Poświątecznie
Wiadomo, co się robi w Święta – je się, prowadzi życie rodzinne i towarzyskie, a telewizji raczej się nie ogląda, chyba że to będzie jaki Kevin sam w domu czy podobny banał. I raczej nie oglądał telewizji prawie nikt z Was, ani ja także. Tymczasem w TVP2 pojawiła się nietuzinkowa rzecz muzyczna.
Były to kolędy w aranżacjach współczesnych, młodych kompozytorów polskich, wykonane przez orkiestrę AUKSO, solistów i chóry na koncercie w krakowskim Kościele Mariackim. Stał za tym nasz dobry znajomy Filip Berkowicz, a rzecz stanowiła niejako zapowiedź przyszłorocznego, jubileuszowego (dziesiątego) Sacrum Profanum, które ma być poświęcone młodej muzyce polskiej. Kto nie obejrzał, może to nadrobić na stronie TVP.
Tutaj jest aranżacja właściwie nawet nie tyle kolędy, co pieśni maryjnej, jednej z najstarszych w języku polskim, dokonana przez Macieja Zielińskiego – kompozytora, który równolegle tworzy „poważną muzykę współczesną” i muzykę użytkową (do reklam czy do paru komedii romantycznych). To opracowanie jest dość łagodne, trochę filmowe właśnie. Młody sopranista Michał Sławecki, płocczanin, który wziął udział w programie „Mam Talent”, a teraz jest studentem II roku warszawskiej uczelni, wystąpił zarówno w tym utworze, jak i w opracowaniu popularnego Lulajże, Jezuniu autorstwa Pawła Mykietyna – on też potraktował rzecz jakby trochę nieśmiało, choć bardzo w jego stylu brzmią kołyszący skokami akompaniament smyczków oraz odrealniające dźwięki elektroniczne, naśladujące fale Martenota.
Całkiem inaczej zabawił się wrocławski kompozytor Sławek Kupczak w utworze Cicha, opartym na kolędzie Mizerna, cicha. Tu elektroniki jest więcej, jest śmielsza i rysuje przed słuchaczem z lekka surrealistyczny krajobraz, przełamany później rytmem automatycznej perkusji i szeptem chóru. Smyki, które potem dochodzą, są już chwilami bardziej banalne, ale z czasem także się rozjeżdżają i zaczyna się znów robić ciekawiej.
Ale najbardziej hardkorowa jest ta aranżacja, dokonana przez Czarka Duchnowskiego, Igora Boxx i śpiewającą Agatę Zubel. Zaczyna się od… dzieciątka, a śpiew Agaty jest dość niewinny i anielski. Kolędę Jezus malusieńki rozpoznajemy bez trudu. Ale poczekajmy trochę… tak do 3’52”. Dopiero się zacznie…
No i co Wy na takie kolędy?
Komentarze
Oglądaliśmy, słuchaliśmy i byliśmy zachwyceni. Przedtem staraliśmy się słuchać kolęd z kościoła Św. Anny w Warszawie, ale się nie dało. Rodowicz nomen omen Maryla przebrana za Matkę Boską podrygująca w rytm mało odpowiedni dla kolędy. W kościele Mariackim to było to. W Wigilię słuchaliśmy głównie kolęd z trójpłytowego albumu angielskiego. Oh Tannenbaum i parę innych standardów przemieszanych z utworami mniej nam znanymi śpiewanymi przez chóry chłopięce lub mieszane. Te angielskie chóry są świetne. To, co nam zaprezentowała TV Polsat w kościele Św. Anny, wołało o pomstę do nieba. Żeby nie być niesprawiedliwym dla wykonawców, jeden utwór prowadzony przez Golców zachował tradycyjną aranżację i wypadł przyzwoicie. Ale to był rodzynek. Może dalej jeszcze coś podobnego powtórzyło się, ale dość szybko zmieniliśmy kanał i nie śledziliśmy do końca.
