Pierwszy wieczór finałów za nami. Dobrze, że te trzy Koncerty e-moll były tak różne.
Angie Zhang – pierwsze słowo, jakie mi przychodzi do głowy na temat jej interpretacji, to elegancja. Drugie – wyczucie. Trzecie – emocje. To był bardzo liryczny koncert, bardzo subtelny, z pięknie rozplanowanymi frazami. Ale i zadzierzystości nie brakło w finałowym krakowiaczku. Słuchanie jej było prawdziwą przyjemnością, choć pleyel czasem brzmiał bardzo cicho i zaczęłam się obawiać, czy tej wspaniałej fortepianistki nie spotka coś podobnego do tego, co poprzednim razem spotkało Ablogina. Oby nie.
Yonghuan Zhong zmienił instrument na erarda i dzięki temu brzmiał donośniej. Mnie ta interpretacja wybitnie nie podeszła. Bardziej energiczna niż liryczna – to może jeszcze nie byłoby złe, ale w sumie było raczej sztywno, brzmiało jak etiudy. Po oklaskach kolega stwierdził: „oklaskiwano erarda” – coś w tym jest; młodziutki (18 lat) pianista trochę się tym zachłysnął, to jakoś nie mógł zejść ze sceny, aż musiał po niego przyjść Vaclav Luks.
Eric Guo wrócił do pleyela i pokazał Chopina fantazyjnego i poetyckiego, a nawet wzruszającego, a w finale – figlarnego. Ciekawe, że pod jego palcami pleyel brzmiał donośniej, choć i subtelnych pian nie brakło.
Niestety akompaniament był wielkim rozczarowaniem, może tym większym, że po tej orkiestrze ({oh!} Orkiestra Historyczna) i tym dyrygencie (Vaclav Luks) spodziewaliśmy się więcej. Ale cała sekcja dęta oraz kotlista to goście z różnych krajów, być może też mieli za mało czasu, żeby porządnie poćwiczyć. Zbyt donośne kotły bardzo raziły, podobnie blacha; strasznie się wybijały i psuły efekt. Wszyscy byli później wywoływani do ukłonów, nie wiem za co. Może drugiego dnia będzie lepiej. Ale ja wracam dopiero na koncert laureatów.
Komentarze
Angie Zhang, to była poezja. Strasznie się rozkleiłem. Dawno chyba tak nie miałem, nie przypominam sobie. Ale dlatego też, jak Pani powiedziałem: nie było już dla mnie najmniejszego sensu uczestniczyć w następnym występie.
Jeszcze, czekając na autograf, posłuchiwałem potem Guo, ale już bezpiecznie: bo już przez ściany, ale wolę się nie wypowiadać na jego temat, bo jak ktoś mnie tak już chwyci za ❤️ jak Angie Zhang, to się robię tak lojalny, że innych nie umiem potem uczciwie ocenić, posłucham jutro. Nawet jakby miał się okazać też fajny w sali, to nie było co ryzykować przykrywania takiego wyjątkowego wrażenia, to coś jak mechanizm obronny. Bo też kto wie, czy jak ❤️ jest zaprogramowane na jakąś liczbę uderzeń i nic więcej, (a wiemy skądinąd, że jest), to czy nie ma też swojego limitu wzruszeń?
Wychodzący mówili, że „ten młody chłopak z Kanady” jest świetny, (to wiadomo od 2021), ale czy to ten sam poziom, co Zhang? (W 2021 Eric był trochę shaky, jak go pamiętam bodaj z tarasu, taki, że jakieś błędziki się wkradały tu i ówdzie, chociaż zdziwiło mnie wówczas, że nie wszedł do II Etapu).
Słuchając Angie tyle od kiedy ją Pani poleciła, zaczynam identyfikować powoli jej styl, intuicje, i bardzo mi one leżą. Żeby wygrać Duży Konkurs na pewno byłyby jej one pomocnymi, ale myślę, że potrzebnych byłoby takich smaczków jeszcze więcej i więcej. Tutaj wchodzimy w rejony dostępne raczej osobom aspirującym do poziomu Bruce’a, tzn. rywalizowania na poziomie detali niedostępnych uczestnikom, którzy walczą wciąż z tekstem, o poprawność, (a których ostatecznie jest większość). Też, instrumenty współczesne są, jak rozumiem, w pewnym sensie znacznie trudniejsze, bardziej szczegółowe, (?), tutaj się otwiera mnóstwo nowych możliwości, ale i problemów, to gmatwa sprawę. Tak naprawdę też nie wiemy chyba jeszcze nic o jej planach, ale i realnych możliwościach na takim steinwayu np.
