U siebie
Nareszcie Sinfonia Varsovia, zespół z Warszawą w nazwie, ma w swoim mieście miejsce sobie przypisane. W weekend orkiestra cieszyła się z tego razem z warszawiakami. Wczoraj ponoć tu również pogoda nie dopisywała i ludzi na pewno było dużo mniej niż mogłoby, gdyby było słonecznie. Żałuję, że nie mogłam wysłuchać, jak orkiestra przemienia się w zespoły kameralne, występujące w różnych miejscach obiektu z bardzo zróżnicowanym repertuarem: od Sztucznych ogni Haendla poprzez Mendelssohna, Hummla, Gounoda, Brahmsa po Serockiego. Żałuję, że nie miałam możliwości zwiedzić dokładniej obiektu podczas wczorajszego spaceru z varsavianistą Jarosławem Zielińskim. Dziś już do środka nie wpuszczano (tylko przebierających się muzyków i robiących zdjęcia fotoreporterów). Wciąż nie mogę więc zdać tu sprawozdania, w jakim budynek naprawdę jest stanie. Przeszłam się tylko po parku i stwierdziłam, że tu mogłoby powstać coś naprawdę fantastycznego, i salę też można by było zbudować, ale diabli wiedzą, kiedy to się stanie. Pieniądze choćby na remont tego, co jest, trzeba dopiero zdobywać. Skąd? Z UE na razie się chyba nie da. Sponsorzy? Kryzys. Miasto? Dobrze, że w ogóle miejsce kupiło, a teraz musi mieć na jakieś inne igrzyska dla ludu…
Na razie było euforycznie. Pogoda się dziś poprawiła, na koncert więc, jak zobaczycie na zdjęciach, przybyły tłumy. Przyszłam podczas II części VII Symfonii Beethovena, więc pewien meloman podszedł potem do mnie i powiedział: „Pani pewnie będzie gdzieś o tym pisać, więc powiem pani, że po pierwszej części były brawa, ale niewielkie, a potem już nie. To świadczy o tym, że ludzie, którzy tu przyszli, pierwszy raz byli na koncercie, ale też dobrze wróży, bo uważnie słuchali i szybko się uczą”.
Faktycznie było tu po prostu wielu miejscowych, ale też wielu przyjaciół orkiestry. Wszyscy zaciekawieni stłoczyli się po koncercie przed gmachem, żeby zobaczyć, jak Krzysztof Penderecki, który przed chwilą prowadził koncert (dwa Tańce węgierskie Brahmsa na bis), sadzi klonik w darze dla orkiestry. Klonik został zasadzony, podlany, a teraz niech rośnie.
A co dalej? Nadal ćwiczenie w Technikum Kolejowym… Ale też miejsce np. na koncerty festiwalu Sinfonia Varsovia Swojemu Miastu. Miejsce na scenę okazało się wymarzone, krzaczory widoczne tutaj zostały wycięte dopiero parę dni temu. Orkiestra chce nadal robić podobne imprezy i, tak jak podczas tej, chce, żeby były interdyscyplinarne (nie zostałam na spektaklu Teatru Montownia, bo nie bardzo miałam czas). I widać, że to zaskoczyło, że jest ludziom potrzebne. Grochowska 272 ma szansę stać się świetnym miejscem kulturalnym. Już się właściwie nim stała.
Komentarze
Czyli umiarkowany optymizm na początek tygodnia?
No i owszem. Można też powiedzieć, że na koniec tygodnia 😉
Dziękuję, Pani Doroto, za relację i foto.
Cieszę się, że mają swój kawałek podłogi, a nawet grządki. 😀
Z drugiej strony poprzedni właściciel z gospodarzem niewiele miał wspólnego.
Poprzedni właściciel wyprowadził się już dość dawno i miejsce po prostu stało odłogiem. Za długo niestety.
Wyprowadził się dawno, a kluczy nie chciał udostępnić. 🙁
Dobranoc! 🙂
Dobranoc 🙂
TROMBY od M.M. 😉
A czyj ten klonik? Bo chyba nie owcy…
Pobutka!!
