Dwie orkiestry, jeden recital
Na pierwszym koncercie eksperymentalne zderzenie AUKSO i Orkiestry XVIII Wieku (jutro druga runda), na drugim samotny Nelson Freire. Było ciekawie.
Tak jeszcze nie było na tym festiwalu, żeby w jednej części grała jedna orkiestra, a w drugiej – inna. Współczesna muzyka zderzona z Mozartem, i tu, i tu duet skrzypiec i altówki.
AUKSO rozpoczęło nowym, ukończonym w zeszłym roku Concerto doppio Krzysztofa Pendereckiego. Znakomitymi solistami byli Aleksandra Kuls i Ryszard Groblewski – i właściwie tyle mogę na temat tego utworu powiedzieć. Niewiele on wnosi, opiera się na tematach pojawiających się w twórczości kompozytora od parunastu lat. Deklarowałam już nieraz, że trudno mi docenić – z wyjątkami, i owszem – późniejsze jego dzieła. Wolę energię i dynamikę tego, co było wcześniej.
Wśród tłumów, które na tym koncercie się pojawiły, wielu było wielbicieli jazzowej pianistyki Leszka Możdżera. Tym razem grał po prostu Koncert na fortepian i orkiestrę Henryka Mikołaja Góreckiego, który pierwotnie został napisany jako Koncert klawesynowy i dedykowany Elżbiecie Chojnackiej. I właśnie w wersji z klawesynem amplifikowanym jest najlepszy, bo fortepian ginie pod smyczkami, nawet jeśli one grają w niewielkim składzie. Nawet Możdżer wiele nie pomógł, choć bardzo artystycznie machał czupryną; parę akcentów też dodał od siebie. Nie ma rady, tak to jest po prostu napisane. Za to fani pianisty otrzymali mały prezencik na bis: improwizację na temat Preludium c-moll Chopina.
Po przerwie zmieniła się orkiestra i nastrój. Symfonia koncertująca KV 364 jest dziełem po prostu przepięknym, które nie znudziło mi się nawet po kilkunastokrotnym wysłuchaniu pod rząd na ostatnim Konkursie im. Wieniawskiego… Solistami w tym utworze byli Thomas Zehetmair i Ruth Killius. Ona po prostu bardzo sympatyczna i empatyczna, on – z innego świata, taki jurodiwy skrzypiec. Obserwować i słuchać go można bez końca – ta ekspresja wciąga. Niesamowity. Szkoda, że tym razem nie zagrał też sam (trzy lata temu grał tu Schumanna). Artyści zrobili niespodziankę: przygotowali na bis rzecz współczesną – Danse dense Heinza Holligera (z cyklu Drei Skizzen). Rzeczywiście gęsty był ten „taniec”, takie trochę moto perpetuo.
Freire. To bardzo kulturalny pan z klasą, artysta – by tak rzec – apolliński, choć mnie zawsze było czegoś w jego grze brak. (Ogólnie wolę tych dionizyjskich, a jeśli apollińskich, to raczej takich jak Pires…) Ale choć może nie jest obecnie w swoim najlepszym stanie, z choroby podniósł się imponująco. To bardzo cieszy.
Czepiać się dziś trochę będę tylko pierwszej części: Sonata A-dur KV 331 Mozarta – bez pretensji (i to dobrze), ale też trochę bez wyrazu; kilka miniatur Brahmsa jeszcze mniej mnie satysfakcjonowało (może w porównaniu z Pires sprzed paru dni). Po przerwie jednak – dużo lepiej. Miły wybór Wizji ulotnych Prokofiewa, które bardzo lubię – jedne zadziorne, inne łagodne i poetyckie. Piękna Dziewczyna i słowik Granadosa, a na koniec – naprawdę bardzo przyzwoity Chopin: Ballada f-moll, Berceuse (trochę za szybkie jak na mój gust) i Polonez As-dur. Dwa uspokajające i subtelne bisy: Nokturn Des-dur oraz znana transkrypcja chorału Bacha z kantaty Herz und Mund und Tat und Leben.
PS. Dziś wreszcie można pójść spać o normalnej porze…
Komentarze
Nie wszystkie znane (i mniej znane) chorały Bacha są w transkrypcji Busoniego (chociaż akurat w jego transkrypcji, a w zasadzie transkrypcji z transkrypcji Liszta, była Fantazja n.t. Wesela Figara, którą na bis grał Chozjainow – o czym tu się jakoś nie wspomniało, a przecież płowowłosy witeź wyraźnie próbował imitować bardzo znane nagranie tej wersji zarejestrowane przez dwudziestojednoletniego Gilelsa w 1935 r. – niezbyt skutecznie, niestety). To akurat było bardzo popularne opracowanie BWV 147 Dame Myry Hess, której się ta transkrypcja w istocie udała, choć ogólne nie była to pianistka ani apollińska, ani dionizyjska, tylko śmiertelnie nudna (n. b. kto był bogiem nudy? Może w zastępstwie Morfeusz? Wiec byłaby to pianistka „morfeiczna”).
Jurodiwy niech on sobie będzie, ale wtedy od Mozarta należy się trzymać jak najdalej. Ogólnie, niestety mocno rozczarowująca egzekucja tego przeprzepięknego dzieła, choć np. w części wolnej bywało chwilami ciekawie. Zresztą w Koncercie Schumanna sprzed trzech lat T.Z. też jakoś specjalnie nie zachwycał (nie tylko mnie).
