Dziesięciolatki
W ten przestępny dzień Hashtag Ensemble w swojej siedzibie, czyli Hashtag Lab na Ochocie, rozpoczęło obchody 10. urodzin, a zarazem pierwszej rocznicy zacumowania w tym miejscu.
Oczywiście te rocznice nie przypadają 29 lutego, bo ani rok 2014, ani 2023 nie był przestępny. Ale datę tego koncertu łatwo było zapamiętać (choć muzycznie kojarzy się ona tylko z urodzinami Rossiniego).
Przez ten rok warszawska muzyczna kooperatywa rozkręciła dużo rzeczy: koncerty własne, gościnne, ale przede wszystkim liczne programy edukacyjne. Zarówno koncerty dla dzieci (pod nazwą ĄSąBąble), jak warsztaty dla młodszych (wyższe klasy podstawówki) i troszkę starszych (studenci) wykonawców muzyki współczesnej – paru uczestników jednego z tych projektów, Akademii PRO, wzięło udział w dzisiejszym koncercie.
Program, jak zapowiedziała flecistka Ania Karpowicz, zespół wykonał wcześniej w listopadzie w Bukareszcie i Cluj-Napoca w ramach międzynarodowego festiwalu muzyki współczesnej Meridian – stąd obecność utworów zarówno polskich, jak rumuńskich kompozytorów. Jednak – jak stwierdzili muzycy – ten program pasuje do jubileuszu, ponieważ są to „różne spojrzenia (…) na negocjacje człowieka z czasem” – a jubileusze też takimi negocjacjami są. Ja bym dodała tutaj, że polega to na szczególnej roli rytmu, którym ten czas jest odmierzany – rytmu nie zawsze regularnego, ale wyrazistego. Choć były też utwory eksponujące jednocześnie niebanalne brzmienia, jak Still in the Middle of Happening Pawła Malinowskiego (od którego zespół pożyczył tytuł, aby zatytułować cały koncert). Ciekawym pomysłem był Dance with my Breath Agnieszki Stulgińskiej, który ma się wywodzić z szalonych tańców na ludowych zabawach – szmery wydawane przez instrumenty miały przypominać przyspieszony oddech, muzyczne dźwięki nie niosły żadnych aluzji melodycznych, co najwyżej rytmiczne. Pełna regularność i zgrzebne dźwięki – to maszynistyczna Mechanofaktura Artura Zagajewskiego, z tytułem pożyczonym od międzywojennego malarza konstruktywisty i abstrakcjonisty Henryka Berlewiego.
Po koncercie był jubileuszowy torcik, a muzycy rozdali publiczności kartki z kodem QR, który prowadzi tutaj.
Komentarze
Słucham na żywo tego Erica i jakoś nie mogę uwierzyć, że to ta sama osoba, co w 2021 r. Potężny dźwięk, (na youtube idealnie, ale czy w sali nie za twardo?), w ogóle zero kompleksów, ale jak przy tym malowniczo. I chyba naprawdę spontanicznie, jakby się podpalał. I publiczności w to graj. I mi też. W szkole byśmy powiedzieli: „nie bierze jeńców”. Błąd nie błąd, co to ma za znaczenie, jak są takie emocje. Tak się zasłuchałem, że mi por zupełnie oklapł w garnku. Znów inny f-moll się nam przydarza, po śpiewających, po eleganckich, teraz brawurowy. Niesamowity. Mam nadzieję, że Państwu to tak samo nastrojowo brzmiało tam na miejscu. Genialny pomysł, żeby grał to bez orkiestry. Strzał w dziesiątkę.
Życzenia urodzinowe dla Fryderyka Chopina. Tak, znam datę 22 lutego! Jednak 1 marca to szczególna data. Ale on daje nam dużo radości (i trudności i piękna) przez tyle lat.
Pozdrawiam.
Wczoraj urodziny miał Rossini (tak tylko co 4 lata, młody człowiek). Wychodzi na to, że Gioachino ma 58 lat. 🙂
Pozdrawiam.
https://m.youtube.com/watch?v=KPodHwCbE5k&t=1362s&pp=ygUbVGhlIGl0YWx1YW4gZ2lybCBpbiBhbGdpZXJz
No i ciekawostka. Już nie będę robić wpisu, tylko od razu tu odpowiem. Na sali wcale ten dźwięk nie brzmiał potężnie, przeciwnie, nie wszystko się momentami słyszało. Właśnie sprawdziłam, jak brzmi na YT pierwsze preludium i niestety tak samo jak na sali – praktycznie brak środkowych głosów w prawej ręce 🙁
Gra sobie chłopak z taką dezynwolturą, na luzie. Bardzo młodzieńczo, rzeczywiście spontanicznie. Koncert f-moll rzeczywiście fajny, nawet z potknięciami, ale i z werwą, i z wyczuciem. Preludia podobały mi się mniej, choć też były momenty piękne. Niespecjalnie jednak mi się widziały bisy: Preludium cis-moll op. 45 (pewnie zasłuchałam się w pełne refleksji wykonanie Ablogina) i zapędzona Berceuse. Miały też jakiś urok, ale nie było to w moim typie.
Oj tak, no niestety to niefortunny wybór grać op. 45 tuż po ukazaniu się tej płyty, ryzykowny. Nie było to tak subtelnie zagrane jak u Ablogina, bez wątpliwości. Inny poziom. Ale jest w tym coś zabawnego, że on właśnie dobiera dokładnie to, czego przy swoim temperamencie niby nie powinien. I przy swoich umiejętnościach technicznych – bo te nie są jakieś topowe, ujmując to delikatnie. Przynajmniej na moje ucho i oko. A właśnie na to się decyduje. No mnie to jakoś bawi.
Natomiast z kuchni wróciłem na Preludium numer pięć i super mi się podobało. W ogóle ciekawe z tymi głosami na początku, bo w późniejszych czasem wynajdował sobie takie, których nie znałem, co jednak nie brzmiało sztucznie, a właśnie malowniczo. Co jednak może się jakoś łączyć z odczuwanym przez PK brakiem i moją uwagą na temat jego umiejętności technicznych: wydaje mi się, że on czasem niedomagał fizycznie, przelatywał mnóstwo rzeczy, one giną wtedy, zlewają się. Ale tak gnał do przodu, że nie zwracałem na to uwagi. Jak ktoś lepiej zna op. 28, to pewnie to bardziej rażące, ale ja nie znam, więc byłem zadowolony 🙂
Powstrzymać się nie mogę, wysyłam krótki wywiad z Marią Joao Pires w Classic FM. To rzadki wgląd w tamtą sytuację z wiralowego filmiku, kiedy orkiestra zaczęła grać inny koncert Mozarta, niż się spodziewała.
Poza tym, że można się dowiedzieć z tego mini wywiadu paru smaczków, poznać tło tamtego nieporozumienia, i w ogóle że to np. nie jedyny raz, jak jej się coś takiego przydarzyło! to po prostu zawsze super jest posłuchać Marii Joao Pires, bo to wspaniała osoba. To nie są jakieś prawdy objawione, co mówi, nie każdy musi się identyfikować z jej przekonaniami, ale np. do mnie to trafia. Może też do części z Państwa!
https://youtu.be/UXbVDI0LhRM?si=uak4dj2x6PUWvgQf
Przyznaję, że podczas pierwszego preludium troszkę się skrzywiłem, bo to tak bardzo płasko zabrzmiało, ale potem były już bardzo ładne momenty, a Berceuse mnie tak impresjonistycznie ukołysała. Ale f-moll szczególnie w pierwszej części był dla mnie troszkę nużący, bo to jednak często powtarzanie tych samych tematów przez orkiestrę i pianistę, no i tu został sam pianista…
Z rzeczy smutniejszych:
„Aktywiści klimatyczni zakłócili koncert jubileuszowy Antoniego Wita w Filharmonii Narodowej w Warszawie. Dyrygent wyrwał protestującym transparent”
https://ruchmuzyczny.pl/article/4096-aktywisci-w-narodowej
Niestety aktywistyczne trendy z Zachodu docierają i do polskich sal koncertowych. Jeszcze dojdzie do tego, że FN będzie musiała zatrudnić ochronę…
Hihi, że to akurat na Wita trafiło 😆
Nie poszłam, więc ominął mnie ten cyrk. Ale nie żałuję. 😉
Odechciało mi się śmiać, bo właśnie w tymże „Ruchu Muzycznym” zobaczyłam, że zmarł prof. Andrzej Orkisz. Wieloletni koncertmistrz wiolonczel w FN, zasłużony pedagog.
