Elektronika – czy miała przeszłość?
Ostatnio ciągle z kimś wywiady przeprowadzam. W poniedziałek np. rozmawiałam z jubilatem za miesiąc – Krzysztofem Pendereckim. Nie będę podejmowała tematów z tego wywiadu, bo on pewnie się za ten miesiąc ukaże, ale podejmę taki rzucony, lecz ledwie wtrącony.
Kiedy więc wchodziłam do pokoju, w którym się rozmowa miała odbyć, akurat kończyła z Maestrem rozmowę Ania Dębowska z „Gazety Stołecznej”. Te parę słów padło już po oficjalnym „dziękuję”, więc nie mam skrupułów. Otóż Penderecki powiedział coś takiego, kończąc wcześniejszą myśl, że elektronika nie dała światu jakichś wybitnych dzieł muzycznych, że służyła wyłącznie do eksperymentów. Gdy potem my już rozmawialiśmy, dodał do tego, że jemu elektronika oddała nieocenione usługi, kiedy zajmował się tworzeniem muzyki użytkowej – teatralnej i filmowej. Współpracował wtedy ze Studiem Eksperymentalnym Polskiego Radia, jak musiał każdy w Polsce, kto chciał się wtedy tą dziedziną zajmować. Zrealizował jeden utwór autonomiczny: krótki Psalmus 61, oparty na przetworzeniach (dość prostych) głosu ludzkiego. Zrobił tam też Ekecheiriję, którą nie bez problemów i charczeń odtworzono na otwarciu pechowych igrzysk olimpijskich w Monachium. Przyznał również, że zetknięcie ze studiem, brzmienia, jakie tam poznał, przyczyniły się do brzmień, jakie próbował wydobywać z instrumentów w swoich awangardowych dziełach.
Nie było to wtedy moją rolą, więc nie powiedziałam mu, że się nie zgadzam. Muzyka elektroniczna moim zdaniem wydała sporo dzieł znakomitych, a nawet wybitnych, jak choćby podawane tu przeze mnie nieraz z linkami Gesang der Jünglinge Stockhausena – znalazłoby się więcej utworów, teraz nie mam jak szukać po sieci (muszę wyjść zaraz), może później jakieś przykłady znajdę. W każdym razie rzeczywiście muzyka elektroniczna była dziedziną wybitnie niszową (co przecież nie znaczy, że nie powstawały dzieła znakomite). W późniejszych czasach elektronika weszła do rocka, do muzyki pop – i takie zastosowania znamy wszyscy. Ale zwykle gorszy pieniądz wypiera lepszy, więc Stockhausena i innych wielu odkrywa dopiero dziś, kiedy jest szerzej przypominany. A już kiedy wynaleziono samplery… wiadomo było, w jaką stronę się to wszystko może potoczyć. Sprawdził się też mechanizm inżyniera Mamonia: skoro lubimy to, co już znamy, to samo jest i w dźwiękach, więc instrumenty elektroniczne, które w końcu stały się prymitywnymi keyboardami dla chałturników, zaczęły służyć nie do wydobywania nowych ciekawych brzmień, lecz imitowania dźwięków istniejących instrumentów, a zwłaszcza orkiestry, która dzięki temu zmieściła się (?) w jednym „parapecie”.
PS. Niech mi wybaczą ci, którzy oczekiwali rozwinięcia tematu muzyki filmowej – musiałam intensywnie zajmować się czymś innym, ale obiecuję, że do tematu wrócę.
Komentarze
Tonację eolską (a) i tonację jońską (C) trzymano w butelce lejdejskiej, dzięki czemu nie psuły się. To samo robiono z frygijską i hypoeolską. Wypuszczone równolegle rozłaziły się po instrumentach, co było czystą elktroniką…
Frygijska z hypoeolską też w butelce lejdejskiej? 😯
Zdziwieniu i zaskoczeniu kolegi fomy się nie dziwię. Dotychczasowe badania muzycznych elektronów odbywały się w zaciszu pracowni wypełnionych butelkami, z których lejdejskie nie stanowiły niestety większości…
Nic dziwnego zatem, że dosyć późno ogłoszono, co jak widać nie wszędzie dotarło, że frygijska z hypoeolską też….
