Gitarowe szaleństwo

Międzynarodowy Konkurs Gitarowy im. Jarka Śmietany organizowany jest co dwa lata, naprzemiennie z Międzynarodowym Jazzowym Konkursem Skrzypcowym im. Zbigniewa Seiferta.

O ile temu drugiemu konkursowi kibicowałam od jego powstania, to na ten gitarowy trafiłam po raz pierwszy. A przecież patrona konkursu miałam kiedyś wielką przyjemność poznać, gdy miał koncert w Muzycznej Owczarni w Jaworkach, a ja akurat przyjechałam robić reportaż o tym ciekawym jazzowym miejscu. Nawiasem mówiąc, ostatnio szukałam na moim blogu jakiejś sprawy związanej z Chopinem i trafiłam na jego pojawienie się… Dawno to było, właśnie minęła dekada, jak zmarł. A konkurs jego imienia miał właśnie piątą edycję.

W jury pierwszej były takie legendy jak John Abercrombie i Mike Stern; ten drugi był też w kolejnych dwóch konkursach, w tym roku chciał też przyjechać, ale ze swoim zespołem, a to już byłoby drogo. Obecne jury i tak było zacne: Peter Bernstein (wczoraj pięknie grał z Kajetanem Galasem na hammondzie i Grzegorzem Pałką na perkusji w Harris Piano Jazz Bar, gdzie odbywają się wieczorne „dżemy”), Romain Pilon, krytyk Thomas Conrad, a w polskiej części, jak we wszystkich poprzednich konkursach – Witold Wnuk (przewodniczący), Karol Ferfecki i Marek Napiórkowski.

Wśród młodych gitarzystów wykształciła się już chyba grupa miłośników tego konkursu – paru z nich pojawiło się tu wcześniej, np. Amerykanin James Zito miał już nagrodę specjalną (w tym roku wyróżnienie), a Raphael Silverman – nagrodę za najlepsze wykonanie kompozycji Jarka Śmietany (teraz dostał za to samo). W ogóle Amerykanie zdominowali ten konkurs; także Ben Turner otrzymał III nagrodę, a Konrad Malinowski – wbrew pozorom Amerykanin, tam urodzony – wyróżnienie. II nagroda przypadła Portugalczykowi Mateusowi Saldanha – też już nie pierwszy raz w Krakowie, podobnie jak jedyny Polak w finale, zdobywca wyróżnienia Paweł Krawiec.

Zwycięzca przybył tu pierwszy raz i porwał jurorów oraz niewielką publiczność (przesłuchania odbywały się w Sali Błękitnej Filharmonii Krakowskiej, wstęp był wolny, ale i tak miało się wrażenie, że uczestniczy się w imprezie dla wtajemniczonych). To Ohad Niceberg z Izraela, który jednak jest już jedną nogą w Nowym Jorku, więc udało mu się przyjechać mimo tragicznej sytuacji w jego ojczyźnie. Fantastyczny muzyk, jest w nim jakaś naturalna lekkość, a zarazem charyzma, a technika nie stawia przed nim żadnych problemów. Na przedwczorajszym jamie u Harrisa zanim wziął gitarę do ręki (i to nie swoją, tylko kolegi), zasiadł do pianina i grał na nim z równą swobodą. Niesamowity chłopak. Dziś na wieczornym koncercie galowym będzie go mogło usłyszeć więcej ludzi, podobnie jak pozostałych nagrodzonych. Wystąpią też jurorzy-gwiazdorzy. Wybieram się.

Jak wysoki był poziom tego konkursu, można się przekonać odsłuchując wczorajszy finał (początek w 11 minucie) – naprawdę warto, bo chłopcy się sprężyli i dali z siebie wszystko. A Ohad został już zaproszony do udziału w przyszłorocznym Summer Jazz Festival w Krakowie.