Długo świetnie się trzymał, rozmawialiśmy, kiedy spotykaliśmy się na koncertach. Pamiętam np. jak zachwycaliśmy się oboje Nicolasem Altstaedtem…
Odszedł też Marcin Bronikowski. 55 lat ….
Kontekst wczorajszej akcji w FN:
https://oko.press/na-zywo/dzien-na-zywo-najwazniejsze-informacje/ostatnie-pokolenie-aktywistki-przerwaly-koncert-w-filharmonii-narodowej
Sprostowanie z sali: nie przerwały, tylko próbowały przerwać, najbardziej wymierny skutek był taki, że Wit dostał dwie owacje na stojąco – po pierwszej i drugiej części koncertu…
Marcin? O Boże. Młody człowiek… i dobry głos… 😥
Właśnie przeczytałam też, że 21 marca zmarł też jego ojciec, znany dziennikarz telewizyjny (87 lat). To musiał być dodatkowy stres dla Marcina, to była bardzo zżyta rodzina.
@Vroo
Tego typu akcje mają właśnie na celu zaburzyć poczucie komfortu, do którego wszyscy tak przyzwyczajeni. To, że akurat my tak kochamy muzykę, że wizyta w FN to dla nas święto, że trudno nam wytrzymać nawet i jak ktoś obok hałasuje odkręcając butelkę czy szeleszcząc papierkiem, bo i to potrafi przecież popsuć ten super czas, na który często czekamy cały tydzień, nie sprawia, że FN jest magicznie wyłączona z katastrofy, którą bezmyślnością, chciwością i lenistwem ludzkość sobie zafundowała.
Byłoby mi na pewno mega przykro, jakby recital, na który tak strasznie się nastawiałem, miano popsuć. Dla mnie to największa przyjemność w życiu. Ale jednak – i to polecam wszystkim Państwu – mówiąc szczerze od dawna się przygotowywałem na to, że coś takiego prędzej czy później się może przytrafić. I, spodziewając się tego, wiem, że będę chciał wtedy zagryźć zęby i tyle. Trudno. I świadomi, koncertujący po całym świecie muzycy zapewne też zaskoczeni powoli takimi rzeczami nie będą.
Można się pocieszyć, że to kierowane raczej nie do mnie, nie do PK, nie do większości z Państwa czy wykonawców, a snobujących się na FN decydentów czy biznesmenów, nadzianych snobów, którzy lubią się tam pokazać między kolacją a drinkami, a którzy wpływ na to, że w PL w kwestii katastrofy klimatycznej do tej pory nie robiło się nic, a teraz robi niewiele, mieli i nadal mają realny wpływ. Nam to ma co najwyżej przypomnieć proporcje. Zwierzęta płoną tysiącami żywcem wraz z lasami przez naszą wieloletnią zachłanność, a tu kruszymy kopię o transparent. To właśnie służy temu, żebyśmy sobie nawzajem o tym przypominali, obgadywali to itd.
Dzień dobry! Przepraszam, że się wtrącam, ale chciałbym tylko a propos wczorajszych wydarzeń w FN. Już prawie 60 lat temu w miały miejsce zdarzenia, które Witold Wirpsza, znakomity polski poeta i emigrant, opisał w wierszu:
„Kiedy w Berlinie zbiegła na estradę gromadka
Uczciwie niedomytych, aby rzucić
Ulotki i krzyknąć: uwolnić diabła,
Pierre Boulez dyrygował orkiestrą symfoniczną BBC:
Opus 30 Weberna i dźwięki były
Ostro rozwieszone w powietrzu jak deszcz geometrii”
…
Kto ciekaw, może znaleźć i wiersz, i kontekst, bo na temat incydentu wypowiadał się Boulez. Wczorajsze wydarzenia nie nie staną się zapewne tematem literatury. Wystarczy relacja Oko.press, pokazująca, dlaczego podobne pożałowania godne incydenty będą się zdarzały. Mam tylko nadzieję, że „Dama z gronostajem” jest dobrze chroniona.
Incydenty pożałowania godne, ale powód mocny. Osobiście jestem przerażona tym, co dzieje się z klimatem. W Polsce jeszcze jest stosunkowo ulgowo, ale też temperatura bije rekordy. A jeżeli w Katalonii w styczniu było 30 stopni… potworne. I będzie coraz potworniej, a i wojny też swoje dodają.
Już się złapałam na tym, że próbuję teraz zrobić jak najwięcej ze swojej większej roboty, bo kiedy przyjdą upały, człowiek nie będzie w stanie ruszyć mózgiem. A to w sumie najmniejszy problem.
A gdzie konkretnie w Katalonii? Czy to aby nie pomyłka
lub fake? Przeglądam almanach pogodowy i max. temp. dla Barcelony w styczniu br. to 20 C.
Nie wiem czy akurat w Katalonii, ale styczeń to były rekordowe upały w Hiszpanii, pod 30 stopni. Było o tym całkiem głośno. https://www.reuters.com/world/europe/spain-has-warmest-january-record-says-ministry-2024-02-07/ W kontekście katalońskim może bardziej chodzić o suszę? Kiepsko tam z wodą.
Susza też, widziałam zdjęcia ze skawaloną ziemią.
W Polsce też było o tym głośno: https://tvn24.pl/tvnmeteo/swiat/hiszpania-rekordowo-cieply-styczen-st7761742
Ach, nie zauważyłam, że źródłem jest Reuters. Ale pamiętałam po prostu wiadomość z telewizora.
Oscar Ghiglia +
To nie jest nazwisko z pierwszych stron, ale swój wpływ na mnie miał 🙁
No ładnie grał.
https://www.youtube.com/watch?v=mcB4OkEh8Mc
Serio, ci decydenci i bogaci biznesmeni tak chętnie bywają w FN? Ja tam nie wiem, do elit się nie zaliczam, w „środowisku” się nie obracam, ale wydawać by się mogło, że jeśli ze snobizmu, żeby się pokazać, to raczej chodzą na przeróżne uroczyste gale, ale czy na zwykły codzienny koncert, nawet jeśli związany z jubileuszem dyrygenta?
Mnie się wydaje, że to raczej wyobrażenie aktywistów na temat bywalców filharmonii, niż faktyczny ich obraz (co potwierdzają niektóre facebookowe komentarze, np. „dojechać burżujów!”). No ale nie wiem, nie znam żadnego burżuja, więc mogą przechodzić obok mnie z kieliszkiem prosecco anonimowi;)
Do mnie tego tupu akcje kompletnie nie trafiają. Przyjść na koncert zeroemisyjnej orkiestry, zakłócić występ jubileuszowy 80-letniego dyrygenta i domagać się inwestowania w transport publiczny od tych, którzy na ten koncert przyjechali komunikacją miejską… Dziewczęta niczym kaczka dziwaczka „poszły raz do fryzjera kupować kilo sera”.
Postulat „aktywistek” jak najbardziej jest mi bliski, sama świetnie radzę sobie bez samochodu, bo mieszkam w Warszawie, ale znam osoby, które na emeryturze musiały robić prawo jazdy (i kupować używane auta z Niemiec), bo inaczej byłyby uwięzione na swoich wsiach. Tym bardziej wkurzają mnie takie pseudo manifestacje pseudo aktywistów, które szkodzą sprawie w imię której rzekomo walczą.
Trudno mi sobie wyobrazić, by kogokolwiek taka forma protestu zainspirowała i sprawił, że ów ktoś przesiądzie się z Lamborghini na rower, albo będąc decydentem w sprawie wydatkowania finansów publicznych przekieruje środki z budowy dróg na modernizację kolei.