Tym niemniej co jest pewne, to że wciąż potrafi zaskakiwać czymś poza tą dyskusją: rubatami, które były naprawdę dalekie od tego patosu, którym jesteśmy regularnie w konkursach dręczeni, ale też układaniem imponująco dużych fragmentów tekstu w całość z wyraźnym pomysłem, o czym Pani napisała, ale również np. luzem, (raz się zebrała chyba nawet do dyrygowania, takie odniosłem wrażenie; bo w kontakcie wzrokowym z orkiestrą była non stop), co o tyle wymagające, jak fatalnie się zachowywała część orkiestry. Pierwsza część to było jakieś nieporozumienie, wydaje mi się, że to znów kotły, ale nie tylko. W tempie nie grało (tak mi się wydawało: że tu i o tempo chodzi) więcej osób, po prostu kotły były faktycznie dodatkowo za głośne. Naprawdę no, to dosłownie ciężkie przeżycia. Ale tym bardziej: chapeau bas dla niej.
Piękny występ.
Piękny opis. Nie przeżyłam tak występu żadnego z wczorajszych uczestników. Moje sympatie są chyba dzisiaj po stronie Martina Nöbauera i Piotra Pawlaka.
Myślę, że orkiestra, która zazwyczaj występuje jednak z wcześniejszym repertuarem i, jak sama PK pisze, byłam posklejana z różnych muzyków, grała z uczestnika na uczestnika lepiej. Prawdopodobnie czas na prób był ograniczony, bo na próbach trzeba się było koncentrować przede wszystkim na konkursowiczach.
Miałam wrażenie, siedząc dość blisko, że Vaclav Luks robił wszystko, co się da. On jest dla mnie prawdziwym kameleonem. Na korytarzach sali kameralnej sprawiał wrażenie lekko nieśmiałego, z głową w chmurach, a na scenie jest prawdziwym wulkanem energii. Szalenie mi się podobało, jak wspierał uczestników, nieco bardziej najmłodszego – Yonghuana Zhonga, który potrzebował tego. Odwracał się do wszystkich po niektórych skończonych partiach fortepianu, zachęcająco uśmiechał, potakując w ten sposób, że się udało. Szerokim gestem odwracał się, gdy miał wejść fortepian. Jego gesty dyrygenckie w stosunku do pianistów były przerysowane, ale myślę, że to dawało im poczucie bezpieczeństwa. Uważam, że to bardzo dobry wybór dyrygenta na finały.
On jest „wulkanem energii z głową w chmurach”. Tyle że materiał miał niewdzięczny.
Kiedy słuchałam Angie, myślałam sobie: tak, to jest Chopin idealny. A kiedy słuchałam Erica, to stwierdziłam, że to Chopin z wyobraźnią. Oboje mają w grze wiele polotu i poezji.
Dzisiejszy dzień też powinien wypaść fajnie.
Znalazłam swoją notatkę o Ericu z konkursu 2021:
„Nokturn H-dur – ładny dźwięk, lirycznie. Etiuda a-moll dobrze, Etiuda cis-moll też, z umiarem. Potknięcie w samej końcówce. Barkarola nieźle, ale trochę rozchwiana ta gondola”. 🙂
Bardzo się przez te dwa lata rozwinął.
Eric grał bardzo dobrze. On jest jednak dla mnie typem wirtuoza, nie do końca pasuje mi do klimatu i charakteru fortepianu historycznego. Staram się zawsze pamiętać, że w XIX wieku to było kameralne, salonowe muzykowanie. Nie jestem zachwycona, że finał tego konkursu odbywa się w dużej sali filharmonii, widząc jednak, jak ta sala jest wypełniona, jest to potrzebne i mam nadzieje popularyzuje ideę. Chciałabym, żeby wygrał jednak ktoś skromniejszy? (nie chcę powiedzieć, że Eric jest nieskromny, ale wczoraj był bardzo pewny, wręcz brawurowy), delikatniejszy, dla którego ten instrument będzie częścią świata muzycznego, a nie tylko rodzajem stopnia w karierze. Myślę, że powinien wrócić na „duży” konkurs za dwa lata.
