Antylskie mazurki w Warszawie
Nie było na tym koncercie nikogo prawie ze środowiska muzycznego. W ogóle publiczności było raczej niewiele, choć były rozdawane darmowe wejściówki (ale wcześnie jakoś się skończyły). Ale kto był, temu w ten chłodny listopadowy wieczór bardzo poprawił się humor.
Przyjechało z Antyli czterech panów w różnym wieku: Wim Statius Muller, Johnny Kleinmoedig, Livio Hermans i Randal Corsen; wszyscy po kolei grali na fortepianie. Towarzyszył im Holender Jan Brokken, autor książki Dlaczego 11 Antylczyków klęczało przed sercem Chopina, o której pisałam tutaj. Każdy utwór zapowiadał przygotowanym wcześniej tekstem, po holendersku; tłumaczenie na polski odczytywała tłumaczka książki. A tekst wykraczał poza treść książki, choć i tam anegdot nie brakło. Brokken jest jednak gawędziarzem i dodał przy okazji więcej pięknych opowiastek o muzyce antylskiej, która – jak powiedział – „mówi o przemijaniu, miłości, życiu i o słońcu, które zachodzi za horyzontem”.
Żywioł muzyki i tańca, a także przedziwna mieszanka wielokulturowa, gdzie melodie i rytmy chopinowskie krzyżują się z rytmami afrykańskimi i latynoskimi, dominuje w tej krainie, gdzie w 1930 r. było 1500 fortepianów na 15 tys. ludności. Mazurki i walce – te ostatnie właśnie w wersji paryskiej, chopinowskiej, nie wiedeńskiej – to nie tylko ulubione tańce, ale i ulubione utwory do grania w tamtejszych salonach, i ta tradycja trwa już nieprzerwanie od półtora wieku. Jest zakorzeniona do tego stopnia, że np. eleganckim prezentem urodzinowym jest specjalnie skomponowany walc, stąd wiele z nich nosi imiona solenizantów (Johnny Kleinmoedig zagrał np. własny walc Euphemia, który napisał dla swojej matki). Walce mogą być wesołe i smutne, ale niewiele się od siebie różnią – w każdym jest nostalgia (grywa się też walce na pogrzebach). Brokken opowiadał również, że walca antylskiego tańczy się drobnymi kroczkami, a to dlatego, że salony były tam dość ciasne, a panie tam dość wcześnie przybierają na szerokości, co nie sprawia przecież, że odchodzi je ochota do tańca…
Rozkoszne były te chopinowsko-swingujące utwory (jak powiedział Brokken, choć na tę muzykę miał wpływ zarówno Chopin, jak i Afryka, to nie były to elementy przeciwstawne!), brzmiące znajomo i egzotycznie zarazem. Piękne historie wiążą się z samymi wykonawcami: młody Kleinmoedig jest z zawodu notariuszem, starszy już mocno Livio Hermans zaś – aptekarzem, choć twierdzi, że muzyka to najlepsze lekarstwo. Wim Statius Muller, choć studiował w nowojorskiej Juilliard School of Music, był później w swojej ojczyźnie agentem wywiadu, a potem pracował w Biurze Bezpieczeństwa NATO; przez cały ten czas komponował mazurki, walce i nokturny.
Na koniec zobaczyliśmy coś bardzo też ponoć charakterystycznego: Hermans i Kleinmoedig zasiedli razem, by na cztery ręce poimprowizować na temat walca Aura Alberta Palma, a potem Hermansa zastąpił Muller w anonimowym walcu Kurczaczek, a Hermans przeszedł do najwyższego rejestru, by dołożyć piątą rękę z naśladowaniem kurczaczych pisków. Podobno jak się tak zbierze paru antylskich pianistów, to mogą tak dżemować i dżemować.
