Dwie duże cegły
…w twardej oprawie, ponad 1800 stron. Tysiąc i jedna opera Piotra Kamińskiego. Podobno de facto trochę mniej, ale niewiele. Pierwsze w Polsce wydanie tak obszernego przewodnika operowego, a jeszcze na dodatek dokonanego przez jedną osobę!
Leżą przede mną. Można studiować a studiować. Ja co prawda mam też jeszcze pierwsze wydanie francuskie, ale to jest poprawione i rozszerzone, uzupełnione też o kilku autorów polskich. Będzie leżało w zasięgu ręki i coraz się do czegoś przydawało. Pewnie, że coś się tam zawsze wyłapie, jak wyłapała koleżanka z Krakowa, ale w dziele tak ogromnym trudno, żeby nie było potknięć. Natomiast wiedza autora jest imponująca. Można się obruszać na jego subiektywność. Można też się krzywić, że pojawiają się tu dzieła np. francuskiego baroku nikomu w Polsce nie znane, a pominięte zostały niektóre dzieła dwudziestowieczne, np. cykl Licht Stockhausena czy De Materie Andriessena, które z drugiej strony trudno nazwać typowymi operami. Ale i tak wartość dzieła jest nie do przecenienia.
Hasła zaczynają się od życiorysu kompozytora. Potem opisane są treści oper, każda z nich opatrzona na początku informacjami o prapremierze, na końcu komentarzem autora (w niektórych wypadkach także historią dzieła) i króciutką dyskografią. Wszystko to napisane w barwnym, charakterystycznym stylu (pamiętacie tutejsze rozważania Pana Piotra o Bachu?)
Patrzę np. na Fausta Gounoda, na którego się właśnie wybieram (w Operze Narodowej, w reżyserii Roberta Wilsona). W Historii czytamy, że początkowo Opera Paryska „odrzuciła dzieło (w jednym z owych odruchów genialnej intuicji, które tylu przebiegłych wydawców kosztowały umowę z panią J.K. Rowling na przygody Harry’ego Pottera…)”. Dziś, jak czytamy z kolei w komentarzu, „Legenda głosi, że przez całe stulecie finanse teatrów operowych wspierały się na niezłomnej zasadzie: jeśli nowe dzieło padnie, wznawiajcie Fausta. Małgorzatę śpiewa nie tylko bohaterka Upiora w Operze, ale również słynna Castafiore we francuskim komiksie Tintin, do stu tysięcy kartaczy! [tak w oryginale, DS]”. Komentując samą operę, wyśmiewa niemiłosiernie postać Mefista: „…wolny jest od wszelkich pretensji metafizycznych, nie budzi nawet niepokoju, jak to ma miejsce u Berlioza. To dandys z opera-comique, który śpiewa nieśmiertelne dwa „kuplety” (…), bawi publikę na odpuście magicznymi sztuczkami jak Pan Twardowski (…), w ogrodzie zaś robi oko do publiczności szczypiąc panią Martę, z którą tworzy komiczną połowę kwartetu według wzorów znanych od czasów Mozarta. Kiedy zaś bije godzina tragedii, ten uroczy opryszek wyczerpał cały arsenał i nie jest już w stanie nas przestraszyć”.
Ciekawam już, co z nim zrobił Wilson…
Panie Piotrze, jeśli Pan tu zagląda, serdecznie pozdrawiam i gratuluję!
Komentarze
„Tintin” jest belgijski a nie francuski. Tzn. oczywiście jest po francusku, ale w USA też mówią po angielsku a w Szwajcarii po niemiecku, co jednak nijak nie czyni „Matrixa” filmem angielskim a emmentalera produktem niemieckim.
Czy jest to Piotr Kaminski „paryski”?
Co Wilson zrobił z Faustem?
Hmmm….
Wyżłopał jednym haustem…? 😯
Stuk puk, nadal nie działa?
A w temacie — książkę widziałem w księgarni parę dni temu. Niestety, moje zapytanie o cenę pod adresem pana księgarza było jedynie grzecznościowo-ciekawskie. 180-190 zł… może gdybym bank obrabował… A i to w obecnych czasach kryzysu bankowego nie jest takie pewne. Na pewno nie mając perspektywę tak napiętych wydatków jak w listopadzie i grudniu. (Ale jest nadzieja w zaległej wypłacie za fuchę… Tyle, że to nadzieja nie tylko na ‚Tysiąc i jedną operę’…)
PS.
Próby Wilsona pokazywano w TVP. Podobno reżyser obiecał, że zagrabionej przez Gounoda metafizyki nie zwróci…
Odblokowało się wreszcie! Po całym dniu 👿
3M – Piotr Kamiński pewnie lepiej się zna na operach niż na komiksach 😉
Helena – tak, to Piotr Kamiński paryski.
