Dla Lutosławskiego i dla nas
To był absolutnie wyjątkowy koncert. Nie tylko ze względu na temperaturę emocjonalną, ale i na formę: dwa utwory Witolda Lutosławskiego, inaczej niż zapowiadano, zagrano bez przerwy między nimi, a potem w dolnym foyer odbyło się zaimprowizowane spotkanie Krystiana Zimermana i Jacka Kaspszyka z publicznością.
Pianista grał z palcem zaklejonym plastrem, ale rzeczywiście też poprzestawiał palcowanie, więc jeśli ktoś nie wiedział o kontuzji, niczego zapewne nie zauważył. Tym bardziej, że emocje były rozgrzane do białości. Obecny kształt jego interpretacji Koncertu fortepianowego opisywałam już tutaj i pod tym względem nie było inaczej, było tylko intensywniej. Solista odwracał się chwilami do orkiestry, jakby chciał nią również zadyrygować, a były momenty, że wydawało się, że zaraz spadnie z krzesła; przy paru węzłowych akordach nawet trochę podniósł się z siedzenia. Czuło się, że pamięć o koncercie sprzed dokładnie 25 lat w tym samym miejscu i o tym samym programie, którym dyrygował kompozytor, napędza wszystkich muzyków, także orkiestrę. I – inaczej niż w Londynie – odnosiło się tym razem wrażenie, że rozładowanie na koniec jednak nastąpiło. A potem istne szaleństwo, natychmiastowa owacja na stojąco, całowanie partytury i kłanianie się jej – tak! – i oczywiście brak bisów, bo jak po tym bisować, i to jeszcze z chorym palcem.
III Symfonia pod Jackiem Kaspszykiem – zupełnie inny świat niż urodzinowe wykonanie tej samej orkiestry pod Antonim Witem. Tutaj pisałam dość dyplomatycznie, bo nie wiedziałam, co z tym fantem począć (rozmowa pod spodem z Cantusem firmusem odrobinę sprecyzowała sprawę). Co tu dużo mówić, było wtedy rzeczywiście nudno i dość topornie. Kaspszyk zresztą też, jak na mój gust, zbyt wolno zrobił początek, ale potem już wszystko pięknie się rozwijało i pod koniec aż trudno było uwierzyć, że to ta sama orkiestra, co w styczniu. To chyba dobry prognostyk na przyszłość.
A potem historyczne, można rzec, spotkanie z publicznością. Miało ono swoją część oficjalną: prezes Towarzystwa im. Witolda Lutosławskiego Grzegorz Michalski oraz dyrektor Instytutu Muzyki i Tańca Andrzej Kosowski wręczyli obu artystom specjalne medale z okazji stulecia kompozytora. Potem odbyła się krótka rozmowa o Lutosławskim, o jego muzyce – i było tak, jakby on wciąż był z nami. Gdy zwrócono się do publiczności o jakieś wypowiedzi, zgłosił się pan, który wyznał, że 38 lat temu podrzucał pianistę do góry po wygranym Konkursie Chopinowskim (a pianista spytał, czy może to teraz odwzajemnić). Było sympatycznie, a nawet dowcipnie: dyrygent był zagadywany w kwestii swojej rozpoczynającej się pracy i zadeklarował, że owszem, chętnie będzie się kontaktował z publicznością, że chce zburzyć sztuczne bariery i pokazać, że dyrygenci mogą być czasem (!) osobami łagodnymi. To „czasem” najbardziej wszystkich ubawiło.
Na koniec Krystian Zimerman wygłosił oświadczenie. Nawiązał do konferencji prasowej sprzed paru dni, na której dużo mówił o projekcie Bacewicz, o tym, jak przykro się skończył i o pieniądzach, które wedle jego słów zaginęły. Oświadczył, że obejrzał wideo z tej konferencji i wstydzi się złych emocji, jakie ujawnił. Postanowił więc mimo wszystko, prywatnie, zrobić to, co zamierzał uczynić z zysków za tournee: po prostu ufundować to zapowiadane stypendium dla młodego artysty lub artystów i na tym zakończyć ostatecznie ten projekt. Ma ono wynosić 80 tys. zł, a o wyborze osoby lub osób ma decydować komisja.
Dobrze, że artysta postanowił zerwać z negatywnymi emocjami, bo one mu już porządnie zatruły życie. Owszem, można by sądownie walczyć o te pieniądze (taka jest opinia prawników). Ponoć człowiek, o którego chodzi, nie ma z czego ich oddać, co trochę dziwi, bo przecież ma w swojej ofercie takich artystów jak Blechacz, Trifonov czy Wunder. Ale pewnie rzeczywiście oni ostatnio rozwinęli skrzydła, reprezentują ich agencje światowe i on już nie tak wiele z nich ma. Tak czy siak, najważniejsze, że po tym pięknym koncercie i wspaniałych uroczystościach (w tym wczorajszym popołudniu w Belwederze, które dla pianisty było autentycznie wzruszające) zapanowały dobre wibracje. Bez wątpienia pomógł im Lutosławski.
Komentarze
To dobre wiadomości. Świetny koncert i przyjazna atmosfera, bardzo się cieszę.
Ostatnio trochęśmy naklapali na KZ.
Szkoda, że nie miałam szans posłuchac i zobaczyć.
Pobutka.
Koncert byl wysmienity – od dawna nikt nie zafundowal mi takich emocji jak te, ktore wczoraj towarzyszyly wykonaniu Zimermana. Cos wyjatkowego!
Cieszę się, że zagrał.