Bach!
http://www.youtube.com/watch?v=1rS7A_32SZM
Jak miło wstać przy takich TROMBACH i takiej pobutce. Tym bardziej, że słoneczko i wreszcie się ociepliło!
Ten Vengerov – w życiu bym nie przypuszczała, że Toccatę d-moll da się zagrać na skrzypcach 😯
No, ja gdzieś słyszałem, że to właśnie utwór na skrzypce (pono nuty o tym świadczą) nieznanego autora, a Bach go tylko przerobił na organy 🙂
A teoria Andrew Manze??? 😯
Łajza Minęli… (Przynajmniej z YouTubem 😉 )
Co za wspaniałe przejście ze snu do rzeczywistości: Najpierw śni mi się Johann Wolfgang von Goethe, potem trombi MM 😀
Na marginesie donoszę, że dostałam potwierdzenie rezerwacji z Wratislavii.
Dzwoniłem do Wrocławia — poproszono mnie o kontakt na adres Filharmonii. Co piszę także dlatego, że dopiero teraz zobaczyłem ich kalendarz 😯
No nieee 😆
Jeszcze jak mi powiedzą, że to są członkinie orkiestry filharmonicznej, to padnę 😯
To na razie żegnam Was czule. Następna odzywka z Paryżewa 😉
Mówimy! 😆
Na zdjęciach (no dobrze, sprawdziłem jedno) są podpisy z imieniem i nazwiskiem 😉 Akurat trafiłem na panią z II skrzypiec 😉
Dobrej podroży 😀
Proszę się kłaniać Paryżowi i Pani Tereni. 🙂
Przyjemnej podróży!
Udanej podróży!
Czy Pani Kierowniczce nie należałoby dać na podróż zapasiku TROMB, żeby całego pobytu w Paryżewie nie przespała? 😆
W towarzystwie Pani Tereni TROMB będzie pod dostatkiem, a na spanie pewnie nie będzie czasu.
A, fakt, że TROMB Teresa przecież dostarczy. 😀 A gdyby zabrakło, to można jeszcze zawsze w metrze jakichś poszukać. 😉
TROMBY PARYSKIE!
Serki, wineczko, a teraz spacerek 🙂
Pozdrawiamy cale blogownictwo! 🙂
Szybkie konie ma Pani Kierowniczka…
bo to Pegazy są 😉
Pegazy na zrazy!
Dostaniem ekstazy.
Przybite swoją stacjonarnością blogownictwo straciło rezon, zaniemówiło, i tylko widok – co najmniej – bruku paryskiego, że o winkach, serkach i deserkach nie wspomnę:
poprawi le sens d`humour,
by nastrój en si mineaur
vivace śmignął do chmur
udając że jest w C-dur.
Pozdrowienia dla szlifierzy i szlifierek paryskich bruków 🙂 niech im crème brûlée lekkim będzie (dla niego dałbym się poszlifować nawet łysą tarczą).
PS. Biuro WC potwierdziło dzisiaj moją rezerwację. Znaczy się: machina działa.
Kierowniczka już Warszawką
trochę się znudziła,
wsiadła zatem na Pegaza,
Paryż odwiedziła.
Bardzo szybko tam dotarła
w dwie godziny prawie,
a tu TROMBY ją witają –
całkiem jak w Warszawie.
Na dodatek się nieszczęsny
rumak nie posili,
bo tam owies, wbrew przysłowiu
na ryż przerobili.
Już myślała Kierowniczka,
że zawrócić musi,
lecz – tu serek, tu wineczko,
to nęci, to kusi…
Raz się żyje! – zakrzyknęła
do Teresy Czekaj.
Wolę serek i wineczko
od ptasiego mleka!
A chabeta niech poezją
sama się wyżywi,
bo nikogo to w przypadku
Pegaza nie zdziwi.
Po powrocie będzie trzymać
za mnie ostry dyżur
i relację wierszem zdawać
jak było w Paryżu. 😆
No to buzka dobranocna 🙂
Znaczy sie zlocik 7 wrzesnia sie zapowiada. Bardzo sie ciesze!