Patrząc po ich „portretach”, które wypuścił NIFC, kiedy byliśmy w sali, instrumenty historyczne to jej świat. I to świat w którym zamierza pozostać. I to chyba parę kwestii na ten moment wyjaśnia. Dodatkowo ona też, nawiązując do ostatniego komentarza @Frajde, mówi o tym, że podchodzi do tego e-molla jak do muzyki kameralnej, ciągłej rozmowy. A w tym Luks i większość tej orkiestry rzeczywiście bardzo fajni, wolna część była szczególnie super.
Natomiast dla niego faktycznie to raczej przystanek. Jak ktoś już wspominał, Eric nie miał jak na instrumentach z epoki nawet ćwiczyć. On sobie w Kanadzie „wyobrażał”, jak to musi być grać na pleyelu czy grafie. Ale jak wszyscy podkreślają: wyobraźnię to on ma. Więc to zadziałało.
Zresztą, nie tylko przez te dwa lata rozwinął się muzycznie, ale też jakoś w ogóle na takiego bardziej do pogadania wygląda, wtedy był jeszcze dziecinny.
Oglądałam w TVP Kultura. Pełna zgoda, że Angie Zhang to poezja. Jej liryczna gra skutkowała też tym, że słyszało się w koncercie każdy niuans – a to zawsze przyjemność w przypadku tak ogranych utworów. Z drugiej strony, miałam wrażenie, że pianistka po prostu połknęła ten koncert – nie pamiętam, żeby w ostatnich kilkunastu latach ktokolwiek z finalistów obu konkursów tak zupełnie panował nad materią.
Eric Guo przez cały czas prezentował bardzo dobry poziom – w finale jeszcze ze sporym naddatkiem. Słuchało się z zaciekawieniem i przyjemnością.
Za to Zhong… Waham się, co napisać, tym bardziej, że odbiór w transmisji jest przecież zupełnie inny niż na sali. Ale dla mnie jego wykonanie było wariacją na temat koncertu e-moll – i to wariacją rwaną, zupełnie pozbawioną rytmu. Trochę zdębiałam, kiedy po występie chińskiego pianisty w studiu TVP Kultura posypały się komplementy. Ale nie że fajnie zagrał, tylko goście omal nie pospadali z krzeseł z zachwytu. (Pochwały pod adresem Zhang wypadły na tym tle raczej oględnie). Włączyłam Dwójkę – nastroję podobne. OK, pomyślałam, nie znam się, może fachowcy dobrze mówią. Mnie jednak bliżej do zdania Pani Redaktor, a jeszcze bliżej – do opinii kolegi, którego Pani cytuje. 🙂
* nastroje
@Amma
Włączyłem, zaciekawiony, skąd oni tacy pod wrażeniem Zhonga, rozmowy Róży Światczyńskiej, Marcina Majchrowskiego i Przemka Psikuty, które prowadzili w przerwach w FN, i nic z tych rzeczy. Jak przyszła kolej na omawianie Zhonga, to w sumie co chwilę i tak łapali się na tym, że wracają do zachwycania się Zhang, jej dojrzałością. Pani redaktor zakończyła poświęcony mu segment tak: „ogromny potencjał, bardzo utalentowany pianista, który nie powiedział jeszcze ostatniego słowa”. Porównując do tego, co potem o Guo, (nawet mu okazuje się błędy powybaczali, tak kolorowo miał grać), a przedtem o Angie, to jednak nie powiedziałbym, że akurat przy Zhongu spadli z krzeseł jak państwo z TVP Kultura.
Zhong jest uczniem przewodniczącego jury, więc może to tak odruchowo z respektu… 😉
@ Zympans – I stand corrected! Włączyłam się w trakcie rozmowy w Dwójce, więc część mi umknęła. Oczywiście to nie była ta skala, co w Kulturze – po prostu zdziwiło mnie, że i tak pp. redaktorzy chwalą bardziej niż by to wynikało z finałowego występu Zhonga.
Czekam na dziś!
Angie zagrała pięknie i z werwą, Nöbauer bardzo wyważony i intelektualny, mam nadzieję, że nie zostanie odebrany jako nudny. Według mnie lepiej kontrolował dźwięk od Zhang.
Właściwie dobrze by było dla Kanady, gdyby wygrał Guo – taki dublet 😉
@Gostek
No nie wiem, jak teraz go wrzuciłem za Państwa poleceniem, to dla mnie wciąż dzieli ich sporo, ale w życiu nie pomyślałbym, że nudny. Końcówka pierwszej części w jego wykonaniu była jedną z najbardziej ekscytujących. Co do wyważenia też bym nie przesadzał, czasem naprawdę tak dokładał do pieca, szczególnie jak chodzi o dół, że się nie spodziewałem. Łebski, sympatyczny muzyk.