Cieszę się, że zaprzeczył (mówiąc to, co powiedział po koncercie) wizerunkowi, jaki stworzył na konferencji.
On sam był z tym strasznie nieszczęśliwy, ale ten pobyt go wyzwolił z tego nieszczęścia. Może zacznie tu w końcu częściej przyjeżdżać? 🙂 Bardzo by się chciało.
Na razie nabrałam apetytu na te ostatnie sonaty Beethovena, które zapowiadał. Szkoda, że nie spytaliśmy, gdzie je będzie grał.
Proponuję sprawdzić kościółki w Alzacji 😈 😛
Ostatnie sonaty będzie grał np. 18.10 w Amiens 🙂 http://www.maisondelaculture-amiens.com/www/spectacles/krystian_zimerman/fiche/908
Ciekawy program, bardzo dobre ceny i wciąż dostępne bilety…szkoda że na ten weekend mam już inne plany.
PK 🙂
20 X – Pistoia
23 X – Lugo
28 X – Rzym
Pozdróweczka
Maciek – witam i dziękuję za informację. No tak… ja z kolei 18.10. powinnam być na premierze Parsifala w Poznaniu.
Za to wygrzebałam na razie, że w Paryżu w Salle Pleyel wystąpi w przyszłym roku dwukrotnie: 31 marca z Jansonsem i Concertgebouw (zagra V Koncert Beethovena) i 6 czerwca daje recital z programem jeszcze bliżej niesprecyzowanym. Zresztą w tym czerwcu tam w ogóle cała seria pianistyczna, dwa dni wcześniej gra Perahia, a cztery dni później – Blechacz 🙂
O, 60jerzy, też dzięki, a wybierasz się na któryś z nich?
Ciekawostka przyrodnicza, Pistoia i Lugo to niewielkie miasta.
Tak, ale jeszcze nie wiem, na który będę mógł urwać się, bo spadły mi na głowę obowiązki opiekuńcze i muszę pewne sprawy poprzestawiać.
Ten Rzym to 29.10. W Accademia Santa Cecilia. W Pistoi i Lugo gra w takich słodkich starych teatrzykach, jakaż tam jest w tych pluszach akustyka na litość boską? 😯
Akustyka zapewne miśkowata.
Znalazłem też informacje o występie Zimermana w KKL Luzern 16.04.2014 (I Koncert Brahmsa) i recitalu w Concertgebouw 15.06 z nieznanym jeszcze programem.
🙂
Końcówkę tego roku spędza w Japonii, o tym już wczoraj nam wspominał. Tam raczej się nie wybierzemy 😉
Oj, widze, ze znowu bede musial podsylac „linki”….Nie mam niestety trzech ostatnich sonat z jednego koncertu, bo chya dotad KZ nie gral ich w jednym programie. W kolekcji do ktorej posiadam dostep, kazda pochodzi z innego roku, zaczynajac od 1997(op109) , potem op110 kilka lat pozniej i wreszcie 2009 (op111 w Kaliforni). Na ile te interpretacje na przestrzeni lat sie zmienily nie mam pojecia (sadzac po Lutoslawskim, moze byc bardzo znacznie!) i w tym wzgledzie bede musial zdac sie na innych, ktorzy byc moze podziela sie kiedys swoim „koncertowym lupem”…. i za co oczywiscie pojda siedziec.
Nieczesto zdarza mi sie, albo mam powod aby zazdroscic warszawskim melomanom, ale wczorajszego koncertu to chyba Wam zazdroszcze.
Kochani, chciałam Wam jeszcze uświadomić, że KZ czyta ten blog 🙂 Nie regularnie zapewne, ale od czasu do czasu… 😉
O matko! Pozostaje tylko mieć nadzieję, że nie dadzą nas na solówki i że nie trzeba na okrągło szamać perioda i morskiego oka 🙂
Pani Kierowniczko, to mamy całkiem przechlapane 🙂
Ale jak przeczyta,to zrozumie, że to wszystko z miłości…
Tak, że my dla jego muzyki nawet gotowiśmy siedzieć! Tak strasznie się cieszę, że koncert się udał i tak bardzo żałuję, że nie mogłam na nim być. To jednak wielce niesprawiedliwe, że niektórzy mieszkają tak daleko na głuchej prowincji 🙁 Co wówczas pozostaje?
Spoko. Ja nie idę siedzieć, to zawsze podeślę jakąś paczkę. No chyba, że posadzą za co inne. 😛
Dzięki, Wielki Wodzu, od razu mi lepiej 🙂 Jeśli chodzi o Ciebie, to oni se mogą posadzić iglaka w doniczce, dzidę masz przecież!
Dobry wieczór,
wróbelki mi ćwierkały, że nasz artysta odwiedził dziś budowę w Katowicach 🙂 A tam nie ma żartów, już całkiem całkiem:
http://www.katowicethecity.com/thousands-of-bricks-dress-new-pnrso-seat/
Podobno ma zagrać na otwarciu. Tfu tfu.
Musze powiedziec, ze po przeczytaniu komentarzy i wysluchaniu reportazy z konferencji prasowych, we mnie wstapil jakis optymizm dotyczacy KZ. Jego szczodrosc, wydaje mi sie, nigdy nie podlegala watpliwosci i jak zauwazylem teraz ufundowaniem swojego stypendium w dalszym ciagu ja kontynuuje.