Co za szczęście! Nie ma zatem konieczności poszukiwania frygijskiej i hypoeolskiej w nie-lejdejskach, w których zwykle temperowane i zacierane…
Tak, proces temperowania i zacierania na długo zatrzymał rozwój skal elektronicznych. Z czasem jednak ilość badaczy w pracowniach rosła, co skutkowało coraz częstszymi kontaktami, z których powstawały ładunki umieszczane w kolejnych butelkach lejdejskich. Osamotnione eolska z jońską doszły do wniosku, że nie pozostaje im nic innego jak tylko partenogeneza. I to był moment przełomowy dla muzycznych elektronów. Od tej pory butelki lejdejskie powoli szły w odstawkę a jonizacja muzyki(od skali jońskiej) zataczała coraz szersze kręgi…
Instrumenty elektroniczne, faktycznie stały się keyboardami dla chałturników. Ale taka jest w ogóle rola chałturnika.
Sam uległem fascynacji syntezą, gdy do mojego komputera trafił legendarny Moog. Theremin czy Magnus Choir to instrumenty, które potrafią wciągnąć na parę ładnych lat. Nie brakuje też wspaniałych kompozycji napisanych na syntezatorach. Może wynika to z metod nauczania muzyki? Z klasycznego podejścia do nauki kompozycji? Syntezatory pozwalają ma orkiestrację samoukom, nie mającym szkolnej wiedzy. A genialnych samouków w historii muzyki nie brakuje.
Chyba trzeba się zgodzić zarówno z blogotwórczynią, jak i kompozytorem.
Historia elektronów w muzyce jest długa. Zachwycamy się wirtuozami elektrycznych gitar a zapominamy o takim ich prekursorze jak John Dowland. Wystarczy spojrzeć:
http://www.karadar.com/PhotoGallery/dowland.html
Ileż butelek lejdejskich musiał opróżnić, by dzieła takie skrobnąć….
„Instrumenty elektroniczne stały się keyboardami dla chałturników.”
Eee tam. Jeśli mam te same funkcje w parapecie, co w wielkiej szafie jak na okładce „Switched-On Bach”, to przecież wolę parapet! Chyba, że źle rozumiem sens zdania?
Inna sprawa – MSZ muzycy rockowi wykazują o wiele większą inwencję w odkrywaniu brzmień elektronicznych od „kompozytorów muzyki poważnej”.
Gostku – muzycy rockowi w odróżnieniu od popowych i owszem, wykazują większą inwencję (choć czasem ilość decybeli nie pozwala jej ocenić). Ale czy od „kompozytorów muzyki poważnej”? Śmiem wątpić…
A co do parapetu i chałtury, to nie było potępienie parapetu jako takiego, ale opis stanu faktycznego 😉
Tomek Jakubowski – i owszem, sa szkoły posługujące się syntezatorami, zwykle pod egidą firmy producenckiej – pisałam tu kiedyś o szkołach Casio, a oczywiście są też szkoły Yamahy. I tu wiele zależy od pedagoga – z różnymi rozmawiałam. Niektórzy mają więcej wyobraźni, inni uczą schematycznie, niestety nierzadko wzorcem bywa tu koszmarna chałtura z telewizora 👿 🙁
„Rockowi” może dużo powiedziane
Tangerine Dream – Zeit
Vangelis – Beaubourg, Invisible Connections (wydane na DG)
Klaus Schulze – Irrlicht
Tomita – może nietypowy przypadek, ale od strony brzmieniowej mistrzostwo (Obrazki z Wystawy)
Decybelom ani wykształceniu muzycznemu nic tu do tego. Inwencja olbrzymia.
No tak, ale to w służbie tematu: jak zrobić coś popularnego z trochę innymi dźwiękami. Może trochę upraszczam… ale jak już mówimy o Vangelisie, to w tym kontekście jeszcze się narzuca Jean-Michel Jarre itp… a to wszystko banał przecież i tyle… Ale to o nich różne pisemka mówią, że to „klasycy muzyki elektronicznej” 🙁
Ja myślę, że Penderecki też wypowiadając swoje zdanie na ten temat kieruje się tym, co widzą wszyscy: że elektronika stała się narzędziem dla banału. Inna sprawa, że on jest w ogóle teraz strasznie konserwatywny. Nie wierzy np., powiedział, w moc improwizacji. Pewnie odezwały się jego niemieckie korzenie i przywiązanie do Ordnungu 😉
Gostek Przelotem:
A Jordan Rudess? Klasyczne wykształcenie, a nie może uciec od prostego naśladownictwa.
