Pogodnie w deszczowy dzień
Pogoda paskudna, ale ja dziś odwiedziłam dwa wydarzenia, które mi (i nie tylko mi oczywiście) poprawiły humor.
Przed południem w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina nadawano doktorat honoris causa Jerzemu Maksymiukowi, zresztą dawnemu absolwentowi tej uczelni. Ceremonia była wesoła z paru powodów. Najpierw z powodu przemówień, w których promotor doktoratu Tomasz Bugaj i dziekan dyrygentury Rafał Janiak mówili głównie o sobie i swoich kontaktach z Maestrem, ale też opowiedzieli parę zabawnych anegdot. Potem dziekan wydziału instrumentalnego Tomasz Strahl przemówił z taką emfazą, jakby był nie wiolonczelistą, lecz dziewiętnastowiecznym aktorem. No, a potem dano głos nowemu h.c., który jak zwykle rozwalił system. Przysunięto mu fortepian, mówił podgrywając (wciąż w todze i birecie), jak zwykle jego myśl wyprzedzała mowę, więc czasem trudno było się połapać, o co chodzi, ale za to było autentycznie i impreza przestała być nadęta. A przy tym znów można było się przekonać, że Maestro nawet mówiąc na zupełnie inne tematy mówi o muzyce. To jest prawdziwa pasja!
Mały koncercik na zakończenie uroczystości miał formę inną niż zapowiadano – a zapowiadano, że odbędzie się prawykonanie II części Koncertu fortepianowego Maestra w wykonaniu Janusza Olejniczaka ze studencką orkiestrą, pod batutą autora. No cóż, nie odbyło się, za to po Adagio z Divertimenta B-dur KV 287 wykonano Liście gdzieniegdzie spadające, ale trochę w środku skrócone („kompozytor może”). Całego utworu można posłuchać tutaj, ale skrócenie, niewielkie zresztą, nie zrobiło utworowi krzywdy. Kompozytor-dyrygent na początek i na koniec utworu zasiadł znów do fortepianu i zagrał zupełnie coś innego niż na tym nagraniu, bardziej rozbudowanego, przypominającego właśnie owo spadanie liści. Bardzo nastrojowo i impresjonistycznie to zabrzmiało.
Wieczorem – koncert Jakuba Józefa Orlińskiego i Il Pomo d’Oro w ramach trasy promocyjnej nowej płyty Beyond. Zainteresowanie było takie, że powtórzenie odbędzie się już w czwartkowy wieczór – zachęcać chyba nie trzeba, bo mam wrażenie, że wielbicieli jest dosyć – dziś sala była pełna. Kolejne przystanki trasy w całej Europie. Na tę trasę kostiumy uszyła stała współpracowniczka solisty, projektantka o nigeryjskich korzeniach Chi-Chi Ude – zwykle tylko jemu szyła jakieś szalone garnitury, tym razem stroje dla wszystkich, proste i minimalistyczne, ale wyrafinowane, tylko w czerni i bieli (instrumentaliści tylko w czerni). To był koncert będący całością, z łączonymi utworami, skomponowany w formę, której raczej nie należy przerywać; Il Pomo d’Oro robiła już takie koncerty np. z Joyce DiDonato (Eden – program, który pokazali też we Wrocławiu). Płyta Beyond jest już na rynku, a także na Spotify i można jej posłuchać, a koncert zawiera głównie repertuar z tej płyty, ale i w tym wypadku, podobnie jak z Edenem, koncert jest zupełnie innym doświadczeniem nie tylko z powodu światła, ale też działań aktorskich i gimnastycznych solisty, od paru fikołków z break dance’u po odgrywanie starej kobiety w arii nieznanego szerzej Cesare Nettiego. Na płycie, podobnie jak na koncercie, są tym razem obok dzieł nieznanych – co już jest specjalnością tego artysty – także dobrze znane, m.in. Monteverdiego. Koncert-spektakl trwa niewiele ponad godzinę, do tego jeszcze muzycy dali trzy bisy. Potem ustawiła się długa kolejka do stolika, przy którym solista miał podpisywać płyty. Wszyscy wychodzili z sali w dobrych humorach.