PAK – ja we wpisie podrzuciłam linkę na księgarnię internetową, w której jest cena ok. 170 zł, a i za opłatę przelewem jest dostawa za darmo, bo to powyżej 150 zł. To pewna oszczędność, choć cena rzeczywiście niska nie jest.
Ja akurat jestem wdzięczny Piotrowi Kamińskiemu za omówienie francuskich oper barokowych, o ktorych nikt nie słyszał. Nie słyszał, bo nie jest ich ciekawy. Ale one istnieją i można je zobaczyć i usłyszeć, jesli się chce. Większość z nich została wydana na DVD. Właśnie niedawno dostałem prawdziwy klejnot; operę Lully’ego PERSEE. Jest to rejestracja przedstawienia z ELgin Theatre w Toronto, 2005 r.. Poziom przedstawienia można porównać z najlepszymi produkcjami Opery Kameralnej, z tym, że tutaj jest więcej rozmachu (większa scena). Doskonałym śpiewakom, o nic nam nie mówiącym nazwiskach, towarzyszy Tafelmusik Baroque Orchestra pod dyrekcją Herve Niqueta – też na najwyższym poziomie. Jeśli dodać wysmakowaną scenografię, piękne kostiumy, pomysłową reżyserię oraz świetne nagranie i sfilmowanie – więc jeśli to wszystko dodać do naprawdę dobrej opery – powstaje właśnie prawdziwy klejnot. Francuskie opery barokowe znacznie różnią się od oper Haendla, nie ma tu koloratur, bardziej liczy się słowo ale dla słuchacza mają wiele atrakcji.
Na pewno. Ja mam słabość do francuskich oper barokowych. Ale przechył w tę stronę wyniknął z tego, że pierwsze wydanie było francuskocentryczne. Z drugiej strony nie dziwię się tym w Polsce, którzy chcieliby np. mieć hasło Elsnera (którego w ogóle nie ma) czy więcej Kurpińskiego, choćby Zamek na Czorsztynie i Szarlatana (wystawianego przez WOK) i parę innych – wymienił je tylko w życiorysie – a nie sam Zabobon czyli Krakowiacy i Górale. Na pewno jeszcze na niejeden brak będę się wkurzać, ale to i tak robota-gigant, nawet sobie nie wyobrażam, jak jedna osoba może coś takiego skompilować.
Potwierdzam, ze Tintin nie jest nawet walonski, ale flamandzki. Jego imie jest Kuifie, w oryginale. Oto link po niderlandzku
http://af.wikipedia.org/wiki/Die_avonture_van_Kuifie
Cholera! Ekskjuzże mła, ale ja nie moge byc tyle czasu na głodzie blogowym i w niepewności! 👿
Tyle „nara”, jak mówia młodzi – z desperacji poszłam farbować włosy i teraz czas zmyc farbę. Pod prysznicem, zmywając, bedę śpiewała arię, tylko jeszcze nie wiem, jaka. Cos wymyslę, a moze i zaimprowizuję.
p.s. Żeby uczcić Wasze uszy, nie nagram i nie walnę moich wyspiewów podprysznicowych na youtube 😉
Doceńcie to 😎
Cena faktycznie nie najniższa (chociaż przelicznik na strony raczej typowy 😉 ), ale pamiętam dyskusje w „Dwójce” przy okazji wydania francuskiego, gdzie deliberowano, czy u nas ktokolwiek by się podjął wydania czegoś takiego 🙂
O rany! PA 2155 – ja myślałam, że był Walonem! Tak się skleił z kulturą francuskojęzyczną… 😯
To ja zaraz na Fausta. Możemy zatańczyć walca – poczciwa muzyczka, nie? 😀
http://www.youtube.com/watch?v=TLCbdiF3bNU&feature=related
Coz to za piekielnie utalentowany czlowiek, Piotr K!
A w glebokiej mlodosci sluszalam o nim taka anegdote: Piotr przyjezdza pierwszy raz do Paryza, wysiada z pociagu i nie wie gdzie isc pod wskazany adres. Odnajduje na ulucy zandarma i zwraca sie do niego: Parlez vous francais?
🙂 🙂 🙂
Ciekawam, czy by to potwierdził 😆
To jeszcze mefistofeliczny Bryn Terfel:
http://www.youtube.com/watch?v=GMBq4QDPhk8&feature=related
Mam gdzieś w domu rosyjski, tzn.radziecki, przewodnik operowy. Wydany za Breżniewa, a więc w czasach kiedy już nie grano opery Węgiel, tylko o niej krótko napomknięto ( udaremniony sabotaż w kopalni węgla, plan wykonany)- za to obszernie opisane są perypetie opery Jak hartowała się stal – i kolejne redakcje – po raz pierwszy partia odrzuciła operę ze względu na nie zaznaczenie roli starszych komunistów. I inne opery radzieckie, których libretta wydają się zupełnie niewiarygodne. W każdym razie istniały opery produkcyjne. Jedyną polską operą (dobre i to) jest Gałka czyli Halka.
