Już tylko Chopin

Podobnie jak pięć lat temu, w II etapie konkursu uczestnicy grają już tylko utwory patrona. Z drobną różnicą: obok mazurków i sonaty zamiast poloneza jest walc.

Dziś wysłuchaliśmy tylko siedmiorga pianistów, ponieważ Koreanka, która miała grać ostatnia, była niedysponowana i przełożono jej występ na zakończenie jutrzejszych przesłuchań. Tak więc dziś szybciej mogliśmy pójść do domu, za to jutro pójdziemy później.

Jak patrzę na moje zapiski sprzed pięciu lat, to wynika z nich, że do II etapu dostało się więcej pianistów N niż P. Czyżby tym razem było odwrotnie? Jeszcze nie wiem, co nas czeka jutro, bo tych pianistów nie słyszałam będąc na wagarach, ale dziś rzeczywiście więcej było z kategorii P. Czy jednak to wystarcza? Cóż, nie zawsze. Taki Derek Wang, który tak pewnie zachowywał się grając Bacha, Mozarta czy młodego Chopina, w muzyce dojrzałego Chopina niestety padł. Mazurki były blade, Sonata b-moll zupełnie nie jest dla niego (w ogóle były dziś z nią kłopoty), a Walc As-dur op. 42 na koniec (taka kolejność mówi sama za siebie o osobowości pianisty, podobnie było w przypadku Bruce’a Liu na „dużym” konkursie) był dla niego wyraźnie chwilą wytchnienia w atmosferze salonowej, która mu zdecydowanie bardziej pasuje.

Również Yonghuan Zhong, 18-letni chiński student prof. Wojciecha Świtały, też pewnie trochę już zdążył usłyszeć od profesora zarówno o wykonawstwie historycznym, jak o Chopinie w ogóle, i ślady tego było nawet trochę słychać, ale nie było to do końca przekonujące i jego produkcja także wypadła raczej blado. I on grał Sonatę b-moll; chyba pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się nudzić przy Marszu żałobnym

Nienajlepiej też się powiodło Włoszce Alice Baccalini, która tak interesująco grała zwłaszcza Mozarta. Owszem, ma ona w sobie coś ujmującego, ale i dla niej Chopin okazał się trudny; mazurki grane zbyt delikatnie, walca zagrała trochę za szybko, co chyba ją rozproszyło, bo i Sonatę (b-moll, a jakże) rozpoczęła nader szybko i poczuła się chyba niepewnie, w każdym razie takie sprawiała wrażenie. Miała jednak piękne momenty, jak tajemniczy, mroczny początek przetworzenia I części, podobnie też było z Marszem, a finał był wręcz szmerowy. Ale ogólnie trochę zawiodła.

Nieźle wypadła Joanna Goranko (co do chwalonej tu sukienki, to dziś była ubrana nawet ładniej; zjawiskową kieckę miała też na „dużym” konkursie). Bardzo ładnie wypadły jej mazurki – grała te same co Zhong, ale o niebo lepiej, także walc był wdzięczny. Jej Sonata b-moll była nierówna; ogólnie raczej niezła, ale były momenty zachwiania, zwłaszcza w Scherzu. Wyszła jednak z nich. O wiele mniej szczęścia miała najmłodsza Japonka Saya Kamada, która kompletnie się wywaliła niemal na zakończenie występu, w całości zresztą raczej szkolnego.

Na koniec zostawiłam sobie najlepszych. Eric Guo pięknie kontrastował nastroje i brzmienia w mazurkach; w walcu trochę się rozproszył, ale się ogarnął. I jemu prawdę mówiąc nie wszystko wyszło w Sonacie b-moll, miał momenty trochę przekombinowane (repryza I części) czy zbyt rozpędzone (początek Scherza – chyba się trochę wówczas zdenerwował). Ale ogólnie zachwycał muzykalnością, brzmieniem, rubatem; forte nigdy nie było krzykliwe, piano jak mgiełka. Dziwiłabym się, gdyby nie wszedł do finału.

Absolutnie bezkonkurencyjna była dziś Angie Zhang. Bardzo ciekawy miała pomysł, by wczesne mazurki, te z op. 17, zagrać na grafie; zabrzmiały pięknie, delikatnie, może nawet pianistka trochę nadużywała lewego pedału, ale efekt był zjawiskowy. Na Sonatę h-moll przesiadła się do pleyela i wspaniale zbudowała formę całego dzieła, jak też poszczególnych części. Jestem też zafascynowana jej wyczuciem rubata. Po sonacie wróciła do grafa, na którym Walc op. 42 zabrzmiał leciutko i wdzięcznie. Przez cały występ odczuwało się frajdę, jaką pianistka miała z muzykowania; to się udzielało. Może to będzie jedna z nagród?