Pisze na razie z francuskiej klawiatury, wiec troche ciezko. Jak sie przesiade do polskiej, bedzie latwiej:
Polazilysmy po Montmartrze: Niestety leje 🙁 Wlazlysmy az do Wielkiej Bezy (Sacre-Coeur), potem zlazlysmy do Moulin-Rouge, bo, jak mowi Tereska, taki juz nasz los; kazdy z nas konczy z piorkiem z d… Pozdrowienia od niej rowniez!
A ptasiego mleczka, Bobiczku, tez tu nie brak 🙂
Uprzejmie proszę o pozdrowienie ode mnie bulwaru des Batignolles, numeru nie pamiętam. 🙂
Wielkiej Bezie też mogę przesłać całusy, chociaż w zasadzie nie lubię słodyczy. Przez pewien czas witała mnie codziennie po wyjściu z domu, więc ma niejakie zasługi. 😀
Piąta dochodzi, TROMBY (nieco senne, bo za oknem urocza przerwa między jednym deszczem, a drugim).
Tromby adekwatne 🙂 Ja sie obudzilam o tej samej porze, tyle ze zamiast tromb zza okna slychac bylo spiew kosa, niezle naglosniony przez podworko-studnie 🙂 I to moje pierwsze wrazenie muzyczne w tym pieknym miescie. Ale niech nikt sobie nie mysli, ze wstalam o tej 5 rano! Dospalam jeszcze 😉
A z pogoda odwrotnie: po wczorajszych deszczach przyszlo sloneczko. Bobiczku, wczoraj szlysmy nawet bulwarem des Batignolles. Skoro nie pamietasz numeru, to chyba pozdrowimy caly 😉
– Tak jak powiedziałem na początku filmu, najchętniej bym w ogóle przestał grać, porzucił studio, koncerty i w ogóle wszelką działalność.
– I co bez tego może robić pianista?
– Kontemplować egzystencję.
http://www.przekroj.pl/kultura_muzyka_artykul,4876,0.html
To zadna nowosc, on tak czesto mowi 🙂
Zaluje, ze nie moge byc w Lodzi. Ale wszystkiego na raz sie nie da.
Wiem, że często tak mówi, ale się tak zastanawiam, że pianiści widocznie mają możliwość żywienia się powietrzem, fotosyntezy czy co tam.
Melduje posłusznie, ze Montmartre na swoim miejscu, ze sw. Denis głowę pod pacha trzyma, a pomnik Dalidy nadal bije wszelkie rekordy brzydoty.
Bulwar pozdrowiony odcinkowo, na dalszy ciag trzeba poczekac do kolejnej wyprawy tuptanioparyskiej.
Nie zanosi sie na deszcz, chociaz nigdy nic nie wiadomo.
Pozdrowienie całego bulwaru jest OK. Lepiej pozdrowić nadprogramowo niż pominąć. 😀
Żywienie się powietrzem to jest BARDZO zły pomysł. Nie popieram! 🙄
Trochę inna bajka: 🙂
http://wyborcza.pl/1,88975,6721010,Wielka_skrzypaczka_sle_listy_do_malego_klubu.html
Świetna historia i cała WW: emocje nigdy nie są letnie 🙂
Włączasz tiwi wieczorem
I kręcisz się po domu
A w wiadomościach mówią: nigdy nic nie wiadomo…
Wspinaczka ci się marzy
Chcesz piąć się w górę stromą
Weź z sobą modlitewnik, nigdy nic nie wiadomo…
Wychodzisz na przyjęcie
Wypychasz buty słomą
Na zapas wpychasz więcej: nigdy nic nie wiadomo…
Wybierasz się na mecze
Może się zdarzyć łomot
To co bierzesz? – różaniec, nigdy nic nie wiadomo…
Na romantyczny wieczór
Wybierasz się wraz z żoną
To co bierzesz? – bejsbola, nigdy nic nie wiadomo…
Ludzie cię obserwują
Wyglądasz im znajomo
Lepiej bierz nogi za pas, nigdy nic nie wiadomo…
Już wróg twój leży w trumnie
I całkiem nieruchomo
Podchodzisz z młotkiem w ręku, nigdy nic nie wiadomo…
Mówią, że koło dawno
Już kiedyś wymyślono
Ty nie wierz wszystkim plotkom, nigdy nic nie wiadomo…
Ktoś coś na blogu pisze,
na pozór zeen de domo,
lecz jak się baczniej przyjrzeć, do końca nie wiadomo…
A niżej pies bezczelnie
obwieszcza: ecce homo!
