Roksana o kulach
Jako że 1 lipca zdecydowałam się na odwiedzenie premiery III Symfonii Mykietyna, a 3 lipca – na towarzyszenie nowemu dziełu J.A.P.K., na Króla Rogera w Operze Narodowej w reżyserii Davida Pountneya mogłam iść tylko w tym jednym terminie: 5 lipca. Wykonawcy byli wciąż ci sami, a za to nie straciłam pół dnia: godzina czekania od 17., mowy tronowe od 18. i spektakl dopiero od 19. Tym razem wszystko przeszło gładko. Ale nie całkiem.
Już raz mi się zdarzyło oglądać taki spektakl, że kto inny odgrywał na scenie, a kto inny śpiewał z kulis. Tak się zdarzyło i w tych trzech spektaklach: Olga Pasiecznik z kontuzjowaną nogą stała o kulach z boku, na proscenium (dzięki temu była wspaniale słyszalna), i śpiewała, a jej rolę sceniczną markowała asystentka reżysera. Muzyka na tym zyskała, bo właściwie tylko jej głos mi się podobał. Nie podobała mi się ani sucha i nieprzyjemna barwa głosu Rogera (Mikołaj Zalasiński), ani Pasterz o braku cienia charyzmy (Will Hartmann, którego widziałam już w Barcelonie), no, jeszcze może znośny był Edrisi Karola Kozłowskiego. O samej inscenizacji pisałam już dość dużo tutaj; czerwonej farby było u nas jakby trochę mniej, albo mniej się rozlewała, albo po prostu powierzchnia schodów była większa na naszej ogromnej scenie, ale okrwawione zwierzęce łby i łachmany były takie same, jak w poprzednich spektaklach. Zalasiński niestety, podobnie jak wcześniej Scott Hendricks (który miał tu być 1 lipca, ale nie dojechał), dał reżyserowi zrobić z siebie małpę. Nie jestem wielbicielką tej inscenizacji, ale i tak jest ona arcydziełem w porównaniu z wersją Warlikowskiego; tę ostatnią będzie można obejrzeć w ramach warszawskich Ogrodów Muzycznych 16 lipca (polecam zamknięcie oczu i słuchanie, bo pod względem muzycznym to był cudowny spektakl). Ogrody Muzyczne zaczynają się w połowie lipca. A tu program.
Wracając do Rogera: z dużą przyjemnością zobaczyłam za pulpitem Jacka Kaspszyka, a i orkiestra chyba trochę sobie przypomniała dawne czasy. Niestety szybko go znów w tym kanale nie zobaczymy, w każdym razie raczej nie w przyszłym sezonie.
Komentarze
J.A.P.K. ???
Czyżby ten słynny hollywoodzki kompozytor do filmów, który w sierpniu organizuje festiwal i konkurs w Poznaniu … ale pewności nie mam.
W związku z głównym tematem, nie widziałem, nie słyszałem „Króla Rogera” – które wystawienie opery było znośnie widowiskowo? A najważniejsze, które będzie?
Nie wpuszczą Jacka Kaspszyka w kanał? 🙂
(No dobrze, liczę, że w Katowicach będzie jednak…)
Pobutka. (Bez związku, ot z słuchałem Simony z puszki… Nawet nie w Handlu.)
Piękna Pobutka
I wspaniały Andsnes wczoraj – w Schoenbergu – odjazd
Dziś eklektyzm od rana 🙂 Ale miły.
W Katowicach, o ile wiem, nie ma kanału w Decymber Palast 😉
telegrafic observer (znajomy z innych blogów) – witam. Które będzie, to żeby przewidzieć, trzeba by jasnowidzem być… Widowiskowo najefektowniejsze byo pierwsze wystawienie Trelińskiego w Warszawie – fantazje z fantasy i Matriksem w tle. Ale już tego nie grają. Drugie wystawienie Trelińskiego, we Wrocławiu, wciąż grane i utrwalone na DVD, może nie jest aż tak efektowne plastycznie, ale ciekawe interpretacyjnie.