Jako ciekawostkę można obejrzeć prezentację instrumentu Haken Continuum
pl.youtube.com/watch?v=Mrmp2EaVChI
Ja z elektroniki to tylko tranzystory, dźwięki jakoś nie bardzo mi pasują 🙂
Przyznam się, że najbardziej lubię muzykę, w której brzmieniu jest „dużo z człowieka”, obdarzoną jego duszą i potencjalnie również pewnymi ludzkimi niedoskonałościami, na pierwszym miejscu wokalną, na drugim ex aequo instrumenty smyczkowe i dawne instrumenty dęte. Muzykę elektroniczną odbieram jako „odczłowieczoną” w sensie brzmieniowym i słucha mi się jej dość trudno.
Elektronika daje nieograniczone mozliwosci jesli chodzi o „Ordnung” i wszystko to co jest zwiazane z harmonia,brzmieniem,barwa …
Ciekawe co by z ta elektronika zrobil J.S.Bach,ktory najwspanialsze dziela stworzyl jakby nie bylo tez na maszynie,ktora sa koscielne organy.
Beato, mój wokal jest też kompletnie odczłowieczony… 🙁
Ale za to wkładasz w ten wokal, Bobiku, jak mniemam, całą swoją psią duszę 🙂
Tak jak ten artysta, który również używa elektroniki:
http://www.youtube.com/watch?v=WLr5uITlb4Q&feature=related
😆 Wokal o niebo bardziej przejmujący niż akompaniament 😉
A nawet wyznać miłość taki artysta pięknie potrafi…
http://www.youtube.com/watch?v=D-fEeT6ChQk
Pani Kierowniczko, czy to była zachęta dla mnie? 😆
Ostatnio ciągle z kimś wywiady przeprowadzam
Wywiady? Na mój dusiu! To Poni Dorotecka nie ino muzykom sie zajmuje, ale jesce robi konkurencje ponu Dżejmsowi Bondowi! 🙂
Owczarku, nie bez powodu dziś Dr. No Panią Kierowniczkę ścigał 😉
No bo skoro M. mogła już być rodzaju żeńskiego, to czas na Bonda w spódnicy… e… tego… o tej porze roku to ja raczej jednak w spodniach 😉
A ja lubię muzykę elektroniczną (dozowaną, bo na okragło się tego nie da słuchać, jak i klasyki i tak dalej – przynajmniej dla mnie)
W Polsce dla mnie był SBB takim prekursorem muzyki elektronicznej „na całość”. Tangerine Dream miał doskonały koncert na żywo chyba na stadionie w Warszawie w ’83 w styczniu, mam to nagranie gdzieś na dysku, zaraz pogooglam.
Muszę przyznać, że i ja i wszyscy dzisiaj prezentowani artyści wysiadają przy tej damie:
http://www.youtube.com/watch?v=LdH4wDdQlEk
Może by ją przedstawić Trelińskiemu, zanim ją Met wypatrzy? 😀
To mam na myśli:
http://en.wikipedia.org/wiki/Poland_(album)
Ja uważam, ze muzyka elektroniczna jest jak najbardziej uczłowieczona. Tyle, że instrumentem trzeba umieć się posługiwać, myślę po cichutku, przeciez to klawiatura, i dosyć skomplikowana chyba…
Jak napisał Witold z 20:44 – co by było, gdyby było, gdyby Bach taki instrument miał? Choćby organy Hammonda… 😉
Dlaczego dzisiaj panuje tak niesamowity spokój na blogach?! Zima już czy co?! Z kim mam imprezować, jesli wszyscy spią? 🙁
Alllo, ludzie może zapadają w sen zimowy, ale nie psy 😀
A co to dziś za impreza? 😎
Bobik! Ty, mój kot i ja! Może być?!
Z fomy jasnowidz, czy co? Dostałem kod ecce 😯
Alllo, a co kot pija? I czym zakąsza?