Te panny swoim wybrykiem ośmieszyły bliskie mi postulaty i to mam im za złe. Sprawiły (one i im podobni), że w oczach opinii publicznej osoby którym leży na wątrobie los planety są kojarzone z niespełna rozumu dzieciakami oblewającymi zupą pomidorową Mona Lise, przyklejajacymi się na Super Glue do różnych przedmiotów i wrzeszczącymi w trakcie koncertów symfonicznych.
Nawet jeśli ich akcja nie jest sterowana i finansowana przez lobby samochodowe, to z pewnością jest przez nie gromko oklaskiwana (bo były już ujawniane przypadki finansowania działań „aktywistów” przez podmioty, przeciwko którym owi aktywiści protestowali, właśnie w celu ośmieszenia i zdyskredytowania całego ruchu na rzecz klimatu)
Jedynie taki skutek tego groteskowego protestu dostrzegam.
Do mnie to nie przemawia. Podobnie jak działania aktywistów pro-life, którzy bronią życia dzieci nienarodzonych odmawiając Koronkę do Bożego Miłosierdzia pod Pałacem Kultury. Są równie skuteczni.
ten komentarz jest, już nawet odkładając inne określenia, po prostu tak obraźliwy, że człowiek coraz lepiej czuje, czemu młodzi ludzie są dzisiaj tak zdesperowani
Really? Kogo obraża? Obrażony to mógł się poczuć przede wszystkim wczorajszy Jubilat. Dzielnie zniósł atak, a mogło być gorzej. Zdaje się, że nikt tu nie wykazuje minimum empatii i nie zastanawia się, jaki mógł być koszt tego wczorajszego ekscesu .
obraża Cristiana Ronalda
Rzadko się zdarza, że czegoś nie rozumiem i właśnie się zdarzyło. Gratulacje. Który komentarz jest obraźliwy i obraża wyżej wymienionego?
nie no to po prostu skrót na „proszę darować sobie sea-lioning”. nie będę rozmawiał z kimś, kto mi tak zadaje pytania. zresztą podobnie nie chce mi się odnosić do komentarza o aktywistkach, skoro w oczywisty sposób tylko udaje on próbę zrozumienia sytuacji. nie wiem czego tam więcej, chochołów, czy kokieterii. za dużo na takie rzeczy marnowałem czasu w liceum, teraz jest sporo muzyczki do nadrobienia przez to. nie mam nic więcej do powiedzenia
No dobrze, wprawdzie dalej nie wiem który komentarz obrażał, ale nie robię z tego afery. Jestem głupszy niż miałem wrażenie, zdarza się i trzeba z tym żyć. 😎
Zympans, dziękuję
@WW – Nie zniechęcaj się. Będąc głupszym łatwiej osiągnąć samozadowolenie 🙂
To je richtig powiedzóne. Patrząc na nasze środowisko wokółmuzyczne coś takiego własnie podejrzewałem – oni chcą być szczęśliwi i na ogół są. Będę się starał, choć mam zaległości. 🙂
Zgadzam się z Eweliną i chyba nie tylko ja.
Nawet jeżeli cel szczytny, to akcja jak kulą w płot.
Ech, zostawić blog na dzień… Zajmowałam się dziś czymś innym, a tu takie spory. Dobrze, że bez rękoczynów, na szczęście wirtualnie się nie da 😉
Drodzy, właśnie dziś opowiadał mi pianofil, który był na tym wydarzeniu, co się rozpętało na Fejsie (czego nie czytam, bo nie mam wstępu na prywatne konta). Mniej więcej to, co tu, tylko grubiej – do tego stopnia, że Mateusz Ciupka z „Ruchu Muzycznego” nazwał zachowanie Wita niegodnym. Kiedy aktywistki wparowały na scenę podczas Credo w Mszy koronacyjnej, wykonawcy zostali zaszokowani, w tym 80-letni dyrygent (na szczęście ze stalowymi nerwami, gdyby nie to, kto wie, czy nie miałyby go na sumieniu). Kontynuowali jednak koncert mimo roztrzęsienia. To jest jednak chamstwo, abstrahując od szczytnych ideałów (problematycznych zresztą, bo akurat w Warszawie mówienie o docenianiu transportu publicznego to wyważanie otwartych drzwi). Muzycy zresztą nie mieli pojęcia, o co chodzi, a transparentu nawet nie widzieli.
Można to samo zrobić zupełnie inaczej:
https://www.classicfm.com/composers/bruckner/vladimir-jurowski-audience-climate-protestors-speak/
Tu aktywiści przyszli najpierw do dyrygenta i poprosili o głos, a on się na to zgodził i sam zapowiedział ich publiczności. Można? Można.
@monika-p
Ale z czym się Pani zgadza? Zgadza się Pani np., że aktywistki dobrały zły występ, bo tylko na galach pojawiają się nasi lokalni magnaci? Posiadacie Panie listy gości, że z tych pozycji narzekacie na wybór daty? Macie Panie ustalony próg wpływowości osoby, od którego jej obecność gwarantowałaby Pań błogosławieństwo dla protestu? To może zasugerujcie datę lepszą? Czy jednak nie o to chodzi? Bo ja się właśnie boję, że jest to pierwszy w oczywisty sposób fałszywie postawiony problem z tego kompromitującego wpisu.
A może zgadza się Pani z tym, że źle dobrały to wydarzenie również i dlatego, że orkiestra była „zeroemisyjna”? To może Pani wyjaśni, co to ma w ogóle do rzeczy? Bo niestety jestem przekonany, że jakby tu przyleciała orkiestra z Katowic, to znów w oczywisty sposób magicznie znalazłby się inny powód krytyki doboru, albo nie byłoby o tym w ogóle mowy.
Może jednak łatwiej będzie ustalić, co rzeczywiście ma miejsce: aktywistki prowadząc strajk klimatyczny nie protestują przeciwko tej a nie innej orkiestrze. Stawianie tak sprawy to traktowanie nas, którzy to czytamy, jak debili. Spekulacje na temat tego, kto jak dojechał do FN, są również absolutnie bez związku. To są chochoły, stawiane wyłącznie po to, żeby zrobić jakiekolwiek preludium do tej paskudnej wiązanki, która następuje później.
Nie mniej kuriozalnym, ale znamiennym, jest pisanie, że to ma kogoś do czegoś „zainspirować”. Otóż mające teraz miejsce strajki klimatyczne są już po czasie, kiedy można było kogoś „inspirować”. Może Państwo tego nie wiedzą, ale strajki są po to, żeby dochrzanić. I nie, nie „obrazić” pani @zos. Jak nauczyciele strajkowali, to nie po to, żeby „obrażać” uczniów, rodziców, nie żeby ich „inspirować”. Strajki są po to, żeby dochrzanić, i w ten sposób coś wymóc, kiedy inne metody zawiodły. Kosztem swojego zdrowia psychicznego, narażania się na hejt, kosztem mandatów, spraw karnych, banów na odwiedzanie instytucji kultury, stadionów itd. „Inspirować” to się można było 20, 30 lat temu. Poprzednie generacje o katastrofie klimatycznej wiedziały zanim te dziewczyny się urodziły, ale nie kojarzę, żeby podłapały temat.
A to się wiąże z największym idiotyzmem, który tamtemu wpisowi patronuje: że młodzież ma Jaśnie Panie: Ewelinę, zos i monikę-p do czegoś przekonać. Że musi się postarać, wykazać, najlepiej gustownie, przed wejściem, wierszowanymi ulotkami podlanymi perfumą, a Panie sobie będziecie to recenzować.
To jest nie do wiary.
Pokolenia przed tymi dziewczynami miały dekady, żeby coś zrobić z takim Bełchatowem czy połączeniami kolejowymi. Dekady zanim te dziewczyny się w ogóle urodziły. Wybraliśmy właśnie Sejm dziesiątej kadencji. Dziesiątej. To kręcenie nosami, że to „kulą w płot”, te pretensje, że to, litości, „ośmiesza” bliskie Paniom postulaty, przecież to z ich punktu widzenia musi brzmieć po prostu bezczelnie, tu trudno znaleźć inne słowo.
I rozumiem na koniec, że zgadza się Pani z tym pogardliwym, lekceważącym określaniem ich „pseudoaktywistkami”, z mówieniem o „dzieciakach niespełna rozumu”, z tymi cudzysłowami, z sugestiami, że są opłacane przez lobbystów samochodowych?