J.A.P.K. – zgadza się, to ten „hollywoodzki kompozytor”, który był bohaterem poprzedniego mojego wpisu 🙂
O tak, Andsnes niezwykle ciekawy, żałuję, że wczoraj nie słuchałam, i nie dziwię się, że 60jerzy za nim jeździ, choć sama być może aż do tego bym się nie posunęła.
witam wszystkich, szczególnie panią redaktor,
czy mogliby państwo mi poradzić, które miejsca najlepiej wybierać w teatrze wielkim na przedstawienia operowe.
jak dotąd zawsze siedziałem na parterze. jak słychać na I balkonie?
Chyba 20 lat temu ogladałem Króla Rogera w Melbourne, wprawdzie tylko jako balet, ale doskonały, w choreografii Graeme Murphy ( http://en.wikipedia.org/wiki/Graeme_Murphy ). Czytając tutaj o tych ledwo znośnych głosach widzę, ze dostała mi się lepsza część.
Znalazłam kawałek!
http://www.youtube.com/watch?v=PQ1vUwx6AI0
A tu Beczała śpiewa Pasterza – nagranie z płyty, zdjęcia z warszawskiego spektaklu Trelińskiego:
http://www.youtube.com/watch?v=s4U2iMxOkEw&feature=related
Okazuje się, że PK nie powiedziała była ostatniego słowa o koncercie Jankiela – vide artykuł w dzisiejszej Polityce. 🙂 Tak się zaczytałam, że prawie przejechałam swój przystanek. A potem zaczęłam się zastanawiać, co miał przeciwko cymbałom św. Paweł. (Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący.) I dlaczego właściwie mówimy do bliźnich, których możliwości intelektualne nas rozczarowały ‚ty cymbale’. A do mało zaradnych ‚ty trąbo (jerychońska)’. Czy w innych językach też się tak postponuje jakiś instrument?
O tak, pamietam -wybrałam się do Warszawy,chociaż mi nie po drodze 🙂 Jakby kto pytał,to moja obsada marzeń (całkiem realna) :
Roksana -Olga Pasiecznik
Roger -Mariusz Kwiecień
Pasterz -Piotr Beczała
Co do Edrisiego nie mam pomysłu, jeszcze się zastanowię.Orkiestra może być pod Kaspszykiem 🙂
Byle tylko nie w inscenizacji paryskiej, pliiiz 😉 Nawet ten keczup Pountneya wydaje mi się na odległość łatwiejszy do strawienia, skoro jest go mniej niż w Bregenz. Ale Treliński jednak zdecydowanie bardziej z mojej bajki (i warszawski i wrocławski)
@Aga 10:49
No to biegnę do kiosku ,akurat mam chwilę 😉
@Aga 10:49
Brückner w swoim Słowniku etymologicznym tak pisze:
„cymbał, przeniesione dowolnie jak i w czeskiem na ‚głuptasa’; z łac. cymbalum, z grec. kymbalos.”
Czyli chyba też Czesi (a może i Słowacy) takie pejoratywne znaczenie znają.
Ciekawa rzecz, że cymbały znalazły się w niemczyźnie przez węgierski – wcześniej polski, no a pierwosłów z łaciny. Ale u nich tylko jako instrument muzyczny (jak pisze Duden, stosowany głównie we wschodnioeuropejskiej muzyce ludowej). 🙂
Uwielbiam Olgę Pasiecznik!!Służbowo,prywatnie i pod każdym innym względem.Mam nadzieję,że ta noga to niezbyt skomplikowane?
Pamiętam,jak podczas koncertu w Krośnie / a było okrutnie zimno/,wparowałam do Jej garderoby z gorącą herbatka.A tu jakiś duet słyszę.Wspólnie z mieszkającym u nas od lat gruzińskim architektem-melomanem śpiewali „Suliko”.Po gruzińsku oczywiście.A później na estradę i Weberna z Grzybowskim.
Ten Roger co latał na mezzo to była wersja paryska?Bo tak się ostatnio namnożyło,że z daleka nie ogarniam.
Ago i ew-ko,dla mezzo jednak warto kupić grata.Trzymać w szafie wnękowej i odsuwać drzwi tylko na wiadome okazje.Ja tak robię.