Podzielam krytyczne uwagi o pierwszej części recitalu Freirego (choć Brahms niektórym przypadł do gustu). Poza ładnym rozpoczęciem Mozarta – dla mnie grał ogólnie zbyt nerwowo. Na szczęście po przerwie było już coraz lepiej, a często magicznie i poetycznie (Granados, Ballada, bisy). On i Pires chyba podobnie czują muzykę; moim zdaniem oboje potwierdzili w tym roku swoje mistrzostwo, choć N.F. rozkręcał się dziś – przyznaję – dość długo.
Wiele sobie obiecuję po Noches…
… A to szaleństwo Możdżera i orkiestry w Góreckim miało jednak swój urok, ja tam jestem za – z całego koncertu najbardziej bodaj godne zapamiętania.
Tu można obejrzeć „Bloody daugther”, reż. Stephanie Argerich w wersji oryginalnej:
http://www.swissfilms.ch/en/film_search/filmdetails/-/id_film/2146536283
Nie, to tylko krótka prezentacja, ale można kupić film tu:
http://www.xenixdvd.ch/modules/oboshop/detail.php?page_id=6&lang=2&nr=7611372211975
Pobutka (niestety z reklamą na początku 🙁 ).
Nie jestem fachowcem i z pewnością nie mogę wykazać się umiejętnością liczenia nut wykonanych w czasie koncertu jak i wysłuchaniem wszystkich dzieł i ich porównywaniem. Mogę natomiast określić swoje odczucia. A one są odwrotne od naszej szanownej gospodyni. Z moimi znajomymi zgodnie stwierdziliśmy, że w przeciwieństwie do pierwszej części emanującej energią i radością grania, druga była po prostu nudna. Po twarzach muzyków ( w szczególności w orkiestrze – ileż bowiem można grać to samo) było nawet widać silną koncentrację na nutach i ich porządnym odegraniu niż na przekazaniu emocji. Cóż sztuka ma wyzwalać emocje a nie być matematyką – tak sądzę.
Kłaniam się nisko Dywanowi. Przyznaję bez bicia, że dawno nawet nie zajrzałem. Moja strata nie do odrobienia. ChiJE, chyba obecnie jedno z najważniejszych wydarzeń muzycznych w Europie. Już niezłe grono stałych bywalców grających. Do tego niektórzy w różnych układach. Ale i w Gdańsku mała perełka się trafiła. I, Culture Orchestra. Ballada „Grażyna” Latoszyńskiego, Koncert wiolonczelowy Lutosławskiego i Koncert na orkiestrę Bartoka. Pierwszy utwór narzucił się sam jakoś. Napisany na 100-lecie śmierci Mickiewicza oddaje zalety kompozytora ale jest obciążony zobowiązaniami jubileuszowymi. Na bis mazur ze „Strasznego dworu”. Zaskakujący w zestawieniu z podstawowym repertuarem, ale muszę przyznać, że w wykonaniu 100-osobowej orkiestry zrobił wrażenie. O innych odczuciach nie będę pisał. Jestem pewien, że na koncercie była Pani Maja Korbut, która tu zagląda, choć, niestety, rzadko się wpisuje. Piszę „niestety” ponieważ jakoś jej recenzje zawsze bardzo mi pasują. Chętnie je czytam, bo precyzyjnie definiuje to, co ja nieprofesjonalnie odczuwam i nie potrafię tego nazwać.
Jeżeli Pani Maja Korbut się nie odezwie z powodu urlopu czy innej absencji, spróbuję przekazać moje odczucia.
Dzień dobry. @ Pianofil – rzeczywiście jakoś z automatu wpisałam tego Busoniego, a to przecież nie jego transkrypcja. Myra Hess – nie wiem, czy była nudna, nie słuchałam jej nagrań od dzieciństwa… ale zasłużona kobieta była i to z wielu powodów.
@ ścichapęk, @ Mariusz – wiadomo, wszystko rzecz gustu. Mnie ten Schumann sprzed trzech lat także nie zachwycił, ale z powodu samego utworu, dość rozwlekłego, któremu nawet Zehetmair nie był w stanie pomóc, a przy którego graniu on się dziwnie upiera. Ale w zeszłym roku już mnie – w tym samym dziele – przekonał:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2012/07/22/zehetmair-w-palacu/
Słyszałam go też w innych okolicznościach (mówię o wykonaniach na żywo, bo z nagraniami można przecież robić różne rzeczy) i zawsze robił na mnie wrażenie.
Choć co do Koncertującej Mozarta, to jakoś wbiło mi się w pamięć jako niedościgłe wykonanie Kremera i Bashmeta w Salzburgu w 2006 r., na urodziny Mozarta.
@ Stanisław – jak miło widzieć po przerwie! 😀
9 dni wcześniej mieliśmy jeszcze jedną perełkę. Bobby McFerrin i mnóstwo innych wykonawców. Był to chyba najlepszy z dotychczasowych koncertów w tej formule. Nie porównuję klasy artystów, to nie ma sensu. Ale ten ostatni konkurs był wypełniony osobowością Bobbyego, który spajał wszystko. Od Mozarta poprzez różne oblicza jazzu po bułgarską muzykę ludową i klasyczną muzykę kościelną. Mnie bardzo podobał się niemiecki vocalband Slixs zastępujący Woicestrę, z którą Bobby McFerrin nagrał Vocabularies i Spirit YouAll. Czytałem wcześniej, że nie wiadomo, dlaczego akurat zaproszono ten zespół niemiecki, że to pewnie dyrektor ECS znajmoków sprowadza. Tymczasem moim zdaniem naprawdę umieli żonglować wielogłosowością, jak trzeba.
