Przeszłość w Kosmosie
W paru słowach wygłoszonych przed drugim koncertem Kwartesencji przez Izabellę Szałaj-Zimak i Michała Pepola zapowiedziano właśnie taki klucz programu: utwory nawiązujące do przeszłości plus Kosmos.
Ten ostatni dotyczył umieszczonych w środku koncertu czterech madrygałów Gesualda da Venosy w opracowaniu właśnie Pepola. Dodał on warstwę elektroniczną składającą się z szumów symbolizujących podróż kosmiczną oraz z dublowania elektronicznymi dźwiękami (unisono) tego, co grał kwartet, czyli literalnie tych madrygałów. Ciekawy brzmieniowo pomysł: Gesualdo wysłany w Kosmos, razem ze swymi dysonansami.
Dla muzyków Royal String Quartet utwory Pawła Szymańskiego są jedną ze specjalności. Tym razem, bez drugiej skrzypaczki, za to z perkusistą (Hubert Zemler na wibrafonie), znów zagrali Compartment 2, Car 7 – pisałam już tu o tym utworze, więc nie będę się powtarzać. Powiem tylko, że mieli przygodę – w pewnym momencie struna poszła i trzeba było przerwać wykonanie, ale nie szkodzi: dzięki temu posłuchaliśmy dużego fragmentu utworu jeszcze raz. Nie wiem, czy zasugerowałam się słowem wstępnym, ale dźwięki wibrafonu otulające brzmienie smyczków wydały mi się jak gwiezdny pył.
The Last Sleep of the Virgin Johna Tavenera na kwartet oraz dzwonki chromatyczne (rozłożone na stole bardzo dekoracyjne szklane dzwonki z metalowym spodami, pomalowanymi na wszystkie kolory tęczy, każdy miał inną wysokość dźwięku, a perkusista po prostu uderzał je od góry palcami) to, jak tytuł wskazuje, utwór religijny, ze słyszalnymi nawiązaniami do muzyki bizantyjskiej. „Dziwna medytacja o rzeczach ostatecznych” – tak wyraził się o niej sam, także dlatego, że był wówczas przed poważną operacją. W sumie z trzech dzisiejszych dzieł najprostsze, ale prostotą wyrafinowaną.
Krótka w tym roku Kwartesencja, ale rzeczywiście esencja. Dziś transmisji nie było, ale koncert zapewne zostanie odtworzony w Dwójce. Publiczności było trochę więcej niż na Brahmsie, ale też niezbyt dużo. I dziś była konkurencja: Trzy-Czte-Ry tym razem w Studiu im. Szpilmana, a poza tym koncert w UMFC z dość dziwnym programem.
Komentarze
…kosmicznie, esencjonalnie
energetycznie, z przymrużeniem oka…
Dżejdżej Orliński kończy dziś (aż, tylko) 33 lata…
— Sto lat w zdrowiu i kreatywności!!! 🙂
Nie mialam czasu wcześniej napisać, a bardzo chcialam, bo sama byłam zaskoczona, jak mi się ten koncert RSQ z Hubertem Zemlerem podobał. Nie chodzę na Jesień, nie słucham w ogóle muzyki współczesnej, więc poszłam z ciekawości. Może też dlatego, że też niespodziewanie, podobał mi się utwór Pana Krauze, który słyszałam ostatnio na Trzy-Czte-Ry. Najbardziej ze wszystkich zatem podobał mi się utwór Pawła Szymańskiego „Compartment 2, Car 7”. Był najciekawszy, najbardziej różnorodny. Tytuł swoją drogą, dość zaskakujący.
Gesualdo oryginalny, ale wolę chyba wersje dawne. Natomiast teraz dopiero u PK widzę, że ten ostatni utwór miał tytuł „The last sleep of the Virgin”. Koresponduje to jakoś z tą małą dziewczynką w opasce łosia, która tak słodko zasnęła, właśnie przy dźwięku tych dzwonków. Widziałam, że PK też na nią zwróciła uwagę. Pewnie miała piękne sny 🙂
Może to była właśnie taka muzyka oniryczna. Na pewno bardzo uspakajająca. Ten szum w Gesualdzie też był uspakajający.
Uważam, że świetnie dobrany repertuar i miejsce do niego. To jest bardzo ciekawe, że to bardzo skromne studio, wśród tej PRL-owskiej rzeczywistości wokół, tworzy tak dobry klimat do słuchania muzyki. I nie chodzi mi tylko o świetną akustykę.