Moze jego stanowisko- i w tym momencie bylbym rad, gdyby nasze wypowiedzi czytal!- zmieni sie rowniez w stosunku do wielokrotnie dysputowanego wsrod nas stanowiska dotyczacego rejestracji jego nagran. Bo jesli rzeczywiscie komercjalne nagrania jeszcze bardziej przestaja go interesowac( choc tutaj jest jeszcze do przodu w porownaniu z Lupu!), to rzeczywiscie, co ma po nim pozostac????
No, ale ciag dalszy kariery w studio, to rowniez temat na kolejna konferencje prasowa i sadzac po przykladzie ostatniego tygodnia, od tych chyba nie bedzie stronil. Moze wowczas PK odwazy sie zadac mu proste i „miedzy oczy” pytanie: co Pan zyskuje na pozbawianiu wielbicieli Pana sztuki wlasnych nagran?
Ja doskonale zdaje sobie sprawe z tego, ze jako wykonawcy staramy sie osiagnac czasami nieosiagalna, moze nawet nieistniejaca, perfekcje. Ale sluchacze, melomani, wielbiciele wcale az tak krytycznie nagran nie osadzaja i sklonni sa wybaczyc usterki , za sam fakt posiadania owego nagrania, a szczegolnie juz, jesli koncerty i nagrania sa oferowane tak rzadko.
Kiedy dzis slucham(y) pierwotnie nie-zaakceptowanych nagran wielkich mistrzow( tutaj Curzon przychodzi na mysl, albo nawet czesto „palcowo-nieperfekcyjny” Rubinstein) to zastanawiam(y) sie, co nimi kierowalo, aby takich nagran nie publikowac. Przeciez nikt przy zdrowych zmyslach nie zwraca uwagi wylacznie na usterki i techniczne i interpretacyjne!
Ale to rowniez temat na obszerniejsza dyskusje.
Na mój dusicku! Juz od ponad pół godziny urodziny Poni Dorotecki momy. Zdrowie Poni Dorotecki! 😀
Jaki ten Owcarecek kochany – zawsze pamięta 😀 Dzięki!
Poniedziałek na festiwalu był raczej smutny (tj. byłam tylko na koncercie wieczornym, z nocnego zrezygnowałam), bo właśnie minął rok od śmierci Andrzeja Chłopeckiego. Koncert poświęcony jego pamięci składał się co prawda niemal z samych istniejących już wcześniej utworów, ale nastrój zrobił się bardzo refleksyjny. Najbardziej podobał mi się Epilog Pawła Szymańskiego, z pozoru utwór nowy, ale w rzeczywistości opracowanie zakończenia Qudsji Zaher, a to jest naprawdę piękna muzyka. Utwory Marcina Bortnowskiego, Martina Smolki i Onute Narbutaite były już wcześniej grywane (Łzy Martina mają już dobre 30 lat); prawykonanie miał też już za sobą stosunkowo nowy utwór Pawła Mykietyna The Wax Music, ale z jego idei – poza tym, że to, co jest nagrane na wałki woskowe (a są to dźwięki elektroniczne, ale bardzo proste), degraduje się z każdym wykonaniem – niewiele rozumiem. I chyba nie tylko ja.
Dziś także była prezentacja dwóch książek Andrzeja: zbioru felietonów o Warszawskiej Jesieni oraz – wreszcie, wreszcie! – o młodości Albana Berga. Obie rzeczy już do kupienia; ta pierwsza jest wydawnictwem festiwalowym, tę drugą wydały wspólnie Akademia Muzyczna w Katowicach (gdzie Andrzej wykładał) i PWM.
W górę Panią Kierowniczkę! Sto lat 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=USip2Phpy60
Sto lat!
Pobutka.
Sto lat !
Kierowniczce – NAJLEPSZEGO WSZYSTKIEGO!
Serdeczne życzenia dla Pani Doroty: z pąwiąsząwaniem urorurodziurodzin!
Z Panem Romkiem zgadzam się aż do zachrypnięcia. „Nielegalnych” nagrań wielkich artystów nie szuka się przecież po to, żeby im wytykać usterki (są pewnie i tacy, ale kto by się chciał z nimi zadawać?), ale z miłości. A kocha się nie „za”, ale „pomimo”. Gdyby usunąć ze świata wszystkie nagrania Richtera, gdzie nuty lecą pod fortepian, mało co by zostało, poczynając od wielkiego II Brahmsa z Pragi 1950 z Kondraszynem. Nawet najgorszych wpadek słucha się z rozczuleniem, zwłaszcza tych starszych, gdy płytowa „doskonałość” jeszcze nie sfałszowała naszego słuchania i nikt się takimi głupstwami nie przejmował. P. Romek napewno zna słynny K. 488 Mozarta ze Schnablem, gdzie w Rondo Arturek skręca w niewłaściwą przecznicę i robi się straszny klops. Niektórzy muzycy sądzą, że coś na tym tracą: finansowo czy „reputacyjnie”. Nie tylko nic nie tracą (nikt na tym nie zarabia, bo jak próbuje zarobić, to oczywiście : w łeb; i tylko człowiek niemuzykalny dyskwalifikuje wykonanie na tle paru nietrafionych nut, bo to znaczy, że tylko to usłyszał), ale wręcz tracą na tępieniu tych nagrań. Od przybytku głowa nie boli. Chwała tym zbrodniarzom, co w latach 50 nagrywali z sali (czasem za milczącym przyzwoleniem włodarzy) wszystkie możliwe spektakle Callas.