Po nim spróbowałem Kamili Sacharzewskiej jeszcze live, ale trafiłem na jakieś końcowe fragmenty, kiedy na moich oczach się po prostu posypała, to było bardzo przykre doświadczenie. Dlatego przeszedłem szybko do Pawlaka, który wygląda na super gościa, w zapowiedzi mówi, że się nie spodziewał finału, całkiem szczerze, no ale słychać, że ten koncert zna, ogarnia go, ale nie zdążę dokończyć przed ogłoszeniem wyników, ale na pewno u jurorów jest wysoko w kajetach.
Pierwsze dwie nagrody – bez zastrzeżeń.
Trzecia – ?????????????????????!!!!!!!!
(Nie umiem wstawić emotki z diabełkiem, ale stawianie obok siebie tych dwojga pianistów?!)
Tak się cieszę z Piotra Pawlaka, dzisiaj to była r e w e l a c ja!!! Również nie mam zastrzeżeń, co do dwóch pierwszych nagród.
Powtórzę za PK Zhong jest uczniem jednego z jurorów… Też się z tym nie zgadzam.
Jeszcze dopiszę, że wbrew obawom, nic się nie znudziłam sześcioma e-mollami! Przez to, że były grane na różnych fortepianach i przez tak różne osoby, to były całkiem inne światy. I jestem bardzo szczęśliwa, że mogłam tyle godzin poświęcić na słuchanie tego konkursu. Mam dwóch nowych ulubieńców. Piotra Pawlaka dzisiaj słyszałam po raz pierwszy na żywo (tak się ułożyło) i ujął mnie, poza interpretacją, o której niech się lepiej wypowiadają specjaliści, wielką kulturą i przede wszystkim radością grania, choć intrygował mnie oczywiście już wcześniej, w transmisjach radiowych. W wywiadach radiowych ukazał mi się jako bardzo inteligentny, umiejący ująć w słowa swoje emocje i przemyśliwujący swoją profesję. I cichutko, na końcu, jest z Gdańska, mojego Gdańska:-) Będę teraz obserwować jego rozwój. Niektórzy tu wiedzą, że jestem wielkim sympatykiem PA, ale sympatykiem PA zaczęłam być, gdy on był już znanym pianistą, tak ok. 2006. Teraz mam okazję cieszyć się z gry kogoś, być obdarowana grą kogoś, kto jest dopiero u progu swojej kariery.
Drugi ulubieniec, to Vaclav Luks. Jego muzykę znam od lat, byłam na nie jednym koncercie C1704. Teraz jednak objawił mi się jako niezwykle empatyczny, jak powiedziała dzisiaj Róża Światczyńska w Dwójce, człowiek. To jest mój kolejny Konkurs Chopinowski, który śledzę wnikliwie, na sali. Nie pamiętam dyrygenta, który by wytwarzał taką atmosferę wspólpracy na scenie, który by tak dodawał otuchy konkursowiczom. To musi być wspaniały człowiek!Teraz z jeszcze większą sympatią będę słuchała występów C1704 i CV1704.
Żał dzisiaj Martina Nöbauera. To nieco przyadek Ablogina. Nieco, bo zdecydowanie, w koncercie, nie ta klasa. Austriacki pianista nie tylko nie odnalazł się na dużej sali, ale też, w moim przekonaniu, nie miał pomysłu na ten koncert. Dodatkowo był wycowany, jakby nie wierzył w swoje siły, a może nie był to jego dzień. Będę musiała posłuchać jeszcze raz, w słuchawkach, wówczas ta interpretacja może zyskać, ale jestem więcej niż pewna, że jury nie słyszało nic, lub prawie nic.
@Amma
Ewidentnie muszę usiąść do tego koncertu Erica. Trochę dla żartu typowałem takie podium (prawie) wyłącznie na podstawie wpisów Pani Doroty, a to po to, żeby pokrytykować marną konstrukcję konkursu, który nie umie odsiać przed półfinałem osób zwyczajnie nie potrafiących udźwignąć większego materiału. Ale kolejność miała być inna! Więc tym bardziej trzeba nadrobić koncert Erica Guo, żeby zrozumieć, co przeważyło.