Voicestrę oczywiście
Może Voicestra była za droga 🙂
Ale Bobby’ego zawsze warto posłuchać. Nawet nie tylko ze względu na głos – po prostu wysyła dużo pozytywnych emocji.
Aż się zarumieniłam, jak przeczytałam to, co p. Stanisław napisał (znowu!). Na wczorajszym koncercie faktycznie byłam, jestem bardzo zadowolona. Orkiestra, jak dla mnie, zachwyca prawie wszystkim, od dyscypliny scenicznej (dawno nie widziałam, żeby się zespół tak porządnie i po kolei stroił) po ważniejsze rzeczy. Muzycy narzekali, że Bartok im nie wyszedł i dyrygent ponoć też się krzywił (ja nie widziałam), ale w odbiorze było to naprawdę miłe. Ujęło mnie to, że widać i słychać było, że oni starają się słuchać nawzajem. Było oczywiście trochę drobnych błędów – w Grażynie nieco rozjechało się tempo, jakiś kiks w waltorniach, niepewne wejścia – domyślam się, że to stres związany z pierwszym utworem pierwszego koncertu tournee, więc i tak jestem pod wrażeniem, że młodzi ludzie mogą tak fajnie grać. Zwłaszcza po wysłuchaniu poprzedniego dnia tragicznej Opery Bałtyckiej, ktora zaprezentowała się w stanie agonalnym, aż smutno.
* orkiestry OB miało być, rzecz jasna, do samej Opery nic nie mam
Dziękuję bardzo M. Jak to miło potwierdzić swoje odczucia. Ta orkiestra występowała publicznie w tym składzie po raz pierwszy, musiała być trema. Ale aż miło widzieć i słyszeć, jak im się chce. Za rok, jeśli MK i Instytut im. Adama Mickiewicza dopiszą, znów będzie orkiestra w nowym składzie. Jest w tym wielka idea, ale chciałoby się, żeby taka orkiestra zaistniała na stałe.
Szkoda, że w Gdańsku brak zapotrzebowania na recenzje muzyczne. Nie sadzę, żeby to M. nie chciało się pisać. Chyba prasa nie chce zamawiać. Zamawia co najwyżej parę zdań zapowiadających imprezę, ale już po imprezie uważa sprawę za przebrzmiałą. Szkoda.
Wspominałam niedawno, że nawet w podobno kulturalnym Krakowie najpopularniejsza gazeta lokalna zerwała wieloletnią współpracę z recenzentami muzycznymi. Bo ma to w nosie.
Freire – mi osobiście trudno być obiektywnym, bo mam ogromną słabość do jego gry – poza (o dziwo!) Lisztem – cenionym przez większość. Mozart mi przeszkadzał artykulacyjnie. Kiedyś Pan Dybowski lub Miklaszewski – nie pamiętam który z wymienionych – powiedział, że jest to jedyny pianista, który gra prawdziwe legato. Różnorodność właśnie artykulacyjna – była dla mnie zbyt mało czytelna – wszystko nieco zlane. Było i staccato i portato i wszystko, ale wszystko zamglone… Całościowo pośpieszone.
Brahms miał piękne momenty, ale zgodzę się z przedmówcami, że całościowo ustępował pierwszeństwa choćby Pires. Prokofiewa nie znam dobrze – więc nadmienię tylko, że z zadowoleniem śledziłem zmianę nastrojów i piękne niuanse w grze.
Chopin całościowo udany – nawet bardzo. Ballada formalnie, Kołysanka (choć za szybka – jak wspomniała gospodyni) skrząca się bogactwem barw i szczegółów często niedostępnych dla wielu wykonawców.
Choć również mocno chopinowski, jak dwie poprzednie pozycje, ale jednak mniej przypadł mi do gustu Polonez. Dziwię się, że nikt nie wspomniał o bałaganie w kilku miejscach… w moim odczuciu tempa tego wieczoru były ogólnie wrogiem pianisty.
Oba bis bardzo mnie ucieszyły i były świadectwem kunsztu.
Pozytywne emocje Booby’ego to fakt. Gorzej z OB. Smutne, ale prawdziwe. Wokalnie bywa świetnie, tanecznie różnie. Na pewno coś w tym jest, ale na dłuższą metę robi się trochę jednostajnie. Ja to odbieram bardziej jako wyrażanie tylko Pani Weiss, a już autorów muzyki i oryginalnego libretta, jeśli występuje, znacznie mniej. To tak trochę jak z tańcem butoh. Dla znawców każdy kawałek coś znaczy poprzez odczytywanie symboli i nastrojów, ale dla mnie to coś fascynującego, jednak niewiele rozumiem i wszystko wydaje mi się dość podobne. Balet rozumiem tradycyjnie jako taneczne przedstawienie libretta kiedyś przez kogoś napisanego. Teatr tańca wyrażający sam siebie, owszem, ale jako jedna z wielu propozycji. Ale i tak od czasu do czasu warto pójść i popatrzeć. Zasługą jest na pewno przyciągnięcie także części młodzieży spośród tej, która wcześniej w ogóle na balet nie zaglądała.