Komentarze
To jest jedyny rodzaj dżemu, jaki chętnie zjadłbym na śniadanie. 🙂
Dżem z antylopy…
Wiedziałam, że ten dżem skomentujecie! 😆
Ja na śniadanie w ostateczności mogę jeszcze dopuścić z brytyjska pomarańczowy… 😉
Taki gorzki? No, faktycznie, ten jest do przyjęcia. 🙂
Kurczaczek z dżemem… no nie… ja to byłby z takim czymś ostrożny… 😆
No to może kaczka w pomarańczach? 😀
Albo indyk w granatach…
Indyk musi być klasyczny. A w granatach to chyba jakiś renesans…
Dora
nie wiem , czemu ale ja mam skojarzenia z Markiem i Wackiem ,ten ich fantastyczny koncert w mojej mieścince , decg zapierało , a jak grali Chopina , chciałam gdzieś znależć ich utwory Chopina bezskutecznie więc na pocieszenie posłuchałam sobie
http://www.youtube.com/watch?v=bXrkGX-5PA4&feature=related
nietoperzyca rozmarzyła się na chwilkę ale wraca juz na ziemię
Dora może gdzieś tam przemycisz niedługo cos o Marku i Wacku jak zwykle serdecznie
Eee tam. Ja uważam, że indyk w granatach jest wystrzałowy!
Będzie po kawałku dla każdego…
A co to w końcu szkodzi, że każdy swój kawałek będzie musiał gonić? Ja nieraz gonię za swoim jedzonkiem i tylko mi na zdrowie wychodzi. 😉
Jakie ganianie? 😯 Jak piźnie to każdy dostanie swój kawałek pod nos…
„Piźnie” – śliczne śląskie słówko 😀
Koleżanki z mojego dawnego zespołu słyszały i przyswoiły kiedyś takie powiedzonko, że choroby się biorą albo z samości, albo z piźnięcia 😆
Czy „pizgnie” to pochodna, czy coś samodzielnego?
Nie wiem, może foma wie…
Nie wiem…
Podejrzewam, że tak – znaczenie chyba podobne 😀
http://pl.wiktionary.org/wiki/pizga%C4%87
znaczenie w zależności od regionu , czy jak ten granat wybuchnie dostane chociaz kosteczkę do oblizania 🙂
Kochani, muszę teraz Was na trochę opuścić. Jadę dziś do Łodzi i licze na internet w hotelu 🙂
Bobiku ! Alez masz pomysly. Indyk z gruszkami np. nie smaczniejszy? Rozbawiles mnie i ja Ci zycze smakolykow .
To może sobie p. Kierowniczka zagra z Rubinsteinem na Piotrkowskiej Wygląda, jakby na kogoś czekał 😉 http://img.naszemiasto.pl/grafika2/nowy/fc/87/20_21909_1_d_1130.jpg
„Śląskij gwarze jak to pedzioł jedny ze znawcow momy tyż miyndzynarodowe ostrzeżynia kaj np w jednym zdaniu wystympuje kilka obcojynzycznych wyrazow. Łon padoł że stare banioki godajom : Halt .Dej pan pozor na te glajzy bo w pana piźnie bana. Halt, glajzy i bana som po niemiecku . Dej to je z angielskiego, bo angliki majom wiecznie mało i godajom „ jes te dej „ . Godoł tyż że : ” łostatnio powiedzioł żech moji po niydowny seks aferze we łóżku : „ jes te dej „ – to sie na drugi bok łobrociyła, widocznie nie rozumi po angielsku „” ze strony Blog graza 122 🙂
Szkoda, że nie można posłuchać tego dżemu i innych kawałków. Może Kierowniczka jakąś aparaturę zafasuje, żeby drobne fragmenty (w celach propagowania kultury 😀 ) nagrywać.
Ten fortepian Rubinsteina wygląda trochę tak, jakby piznął w niego kawałek Powstańców Sląskich. 😆
http://fotogalerie.pl/fotki/upload/25/33/72/2533721128022445086.jpg
Słuchać dżemu?? O kruca fux! To jest pomysł na biznes – urządzenie grające dżemem! 😀
Hop, hop!