O tyle fajnie, że na niego zwróciłem uwagę, (i tylko na niego), już na samym początku z uwagi na sentyment z 2021, fajne z tamtego czasu wrażenie, które, okazuje się, że zrobił wtedy również na Pani Dorocie. Jeszcze niesprawiedliwie powiedziałem, że o nim nic się tu nie pisze, (bo nie doczytałem). Ale no ominęło mnie przez to słuchanie tych wszystkich osób, które sobie nie radzą z Bachem, a potem Sonatą od razu za poleceniem sięgnąłem po Zhang i się rozpłynąłem.
Ale tak, uczestnik podpięty pod miejsce trzecie, no cóż. Ogólnie też dlatego szkoda, że tak ważne konkursy odbywają się w PL czy, do niedawna, w Rosji. To jest jednak mentalność obca Zachodowi, choć i tam się te patologie zdarzają, to nie jest to tak nachalne, przynajmniej ja nie obserwowałem tego jakoś latając po wynikach.
Swoją drogą już Radiowa Dwójka pod wygraną Erica Guo pisze równorzędnego newsa:
„Na II miejscu Piotr Pawlak”,
czyli wiadomość z cyklu: n-ty raz polski uczestnik zaszedł w jakimś polskim konkursie daleko, chociaż w zagranicznych Polacy nawet nie startują, („Jan Sobieski III miejsce w Konkursie Królowej Elżbiety”, kiedy tego doczekamy na głównej Dwójki…). A za nim jest uczeń polskiego jurora. No niespotykana sprawa. Piotr jest świetny gościu, ale nie ma tego wyczucia, muzykalności, luzu co Eric, co Angie, (w jej przypadku dochodzi jeszcze najczystsze z nich wszystkich granie, wyczucie czasu, w jego: te kolory, kontrasty). To jest granie na innym poziomie szczegółowości, w innej rozdzielczości. Natomiast, podobnie jak Jakub Kuszlik, rzeczywiście Piotr znów broni się tym, że naprawdę ogarnia całość, oraz tym że u niego słychać to, co trzeba. Wziął erarda a nie wyszukanego pleyela? No i co, skoro nic tam dzięki temu nie ginęło. Dostosował się do możliwości swoich i sali i wygrał na tym, to b inteligentny muzyk. Ale swoją drogą to też mnie zawsze dziwi, że od lat każą siedzieć tym jurorom aż tak daleko. Niby tak samo słychać te wszystkie detale z tamtego balkonu, co z VIII rzędu? Ale wracając do trzeciego miejsca:
to jest ten mental, no niestety, mentalnie jesteśmy na Wschodzie, wszystko na użytek wewnętrzny, że tak powiem – w każdej sferze życia.
Z całym, ale naprawdę, z całym to szacunkiem dla polskich finalistów w Dużym Konkursie, to jakoś jednak to moja najulubieńsza Miyu Shindo, która odpadła po III etapie, ma wydaną w samym NIFC-u płytę, a jakoś przedziwnym trafem drugi z polskich finalistów, rzekomo tyle od niej lepszy, no jakoś no nie ma, minęły 2 lata i wciąż jej nie wydają, zgubili nagranie? A może czekają na Gwiazdkę? Kto rozwikła tę zagadkę? We mnie to jakoś siedzi, w takich sytuacjach, jak to trzecie miejsce teraz, mi się ten cyrk przypomina. (Aha, no oczywiście nie dość, że z PL, to rzecz jasna uczył się u dwójki jurorów, a teraz uczy się u trzeciego).
No szkoda, że Nöbauer przepadł. Takie „wycofane” wykonania też mają swój urok.
Żal Kamili Sacharzewskiej, bo na koniec rozsypała się kompletnie, ale ktoś musi jej powiedzieć, że przecież trzeba walić do końca, udawać, że nic się nie stało, że wszystko jest OK, zachowywać się, jakby się zwyciężyło.
Muszę Nöbauera posłuchać „po mikrofonach”. Może się okazać, że było naprawdę dobrze. Na sali, nie tak daleko – w VI rzędzie – to było szemranie… Kamila Sacharzewska grała do końca. To trzeba jej przyznać. Ona wiedziała, że jest so so już od pewnego momentu, to widać było po jej minie, ale do każdej części zbierała się w sobie. Za to ją podziwiałam. One jest muzykalna i ma charakter. Najważniejszy ten charakter.