Siedzi komentariat przed laptopami i ujeżdża się nad dwójką dziewczyn, które pewnie przegrały losowanie w swojej grupie, pociągnęły najkrótsze słomki, którym ewidentnie się łamał głos, które się gubiły w tym, co mają mówić, siedzi rozkosznie i RECENZUJE znad herbatki. Nie mając ułamka tej odwagi. Przecież to był rozpaczliwy widok. One zapomniały, co mają mówić. Nie widzą tego Państwo?
I to rozczulanie nad rekinem sceny, dyrygentem, który zjeździł cały świat, który nie zna procedur, rozczulanie się, że co? Że nie mógł się opanować i zaczął szarpać transparent, nie czekając na ochronę? Ochronę, która panie Vroo, jest. No chyba, że to kilku kolegów, którzy się umówili na siłownię, pomyliło drzwi? Może. Szkoda tylko, że nikt nie zwrócił uwagi, że ta ochrona zadziałała dopiero po 30 sekundach. Jak naprawdę by coś miało złego się wydarzyć, to byłby dramat.
Nie dziwcie się, że w oczach tej młodzieży poprzednie pokolenia są skompromitowane, jeżeli potem czytają takie rzeczy.
Przykro mi, ale nie ma Pan racji. To niestety te aktywistki potraktowały całą resztę jak debili, same zresztą zachowując się… no dobrze, obrażać ich nie będę, ale to one obraziły naszą inteligencję. Chciały „dochrzanić”, ale adres tego „dochrzanienia” jest zupełnie chybiony. Protestować trzeba gdzie indziej, tam, gdzie podejmuje się decyzje.
@ zos jest panem.
Drobny szczegół, panie Zympans : w FN nie ma ochrony. Była kiedyś i, niestety, będzie musiała być znowu. Ci chłopcy, którzy ochronili maestro Wita może przed zawałem, może przed czymś gorszym, to BILETERZY, bez wątpienia nie przeszkoleni na taką okoliczność.
Pisałam wyżej – takie protesty można wcześniej uzgadniać z muzykami i dyrygentem. Fakt, że z Witem, jak go znamy, raczej byłoby to niemożliwe, ale z kimś bardziej otwartym – na pewno.
Obejrzałam w końcu tę relację na Fb. Tak jak mówiłam: „Żądamy radykalnych inwestycji w transport publiczny” – akurat w Warszawie, gdzie transport publiczny jest naprawdę świetny i wciąż unowocześniany… Jak to nazwać?
Nie wiem, z czym nie mam racji. Tamten wpis był zbiorem pozorowanych argumentów, zza których waliła po oczach zwyczajna pogardliwość, co wypunktowałem.
Ewidentnym jest, że nie chodzi im o wyrządzanie celowanych dokuczliwości ministrowi. Ale zastanówmy się, jak zastrajkują pielęgniarki, to też będziemy je obrzucać błotem, bo akurat mamy ciocię w szpitalu? Powiemy, że mają iść pod Sejm, bo odejść od łóżka naszej bliskiej ze złamaną nogą to „chybiony” pomysł? Że ciotka nie podejmuje decyzji?
Ale dlaczego ja to wszystko teraz napisałem. Otóż spróbowałem po przeczytaniu tamtej wiązanki na ich temat, a dzisiaj jeszcze po obejrzeniu tego żałościwego filmiku, zupełnie rozpaczliwego, wczuć się w sytuację tych osób. Tzn.: do czego musiała zostać doprowadzona taka dziewczyna, żeby tak wystawić się na tę pogardę, recenzje jej wypowiedzi, tonu, na ten po prostu hejt. Bo wiem, że to wygląda dziecinnie, krindżowo, okropnie, niegustownie, fatalnie. I właśnie tu mnie tknęło, a wydaje mi się, że Państwo właśnie nie spróbowaliście w ten sposób poempatyzować: otóż one też to wiedziały. I zastanawiając się dlaczego mimo to się na to zdecydowały, zaczynamy się zastanawiać, na ile samemu cokolwiek w sprawie klimatu wymuszamy. A realia są takie, że nie wymuszamy w ogóle.
A że to jest na chybił trafił? Tak. Powtarzam, naiwnością byłoby z naszej strony sądzić, że grupy po kilkadziesiąt nastolatków, będą precyzyjnie robić złośliwości np. Tuskowi. Będą, jak wszyscy strajkujący, walić na chybił trafił, żeby to zwykli ludzie się zastanowili, co ich skłoniło do takiego wystawiania się na ataki, niechęć.
Na pewno mogły dobrać młodszego dyrygenta, skoro ten ma problemy z impulsywnością i nie wie, jakie są procedury w przypadku takich zdarzeń.
To prawda, że kiedy się jest doprowadzonym do ostateczności, trudno kalkulować. Ale jednak jeśli chce się działać, trzeba myśleć o skuteczności. I ja się zgadzam z tym, co pisze Ewelina i monika_p, że takie działania są przeciwskuteczne. A i – jak napisałam wyżej – w argumentacji chybione. Też mi żal tych dziewczyn, żal mi w ogóle naszego świata i boję się tego, co będzie, ale naprawdę nie tędy droga, nie ten kierunek.
A nas akurat nie trzeba przekonywać do przejmowania się takimi sprawami – i tak się przejmujemy.
Dobranoc. Bardzo proszę, nie obrażajmy się już tu nawzajem.
Rozumiem panie zos, że to akurat do ochrony przed dwiema dziewczynami ważącymi mniej niż mój pies potrzebna jest dodatkowa, rozumiem profesjonalna ochrona, bo tych dwóch nabitych panów ostrzyżonych na krótko, którzy nadciągnęli za dwoma młodzianami, czyli razem czwórka, to jeszcze było za mało. Nie że wojna za granicą, nie. Ten pomysł dopiero, kiedy weszły na scenę dwie rozdygotane nastolatki. Wegan też się pan boi? To może dobry moment, żeby się zwierzyć: mi np. rowerzyści wydają się być trochę niepokojący.
Temperaturka w Hiszpanii już nie została skomentowana, sea-lioning wyszedł rozumiem raz, posprawdzaliśmy z PK, bez odpowiedzi, wczoraj było „Really”, to teraz mam spytać, „a jak panie zos oni ochronili go przed zawałem”, tak? Otulili kocem? No to proszę: dlaczego wytrawny dyrygent, który grywa przed tysiącami ludzi od ponad pół wieku, ma dostać zawału po wejściu dwóch przestraszonych dziewczyn na scenę, które „przepraszają za zakłócenie” występu? Bo zdecydował się szarpać za transparent? Bo nie zna procedury? Bo był po prostu na tę okoliczność nieprzygotowany?
Prosiłam o coś, prawda?
Et in terra Pax!
Rety, co tu się dzieje, debata godna facebooka 😀
Ja też nie rozumiem, ani aktywistów ani Zympansa, który twierdzi, że rozumie tych pierwszych. Nie rozumiem ni w ząb, choć wbrew temu co mi się tutaj bezpodstawnie zarzuca, szczerze próbowałam zrozumieć. Nie zamykam się w swojej banieczce. Czytałam wpisy na ten temat (i toczące się pod nimi dyskusje) zarówno autorstwa podmiotów związanych z kulturą, jak i ogólnokrajowych mediów, oraz samych aktywistów. Ba, nawet założyłam konto na mastodonie, bom usłyszała że tam jakas rozsądna rozmowa się toczy pod wpisem aktywistów właśnie. I faktycznie rozmowa rozsądna, na wyższym poziomie niż to bywa na FB, komentarze rzeczowe, ale w 90% krytyczne względem zorganizowanego heppeningu.
Ze strony aktywistów żadnych rzeczowych argumentów, jedynie wyświechtane slogany. Ktoś na FB zapytał o cel i sens organizowania takiego protestu akurat w FN (dokładnie tego dotyczyło pytanie a nie sensowności bronienia planety w ogóle), na co dostał odpowiedź, że ziemia płonie, że CO2, że wszyscy zginiemy, że trzeba protestować i że aktywistki za swe bohaterstwo zostały spisane przez policję.