I może to się zgadza, nic nigdy nie wiadomo… 😀
Wieczorną porą często
Oddawał się Burbonom
Whiskey to czy dynastia, nic nigdy nie wiadomo…
Za urok osobisty
I wiedzę go chwalono
Czy był naprawdę bystry? Nic nigdy nie wiadomo…
Nocami pisał książkę
A może to był donos
Na dwoje babka wróży, nic nigdy nie wiadomo…
Po wieczorze w przemilym towarzystwie wspanialej klawesynistki Elzbiety Chojnackiej bylysmy jeszcze z Tereska na spacerze, doszlysmy az nad Sekwane. Jeszcze plynie 🙂 Tereska chce ktoregos dnia zjesc tam kolacje 😉 Pogoda cesarska, czego i Wam zycze!
Czy raczej sykomora
się mówi czy sykomor?
Choć słownik za tym pierwszym, nic nigdy nie wiadomo…
Ktoś ni mo na pół basa,
a drugi znów gdzieś to mo,
czy lepiej być tym drugim? nic nigdy nie wiadomo…
Ktoś kupił rybę z ością
i pożarł ją z oskomą.
Czy wyszło mu na zdrowie? Nic nigdy nie wiadomo…
Ktoś nabił sobie guza,
na pierwszą liczył pomoc,
czy liczy do tej pory? Nic nigdy nie wiadomo…
A ktoś stał po tej stronie,
gdzie dawniej stało ZOMO.
Czy wreszcie sobie usiadł? Nic nigdy nie wiadomo…
Od pytań się tak wielu
lasuje psyche z somą,
więc lepiej zgaszę światło, bo trza iść spać, wiadomo. 😉
T r o M by jakieś w kawałkach i potrzaskane…
Patrzę przez Googla, a tu Ognisty Ptak i Strawiński czekający na życzenia urodzinowe…
No to happy birthday, dear Igor:
http://www.youtube.com/watch?v=sT07aWLJjW4
Tromby! 🙂
Wracając jeszcze na Grochów – zacignęłam dzieci na sobotnio-niedziene atrakcje. Starsza była już na kilku koncertach, ale dla mojego 5-latka to był debiut jako bywalca sal koncertowych.
Po sobotnim Koncercie Brandenburskim i zabawach z instrumentami perkusyjnymi (wielkie dzięki dla organizatorów!!!) zmienił plany na przyszłość – już nie chce jako cyrkowiec jeździć rowerem po linie, zostanie natomiast „muzykantem”.
Strasza z kolei wyszła zafascynowana kontrabasem. No i dzieci uradziły, że będą ćwiczyć – ona na kontrabasie, młodszy natomiast wybrał… puzon. Żadnego puzonu w sobotę nie widział, zapytałam więc podchwytliwie, jak puzon wygląda. „Taka złota trąbka z patyckiem” – wyjaśnił.
Prześladuje mnie teraz wizja rodzinnego muzykowania, to tak a propos poprzedniego tematu 🙂
A panią Dorotę to chyba widziałam w niedzielę, jak przysłuchiwała się Beethovenowi. Pozdrawiam gorąco i zazdroszczę Paryża.
domi – witam! Zawsze ogromnie ciesza mnie takie opowiesci. Zlota trabka z patyczkiem 😀
Tak, mnie podczas tego Beethovena nietrudno bylo zauwazyc, bo stanelam z przodu 🙂
Też się cieszę, że nasza Pani Kierowniczka stąpa po paryskim bruku, zwłaszcza, że pogoda dopisuje. Mam nadzieję, że późnym wieczorem będzie rewelowała stamtąd.
Ponieważ książka Belli Szwarcman Czarnoty jeszcze nie dotarła do księgarni (ale jest zamówiona) – przytoczę jeden z błysków znakomitej Julii Hartwig (Trzecie błyski) dotyczącego Ravela (jest tam też wiele myśli o Mendelssohnie):
„Biograf Ravela pisze, że dzięki Boleru kompozytor ten stał się bogaty.