Pija wodę najlepiej prosto z wazonu z kwiatami. 🙂
Miałam niedawno urodziny – mam teraz kilka wazonów, my też możemy popić! 🙂
Mój ulubiony napój, zaraz po kałużance! Oczywiście, że się napijemy, ale ja stawiam! 😀
Z okazji byłych urodzin aktualne wszystkiego najlepszego! 🙂
Bobik! Zapraszasz na kałuzankę?! Zaraz obudzę kota i przylecimy do Ciebie!
Dzięki bardzo za aktualne najlepsze! 😀
O, nawet zakąska się pojawiła. Przebiegła pod ścianą i znikła w swojej dziurze. Ale na pewno jeszcze wylezie, bo okruszki tu i ówdzie leżą.
Czy moglibyśmy z Panem Kotem przepić brudzia?
Bobik jestem! 😎
W imieniu kota ściskam łapę: Mój kot to Likier Foxtrot. Kłania się!
A zakąsce darujemy…
Witam, witam, Kocie Fokstrocie 🙂
To nawet dobrze, że nie będziesz zakąszał, bo się do tej zakąski zdążyłem już jakoś przywiązać. Chcieli tu na nią pułapki zastawiać, ale nie pozwoliłem. Oczywiście trochę też miałem na względzie mój osobisty nos. 😉
Bobiku! Zaczynam obawiać się, że nam bana na blog Pani Kierowniczki założą! Bo dzisiejszy temat to: „Elektronika – czy miała przeszłość?” a my o biegających zakąskach i smakach wody z wazonu! jak myślisz, pogonią nas?! 😯
Eee tam, ten blog już nie takie numery widział! 😆
Poza tym na razie zachowujemy się kulturalnie. Bana to możemy dostać dopiero jak przesadzimy z kałużanką i zaczniemy śpiewać. 🙄
Bobik! No to śpiewajmy!!! Tylko co?! Pamiętasz coś ze szkoły?! Bo ja tylko „płonie ognisko i szumią knieje” 😆
„Ukochany kraj, umiłowany kraj…”
No, chyba rzeczywiście zmierzamy w stronę bana 😉
Też to znam! To z pieśnią na ustach udajemy się spać! Dobrej nocy, a Panią Kierowniczkę oczywiscie baaaaaaaarrrrrddddzzzzzzzzooooo przepraszamy!
Tak, tak, chyba lepiej się położyć. Mnie też się już łapki trochę plączą. 😉
Dobranoc Alllllllo 🙂
Dobranoc Foxtrocie 🙂
Pani Kierowniczko – litości! 😆
Wstawać, śpiochy! Słonko świeci! 😀
Że tak powiem, kota nie ma, myszy na stół 😆 Ale za to wyspałam się wreszcie za wszystkie czasy…
Jarre jest mistrzem brzmień i pionierem samplerów (Zoolook), ale jego specjalnie nie wymieniłem, bo poza małymi wyjątkami, on zasadniczo tworzy muzykę pop.
Absolutnie się nie zgadzam, że JMJ to „banał”. Jego utworom nie można nic zarzucić pod względem aranżacji i kompozycji (mówimy o muzyce pop!). W ten deseń „Yesterday” czy „Sgt. Pepper’s…” to też banał.
Vangelisa celowo podałem te dwa tytuły, bo są ambitne. Nie mówimy o np. Rydwanach Ognia, które są banalne do bólu.
Myślę, że przykładamy trochę inne miary do tych utworów i muzyków. Nie można JMJ oceniać miarką kompozycji „klasycznej”.
Rudess – solowej twórczości nie znam (jeśli taka istnieje???), a Dream Theater jako takiego nie lubię, żeby nie powiedzieć nie trawię.
Zresztą, w tej dyskusji wolałbym ograniczyć się stricte do muzyki „elektronicznej”, a nie rockowej z wykorzystaniem syntezatorów. Dlatego SBB nie mieszałbym do tego, ani takich zespołów jak Yes (Wakeman), Genesis (chociaż na suitę Banksa wydaną na Naxosie pożałowałem nawet 10 zet w Empiku niedawno…) , czy ELP (Emerson nawet koncert fortepianowy machnął, ale od niego zęby bolą). Dlatego wycofałem się niejako z określenia „muzycy rockowi”.
Natomiast stosowanie (czy naśladownictwo) muzyki klasycznej w wielu utworach rocka progresywnego – to dopiero jest banał! Najlepsze zespoły prog-rockowe jednak tego nie robią (vide Yes, Genesis).