Nieliczni zwolennicy tej formy protestu odpowiadali w podobnym stylu, czyli nie na temat: nie rozumiesz naszych działań? To nie gadamy z tobą. Dlaczego w filharmonii? A dlaczego nie i gdzie w takim razie proponujesz? 99% komentarzy krytycznych wobec naszych działań? To tylko dowód na to, że te działania były sensowne.
Wśród przeciwników postawy różne: od nienawistnej wrogości, po rozczarowanie ze strony tych, którzy z ruchem proekologicznym sympatyzują, a którym po takich akcjach „się odechciewa”.
Ten heppening wydał mi się tak absurdalny, że szczerze i nawet z czystej ciekawości próbowałam odtworzyć tok rozumowania osób, które za niego odpowiadały. No i z tego co zrozumiałam, im wcale nie chodziło o zjednanie sobie zwolenników (bo tu odniosły efekt odwrotny), sobie i sprawie, której ponoć służą (wiadomo, w kupie siła). Chodziło o to żeby o ich wyczynie się mówiło (nieważne jak, a nawet im gorzej tym lepiej!). No i to się udało.
Zympans, z tymi krótkimi słomki to niekoniecznie tak i może nie warto aż tak współczuć im tej niewdzięcznej roli. Jedna z osób komentujących, pod którymś wpisem aktywistów napisała, że ma doświadczenie współpracy z aktywistami różnej maści i że niestety jeśli dane działanie nie wiąże się z kręceniem filmików i wrzucaniem na insta czy fejsa to nikomu nie chce się ruszyć z kanapy a nudna zakulisowa praca u podstaw, potrzebna i o wiele bardziej sensowna nikogo nie kręci.
Mnie też ich żal. Początkowo byłam wściekła, ale jak ochłonęłam i poczytałam ich wypowiedzi to zdałam sobie sprawę jak mizerny, słaby, nieprzygotowany jest to ruch. Działają chaotycznie, na oślep, i cóż, na pokaz. Jeszcze bardziej żal naszej planety, która jest broniona równie nikłymi siłami co filharmonia.
No ale jakby to powiedzieć… pogodziłam się z tym, że wszyscy umrzemy. Pewnie, sumiennie segreguje śmieci, ograniczam jedzenie mięsa, jeżdżę transportem publicznym, a nawet zaprzestałam kupowania tanich ciuchów z Azji, głosując w wyborach mam na względzie podejście kandywatów to kwestii inwestowania w transport zbiorowy (bo ta kwestia jak już mówiłam szczególnie leży mi na sercu), a w budżecie obywatelskim zawsze stawiam na zielone inicjatywy.
Wiem, że mało, ale więcej póki co nie potrafię (w tym miejscu nie mogę się powstrzymać od zacytowania fragmentu mojej ulubionej książki Korczaka „Sam na sam z Bogiem: „”Modlitwa człeczyny: O Boże nasz i Panie, robię, co mogę. Niewiele mogę, więc i niewiele robię. A Ty wiesz, o Boże, że wszystko sumiennie”. Urocze, nieprawdaż? ).
Może uda się ocalić nasz świat (dziura ozonowa, która miała nas zabić, jest powoli łatana), a może nie. Czasami tracę pewność czy warto…
Przepraszam, że jeszcze raz się wtrącam, ale żałuję bardzo, że nikt nie zajął się wątkiem „poetyckim”, czyli wierszem Witolda Wirpszy i zdarzeniem, które było jego inspiracją. Związek z wydarzeniami sprzed prawie 60 lat i teraźniejszymi w filharmonii (galerii, muzeum itd) okazał się bliższy, niż się wydawało. Ekoterroryści (może ktoś ich nazwie klimatycznymi aktywistami) odcięli prąd fabryce Tesli, a przy okazji części Berlina. Ci z wiersza też mieli – tak im się wydawało i podobno wydawało się tak Panu Boulezowi (strategia P. Jurowskiego) bardzo słuszne postulaty
Chyba we wszystkich wpisach pojawiają się wyznania ekologicznej wiary. No cóż, zawsze byłem niedowiarkiem i niestety mam wątpliwości. A wzmogły się one po lekturze wywiadu z Panem Bendykiem (https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,30726339,war-life-balance-w-razie-ataku-polska-zylaby-w-rutynie-i.html#do_w=46&do_v=1001&do_st=RS&do_sid=1016&do_a=1016&s=BoxNewsImg1). Ciekawe rzeczy mówi Pan Bendyk. Na przykład coś takiego: „Mamy moment przesilenia związany z transformacją energetyczną, bo do ludzi zaczęło docierać, że to nie będzie łatwa wycieczka. I odpowiedzi na to dobrej nie mamy, bo zaklęcie, że zamienimy energię z paliw kopalnych na energię odnawialną, a potem będziemy znowu żyli długo i szczęśliwie – to zaklęcie już nie działa. Zresztą od początku było to kłamstwo.” Pobrzmiewa mi to trochę słowami tego węgierskiego premiera, który potem przegrał z kretesem wybory, po których nastał Orban. I dalej Pan Bendyk takie snuje prognozy: „Trzeba będzie zmienić model rozwoju i jednocześnie wypracować nowy, adekwatny doń system polityczny. (…) Klasyczny ład liberalny się kończy, co nie musi oznaczać końca demokracji opartej na poszanowaniu praw człowieka. Dla mnie najciekawsze są wizje społeczeństwa demokratycznego, które jest jednocześnie sprawiedliwe i pogodzone z ograniczeniami ekologicznymi. Ale to nie będzie już klasyczna liberalna demokracja.” Demokracja bez wolności wyboru? Nasuwa się tu określenie „totalitaryzm”, „system totalnej kontroli”, ale myślę, że znajdą się inne „twórcze” nazwy, proponuję „system ekologicznej odpowiedzialności” („system społecznego zaufania w jednym kraju już jest)
Ja jakoś nie miałbym ochoty godzić się z ekologicznymi ograniczeniami, za które już niedługo będziemy słono płacić, ale jak widać jestem w mniejszości. Nie widzę jakoś sensu w ograniczeniach, które mają dotykać tylko nasz krąg kulturowy. Jakoś pewien kraj mający ambicję stać się światowym hegemonem zwiększa i ma zamiar zwiększać wydobycie węgla (ponad 4 MILARDY ton rocznie) do poziomu, jakiego nie było nigdy w historii naszej planety (https://biznes.interia.pl/gospodarka/news-rekordowe-wydobycie-wegla-w-chinach-w-cztery-dni-wyprodukowa,nId,7279187), inny duży kraj z ludnością przewyższającą dwukrotnie ludność Europy właśnie ogłosił plan budowy KILKUSET lotnisk, a inny kraj w Ameryce Południowej jak wycinał puszczę, którą kiedyś nazywano płucami Ziemi, tak wycina, może tylko pod rządami postępowego prezydenta z sympatią spoglądającego na Rosję nieco mniej intensywnie (ponoć tylko 5 tysięcy km kwadrat rocznie wobec 10 tysięcy poprzednio). W tym kontekście przesiadka na tramwaj i ograniczenie konsumpcji wołowego pastrami ma niewątpliwie wielkie znaczenia. Pozdrawiam wszystkich.
Dodajmy do tego jeszcze wojny, w tym tę, która niemal całkowicie zniszczyła środowisko naturalne Ukrainy, a to przecież rzut beretem od nas. Tak, obawiam się, że nie ma dla nas ratunku. Za „systemem ekologicznej odpowiedzialności” ja akurat byłabym. Ale czy w tej sytuacji to coś jeszcze pomoże?
A dziś protesty rolników. Zielony Ład był pierwszą nieśmiałą próbą zrobienia czegoś – i oni teraz walczą o jego odwołanie. Nie tylko w Polsce, w całej Europie. W efekcie Unia wycofuje się np. z ograniczania pestycydów – i nadal będziemy się truli, i cała przyroda też. Ale naprzeciw rolnikom nie wyjdzie żaden aktywista, ani tym bardziej żadna aktywistka, bo jeszcze dostał(-a)by widłami. To byłaby prawdziwa odwaga, a nie wdrapanie się na estradę filharmonii. Ale tej odwagi nie ma.