Pani Doroto:
Znow zlapala mnie Pani na niescislosci, a moze na klamstwie 🙂
Przyszedłem tylko sprawdzić, czy działa, a tu już tyle do poczytania 😀
Piszcie, dziatki, piszcie, ja do teatru muszę… 😀
Pani Kierowniczko, Państwo Blogowiczowie,
zachęcona przez Ludwika Stommę przyczytałam „Ruski miesiąc” Dmitrija Strelnikoffa. Czuję się jak po kąpieli w oceanie i pragnę zawiadomić, że o operze i Operze też w książce jest, a ona sama nadaje się na różne adaptacje, w tym i operowe. Polecam serdecznie.
Dla mnie „1001 opera” (którą zamierzam nabyć lada dzień) to obietnica podwójnej przyjemności: spotkania z operą (również z barokiem francuskim, który uwielbiam a wiem o nim wciąż zbyt mało) i piórem pana Piotra Kamińskiego, który potrafi przekazywać wiedzę w sposób nie tylko żywy, ale i żywiołowy a tym samym nadzwyczajnie odpowiadający naturze opisywanego tu zjawiska. Jestem pełna podziwu, że taki ogrom pracy mógł wykonać jeden człowiek! Chapeau bas!
Pani Kierowniczko:
Bardzo mnie więc ten link, dający 10, czy 20 zł zysku, cieszy 😉
Piotrze:
Ja przepraszam, jak to nikt nie zna francuskich oper barokowych?! Większość moich znajomych lubujących się w muzyce je zna!!! 😉
Beato:
No to ja gratuluję! Ja już się zastanawiam nad tym: a) skąd wziąć pieniądze, b) gdzie to potem upchnąć…
PAK,
ad b) w głowie upchnij…
ad a) w zw. z ad b) może wystrczy parę wizyt w czytelni, albo biblioteka…?
foma:
ad a+b) do pewnego stopnia stosuję, podrzucając niepotrzebne książki w bibliotece… 😉
ad b) niestety, jest to przykład kompresji stratnej.
PAK-u: czekałam na ukazanie się tej książki już od wielu miesięcy i w międzyczasie w zagadkowy sposób wysunęła się na czoło moich wydatkowych priorytetów (rzeczywiście cena jest b. odczuwalna). Ale to jedna z wcale nie tak wielu rzeczy (książek, nagrań), które po prostu MUSZĘ mieć. Co do miejsca: też mam ten kłopot, ale … pomyślę o tym, jak już kupię 😉
dzien dobry !!!!!!
jestem wolny wiec dopiero dzisiaj
czy popkultura znaczy tez masowa
a wiec
przed laty stalem w 6-godzinnej kolejce do Neuen Nationalgalerie
w berlinie aby ogladnac zbiory MoMA bylo bardzo masowo
ale tez fajnie
wczoraj sprzedalisny(w pracy)prawie 100 sztuk „eragon” ch.paolini
caly ostatni tydzien NIC Gustave LeClezio
bywa
pa pa
Biedny Le Clezio! Na sprzedaży książek to on się widać nie dorobi. 🙁 Dobrze, że chociaż tego Nobla dostał, żeby na chleb codzienny było… 😉
No jo nie wiem, Bobicku, cy to dobrze mieć tego Nobla. Boce takie opowiadanie pona Mrożka, jak babcia klozetowo nie fciała wpuścić do ubikacji pewnego pona właśnie dlotego, ze on mioł Nobla. No bo bała sie, ze on moze kogoś jesce tym Noblem zarazić 🙂
Owczarku, statystycznie rzecz biorąc Noblem zaraża się jedna osoba na rok. O ileż to mniej groźne od grypy! 😀
Statystycnie tak, Bobicku, ale na przykład w takim roku 2001 Noblem pokojowym zaraził sie… cały ONZ!!!! 🙂
A, rzeczywiście, te statystyki, do których zajrzałem, dotyczyły tylko literackiej odmiany wirusa. Ale i tej pokojowej odmianie kudy do zwykłego kataru. 🙂
Wróciłam. No, ciekawie było…
A Bobik się zarumienił! 😀
No bo dziś o operze produkcyjnej było, to czerwień do tego pasowała. 😀
Wyklęty powstań ludu ziemi…
Tfu!
Szczęśliwy powstań ludu z blogu 🙂
No a gdzie sie takim noblem mozna zarazic? 😀
Każdy by chciał wiedzieć…
Gdy naród do blogu wyruszał z orężem…
A tym wirusem słyszałem, że najłatwiej zarazić się w Sztokholmie 😀
Na razie wszyscy się zarażają blogami 😆
Ile to osób z tutejszego kręgu zaczęło w ostatnim roku pisać blogi… foma, Quake, Beata, Allla, Bobik…
To tylko jeszcze rzucę w tej chwili o Fauście, że faktycznie – co Wilson obiecywał, tego dotrzymał 😆
I dobranoc!