Jednym z bardzo niewielu elektronicznych utworów „kompozytorów poważnych”, który bardzo lubię jest Epifora, ale tu słychać wpływy i znajomość muzyki innej niż klasyczna, no bo sam kompozytor młody jest.
Rozgadałem się, no.
Epifora Mykietyna, domyślam się 😉
Najpiękniejszym, jak dla mnie, utworem muzyki stricte elektronicznej jest Solitaire Arnego Nordheima. Piękno w czystej formie. Ale kto dziś, cholera, o tym słyszał, o Nordheimie nie mówiąc? Co więcej, to arcydzieło powstało w 1969 r. w warszawskim Studiu Eksperymentalnym Polskiego Radia i jako realizator (tak, tak, wtedy kompozytorzy pracowali z realizatorami-technikami) współpracował z nim Eugeniusz Rudnik, który także stał się z czasem kompozytorem kolaży dźwięków naturalnych (czyli to bardziej tzw. muzyka konkretna), po których dzisiejsze samplowanie to ledwie popłuczyny…
A dlaczego samplowanie to „popłuczyny”? Technika nagrania i obróbki dźwięku się zmieniła, ot co. Przecież nie będę się dziś babrał z taśmą, nożyczkami i klejem.
Wszystko zależy, jak się narzędzie wykorzysta. To, że zostało ono schamione przez ogólną dostępność nie oznacza, że nie da się, czy nie można go wykorzystać do stworzenia czegoś szlachetnego…
Solitaire Arnego Nordheima – arcydzieło, o którym mało kto słyszał.
Tak dla kontrastu: V Beethovena – banał, który wszyscy znają,
In The Court Of The Crimson King, Larks’ Tonques In Aspic
Kliknęło mi się..
King Crimson – to też banał, tyle lat minęło….
No to co nie jest banałem? W zasadzie wszystko…
No, po za tym, co ja uważam za arcydzieło 🙂
Coś dzisiaj mi się klika , pewnie z nerw wychodzę…
Banał nie dlatego, że „tyle lat minęło”, tylko z powodu zawartości muzycznej 😐 😉
No dobra, ja nie mam do King Crimson nic. Każda rzecz w swojej kategorii – chodzi mi tylko o to, że ludzie nie znają czegoś, co naprawdę warto byłoby poznać…
„że ludzie nie znają czegoś, co naprawdę warto byłoby poznać…”
Ooooooo, panocku!!!
Temat ocean.
Każdy coś zna, czego ktoś inny nie zna, co uważa za arcydzieło wszechczasów.
Mój typ – płyta „Contamination” włoskiego zespołu RDM z 1975 r., oparta (ale jak!) prawie w całości na tematach WTC (utworu, nie budynku).
Nie do dostania na CD niestety…
Włoski prog-rock – kolejny temat-ocean.
Z King Crimson ostrożnie trzeba, bo ich trudno zaszufladkować, tyle razy się przepoczwarzał zespół.
Zresztą ja się nie mogę wypowiadać, bo to jeden z moich ulubionych zespołów, a Fripp jest tak blisko bycia moim idolem, jak stary, złośliwy cynik, którym jestem może na to pozwolić.
V Ludwiga to wcale nie banał, tyle że ograne zdziebko.
Przecież to jeden z najlepszych utworów rockowych w muzyce poważnej.
Podobno można fragmentu posłuchać, ale… to nie ma sensu 😉
http://classical.premieremusic.net/catalog/cd/ACD5070/
Płyta zaś podobno jest dostępna. Piszę ‚podobno’ bo „Chorał francuski” okazał się niedostępny, a dzisiaj mi Merlin coś kaprysił w sprawie Koncertów fortepianowych z ‚czarnej’ serii NIFC — choć obie podobno były dostępne… 🙁
PS. A „na dniach” czytałem, że Górecki nie zrobiłby kariery III Symfonia przed upowszechnieniem technologii CD 😉
PS. Przepraszam: tu coś słychać:
http://wsm.serpent.pl/sklep/albumik.php,alb_id,2592,Electric,Arne-Nordheim
W Lublinie jest sklep z aparatami słuchowym – i wiecie jak się nazywa? „Beethoven”! 😆
No, to czapki z głów dla właściciela, bo dużym poczuciem humoru się wykazał, a w nazewnictwie sklepów i firm to rzadkie…
Słuchex, Głuchex, Słyszalex…
Pyszne! 😆
A tego z serpenta nawet chciałam tu wczoraj wrzucić, ale mnie się nie otwiera 🙁 Jeśli komuś tak, to fajnie 🙂
A mi wycięli jutuba więc nic w sieci nie słyszę. Za to z płyty Bjork i Brodsky Quartet z dyktafonu pod czyjąść kurtką na koncercie…
Otwiera się. Tylko trzeba u mnie (w operze) okno rozciągnąć (w dół), a potem kliknąć razy chyba — bo najpierw jest ładowanie, a potem odtwarzanie.