Kochani, ogromnie Wam dziękuję! Już widzę napisy końcowe po tej serii linek: „Życzenia składali: Jimi Hendrix, Julian Rachlin, Aleksiej Igudesman, Evgeni Kissin” – no, no… 😀
Inny Arturek, Rubinstein, zrobił kiedyś niechcący tak piękną przednutkę w II części IV Koncertu Beethovena, że już mi nie pasuje bez niej 😉
Pani Dorocie 🙂
__________________________________
biz hundret un tswantsig!
120 lat!
Samych pięknych przednutek dla Pani Kierowniczki z Krosna i jeszcze jednej takiej budowy,co Ona wie gdzie…
Znaczy nie Pani Kierowniczka z Krosna,tylko Krosno jej życzy.Ta piekielna polszczyzna…
Zdrowia, szczęścia i słodyczy Krosno Kierowniczce życzy…? 😆 Ściskam Krosno, łabądka i budowę… 😉
Oczywiście!!
Czujemy się ściśnięci…
Ja również przyłączam się z urodzinowymi serdecznościami – pięknej muzyki i serdecznych ludzi wokół Pani.
Krysia
Wszystkiego, wszystkiego dobrego,Pani Kierowniczko 🙂
Zdrowia,szczęścia i słodyczy Wrocław Kierownictwu życzy
a do życzeń dołączają się :
http://www.youtube.com/watch?v=osKLrBxqkuA&feature=related
No nieee, dlaczego tylko serdecznych ludzi? A zwierzyna to pies? 😎
Walą na Dywan Hendrix z Kissinem,
by Kierownictwu życzyć stu latek
i pies za nimi, spóźniony krzynę,
targając w zębach bezmięsny kwiatek.
Bo pies z czymś mięsnym do Kierowniczki
nigdy by przybiec się nie odważył –
wie, że jej trzeba dawać doniczki
z jakimś chaberdziem, lub bukiet z jarzyn.
Pudło pomadek też nie zaszkodzi,
ani talerzyk z wykwintnym ciastem,
lecz przede wszystkim, w dniu jej urodzin,
zjawić wypada się tu z toastem:
W górę serca, trzeba bowiem
Kierowniczki wypić zdrowie,
niech nam długo będzie żywa
i codziennie trzepie Dywan! 😀
Kierownictwo świetuję radosną rocznicę pojawienia się na świecie. 🙂
Nie bedę sie licytować, kto ma większą radochę z tego wydarzenia, ale moja nie ulega wątpliwości. :D!120 lat w dobrym zdrowiu i szampańskim humorze!
Kurcze, przegapiliśmy, byłby jeszcze jeden Jesienny jubileusz. W przestrzeniach alternatywnych czy klasycznych?
Uściski,
J.
Ooo !
lat sto !
@ Piotr Kaminski
pozytywne slowa od Pana znacza dla mnie duzo i rad jestem, ze dzieli Pan moja predylekcje dla spontanicznosci nad zimna perfekcja. Jestem przekonany, ze do tematu tego powrocimy jeszcze niejednokrotnie.
Natomiast aby na moment zejsc z tematu, to pragne podzielic sie informacja dotyczaca ostatniej niedzieli, a wiec Trybunalu Dwojki, w ktorym znana Panu pianistka Juana Zayas wyrozniona zostala zaszczytnym drugin miejscem.
Nie omieszkalem wiec tuz po zakonczeniu programu doniesc jej o tym sukcesie, ktorym byla- jak mozna latwo sobie wyobrazic- zdumiona i szczesliwa. Znam ja, przyznaje, dosc slabo, a slyszelismy sie wzajemnie podczas prywatnych, domowych koncertow, ktore obydwoje od czasu do czasu wykorzystujemy jako „rozgrzewke” przed czyms powazniejszym.
Juana jest niestety nie bardzo znana tu pianistka, na pewno zasluguje na wieksza renome, ale tak czesto bywa, ze ci, ktorzy nie graja publicznie, albo nie wystepuja w znanych miejscach zasluzyli sobie na ten brak uznania,czy kariery. Na naszym blisko-nowojorskim terenie inna taka artystka byla dlamnie zawsze znakomita Blanca Uribe, z Kolumbii, ktora zablysla po raz piewrszy w 1965r na konkursie chopinowskim. Kiedykolwiek uczeszczalem na jej nowojorskie koncerty, mialem wrazenie, ze zasluguje ona na znacznie powazniejsza kariere, niz te, ktora zapewnia jej pozycja na jednym z pod-nowojorskich uniwersytetow.
Pomyslalem, ze ta informacja moze Pana zainteresowac, a teraz spokojnie mozemy powrocic do tematu dnia, czyli urodzin PK.
Juana Zayas nie jest taka całkiem nieznana
Nie pamiętam dokładnie okazji, ale już było o niej na Dywaniku..
Pani Kierowniczce zdrowia, pomyślności wszelkiej!!! 🙂
Jako załącznik (w myślach) wysyłam „Многая лета”, ale w wersji odeskiej.
