Dwie duże cegły

…w twardej oprawie, ponad 1800 stron. Tysiąc i jedna opera Piotra Kamińskiego. Podobno de facto trochę mniej, ale niewiele. Pierwsze w Polsce wydanie tak obszernego przewodnika operowego, a jeszcze na dodatek dokonanego przez jedną osobę!

Leżą przede mną. Można studiować a studiować. Ja co prawda mam też jeszcze pierwsze wydanie francuskie, ale to jest poprawione i rozszerzone, uzupełnione też o kilku autorów polskich. Będzie leżało w zasięgu ręki i coraz się do czegoś przydawało. Pewnie, że coś się tam zawsze wyłapie, jak wyłapała koleżanka z Krakowa, ale w dziele tak ogromnym trudno, żeby nie było potknięć. Natomiast wiedza autora jest imponująca. Można się obruszać na jego subiektywność. Można też się krzywić, że pojawiają się tu dzieła np. francuskiego baroku nikomu w Polsce nie znane, a pominięte zostały niektóre dzieła dwudziestowieczne, np. cykl Licht Stockhausena czy De Materie Andriessena, które z drugiej strony trudno nazwać typowymi operami. Ale i tak wartość dzieła jest nie do przecenienia.

Hasła zaczynają się od życiorysu kompozytora. Potem opisane są treści oper, każda z nich opatrzona na początku informacjami o prapremierze, na końcu komentarzem autora (w niektórych wypadkach także historią dzieła) i króciutką dyskografią. Wszystko to napisane w barwnym, charakterystycznym stylu (pamiętacie tutejsze rozważania Pana Piotra o Bachu?)

Patrzę np. na Fausta Gounoda, na którego się właśnie wybieram (w Operze Narodowej, w reżyserii Roberta Wilsona). W Historii czytamy, że początkowo Opera Paryska „odrzuciła dzieło (w jednym z owych odruchów genialnej intuicji, które tylu przebiegłych wydawców kosztowały umowę z panią J.K. Rowling na przygody Harry’ego Pottera…)”. Dziś, jak czytamy z kolei w komentarzu, „Legenda głosi, że przez całe stulecie finanse teatrów operowych wspierały się na niezłomnej zasadzie: jeśli nowe dzieło padnie, wznawiajcie Fausta. Małgorzatę śpiewa nie tylko bohaterka Upiora w Operze, ale również słynna Castafiore we francuskim komiksie Tintin, do stu tysięcy kartaczy! [tak w oryginale, DS]”. Komentując samą operę, wyśmiewa niemiłosiernie postać Mefista: „…wolny jest od wszelkich pretensji metafizycznych, nie budzi nawet niepokoju, jak to ma miejsce u Berlioza. To dandys z opera-comique, który śpiewa nieśmiertelne dwa „kuplety” (…), bawi publikę na odpuście magicznymi sztuczkami jak Pan Twardowski (…), w ogrodzie zaś robi oko do publiczności szczypiąc panią Martę, z którą tworzy komiczną połowę kwartetu według wzorów znanych od czasów Mozarta. Kiedy zaś bije godzina tragedii, ten uroczy opryszek wyczerpał cały arsenał i nie jest już w stanie nas przestraszyć”.

Ciekawam już, co z nim zrobił Wilson…

Panie Piotrze, jeśli Pan tu zagląda, serdecznie pozdrawiam i gratuluję!