Komentarze
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=u2jjeV40B_Y
Przerzucam zapowiedzi koncertów pod aktualny wpis:
Dziś i jutro w FN będzie można posłuchać niezwykłego instrumentu zwanego viola organista, a zbudowanego w nawiązaniu do szkiców Leonarda da Vinci. Napisałam kiedyś artykuł o budowniczym i zarazem wykonawcy na tym instrumencie:
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/1643864,1,niezwykly-instrument-viola-organista.read
Program koncertu (Ork. FN dyr. Paul Goodwin) ciekawy: https://filharmonia.pl/repertuar/koncert-symfoniczny-697764902
A jutro też w Studiu im. Lutosławskiego ciekawie, ale z zupełnie innej beczki: https://www.studianagran.com.pl/artykul/3255232?title=Orkiestra%20Polskiego%20Radia%20w%20Warszawie
Ten utwór Góreckiego, jeden z ostatnich, jest niesamowity, wręcz mistyczny.
Bry! Inna beczka znakomita, a jakie tanie bilety 🙂
Wczoraj w NFM pierwszy raz chyba słyszałem LutoAir Quintet (czwartki, kiedy są koncerty kameralne, miałem długo zajęte) w lekkim repertuarze, jazzowym. Niekiedy ten jazz brzmiał jak Strawińskiego co prawda. Z prawykonaniem Nighthawks Saniejki (trochę przydługie). Słuchało się świetnie, muzycy swingowali graniem i ciałami. Bardzo dobry zespół, zestrojeni znakomicie.
LutosAir. Ach ta klawiatura…
Potwierdzam, fajny zespół. W FN zagra za miesiąc, 28.11. W programie: Poldowski (Irene Wieniawska), Andrzej Panufnik, Antoni Szałowski, Jerzy Fitelberg, Wojciech Łukaszewski, Witold Lutosławski.
To u nas we Wrocławiu niestety tego nie będą grali. W maju prawykonanie Herdzina bez tytułu dla nich z orkiestrą. Za to mamy od jakiegoś czasu zespół kameralny wokół Pujanka najwyraźniej. Jakoś bezimienny. Jest więc teraz warszawski wrocławski kwartet i wrocławski wrocławski zespół w różnych składach. To mi się podoba.
Dwa postludia tristanowskie i chorał op. 82 Góreckiego to muzyka wprost nieprawdopodobnej urody.
Znalazłam ją na Spotify w wyk. Sinfonia Varsovia pod dyr. J.Maksymiuka. Będę do niej wracać…
A ja wybrałam się wczoraj do FN. Paul Goodwin może trochę przesadził z doborem programu, dając po Haendlu Elgara, a potem Marka-Anthony’ego Turnage’a, a w drugiej części La Valse po transkrypcjach Couperina, dokonanych przez Richarda Straussa i samego dyrygenta. Raziła ciężkość brzmienia zwłaszcza w Serenadzie Elgara, która jest właściwie dziełem kameralnym, i niestety w Ravelu.
Dobrze, że w Haendlu nie zagłuszono solisty, bo viola organista jest instrumentem o brzmieniu raczej delikatnym. Zresztą prawdę mówiąc dopiero w bisie, kiedy zabrzmiała sama, można było usłyszeć, że nie jest to nowa wersja klawesynu, bo dłuższe dźwięki brzmią jak smyczkowe. Sławomir Zubrzycki grał na drugim już instrumencie, który zbudował dwa lata temu, podczas pandemii. Teraz buduje trzeci. O ile przy pierwszym pomagała rodzina, to teraz już buduje sam – córki wyszły z domu, żona ma swoje zajęcia. Piękna sprawa, to imponujące, że komuś chce się robić takie rzeczy.