Ale my ubożsi, bo dzieło to, do zmęczenia powtarzane, i samo na harmonii powtórzenia oparte, nie budzi już w nas zaskoczeń”.
Cholera, nie kojarzę utworów na puzon i kontrabas.
Wieleckiego Studium Gestu III jest na klarnet, puzon, fortepian, wiolonczelę i kontrabas…
Jest!
Duet Elgara
http://www.musicroom.com/se/ID_No/065963/details.html
Ale ja mam tylko dwoje dzieci… Nawet jeśli męża do czegoś przyuczę, to i tak zostaje jeden wakat.
Chyba jesteśmy skazani na twórczość własną. Nie jestem specjalnie związana z sąsiadami i gotowa jestem im to zrobić.
Aaa, widzę że jest Elgar. To mogę już kompletować instrumenty 🙂
No, zawsze może się pojawić więcej dzieci, a jeśli nawet tylko tych dwoje pójdzie do szkoły muzycznej, to będą miały kolegów i koleżanki.
Droga domi,
moge Cię tylko pocieszyc , że te dzięce fascynacje szybko mijają..
Moj syn byl dlugo fanem perkusji ( a mieszkamy w bloku ), ale skończyło sie na fortepianie i zyciowych planach założenia zespołu rockowego – chwilowo 🙂
Ale puzon – no, to jest coś.
Pani Doroto, skoro jest Pani na paryskim bruku, to polecam gorąco swietną resturacykę w okolicach Panteonu ( rue Lanneau ) o nazwie Coup Chou. Mieści sie w starej kamienicy, gdzie pewien golibroda wykańczal takim własnie ” coup” swoją klientelę i zdaje sie , ze potem utylizował… Ale teraz nie ma tam żadnych obrzydliwości ani cuisine nouvelle tylko bardzo dobre francuskie jedzenie.
Perkusja w bloku nie jest żadnym problemem:
http://www.roland.com/V-Drums/
Odgłos jest taki jak uderzenia pałeczką w poduszkę, czy coś takiego…
Że te młodzieńcze plany szybko się zmieniają, to już zdążyłam zauważyć. 🙂 Moja niedoszła kontrabasistka chciała już być i „prezydentką”, i detektywem, i nie pamiętam czym jeszcze.
Ale i tak cieszę się z takich deklaracji, coś tam mi one mówią o bieżących fascynacjach dzieci i kształującej się hierarchii wartości.
Poza tym dziękuję za miłe powitanie, podczytuję Was już od jakiegoś czasu. Nie jestem muzykiem ani szczególnym znawcą tematu, po prostu lubię muzykę. No i chciałabym tę swoją pasję przekazać dzieciom.
Gostek znalazl zdjecia Elgara, a my powrzucalysmy pierwsze zdjecia z Paryza. Nietypowo na flickr:
http://www.flickr.com/photos/29981629@N07/sets/72157619778405279/
Jak ktos chce obejrzec pokaz slajdow, trzeba nakliknac na Diaporama. A jak ktos chce przeczytac podpis pod konkretnym zdjeciem, trzeba na nie nakliknac.
Nakliknąć = surcliquer ???
A propos puzonu, pamietam, ze kiedys corka passpartout zapragnela nauki gry na tym szlachetnym instrumencie. Nawet go wypozyczyla. Tez zapalu na dlugo nie starczylo 😉
4afe, taki kod zniechecający, ale nigdy nic nie wiadomo. Przez półtora tygodnia żyłem z dala od ważnych tematów i wielkich ludzi jak Anderszewski, WW czy teresa Czekaj. Ale z muzyka w Tatrach kontakt nieunikniony. Kiedyś na ogół bardzo miły, teraz lepiej nie mówić. Co parę minut „karcma” a w karcmie „muzyka”. Mają fachowców od muzyki poczynając na Trebuniach Tutkach a na Siwym Dymie kończac albo odwrotnie. Ale w karcmach nic takiego nie usłyszysz. Jeno folklor miejscowy w rytmie disco polo.