Dżemują, dżemują… a ja dorwałam się do publicznego kompa na chwilę, bo w pokoju brzprzewodowy mi nie odbiera 👿 A mieszkam blisko tego Rubinsteina, bo w Grandzie!
Kierowniczce się powodzi! W Grandzie mieszka i jeszcze nic Ją to nie kosztuje. 😀 To jest światowe życie! 🙂
A Zeen, sorki, zeen nie oczekiwał z kwiatkamy?
Przyjemnego pobytu życzę, Pani Dorotecko miła.
Czy Pani Kierowniczka mogłaby zrobić coś temu skrzydłu? Bo dziurkę od grania to, mam nadzieję, już dawno zapchali.
No i zamilkło nam Kierownictwo 🙁
Pewnie zasłuchane.
To miasto Łódź tak działa…
Kierownictwo było na koncercie. Olga Kern grała Trzeci Rachmaninowa dość ciężko (a jeszcze mijali się z orkiestrą), a w drugiej części były dwa fajne kawałki: II Sinfonietta Tansmana i suita z filmu Porucznik Kiże Prokofiewa. W tym Tansmanie śmieszna była środkowa, wesoła część z cytatami z Umarł Maciek, umarł, Krakowiaczek jeden i Wlazł kotek. Wcześnie bidaka z Polski wyjechał i dużo więcej typowych melodii nie zapamiętał 😉 Ten Maciek to wracał do niego w różnych utworach, jakoś on ulubił sobie tę melodię.
To był jeden z koncertów towarzyszących Międzynarodowemu Konkursowi Indywidualności Muzycznych im. Aleksandra Tansmana. Jutro rozstrzygnięcie (właśnie obraduje jury) i koncert laureatów, na który z ciekawością czekam.
No i był jeszcze bankiecik, obżarłam się, napiłam i zwiałam 😉
O jak dobrze! Kiedyś już się pytałem Kierownictwa, skąd ja mogę znać motyw przewodni Porucznika Kiże, który się tam przeplata co rusz, ale wtedy Kierownictwo było nieprzygotowane… Dziś co innego 😀
Gdzie się przeplata? 😯
No w każdej części jest, a w trzeciej (?) to przegonił wszystkie inne. Nie mam pod ręką więc z dziurawej pamięci czerpię…
http://www.youtube.com/watch?v=oxyMnI9v_zo
http://www.youtube.com/watch?v=wf5w-PP6UQo&feature=related
😉
Ale w każdej części czego?
O, własnie o ten drugolinkowy romansik chodzi!
Czy to sam Prokofiew? Czy od kogoś? Albo ktoś po nim? Bo dziejów porucznika K. nie znam, a motyw – wręcz przeciwnie.
Tak, to Prokofiew i właśnie z tego 😀
http://www.ithink.pl/artykuly/kultura/kino/muzyka-filmowa-w-tworczosci-sergiusza-prokofiewa/
Milo sie czyta o tym antylskim muzykowaniu. Czy to prawda z tymi fortepianami 😯 ?
Tu jest tak jak w suicie:
http://www.wrzuta.pl/audio/dQ5etkPsad/prokofiew_piesn_z_porucznika_kize
babo, nie wiem, tak powiedział p. Brokken 😀
Prosze cos wiecej opowieduiec o tych „indywidualnosciach muzycznych” 🙂 !
Opowiem, jak już je poznam 🙂
A czy w Łodzi na niebie też dzisiaj wisiała brudna szara szmata (tak jak w Poznaniu)? 😉 I jak się mieszka w Grandzie?