No, ja poniekąd zostałem sprowokowany, a nie zarażony. 😉
Ale nie ma tego złego…
I dobranoc 😀
Dzień dobry,
wczoraj w ogóle nie moglam dostać się na żaden blog, a dzisiaj nawet nie mam czasu czytać, bo muszę iść do dentysty.
Chętnie wybralabym się na Fausta. Z arii Fausta w lazience najchętniej śpiewam sobie serenadę Mefista. Przyznaję bez bicia, że efekt jest wstrząsający, dlatego tylko wtedy śpiewam gdy nikogo nie ma w domu. 😆 😆 😆
Droga Pani Doroto,
Dziękuję za gratulacje i pozdrawiam wzajemnie. A teraz do meritum sedna.
Błąd wypatrzony przez panią Annę w Dzienniku Polskim to wynik sekundy nieuwagi przy tłumaczeniu: chodzi oczywiście o „swoją” a nie „jego” żonę (po francusku to samo słówko); Liszt przedstawił Massenetowi pannę Luizę Konstancję jako uczennicę, a Massenet ją wkrótce poślubił. Proszę łaskawie poprawić ołóweczkiem.
Tu sugestia: znając Sokole Oko Czytelnika, myślę, że gdyby wszystkie takie wyłapane przez Państwa szczegóły notować, a potem przesłać do PWMu, dopracowalibyśmy się wspólnie przewodnika Bez Skazy, co byłoby ewenementem w skali światowej…
Co do braków. Ogólnie: gdybym zebrał wszystkie nazwiska i tytuły, jakich nieobecność już mi wyrzucono od 5 lat, zebrałoby się na trzeci tom.
Liczne opery polskie są już w przewodniku p. Kańskiego (choć nawet tam nie ma Elsnera – wg bazy ZASPu, trzy produkcje trzech oper po wojnie…), nie ma tam natomiast w ogóle Cavallego, Lully’ego, Rameau, i jeszcze wielu innych, nie mowiac nawet o tych Wielkich, ktorzy maja po jednej albo dwie opery… To oczywiscie nie jest zarzut wobec tej świetnej książki, czy tym bardziej jej Autora, ale wyjaśnienie: po prostu pilniejsze wydało mi sie zrobienie tego wszystkiego, o czym nie było dotąd po polsku.
Twórczość współczesna: w 6-tomowej encyklopedii Pipera (5000 stron), napisanej przez setki autorów, Andriessen pojawia sie raz, mimochodem, wśród „performansów” Wilsona. W 4-tomowym operowym Grove’ie (5000 stron, setki autorów) utwór nie jest omówiony. Proszę nie stawiać większych wymagań samotnemu autorowi na jego facjatce…
Zainteresowani „Lichtem” znajdą komentarz w Piperze i w Grove’ie, ale łatwiej będzie o tym utworze coś przeczytać, niż go gdziekolwiek usłyszeć. Rzecz, nawet niedokończona, trwa tyle, co Ring Wagnera (ok. 16 godzin), nikt, nigdy i nigdzie nie zagrał tego w całości, wznowienia po prapremierach (ostatnia: Piątek, Lipsk 1996) należą, mówiąc oględnie, do rzadkości, nagrano, o ile się nie mylę, tylko Poniedziałek (5 CD) i Sobotę (4 CD). Może jeszcze poczekajmy…
Barokowe opery francuskie znalazłyby się w książce nawet, gdyby powstała ona najpierw w wersji polskiej. Prof. Sutkowski sprawił w zeszłym roku światową prapremierę-bis operze Monteclaira Jephte i nie uczynił tego przypadkiem: Francja była przez trzy stulecia operowym imperium, powstały tam dzieła niezwykle oryginalne, bajecznie piękne. Pan Modzelewski odpowiedział zresztą za mnie.
Tintin był od początku pisany po francusku (Hergé był Walonem, nie Flamandem) i każde dziecko francuskie, od 7 do 107 roku życia, umie to na pamięć. Może to „imperializm”, ale Francuzi skonfiskowali go całkiem.
Anegdotka o moim pierwszym pobycie w Paryżu (1967….), jak to mówią, niezupełnie ścisła, ale mam inną: znajomi przewieźli mnie wtedy taksówką, której kierowca mówił cudowną francuszczyzną z jeszcze śliczniejszym, grubym i gęstym akcentem rosyjskim, a znał historię każdego kamienia brukowego i każdego drzewka na całej trasie przejazdowej… gęba mu się nie zamykała. Wspaniały był.