Poza tym wszystko w normie. Kremówki w Gabi bez zarzutu i prawie nie podrożały. Oscypki na Rusinowej Polania ciągle dobre i schody na Gęsią Szyję tak samo uciążliwe.
Tylko w procesji na Boże Ciało więcej teraz w strojach góralskich niż było kilka lat temu. I bardzo dobrze.
I jeszcze jedna zmiana – w schronisku na Kondratowej pojawiło sie piwo i grzane wino. Za to krzyż na Giewoncie właśnie w remoncie.
Przepraszam z małą pierwszą litere imienia, ale to nie było zamierzone.
Ach, witaj Stanislawie. Gdybym wiedziala, ze Zakopane, pozdrowienia do Atmy bym przeslala. 😉
Schody na Gesia Szyje koszmarne, zaiste. W ogole nie wiem, po co sa.
Bez obaw, Stanislawie. Jam nie Nemeczek, zreszta nawet loguje sie z malych liter i mi to ne vadi.
Slonecznosci nadsekwanskie dla wszystkich.
Pozdrowienia Atmie chetnie byśmy przekazali, a tak omijaliśmy ją jeżdżąc wielokrotnie z Pardałówki przez Kasprusie. Niewiele trzeba było zboczyć. A tymczasem Moja Ukochana zawzięła się wszystkie ładniejsze domki drewniane obfotografować, nawet te tysiące razy publikowane. A Atmy nie zrobiła. Za to na Zamoyskiego wyrósł hotel Crocus – skrzyżowanie domu Gargamela z pagodą. Koszmarne proporcje do tego. Ale może komuś się podoba.
Gdyby Pani Kierowniczka z Teresą wybierały się do tej fryzjerskiej restauracji, to ja znalazłem w starym przewodniku pewną balladkę na jej temat. Tylko byłam za leniwy, żeby wstawić kursywę tam, gdzie by należało. 😉
Gdzieś tam trzeszczące schody
przy Panteonie są,
interes golibrody
miał tam siedzibę swą.
Co golił zacny człek ten,
pomińmy może tu,
lecz cieszył się respektem
i umiał zrobić coup.
Na przykład mówił jemu:
ach, viens ici, Bernard,
na szyi bez problemu
zacisnę ci foulard.
Ach, pójdźże Bernadetto,
namawiał także ją
i nie dziw się klozetom –
są takie, jakie są
bo skromny mój zakładzik
na bazie, mon petit chou,
tradycji się prowadzi,
francuskiej jusqu’au bout.
A gdy już on i ona
namówić dali się,
nie spadła im korona,
lecz głowa? Hmm… Eh, bien.
Albowiem trzeba dodać,
by w jasne karty grać,
że miły golibroda
uwielbiał w szyję dać
i sobie, i zwabionym,
bez petite difference,
po dziele zaś skończonym
obwieszczał: vive la France!
Niech patriotyzmu buchnie
dziś płomień z wszystkich głów!
Po czym francuską kuchnię
wzbogacać szedł bez słów.
A że zużywał całe
corps du délit, no to
problem, co zrobić z ciałem
nie dręczył nigdy go.
Sans doute by się przydało
docenić jego czyn,
bo do dziś mu niemało
zawdzięcza la cuisine
francais. Gdy się nie sili
zanadto być nouvelle,
nie wrzuca, moi mili,
niczego do poubelle.
Enfin się morał zbliża
w tonacji raczej moll:
nieważni dla Paryża
Debussy czy de Gaulle,
bo gdyś przy Panteonie,
to w myślach zaraz mózg
o golibrodzie tonie,
wydając cichy plusk…
CUDO!!!
Bobiku- chapeaux!!!
Hej, Bobiczku! 😀 Wlasnie wieczorkiem przechodzilysmy boulevard de Batignolles i powiedzialam: Hej, bulwardku! Masz pozdrowienia od Bobiczka 😉
Dziękuję Mapapo, zwłaszcza jeżeli będę sobie mógł te czapki trochę potarmosić. 😀
Dziękuję również Kierownictwu i Teresie za dbałość o podtrzymanie moich stosunków z BdB. Mogę w swoim czasie odwdzięczyć się np. pozdrowieniem Königsallee w Düsseldorfie. 😆
Ja znowu spózniona w komentarzach.