Łabądku, ja bym musiała tę szafkę na kluczyk zrobić i rzeczony kluczyk powierzyć komuś odpowiedzialnemu, z silną wolą. Mam kłopoty z umiarem i jak dotąd tylko jedna metoda mi się sprawdza: czego nie mam, tego nie nadużywam. 🙁 To już raczej poszukam, do kogo by się tu można wpraszać na wiadome okazje. 🙂
Marku, dzięki – mój Bruckner w domu został, miałam do niego wieczorem zajrzeć. Człowiek czasem taki zupełnie nieprzygotowany z domu wychodzi. 😉
Rozumiem,że można wyjść bez butów,ale bez Brucknera?Wstyd!!
łabądku, ja właśnie pękłam w sprawie mezzo, od sierpnia mi włączą pakiet z mnóstwem niepotrzebnych programów i jednym jedynym, na którym mi zależy… No ale bilans jest taki, że się cieszę 🙂
Śpiewanie z kontuzją to zwielokrotniony wysiłek i dyskomfort 🙁 Trudne bywa życie śpiewaczki.
No, chyba że w ogóle nie trzeba wychodzić w taką pogodę! :))
A we Wrocku wreszcie piękne słońce wylazło i dobrze, bo trwa kilka wydarzeń plenerowych (m.in.festiwal muzyki kameralnej na dziedzińcu arsenału i Brave Festival) i gdyby nadal tak rzucało żabami,byłby kłopot 🙂
To chyba muszę u siebie zrobić jakiś festiwal, bo wciąż siąpi. A póki co, fajnego kota znalazłem 🙂
http://www.pawshs.org/Images/Images/cat%206.jpg
Ogrody muzyczne: widzę, że będzie Fortepian Na Torach (to ktoś w Polsce jeszcze tego nie widział?), a 12/8 Święto Wiosny:
Balletboyz: The Rite of Spring saw Nunn & Trevitt undertake a radical reworking of Stravinsky’s seminal work, assembling a world class team of professional and amateur dancers to stage a jaw-dropping modern re-telling of this modern masterpiece. Created for BBC Three, it was a highlight of the broadcaster’s Christmas schedule.
Beato,arte też bywa pożyteczne.
@Aga 12:44
Ago,”Fortepianu” nigdy za wiele 😉
łąbądku: arte na tej dłuuuugiej liście programów brak. Zniknęło z kabla, a raczej „zostało zniknięte” 😉 już kilka lat temu.
@ przemo – witam. ja też zwykle siaduję na parterze, ale słyszałam, że na I balkonie nieźle słychać.
Piękny deszczowy kot 🙂
U nas niestety ciągle jak z cebra…
łabądku,moje uwielbienie dla Olgi Pasiecznik jest równie wielkie,bez względu na to co, z kim i gdzie śpiewa 🙂 Śpiewaczką jest znakomitą (no a Roksaną wymarzoną ,Szymanowski chyba oszalałby z zachwytu), przy tym niezwykle urokliwą osobą. Miałam okazję poznać ją osobiście (pewnie z 10 lat temu), gdy występowała na zamku w Brzegu razem z siostrą.Okazało się,że znajomi mojej mamy,którzy też byli na tym koncercie,a pochodzili spod Równego, to jakaś trochę dalsza rodzina sióstr Pasiecznik.No i nagle zrobiło się całkiem familijnie;-) Ile razy jest okazja,żeby Panią Olgę usłyszeć gdzieś niedaleko, rzucam wszystko i się tam udaję.Na szczęście we Wrocławiu czasami bywa. Mam także nadzieję,że z tym złamaniem nie będzie większych kłopotów, trzymam kciuki za pomyślnie zrastanie i szybką rehabilitację.
@Beata 12:03
Ja też powoli pękam (dokładnie z tego samego powodu),więc pytanie natury organizacyjnej – tylko mezzo czy też mezzo HD i czy to jest osiągalne w jednym pakiecie ?
Moja mama też pochodziła spod Równego (ale na pewno nie była krewną pani Olgi) 🙂 Zamierzamy z rodziną zrobić w sierpniu mały wypad w te regiony w poszukiwaniu korzonków.
Też mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. To bardzo dzielna osoba.
Ew_ko, a ja bym Beczałe zamieniła na Kaufmanna (jak marzyć, to marzyć), Edrissi mógłby pozostać paryski, dyrygent też (koniecznie!) , inscenizacja – trelińsko-wrocławska. Może kiedyś… Rogera będą dawać tego sezonu w Seattle, z Kwietniem. Kiedy czas przyjdzie, podlinkuję transmisję.