Nie chciałem, aby to, co piszę, znaczyło, że dla mnie kolędy muszą być śpiewane bardzo tradycyjnie. Tylko to, co się zmienia, musi mieć sens muzyczny i pasowac do nastroju. To, co zrobili wu Św. Anny szło w kierunku pieśni bardzo biesiadnej albo disco polo (trochę przesady może, a le niewiele).
Wszyscy jeszcze śpia, więc nadal troche ponudzę. Kolędy z Mariackiego miały piękną oprawe plastyczną dzięki eksponowaniu ołtarza Wita Stwosza. W kościele nie można bez chodów podejść na tyle blisko, żeby przyjrzeć sie szczegółom. Miałem szczęście jako dziecko oglądać ten ołtarz na Wawelu jeszcze rozmontowany. Musiał zrobić na mnie niesamowite wrażenie skoro wiele elementów pamiętam wyraźnie do dzisiaj. Zbliżenia przy dźwięku kolęd tak wspaniale brzmiących to była rozkosz nie tylko dla uszu.
W 3:02 kolędy Jezus Malusieńki w głębi planu widać srebrną postać żywcem przypominającą Anioła z Halki – może to anioł stróż redefinicji? A miejscami śpiew przypominał mi scenę snu Tewjego Mleczarza.
Zastanawiam się, czy do muzyki zawierającej przetworzenia znanego utworu nie należałoby napisać nowego tekstu. Może wtedy też całość – muzyka, śpiew, piękno kościoła Mariackiego – tworzyłaby, przynajmniej dla mnie, atmosferę Wesołej Nowiny.
Tu nowina i jest, ale czy wesoła? Dla mnie to jest jakieś katastroficzne.
Dobrze gada klakier. Wysłuchałem pierwszej kolędy, forma nie zgadza się z treścią, z formą zresztą też nie. Niejasno tłumaczę, wiem, chodzi mi o rozjazd między formą słodkawej, filmowej muzyczki i formą pieśni dalekiej od dur i moll. Wyszło coś strasznego, jak Bogurodzica w filmie o Krzyżakach. A tekst i tak jest przerobiony w celu przybliżenia wrażliwości, więc lepiej było napisać całkiem nowy.
Inne może są lepsze, ale jak pomyślę o reklamie społecznej przed każdym odcinkiem, to mnie trochę odrzuca. Może później. 🙂
Nie wszystkie kolędy są radosne. Prawda, że powinny uwzględniać to, co w słowach. Ale jakbyście posłuchali tego, co było u Św. Anny to byście tak nie wybrzydzali. Pierwszej nie słyszałem, nie mogę się wypowiadać, ale te, które słyszałem, sprawiały przyjemność. Wszędzie można znaleźć niedoskonałości, ale ogólne wrażenie zdecydowanie na plus. Tradycyjne wykonanie najbardziej znanych kolęd nieco nudzi. Szczególnie po odbyciu 5 „Wigilii” w ciągu tygodnia.
Panu Berkowiczowi dzięki za Actum Humanum. Wreszcie coś i w Gdańsku poza sezonem letnim
Panie Stanisławie,
oczywiście, że nie wszystkie kolędy są radosne.
Lecz zawsze mi się wydawało w moim postrzeganiu Tego Czasu, że jest w nim jakieś zatrzymanie, chwila spokoju, wyciszenia, zwolnienia rytmu codzienności. Może w to jeszcze wpisać obrazek z zaśnieżonego małego miasteczka, miodowe światło wielkich okien kościoła o północy niczym światło latarni morskiej widoczne jest daleko na polach, łąkach. I w ciszy śnieg skrzypi pod nogami idących na pasterkę…
I polskie kolędy wpisują się w owo zatrzymanie Czasu.
I te radosne i te refleksyjne.
Wszelkie próby przełamania owego świątecznego rytmu w poszukiwaniu nowego brzmienia, czy interpretacji wydają mi się nieuzasadnione.