Jedno już wiemy: to jest granda, żeby tam bezprzewodowy nie działał! 😉
A czy ktoś pamięta jeszcze świetny film Koński pysk , w którym Alec Guiness grał szalonego malarza, obrazy do filmu malował Francis Bacon, a motywem muzycznym był właśnie Porucznik Kiże?
młody Kleinmoedig jest z zawodu notariuszem, starszy już mocno Livio Hermans zaś – aptekarzem, choć twierdzi, że muzyka to najlepsze lekarstwo
No dobrze, ale kie trza je zazywać? Przed cy po jedzeniu? 🙂
Owcarecek o jakiej nietypowej porze! Ja myślę, że zależnie od rodzaju muzyki to można przed, po albo w trakcie 😉
Qurquk – niestety nie znam, a brzmi ciekawie 🙂
W Grandzie może być. Tylko ja jestem ofiara losu. Zapomniałam kabla z zasilaczem, więc choć wczoraj wieczorem już odbierałam bezprzewodowy w pokoju, to dziś już bateria mi siadła i znów jestem zdana na kompa hotelowego 🙁 Ale w końcu jestem tu tylko do jutra. Jest szaro, słoneczko dziś przez chwilę się pokazało, ale teraz znów sobie ziewa gdzieś za chmurką…
A bo baca poseł do śwagra, a gaździna do Janieli, więc wstęp do chałupy wolny 🙂
A cy w wypadku tego lekarstwa trza sie zapoznać z treściom ulotki załąconej do opakowania abo skonsultować sie z doktorem cy tam inksym farmaceutom? 🙂
Owczarku, bezwzględnie! Po ostatniej paradzie orkiestr dętych pod naszymi oknami skutki uboczne odczuwam do dziś! 😉
Ale jak zobaczyłem, że Kierowniczki nam nie wcięło na ament, to się zaraz lepiej poczułem. 😆
Na ament to nie 😀
Na razie jeszcze tu siedzę, widzę, że nikt nie czeka w kolejce… ale pewnie jeszcze trochę się przejdę, a o 17. na koncert.
Ludziska długołykendują, to mają komputry w nosie. 🙂
W Warszawie od kilku dni nawet nie ziewa, słonko oczywiście.
Ja choruję, a komputer mam koło łożnicy, to zaglądam. Nie mogę poleżeć, bo zaczynam kasłać przeraźliwie.
Pozdrówka i przyjemnego spacerku. 🙂
Może zdjęć jakiś parę. 😀
No właśnie zapomniałam gapa aparatu 🙁
Tym bardziej, że właśnie się okazało, że będzie minizlocik… 😀 😀 😀
Pani Kierowniczko, ja regularnie zaglądam, czy Pani się nie pojawi, a w przerwach między zaglądaniem czekam na Panią u siebie. 😀 Ale potrzebę spacerku dobrze rozumiem, zaraz muszę pogonić Moich, żeby też coś zrobili w tej sprawie.
jo przynajmniej taki pikny mom pozytek z mieskania w budzie zamiast w chałupie – moge se spacerować kielo fce 🙂
Spacerujcie, posiedzę za wszystkich 😉
Haneczko, siedzisz bez wyroku sądowego? 😯
Jo juz muse uciekać, bo cuje, ze baca od śwagra wraco. No to do zobacenia 🙂
Bobik, bez i za niewinność 🙁
Uwaga, uwaga! Tu Kierowniczka z minizlotu 😀 Siedzimy sobie z państwem zeeństwem w jednym z licznych lokali Manufaktury i pijemy pierwsze sherry 😉
Przelogowałam się na siebie. Bawimy się dalej. A wy pewnie też, bo was tu nie ma 😉
Ale co to za zabawa bez Kierownictwa? A jeszcze i bez państwa zeeństwa. 🙁
No to bawmy się razem 😀
A w co się bawimy?
Tylko proszę, w coś takiego, żeby ogon przy tym nie przeszkadzał 😀
Aha, bardzo ważne pytanie. Czy zeen ma naprawdę 2 metry w pasie? Czy też w rzeczywistości raczej 2,30? 😆
Bawimy się w salonowca – ogony nie przeszkadzają. Bobik, Ty pierwszy nadstawiasz 🙂
Pani Kierowniczko, proszę przekazać koledze zeenowi, że odebrałem wiadomość, ustosunkowałem się i znikam. Bez odbioru.