To „zasłuchane dziecko”, – tak jak bym widziała swoje, które zabierałam na koncerty muzyki poważnej (klepałam już itd.).
Jest cos w sali koncertowej magicznego – wystarczy tam smarkate zaciagnąć raz, a będą wracać. Nieważne, co im teraz w duszy gra, ale rozpoznają muzykę ważną.
Ulice ulicom ślą pozdrowienia, a TROMBY sobie trąbią.
PAK,
a wiesz, że takie ranne wstawanie to jest niezdrowe?
Bobiczku, prawdziwie intergraniczne cudenko!!!!
Spacery tworcze, sloneczko wczoraj ujmujace, wiaterek znad Sekwany jak trzeba, poza tym TROMBY bez tromb, bo dzis w srodku nocy ptaszydlo jakowes dziob pilowalo. Malpa jedna.
Dzisiaj cosik nam sie niebo zasnulo chmurkami, ale dmuchamy, dmuchamy, dmuchamy…
Bobiku, może niesłusznie, ale postać golibrody jakoś kojarzy mi sie z Sinobrodym. Co prawda akt oskarżenia sugerował palenie ciał przez Landru, ale nie wszystko tam było do końca wyjasnione, więc może w samej rzeczy piękne wdowy były odpowiednio przyrzadzane. Kilka dni temu w Białymstoku odbył się spektakl premierowy „Ladru czyli morderca kobiet” Roberta Perinelliego. Szkoda, że twórcy nie wzbogacili spektaklu inwokacja pióra Bobika.
Alicjo, dzieci na salach koncertowych to mój konik. Sama do dziś pamiętam swoje pierwsze koncerty. Trochę nietypowe były, bo podziemne – w Kopalni Soli w Wieliczce. Kiedyś grywała tam cyklicznie bodajże Capella Cracoviensis, jeśli dobrze pamiętam z dzieciństwa.
To, co mnie wtedy uwiodło, to nie tyle sama muzyka, co brzmienie orkiestry, takie krystaliczne. Nie wiem, czy to sprawa tamtejszej akustyki, czy po prostu tak to wtedy przeżywałam.
Pod tym względem niedzielny koncert był fatalny, orkiestra z nagłośnieniem to dla mnie katastrofa. Ale dzieciom i tak się podobało. Wczoraj testowałam 5-latka, włączając VII Beethowena. Już po pierwszych taktach rozpoznał, że „to było na koncercie”.
Potem jeszcze podrążyłam kwestię interpretacji. Wybrał jednak Filharmoników Wiedeńskich pod Kleiberem, ale to pewnie dlatego, że słuchał skacząc na domowej trampolince, a przy Pendereckim to musiał siedzieć i się nie wiercić. 🙂
No słusznie wybrał Kleibera, bo to jest wzorzec!
Dzień dobry 🙂 Wreszcie z polską klawiaturą! Cóż za ulga…
Dziś premiera Króla Rogera. Wczoraj byłam w Bastylii na spotkaniu przedpremierowym; prowadził je dyrektor Mortier, gośćmi byli reżyser, dyrygent (Kazushi Ono) oraz muzykolog Didier van Moere, który w zeszłym roku wydał tu książkę o Szymanowskim (dla zapoznania się z tematem specjalnie nauczył się polskiego). Myślałam, że będzie z tego materiał na nowy wpis. Niestety panowie właściwie nic nie powiedzieli; p. van Moere i owszem, mówił bardzo dużo, ale akurat o rzeczach nam wiadomych, czyli o czym jest Roger, trochę o samym Szymanowskim itp. Krzysztof W. powiedział trochę rzeczy enigmatycznych, a nawet parę zdumiewających, np. że to jedna z niewielu oper, która ma faceta w tytule 😯 (Co to, nie słyszał o Otellu, Falstaffie, Don Carlosie, którego zresztą sam wystawiał, Weselu Figara, Idomeneo, można by godzinami wymieniać? 😯 ) No i jeszcze coś o tym, że ta opera jest o facecie, który przeżywa kryzys, zupełnie jak świat dzisiaj, i jeszcze że faceci są przeznaczeni do zabijania się… Najciekawiej, acz łamanym francuskim, wypowiedział się dyrygent, który zauważył ciekawą rzecz: że Roger i Pasterz „nadają” w dwóch różnych światach i to jest oddane w muzyce.