Niech pierwszy rzuci kamieniem, który jest gotów zrezygnować NA ZAWSZE z importowanej żywności (nawet z rzodkiewek z Holandii!), alkoholi poza tymi wyprodukowanymi własnoręcznie, kwiatów, ogółem rzeczy made in China, farbowanych ubrań made in bógwiegdzie (z ciucheksów handlujących tymiże również), wakacji w ciepłych krajach i w ogóle z wakacji dalej niż 100 km od domu (chyba że do Turcji na rowerku) itp. itd.
Dla bardziej zaangażowanych proponuję (na serio, żeby nie było) swoje utopijno-arkadyjskie wizje oświeconego społeczeństwa agrarnego ca. połowa XIX wieku z ograniczonym dostępem do elektryczności (np. 3 godziny dziennie) i żywienia się jedynie tym, co się samemu uprawi.
Wtedy może mamy szansę.
Jeżdżenie samochodem do Bierdonki po zgrzewkę Kustosza to część problemu, ale jeżdżenie po tę zgrzewkę autobusem elektrycznym też tego problemu nie rozwiąże.
Jeszcze raz przepraszam, ale wydaje mi się, że tę żywność, której nie wyprodukujemy w Europie, oszczędzając planetę, sprowadzimy np z Ameryki Pd, która w tym celu wytnie trochę lasów tropikalnych (bo do tego niestety sprowadza się w gruncie rzeczy ten ład). Jeśli chce Pani przekonać ok. 80-90 % mieszkańców naszej planety, że mają nigdy nie osiągnąć naszego europejskiego poziomu życia, a w wielu wypadkach nie wydobyć się z biedy, życzę powodzenia i odwagi, żeby to wprost powiedzieć. A propos wojny, która trwa i która jest blisko naszych granic. Jak można wykoncypować ograniczenie samowystarczalności rolnej właśnie w czasie wojny, kiedy akurat jest to potrzebne? Ale przecież Zielony Ład wymyślono przed wojną i nawet wojna nie spowodowała wprowadzenia żadnych korekt. Niestety, znamienne.
PS A w Katowicach 23.03 w Filharmonii Śląskiej 4 symfonia Mahlera pod dyrekcją J. Shemeta. Druga Mahlera pod jego dyrekcją wypadła znakomicie. W czerwcu będzie zresztą okazja do porównania, bo w NOSPR tę samą symfonią dyryguje Pani Alsop.
To, co tu się odbywa, to jest festiwal boomerstwa.
Rozkładanie tych wypowiedzi na elementy nie ma sensu, bo i tak nikt tego potem nie czyta. Pani Ewelina zamiast się odnieść, dalej udaje: otóż nie, nie próbowała ich Pani zrozumieć. Gdyby Pani próbowała, to nie wydobyłaby z siebie tego, co wyżej. A ten dalszy cherrypicking, fałszywa troska itd. To może na okoliczność deseru lepiej sobie zostawić.
Nie, ta młodzież nie musi wykazywać się odwagą, narażając nadzianie się na widły, ku zyskaniu aprobaty przez komentariat znad laptopów. Oni nie szukają aprobaty dla siebie, a chcą przypomnieć innym, że ostatni gwizdek, żeby też zaczęli coś robić. Bo ewidentnie wszystko Państwo wiecie i mimo to nic nie robicie.
Na logikę: do czego mają Was w takim razie przekonać? W czym mają szukać „poparcia”? W czym Was sobie zjednać? To Wy Państwo im świadomie swoimi wyborami zniszczyliście planetę i jeżeli uważacie teraz, że np. powinno się postawić rolnikom, żeby tej degradacji dalej zapobiegać, to tym dzieciakom pomóżcie zamiast je recenzować.
Ale nie, tu się mówi właśnie coś innego: one mają Was do siebie przekonać, w ten sposób, że Wy nie będziecie protestować, chociaż wiecie, że się powinno, a one pójdą same. Np. do tych rolników.
Przecież to jest ABSURD.
Proponuję na odchodnym, żeby każdy rozprawiający o dzieciakach niespełna rozumu, o tym, że one są zagubione, że ich niby „żal”, bo „ich ruch”, (jakby to nie był i Państwa ruch skoro dotyczy tej samej planety; ale może faktycznie nie jest), tak źle zorganizowany, żeby Państwo się zdobyli na to, żeby odpowiedzić sobie samym na proste pytanie jednym tak albo nie:
czy medycy chcący zwiększenia finansowania ochrony zdrowia, podejmujący strajk polegający na tym, że odchodzą od łóżek wszystkich niewymagajacych natychmiastowej pomocy pacjentów, a nie tylko od łóżek polityków, też „chybialiby celu”?
Też a priori byliby „nieskuteczni”?
Powinni odchodzić od łóżek wyłącznie polityków?
Wsadzać psie kupy pod ich klamki, śledzić od domu, do sklepu i pluć w koszyk z jabłkami?
Tak czy nie? To jest banalne pytanie. Tak albo nie.
Bo jeżeli nie rozumieją Państwo, na czym polega strajk, to właściwie o czym jest ta rozmowa? Komuś tu chyba w takim razie musiałoby sprawiać przyjemność parafrazowanie w tysiącach znaków zdania „nie rozumiem, co to strajk”, względnie „nie akceptuję takiej formy protestu” + trochę newsów z wyborczej.
Pozostaje mieć nadzieję, że zamiast kilkudziesięciu osób będzie tych dzieciaków w końcu klikadziesiąt tysięcy. I jak zablokują nam 50 koncertów, a nie ten 1, to może za 51. razem uznają Państwo, że przestaje się opłacać wyżywanie na nich z pozycji fotela, a w końcu sami coś Państwo zrobią, żeby wymóc na rządzie zmiany, które te strajki zakończą.
To.jest.tak.proste.
I proszę już mi nie odpisywać, że coś źle rozumiem itd. Skuteczność strategii w takich sprawach bada się trudno, wnioski zazwyczaj wyciąga po latach. Wciąż są spory, czy wszystkie akcje sufrażystek były konieczne. Może ta młodzież się myli.
Co jest natomiast pewne, to to, że te dzieciaki racji by nie miały, robiąc dalej to, co robiły Państwa pokolenia. Co do tego jest konsensus naukowy. Gdyby Państwa pokoleń słuszne strategie, kierunki działań, formy protestu działały, to by teraz Morze Śródziemne nie stawało się powoli masowym grobem.
O święta naiwności…
Proponuję wyjść trochę dalej poza solidarność pokoleniową i spojrzeć realnie na to, co się dzieje na świecie. I nie prześlizgiwać się po tym, co my tu piszemy, tylko dokładnie przeczytać, zastanowić się nad argumentami i nie rzucać pospolitymi schematami o boomerstwie, chochołach, sea-lioningu itp. Bo to zupełnie nie ta sytuacja. My naprawdę nie musimy być przekonywani – wielu z nas jest przekonanych. Ale co możemy? Tyle co te „dzieciaki”, czyli nic. I choćby zablokowały nie 50, a 1000 koncertów, to niczego to nie zmieni. Taka prawda.
Pisaliśmy jednocześnie, więc dodam, że już jest zapowiedź, że Zielony Ład ma być jeszcze bardziej ograniczany, więc jeżeli jakieś strajki są obecnie skuteczne, to niestety takie, dzięki którym sytuacja się jeszcze pogorszy.
No to chyba Pani sobie odpowiedziała sama zamiast mnie. Tak jest nawet lepiej niż jak bym to zrobił sam. A to czy inni czytając to zrozumieją dlaczego, to już nie mój problem. Ja na razie więcej tu już nie będę się produkował, więc już proszę nie odpisywać.
Podzielam większość opinii i uwag PK. Obserwowałam działania Ostatniego Pokolenia w Niemczech, kiedy świeże były formy protestu i dominowało przyklejanie się, nie tylko na autostradach, ale np. do barierki podium dyrygenckiego w filharmonii w Hamburgu. W wywiadach aktywiści przyznają, że chodzi im w tych akcjach o zasięg, a oglądalność filmików, w tym tych z filharmonii, jest satysfakcjonująca. Niezrealizowanym celem pozostaje zakłócenie koncertu noworocznego w Wiedniu. W 2023 roku prawie się udało, w ostatniej chwili zatrzymano dwie osoby, w tym roku w roli bileterów wystąpili policjanci.
