Konkurs im. Antoniny Campi po raz czwarty

Odwiedzam – tak się składa – co drugą edycję tej lubelskiej imprezy, za każdym razem jedynie finał. Poziom w tym roku był wysoki, werdykt moim zdaniem dość dziwny.

Skład finału był międzynarodowy: czworo Polaków, Brytyjczyk, Koreanka, Ukrainka i Rosjanin (mieszkający w Niemczech z żoną Ukrainką, sopranistką Alyoną Guz, która zresztą też wzięła udział w tym konkursie, ale odpadła po I etapie).

Odniosłam wrażenie, że werdykt był chyba trochę polityczny. Rosjanin Andrei Danilov, od 2019 r. solista Deutsche Oper Berlin, jest artystą ukształtowanym; jak na mój gust głos ma bardzo ostry, ale może się podobać, wywołał duże owacje. Pominięto go jednak całkowicie, natomiast III miejsce otrzymała Ukrainka Viktoriia Shamanska, choć w arii Donny Anny kompletnie dusiła się w górnym rejestrze i śpiewała „pod dźwiękiem”. Podobne kłopoty intonacyjne miała śpiewaczka, której przyznano zarówno główną nagrodę, jak nagrodę im. Antoniny Campi za najlepsze wykonanie arii Pucciniego. I tu już się całkiem zdziwiłam. Aria Violetty zabrzmiała dwukrotnie, zarówno w wykonaniu Aleksandry Łaskiej, jak Koreanki Heejae Roh, i to właśnie to drugie wykonanie było bardziej wzruszające, oddające niuanse, ze świetnymi pianami w wysokim rejestrze. Tymczasem w wykonaniu Polki był to wciąż ten sam bardzo donośny głos o niezmiennej ekspresji, jakby wciąż o tym samym; jeśli zasługiwał na wyróżnienie, to w dziedzinie ilości decybeli. Ciekawostka: w obu występach niespodziewanie zabrzmiał z widowni śpiew Alfreda, w drugim jakby szczerzej – no i nic dziwnego, ponieważ był to mąż Heejay. Scena prawie jak w koreańskim muzycznym serialu. Zrobiono mu zresztą przykry numer, bo Polka wykonała tę arię na bis po otrzymaniu I nagrody i pominięciu Koreanki, a biedny mąż musiał zaśpiewać nie swojej żonie. Pewnie było mu przykro, ale zaśpiewał – w końcu jest profesjonalistą.

Z Polaków interesująco wypadli też Anna Thun (5 lat temu pominięta, tym razem też) i Szymon Raczkowski, baryton o pięknej barwie, choć może trochę sztywny (otrzymał nagrodę specjalną od Cläri Venzke, podobnie jak Aleksandra Łaska). Krzysztof Lachman, który ostatnio zaśpiewał niewielką rolę w operze Milhauda na Festiwalu Beethovenowskm, tu porwał się niestety na arie zbyt dla niego trudne (nawiasem mówiąc, wciąż nie mogę zrozumieć, czemu ludzie tak robią). Ponadto był Brytyjczyk, bas baryton Liam James Karai, który wypadł nieźle i otrzymał II nagrodę.

I tak zakończył się ten konkurs. Kto ma rację w kwestii werdyktu – czas pokaże.