Obawiam się, że polska wymowa i dykcja Jonasa Kaufmanna byłaby jednak nieporównanie gorsza…
Te same wątpliwości miałbym też w odniesieniu do paryskiego Edrisiego – jak już wybierać, to chyba obsadę idealną pod każdym względem, zamiast męczyć się polszczyzną wykutą fonetycznie, jak u Hampsona, tylko dlatego, że Gwiazdor.
Nagranie Jacka Kaspszyka dla Universalu odpowiada całkiem nieźle powyższym kryteriom. Drabowicz, Pasiecznik, Beczała itd – mnie to osobiście wystarczy.
PMK
Pani Kierowniczko, poszukiwanie korzonków w okolicach Równego bywa frustrujące, wiem z doświadczenia. Ale spróbować zawsze można. 😕
Hm, frustrujące… Może. Ale moja siostra, bardzo bystra w archiwistyce, już wie, do jakich archiwów w Równem się zwrócić, by znaleźć materiały na temat rodzinnego miasteczka mamy. Zobaczymy.
Nie, archiwa są w porządku. Myślę o lokalsach, oni naprawdę są przekonani, że jedna czy druga wieś sama się spaliła i zaorała, i dobrze jej tak. Całkiem jak u nas.
No tak, na lokalsów to my średnio liczymy. C’est la vie. A swoją drogą kiedyś rozmawiałam w Izraelu z krajanką mamy, która opowiadała, że odwiedziła rodzinne miasteczko i odnalazła stojący swój dom, a Ukraińcy ją nawet do niego na chwilę wpuścili.
My się w ogóle zbyt wiele nie spodziewamy, chcemy po prostu zobaczyć. Siostra zbiera się do pisania książki opartej na dziejach naszej rodziny, a ja jej w tym towarzyszę z czystej ciekawości.
To jest to miasteczko:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Bere%C5%BAne
A to była ta wieś, z której moja babcia uciekła z przychówkiem
http://pl.wikipedia.org/wiki/Obrona_Huty_Stepa%C5%84skiej_i_Wyrki
Tekst jest trochę, jakby to powiedzieć, nieścisły. W każdym razie, gdybym chciał odwiedzić chałupę, musiałbym ją najpierw odkopać.
No, faktycznie to o rzut beretem…
Czy mnie wzrok nie myli, czy zobaczyłem fomę na czarno?
Przeczytałem bardzo smacznie napisane w Polityce, są jeszcze na tym świecie porządni publicyści 🙂
Ależ dziękuję doprawdy 😳
Czarny foma, i owszem, się pojawił. Ale nie dokonuję jakiejś interpretacji. Blog istnieje w eterze 🙂
Już raz mi się zdarzyło oglądać taki spektakl, że kto inny odgrywał na scenie, a kto inny śpiewał z kulis.
Na mój dusiu! Poni Dorotecka na zywo widziała końcowom scene „Deszczowej piosenki”! 😀
O! Owcarecku, jak miło widzieć! 😀
Zdaje się, że było więcej takich wyczynów w literaturze filmowej, ale tak naprędce sobie nie przypomnę 😉
Ale ten najhyrniejsy to był chyba właśnie w tym Singing-in-the-rainie. Chyba… 😀
PAKu, gdzie jesteś? Dobudzić się nie mogę. 😉
Dzisiaj 151 rocznica urodzin Mahlera
Już chciałem się polenić, lecz Aga wzywa, a Lesio przypomina — pobutka!
Pani Doroto, ogromnie mnie Pani zaskoczyła i ucieszyła tym video Króla Rogera w choreografii G. Murphy. Mnie nawet nie przyszło do głowy, ze to może być na youtube. No cóż, błogosławieni gapowaci bo ktoś inny wykona za nich poszukiwania. Dziękuje bardzo.
Uff. Last minute rescue. Może jeszcze zdążę na to spotkanie o 10.00 🙂
W operze chyba najsławniejszy taki przypadek był w rocznicowym Ringu Bouleza, ale chyba nie w roku premiery, kiedy Rene Kollo złamał nogę i śpiewał zza kulis, a Patrice Chereau grał Zygfryda na scenie.