Hihi… Jurku, to nie jest jubileusz. To jest, jak co roku, setna bolesna rocznica, ale nie okrągła 😆
Dzięki jeszcze raz wszystkim za życzenia, wzruszonam bardzo. Także Bobiczkowym bezmięsnym kwiatkiem, a w ogóle czy kto widział mięsne kwiatki? Mięsnego jeża to i owszem… 😛
O Juanie Zayas było na Dywaniku, bo mówił o niej PMK 🙂
A ja przynoszę ładny kwiatek mięsożerny
i tradycyjnie, w trosce o samopoczucie Pani Kierowniczki, nic nie śpiewam. 🙂
@lesio 16:16
A było,było (także i w Dwójce, czy nie w Płytomanii,o ile mnie pamięć nie myli), ale pierwszy raz usłyszałam o niej właśnie dzięki Panu Piotrowi 🙂
Były chyba nawet jakieś podejrzenia,że jeśli ktoś tak czuje Chopina,to pewnie naprawdę nazywa się Janina Zając 😉 😀
Dlatego,kiedy dwa lata temu usłyszałam,że będzie koncertowała ( i to dwukrotnie) we Wrocławiu,dzięki inicjatywie niestrudzonej Małgorzaty Markowskiej,popędziłam do kasy, bo myślałam, że bilety wyparują natychmiast,zwłaszcza,że drugi koncert odbywał się w bardzo kameralnej sali ( tu program : http://www.amarkowskifoundation.eu/?page_id=415e ). Oczywiście było inaczej – tzn. nie było jakiejś totalnej kompromitacji frekwencyjnej,ale tłumów też nie stwierdzono.
Ci, którzy mogli być a nie byli,mogą mieć pretensje tylko do siebie,bo wiele stracili. Było to niezwykłe przeżycie. Oczywiście nie była to interpretacja,która zauroczyłaby wielbicieli ekshibicjonistycznych emocji, rąbania fortepianu albo zarzucania szewelurą po klawiaturze 😉 Za to było w niej to wszystko,co urzekło sędziów Trybunału Dwójki. Pamiętam,że PMK określił kiedyś Juanę Zayas jako artystkę dyskretną. I to właśnie znaczy „odpowiednie dać rzeczy słowo”.
@ Romek 15:47
To prawda,że tak znakomita artystka powinna być u nas bardziej znana, przynajmniej tym, którzy decydują o kształcie życia muzycznego.
Przy okazji proszę przekazać ukłony od wdzięcznej publiczności wrocławskiej.Wiem,że pani Zayas spędziła w naszym mieście kilka dni,mam nadzieję że wywiozła stąd dobre wspomnienia,choć pogoda była niekoniecznie sprzyjająca 🙂
Pani Kierowniczko, ściskam urodzinowo. 🙂 Otoczona budowami, remontami oraz imprezami u sąsiadów życzę dużo ciszy, którą można, wedle woli, zapełnić czymś miłym do słuchania. 🙂
Jak to nie ma mięsnych kwiatków? 😯 Kierownictwo sobie „sztukamięs z kwiatkiem” w gugla wtłucze, bo widać, że w mięsnych sprawach niedoinformowane. 😈
Pani Kierowniczko! Składając życzenia (jak najlepsze), przyznaję, nie doceniłam obecności wokół Pani szczególnej zwierzyny, nie tylko serdecznej, ale i niezwykle utalentowanej poetycko. Mea culpa!
Kłaniam się nisko
Krysia
Desant poznański się kłania i śle serdeczności, sto lat!
No i się wyjaśniło dlaczego od rana w Warszawie świeciło słońce.
Najlepsze życzenia Pani Kierowniczko.
🙂 😀 🙂 😀
https://lh4.googleusercontent.com/-gId-1xT5ukw/T5RGDyJwgSI/AAAAAAAAF5g/HJXXJaar8JY/s1000/P4090517.JPG
i nowego plecaczka Pani Kierowniczko 😉
Chyba juz czas na toast 🙂
Pani Kierowniczka ma piękne nowe plecaczki, Rysiu.
Nowego do kolkcji pięknych kolorowych plecaczków. 🙂
Aż pozazdrościłam temu Kierownictwu, codziennie inny plecaczek.
Stolata wznoszę, jak najbardziej. Proszę, pijemy! 😀
Proszę, Многая лета Одесский вариант wg. życzenia Mar-Jo 😀
http://www.youtube.com/watch?v=NnNWkkZe1F0
Juane Zayas pamietam z dyskusji o jej plycie na ktorej gra utwory kompozytorow kubanskich (Lecuona, Cervantes etc), ale glowy nie dam czy to na tym blogu, czy gdzies indziej. 😳
fajnego kota urodzinowego dla Pani Kierowniczki znalazłem 100 LAT
Nadążności
– za muzami.
Uciechności
– z operami.
Klawirności
– z gieniuszami.
Wesołości
– z bąbelkami,
tudzież nami
– Frędzelkami 🙂
Pani Kierowniczce, zawsze głodnych Pani Kierowniczki, Frędzelków 🙂
Kochane Frędzelki,
wciąż wielkie Wam dzięki!
Opuściłam Was, ale tym razem nie na Warszawską Jesień (lubię Pasję Pendereckiego, ale akurat nie miałam ochoty, słyszałam zresztą niedawno), tylko na toasty z rodzinką.
A teraz mogę wznieść toast z Wami. Z tym większą przyjemnością, że urodziłam się gdzieś właśnie o tej porze, wieczorem. (I zaraz zaczęłam prowadzić nocne życie… 😉 )
A słońce rzeczywiście zawsze świeci w moje urodziny, odkąd pamiętam. Już tu kiedyś cytowałam ulubioną z dzieciństwa pioseneczkę urodzinową Koziołka Roudoudou z radiowego słuchowiska 🙂
Już też biegnę i wznoszę toast! Stulecia (co najmniej) życia i tego blogu! 😀
Mam nadzieję, że nie jest za późno 🙁
No jeszcze godzinka, trochę ponad.
Hm, a co powinno się śpiewać prof. Janowi Ekierowi, który parę tygodni temu ukończył 100 lat?
