Miło było
Data 9.9.99 wyglądała dość upiornie, jakby zaraz wszystko miało się wyzerować. No i wyzerowało się nazajutrz dla – mogę tak powiedzieć – mojego starszego przyjaciela, Tadeusza Kaczyńskiego. To była najbardziej idiotyczna śmierć, jaką sobie można wyobrazić. Otóż Tadeusz wybierał się wygłaszać odczyty w Stanach i dokształcał się z angielskiego na małym wypadzie w Tatry. Jechał jak kto głupi (nie mogę, nie mogę, do dziś jestem na niego wściekła, po dziesięciu latach) po Dolinie Chochołowskiej na rowerze, ze słuchawkami na uszach, wsłuchując się w słówka, i nagle nadział się na kolejkę turystyczną czu-czu, która zresztą kursowała tam prawem kaduka, bez żadnego zezwolenia. Koniec na miejscu, prawie od razu. Zaprzyjaźniony ksiądz, który tam akurat był, a potem żegnał Tadeusza na Powązkach Wojskowych, wspominał, że Tadeusz zdążył jeszcze tylko powiedzieć: „Miło było”. To bardzo podobne do niego, który zawsze szukał stron pozytywnych, czasem nawet wbrew rozsądkowi.
W zalinkowanym życiorysie jest o tym, czym się w życiu zajmował. Ale ja myślę o nim, że najważniejsze, że był po prostu dobrym człowiekiem. Przy tym był bardzo bezpośredni, miał specyficzne poczucie humoru, do końca miał w sobie coś z małego chłopczyka-urwisa. Uwielbiał kalambury (to czasem męcząca cecha), mawiał np. „Czy podjęłaś już diecezję?” albo „Wyglądasz dziś potwornie… chciałem powiedzieć, wytwornie”. Strach było wsiąść do samochodu, który prowadził (a zdarzało mi się to wielokrotnie). Nie zapomnę, jak w stanie wojennym chodził po Starówce z opornikiem, ci z komisariatu na Jezuickiej po prostu musieli go zgarnąć, a miał przy sobie bibułę… Ale kiedy tylko mógł komuś pomóc, był do tego pierwszy.
Miał też bardzo rozwiniętą niemodną cechę: patriotyzm. Ale był to nie „patryjotys”, jak to mawiają niektórzy dzisiejsi „patryjoci”, w tym imiennicy Tadzia (czasami myślę: co też by on przeżywał w ostatnich trzech latach – i tak niemało miewał „przyjemności”, gdy go mylono z Bogusławem K.), tylko patriotyzm autentyczny, przywiązanie do wartości, do kultury, do historii. Bez fetyszyzowania. W założonej przez siebie Filharmonii im. Traugutta zaprowadził taki właśnie etos. Od nacjonalizmu był jak najdalszy. Koncerty FiT zrobiły wiele dobrego, ale z czasem, już za wolności, zaczynały przypominać akademie ku czci i wielu się z nich naśmiewało. On był tego zresztą świadom i mawiał czasem na przykład do mnie: wiem, że ty się z tego śmiejesz, ale jak będziesz miała czas i ochotę, to przyjdź. I czasem przychodziłam, bo w programach zdarzały się bardzo interesujące cymelia w rodzaju polonezów autorstwa Kościuszki czy pieśni napisanej specjalnie dla FiT przez… Pawła Szymańskiego. Niedawno spotkaliśmy się z gronem dawnej FiT, z którym zresztą byłam w przyjaźni (spotykaliśmy się zawsze na Tadeuszowych imieninach), przy okazji wydania pięknego jubileuszowego albumu na ćwierćwiecze. Mamy wiele wspólnych pięknych wspomnień z tych nieciekawych czasów.
To było przypominanie historii, ale nie polityka historyczna. Tadeusz zresztą ideologicznie był po stronie Unii Wolności, chyba nawet do końca był jej członkiem. Kiedy było słynne zebranie założycielskie ROAD-u na Politechnice, wpisaliśmy się tam razem z Tadziem i Bohdanem Pociejem, po czym śmieliśmy się, że pierwszy raz w życiu zapisaliśmy się do partii, i mówiliśmy do siebie „towarzyszko” i „towarzyszu”. Potem Pociej poszedł w prawo, ja się wypisałam z tego, kiedy ROAD zaczął ewoluować w stronę, która mi się niespecjalnie podobała, tylko Tadeusz pozostał.