Pierwszy raz teraz zobaczyłem ten instrument. No to nam się zbiera ciekawostek. Też jak sobie odblokowałem wtedy na chwilę media społecznościowe, w czasie „Małego” Konkursu, aż do końca tego, co się kończy we Włoszech, to mi zdążyło przed wyłączeniem jeszcze mignąć, że Angie Zhang po powrocie do Stanów, właściwie no tylko wystawiła nogę, a tu już do niej z kamerą coś, NBC News, fajnie, ale okazuje się, że to żeby jednak się spytać, co sądzi o napoju, który trzyma w ręce. No powiem szczerze, że mnie to zdrowo ubawiło. Ona jest w okolicach 2:04:
https://www.nbcnews.com/news/us-news/panera-fda-charged-lemonade-death-university-pennsylvania-sarah-katz-rcna122110
Ta viola organista brzmi raczej jak organy, przynajmniej na tym nagraniu
https://www.google.com/search?q=viola+organista&rlz=1C1SQJL_plPL974PL974&sourceid=chrome&ie=UTF-8#fpstate=ive&vld=cid:abc85cbf,vid:5648Pm_gNfQ,st:0
No nie, jak dla mnie to absolutnie viola da gamba: https://www.youtube.com/watch?v=HsAGM1y4FLI
Osoby, których zabrakło na wczorajszym koncercie OPR w Studiu Lutosławskiego powinny żałować. Chyba nigdy nie zrozumiem tych pustych miejsc w prawdopodobnie najlepszej akustycznie sali koncertowej w Warszawie na koncertach z ciekawym i wcale nieniszowym programem bardzo dobrej orkiestry.
Przy okazji, czy są jakieś plany poprawienia akustyki w FN? Mam wrażenie, że jest z tym coraz gorzej – forte (zwłaszcza blach) zamienia się tam w nieznośny huk.
@lumos
A za co miano by to zrobić? FN jest, jak kiedyś sprawdzałem, zależna od ministerstwa, czyli od budżetu kraju. A to w PL nie wróży. Większość tych dużych i fajnych inwestycji do tej pory była robiona przez co bogatsze samorządy / z udziałem funduszy (i kredytów) unijnych, bo jeżeli gdzieś w takim bantustanie jest kasa, to w takiej konfiguracji. Ale chciałbym się mylić, bo też już czasem ręce mi opadają.
Wpisano ją do rejestru zabytków rok temu, może to coś zmieni?
No nie do końca. To Ministerstwo Kultury wybudowało m.in. salę koncertową w Muzeum Historii Polski na Cytadeli, teraz zapowiedziało budowę siedziby Polskiej Opery Królewskiej na Ujazdowie – tymczasem budowa siedziby Sinfonii Varsovii ciągnie się od lat a i tak trwa dopiero pierwsza część inwestycji (bez sali koncertowej), a inwestor: Warszawa należy do raczej bogatszych samorządów.
Tamto „panie marszałku kochany, muzyka łagodzi obyczaje”, które zapoczątkowało jedną z większych zawieruch w historii najnowszej naszego tak zwanego parlamentaryzmu, miało być przecież preludium do zaproponowania zmiany ustawy tak, by ministerstwo dołączyło się do finansowania budowy siedziby Sinfonii Varsovii. Bezskutecznie. A coś jednak się mimo wszystko dzieje, nie wiem, jak oceniać, czy wolno, czy szybko, jakie jest porównanie, pewnie wolno. Zresztą, a propos salki (mała, super wygląda na zdjęciach, podobna do tej ze Studia?) w Muzeum Historii Polski: kto wie, jakby potoczyła się dalej historia tego kraju, gdyby Szczerba dopasował przekaz do poziomu rozmówcy i zamiast tam cytować Waldorffa-Arystotelesa powiedział wolno i wyraźnie, że chcą strzelić siedzibę imienia Papieża Polaka na ten przykład. Patrzyłem po NOSPR, NFM, Szczecinie, i się zasugerowałem, bo tam rola samorządów, bogatych, była istotna, jeżeli nie kluczowa. Nie szukałem kontrprzykładów, więc to mogła być kompletnie idiotyczna uwaga z mojej strony. Bardziej wyraz może pesymizmu, zapowiadane jest dalsze ograniczanie wpływów budżetowych, prędko tu Finlandii mieć nie będziemy
Wczoraj debiut świetnego młodego gitarzysty Mateusza Kowalskiego w San Francisco. Świetny program z polskimi kompozytorami romantycznymi, ale nie tylko. Były rumuńskie tańce Bartóka, wstęp i wariacje na temat polskiego hymnu narodowego Szczepanowskiego, a także utwory Marka Pasiecznego, w tym jeden ostatnio nagrodzony za najlepszą kompozycję gitarową. Bardzo miły kameralny koncert. Został nagrany i za jakiś czas będzie dostępny na kanale Fundacji, która go sponsorowała. Z przyjemnością Państwu podam link, jak już nagranie znajdzie się w internetach. Jeśli ktoś jest w Południowej Karolinie, Los Angeles lub w NY, tam już zaraz wystąpi pan Mateusz. To naprawdę wielki talent. Polecam nie tylko miłośnikom gitary.