Śpiewać to nie wiem, ale życzyć można wiecznej młodości ducha 🙂
Kierowniczka godzinki zaczęła śpiewać? 😯 😆
Nie bądźmy tacy drobiazgowi z tym odmierzaniem czasu. Ja tam jeszcze raz stolatnę, nie zważając na kalendarz i co mi kto zrobi? 😈
A propos pytania…
Pobutka.
Jeszcze śpią? No to gruba impreza była. 😎
Może nie tyle gruba, co dogłębna. 😈
NIE SPAĆ !!!
Czego Wódz krzyczy, ja dzidy się nie boję 😉
Właśnie że zaraz pójdę spać. Bierze mnie jakieś draństwo, niepotrzebnie dziś w ogóle szłam na koncert, bo przecież była transmisja w Dwójce. Półprzytomna jestem, leje mi się z nosa itp. Z nocnego zrezygnowałam.
To już jakaś głupia tradycja, prawie zawsze podczas WJ łapie mnie jakiś bakcyl. I nie jest to bakcyl muzyki współczesnej, ten dawno złapałam…
No to cicho wszyscy, Kierownictwo się kuruje. Do rana zamknięte z powodu że nieczynne. 😈
😀
Pobutka*.
—
*) Jakoś ze zdrowiem skojarzyła mi się anegdotka o działaniu wód leczniczych…
Dzień dobry 🙂
Chciałabym powiedzieć „farewell” mojemu przeziębieniu. Ale to nie takie proste – obudziłam się dzisiaj prawie bez głosu 🙁
No, ale nie wypowiadam się dziś publicznie. Za to powinnam za dwa dni, i to w dwóch miejscach. Obawiam się, że z przyczyn naturalnych nie będzie to możliwe…
Bardzo mi miło, bo przeziębienie właśnie zawitało do mnie 👿
Ale to dziecko przywlokło robale ze szkoły.
No to łączymy się w bólu 👿
Biedne chorowitki! 🙁 Może chociaż jakiś rosołek z nabuka Wam podrzucę, w pakiecie ze słuszną poradą medyczną. 😉
Zdrowia zero, człek we łbie ma szmatę
w nosie zgroza i gardło mocno boli,
nawet Verdi nie ulży w złej doli,
bo głos taki, że śpiewać aż żal.
Jeszcze rano wyrwała się nuta,
teraz można ją spisać na stratę,
radość życia doszczętnie perduta,
nie ucieszy ni muza, ni szmal.
Repertuar narzekań bogaty
za to jest, bo się jakoś chce zrzędzić.
Czas się wlecze, nie stąpa, nie pędzi,
coś nadaje wciąż tempo złe mu.
Czemuż los zsyła takie dramaty
i skazuje na smętne lamenty?
Co tu robić, gdy grypą człek wzięty?
Chyba trza się ułożyć do snu.
Żebyś Ty wiedział, Pieseczku, jaki ten wiersz prawdziwy… 🙁
Niestety. Ale za to jaki ładny 🙂 Od razu człowiek lepiej się czuje 🙂
Co mam nie wiedzieć, Pani Kierowniczko. Psy też czasem są atakowane przez robale. 🙁
Ale to w zasadzie nie jest wierszyk, tylko kawałek libretta. 😆
Ojej,zdrowia życzę wszystkim zaatakowanym przez to lotne paskudztwo !
A tu coś dla Wielkiego Wodza,który publicznie zarzeka się,że ( dla dobra PK i ogółu) śpiewać nie będzie : http://www.filharmonia.wroclaw.pl/calendar/showEvents/1381528800 😀
Szefowa kilku chórów ( Filharmonii Wrocławskiej,Akademii Medycznej we Wroclawiu, Chóru Polskiego Radia i – jak się teraz okazuje – chóru melomanów) Pani Agnieszka Franków – Żelazny raczej nie przyjęłaby takich argumentów 😉
re Gostek 9:54 „Ale to dziecko przywlokło robale ze szkoły.”
Tia, zawsze wszystko zwala sie na biedne dzieci 😥
Czyżby ew_ka śpiewała w tym chórze? 🙂
@PK 16:10
Mam zwolnienie lekarskie z chóru, Pani Kierowniczko 😉
😆
A tymczasem Kierownictwo niech dba o siebie,bo w październiku będzie się działo : http://www.youtube.com/watch?v=BZVoafypjgA 🙂
Łojezu, ale gapa ze mnie!
No to spóźnione, ale za to na czasie: duuuuuużo zdrówka!
Zaraz gapa 😆 Nie ma obowiązku znajomości mojej daty urodzenia 😀 Ale za życzenia dzięki, przydadzą się!
Nie ma obowiązku? 😯
To wprowadzić! 😈
A jutro zaczynają się Szalone Dni, młodzież występuje w namiociku, a tu ziąb, brrrr. 🙁
Na rozgrzewke, wesolego Simchat Tora
http://www.youtube.com/watch?v=eworIeyaX00
Pobutka.
🙂
Zimno ( -1 C ) ale tez i cieplo z racji Simchat Tora
a tak pisal niegdys Izaak Kramsztyk w „Prawdzie Wiecznej” (Warszawa 1906, wyd,drugie)
_______________________________
„Dziewiaty dzien tych swiat nazywa sie „simcha torah” Radosc Zakonu. W tym albowiem dniu czytany bywa w Synagodze ostatni dzial piecioksiegu Mojzesza, a ktorym na kazda sobote w roku inny ustep przypada. W tym wiec dniu odczytanie ksiegi Bozej zostaje ukonczonem”
____________ Prof. Jan Hartman jest praprawnukiem rzeczonego powyzej rabina Kramsztyka
Nie wiem czy to moj komputer szaleje, ale gdy rano wrzucalam link brzmial na nim klarnet z akompaniamentem, a teraz jest sam akompaniament 😯 😳
No jak to, lisku, jest klarnecik, i to bardzo ładny 🙂
Deborah też piękna 🙂
Dzięki!