Na pociechę: ja też nie mam gdzie wetknąć tych dwóch tomów…
Pozdrowienia
PK
O, ciągle jest czas letni 😆
Witam serdecznie, Panie Piotrze. Może się dopracujemy Przewodnika Bez Skazy – dlaczego Polska ma nie pobić w tej dziedzinie rekordu – a co! 😉
Że w przewodniku p. Kańskiego nie ma Cavallego, Lully’ego i Rameau – to pewnie dlatego, że był on pisany jeszcze przed boomem na francuski barok, a wtedy doprawdy trudno to było gdziekolwiek usłyszeć (dziwne, że przy wznowieniach nie uzupełnił). Ale to był taki przewodnik „dla ludzi”, nie dla operomaniaków, których mamy coraz więcej (i to cieszy), i obejmował opery, do których polski odbiorca miał wówczas dostęp. Dziś może mieć ten dostęp choćby przez płyty, nie tylko zresztą do rzeczonego baroku francuskiego, ale i do tych Anglików, o których ja też nie słyszałam – taki np., od początku patrząc, Thomas Arne czy Michael William Balfe: nazwiska mi gdzieś może mignęły, ale muzyka? Ech, zawsze można dyskutować, kto bardziej zasłużył na znalezienie się w tej książce, a kto mniej…
Tomów na razie nigdzie nie wetknęłam, leżą luzem i pewnie tak poleżą dłużej, bo z całą pewnością będą w stałym użyciu!
Piotrek, nie wykrecaj sie, bo opowiadam ja od czterdziestu lat z wielkim powodzeniem. Nie psuj mi szykow! 🙂 🙂 🙂 A slyszalam od Antka.
Gratuluje, ucalowania dla Wandy oraz (jesli masz jeszcze kontakt) dla Leszka W.
Mille tendresses, mille amities, jak pisala Pani Kalergis do Norwida.
Droga Pani Doroto,
Przewodnik Kańskiego mam we wznowieniu 2001 – tych kompozytorów nadal tam nie ma, ani w tekście, ani w uzupełnieniach.
Co do Balfe’a – proszę łaskawie sprawdzić, jak ma na imię główny bohater Cyganki, a wszystko się wyjaśni!
Pozdrawiam
PK
Moja matka, znawczyni baletu, pochłaniająca z zachwytem dzieło Piotra Kamińskiego, wyłapała błąd, dość przykry dla baletomanów. Str.943,tom I, Robert Diabeł Meyerbeera.
„Błyskotliwy balet zakonnic kończący akt III – w chorerografii Filippa Taglioniego, z jego siostrą Martą w roli opatki Heleny” –
powinno być : z jego córką Marią, w roli przeoryszy Heleny”.
Błąd jest znaczący ponieważ właśnie balet zakonnic rozpoczął epokę baletu romantycznego i wielką karierę córki Taglioniego Marii, uznawanej za najwspanialszą tancerke swojej epoki.
No to też napisałam, że się dziwię p. Kańskiemu, że nie uzupełnił!
No tak: „Tadeusz, polski szlachcic wygnany z ojczyzny z bliżej niewyjaśnionych powodów, schronił się w okolicach Bratysławy (ówczesnego Pressburga), wstępując do taboru Cyganów”. 😆 A potem Królowa Cyganów „wodzi okiem za Tadeuszem, pięknym Polakiem, a do tego tenorem”. Pyszota! Całe szczęście jeszcze, że Tadeusz, a nie jakiś Lodoisek 😉
Heleno – ja to bym raczej przygodę z anegdoty przypisywała samemu Antkowi, jeśli o tym samym myślimy 😉
A z rzeczoną Wandą chodziłyśmy do tej samej szkoły na Miodową…
Głos niefana opery z pobocza:
1. Nie ma (niestety) siły, żeby w takim dziele, zwłaszcza jednego człowieka nie było błędów. Jaki korektor to wyłapie?
2. Może to i dobrze, że w Kańskim nie ma wczesnych oper, bo to (ja to tak widzę) zupełnie inny świat, pomimo że pod szyldem „opera”. Książka jest formatu kieszonkowego, więc rozdmuchałaby się do niewygodnych rozmiarów.
Byłaby jeszcze jedna cegła, i jeszcze jedna, i jeszcze…
Nic tylko developerów wyręczać i samemu budować.
„wyręczać i samemu budować”
drogo by wyszło chyba jednakowoż…
Ale za to już gołe mury promieniowałyby wiedzą…
Pomysł Komisarza otwiera całkiem nowe perspektywy przed wydawnictwami. Może nareszcie na książkach dałoby się robić kokosy? 😉
A jaka efektowna budowla mogłaby wyrosnąć…
A właściciele budowli zamiast korników zaczęliby tępić mole książkowe…
Tak czytam sobie i przyszło mi go głowy….
I już miałem napisać…. ale sobie poszło…
…i co dalej?…
Pewnie zeen poszedl za nim…
Gonić trza!
Ja mam watpliwosci do teorii Komisarza. W PRL wydawano mnostwo cegiel i miano chroniczny problem z budownictwem wszelkiego rodzaju. 🙂
No, nie wykluczan, ze zdarzylo sie Antkowi, to slynny poliglota, hehehhe.