Ech… nie słyszałam Pawlaka, muszę nadrobić, ale uważam, że trzecie miejsce dla Angie i sklasyfikowanie jej na równi z bezbarwnym Zhongiem to skandal. Ale co to za konkurs (zwłaszcza w Polsce), na którym nie ma skandalu. 👿
Poza tym zarówno Pawlak, jak Zhong, a nawet Eric mieli w II etapie mniejsze czy większe wsypy, a Angie była niezawodna od początku do końca. Coś mi tu zdecydowanie nie gra, i nie jest to pleyel ani erard…
No to jest wstyd. Tzn. też nie chcę się obnosić z jakimś uchem, szczególnie, że łatwo teraz to kontrować, jak przeciwko ma się jury, gdzie siedzą tak znakomite osoby. Ani zresztą to ucho wybitne, ani też nie jestem obiektywny, bo zakochany w mazurkach i koncercie Angie, a też Piotr Pawlak niczemu nie jest tutaj winien, podobnie Zhong: cóż on zawinił? Nic. To są trudne sprawy. Ale all in all, odkładając te zastrzeżenia na bok: jest to wstyd.
Teraz też Państwu sprzedam taką anegdotę. Siedzę sobie i czekam na ten autograf, trochę posłuchałem Erica myjąc ręce, chyba nad umywalkami najlepiej się niesie, dęciaki może wczoraj trochę zawiodły, ale rury w FN mają się świetnie, no mniejsza oto, trochę połaziłem po okolicy, wracam na siedzenie, a tam wchodzi dwóch panów, eleganccy, może nie w moim stylu, ale tak schludni, że po staniu chwilę wcześniej przy tej burej Jasnej, przecież imprezowej trasie smutnych ludzi zdążających po alkohol, to jak tak weszli, to jakby inny świat wszedł, a jak się odezwali: to już w ogóle AMERYKA. No więc oni do Angie Zhang i zbierają się na górę, no ale jednak w portierni państwo doszli do wniosku, że no nie, bez przesady, tak to nie wolno. OK, zatem się cofnęli, ale też niestety poszli sobie za nieco chybionym dodatkowym zaleceniem, (wynikającym po prostu z problemów językowych, żadnej złej intencji), czekać na zewnątrz, ale w ogóle po drugiej stronie budynku. Oczywiście Angie po chwili pojawiła się dokładnie tam, gdzie myśleli, a nie gdzie ich skierowano. A gdy już obkomplementowana sobie gdzieś poszła, to rzecz jasna (nomen omen) w drugą stronę. No ale nic, ze swoim podpisikiem wychodzę szczęśliwy, ale trafiam na nich, którzy gdzieś z boku czekają i mówię, że no niestety, poszła już i to gdzie indziej. A oni uśmiechnięci, że nie tam, że zaraz tu będzie. Nie no, źle im powiedziano, wyszła drugim wyjściem i raczej pewnie nie żeby robić teraz kółka wokół FN. No ale pocieszają mnie, że zaraz będzie. No i ok, czyli o coś innego tu chodzi. I rzeczywiście, chwilę później jednak się tam pojawiła, jak już udawałem się w swoją stronę, i sobie dużą ekipą gdzieś poszli. Coś mnie dzisiaj jednak tknęło i jak teraz sobie strzeliłem mini risercz, to jeden z tych dwóch bardzo sympatycznych panów, to był, okazuje się, też muzyk. Imieniem Charles Metz, studiujący kiedyś u Pinnocka np. Buduje, naprawia i gra na historycznych instrumentach w Stanach. Nagrał ostatnio taką płytę, jak rozumiem na instrumencie z XVI wieku. To nie moja bajka, ale jest to dość fascynujące. Ale na ile dobre, ocenić nie umiem:
https://youtube.com/playlist?list=OLAK5uy_nP7n5GJGJluCdjhsbiUrAFDmxr5-Gv3_A&si=_PjqrNKFBkBhUU54
Pewnie jutro będzie na sali, zawsze można zagadać, będzie mu też na pewno bardzo miło. Ewidentnie w ogóle musiał tu przyjechać specjalnie dla niej.
Morał jest taki, że może gdybyśmy nie kierowali się doraźnymi interesami poszczególnych osób, ekhm, czy nie traktowali konkursu jako okazji, żeby podekscytować na pięć minut „patriotyczną” publiczność, która śledzi wyłącznie polskie konkursy, a bardziej marką wydarzenia, to miałoby ono za parę lat potencjał ściągania tutaj naprawdę ciekawego grona, które takich festiwali / konkursów ma na świecie jak na lekarstwo.