W Niemczech ich postulaty (choć nie formy protestu) mają poparcie większości społeczeństwa, polityka transformacji energetycznej jest realizowana. W jednym ze świeższych wywiadów jeden z członków ruchu przyznawał, że większość najaktywniejszych osób jest już karana i tym samym wyłączona z akcji.
Z przypisywaniem winy pokoleniu BB byłabym ostrożna. O zakłócaniu równowagi w przyrodzie, niszczeniu lasów w Ameryce Południowej pisał przecież już pionier myślenia ekologicznego Alexander von Humboldt w połowie XIX wieku, wtedy to nabierało rozpędu.
Oczywiście, ta sprawa nie narodziła się wczoraj.
A z tego, co pisałam o 16:24, muszę się chwilowo, hehe, wycofać, bo właśnie Olof Gill, rzecznik Komisji Europejskiej, powiedział, że komisarz Janusz Wojciechowski mówił w swoim imieniu i to nie jest oficjalne stanowisko KE. No i zobaczymy, jak się sytuacja rozwinie.
Ja z reguły tylko czytam ale teraz się odezwę , jak już się rozwinęła ta dyskusja – całkowicie się zgadzam z tym co pisze p. Zympans. Mogę się pod tym podpisać. Pozdrawiam. F.
To jest was dwóch. Na fejsbukach jest więcej, może tam pójdzie lepiej? 😎
Grunt to się pięknie różnić. I nie obrażać się nawzajem 😉
I też pozdrawiam.
Mnie też podoba się system ekologicznej odpowiedzialności. A gdyby tak jeszcze w jego ramach zabroniono mi latać na Kanary byłoby cudnie. Jakaż to świetna wymówka i okazja by spędzić wakacje w najlepszy możliwy sposób, czyli w Bieszczadach Nie mam też nic przeciwko reglamentowaniu odzieży – moja pękająca w szwach szafa lubi to.
Temat – rzekę poruszono. Jest smutnym faktem, że skromne działania i wybory konsumenckie jednostek, a także prawie równie skromne działania Europy to zawracanie Wisły kijem, ale z drugiej strony nie robienie niczego tylko dlatego, że najwięksi truciciela świata niczego nie robią też nie wydaje się dobrym pomysłem.
Nawet jeśli świata nie uratujemy to przecież przyjemniej będzie czekając na katastrofę oddychać świeżym powietrzem a nie wyziewami z rur wydechowych, nie musieć stać w korkach dlatego że każdy chce jechać do pracy własnym autem (jak gdyby Bóg nie stworzył tramwajów), oraz cieszyć się zdrowym ciałem, czemu służy ograniczona konsumpcja mięsa, a także unikanie ubrań szytych w Bangladeszu z toksycznych tkanin
Na pożegnanie:
https://www.youtube.com/watch?v=RAWJHpP3sog
Moim bardzo skromnym zdaniem wiele działań na pierwszym planie zupełnie pomija to co się dzieje na planie drugim czy trzecim. Rodziny w Bangladeszu tak samo kochają swoje dzieci jak ludzie w Polsce. Z czegoś muszą żyć, a Polacy muszą się w coś ubierać. Można bojkotować odzież z Bangladeszu, jasne. Można udawać, że się nie wie skąd wydobywa się pierwiastki potrzebne do budowy akumulatorów. Jak nie blisko nas, to co nas to obchodzi, o ile mamy czyste powietrze. Można udawać, że się nie zauważa, że spotkania w Davos ściągają do alpejskiego miasteczka uczestników nie koleją, a prywatnymi odrzutowcami. Możemy nie pamiętać o tym, że najzamożniejsi politycy różnej maści politycznej kupują sobie ogromne domy nad morzem czy nad oceanem (których poziom wzrasta). Jest tyle przykładów. Chociażby Parlament Europejski który ma 2 siedziby. Każde głosowanie musi odbywać się w Strasbourgu (minimum 12 razy w roku). Każdy głosujący poseł musi przemieścić się ze swoją świtą i skrzynkami dokumentów z Brukseli do Strasbourga na to głosowanie. Czy dobry przykład nie powinien iść z góry i na przykład wszystkie głosowania nie powinny odbywać się w Brukseli? Jest to nowoczesny budynek i na pewno mógłby spokojnie działać jako siedziba głosowania.
Warto zastanowić się jak będzie wyglądać KCh w 2025. Czy będą wtargnięcia w trakcie przesłuchań? Czy młodzi pianiści, którzy dolecą na Konkurs drogą lotniczą będą nękani za przystąpienie do Konkursu i jaką to mają kiepską moralność, że myślą tylko o sobie? Zamiast zrezygnować, znaleźć sobie inną pracę, dojeżdżać do restauracji z fortepianem rowerem i tam się produkować. A w ogóle co to za fanaberie, że muzycy podróżują po świecie?
Z szacunkiem dla wszystkich Państwa. Trzeba mieć różne opinie. Inaczej to Korea Północna będzie nam przykładem
(może już jest, tam mało kto ma samochód).
Chciałam jeszcze dodać, że pomimo nie lubię rozdzielania ludzi na pokolenia i przypisywania danym pokoleniom specyficznych cech (pokolenie to grupa jednostek, które mogą się bardzo od siebie różnić wewnątrz pokolenia), to warto pamiętać, że pokolenie maestro Wita i następne po nim wywalczyły kolejnym pokoleniom wolność słowa. Kiedy maestro Wit był młody, nie można było mówić i pisać tego co się myśli. To groziło ostrą karą. Pokolenia powojenne były zajęte walczeniem o byt, na najróżniejsze sposoby. To dzięki tym pokoleniom w zimie w Polsce można kupić pomarańcze i nikt nie musi cierpieć na niedobór witamin. Tego kiedyś nie było. Nie można też było pojechać sobie na koncert do Wiednia czy do Berlina bo to się władzom nie podobało. Władze sobie jeździły (nie wszyscy, ale niektórzy), ale takie wyjazdy nie były dla zwykłych ludzi, w tym dla muzyków dostępne. Te generacje chodziły z nylonowymi siatkami na zakupy aż do zdarcia. Panie w Polsce oddawały pończochy do zreperowania, a w przypadku plastikowych toreb tzw. reklamówek, nosili je ludzie też aż do zdarcia. Mleko kupowano w szklanych butelkach, które się wymieniało, kefir i śmietana tak samo. Napoje sprzedawano w szklanych butelkach, nie w aluminiowych puszkach jak jest to dzisiaj. Zatem – te generacje miały całkiem sporo roboty przy tworzeniu wolności i możliwości dla swoich dzieci.
Pozdrawiam z szacunkiem.
Przepraszam, ale po przeczytaniu wpisu Pana Berkley dopiszę jeszcze parę słów. Dylematy, których pisał Pan Berkeley, są mi bliskie. Może to kwestia pokoleniowa, ale wiek sprawia, że widzi się rzeczy (mam nadzieję) z nieco szerszej perspektywy. Dla pokoleń PRL-owskich najważniejszą rzeczą była odzyskanie wolności. Martwi mnie zatem, że dziś wiele osób nie widzi problemu w oddaniu swojej wolności – przynajmniej w niektórych aspektach, jak o tym pisał Pan Bendyk – dla ratowania klimatu. Również mam obawy o przebieg przyszłorocznego KCh. Przepraszam jeszcze raz, ale nie mogę się też powstrzymać przed zobrazowaniem meandrów walki o klimat. Otóż w Niemczech podobno mają przetrzebić 200 KILOMETRÓW KWADRATOWYCH lasu po to żeby postawić 240-metrowe wiatraki. Dla ciekawych https://www.facebook.com/rettetdenreinhardswald/
Ech, widzę, że temat jeszcze się kłębi…
@ JanPS – Berkeley special to pani.
Co zaś do wolności… hm. Jestem młodsza od pana Wita, ale też czekałam z utęsknieniem na wolność. I tak, cieszyłam się nią, gdy przyszła, i rozumiem, że dla tych, którzy znają tę różnicę, o wiele trudniejsze byłoby ograniczanie się, no bo przecież tę wolność w końcu, w końcu, już mamy, to jak można teraz się jej pozbywać. I fakt, też uwielbiam latać na Kanary i też mam pełną szafę (co prawda najczęściej zaopatruję się w second handach, ale przede wszystkim dlatego, że lubię szperać i wynajdywać niepowtarzalne ciuchy 😛 ).