A Wanda L. nie chodzila do Hoffmanowej?
http://de.youtube.com/watch?v=K2cYWfq–Nw
http://de.youtube.com/watch?v=jwMj3PJDxuo
dzien dobry !!!!! ja jeszcze raz do popkultury
moja corka mowi
to jest kultura dzisiaj
co swiat to obyczaj
do kiedys
Czy trzeba wytropić zeena? W razie czego my z Owczarkiem na czele i jakoś to będzie. 😀
Heleno – ja miałam na myśli podstawówkę muzyczną.
Bobiku (z Owczarkiem), pieski wy moje tropiące… 😆
Do usług Pani Kierowniczki! Ja umiem troppić nawet allegro, ma non troppo. 😀
A czy nie natknęła się Pani Kierowniczka dziś w leżącej luzem „Tysiąc i jednej operze” na jaki smakowity cytacik, który mogłaby nam zaserwować? Przyszli czytelnicy, u których „1001” też długo będzie leżeć luzem (wdzięczna jestem za tę podpowiedź, że luzem najlepiej) byliby bardzo radzi 🙂
O, smakowitości to tam nadmiar (ponad 1800 stron bądź co bądź), brać i wybierać… To może jaki koncert życzeń? 🙂
To może jakaś przekąseczka z Rameau?
No dobrze, już szukam czegoś zabawnego. Tylko że szlag mnie trafia, bo coś dziś ciągle mi się blog zacina i chodzi w tempie kulawego żółwia… 🙁 👿
Z komentarza do Les Indes galantes (p. Piotr proponuje za niejakim p. Piotrem Błońskim polskie tłumaczenie tytułu Zamorskie zaloty):
„Choć brzmi to zaskakująco, na Hipolicie i Arycji oraz zarzuconym projekcie Samsona kończy się w gruncie rzeczy kariera tragicznej muzy Rameau. Spośród jego przyszłych utworów tylko 4 nosić będą podtytuł „tragedia muzyczna” (choć pozbawione są głębi dramatycznej, właściwej gatunkowi), pozostałe zaś to komedie, opery-balety, pastorales, akty baletowe itp., gdzie libretta liczyć się będą tyle akurat co w rewiach na Broadwayu: jako zmienne, „uczuciowe” i „nastrojowe” preteksty, pozwalające szafować muzyką. Rameau zresztą niczego więcej nie potrzebuje. Żadna literacka bzdura jego muzy zakneblować nie zdoła. Les Indes galantes to jedno z najlepszch librett, jakie spotka na swej drodze, a reaguje na nie po swojemu, jak w Hipolicie: bajecznym bogactwem melodii, rytmów i barw. Po rozkosznie figlarnej uwerturze, gdzie fagot baraszkuje z obojami, Hebe grucha jak synogarliczka, wprowadzając marsowe rytmy Polaków (…)” itp.
Tak, Polacy tam są jak najbardziej! W Prologu „Śliczna bogini Hebe zgromadziła cztery narody (francuski, hiszpański, włoski i polski), by sławić miłość i szczęście”. Kolejne sceny to: Wielkoduszny Turek, Inkowie z Peru, Święto perskie – no i owi Dzicy:
http://www.youtube.com/watch?v=3zegtH-acXE&feature=related
Dzicy to Indianie – tańczą Taniec Fajki Pokoju. Ale o tym już kiedyś była tu mowa 🙂
Wielkie dzięki 😀 Tym większe, że w obliczu kulawego żółwia! Cytat pyszności: Muza Rameau odporna na knebel literackiej bzdury 😆
Mnie się podoba, jak W. Christie wskakuje na scenę (w klipie po upływie minuty) http://www.youtube.com/watch?v=cIi_TvIvUdk&feature=related
I Pani Kierowniczka tak przepisuje z książki to wszystko? Żadne tam copy’n’paste?
Ja dziś chyba dostanę wściku! Tuba mi się też zacina
Tak, własną łapką klepię – czegóż się nie robi dla ulubionego Blogowiska…
Nie wiedziałam, że William Christie umie tak świetnie tańczyć 😆
To Kierowniczka też ma łapki? Chyba się kompleksów pozbędę. 🙂
W. Christie podrygujący we francuskim baroku wygląda jak ryba w wodzie 😉 Nie dziwię się, że dostał francuskie obywatelstwo (choć b. długo to trwało).
Beato, rozkoszne!
Pewnie, że rozkoszne. Równie rozkoszni są PALADYNI Rameau, olśniewająco wystawienie w Theatre Chatelet – wydani na DVD, także pokazywani w Kulturze ( jaka odwaga ze strony Kultury: wystepują tam całkowicie nagie tancerki i nadzy tancerze, pokazywani ze smakiem).
