Maksymiuk na urodziny Dwójki

Maksymiuk to człowiek szalony (ale czy to nowina – nawet pierwsza książka na jego temat miała tytuł Ten wariat Maksymiuk). Niedawno, podczas zimowego epizodu, gdy było ślisko, wywalił się, potłukł nogę i naciągnął ścięgno, włożyli mu nogę w gips, a potem usztywnili jakimś takim eleganckim pokrowcem. A on zaraz po tym wypadku poprowadził podobno koncert w Białymstoku, a teraz zadyrygował (na siedząco) w Studiu im. Lutosławskiego NOSPR-em na koncercie urodzinowym radiowej Dwójki.

Koncert rozpoczął się zresztą dość humorystycznie. Najpierw odegrano przeróbkę Warszawianki, którą potraktowano chyba jako hymn Polskiego Radia, bo cała sala wstała. Potem wyszedł Marcin Majchrowski i przywitał liczne VIP-y z różnych instytucji, które raczyły przybyć; wspomniał coś o wzruszeniu, a także o czarnej teczce, którą trzymał w ręce. Dlatego też wezwany przezeń do tablicy prezes Andrzej Siezieniewski rozpoczął stwierdzeniem: „Nie wiem, czy to przez czarną teczkę [też trzymał takową – DS], ale chyba udzieliło mi się wzruszenie pana redaktora”. Po czym odczytał laurkę dla Dwójki oraz na koniec dla wykonawców koncertu, wśród których wymienił… Kubę Jakowicza. Cóż, szkoda, że to nie był Kuba, tylko jego ojciec, ale tak się należało wedle zasług. Szkoda, bo I Koncert skrzypcowy Szymanowskiego to jest jednak utwór dla muzyka młodego, trzeba w nim śpiewać i wzlatywać. Pan Krzysztof się starał, ale dźwięk był dość nikły i poezja też z utworu uleciała (na bis zagrał jeszcze Sicilianę z Partity h-moll). Orkiestra też, zwłaszcza w tym początkowym fragmencie, który jest piekielnie trudny, trochę zawiodła; wcześniej wykonana Alborada del grazioso Ravela też nie była jakoś olśniewająca. I już byłam trochę rozczarowana wieczorem.

Pamiętałam jednak, że Maksymiuk, z którym spotkaliśmy się kilka dni temu, polecał w programie tego koncertu szczególnie Tapiolę Sibeliusa. Przed rozpoczęciem drugiej części nie wytrzymał, odwrócił się do publiczności i wygłosił płomienny wstęp: że jak to jest, że tak wspaniałego utworu, który był ostatnim utworem napisanym przez Sibeliusa, w ogóle się nie grywa, że NOSPR ostatni raz grał go ponad pół wieku temu, że w ogóle nie grywa się Sibeliusa poza Koncertem skrzypcowym, a to taki wybitny kompozytor. I że mieli dziś z muzykami wspaniałą próbę, i zagrają to najpiękniej i najżarliwiej, jak potrafią. No i powiedział prawdę. Miałam wrażenie, jakby orkiestra, która w pierwszej części trochę jakby przysypiała na oficjałce, obudziła się i z ogromną intensywnością malowała ten północny, depresyjny krajobraz. To było niesamowite. Później jeszcze był cykl Morze Debussy’ego, który miał siłę żywiołu, a na bis Taniec rosyjski z Pietruszki Strawińskiego.

Ciekawie zestawił dyrygent ten program: wszystkie utwory (łącznie z bisem) powstały na przeciągu niewielu ponad 20 lat – Ravela i Debussy’ego w 1905 r., Pietruszka w 1911 r., koncert Szymanowskiego w pięć lat później, najpóźniej zaś Tapiola  – w 1926 r. Rzeczywiście ów poemat był ostatnim dziełem skomponowanym przez Sibeliusa, choć żył on jeszcze kolejne trzy dekady, targany depresją i chorobami. Mimo to dożył 92 lat…

PS. Jeśli ktoś ma ochotę, może teraz wypowiedzieć się na temat Dwójki na jej urodziny: czego by w niej chciał, co mu się podoba, a co nie podoba. Byle bez epitetów, że ktoś jest taki owaki. Właśnie takiego postu nie wpuściłam i nie będę takich wpuszczać. Argumenty konkretne, nie ad personam.