Ponadto znajomy, który był na próbie generalnej, trochę mi zeznał. O basenie już wiedziałam, o Myszce Miki (jak w warszawskim Wozzecku) – jeszcze nie 😆 No, zobaczymy. Telewizja Arte ma spektakl filmować i pokazać (także w sieci), ale podobno ma się to filmowanie odbyć w sobotę, a mechanicy Opery zapowiadają strajk 😆
Z tego wszystkiego najciekawszym dla mnie wydarzeniem wczorajszym (związanym z muzyką) było, że Elżbieta Chojnacka ofiarowała mi swoją książkę, którą wydała w zeszłym roku, o swojej współpracy z kompozytorami (m.in. z Ligetim, Ohaną, Xenakisem, Góreckim). Jak przeczytam, nie omieszkam zdać sprawy na blogu!
Dalszy ciąg zdjęć wrzucę potem. Wczoraj pojechałyśmy na Saint-Emilion, przez parki Bercy doszłyśmy do Promenade Plantee, czyli dawnego kolejowego wiaduktu zmienionego w park (przepiękny!); na dole, pod arkadami, są sklepiki i warsztaty rzemieślnicze. Tym wiaduktem dochodzi się do samej Bastylii.
Bobiczku! Zamiast Königsallee w Düsseldorfie możesz ode mnie już zaniedługo pozdrowić np. Lukkę i Pizę 😀
Saint-Emilion dobrze się kojarzy. Opisany park był do niedawna jedynym takim na świecie. Tak się spodobał amerykanom, że realizują tam teraz chyba ponad 5 podobnych parków. Pierwszy etap nowojorskiego (Chelsea) już jest gotowy.
Nowe zdjęcia w albumiku 😀
Domi,
Ty to miałas świetnie! Wieliczka i te rzeczy… moje dziecko mialo spartańską sale w starym (teraz mamy nowe!) teatrze kingstońskim , albo w auli uniwersyteckiej. Akustyka do niczego, ale przeżywać sztuke na żywo, to je to.
Teraz mamy wspaniały przybytek sztuki, akustyka wspaniała, ale artystów brak 🙁
Nie wiem, o co chodzi, boją sie, że nie zapełnią 5000 miejsc?! A niechby przyszło ( i pewnie by przyszło) z tysiąc…
No tak.. polazłam, gdzie nie trzeba było! Ja takie buty jak rue Castiglnione 29 chcę !
Pani Kierowniczko, a czy oprócz Pizy mogę pozdrowić od Pani również pizzę prosciutto, carpaccio, albo ossobuco alla milanese? 😀
Ja wiem, że to nie są Pani bliscy znajomi, ale myślę, że ja z nimi znajdę wspólny język. 😉
Dzień dobry wieczór!
Gdynianie, sopocianie, gdańszczanie,… doradźcie!
Mam możliwość kupienia biletów do Tearu Muzacznego na „Skrzypka na dachu” (Gruza, nowa inscenizacja, sierpień 2009). Cena „zawrotna” (allegro), dlatego chciałbym się dowiedzieć czy warto.
Poprzednią inscenizację pana Gruzy miałem możliwość zobaczyć w Niemczech (Oberhausen, chyba 1990r.).
Wyprawa z czterema paniami z Moguncji, jedna „nie polskojęzyczna”, ale nie było problemu (zajęłem się tłumaczeniem „on line”, a pozatym były wyświetlane na ekranie z boku sceny skrótowe opisy sytuacji i teksty piosenek!).
Wtedy byliśmy WSZYSCY zachwyceni, każdemu się podobało.
Czy ta aktualna inscenizacja (podobno „całkiem inna”) jest tego warta, żeby zapłacić czterokrotną cenę za bilet? (sprawdzałem bilety są wykupione do końca roku!).