@warszawiacy
Dość mnie intryguje, czy ludność stolicy jest w stanie wypełnić te wszystkie sale koncertowe? Czy tyle może być koncertów? Zazdroszczę Wam sali im. Lutosławskiego, ale raczej koncertów niż sali. We Wrocławiu mamy znakomite wielkie studio radiowe, o świetnej akustyce (pamiętam np. występy chóru PR pod dyr. Krukowskiego), ale na poły zrujnowane — no, niemieckie, co się przejmować — a organy koncertowe tam to już kompletna ruina. Tylko koncertów w nim brak… Sal o dobrej akustyce mamy zresztą wiele.
no mnie w ogóle intryguje od dość dawna, w jaki my to niby sposób robimy środowisko sprzyjające wzrostowi kolejnych pokoleń melomanów, tak konkretnie
Z punktu widzenia mieszkańca Warszawy, który chodzi kompulsywnie na koncerty od czasu ustania pandemii: w Warszawie jest tyle imprez, że nieraz ciężko jest o informacje, że coś się akurat odbywa. Mam kilka sposobów na śledzenie (np. zakładkę z linkami do bilety24 na popularne sale), ale w wielu przypadkach dowiaduję się już po fakcie. Stąd te puste miejsca. Oczywiście jest też kwestia kosztów, bo bilety potrafią kosztować kilkanaście złotych (koncerty w UMFC) i kilkaset (komercyjne w FN czy PR).
Studio Lutosławskiego według mnie świetne akustycznie, ale okolica jest straszliwa, nienawidzę tego przeciskania się między samochodami na wąskiej uliczce gdy próbuję dojść od metra czy tramwaju.
@lumos: jeszcze co do tego koncertu, to nieraz jest kilka naraz, np. FN konkuruje z PR – a przez weekend trwał jeszcze Jazz Jamboree, zresztą Panią Redaktor widziałem wczoraj w Stodole, ciekaw jestem wrażeń. 🙂
@Vroo – już nie przesadzaj 😉
Od S1 do metra jest 5 minut spacerem (fakt, o tej porze roku ten spacer nie musi należeć do przyjemnych) i sama okolica też nie jest przyjazna wizualnie, ale nie jest całkowicie niedostępna. Jeśli już, to mi przeszkadza brak gastronomii w okolicy. Pójście do S1 na koncert bezpośrednio po pracy wymaga trochę zachodu, żeby nie umrzeć z głodu.
Co do akustyki FN – to jest od dawna mój pet peeve. Wpisanie do rejestru, jeśli już to raczej przeszkodzi niż pomoże. Myślę, że na pewno jest możliwe dostrojenie akustyczne sali, które nie będzie inwazyjne wizualnie, ale pod balkonem sprawa jest przegrana. XVI rząd na parterze to jest granica dla mnie nieprzekraczalna…
Tak naprawdę należałoby całe wnętrze całkowicie przeprojektować, wywalić balkon, scenę obniżyć do poziomu widowni… Obawiam się, że to konstrukcyjnie niemożliwe.
Inna sprawa, kiedy zmuszony jestem siedzieć blisko (~X rząd albo bliżej), zawsze wolałem siedzieć po prawej stronie sali – po stronie wiolonczel. Wtedy jest lepszy mix ze skrzypcami. Od jakiegoś czasu jednak modny jest układ skrzypce po lewej i po prawej, więc będę musiał zrewidować przyzwyczajenia 🙂
W Filharmonii Krakowskiej, którą ostatnio odwiedziłam po raz pierwszy od kilku lat, przeprowadzono remont, który moim zdaniem poprawił akustykę. Tylne rzędy podniesiono, porozwieszano w newralgicznych miejscach ekrany z pleksi. Naprawdę słuchało się nieźle.