Ciekawe okoliczności towarzyszące i barwnie opisane:-)
Myślę sobie jeszcze o tych wynikach. Chętnie poczytam jeszcze komentarze tutaj. Może po dzisiejszym koncercie. Chciałabym jeszcze raz posłuchać tych koncertów finałowych na spokokojnie. Życzę dzisiaj wielu przeżyć na Koncercie Laureatów, bo już mnie nie będzie w FN.
No i trzeba się szybko przenieść mentalnie do dzisiejszej innej rzeczywistości… choć tak miło byłoby zostać w tym wyidealizowanym muzycznym świecie. Można tam też zrobić mały performance tj. można nie jeść czekoladek pewnej firmy…:-) (choć są niczego sobie).
A pierwszy koncert Eric Guo zagra tutaj:
https://collegium1704.com/en/stec_event_en/z-vidne-do-varsavy-cz-2/
To też może wskazywać, że głos Vaclava Luksa mógł być w finale bardzo. ważny. I po przemyśleniach, bardzo się cieszę, że on był i dyrygentem i wciąż jurorem. Po tylu godzinach z kandydatami (dwa pełne koncerty prób z każdym), w trzecim etapie słyszał najwięcej.
No i po koncercie laureatów. Subtelna Angie w Balladzie g-moll, sztywny Zhong w Balladzie F-dur, fantazyjny Pawlak w Mazurku a-moll op. 17 nr 4 i Barkaroli (z preludiowaniem) i poetycki Eric w Koncercie e-moll plus Mazurku a-moll op. 59 nr 1q na bis. Trochę to było nietypowe, bo zwykle laureaci rozprężają się i grają już w mniejszym skupieniu – a dziś tego się nie odczuwało.
I ciekawostka historyczna.
Był październik roku 2015. Kończył się Konkurs Chopinowski, był koncert laureatów. Też zresztą dobry. Kiedy tam szłam, nie mogłam oprzeć się myślom, że jest czas dekadencji, który zaraz się skończy i będzie smuta. Kto pamięta pierwszy PiS, ten dziwić się temu odczuciu nie będzie. Duda był już wtedy prezydentem i uparł się na tym wydarzeniu przemawiać. Blogownictwo dało tu swój wyraz, począwszy od wypowiedzi Wielkiego Wodza z 20:04:
https://szwarcman.blog.polityka.pl/2015/10/21/poszli-w-klasyke/#comment-255710
Dziś jakże inny nastrój. Siedzieliśmy, słuchaliśmy Chopina, żadnych mów tronowych nie było (przemawiali tylko przewodniczący jury prof. Wojciech Świtała i dyrektor Artur Szklener), a w tle była nadzieja, że dziś jest Dzień Zmiany.
Oby! Bo jeszcze nie wszystko wiadomo.
Pani Eva Gevorgyian tak i nie wygrala Czajkowskiego, czy w ogóle w nim nie brala udziału?
Nie brała udziału.
A propos preludiowania, coś wspaniałego trafiłem przeglądając ten, jakże ciekawy, kanał na yt, Leo Sirota też właśnie preludiujący, ale przed graniem Scarlattiego (Tausiga). Ale to wspaniale niespieszne i muzykalne:
https://youtu.be/9VI23QQLL7I?si=g9bH959KCDwWs91h
kto zacz ten Sirota? Gdzie są jego nagrania?!
Tutaj trochę o nim:
https://www.amazon.com/Leo-Sirota-Pianist-Loved-Japan/dp/B08L3XC2JK
Był z pochodzenia z Ukrainy, nie Rosji. Tego typu niejasności są częste, pewnie przez asocjację z ZSRR. Urodzony pod koniec XIX wieku w Kamieńcu Podolskim. Bardzo ciekawa osobowość. Podaną powyżej książkę czytałam w czasie pandemii.
Pozdrawiam.
@Berkeley
O rany, dziękuję, szczerze mówiąc, nie spodziewałem się za bardzo odpowiedzi w ogóle, a co dopiero takiej! Rzeczywiście super ciekawie to wygląda, a jeszcze do tego przecież ten passus:
„He made one landmark return to Japan in 1963 and gave an outstandingly successful farewell recital to a capacity audience in the Hibiya Public Hall of Tokyo.”
to jakby o recitalu, który właśnie wysłałem. Czy mi się wydaje?
Wydaje mi się, że tak. Czy to przypadek, że tę książkę czytałam? Ponoć nic nie jest przypadkiem…
Pozdrawiam.