Koncert w kościele Mariackim ma ładne momenty, nawet w tym wykonaniu Jezus Malusieńki.
Ale zgrzyta nieprzyjemnie, w tych momentach (np. kwilenie niemowlęcia z przetworzeniami elektronicznymi), gdy wychodzi poza owo spowolnienie Czasu.
Uważam też, że bywa i tak, że możliwości sprzętowe zbytnio pociągają twórców do złamania dyscypliny muzycznej na rzecz fascynacji technologią.
Zgadzam się z panem, że obfitość różnych tradycyjnych nagrań kolęd prowadzi do swoistego szumu kolędowego i pewnego znudzenia. No może nie znudzenia, ale spowszednienia.
O „wigiliach” oprawianych nimi nie będę pisał.
Nagraniem, które szczególnie lubię są kolędy w wykonaniu Andrzeja Hiolskiego z towarzyszeniem zespołu Ars Nova.
Wysluchalam ostatniej koledy i wrazenie bylo dokladnie takie jak opisal Wodz, nawet uzylismy tych samych slow 🙂 : forma niepasujaca do tresci.
Ale Wódz pisał o pierwszej 😉
Ja w tej ostatniej, w drugiej połowie, słyszę głos „oburzonych” przeciwko biedzie („bo uboga była”…) 😉
Mnie się ta ostatnia podobała, (no, może to dziecko na początku można by było sobie darować), choć dobrze, że nie oglądałam w telewizji, bo pewnie wówczas bym nie dosłuchała do końca. Byłam w niewłaściwym nastroju. Natomiast rozjazd między formą a treścią, o którym pisze Wódz, razi mnie w kolędzie trzeciej. Tytuł „Cicha” a ja tam słyszę po prostu szum i hałas. Chyba nie załapałam tej formy zupełnie 🙁 Natomiast umieszczenie całego koncertu w tak stylowym, historycznym miejscu uważam za wielki plus. Faktycznie, można przyjrzeć się wielu detalom, których nawet będąc tam osobiście dojrzeć nie można, bo i za daleko i za ciemno.
Nie umniejszam wagi ubostwa, ale slowa „bez poduszeczki” wyspiewane tonem wrecz budzacym groze, a to jednak narodziny nadziei maja byc… Kwilenie na poczatku mnie sie b. podobalo, a takze widok jak sie gra suwajac palcem po ekranie laptopa 🙂
To ja dodam,że „Wśród nocnej ciszy” i „Cichą noc”śpiewał chór z mojego I Liceum im.Kopernika w Krośnie.
Brawo Krosno 🙂
Się staramy,Pani Kierowniczko!
Pani Kierowniczka nazwała tę aranżację hardcorową, a ja bym raczej powiedział, że Agata Zubel zniszczyła piękną kolędę.
Wiem, że się narażam, ale trudno.
Przypadła mi do gustu bardzo surowa, synkopowana aranżacja „Pójdźmy wszyscy do stajenki”, którą zaśpiewała Dorota Miśkiewicz, a na klawiszach (Fender?) akompaniował Piotr Orzechowski („Pianohooligan”). Czy Państwo go znają? To największy talent polskiego młodego jazzu (wygrał tegoroczne Montreux Jazz Piano Competition). Jeszcze będzie o nim głośno na świecie.
Pani Kierowniczko, czy są jakieś wieści w sprawie NIFC-u?
Dobry wieczor,
Dziekuje za linki, ale po wysluchaniu jednej zaledwie koledy (Lulajze Jezuniu) mam wielkie watpliwosci odnosnie poziomu wykonawczego…Sopranista Michał Sławecki, „płocczanin, który wziął udział w programie „Mam Talent”, a teraz jest studentem II roku warszawskiej uczelni…” Jakiego kierunku? Juz zmanierowany czy jeszcze „nienauczony”? Kipska dykcja („moja pejryelko” ha!ha!) nieznosna liczba „podjazdow”itp. Ktos chlopcu zrobil krzywde obsadzajac go,bo robi raczej zalosne wrazenie… Nie wiem dlaczgo musial to spiewac meski prawie jeszcze amatorski sopran? Czy ktos ma jakis pomysl. PS. dźwięki elektroniczne, naladowaly w gornym rejestrze raczej gre na pile (tez zalosne)
Pamflet geriatryczny
Nie o kolędach – te są zapewne w porządku. O młodych!