Ale to prawda, że wpis do rejestru zabytków może przeszkadzać w przebudowywaniu czegokolwiek. Nie wiem, jak z przebudową wewnątrz budynku. Z zagranicy znamy przypadki, kiedy wybebeszano wnętrze i urządzano je całkiem inaczej, jak np. Kulturpalast w Dreźnie. Ale i przeciwny kierunek w Niemczech się zdarza, jak zabytkowa sala berlińskiego przedwojennego Metropol-Theater, która opakowana po wojnie w prosty pudełkowy budynek stała się siedzibą Komische Oper; teraz zresztą w remoncie, a zespół przeniósł się do Schillertheater, tak jak wcześniej Staatsoper. A Staatsoper remontowała się strasznie długo, ale wprowadzono w sali zmiany poprawiające akustykę. Można.
@Berkeley
Coś mi dzwoniło, ale nieefektywnie. Jednak dzisiaj jak szukałem dla znajomego bisu Bruce’a i DTS-a z wakacji, (który jednak znikł z yt NIFC-u), żeby pokazać, że Brahms to pisał te walce na cztery ręce, w końcu bingo: Mateusz Kowalski grał na Chopiejach, tu polecany najbardziej z tego wszystkiego bis:
https://www.youtube.com/live/REIaxpFtkaU?si=_c9-eVPsKPbs-V3S&t=5844
polecany, bo przecież było też o tym koncercie tu pisane:
https://szwarcman.blog.polityka.pl/2023/08/23/koncert-z-zadaniami/
@Gostek Przelotem:
No paskudne dojście to nie jest powód, aby na koncerty nie chodzić, ale wkurza. 🙂
Co do gastronomii – w tym sezonie wreszcie wróciła kawiarnia naprzeciwko szatni (ale nie wiem czy na każdym koncercie). Szykujemy się na nadchodzący maraton chopinowski (10-11 listopada) i rozglądamy za jedzeniem w pobliżu, ale faktycznie nie ma cudów.
Co do FN – ktoś miał na 1 kwietnia taką grafikę na Facebooku pokazującą w miejscu Muzeum Sztuki Nowoczesnej wielką siedzibę Filharmonii w kształcie fortepianu. No i to by było najlepsze rozwiązanie. Za chwilę w Warszawie będziemy mieli sporo średnich sal koncertowych o dobrej jakości (jest już w Muzeum Historii Polski, buduje się siedziba SV), no a najbardziej prestiżowa FN zostanie bez zmian… Już chyba Waldorff narzekał na tę akustykę.
W pobliżu Studia bywam tylko w Miau Cafe – tam poza królującymi kotami i dobrą kawą są też drobne przegryzki. Ale korzystałam tylko z kawy i ze skrobania kotów za uszkiem (nie zawsze mają ochotę 😉 ).
P. Zympans:
Nasza sala na koncert gitarowy zmieściła chyba ok. 100 osób plus trochę pustych miejsc. Był to kościół, akustyka super. Nagłaśnianie nie było potrzebne. Na deser dostaliśmy „Hora” Štěpána Raka. Coś niewiarygodnego. Jak tylko wstawią to nagranie na kanał Fundacji, to Państwu podlinkuję. Miło bardzo, że świetny młody gitarzysta z Polski przestawia mało znaną tutaj twórczość polskich kompozytorów romantycznych (poza Chopinem). Nie tylko romantycznych.
Była nawet kantata Bacha na gitarze. Bardzo ciekawe, naprawdę zachęcam Państwa do wspierania tego świetnego muzyka. Klasyczna gitara, dosyć niezwykły repertuar, kilka “kawałków” wspòłczesnych też, zresztą sami Państwo usłyszą.
Pozdrawiam.
@Berkeley
No ja jestem urzeczony, to chyba to słowo, jego grą. I chyba nie tylko ja. Zachęcać nie trzeba. Czekamy na link!
A też, tu znów offtop, skoro o Kalifornii mowa, w Northridge i Santa Barbara odpowiednio siódmego i ósmego grudnia ze swoją rodziną śpiewać rzeczy ze świątecznej płyty, którą wydała dosłownie trzy dni temu, będzie Samara Joy. Np. tę, ponoć popularną w Stanach, (acz napisaną chyba pierwotnie w połowie XIX w. przez dwóch Francuzów, trochę potem zmienioną na potrzeby języka angielskiego), kolędę „O Holy Night”, jak sobie czytam, spopularyzowaną przez Mariah Carey:
https://youtu.be/_GLc4k77470?si=M_bK60yGGlHau74I
tutaj skromniejsza wersja, z samym ojcem, może mniej wyszukana muzycznie, ale mnie nawet bardziej rusza:
https://youtu.be/CoEwU-35sng?si=6EIoTD0iVe-YM2bM
Zazdrość!