Tym bardziej przykro, że orkiestra i operę i balet rozkłada. Sytuacja finansowa samorządu wojewódzkiego jest w tej chwili fatalna i na żadne dodatkowe środki na orkiestrę liczyć nie można. Jeśli Państwo Weiss nawet poszukają sponsorów, to na pewno nie na stałe utrzymywanie porządnej orkiestry, tylko najwyżej na dołożenie się do jakiegoś „projektu”.
@ Michał
O bałaganie rzeczywiście nie wspominałam (np. w końcówce Ballady, która zresztą ogólnie mi się podobała). Ale słuchając Freire i patrząc na niego cały czas mam świadomość, że wyszedł z naprawdę ciężkiej choroby. Szacun.
@ Stanisław
A co grała OB?
W krakowie? Szok po prostu. Nie rozumiem. Tych redaktorów i ich mocodawców nie rozumiem. Płyty z muzyką klasyczną i jazzem sprzedają się może nie tak dobrze, ale w sumie są kupowane w tysiącach, więc tysiące czytelników chętnie o muzyce czytają. Ja kupowałbym chętnie gazety dla recenzji muzycznych, gdybym wiedział, że np. w poniedziałek czy wtorek będzie tam stała recenzja muzyczna.
M. pisała o dogorywającej orkiestrze Opery Bałtyckiej. Grała u siebie w operze. W ramach Solidarity of Arts wystawiono Marię Statkowskiego w reżyserii Michaela Gielety, spektakl oparty na realizacji Wexford Festival Opera. Reżyseria, scenografia, kostiumy oryginalne, w Irlandii akcja przeniesiona do stanu wojennego w Polsce i tak oczywiście zostało. Premiera gdańska w ostatnią niedzielę i o tym wydarzeniu pisała M. Co by nie myśleć, opera jest dziełem przede wszystkim muzycznym i rzępoląca orkiestra nie jest w stanie nie zaszkodzić.
Aha, dzisiejsze i następne spektakle Marii są odwołane
Hm, ciekawe, czy z powodów finansowych, czy jakichś innych…
Spektakl Gielety widziałam na festiwalu w Wexford. Wizja dyskusyjna – przeniesienie akcji w czasy pierwszej „S” i stanu wojennego. Pewnie dlatego premiera tutejsza w ramach festiwalu Solidarity of Arts 😉
Ale że orkiestra rzępoliła, to bardzo szkoda. Mają też grać Króla Ubu Pendereckiego, a tam trzeba porządnie popracować, więc czarno widzę. Chyba nie mają w tej chwili porządnego szefa muzycznego, który by tę orkiestrę postawił na nogi.
A cóż to za choroba Pana Freire?
Z tego, co słyszałam, miał raka, ale go operowali i jest wyleczony (tfu, tfu). To było chyba z rok temu.
Sam szef muzyczny nie wystarczy. Musi mieć trochę pieniędzy dla zachęty i nagradzanie dobrego grania. Zresztą na samego szefa też trzeba pieniędzy. Pamiętam, jak było, gdy podpisywano kontrakt s dyrektorem OB. Dyrektor Departamentu Kultury domagał się zwiększenia budżetu OB na następny rok uzasadniając to szansą pozyskania p. Weissów i JM Florencio, co pozwoli na radykalne podniesienie poziomu opery. Dostał te pieniądze, w istocie kwotę wcale nie zdumiewającą, i poziom się podniósł. Orkiestra pod Florencio też grała lepiej, ale nie rewelacyjnie. Dyrektor muzyczny czasami dawał bardzo emocjonalny wyraz swojemu niezadowoleniu z pracy muzyków. Żądał czasami zwiększenia czasu poświęcanego na próby od normy przewidzianej w umowach o pracę. Dochodziło do konfliktów, które zakończyły się dymisją Florencia. Nie znam wszystkich aspektów sprawy. W zasadzie wymagałbym rozliczania członków orkiestry zadaniowego nie czasowego. Skoro nie potrafią wywiązać się z zadania, powinni poświęcić na próby także trochę czasu prywatnego. Z drugiej strony może zarabiają tak mało, że mało prawo się buntować. Można powiedzieć: „Jak zarabiacie za mało, poszukajcie innej pracy”. Ale czy łatwo inną znaleźć, też nie wiem. W każdym razie w konflikcie z orkiestrą Dyrektor Weiss stanął po stronie orkiestry mówiąc, że nikt nie jest niezastąpiony i znajdzie się nowy szef orkiestry, który równie dobrze ją poprowadzi. Wygląda, że nie zgadł.
Miałam szczęście w tym roku mogąc uczestniczyć w festiwalu CHiJE.
Dla melomana z prowincji,gdzie latem nic się nie dzieje a w trakcie sezonu miejscowa orkiestra często zwyczajnie fałszuje, to niesamowita gratka wysłuchać w tak krótkim czasie tylu świetnych wykonawców.
Od ostatniego piątku do niedzieli każdy wieczorny koncert był przeżyciem.Nie sposób odnieść się do wszystkich ale w piątek bardzo podobała mi się gra E.Pobłockiej,której dawno „na żywo ” nie słyszałam.W sobotę zestaw Belcea i Anderszewski- po prostu uszy dookoła głowy, i to cacko na bis!