Bardzo żałujemy 🙁 i pozdrawiamy 😉
Salonowiec? Wiem, kto to dawał klapsa! Zeen, chociaż usiłował uderzać jak Pani Kierowniczka! 😀
No to już wiadomo, kto daje ciała 😉 Podpowiadają mi tu, że Ktoś, kto ma dwa metry w pasie 😆 I teraz mówią: „to nie ja, to sherry!”.
To w co się teraz bawimy? My przy trzecim kieliszku…
Ja przy obrzydliwych pigułach, które podobno wykluczają kieliszki. 🙁
Moja ulubiona zabawa to oczywiście zakopywanie i odkopywanie kości. Macie tam do tego odpowiednie warunki terenowe? 😀
Oj, nie bardzo, podłoga drewniana…
No to może kucany berek między stolikami? Z utrudnieniem – jak kucał, to rzucał.
Do kucania to my się średnio nadajemy. Przeszliśmy na Franziskaner Weissbier, a w tle brzmi cante jondo 😆
A mnie nie do kucania i nie do śmiechu. MFR był kimś.
Weissbier po sherry? 😯 Tak to ja się nie bawię…
Haneczko, chyba nie jestem na bieżąco. ?
Umarł Rakowski, Bobiku.
Ooo… No, to rzeczywiście była postać.
No i owszem… poniekąd twórca mojego pisma… 🙁
Trudno powiedzieć, że go znałam, ale miał on i ma swoje miejsce w historii tego kraju. Różne w różnych czasach, ale były i takie, kiedy jako jeden z nielicznych zachowywał się przyzwoicie.
Nijakowatych ktosiów dzisiaj na pęczki, jedynych sprawiedliwych od groma. Był Kimś.
Bez względu na to, jak się ocenia jego polityczne wybory, zasługa stworzenia „Polityki” jest czymś, co dla żadnego myślącego człeka czy psa nie powinno podlegać dyskusji. Ale jestem, niestety, pewien, że będzie. Niektórzy się nie oprą. 🙁
Chcialbym przypomniec, ze wlasciwym tworca Polityki byl Stefan Zolkiewski. Czytalem to pismo regularnie od poczatku lat 70-tych. Szmat czasu. MFR byl dla mnie przynajmniej kontrowersyjny, zwlaszcza jako polityk, w latach 80-tych. Jako Redaktor Naczelny, ktos calkowicie inny. Przynajmniej kilku ludzi w jednym ciele.
Był kontrowersyjny, ale w jakiś sposób prawdziwy, przynajmniej takie na mnie robił wrażenie.
I chociaż był zaangażowany politycznie, to szanuję Go i cenię, za odwagę pójścia pod prąd.
Uważam, że był człowiekiem z klasą, czasy i miejsce były kiepskie, mówiąc oględnie.
Niezależnie od tego czy podzielało się poglądy MFR – był to człowiek z klasą, wolny od tych cech, ktorymi dziś „nasi” polityczy nas zatruwają – małostkowości, mściwości, etc. O jego klasie świadczą też jego żony: znakomita skrzypaczka i świetna aktorka.
foma,
Prokofiew napisał to dla Stinga…
http://www.youtube.com/watch?v=4rk78eCIx4E
zeen,
uff, kamień spadł mi z serca, zagadka rozwiązana! Dzięki.
Ale swoją drogą, ten Sting to ma przebicie. Nie dość, że indianie amazońscy go szanują, to i rosyjscy kompozytorzy podrzucają mu to i owo…
Piotr Modzelewski:
Niewiele wiemy o polityce zakulisowej PRLu, stad trudno oceniac zachowanie MFR na tym polu. Nie znalem go osobiscie. To troche wrozenie z fusow. Prawdziwa polityka dla MFR to 1981 do konca PRL, gdy zostal wicepremierem. Dokumentacja wczesniejszego okresu sa tylko sporadyczne wystapienia na posiedzeniach KC PZPR. Niektore czytalem. Nie sa specjalnie ciekawe.