Jej dziadek w wieku 93 lat cały czas jest w formie, ale chyba nie zasuwa już z nią w trasy, chociaż w sumie nie wiem, allmusic twierdzi, że on śpiewa na tej płycie.
Ale jako że wyrwam się z tym niepytany, to jak nie szuka Pani wzruszeń świątecznych czy nie lubi w ogóle takich tradycji gospelowych, to proszę się nie kłopotać i nawet nie włączać. Jestem na świeżo po słuchaniu, a od kilku miesięcy pod dużym wrażeniem w ogóle, to tak sobie wysyłam, bo mi się skojarzyło.
Dziś to raczej Halloween… 😉
https://ruchmuzyczny.pl/article/3702-handel-na-cenzurowanym
To rzeczywiście temat na Halloween 🙁
Obłęd.
Październik, wiadomo, horrory. Proszę zresztą polecać, wbrew pozorom rzeczy nastrojowych za dużo nie ma, żeby jeszcze z muzyką poważną. To deficytowe. Ale wracając, kasy z biletami tego, że nie czas na kolędy, nie wiedzą, a i też taki sobie termin na wydanie płyty wybrała, no to co ja zrobię. Tzn. to logiczne, że wydała płytę, którą będzie promować, z wyprzedzeniem, żeby ludzie wiedzieli, na co się wybierają, za co płacą, ale faktycznie takie dziwaczne to trochę.
Do p. Zympans: Samarę Joy znam z nagrań, ale o płycie świątecznej nie miałam pojęcia. Bardzo tę kolędę lubię, a w wydaniu podsuniętym przez Pana, z ojcem – jest przepiękna! Teraz jest świetny czas na kupienie jej na święta. Co ciekawe, to ta kolęda nie zawsze była aprobowana przez kościół: jeden z tych Francuzów był ateistą, a drugi Żydem! Na szczęście dzisiaj ma bardzo mocną pozycję w sakralnym repertuarze świątecznym w świecie anglosaskim. Dla mnie jest bardzo wzruszająca, a jeszcze jak dobrze zaśpiewana nawet przez kongregację wiernych – to cudo! Zwykle jej wykonania są bardzo uniesione, podkreślające ludzką nicość i Bożą wszechmoc, ale wykonanie p. Samary, może dlatego, że inne, jest genialne. Nie dam rady wybrać się na jej koncerty, ale płytę kupię! Dziękuję za informacje i linki.
Widzę, że da koncert(y) w Nowym Orleanie. Muzycznie to jest niesamowite miasto, gdzie na ulicy można usłyszeć muzyków i grajków, których nie powstydziłaby się żadna wielka sala koncertowa. Tam jest tyle talentu, po prostu na ulicy!
A swoją drogą szkoda, że Samara nie ma koncertów w PL. Czy myślą Państwo, że ludzie wybraliby się na jej koncerty w Warszawie na przykład? Pełna sala? Młoda amerykańska ciemnoskóra wokalistka (wspominam to, bo to jest nierozłączne od rodzaju muzyki, wykonania).
Pozdrawiam
Kiedyś, dawno temu, w pierwszych latach istnienia tego blogu, popełniłam taki halloweenowy wpis: https://szwarcman.blog.polityka.pl/2008/10/31/jak-nas-drzewiej-straszono-muzycznie/
Komentarze pod nim też istotne i fajne, jak zwykle zresztą.
Ładnie śpiewa ta Samara.
A co do tego Christmasu w październiku, to gonimy w tym Zachód. U nich tak jest od dawna. U nas też: w niektórych sklepach to już jest widoczne 🙂
No właśnie też sobie poczytywałem wczoraj o tej kolędzie, zawsze lubię zrobić risercz zanim coś tu wrzucę. Muzycznie świetna. W kościele, śpiewana przez wiele osób, to rzeczywiście mogłoby być coś. Cieszę się, że trafiłem, szczęśliwie, czy przypadkowo, bo ostatecznie jestem tu nowy, nie orientuję się do końca, co kto lubi, bardziej skojarzyłem miejsce.