Zwieńczeniem był dla mnie niedzielny koncert gdzie wreszcie mogłam wysłuchać tak pięknie opisywanej wcześniej przez Panią,Pani Doroto gry Pires. No i Aukso ,którą znam i cenię bardzo.
Podpisuję się pod wszystkim co napisano o wykonanym przez nią koncercie beethovenowskim dla mnie momentami zjawiskowym.
W ogóle ten wieczór cały był wyjątkowy i tylko żal,że ostatni.
Wcześniej czytałam wypowiedzi o odbieraniu muzyki Lutosławskiego – wydaje mi się,że to kwestia osłuchania się, z nastawieniem,że chcę to polubić a niekoniecznie zrozumieć.I na pewno przychodzi ta sympatia z czasem.
W czasach mojej dawnej działalności w SPMM JM miałam szczęście poznać Lutosławskiego i posłuchać jak mówił o swojej muzyce nawet ją interpretując, ale cóż było to dla mnie za wcześnie ponieważ byłam zwyczajnie „nieosłuchana” i nie umiałam tego nawet wykorzystać.Jest to zdanie tylko melomana a nie fachowca,zaznaczam .Pozdrawiam z „pewną taką” zazdrością,że nie będzie mnie w Warszawie na dalszym ciągu.
P.S.Chciałam Pani złożyć tzw.wyrazy uszanowania ale mi się nie udało,mimo że widziałam kilkakrotnie.
Ponieważ wielkimi krokami zbliża się piątek, gdy będziemy musieli wszyscy znieść Koncert b-moll Czajkowskiego (choć z Goernerem, więc nie będzie to aż tak straszne), zamieszczam tu link do piosenki Iry Gershwina „Tchaikovsky And Other Russians”. Ze szczególną dedykacją dla Stanisława Dybowskiego, który w litanii nazwisk Moskali z rozkoszą wyłowi tu Nowakowskiego, Moniuszkę, Maliszewskiego, Godowskiego (?) i pewno kilku innych przedstawicieli drużyny „biało-czerwonych”. 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=KJm1pvOyyXc
A dla nie lubiących słuchać muzyki tekst poniżej:
There’s Malichevsky, Rubinstein, Arensky, and Tschaikowsky,
Sapelnikoff, Dimitrieff, Tscherepnin, Kryjanowsky,
Godowsky, Arteiboucheff, Moniuszko, Akimenko,
Solovieff, Prokofieff, Tiomkin, Korestchenko.
There’s Glinka, Winkler, Bortniansky, Rebikoff, Ilyinsky,
There’s Medtner, Balakireff, Zolotareff, and Kvoschinsky.
And Sokoloff and Kopyloff, Dukelsky, and Klenowsky,
And Shostakovitsch, Borodine, Glière, and Nowakofski.
There’s Liadoff and Karganoff, Markievitch, Pantschenko
And Dargomyzski, Stcherbatcheff, Scriabine, Vassilenko,
Stravinsky, Rimsky-Korsakoff, Mussorgsky, and Gretchaninoff
And Glazounoff and Caesar Cui, Kalinikoff, Rachmaninoff,
Stravinsky and Gretchnaninoff,
Rumshinsky and Rachmaninoff,
I really have to stop, the subject has been dwelt upon enough!
He’d better stop because we feel we all have undergone enough!
@ Michał
O bałaganie (jak w finale Ballady f-moll) istotnie nie wspomnieliśmy – nie żebyśmy nie słyszeli, tylko po prostu staramy się jak możemy powściągać beckmesserskie zapędy, a poza tym bardziej zapada nam w pamięć to, co się udało, niż to, co nie (a w Chopinie N.F. udało się wczoraj naprawdę dużo; słyszałem wokół liczne zachwyty, więc nie byłem odosobniony).
@ Pianofil
Pyszotka!
kilka zdjęć i pani redaktorka w stroju prawie organizacyjnym 🙂
http://tomaszkwiatkowski.pl/galeria-muzyka/nggallery/chopin-and-his-europe-2013/chopin-and-26-08-2013/
Hihi… dostało mi się wczoraj od Ulubionej Dyrekcji Festiwalowej, że zdradziłam 😉 Nie pomogło tłumaczenie, że wykonawcom też się czasem należy… Dobrze, od dziś wracam do stroju organizacyjnego festiwalowego 😀
Link Pianofila zamieniłam na klikalny 🙂
Słuchałem wczoraj Pana B 🙂 I odnośnie Mozarta, zgoda – był najsłabszy. Ale Brahms mnie zachwycił, po prostu zachwycił – diabelnie to było wciągające, Freire czuł tę muzykę. Dla mnie rewelacja. Podobnie jak późniejszy Chopin. Prokofiew oczywiście i Granados też brawa, ale Brahms dotarł do mnie tym razem najmocniej. Może dlatego, że w tym wypadku nie mam idealnego wzorca wykonania 🙂
Bardzo lubię w Brahmsie Sokolova. Lubię też np. Perahię:
http://www.youtube.com/watch?v=yyKFKY00NrI
Moim zdaniem, Morfeusz, jako bóg marzeń sennych, nie nadaje się na p.o. boga nudy. Mówi się, że coś jest „piekielnie nudne”, może więc któreś z bóstw chtonicznych by się nadało? Może Ereb wziąłby na swoje barki nudę? Wygląda na to, że niewiele ma do roboty.