Co do zon. PRL obfituje w barwnych adonisow w sferze matrymonialnej. Przypomnialbym gen. Wl. Sokorskiego lub J. Cyrankiewicza. 🙂
To są inne sprawy. Ja pisząc o wyjątkowo przyzwoitym zachowaniu MFR miałam na myśli m.in. 1968 rok, kiedy nie dał siebie i pisma wciągnąć w te wszystkie obrzydlistwa, które się rozlewały wszędzie.
Ponadto umiał sprawić, że na łamach „Polityki” ukazywały się teksty odważniejsze niż gdzie indziej. „Polityka” była opozycją przed opozycją, pokłosiem odwilży (choć potem to mogło czasami wyglądać inaczej).
A a propos spraw rodzinnych: pamiętam, byłam świadkiem, jak jego starszy syn Włodek (z Wandą W.) zastanawiał się, czy zaprosić ojca na swój ślub kościelny, a nie miał na to wielkiej ochoty. Został jednak przekonany, ojciec przyszedł i był bardzo wzruszony.
Pani Doroto, bylem za mlody (mialem w 1968 r. tylko 13 lat) aby oceniac ten okres. Moze Pani miala blizszy kontakt z ludzmi, ktorzy byli z MFR w tym czasie.
Troszeczke zakwestionowalbym Pani teze o odwadze w puszczaniu odwaznych tekstow w prasie PRL. Chyba oboje pamietamy, ze istniala wtedy cenzura i to urzednik tej instytucji na ul. Mysiej decydowal, co moze sie ukazac. Nawet w okresach przelomowych, jak 1980-81 nie wszystko przechodzilo. Kazde czasopismo w PRL mialo swoje miejsce i przywileje w systemie, a „Polityka” naprawde miala tego najwiecej. Co nie umniejsza ani zaslug MFR, ani dziennikarzy tam pracujacych.
PA2155, pewnie, że tak było. Ja sama pracując za komuny w obcojęzycznym pisemku o muzyce polskiej (moja pierwsza praca) musiałam nosić teksty na Mysią i pamiętam sytuację, jak tylko w moim pisemku i w „Ruchu Muzycznym” można było wydrukować wiadomość o tym, że Rostropowicz dokonał prawykonania nowego utworu Lutosławskiego w Waszyngtonie – nigdzie indziej to się nie mogło ukazać. Pewnie, że u MFR więcej było wolno, ale to też jego zasługa, że to swoimi wpływami sprawił.
A pamiętacie, że pierwszy „legalny” Sołżenicyn – Jeden dzień Iwana Denisowicza – ukazał się właśnie w „Polityce”?
1956 r. w okresie, gdy po raz pierwszy nie bylo cenzury. Ja czytalem to z samizdatu, ale to bylo tlumaczenie „politykowe”. Potem probowalem w BN dotrzec do tego numeru „Polityki” i nie dotarlem.
Ja też czytałam dużo później z samizdatu, wtedy jeszcze nie czytałam takich rzeczy 😉 😆
Musze sie zreszta Pani przyznac, ze moj stosunek do „Polityki” jest podobny jak stosunek Gombrowicza do Sienkiewicza. Moge to krytykowac za „bias” i „shortcomings”, ale bylem przywiazany do tej gazety, moze nawet ” hopelessly addicted”. 🙂
Przegapiłem ukazanie się Kierowniczki! 😀
No i właśnie, czyż to nie jest osiągnięcie, tylu czytelników „hopelessly addicted”? I to, że pismo, chyba dzięki mocnym fundamentom, ostało się w nienajgorszej formie, mimo wszystkich zakrętów. Jak porównać, co się stało z „Przekrojem”…
Z tym „Przekrojem” to bardzo smutna historia.