Samara będzie miała (co najmniej) jeden koncert w PL za rok. Ale w Katowicach, nie w Warszawie. Tylko że dla mnie cena jest zaporowa, najlepsze miejsca 350, ewentualnie 300 zł za strefę 2. Z dojazdem? W Berlinie, w Pierre Boulez Saal, za tydzień, bilety kosztowały od 15 do 55 euro, „ły”, bo oczywiście ich już nie ma. Ale to też mniejsza sala.
W Warszawie była niecały rok temu w tym samym klubie, co Emmet Cohen dzisiaj gra, na Wilczej, czyli tak bardziej ekskluzywnie, sold out, no ale to już zupełnie inna skala. O Warszawę jazzową od zawsze zahaczają najlepsi, ale ostatnimi czasy jest to dostępne raczej osobom, które się orientują, mogą przeznaczyć 200 zł na występ w klubie i lubią w ogóle taką atmosferę.
A Nowy Orlean, no tak, to jest jakiś olbrzymi temat, po przeczytaniu The Yellow House myślałem, czy by nie usiąść do Treme, ponoć świetna rzecz, ale ostatnimi laty nie lubię seriali. Ale zdaje się, że w dużej mierze właśnie o tym środowisku. I twórcy wybitni.
@PK (tak już będę pisał, przeczytałem w wywiadzie w RM, czemu tak tu wszyscy piszą, i OK, jakkolwiek to nie moje czasy, kiedy to się ucierało, to OK, niech tak będzie)
Przeczytałem tamten wpis i dyskusję. Problem w tym, że linki nie działają, „film nie jest już dostępny”, mówi jutub, nawet jutub premium. Natomiast tak się składa, że The Innocents (1961) widziałem dokładnie rok temu – i jest to fenomenalny film. Co prawda mam tym razem innego faworyta: Oczy bez twarzy (Les Yeux sans visage) (1960), jestem zupełnie na świeżo, ale przy The Innocents widzę w swoim kajecie z 2022 ocenę 4.5/5, (może to przesada? Trudno powiedzieć. To przy rewatchach oceny się ubijają, kiedy nie ma pierwszego zachwytu. Jak coś wtedy przetrwa próbę, a i np. dołoży niezauważonego detalu, to taka pierwsza, utrzymana tym samym ocena jest jeszcze więcej warta. Ale to może za rok), ale pamiętam, że świetna rzecz, a to był mój najbardziej czy drugi najbardziej filmowy rok w życiu. Od tamtego czasu Jacek Dehnel zrobił nowe tłumaczenie w WAB-ie, tytuł: „Dokręcanie śruby”, poprzedniego nie znałem, a i to w sumie mało pamiętam. Zresztą teraz nam przygotowuje jesień: nową Szymiczkową z mężem, tym razem w Wenecji, i dużą, dwutomową powieść „Łabędzie”. https://www.wydawnictwoliterackie.pl/produkt/5219/labedzie U mnie pewnie skończy się na kryminale, ale no nie wiem. W każdym razie wracając do strachów: schemat smyczki-blachy-kotły. Muzyka jest taka fajna, że się można na jej słuchaniu skupić, a wtedy: czego tu się bać. Bać to się można, jak się człowiek zaczyna nudzić i zastanawiać nad rzeczami WAŻKIMI, do czego niestety idiotyczną imo skłonność mają nasze mózgownice, kiedy zaczyna im z takiego zgnuśnienia uderzać sodówka, czemu najlepiej zaradzić właśnie błyskotliwą kompozycją. Bardziej mi co do poleceń chodziło o horrory-filmy, vide The Innocents, w tym sensie szkoda, że już widziałem. Ale wątek interesujący!
Do p. Zympans: ceny faktycznie wysokie. U nas w Northgate te lepsze bilety to prawie $100. Nie jest to mało, ale wiele recitali idzie za $200 lub więcej. Chyba na tegoroczne Święta poćwiczę tę kolędę, wydrukuję słowa i w czasie biesiady rozdam słowa i wybiję się solo z pierwszą zwrotką. Już teraz trzeba zacząć ćwiczyć. A reszta biesiadników na 100% dołączy. Ktoś musi zacząć. Piękny utwór, a najbardziej wzrusza mnie werset „fall on your knees, o hear the angel voices” czyli „padnij na kolana, słuchaj anielskich głosów”. Postaram się, aby mój mezzosopran brzmiał jak najbardziej czysto (i anielsko). Ha ha.