Ale na Warszawskich Jesieniach mieliśmy nawet pomysł, żeby obok Złotego Orfeusza przyznawać też Złotego Morfeusza…
Tymczasem sama nagroda zakończyła żywot.
Dziś dzień wypoczynkowy, także od fortepianu – i tylko jeden koncert. Nie warto więc robić nowego wpisu. Znów te same dwie orkiestry, co wczoraj. AUKSO: Uwertura na smyczki Lutosławskiego i Koncert harfowy François-Adriena Boieldieu ze wspaniałym Xavierem de Maistre, który w bisach (zwłaszcza pierwszym, wariacjami na temat Karnawału weneckiego) jeszcze więcej pokazał, co potrafi. Po przerwie z Orkiestrą XVIII Wieku najpierw Zbigniew Pilch grał V Koncert skrzypcowy Feliksa Janiewicza, bez dyrygenta (nie wiem, co się stało, ale wyszło to niestety ze strony solisty niedobrze), a potem z Brüggenem orkiestra zagrała Wariacje na temat Haydna Brahmsa – trochę się rozłaziły, ale jemu się wybacza. Zwłaszcza, że – zważywszy stan fizyczny dyrygenta – mógł to być ostatni występ muzyków tutaj… Co prawda na przyszły rok znów mają w kalendarz wpisany nasz festiwal:
http://www.orchestra18c.com/future.html
ale kto wie, co się zdarzy…
Pożegnali się z nami tym uroczym drobiazgiem: http://www.youtube.com/watch?v=BK1JZd8gKgo
Zapewne z powodu podtytułu: Polka-Mazur.
No cóż. Koncert Janiewicza jest śliczny (szkoda, ze z 5-ciu nagrano tylko trzy, w tym dwa (e-moll i A-dur) na płytę Ś. P. Pro Musica Camerata – też z Pilchem, i jeden, E-dur, zrobił Breuninger z Borowiczem. I nie ma co ukrywać – to drugie jest o niebo lepsze. Niestety, by grać wirtuozowską muzykę „um 1800” na historycznym instrumentarium skrzypcowym, to trzeba umieć bardzo wiele. Inaczej wychodzą gnioty, jak ostatnie nagranie koncertów Molique’a (ślicznych też, gra Anton Steck ze Speringiem na płycie Accent), gdzie skrzypce są przykryte przez orkiestrę i wiele figuracji jest słabo czytelnych. Ciekawe, że barierę dla takich wyczynów stanowi Paganini – tu nikt raczej przy zdrowych zmysłach nie gra jego koncertów w ten sposób, i trzebaby się zastanowić czemu… Koncert e-moll Janiewicza słyszałem kiedyś na żywo grany przez Kulkę w Kielcach – cóż, też to nie był ideał (ale nagranie kulki z Salwarowskim jest jednak klasyczne). Ja widzę jednak w dziesijszym (ups, wczorajszym już) graniu Pilcha też jasne strony:
1. fajne accelerando w „kozackim” temacie ronda – nikt tego dotąd tak nie grał.
2. kadencja – powrót do historycznej praktyki wstawiania jako kadencji oddzielnego utworu, tu chyba był to nr. 36, e-moll, z etiud i kaprysów Rodolphe Kreutzera – pokroić sie nie dam, ale jest zbyt późno by nurkować teraz po odnośną płytę, by przekonać się, ze to jednak był np. Rode :-). Nb. jest jednak wciąż ogromna indolencja naszych muzyków w reanimowaniu zapomnianego rodzimego repertuaru – Janiewicz, OK., ładne to i wartościowe (produkt w końcu Made in England), ale już grywane od lat (chyba tez nagrał to dla PR starszy Jakowicz), a są rzeczy których nigdy nie grano, jak choćby koncert Izydora Lotto czy Apolinarego Kątskiego – z pewnością nie są takie złe, jeśli podobały się w XIX w. A np. bardzo udany 2 Koncert skrzypcowy Michała Jelskiego (coś na kształt 8-go KS Spohra) nagrali na płytę Białorusini, bo urodził się tenże Jelski na dawnych ziemiach Wielkiego Księstwa.
Co do de Maistre, to chyba najlepszy dziś harfista, ale najlepszy nie znaczy neizawodny. Oczywiście Koncert Boieldieu to jeden z najtrudniejszych kawałków w literaturze harfowej, łatwiej ponoć grać wszystkie te popisowe kawałki Parish-Alvasrów, Hasselmansów czy Salzedów, a nawet niż koncert Ginastery czy Gliere’a, niż to – bo wszystkie te zabójcze figuracyjiki, zwłaszcza we wrednej kodzie finału są tu podane jak na talerzu na tle zwiewnego i wściekle ostinatowego akompaniamentu orkiestry, nie ma jak zamaskować wpadek i albo się to zagra a tempo albo nie. Ciekawe, ze śliczny Xavier grał to w marcu ubiegłego roku w Filharmonii Narodowej i – dobrze to pamiętam – sypnął się dokładnie w tym samym miejscu co dziś. Pewno weszło mu to w nawyk, wiec szacun za odwagę, że jednak ciągle to wykonuje. Choć ja może wolałbym coś z jego ostatniej, zresztą bardzo udanej, płyty, np. Koncert fortepianowy F-dur Mozarta przerobiony na harfę. A ten Karnawał wenecki w bisie, to nieco okrojona wersja op. 185 Félixa Godefroid, jego ulubiony bis (gra też zastępczo Wełtawę Smetany). A w przyszłym roku, jakby atrakcyjny harfista znów przyjechał, to może mógłby zagrać jedyny chyba polski romantyczny koncertujący utwór na harfę, czyli Morceau de concert Marcelego Popławskiego z 1911 r., który Anna Sikorzak-Olek grała w 2008 r. na VI Festiwalu Polskiej Muzyki Kameralnej Andrzeja Wróbla (na który nie ma pieniędzy, a szkoda, bo w sumie repertuarowo i koncepcyjnie ciekawszy od CHiJE), a dosłownie miesiąc temu opublikowano nagranie tego zgrabnego dziełka z NOSPR-em na płycie DUX-u.