Sam widziałem to co najmniej raz, kiedy parę lat temu w Paryżu David Daniels spuchł w Cezarza (jak tym razem Lawrence Zazzo, tylko jeszcze wcześniej) i wyjechał, rolę śpiewała w kanale Marjana Mijanovic, a asystent odgrywał na scenie. Chyba podobnie Minkowski miał też w Amsterdamie, gdzie mu puchło paru Cezarów pod rząd, ale tam nie byłem.
Idąc jeszcze dalej, ale w ramach ideologii obrazkowej i urody wykonawców , robiono w latach 60-tych filmy operowe dubbingowane. Aidę udawała Sophia Loren a z taśmy śpiewała Tebaldi, a Rosjanie zrobili Damę pikową na podobnej zasadzie. Nihil novi…
PMK
Ja byłam świadkiem czegoś takiego w Łodzi na Opowieściach Hoffmanna. O ile pamiętam, było to tak: przewidziany zagraniczny solista zachorował, więc pilnie wezwano z Warszawy Pawła Wundera, który dobrze znał partię, ale nie znał reżyserii, więc reżyser zagrał go na scenie, a on śpiewał z wyjścia na scenę 🙂
René Kollo pisze o tym Ringu w swoich wspomnieniach. Siedział sobie wygodnie na stołku barowym, schowany za sporym krzakiem, przed sobą miał pulpit z nutami, cukierkami i czymś do picia. Na scenie zastępował go wspomniany przez Piotra reżyser, Patrice Chéreau, który był tak zestresowany, że przerysowywał ruchy i gesty. Kolo doceniał co prawda akurat tę reżyserię, ale generalnie nie lubił, jak ktoś kazał mu się za dużo ruszać na scenie i zakłócał mu spokój potrzebny do śpiewania. No i w przerwie, kiedy Chéreau wszedł mokruteńki do garderoby po pierwszym akcie, powiedział mu: „Widzisz, Patrice, jak męcząca jest ta twoja reżyseria, a ja jeszcze muszę równocześnie śpiewać.” Chéreau z kolei napisał w swoich wspomnieniach o Ringu w Bayreuth, że Kollo jest w prawdzie b. zdolny, ale trochę leniwy. Kollo tłumaczy to „lenistwo” mówiąc, że gdyby śpiewak zawsze robił na scenie wszystko, co każe reżyser, to szybko pożegnałby się z głosem.
Ze złamanej nogi wziął się też drugi tom wspomnień Fischera-Dieskaua. Jak go unieruchomiło, to pisał.
Piękna ta migawka zza kurtyny, Beato. 🙂
„Singing in the rain” jest o tyle zabawne, że tam naprawdę jest wielopiętrowa podstawka: aktorka udaje, że śpiewa, za kurtyną jej partię śpiewa inna, ale naprawdę udaje, bo śpiewa śpiewaczka z playbacku! Ale tego już widownia nie wie.
Zdolni ci reżyserzy operowi, tak z marszu odstawiać dowolną rolę na scenie 😆 Treliński też tak umie??
Króla Rogera w nieszczęsnej realizacji Warlikowskiego widziałem swego czasu w Paryżu. A propos wymowy: z tekstu śpiewanego przez panią Pasiecznik docierały do mych skromnych uszu tylko pojedyncze słowa, o niebo lepiej było w przypadku Mariusza Kwietnia, choć i on musiał ustąpić pola, pod tym względem, zagranicznemu śpiewakowi.
Ale za to było pięknie śpiewane i grane.
@Tadeusz 12:22
Czy Treliński to nie wiem,ale Jan Peszek,kiedy inscenizował „Wesele Figara” w świdnickim Kościele Pokoju, był w stanie zagrać za cały zespół, łącznie z całą bandą Cherubinów, którą wprowadził dla ożywienia akcji 😉 No ale on potrafi zagrać wszystko 🙂
A propos plabacku to zdarzyło mi się to w operze tylko raz. Gioconda w Berlinie – śpiewaczka ( nie przytoczę nazwiska, ale nie była to wyjątkowa artystka) zaniemogła i ściągnięto samą Urmane, by pośpiewała sobie przy pulpicie. Po spektaklu byłem przeszczęsliwy. No , ale na takie pół zastępstwo mogą sobie pozwolić pierwszorzędne teatry.