Pozdrawiam.
A propos Państwa rozmowy, mam taką płytę z diabelskimi nagraniami: John Williams – Wiedźmy z Eastwick, Kaprys nr 13 Paganiniego, Noc Walpurgii Brahmsa, ulubieniec publiczności czyli Diabelski Tryl Tartiniego, Puck Griega i Makabryczny Taniec wspomniany w linku powyższym PK. Podaję to z pamięci, ale skoro dzisiaj to być może jedna z dat obchodów Dziadów, to chyba powinnam ją wyjąć i przesłuchać na świeżo, a nuż dzisiaj brzmienie będzie inne?
Pozdrawiam.
To prawda, że jedną z przykrzejszych stron czytania starych wpisów jest nieaktualność linków. Nota blogowa jest formą doraźną, odnoszącą się do aktualnej rzeczywistości. A ta akurat była dokładnie 15 lat temu – aż trudno uwierzyć.
Ja dziś akurat muszę zająć się nie muzyką, lecz przeczytaniem kryminału, bo od pewnego czasu jest w redakcji nacisk na recenzowanie literatury pop, więc mnie (i nie tylko mnie) dostała się właśnie kryminalna działka 😉
@PK
Zazdroszczę zajęcia. Literatura pop ma w PL tę zaletę, że jest przynajmniej jako tako robiona z myślą o przyjemności, czasem nawet satysfakcji czytelnika, co o tej tak zwanej artystycznej uczciwie powiedzieć jest mi od lat coraz trudniej. Przynajmniej wiem, po co był mi w szkole angielski.
@Berkeley
Co do śpiewania, to proszę to robić, ale nie zapominając się w tym aż tak, żeby nam nie wysłać linku do gitarzysty: Mateusza Kowalskiego.
A serio to, jakkolwiek jestem niewierzący, wspomniany fragment dobrze brzmi. Wyobrażam sobie, że musi mieć siłę. Ale to dla mnie przede wszystkim muzycznie po prostu bardzo, bardzo ładne.
Proszę też nie zapomnieć dodać, to się chyba mówi, tej blue (?) nutki w pierwszym słowie trzeciej linijki, „Long lay the world…”. Zawsze zwracam na nią uwagę, jak słucham ich duetu; też bym po jej usłyszeniu pewnie chętnie dołączył.
A co do promowania polskich kompozytorów epoki Romantyzmu przez Mateusza Kowalskiego w USA, posłuchuję sobie od kilku dni, trochę od przypadku do przypadku, sugerowanej przez jutuba Genewy w tle, jest konkurs flecistów, i okazuje się, że w półfinale dwójka uczestników grała op. 14 niejakiego Roberta Muczynskiego, czyli Sonatę na flet i fortepian z 1961 r., (jak The Innocents!), kompozytora polskiego pochodzenia, (onet mówi, że jego dziadek wyemigrował do Stanów z Warszawy, no cóż, to warto sprawdzić pewnie). Mnie szczególnie trzecia część jakoś wpadła w ucho, w tym coś jest, jest tu prostota, ale ma to coś w sobie, trochę taka wybijająca z komfortu muzyka. Bardzo ciekawe. Samo to Andante wyślę, w wykonaniu reprezentantki Korei Płd., na drugie nie trafiłem akurat
https://www.youtube.com/live/ED3HB9Arj3U?si=43SzSS2p_rH_JRxm&t=5340
No fajny ten Muczynski 🙂 Też nigdy o nim nie slyszałam.
P. Zympans: oczywiście: nie zapomnę o linku. Nagranie ma być dostępne za miesiąc od koncertu czyli ok. 27 grudnia. Faktycznie już po świętach. Czyli teoretycznie przez moje śpiewanie i ćwiczenie mogłabym zapomnieć: jednak co zapisane to zapisane w elektronicznym kalendarzu i samo mi wyskoczy. O Muczynskim też nigdy nie słyszałam – dziękuję.
Pozdrawiam.