Klarnet pewnie tylko na chwilę na kawę wyskoczył i zaraz wrócił. 🙂
Było kiedyś takie przysłowie: Kiedy biedak idzie tańczyć, muzykanci idą na siusiu 😛
Drogi Panie Romku, przepraszam, ale przegapiłem Pańską odpowiedź trzy dni temu. Jeżeli – może przez Panią Dorotę – da mi Pan jakiś adresik, mailowy jest OK, to podrzucę to i owo, także w związku z Janiną Zając. Proszę Ją zresztą najpiękniej pozdrowić – od faceta, który ją wielbi od lat i w roku 1984 był na jej prywatnym recitalu w Paryżu!
Mnie się przede wszystkim wydaje, że artystkę od 30 lat grającą tak znakomicie Chopina (nie licząc innych rzeczy) warto byłoby wreszcie zaprosić do Warszawy. Miejmy nadzieję, że ten srebrny medal w Trybunale kogoś obudzi.
Z innych naszych „ulubionych artystów”, posłuchałem właśnie dwóch rzeczy: 1. Don Carlosa z Tuluzy, gdzie, niestety znowu w przeklętym przekładzie włoskim, pierwszego Posę zaśpiewał niedawno Christian Gerhaher. Już dawno nie słyszałem takiej kreacji w tej roli, „spokojna siła” w całej krasie. 2. nowej płyty verdiowskiej Kaufmanna. Są tam rzeczy nieco słabsze („La donna è mobile” to już tylko z nostalgii za „tamtym” Kaufmannem, który odszedł bezpowrotnie), ale dwa monologi z Otella są olśniewające. Całą rolę zapowiada za dwa-trzy lata, choć już tutaj słychać, że Jon Vickers nareszcie doczekał się godnego następcy.
Polecam też gorąco dwie nowe płyty, które wyskoczyły na naszych paryskich trybunałach: II Bartok Kopaczinskaja/Eötvös i Corelli op. 6 Gli Incogniti/Amandine Beyer. W obu wypadkach chyba „coś” się stało.
Panie Piotrze, zaraz wyślę Panu adres Romka, ale mam nadzieję, że nie znikniecie mi obaj z blogu! 🙂
Christian Gerhaher jest w tym sezonie artystą-rezydentem w Filharmonii Berlińskiej, więc jeszcze trochę jego występów tam się szykuje. Siła spokoju – to rzeczywiście do niego pasuje.
Kopaczinską na żywo słyszałam raz, i to w triu z Sol Gabettą i kimś tam jeszcze na fortepianie, ale zrobiła na mnie wrażenie. Na pewno tego Bartóka gra świetnie, bo co do Eötvösa nie mam wątpliwości – ma to we krwi w końcu. Rzadko się zdarza, żeby ktoś był równie wybitnym kompozytorem i dyrygentem, a to właśnie jego przypadek. I też jestem wielbicielką Amandine Beyer. Grała w Warszawie kilka miesięcy temu – to było żywe, wspaniałe.
Aha – dobra wiadomość dla miłośników baroku. Szykuje się trzecia edycja festiwalu Poznań Baroque, tym razem aż 12-dniowa: 6-17 listopada. Nazwiska i nazwy zespołów znane i lubiane: duet ArParla, trio Alpha, Orkiestra Barokowa Unii Europejskiej, Les Ambassadeurs, Los Otros, kanadyjski zespół gambistek Les Voix Humaines Consort, Monica Pustilnik z Argentyny, duet Matthias Loibner/Nataša Mirković, rodzeństwo Mauillon i Friederike Heumann oraz hiszpański zespół Forma Antiqva, złożony z trzech braci Zapico (Pablo, Daniel i Aarón), z którymi zaśpiewa sopranistka Maria Espada. Z Polski Wrocławska Orkiestra Barokowa i poznańska orkiestra L’Autunno pod dyrekcją Adama Banaszaka (z solistą Avim Avitalem).
W sieci jeszcze tego nie znalazłam, ale jak będzie, to zapodam link.
Z Kopaczyńską podobno różnie bywa, różni różnie mówią w różnym repertuarze, ale w tym Bartoku (reszty jeszcze nie słyszałem) jest porywająca, śmiała, oryginalna, mówi tym językiem, jak po swojemu. Nie było żadnych dyskusji. O Corellim też : to, na moje ucho, pierwsze nagranie, które naprawdę oddaje sprawiedliwość temu opusowi.
A dzisiaj podobny efekt był z jednym fortepianistą, ale tu zaskoczenie niewielkie : III Sonata Skriabina. Wygrał Sofronicki, rzecz prosta, nie było żadnej rozmowy, nawet z Wołodią Gorowcem (głucho, „duszno” nagrany).
W przyszłym tygodniu robimy Pieśni Wędrowca, będzie Gerhaher oczywiście.
Do Pana Romka już napisałem, dziękuję bardzo.
Szanowny Panie Piotrze,
Corelli op. 6 Gli Incogniti/Amandine Beyer istotnie jest jak najgorętszą nowością; są to zresztą rejestracje koncertowe – o czym wiem dzięki dzisiejszemu dwójkowemu Dawno, niedawno (ale zawsze na czasie, chciałoby się dodać…).