Pan F. Berkowicz – geniusz … epigoństwa. Słowa epigon tak zaadresowanego słusznie użył przed rokiem Michał Mendyk w anonsu jednego z festiwali FB. Dodam, że p. FB to mistrz logistyki transportowej. Niczego w oryginale nie wymyślił, wszystko przeniósł w zadane miejsce środkami komunikacji. Ale jest to jakiś geniusz i jakieś mistrzostwo. Dodam jeszcze i to, że epigonizm nie stanowi tu epitetu, a jedynie określenie złożenia materii.
Ad rem. Pederastia kulturowa: Warszawska Jesień – młodzi, Musica Polonica Nova – młodzi, Chłopecki – młodzi, pani Poniecka – młodzi, Generacje ( są takie koncerty w S1) – młodzi ( wbrew nazwie), teraz Sacrum-Profanum – młodzi. Rozumiem, że są to ci sami młodzi, co od lat na Warszawskiej Jesieni, bo nowych mistrz sam nie spłodził. Oszaleć można. Co to ma wspólnego z normalną kulturą? To jakiś fetyszyzm z podtekstem erotycznym. Ocieractwo w poszukiwaniu własnego wigoru.
A ja, obok młodych, pożądam starych: Penherskiego, Knapika, Lasonia, Mossa, Wieleckiego, Kulenty, Bargielskiego, a dlaczego nie Scheaffera, Zielińskiej, Grudnia, Talma-Sutta. Na pewno nie gorsi, a jakże zaniedbani. Kupcie płytę Wieleckiego albo Zielińskiej. Nie kupicie. Nikt o tym w Polsce nie pomyślał. Ani wytwórnie, ani stowarzyszenia, ani jeszcze IMiT. Na pocieszenie zawsze można mieć dwa Mykietyny z tym samym utworem dzięki narodowo-prywatnej wytwórni Nina.
A gdzie niedawno zmarli? Tu już osuwam się w interdyscyplinarną nekrofilię. Tak, wolę paru nieboszczyków całkiem świeżych i paru starców nad Masłowską i Jerzynę. Świetne są nowe rzeczy Jacka Bocheńskiego. Kropka w jego zdaniu jakoś się rytmizuje z pracą moich wszak młodzieńczych zwojów. Są podobno Koła Młodych przy paru związkach twórczych. Apeluję o utworzenie Kół Starych. Wszyscy na tym skorzystamy.
Władza kocha młodzież. Młodzież – to excuse za lata nieróbstwa władzy. To prawda potencji. Pamiętam zespół Gawęda i lubieżne spojrzenia sekretarzy. Mamy to samo, ale inaczej.
Zaiste coś mną wstrząsa na ten kraj płaski. Wyjechać się chce stąd, ale tak zimą …? Uciec do innego Garwolina? Dobrze, umówmy się: maładioż toże, no nie tolko. Może od czegoś trzeba zacząć? Znowu? A kolejne zmarnowane pokolenia polskiej kultury położyć do ziemi? Cicha Noc…
Z pewnością niektórzy z Dywanowiczów spędzą ostatni dzień starego i początek nowego roku przed odbiornikiem telewizyjnym. Przeglądając ostatnio prasę, natrafiłem na kilka interesujących pozycji, które polecam 🙂
1.ARD/Das Erste pokaże w Sylwestra o 18.30 koncert Berlińskich Filharmoników pod sir S. Rattlem z udz. E. Kissina.