Z golaskami:
http://www.youtube.com/watch?v=BfdzZdvkqYQ
I tu:
http://www.youtube.com/watch?v=iotllswLIRs&feature=related
I jeszcze:
http://www.youtube.com/watch?v=zNgLk-x2tp4&feature=related
To był prześliczny spektakl!
Ale to niesprawiedliwe! Golaski były i na ekranie, i na scenie, a zwierzęta tylko na ekranie. 🙁 Czy ta dyskryminacja to dlatego, że zwierzęta nie zgadzają się na scenie rozbierać?
„Paladyni” przecudni 😆
Bobiku: może zaproponowano im za niskie gaże i wcale nie chciały na scenę, miały to w ogonie po prostu?
I to pawim 😆
Bobiku, golaski były na również na scenie, tyle, że w nastepnym akcie.
Piotrze M, ale to o zwierzątka chodziło, nie o golaski!
Tak, rzeczywiście Bobik zajął się dyskryminacją zwierząt.
Witam, witam… 🙂
A propos redakcji i korekty:
(Gostek Przelotem 2008-10-27 o godz. 12:26)
Wczoraj wróciłam z Targów Ksiązki w Krakowie. Przywiozłam (m.in.) niedużą książkę. Na skrzydełku okładki imię autorki (proste, polskie) napisane jest z błędem (literówka). Niby mała rzecz, a nie cieszy…
Alllo, Alllo, nocny marku 🙂
Czy to była np. Małgożata? 😉 😆
Pani Doroto,
Markuję nocnie, bo dzisiaj grałam w pokera sportowego i cały czas rozmyślam nad rozdaniami! Przegrałam, ale przegrywam już coraz lepiej!
Re: książka
To jest Małgorzta!
W związku z niezmienionym na blogu czasem ogólny poziom nocnomarkostwa zdecydowanie się podwyższył. 😉
A jeszcze a propos dyskryminacji zwierząt – od iluś już dni siedzę u Allli pod drzwiami, łapą drapię ale tam psom wstęp wzbroniony, czy co? 😯
Muszę zainterweniować u providera… no i iść spać, wszak to już zaraz druga w nocy 😉
Bobiku, przpraszam, czuję się winna! Już ruszam pod drzwi!!!
Bobiczku, właśnie wlazłam do Allli bez problemów 🙂
Pani Doroto, próba mikrofonu udana! Dzięki za szybka akcję.
Bobiku! Już jestes na mecie! Wszystko zadziałało!
Szanowny Panie Kamiński!
Odnośnie Pana komentarza:
<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>.
Niestety myli się Pan. Oto krótka lista:
CD 30 DONNERSTAG aus LICHT / THURSDAY from LIGHT
(4 CDs, 92 pages) Opera 68 € / $93
CD 31 UNSICHTBARE CHÖRE / INVISIBLE CHOIRS of THURSDAY from LIGHT
for choir a cappella 19 € / $26
CD 34 SAMSTAG aus LICHT / SATURDAY from LIGHT
(4 CDs, 200-page booklet) Opera 68 € / $93
CD 36 MONTAG aus LICHT / MONDAY from LIGHT
(5 CDs, 198-page booklet) Opera 79 € / $108
CD 37 GEBURTSFEST / FESTIVAL OF BIRTH choir music with sound scenes
of MONDAY from LIGHT
(version of EVEÕS FIRST BIRTH-GIVING for choir a cappella and tape) 19 € / $26
CD 38 GEBURTS-ARIEN / BIRTH -ARIAS of MONDAY from LIGHT
for 3 sopranos, 3 tenors / choir / children’s voices / modern orchestra
MÄDCHENPROZESSION / GIRLS’ PROCESSION 1st version for girls’ choir a cappella and piano
MADCHENPROZESSION 2nd version for girls’ choir, piano / choir / modern orchestra, sound scenes 19 € / $26
CD 40 DIENSTAG aus LICHT / TUESDAY from LIGHT (2 CDs) Opera
Edition with booklet in English (200 pages) 62 € / $85
Edition with booklet in German (200 pages) 62 € / $85
CD 41 OKTOPHONIE / OCTOPHONY electronic music of TUESDAY from LIGHT 25 € / $34
CD 49 ELECTRONIC MUSIC with SOUND SCENES of FRIDAY from LIGHT
(2 CDs, 96 pages) 45 € / $62
CD 50 FREITAG aus LICHT / FRIDAY from LIGHT (4 CDs) Opera 78 € / $107
CD 51 WELT-PARLAMENT / WORLD PARLIAMENT of WEDNESDAY from LIGHT
for choir a cappella 19 € / $26
CD 52 ORCHESTER-FINALISTEN / ORCHESTRA FINALISTS of WEDNESDAY
from LIGHT for orchestra and electronic music 19 € / $26
CD 53 HELIKOPTER-STREICHQUARTETT / HELICOPTER STRING QUARTET