Oj, Peszek, czemu on poszedł z Wrocławia … (nie całkiem). No ciekawe, szkoda, że nie widziałem tego Wesela… A gdzie to było, chyba nie w Kościele Pokoju?? A te Cherubiny to chórem śpiewały miłośnie i zespołowo się chowały??
@ew_ka: Czy to ta sama inscenizacja „Wesela”, która była w grudniu / styczniu w Krakowie?
http://www.youtube.com/watch?v=iwOSTyhpN5s
@ Beata 13:44
Nie widziałam tego w Krakowie,ale wydaje mi się że ta sama,tylko z lekka przyprawiona kostiumologicznie ( w Świdnicy nie było tak fantazyjnie 🙂 )
@ Tadeusz 13:34
A w Kościele Pokoju,jak najbardziej 🙂
I niektórych to zgorszyło, bo temat ciut frywolny : http://www.teatry.art.pl/!recenzje/weselef_pes/index.htm
Ale pastor jest wporzo, wyraził tylko cichą nadzieję,że wierni nie wyświęcą go potem z miasta 🙂
Cherubiny nie śpiewały ( z wyjątkiem tego jednego,co to go Mozart przewidział),natomiast płatały psie figle (Bobiku,wybacz 🙂 ), kokietowały publiczność (zwłaszcza damską,na wiek tejże nie zważając),tańczyły break-dance, przedrzeźniały orkiestrę i Marka Toporowskiego grającego na klawesynie,radośnie kotłowały się z Barberiną i Zuzanną,aby wreszcie zasnąć snem sprawiedliwego pod amboną 🙂
Fajna recenzja 😆
„- W operze jest postać Herubina Amora – opowiada reżyser. – Idealnie więc byłoby, gdyby uwerturę rozpoczął Amor wysyłający strzałę miłosną. ”
Peszek ze Lwowa, rozróżnia h/ch ?? Hihi.
O, jeszcze takie coś:
„Wiem, kto to jest Mozart – mówi łucznik.”
…Jacka Procia, olimpijczyka, mistrza Europy, medalistę mistrzostw świata. A do tego Jacek jest jeszcze inżynierem projektującym maszyny górnicze dla Polskiej Miedzi. To absolutnie nietuzinkowa osobowość.”
No cóż, na wszystkim nietuzinkowa osobowość nie może się znać.
oj tam zaraz 🙂 Ważne,że trafił gdzie należy i szyby pastorowi nie wybił 🙂
A ten smętny snuj ze skrzydełkami w Salzburgu u Gutha , zwany przez Pana Piotra „Piekielnym Tadziem” to plagiat z Peszka i to nieudany 🙂
Ew_ko, ja miałbym się obrażać o psie figle? 😯
Toż to by było piłowanie gałęzi, na której dość wygodnie się usadowiłem i mam zamiar dalej siedzieć, póki Pani Kierowniczka mnie z niej nie spędzi. 😉
A! To już prawie jestem w temacie – intrygował mnie ten „Piekielny Tadzio”, znaczy to był taki zmutowany Farfallone Amoroso? 😯
Peszek gra absolutnie wszystko!!Ale nie jest ze Lwowa,tylko z Andrychowa.A teraz to już z Polski,Japonii i innych takich.On przeszedł szkołę MW2 i Schaeffera,o muzyce wie naprawdę dużo.Tacy powinni opery reżyserować.
Pies na gałęzi? Oj, Bobiku, ja widzę, że kontakty z silnie na Dywanie obecnymi kotami nie pozostają bez wpływu na twoje obyczaje. 😉
Ja się właśnie zastanawiałam – dlaczego Tadzio? Czy jakaś aluzja do Manna?
No pewnie, że z jakim przestaję… 😳
Skocienie moich obyczajów jest zresztą tylko jednym z wielu dowodów na prawdziwość tego porzekadła. A skąd na przykład mnie się to wzięło, że wbrew wszelkim predyspozycjom zostałem wybitną artystą wokalną? 😈
Ten Tadzio też mnie zastanawia 👿 Ale jestem pewien, że to nie aluzja do mnie!