2.ZDF o 17.35 w Sylwestra koncert z Semperoper w Dreźnie m.in. z udz. Piotra Beczały.
3.Tradycyjnie 1 stycznia od 11.15 m.in. w ZDF Koncert Noworoczny z Wiednia (dyr.Mariss Jansons). Polska telewizja, oczywiście, potnie go na części i różne anteny…
4.ARTE zaprasza w Sylwestra wieczorem na ‚Zemstę nietoperza’, a 1 stycznia na koncert noworoczny z Teatro La Fenice i film o Jordim Savallu.
5. Z kolei MEZZO pokaże 31.12. koncert ‚Jaroussky i przyjaciele’ z Theatre des Champs-Elysees (o 14.40), o 20.30 ‚Wesołą wdówkę’ z opery w Lyonie. A 1 stycznia o 17.00 – Czarodziejski flet z Salzburga z 2006 roku.
Wielu pięknych koncertów, uniesień muzycznych i pogody ducha na 2012 rok życzę Pani Redaktor i Dywanowiczom, pozdrawiając ciepło,
Marcin D.
Bramman 😯 No fakt, że młodość to rzecz względna. Paweł Mykietyn skończył w tym roku 40 lat, więc już zupełnie się do młodych nie zalicza. Hanna Kulenty ma zaledwie o 10 lat więcej, więc nie zalicza się do starych, tak samo Jacek Grudzień. Talma-Sutt jest zaledwie dwa lata starszy od Mykietyna. W tej klasyfikacji więc, jaką Pan stosuje, jest niemałe materii poplątanie.
Słowo „pederastia kulturowa” jest nie tylko niesmaczne, ale i nieadekwatne. Dopatrywanie się podtekstów erotycznych także. Nie demonizujmy, ale owszem, można to ująć tak – bo problem niewątpliwie istnieje – że istnieją faworyci (i właściwie trudno powiedzieć, czemu to oni właśnie) wymienionych, by tak rzec, menedżerów kultury. I fakt, to, że np. Merczyński stawia właściwie wyłącznie na Mykietyna, przeszkadza mi w odbiorze tegoż Mykietyna, bo mam jego nadmiar. Uważam, że to, iż zamawia się u niego utwory na wszelkie dyżurne okazje, nie jest dobre także dla niego samego. Lubię go i cenię (choć mam pretensje o dość długi czas, kiedy pisał Szymańskim, zagłuszając Szymańskiego), ale nie wszystko. Ostatnio wydano Pasję (jak ktoś chce, może przeznaczyć kupę szmalu na tę płytę), za którą nie przepadam. Ale są i jej wielbiciele, więc niech mają. Tylko czemu innym NInA nie robi takiej przysługi – no właśnie.
Joanna – witam. Też uważam, że Michał Sławecki ma jeszcze wiele nauki przed sobą. Studiuje na wydziale wokalnym, u Artura Stefanowicza. Czy to dobra szkoła, czy zła – przekonamy się pewnie za jakiś czas.
Marcinie D. – dzięki i wzajemnie 🙂 Dodam jeszcze, że ten koncert sylwestrowy z drezdeńskiej Semperoper transmituje też na żywo TVP Kultura. Początek o 17., poza Beczałą śpiewa Netrebko i Schrott.
Gdybym to pobutki umiał wstawiać 🙂
… to byś tego nie zrobił, boś nie złośliwy. 😉 Dokądże Ty gnasz o tej porze, Lesiu poranny? 😯 Toż przed sylwestrem trzeba się wyspać.
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=XCeByM-EN4E
😆
Ago, słusznie, że przed sylwestrem trzeba się wyspać – w związku z tym wstałam dopiero teraz 😉 Jutro i tak muszę wstać wcześnie, bo jedziemy z kilkoma osobami do Kazimierza.