Kierownictwo rozpłynęło się gdzieś i nie miałam okazji zadobranockować.
Widziałam przy wyjściu Bobbiego McFerrina, czy to możliwe?
@pianofil
To są zupełnie różne festiwale, a poza tym Festiwal Polskiej Muzyki Kameralnej przecież się odbywa: http://cameratavistula.pl/?page_id=187
I dla kogo ciekawszy, to ciekawszy, takie kategoryczne stwierdzenia są wyjątkowo irytujące, mogłabym się zrewanżować.
W wykonaniu koncertu skrzypcowego Janiewicza masa krytyczna została przekroczona. ZP, skądinąd aktywny propagator wykonawstwa poinformowanego, zrobił wszystko by przekonać wątpiących o zaściankowości krajowego kierunku historycznego. Gdzie mu do muzyków Brüggena? Cóż za kompromitujący akt indolencji a może tupetu ?
Zaiste, w podobnych przypadkach lepiej odwołać koncert zasłaniając się juści niedyspozycją zdrowotną.
Miejmy nadzieję, że Dyrekcja Festiwalu oszczędzi nam podobnie przykrych niespodzianek w przyszłości.
X. de Maistre ma w najbliższych planach nagraniowych właśnie wspomniany Koncert Gliere’a, w otoczeniu innych Rosjan (tych oczywista już tylko w przeróbkach).
No cóż, może ten Xavierek być i najlepsiejszy (choć się sypie, w dodatku w tych samym miejscu, fi donc), ale ja tam pozostanę przy starej dobrej Lily.
A w późnym Brahmsie (choć bez op. 116) pamiętajmy o Radu Lupu – dla mnie ideał.
Pobutka.
Tak czekałam na wczorajszy wieczór, a tu hycnęło jakieś paskudztwo. Przy malinach oraz imbirze słuchałam transmisji. Harfa i artysta rewelacja. Grał pięknie, z wyczuciem i uczuciem. Wybrał utwór niełatwy, ale interesujący brzmieniowo. No i te bisy – miód na duszę moją. Tak rzadko można usłyszeć harfę w roli głównej, bo i utworów na solo jest chyba niewiele. Potwierdził to sam harfista, pisała o tym PK. Ciekawa jestem jego płyty z Mozartem na flet i harfę. W czasie przerwy X. de Maistre mówił, że maesto Penderecki pisze dla niego (a może już ma?) utwór na harfę, który ma zagrać najpierw w Paryżu, potem w Londynie i gdzieś tam chyba jeszcze, nie pamiętam. To czekam na jubileuszową edycję Festiwalu, chętnie z harfistą, a może nawet nagraniem na płytkę:)
@Mt7 Co do Bobbyego, trudno powiedzieć. 17 sierpnia miał koncert w Gdańsku. Mógł więc się pojawić w Warszawie. Z drugiej strony podejrzewam, że ma kalendarz bardzo napięty, więc ponad tydzień w Polsce byłoby czymś bardzo ciekawym. Na swoim koncercie między innymi dyrygował orkiestrą Polskiej Filharmonii Bałtyckiej grającą Mozarta. Orkiestra nawet się postarała.
Dzień dobry wszystkim,
współczuję paskudztwa, lata takie jakieś nieprzyjemne po ludziach. By się wstydziło o tej porze roku…
Współczuję, bo Xavierka fajnie jest też oglądać. To takie prawie perwersyjne, siedzi sobie przy harfie takie wielkie i bardzo szczupłe facecisko z rękami o długaśnych palcach i wywija, wykręcając te paluszki elegancko 🙂
Taki Derwid (nie ten od Lutosławskiego, ale od Słowackiego) 😆
To trochę Lily do porównania:
http://www.youtube.com/watch?v=_7eZ4W259m0
@ mt7 – Kierownictwo poszło jeszcze trochę pogadać z tym i owym.
Smutne rzeczy opowiada mój dawny przyjaciel z Amsterdamu. Ponoć w Holandii zamykanych jest 50 proc. instytucji muzycznych, ok. 350 muzyków traci pracę, radiówki się zwijają (w ogóle radio się zwija – kiedyś tak fantastycznie tam rozwinięte). To była kiedyś mekka dla muzyki i muzyków – to se ne vrati. Wszystko przez jednego kretyna-populistę, który już zresztą nie jest w rządzie, ale nadał kierunek, który jest realizowany. Do rządów przyszło pokolenie głuchych.
Więc może u nas jeszcze nie jest tak źle?
Oglądałem wczoraj na Mezzo rewelacyjnego Don Giovanni z bretońskiego Rennes (reżyseria Achim Freyer, kostiumy Maria Elena Ames) – będzie jedna powtórka 11.09.