Sprawdzam: w Safarii działa, w IE też, choć musiałem sobie tabsem pomóc (tabs+enter) bo okienko nie chciało się przewinąć.
Aha! to może o to u mnie chodzi…
No tak. Teraz się udało. Słychać króciutki kawałeczek ze środka 😉
W tym skarbcu:
http://www.good-music-guide.com/community/index.php?board=6.0
można znaleźć różne przykłady, ale trzeba mieć czas i cierpliwość.
Na razie La folia Pawła Szymańskiego.
(Szkoda, że fomie zatkali tubę – chyba koniec epoki miłych klipów porannych… 🙁
IL ROVESCIO DELLA MEDAGLIA – to o nich chodzi…
Gostek,
Przeczytałem, że wcześniejsza Contaminazione jest o Bacha oparta, czy Contamination to ta sama muzyka?
Poszperamw sieci, bo coś z włoskiego progrocka mam, ale tego na pewno nie mam…
Zerkam, ale czy jest Pani Kierowniczka przekonana, że to legalne? Z tego co rozumiem, jeśli grupka znajomych wymienia się plikami, to jest OK, ale jeśli już osoby z zewnątrz zerkają… to wcale niekoniecznie…
No nie wiem, PAKu, wdepnęłam, otworzyłam, odtworzyłam, rozumiem, że jednorazowo 😉
Tenże znany nam „maciek” (swoją drogą ciekawam, kto to, założę się, że go znam 🙂 ) wrzucił też w innym miejscu polską klasykę muzyki elektronicznej, ale tych plików już niestety nie ma.
@zeen: pełne punkty.
Contaminazione to wersja (oryginalna) tej samej płyty, śpiewana po włosku.
Na Contamination śpiewają po angielsku i podobno inne aranżacje są, ale nigdy nie słyszałem wersji włoskiej.
Tzn. ja mam winyl i włoska wersja zdaje się jest do dostania na CD. Angielską zobaczyłem w sklepie Rock-Serwis i zamówiłem, ale po trzech miesiącach grzecznie mnie poinformowali, że nie są w stanie zrealizować zamówienia… 🙁
Będę zobowiązany, w każdym razie.
Krzesi,ir Dębski mówil kiedyś, ze trudno w elektronice wymyslic cos oryginalnego, skoro 600 tysięcy japonskich emerytów komponuje w domu na komputerch.
Jeśli posadzimy 600 000 japońskich emerytów przed 600 000 komputerami, to czy jeden z nich skomponuje Oktophonie???
Jeszcze mi się przypomniało:
http://www.ubu.com/sound/polish.html
Parę ciekawostek, w tym ww. Rudnik.
Kilka informacji brakuje, więc może ktoś tu by uzupełnił?
O! Nie wiedziałam, że jest trochę na Ubu. A nawet szukałam, ale pod nazwiskami, nie przyszło mi do głowy pod „Polish” 🙂
Pozycja 16 to François-Bernard Mâche – Nuit blanche z tekstem Antonina Artaud. To właściwie słuchowisko. Mâche robił o wiele ciekawsze rzeczy elektroniczne w Paryżu. Francja to w ogóle miejsce, gdzie długi czas działy się w tej dziedzinie najciekawsze chyba rzeczy, m.in. dzięki IRCAM-owi.
Co do Rudnika, nie ma jego największego przeboju, Mobile, który swego czasu wygrał jedyny wówczas konkurs muzyki elektronicznej w Bourges.