Ja bym szedł aluzyjnie w stronę Witkacego jakoś, ale nic mi się nie przypomina.
U Gałczyńskiego był Piekielny Piotruś chyba.
Tjaaa…Piotrusie bywają piekielni….
Skrzyżowanie Wesela Figara ze Śmiercią w Wenecji,to już prawie 4 wesela i pogrzeb!
… ale boscy też bywają. 😉 Żeby nie było, że jestem monotematyczna: mojemu bratu Piotr i bywa i taki, i taki.
Jedno drugiego nie wyklucza.
Łabądku,zdecydowanie masz rację 🙂
Niestety…
Żeby nie było za słodko, to Peszek reżyserował madrygały Monteverdiego w barze mlecznym i tak to tłumaczył, że one są o życiu, więc bar jak najbardziej. Zgoda, tylko dlaczego mleczny? 😯
Może grali przed 13?
W sprawie gatunków Piotrów macie rację, znam się na tym. To da różnych, jak mówią Kaszubi.
Ten bar był po południu, ale może chodziło o jakieś inne dno?
A może:pij mleko,będziesz wielki?Pokusa jest…
Bar-okową ucztę w Krakowie wyreżyserował Cezary Tomaszewski, a Jan Peszek zagrał szefa baru.
http://www.youtube.com/watch?v=Z5nF7Ga5gwc
A, to przepraszam 🙂
Pomyliło mi się, bo Peszek wtedy udzielił bardzo wielu wywiadów i przyćmił. 😛
Ale mnie się wydaje, że ten baromleczny występ był i gdzieś poza Krakowem, może i w Świdnicy. Na YouTubie widziałem 😆
Swoją drogą to chyba samo życie byłoby w tzw mordowni, ale czy dzisiaj są jeszcze takie? Gdzie mogą miskę wyklepać przy wódce? 🙂
Już nic nie jest takie jak kiedyś, ech.
No właśnie, bar-okowitowy to rozumiem!
Panowie, rozumiem waszą nostalgię za barami nie-mlecznymi – ale jej nie podzielam: kiedyś w takim barze rzucono we mnie nożem. 🙁 A skąd ja miałam wiedzieć, że kobietom tam wstęp wzbron? Z drugiej strony, w innym barze specjalnie dla mnie wprowadzono do cennika pozycję: szklanka piwa, bo kufel był zdecydowanie ponad moje siły 🙂
No z tych panów to na razie ja … znany bywalec mordowni! Ale o Barze Złota Kurka we Wrocławiu legendy chodziły!
Proszę, jacy uprzejmi byli.
Wielki Wódz demonstrował powyżej rozczarowanie mlecznym charakterem baru wybranego na miejsce akcji, zaliczyłam go więc do wielbicieli barów nie-mlecznych. 🙂
Ukradli Codex Calixtinus 🙁 😯
http://www.guardian.co.uk/world/2011/jul/07/codex-calixtinus-manuscript-stolen-santiago-compostela
Codex Calixtinus – Dum Pater Familias
No to P, K, P. 👿
W razie czego mam cały na płytce. Chyba. 😎
O barach obu rodzajów można by długo, ale nostalgia za nie-mlecznymi pochodzi z tych czasów, kiedy nie było nic między mordownią a lokalem z dancingiem i kurtyzanami. Powody ekonomiczne zawsze przemawiały za mordownią, poza tym w mordowni rzadziej bili po ryju, wbrew pozorom. 😎
Ciekawe,do czyjego sejfu tym razem?I tutaj biłabym po ryju bez ostrzeżenia.
Tadzio (czyli Tedeuszek) był swawolny:
Raz swawolny Taduszek
Nawsadzał w flaszeczkę muszek;
A nie chcąc ich morzyć głodem,
Ponawrzucał chleba z miodem.
Widząc to ojciec przyniósł mu piernika
I, nic nie mówiąc, drzwi na klucz zamyka.
Zaczął się prosić, płakać Tadeuszek,
A ojciec na to: „Nie więź biednych muszek”.
Siedział dzień cały. To go nauczyło:
Nie czyń drugiemu, co tobie niemiło.