Ale w gruncie rzeczy cała najpiękniejsza tradycja tego pisma skupiała się wokół jednego człowieka, który to pismo stworzył – red. Mariana Eile. Wiele świetnych piór było z tym tytułem związanych, ale projekt autorski był jego, był skrojony na te czasy i kiedy one się skończyły, musiał stracić aktualność…
Pamiętam pierwszą próbę odnowienia „Przekroju” w nawiązaniu do tych tradycji. Naczelnym projektu był Jacek Rakowiecki, pracował tam Janek Gondowicz, bodaj Romek Kurkiewicz i paru jeszcze dawnych moich kumpli z „Gazety”. Był piękny staroświecki layout, była sobie redakcyjka bodaj na Racławickiej w Warszawie, powstało parę numerów zerowych – i szlus. Potem odnawiano „Przekrój” w paru różnych koncepcjach i żadna nie okazała się skuteczna. Teraz pismo już chyba całkiem tonie, a parę osób (dobre nabytki) wylądowało w „Polityce” – Wawrzyniec Smoczyński, ostatnio Magda Papuzińska.
Bobik, ja mam swoja wlasna teorie znikniecia „Przekroju” z rynku. Mozna to skorelowac scisle z zakonczeniem kariery zawodowej przez red. L. Mazana. 🙂
PA, ja prosiłem o teorię spiskową na temat nietoperzy, a tu w końcu wyszło na Mazana 😀
Bobik, wspomnialem red. Mazana, bo on, po pierwsze byl telewizyjny „przekrojowiec”, pisywal dla „Polityki”, a po drugie (lub trzecie)- nie lubil V. Havla. 🙂
Bobik,
teorie spiskowe na temat nietoperzy to najpewniej perze wymyślają 🙂
Hoko, jak ogłosisz tę teorię u mnie, to możesz wygrać potrójne machnięcie ogonem 😀
Dobra, ogłoszę, tylko najpierw muszę ją wymyślić 😀
A ja jestem w trakcie częściowej separacji z GW. Ciężko mi idzie, bo lata robią swoje. Zmiałczała. „Politykę” też to dotyka (dlatego tak lubiłam dawną), ale ma nazwiska pewne jak skała, no i jesteśmy znacznie dłużej w związku 😉
I to zupełnie co innego, przeżywać zawód codziennie czy co tydzień…
Zmiałczała?
Dobrze, że nie zmiauczała…
Czuje prawie klimat rozwodu…
Oooo, „Przekrój”! Moja wielka miłość!
Trudno nawet wytłumaczyć skąd się brał ten lekko purnonsensowny, poetycki klimat.
Nawet krzyżówki były niezwykłe, wymagały odpowiedniego kodu porozumiewania się. Prawdziwa pycha to była.
U mojego starszego o parę lat brata leżały „Przekroje” z kilku pierwszych lat. Co się z tym stało, kurcze, pojęcia nie mam.
Naprawdę nie mogę odżałować. 🙁
PA2155, na tym blogu ludzie się rozwodzą co najwyżej nad czymś 😀
Jak to skąd się brał klimat „Przekroju”? Z Krakowa!
Wydaje mi sie, ze „Przekroj” to byl Krakow, tak jak Teatr Stary lub Uniwersytet Jagiellonski. Nie pamietam, aby Krakow mial szczescie do dobrych czasopism. „Zycie Literackie” Machejka? Chyba nie. Tam bylo zycie kulturalne. Sam spedzilem tam polowe mojej mlodosci. Moze bede bluznierczy, ale „Przekroj” nigdy do mnie nie przemawial. Prawdziwe tygodniki byly, niestety, w Warszawie.
Jeszcze o rozwodach: lubie, gdy ludzie maja zawiedzione milosci. Przynajmniej jest ciekawiej. 🙂
Oczywiście Pani Kierowniczko, miałkie to jeszcze nie koterskie 😉
😆
Mogę Was pocieszyć: mnie się „Rheinische Post” w ostatnim czasie też już nie chce czytać. 😆
Ja tam czytałem Świerszczyki…
Pani Kierowniczko,
przesyłki dotarły?