Nr 17 muszę przesłuchać, może rozpoznam 🙂
No i masa błędów tam jest w tytułach…
Pozycja 20
A faktycznie 😀
Nie jestem na sto procent pewna, ale ta siedemnastka to może być Ikona Dennisa Eberhardta. Przesłuchałam pierwszą minutkę, na więcej nie mam czasu, muszę wyjść z domu…
Z numeracji plików wynika, że to był 3-płytowy album, ale nie umiem go zlokalizować w zasobach, chyba że to jakieś tłoczenie na użytek własny było.
Ale, ale:
http://www.polskieradio.pl/dwojka/Polecamy/artykul16160,4.html
Dedykacja dla zeena. I nie tylko 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=uUVFY1aWIuk
Wielki jest bezkres oceanów
A wody w nich bez liku
Wystarczy miejsca dla bałwanów
I dla ambitnych muzyków…
Niech pławią się w eksperymentach
Głębiny niech sięgają
A ja w tym czasie w instrumentach
Przyczaję się jak zając
Niech dzieła, z których oni słyną
Niech przejdą próbę wody
Gdy będą lekkie i wypłyną
Niech ludziom niosą słodycz
A amatorzy reszty dzieł
Dzieł, które spoczną na dnie
Niech włożą sobie nurka hełm
I niech nurkują zgrabnie…
Zając w instrumentach? Cóż za surrealistyczny obrazek 😆
Tylko w jakich? Jak np. w tubie, to kiedy ktoś na niej zagra, może to być fatalne dla zająca…
Waleczny zając przyczajony w (ju)tubie 😆
http://de.youtube.com/watch?v=4-K2oj1_muI
Nu, zajac, pogodi! 😆
Ciekawe, jakiego speeda zeżarł…
O speedzie nie pomyślałem, byłem przekonany, że zające już tak mają. 😀 Ale jak Kierownictwo tak podejrzewa, to może i zeżarł? 😯
Pogłaszczę kota, lubi mnie,
Sąsiada małą suczkę,
Przeleję składkę bo wiem, że
Jesienią łatwiej o stłuczkę…
Patrzę na świat i dobrze mi
Piękną muzykę chwalę
A w świadomości mi się tli:
Snickers i jedziesz dalej…
Widziałem śliczną pralkę dziś
Kupić ją byłem gotów
Nad sklepem jednak napis tkwił
Że nie jest dla idiotów…
Gdy w uchu dzwoni mi to ja
Wzywam operatora
Darmowych minut dla mnie ma
W abonamencie sporo…
Kiedy otoczy mnie świat muz
I słuchać mi się zdarza
Me hemoroidy czują luz
Nie wstydzę się lekarza…
😀
…a ja lubię King Crimson.
A nawet 👿
Tak lubię. Się ktoś sprzeciwi, no?!
zeen:
🙂
Dlaczego ma się ktoś sprzeciwić – każdy ma prawo coś lubić 😀
Ukazała się właśnie książka WOODY ALLEN – o sobie samym, rozmowy przeprowadził Eric Lex. Allen dużą wagę przywiązuje do muzyki w filmie, zwykle wykorzystuje gotową, przeważnie jazz – nowoorleański i swing, ale także Prokofiewa i Strawińskiego. W rozdziale MUZYKA (str.405 – 423) opowiada o znaczeniu muzyki w swoich filmach, poszukiwaniach etc., wszyscy, którzy interesują się muzyką filmową (co jakiś czas ten temat tu wraca – i słusznie) powinni to przeczytać.
Muszę w takim razie też przeczytać, nie tylko z powodu muzyki filmowej 😀
Aha, mam wiadomość w związku z Kaglem – dziś dzwonił do mnie Tadeusz Wielecki, szef Warszawskiej Jesieni. Powiedział, że jak zaczynali korespondencję z nim i chcieli go w tym roku zaprosić, to on odpisał (podobno pięknie kaligraficznie 😉 ), że bardzo żałuje, bo dawno go w Warszawie nie było i chętnie by przyjechał, ale w tym czasie ma jakiś inny koncert. Umówili się więc na rok przyszły, miały być z nim spotkania i nakręcone zostały już dwa koncerty jego utworów w wykonaniu zespołu musikFabrik. No i zmarł – ale koncerty będą.
„Się ktoś sprzeciwi, no?!”
Ja na pewno nie. Fani Króla muszą się trzymać razem!!!
No! zejdzcie z drogi!
http://www.youtube.com/watch?v=P-CcONWw8C8