(Jachowicz)
Po ryju to za mało, oj za mało. Sejfem też za mało.
O, moja kolekcja muszek słynna się robi?? Ale niestety, Gostku, Bobikowcy byli pierwsi w obnażeniu tej przywary Tadeuszków !
No nie byłoby mi miło dostać po ryju sejfem, ale czego się nie robi w celach wychowawczych!
Jak PK wróci i zobaczy,że pod Jej nieobecność walimy się sejfem po ryju,jak nic każe nosem do pająków!!
No nie wiem co z nosa zostanie po tych zabawach pod nieobecność Kierownictwa… pająki może przeżyją.
Właśnie od paru godzin myślę z podziwem o tym, jak – małymi kroczkami – od Króla Rogera przeszliśmy do mordobicia i nękania muszek. Dywan potrafi. 😉 A jak w tę stronę doszliśmy, to może i w drugą… damy radę? Z tym że, Łabądku, sejfem po fizys to my chyba nie się, ale tych wrednych porywaczy czcigodnego kodeksu zamiarowaliśmy potraktować? No do takiego wysiłku fizycznego to i damie nie wstyd się dołączyć.
Ja myślę,że ta krwawa scenografie do Rogera dała niejaki bodziec podprogowy…
Problem polega na tym, że ja nic o Królu Rogerze powiedzieć nie mogę, bo tu niestety nie da się ułożyć wyrazów w nonsensowne całostki 😆
Ale mogę o Strawińskim 🙂
Czyli coś w tym nonsensie,jak mawia moja znajoma?
Zawsze jak PK się oddali, niemerytoryzmy wyłażą na Dywan,ale mordobicie chyba pierwszy raz?
No bo tu takie emocje zawsze…
W kobietę nożem? To jakiś nielokalny chyba rzucał?
Z opisu w Guardianie wynika, że Kodeks mógł być lepiej zabezpieczony.
Niestety Bóg ma ważniejsze sprawy na głowie i nie można polegać na nim, aby pilnował starych szpargałów… 👿
Nie wiem, Gostku, kto rzucił, bo mnie stres oślepił. Nóż na szczęście taki do smarowania, a nie tasak. 😉 Ale nieprzyjemne to było. Za to piwo na szklanki – w Raciążu, w pół drogi między Tucholą a Chojnicami – bardzo ciepło wspominam. Ot, bardzo różne to były bary, choć oba z piwną orientacją. Chyba znalazłam Piekielnego Tadzia – gdzieś tak od 1.28. Dalej nie wiem, dlaczego Tadzio, ale … tam też się tłuką. Fatum jakieś. 😉
http://www.youtube.com/watch?v=LVrV8Jm__zM
Niedługo po mojej przeprowadzce na Pragę odkryłem, że jeden z lokalnych przybytków oferował duże Królewskie za 4 zł (1997 r.)
Duże = 1 L
To były czasy.
Czasami agresję wywołuje sam wygląd pacjenta. Mojemu koledze kiedyś powiedzieli „A, bo masz taki ryj, że aż się chce cię walnąć”.
Może już przestaniemy o tej agresji?
Bardzo trudno o libretto bez agresji,ale spróbować można.Nawet w naszej operze kozak miotał,że hej!
😯 😆
To, co kolega Gostka usłyszał, po rosyjsku brzmi морда кирпича просит. 😆
o co tyle krzyku z tym kodeksem, mówiąc wprost – nieaktualny był – żadnych A2 ani E14 tylko jakieś trakty albo traktaty
Wrzuciłam wpis – jeszcze zdążyłam w urodziny Mahlera 🙂
Przepraszam, czy tu już nie biją w związku z powrotem Kierownictwa?
Bo jak już bezpiecznie, to ja wyłażę spod stołu. 🙂
Przepraszam , ze pytam na tej stronie , ale dziwnym trafem to pytanie nie zostalo na stronie red. Passenta. Jaki jest obecnie stan funduszu „Okularnicy” ktoremu nieformalnie przewodniczy red.?Dziekuje z gory za otrzymana odpowiedz.
Roman – ja nie umiem nic na ten temat powiedzieć, o fundacji można poczytać na stronie: http://www.okularnicy.org.pl/fundacja.php
Prezesem Okularników jest Agata Passent.