of WEDNESDAY from LIGHT world première with moderation and studio recording (2 CDs, 96 pages) 45 € / $62
CD 55 BASSETSU-TRIO for basset-horn, trumpet and trombone of WEDNESDAY from LIGHT
MITTWOCHS-ABSCHIED / WEDNESDAY FAREWELL electronic and concrete music 19 € / $26
CD 58 LICHTER-WASSER (SONNTAGS-GRUSS) / LIGHTS-WATERS (SUNDAY GREETING)
for soprano, tenor, orchestra with synthesizer 19 € / $26
CD 64 EUROPA-GRUSS/EUROPE GREETING for winds and synthesizers
STOP and START for 6 instumental groups
TWO COUPLES Electronic and Concrete Music
Electronic and Concrete Music for KOMET/COMET
LICHT-RUF/CALL from LIGHT for trumpet, basset-horn, trombone (as interval signal) 23 € / $32
CD 65 10 Scenes of FRIDAY from LIGHT (2 CDs) 40 € / $55
CD 66 MITTWOCHS-GRUSS / WEDNESDAY GREETING
Electronic Music of WEDNESDAY from LIGHT 23 € / $32
CD 67 ENGEL-PROZESSIONEN / ANGEL PROCESSIONS
(2nd scene of SUNDAY from LIGHT) for choir a cappella
and Pianissimo TUTTI-CHOR / TUTTI CHOIR of ANGEL PROCESSIONS (2 CDs) 45 € / $62
CD 68 LICHT-BILDER / LICHT PICTURES
(3rd scene of SUNDAY from LIGHT) for tenor, trumpet with ringmodulation,
basset-horn, flute with ring modulation, synthesizer (2 CDs) 39 € / $63
CD 69 DÜFTE – ZEICHEN / SCENTS – SIGNS (4th scene of SUNDAY from LIGHT)
for 7 vocalists, boy’s voice, synthesizer 25 € / $34
CD 73 HOCH-ZEITEN / HIGH-TIMES (5th scene of SUNDAY from LIGHT)
for orchestra and choir 23 € / $32
Źródło: http://www.stockhausen.org
Serdecznie pozdrawiam
zlewkrwi
A ja idę się odmarkować. Pa!
Uuuu… zlewkrwi jeszcze przyszedł!
I to ze słuszną uwagą. Może już nie ma na co czekać, Stockhausen nie żyje, twórczość zamknięta…
Dobranoc Pani Kierowniczce!
Ja jeszcze skoczę do Allli sprawdzić, czy dyskryminacja psów faktycznie została zniesiona. 😀
A jeszcze jak przy temacie współczesnym jesteśmy, to cykl De Materie Andriessena, które wymieniłam, trudno nazwać „performansami Wilsona”…
Teraz to już naprawdę dobranoc!
Panu Zlewkrwi dziekuje za sprostowanie. Wychodzi na to, ze Stockhausen-Verlag wydal, poza Poniedzialkiem i Sobota, takze trzy pozostale elementy oraz powstale fragmenty brakujacych Dni, do nabycia (po cenach… rynkowych) w oficynie internetowej tworcy.
Bardzo dobrze – a w ogole powinienem byl sam sprawdzic na tej witrynie, a nie gadac na slepo.
Do pani Doroty: to Encyklopedia Pipera uznala za stosowne zaszeregowac De Materie nie pod nazwiskiem kompozytora, ale w hasle „Wilson”, obok innych jego inscenizacji i „performansow”, podanych hurtem (Andriessen figuruje np. obok Glucka i Wagnera, ale w przeciwienstwie do nich, wlasnego hasla u Pipera nie ma…).
Ja sie tylko usprawiedliwiam, ze skoro tak wielkie wydawnictwo (setki autorow, w tym polskich) go pomija, to mnie samotnemu mozna to chyba wybaczyc…
Aha, jeszcze jedno: Piotrek Blonski to syn profesora Jana Blonskiego, moj redakcyjny kolega. A tytul fajnie wymyslil, prawda?
Pozdrawiam serdecznie
PK
No tak, bo jak przetłumaczyć na polski Les Indes galantes?
A pretensja moja w kwestii Andriessena oczywiście nie tyle do Pana, co do Pipera. De Materie to cykl utworów mogących być wykonywane także w wersji koncertowej, ale pomyślanych jako dzieło sceniczne. Muzyka jest, przynajmniej moim zdaniem, wybitna.
Też serdecznie pozdrawiam!
Pani Doroto,
Grove’s Opera też nie omawia osobno tego tytułu (1989 – a wydanie 1997, czyli było kiedy), a jedynie najpierwszą, ostro lewacką Reconstructie (1969, takie czasy były), ale przynajmniej daje hasło o kompozytorze, gdzie jest pare słów o Materii.
Tak ogólnie jest to dowód na to, że świat muzyki współczesnej wciąż jest swego rodzaju gettem 🙁