Gdyby jednak okazało się, że moje codzienne gesty mogłyby coś dać, to mogłabym się ograniczyć ze świadomością, że to dla szczytnego celu. To jest zupełnie innego rodzaju ograniczenie, można je porównać raczej do ograniczeń podczas pandemii. Trzeba, to trzeba.
Tyle że – jak już o tym wyżej pisaliśmy – da to niewiele albo nic w świetle tego, co się w świecie dzieje. Nawet, kurcze blade, segregowanie śmieci mija się z celem, bo ono się kończy w momencie zabierania ich przez firmy śmieciowe, które i tak je mieszają. Ale robię to na wszelki wypadek.
A to wycinanie lasu pod wiatraki – zaiste nonsens nad nonsensami. To już nie było wolnej powierzchni, żeby te wiatraki ustawić? Idioci.
Przepraszam Panią Berkeley. Co do wiatraków, w internetach tak pisali: „Land Hesja zaplanował, że 86 procent obszarów pod swoje turbiny wiatrowe umieści w lasach, będących w większości własnością państwa. To wynik obaw o to, że mieszkańcy będą skarżyć się na sąsiedztwo wiatraków. Za decyzję tę odpowiedzialna jest obecna minister środowiska, Priska Hinz (Partia Zielonych).” I jeszcze tak: „W nieodległym lesie Dannenröder tysiące działaczy klimatycznych protestowało przeciwko rozbudowie autostrady o trzy kilometry. Zajmowali dęby i buki oraz czepiali się drzew. Przez dwa miesiące setki policjantów musiało opróżniać z nich las. Donoszono o rannych i poszkodowanych po obu stronach konfliktu. Usunięcie z terenu budowy aktywistów protestujących przeciwko autostradzie kosztowała 31 milionów euro. Tymczasem w Reinhardswaldzie ani jeden działacz klimatyczny nie demonstruje przeciwko trwającemu wylesianiu na dużą skalę.” Ciekawe, jak przyszłość czeka nasze lasy?
Pani Berkeley nic się nie przejęła – czasem fajnie być panem. 🙂 Chyba najlepiej jest, jak każdy dba o świat wokół siebie. A nasze Słońce i tak coraz bardziej rozgrzewa się i wiemy jaki czeka je koniec. Inne planety dzięki temu też się rozgrzewają…zatem w tym danym nam czasie żyjmy w zgodzie i jak to pisał Voltaire, uprawiajmy dobrze nasz własny ogród i na tym się koncentrujmy. I na szczęście (jeszcze) nie musimy chodzić w takich samych mundurkach.
Pozdrawiam wszystkich czytających i oczywiście PK w ciekawych strojach.
Hu, hu… myślę sobie, coś długo nowego wpisu nie ma, a tu o Ratowanie Świata idzie 🙄
Jak zbiorę myśli (pogoda…), to może coś napiszę. Tak czy siak, ten incydent koncertowy jakoś mnie specjalnie ne zainteresował – ot, taka moda się robi, niedługo nikogo to nie będzie ruszać.
No tak, dzisiaj znów dziewczyny oblały warszawską Syrenkę. Szybko spowszednieje.
Co do wolności, ktoś kiedyś ładnie powiedział „wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosić korzyść”. Czasem wystarczy trochę pomajstrować przy wyznawanej przez siebie koncepcji wolności i będzie git 😉 Dobry przykład z ograniczeniami covidowymi (choć wszystko w granicach rozsądku, zamknięcia lasów nie daruję ). Z ciekawostek: wczoraj byłam na koncercie Grzegorza Niemczuka w Polskim Radiu. Po koncercie wierne fanki rzuciły się na niego z kwiatami i podarkami, wśród nich pani z jakimś obrazem. No i obsługa wzięła ją za aktywistkę wznoszącą jakiś transparent Pianista na fejsie napisał, że omal zawału nie dostali wzywając ochronę, ale ich uspokoił, bo ową panią znał z innych swoich koncertów 😀
No to niech się święci Dzień Kobiet! Z goździkiem! Wymiękam.
Ja bardzo posmutniałam przez Syrenkę. Jest tu wątek muzyczny, jako, że modelką Syrenki była Krystyna Krahelska która w 1939 roku stworzyła następującą piosenkę (słowa i melodia):
https://m.youtube.com/watch?v=cfRQjGdCNYI&pp=ygUbSGVqIGNoxYJvcGN5IGJhZ25ldCBuYSBicm9u
Nie sądzę, aby panie aktywistki o tym wiedziały. Ani pewnie o tym, że farba może pomnik zniszczyć. Zmywanie może wymagać bardziej szkodliwych środowisku środków. Może panie dostaną nakaz umycia pomnika według wskazówek konserwatora?
Pozdrawiam.
Pozdrawiam PANIĄ Berkeley. Również zrobiło mi się smutno z powodu Syrenki i Krystyny Krahelskiej. Ale tym bardziej poczułem złość. Po pierwsze, nie użyłbym określenia „panie aktywistki” ani „dziewczyny”, raczej „chuliganki” (czemu kiepsko to brzmi?). Po drugie, ktoś jednak daje na to przyzwolenie. I tu się zdziwiłem, bo przyzwolenie dał nie kto inny jak Pan Prezydent Trzaskowski. Właśnie Prezydent Warszawy finansuje Gniazdo – Centrum Aktywizmu Klimatycznego, gdzie działa m. in. Fundacja Aktywizmu Klimatycznego, mająca na celu „wywieranie nacisku” w sprawach klimatycznych, i – oczywiście to trudno jednoznacznie zweryfikować – mająca coś wspólnego z Ostatnim pokoleniem, które zorganizowało akcje w Filharmonii Narodowej i pod pomnikiem Syrenki. Pan Trzaskowski oświadczał zdaje się ostatnio, że Ziemia „pali się”, dokładnie tak jak to określa FAK. Ma to niestety wiele wspólnego z tym, o czym pisał W. Wirpsza, zmienił się tylko cel, metody (terroryzm miękki, czyli raczej wywieranie wpływu i wojna propagandowa, terroryzm twardy, jakim kiedyś były porwania i morderstwa, a dziś sabotaż w fabryce Tesli) już nie.
PS Żeby uspokoić zaniepokojonych „metodami” walki symbolicznej, chuliganki wyjaśniły, że pomnik Syrenki oblano wodą z barwnikiem spożywczym. Pomnik już zdaje się umyty. A więc – nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało.
Dziękuję za pozdrowienia i odwzajemniam. Podobno cokół z piaskowca został na stałe uszkodzony (czy to prawda?). Dla mnie zawsze jest interesujące to jak pomysłodawcy takich akcji korzystają z naiwności, niewiedzy i entuzjazmu innych, niższych rangą w organizacji członków. Oni tylko poddają pomysł, a wykonawcy z entuzjazmem prawie fruną, aby go wykonać. Żadnego krytycznego myślenia, w szkołach tego chyba obecnie nie za bardzo uczą: jest ideologia to idziemy na bój w jej imię. Jednak konsekwencji za te akcje najwyraźniej nie ma; ryzyko jest minimalne. To dopiero bohaterowie, co tam jakaś Krahelska z ubiegłego wieku.
Wczoraj recital Rafała Blechacza, który jest w świetnej formie. Program szeroki, Chopin bardzo ważny w programie, ale na mnie ogromne wrażenie zrobiły Wariacje b-moll Szymanowskiego. Dosłownie siedziałam na brzegu krzesła.
Jeden recital tutaj po objeździe Japonii i Korei (w Japonii miasta duże i małe, w Korei Seoul). Mam nadzieję, że pan Blechacz słyszał głośne wiwaty na swoją cześć, dochodzące od publiczności ciut za mną. To były głosy na pewno potrafiące nieźle huknąć na jakimś meczu, ale na sali koncertowej trochę niezwykłe (ale sympatyczne).
Pozdrawiam.