Bardzo ciekawa historia, dzięki 🙂
A ja znam pewnego pana który być może był na tym recitalu w Japonii. Dowiem się czy był, bo kiedyś mi chyba o nim wspominał. Muszę się upewnić, że to ten sam występ. Znowu świat mały, chyba zawsze tak było, że ponoć od jednej osoby do drugiej dzieli najwyżej sześć osób…
Pozdrawiam.
Nie chcę zanieczyszczać tamtego muzyczno-śledczego wątku, więc pozwolę sobie tutaj wspomnieć, że dokładnie w tym momencie startuje pierwsza edycja Konkursu im. Michelangeliego. A grać w niej będzie, mam takie przeczucie, (a nawet bym się założył), co najmniej jedna osoba, która w najbliższych latach znajdzie się wśród laureatów w Warszawie. No w każdym razie kilkoro naprawdę szalenie zdolnych muzyków i muzyczek jest wśród uczestników, patrząc po biografiach czy ostatnich występach. Ale też konkretne wybory repertuarowe niektórych z nich w obrębie konkursowych zasad, (idziemy śladami Michelangeliego, gramy najogólniej to, co on lubił grać), sugerują, że mamy tutaj przygotowujących się do 2025.
A jeszcze z newsów mniej wyrafinowanych, a na pewno bardziej bieżących:
Yunchan Lim zakontraktowany.
Brzmi to groźnie.
I faktycznie: informacja podana w ogóle w podniosłej atmosferze zwycięstwa, (co swoją drogą trochę mówi o statusie tego pianisty w muzycznym świecie), trochę na moje ucho równocześnie brzmi jak początek jakiego filmu sensacyjnego z Liamem Neesonem, który zamiast upragnionych wakacji z dzieckiem na plaży, musi je odbijać z rąk porywaczy:
„Decca Classics is delighted to announce the exclusive signing of South Korean pianist Yunchan Lim, after following him across the globe for his much sought-after signature. International record company executives travelled to Tokyo, Paris, Amsterdam, Rome, London, New York and Seoul to meet with Yunchan and bring him to the legendary label.”
Nie podali kwoty. Gdyby byli mniej skąpi, to sam by do nich przyjechał i podpisał, bez cyrku. 🙂
No bardzo mnie ciekawi, kto miałby być wyżej od Sophii Shuyi Liu w 2025.
Od Cliburna tego pana wyżej, który raczej w konkursach brać udziału już nie musi, nie przypominam sobie tak klarownego, ale też i po prostu potężnego, majestatycznego grania. Prawie się zakrztusiłem pijąc kawę, jak ją usłyszałem.
Kevin Chen, jak się mieliśmy okazję już wszyscy przekonać, jest rzeczywiście wybitny, ale też czy będzie chciał grać w Warszawie? Wątpliwe.
Sophia brzmi na razie zimno, nie ma też tej nonszalancji kolegi, z którym dzieli nazwisko, ale jak się skończyło niecałe dwa tygodnie temu piętnaście lat, studiuje u DTS-a, a do konkursu zostały dwa lata, to ja bym się na miejscu innych zwyczajnie zaczynał już bać. Bo wobec takiej siły natury to wiele więcej nie zostaje.
Pierwszy etap: same Frycki i jeden Ferenc na deser, ale taki, że nie polecam jeść w trakcie: niby Walc Mefisto, ale bardziej jakby się Mefisto walcem przejechał po nadziejach reszty dzisiejszych uczestników na konkurowanie z nią.
Organizatorzy chyba nie zamierzają publikować nagrań do zakończenia konkursu, co jest zadziwiające, ale muszę lepiej się wywiedzieć. W każdym razie ona jest must-see, czy bardziej must-hear. Żeby nie było za 2 lata, że na chybił trafił się skupiamy wszyscy w pierwszej rundzie, nie mając potem sił na tych, co wymiatają! Ja np. Bruce’a chyba pierwszy raz to usłyszałem wtedy na żywo w hallu dopiero w III etapie, dokładnie z tego powodu. A kto śledził ten światek, wiedział.
@Wielki Wodzu
A narracja jest, że o niego się toczyły boje, i to między największymi. No cóż, może między Deccą a DG. Swoją drogą nadal tak do końca nie orientuję się, na ile te wytwórnie ze sobą konkurują, a na ile jeden właściciel to mimo wszystko kontroluje.
A jednak, jak człowiek mejla napisze, to się czasem doprosi. Voila:
https://www.youtube.com/live/DitGdHK6ego?si=Fm9c8C1tVr3XOxfw&t=12571
Dzisiaj też ciekawie.