Ale na chwilę oderwałem się od telewizora by posłuchać wspaniałej interpretacji Wariacji nt Haydna 56 a. Ma Pani Kierowniczka rację że raz czy dwa się ociupinkę rozjechali ale to małe piwo ; przede wszystkim chcę podkreślić wspaniałą pracę realizatorów transmisji radiowej (Gabriela Blicharz, Leszek Dudzik?). Wszystkie plany doskonale wyeksponowane !
Wspaniała wariacja nr 1 z tym pięciokrotnym potężnym dźwiękiem B (jak uderzanie pątniczą laską) ; wogóle znakomite brzmienie orkiestry (ale to wiadomo). Strój prawie klasyczny – czyli tak coś koło 435 Hz zapewne (bo czyste 440 to nie było)
@mt7. Trwa, ale jest zmarginalizowany. Vide odnośny dokument:
http://imit.org.pl/uploads/files/raport-o-stanie-muzyki/Andrzej%20Wrobel.pdf
A tam również lista rzeczy, które zostały na tym festiwalu wykonane. Nowakowski, Krogulski i inne polskie odkrycia CHiJE pojawiły najpierw się własnie tam, ale wówczas było o tym cichutko, bo media, w tym branżowe, nie za bardzo się tym festiwalem interesowały.
Oczywiście o poziomie wykonawczym obu nie ma co dyskutować, to tak jakby porównywać manufakturę i wielką fabrykę. Ale poznawczo, jako miłośnik polskiej muzyki, z Festiwalu Polskiej Muzyki Kameralnej, wyniosłem znacznie więcej. I tyle.
Chcielibyśmy sprostować informację podaną wyżej w poście p. Stanisława dotyczącą odwołania spektakli „Maria” w Operze Bałtyckiej. Odwołany został jedynie spektakl planowany na 28 sierpnia. Pozostałe odbywają się zgodnie z repertuarem.
Proszę, w dzisiejszym Dzienniku Bałtyckim można przeczytać króciutką recenzyjkę M. z koncertu I, Culture Orchestra. Dobre i tyle. Może i trudno od dziennika wymagać więcej. Ale wydawnictw kulturalnych u nas właściwie nie ma albo są bardzo hermetyczne.
Don Giovanniego widziałem kawałek, potem telefon zmusił do wyciszenia. Scenografia kojarzyła mi się ze Scenariuszem dla nie istniejącego ale możliwego aktora instrumentalnego Schaeffera. Schaeffer to w końcu skojarzenie i muzyczne. Przedmiotem skojarzenia drabina, w Don Giovannim ogromna jak do nieba, co trochę zmienia kierunek wędrówki bohatera ogólnie przyjęty. Ale pewnie źle to odebrałem nie znając szczegółów.
Sobowtóra (?) Bobby’ego widziano także w niedzielę i poniedziałek. Trochę za szczupły…
A może ktoś wie, kim jest francuskojęzyczna, ciemnoskóra, zaokrąglona pani, poruszająca się o laseczce, która w eskorcie młodego, równie ciemnoskórego mężczyzny gratulowała przy garderobach artystom w sobotę i niedzielę?
Aha, recenzja jest, jak na moje potrzeby, krótka, ale wszystko, co trzeba, zawiera. Mam jednak pewien niedosyt.
Miło mi, że Opera Bałtycka, Dział Promocji tu zagląda 😀
Jakób – witam. Niestety nie widziałam, więc nie umiem powiedzieć, kto to jest.
Na razie potwierdzam tylko, że Martha przybyła i właśnie jest próba.
@ lesio
Rzeczywiście przez radio Wariacje brzmiały imponująco.
A jako osobnik nieumezzowiony muszę chyba poczekać, aż polecanego Pana Jasia puszczą w ARTE za parę miesięcy – zastanawiam się tylko, jak sobie radzą soliści, a zwłaszcza solistki, bo pod tym względem z nowymi produkcjami bywa rozmaicie…
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że układ koncertów na Szalone dni jest ułożony na z góry określone koncerty.
Wyjątkowo irytujące. Jasne, zawsze są niezadowoleni, ale wydaje mi się, że w tym roku, jakby wyeliminowano niektórych w przedbiegach.
Dział Promocji i Całą OB gorąco przepraszam. Musiałem niedbale zaglądać. Mam dla OB dużo sympatii, szczególnie w ostatnich latach, gdy rzeczywiście wystawiła parę bardzo udanych dzieł i z bardzo dobrymi głosami. Wiem, jak bardzo brakuje pioeniędzy, żeby mogło być jeszcze lepiej. Sczerze wolałbym, żeby przeznaczyć znaczące środki na bieżącą działalność zamiast myśleć o budowie nowego gmachu. Pewnie, że by się przydał, jeszcze do tego gdzies blisko PFB. Ale najpierw trzeba zapewnić środki na co dzień. Tylko znów na budynek kapnie z UE, a wkład własny pójdzie kosztem bieżących oszczędności.
Jeszcze o OB. Właśnie staramy się o pieniądze na przygotowanie inwestycji – audyty, dokumentację budowlaną itd na instalację odnawialnych źródeł energii w naszych jednostkach organizacyjnych obsługiwanych przez Departament Kultury. Na razie 4, ale są wśród nich OP i PFB. Jak się uda, trochę będą mogłyt zaoszczędzić.