Niestety, za późno dowiedziałam się o tej atrakcyjnej możliwości spędzenia sylwka 🙁
http://capellacracoviensis.pl/wp-content/uploads/2011/12/cc_opera_party.pdf
Dyskusje ostatnio coraz żywsze. Halka rozgrzała atmosferę. Dyskusje kolędowe jeszcze bardziej ogniste. Ale zauważyłem, że różnych dyskuntantów co innego drażni. Co jednego drażni, drugiemu się podoba. Więc chyba nie było tak najgorzej. Rozjechanie formy i treści to zarzut powazny, ale niekoniecznie dyskwalifikujący. Mnie osobiście to tak nie raziło. Bo też odbiór muzyki to nie tylko kwestia tych, którzy tworzą, ale i tych, którzy odbierają. Świąteczny nastrój sprawił, że byliśmy nastawieni bardzo na tak. Jednocześnie za słabo znamy się na muzyce, żeby zauważyć niedociągnięcia oczywiste dla większości Dywanowiczów.
Co do wybiórczego promowania, nie jest to problem nowy. Były czasy, kiedy możliwość próbowania śpiewaczej kariery zagranicznej zależała od łaskawości bardzo małego grona osób. I nieraz słyszało się, że odwzajemnianie się łaskawością bywało wymagane. Miałem nadzieję, że to dawno się skończyło. Na pewno skończyło się w przypadku najwybitniejszych talentów, które teraz mogą się przebijać bez takiej protekcji, jaka bywała niezbędna niegdyś. Pozostaje sprawa przebicia się z talentem, nie ma już potrzeby przewalczania spraw formalnych. Ale zgłaszanie udziału w konkursach nadal jest dużo łatwiejsze przy poparciu np. jurorów. Kompozytorzy mają dużo trudniej od śpiewaków, jak sądzę. Zamawianie utworów bardzo krętymi ścieżkami chodzi. Wprowadzanie do planów repertuarowych też. Wreszcie promowanie w mediach. To już dżungla prawdziwa.
Najwybitniejsze talenty mogą, i owszem, się przebijać, ale najlepiej wyjeżdżając za granicę. Otwarcie świata stało się dla naszych artystów zbawienne. Ale to dotyczy wykonawców. To prawda, Stanisławie, że kompozytorzy mają dużo trudniej. Nie tylko, jeśli chodzi o zamówienia, ale i o przebicie się w szerszy świat.
Fakt np., że – jak już wspomnieliśmy – NInA promuje Pawła Mykietyna, nie pociąga za sobą jego sukcesów zagranicznych (a szkoda – mówię to szczerze). Nie jest on szerzej na świecie znany. Boom na muzykę polską istniał w latach 60., gdy była ona nowoczesną, tajemniczą atrakcją zza żelaznej kurtyny. Potem bywało różnie. Podobają się pojedyncze utwory, w różnych miejscach. Przypadek III Symfonii Góreckiego był wyjątkowy i już się raczej nie powtórzy. Coś może gdzieś zdobyć powodzenie, jakaś płyta może gdzieś się spodobać – ale nie będzie to tak uniwersalne.
W gruncie rzeczy w każdej prawie dziedzinie kariera i umiejętności rzadko idą w parze. U nas ciągle krewni i znajomi królika mają dużo łatwiej. Osobiście jestem w stanie oceniać to zjawisko w kwestii nauki i przełożenia wybitnej wiedzy w jakiejś dziedzinie na doradzanie politykom. Często politycy nie mają nawet rozeznania, kto jest naprawdę ekspertem a kto farbowanym lisem z tytułem profesorskim. W środowisku brak autorytetów, z których podpowiedzi można korzystać. W kulturze powinno być dużo łatwiej, bo „oraganizatorzy kultury” powinni znać się na tym. Ale znają się, czy nie, promują osoby sobie bliskie.
Ale dosyć marudzenia. PK i Wszystkim Dywanowiczom życzę szampańskiego Sylwestra i nieustającej radości w Nowym Roku 2012.