Ja rowniez przestalem czytac „Windsor Star”. Za konserwatywny 🙂
Przesyłki dotarły – dzięki! 😀
Zeen przesyła Kierowniczce świerszczyki? 😯
Gorzej 😉
To ja tez przesle cos Panie Kierowniczce, tudziez wszystkim tu obecnym
Z powitaniem wielkim
Zapraszam do galerii:
Okna Hiszpanii
http://www.flickr.com/photos/29981629@N07/sets/72157608695747440/
Spojrzenia na (a wlasciwie z) Camino Frances
http://www.flickr.com/photos/29981629@N07/sets/72157608788655061/
Znowu zapomnialam, ze nie mozna za duzo linek
No ale skoro zapomnialam kodu do wlasnego domu….
W niektórych kręgach gorzej oznacza już tylko statek aborcyjny 😉
Teresko, podróżniczko nasza, od czego tu jestem – wpuściłam! 😀
Dzieki potysiackrotne, bom juz raczka spiekla z zawstydzenia
Oglądania tych cudów chyba na całą noc!
Najlatwiej Diaporama, nie trzeba klikac
A Hiszpania piekna
Gówka mnie boli, bom chorością zdjęta, ale Tereskę podróżniczkę przywitam serdecznie. 🙂
Miałam już iść spać. Powiem tylko, że myślałam niepokoiłam się brakiem wiadomości, to teraz kamień mi z serca spadł.
Może gówka przestanie boleć.
Rzucam się na zdjęcia. 🙂
Jeszcze raz powiem, że radość moja jest wielka. 😀
Witam przeradosnie
Tereska naprawde byla w innej czasoprzestrzeni. A 1300 km w lapkach ma i czuje sie swietnie, tylko nie ma gdzie chodzic swoich 30 km dziennie, niestety. Dokola Paryza to OKROPNIE nudne
Naklikuję na slideshow i tylko ekran czarny się robi 🙁
To sie laduje, jak czarny. Cierpliwosci
mt7demeczko, zdrowiej na potege i w blyskawicznym tempie. Gufka to bardzo nieprzyjemny organ, jak boli
Gufka owsem. Ale zomp tyz nie lepsy. Więc najlepiej niek nic nie boli 🙂
Działa, Pani Doroto, świetnie widać.
Przerwałam na chwilę, bo chcę sprawdzić trasę. Jutro sobie rozpatrzę wszystko jeszcze raz.
Zdumiewa mnie kompletny brak jakichkolwiek atrybutów współczesności: samochodów, maszyn rolniczych.
Tak faktycznie jest? Czy akurat zdjęcia robione w takim czasie.
Okien jeszcze nie obejrzałam, ale to fantystyczny i oryginalny pomysł.
Bardzo się cieszę. 😀
A 30 km dziennie? To ile to czasu zajmuje? Fakt, że chodzenie ciągle tymi samymi drogami jest bardzo nużące. Ja chodzę i bez przerwy czytam, bo mnie nudzi konieczność przemieszczania się.
No lecę do zdjęć, choć głowa nie puszcza.
Coz, jesien, wszystko pewnie pozbierane. A swoja droga, nic nie zrozumialam, tam wszystko pozamykane, nic sie nie dzieje, zywego ducha w polach, a jakos zyja.
Z aytybutow wspolczesnosci imponujace sa autostrady, ale to na inna serie
To wybor z 10 000 zdjec
30 km dziennie to jakies 7 godzin, chyba ze chodzi sie tak jak ja, zbaczajac gdzie sie da i wchodzac gdzie sie da. Dlatego 1300 km, a nie 900 mi wyszlo
😯
Pani Kierowniczko, co sie Pani Kierowniczce stalo???????
Zdumiewam się kondycją Aśćki 😉
Fantastyczna trasa, liczę na te 10 tys. zdjęć i drugie tyle opowieści. 🙂
Muszę się już położyć, bo ledwo widzę przez tę głowę.
Do jutra! Dobrej nocy! :0
Alez, Asindzka ma niewatpliwie podobna wszak
Przyklad idzie z gory
Ide w slady mt7iodemeczki i buch w otmety Morfeja
Serdecznosci ogromniaste
Ja jeszcze machnę zaległy wpisik i też spać 🙂
Czy mam podobną kondycję? Może kiedyś miałam, teraz nie wiem, nie sprawdzałam dawno…