Jednak 2-płytowy album PatKop już taką świeżynką na rynku nie jest, bo opublikowano go w zeszłym roku i chyba nawet zdążył pozdobywać jakieś nagrody. Poza Eötvösem („Seven”) i dwójką Bartoka pomieszczono na nim jeszcze Koncert Ligetiego.
Warto to podkreślić, bo jest już dostępna (wydana przez Naive) kolejna płyta Patricii z drugim Prokofiewa oraz – pierwszym i ostatnim – Igora Fiodorowicza, pod dyrekcją Jurowskiego (z LPO).
Nie wiem, czy okaże się ona równie dobra (tu byłbym ostrożny, bo PatKop wielką artystką – mówiąc najdelikatniej – BYWA), ale w każdym razie jeszcze nowsza płyta artystki JEST.
Podrzucam Pani Gospodyni nazwisko tego pianisty od tria z Sol i PatKop: to Fin Henri Sigfridsson. Też się wtedy zachwyciłem tymi wykonaniami. I nie byliśmy odosobnieni.
A mój zachwyt najnowszy to Kwintet Francka zagrany przed trzema godzinami przez Michela Dalberto i Kwartet Modiglianiego w sali Picassa (!) Jakaż subtelność, odkrywczość odczytania, po prostu cudo.
Choć sala Prousta byłaby tu pewnie bardziej na miejscu…
Wprawdzie niezbyt wiele jest wykonań tego Kwintetu na płytach (z Curzonem na czele), lecz ze znanych mi interpretacji ta ujęła mnie najbardziej.
Szanowna Pani K.,
Jakie wymagania nalezy spelniac aby otrzymac dostep do nagran „Romka”?
Pisalem w tej sprawie do Pani Kilka dni temu.
Z wyrazami szacunku,
Pre-Ludek
w zwiazku z:
Dorota Szwarcman
18 września o godz. 11:58
[FRAGMENT] Jeśli więc ktoś jeszcze reflektuje na nagrania od Romka, niech się do mnie zgłasza 🙂
Pobutka.
Piekna pobutka.
Amandine Beyer sama i z Gli Incogniti cudowna/i. Beyer byla kiedys takze w Trybunale Dwojki, z Sonatami i Partitami Bacha. Bardzo dziekuje za wiadomosc o Corellim.
http://www.youtube.com/watch?v=ztl64cNMgiY
Płyta Kopaczyńskiej dostała chyba właśnie wyróżnienie Płyta Roku miesięcznika Gramophone. Dali za rok 2013, choć wyszła istotnie jakiś rok temu, świeższa jest płyta Faust z Hardingiem, też całkiem niezła, ale z Kopaczyńską „przegrała”. Szef audycji wybrał zresztą same dziewczyny!
I słusznie, bo świetne są!
Pozdrawiam gorąco ze słonecznego (dzisiaj) Londynu!
Wczoraj byłem na recitalu Matthiasa Goerne oraz Andreasa Haefligera. Grali i śpiewali pieśni Liszta i Wolfa.
Wspaniały recital, Goerne jest jednak mistrzem używania różnych, barw, kolorów.
Spotkałem też Piotra Anderszewskiego 😉
Pozdrawiam
Dzień dobry wszystkim 🙂
Miałam od rana brać udział w rozmaitych konwentyklach, ale głosu nadal prawie nie mam (choć jest nieco lepiej), więc się wymiksowałam. Po przesiedzeniu dwóch dni w domu chyba dziś nieśmiało wyściubię nos przynajmniej na zakończenie Jesieni, a może zajrzę też na Szalone Dni. Choć dziś jest chyba mniej ciekawie, więcej mnie interesuje jutro.
Dzięki za piękne linki!
Lola londyńskiego pozdrawiamy wzajemnie 🙂 Chwilowo czy na trochę dłużej?
Tu też dziś słońce, przynajmniej na razie.
Preludku – proszę wybaczyć, ale mi przeleciało i zapomniałam. Zaraz naprawię zaniedbanie.
na dłużej 🙂 studia 🙂
To chyba trzeba szybko, bo te prezenty wygasaja 🙂
O, Lolo, to super 🙂 A można wiedzieć, u kogo?
lisku, te prezenty zostały przez nieocenionego Gostka przekonwertowane na mp3. Jakość ich jest taka, że na tym wiele nie tracą. Jak ktoś woli w takiej formie, to jest do dyspozycji. Taką też przesłałam właśnie Preludkowi.
To naprawdę jest żenujące – Teatr Wielki zamieścił informację, że dwoma pozostałymi (z czterech!) spektaklami Jolanty i Zamku Sinobrodego będzie dyrygował bliżej mi nieznany, sympatyczny Libańczyk. Gergiev przyjedzie na dzień przed premierą, odwali chałturę i zaraz odleci. Nie wiem jaką korzyść z tego spotkania odniesie orkiestra, a tym bardziej publiczność, ponieważ o żadnej głębszej interpretacji nie może być przecież mowy.
Za PA i Koncert a-moll Schumanna trzymamy dziś i jutro,jeżeli ktoś chce i może.Jazda i tak będzie bez trzymanki.
Jazda bez trzymanki, ale trzymamy 😉
Wojtek: Bassem Akiki związany był z Operą Wrocławską. Życiorys ma dość ciekawy, mam na myśli jego przygody z filozofią 🙂 A że Gergiev to chałturnik, to nie żadna nowość. Tylko po kiego grzyba tyle się za niego płaci. Marnotrawstwo i tyle.