Nawzajem 🙂
Ja jednak jeszcze pomarudzę, wpis sylwestrowy wstawię jutro rano, a teraz jeszcze – na prośbę tranzienta, który pyta, czy są jakieś wieści z NIFC – wrzucę ostatni w tym roku wpis na ten temat.
Zabierałem się do zamykania PC, ale w tej sytuacji zostawiam włączony. Po powrocie zajrzę, bo mnie też to bardzo ciekawi.
Niestety, nie słyszałem tego programu, więc nie umiem się ustosunkować, ale mam własny pogląd na sprawe kolędowania w ogóle, więc go tu zaraz wypowiem:
Otóż uważam, że przede wszystkim kolęd nie nalezy słuchać. Kolędy nalezy śpiewać! Można by tu zgłosić wątpliwość: a ile można w kółko spiewac te same koledy?
Otóż po pierwsze: jest wiele opracowań tych samych kolęd, które się róznią od siebie, a ponadto od czasu do czasu ktoś wpada na pomysł i komponuje nowe. Np. piękną kolędę (taką w tradycyjnym, kolędowym stylu) w opracowaniu na 4 głosy napisał przed laty proboszcz (juz niezyjący) parafii w Lipkowie i ta kolęda powoli rozchodzi sie między lud (czyli – trafia pod rózne strzechy) dzięki parafianom, którzy od lat propagują ją między swymi znajomymi. Tak tez i ja ją poznałem przed kilkoma laty, a w tym roku będąc na prywatnym koncercie w zaprzyjaźnionym domu (bardzo daleko od Lipkowa) usłyszałem ją w wykonaniu pani Antoniny Krzysztoń (jeden głos ale bardzo ładny 🙂 plus gitara), więc skonstatowałem, że trafia ta kolęda pod coraz bardziej odległe od Lipkowa strzechy.
I o to w kolędowaniu chodzi.
A poza tym moge się pochwalić, że żyję w dośc mocno umuzykalnionej rodzinie, gdzie w święta urządza sie spotkania w gronie szerokiej rodziny i wielu znajomych poświęcone wyłacznie śpiewaniu kolęd, które najpierw śpiewa sie z tzw. „kantyczki” mającej ok. 90-100 lat z której śpiewała babcia jeszcze przed wojna we Lwowie. Kantyczka jest w stanie silnego rozkładu, ale to nikomu nie przeszkadza, bo kolędy w niej zawarte znane sa na pamięć. Po odśpiewaniu kanonu kolędowego z towarzyszeniem dwojga skrzypiec i pianina, odbywają się spiewy chóralne na 4 glosy, niektóre w opracowaniu wyksztalconych muzycznie członków młodszego pokolenia rodziny.
Naprawde, kolędowanie jest to fajne zajęcie na święta.
Mel55 – to wspaniała sprawa, jak rodzina może sobie pokolędować i jeszcze z graniem do tego. Bo to racja: kolędy to muzyka prywatna, do użytku domowego. I fakt, że jest ich bardzo wiele, tylko wielu z nich nie znamy.
Na dorocznych spotkaniach mojego dawnego chóru Ars Antiqua, które zwykle odbywają się w początkach stycznia (zaległe imieniny Ewy), jedną z głównych atrakcji jest wspólne śpiewanie kolęd. Oczywiście także śpiewanie dawnego naszego repertuaru 🙂
Pani Doroto! Przez ostatnie dni nie wchodziłem, bo wyjazdy. Poza tym łupnąłęm ostatnio tutaj aż się bałem zaglądać.
Dziękuję za zrozumienie. Konwencji para-erotycznej mojego wpisu nie żałuję, bo jest konsekwntna i widać, że nie o sex wszak chodzi.
O podpieranie się młodością i jej instrumentalizację mi chodzi. I zasłananie się nią. O miłość udawaną. W kulturze jest trochę inaczej niż w programach socjalnych. Z resztą i tu i tam chodzi o inwestycję w przyszłość. A przyszłości nie ma. W kulturze w szczególności.