To, że tyle na siebie brał, nie miało dobrego wpływu na jego działalność muzykologiczną – miał coraz mniej czasu, żeby porządnie się nią zająć. Kiedy po Messiaenie i Panufniku wziął na warsztat Lutosławskiego, nie bardzo mógł się wygrzebać z tej monografii, wyszła tylko pierwsza część, ale widoczny był pośpiech w jej pisaniu. Za to wiele mi opowiadał po swoich wizytach w Fundacji Sachera w Bazylei, gdzie leżą partytury i papiery po Lutosławskim (i nie tylko po nim; powiedział kiedyś: „Widziałem autograf Święta wiosny. Ukląkłem!”). Od niego wiem np., że koncert skrzypcowy dla Anne-Sophie Mutter był już bardzo zaawansowany, ale niestety kompozytor zastrzegł, żeby nie kończyć jego szkiców. Tadeusz opowiadał też o korespondencji Lutosławskiego w kwestiach dobroczynności – nikt nie wiedział (poza beneficjentami), jak bardzo był w tę działalność zaangażowany.
Mogłabym jeszcze długo opowiadać o Tadeuszu, o różnych historyjkach z nim związanych. Np. że zamiast podpisu rysował kaczuszkę i w ogóle pisywał bardzo zabawne dedykacje na swoich książkach. Kompozytorowi litewskiemu Osvaldasowi Balakauskausowi napisał: „Waldkowi Bałakowskiemu – Tadas Kaczinskas”. Zbierał w ogóle kaczuszki, ode mnie też trochę ich dostał, polubiłam też te ptaszory i urządzając się na nowym mieszkaniu w łazience dałam listwę z rudozielonymi kaczuszkami. I mimo wszystko nie przestałam ich lubić.
Kiedy piszę te słowa, odbywa się msza za Tadeusza w Duszpasterstwie Środowisk Twórczych. Nie poszłam. Wolałam w ten sposób powspominać. Tadeusz by zrozumiał.
Komentarze
Bardzo piękne wspomnienie, Pani Kierowniczko. Żywy człowiek z niego wychodzi (to nie ma być kalambur!), aż się żałuje, że się go nie znało.
Ech, opowiadać by i opowiadać… Tadeusz np. dając prezenty zawsze myślał, czym może zrobić komuś przyjemność. Jednego przedmiotu używam codziennie, a jest to breloczek do kluczy z oliwkowego drzewa z napisem po hebrajsku „Syjon” – pamiątka z uroczystości stulecia Kongresu Syjonistycznego w Bazylei. Tadzio akurat tam był i poszedł specjalnie, żeby mi potem opowiedzieć, a przy okazji kupić mi taką pamiątkę…
A ja miałam szczęscie poznać P. Tadeusza osobiscie i tym bardziej dziekuję za przypomnienie tej wielkiej indywidualności. Kawał dobrej patriotycznej roboty zrobiony tak po prostu,ot, z potrzeby..Malownicza postac to byla …Dziękuję, Pani Doroto.
Off topic, ale obiecane: zdjęcia z Wrocławia.
Ponadto pieseczki – to zdjęcie i dwa następne.
A nad poprzednim wpisem już jest główka Gardinera.
Piękne wspomnienie. Przepraszam z góry za minorową tonację, ale właśnie naszła mnie refleksja – ilu z nas na koniec będzie mogło powiedzieć „miło było” i przeżywszy dobrze kilkadziesiąt lat, odejść w spokoju, bez agonii wielomiesięcznej choroby, zapachu szpitalnej sali …
Kiedyś zgadało się nam na zbliżone tematy i Tadeusz powiedział: „Ja jestem pewien, że nie umrę we własnym łóżku, że to będzie jakieś wielkie bum”. Miał przeczucie…
Muszę chyba odespać dzisiejszą pobutkę o godzinie, której nie ma. Dobranoc!
Kierowniczka mocno śpi,
Kierowniczka mocno śpi,
my się jej boimy,
na palcach chodzimy,
jak się zbudzi to nas zje…
Podpisano:
Jarzyny
😆
Bardzo piękne to wspomnienie o Tadeuszu Kaczyńskim, dobrze, że możemy sobie o nim dziś pomyśleć.
Dziś kupiłem w Empiku płytę DVD Martha Argerich & Friends (Nicolas Economou, Misha Maisky, Nelson Freire) – Mozart, Schumann, Rachmaninow i Ravel. Płyta jest zapisem z koncertu sprzed 27 lat – z 1982 r. Dźwiek i nagranie jest świetne i kosztowało – uwaga – 19,99 zł.
Zdjęcia z Wrocławia boskie, ale gdzie upchnięto ten szczyt bezguścia? Jakoś sobie nie mogę tego wyobrazić; co mieści się w tym rzeczywiście obrzydliwym gmachu?
I nie potrafię znaleźć właściwej POBUTKI… Każda jest jakoś niewłaściwa… Tej uprasza się nie brać za bardzo do siebie, bo nie szło o obraz, choć też jakoś pobutkowy.
??? 🙁
Pamietam jak zginal, bylam wtedy akurat w Polsce, wszyscy o tym mowili, i pamietam jak wstarzasnieta i przejeta byla Jego smiercia Bella, siostra Pani Kierowniczki. Zostal mi od tego czasu strach o rowerzystow jadacych ze sluchawkami na uszach, co czesto sie zdarza. Powinno byc jakies prawo przeciwko. 🙁
ad ??? 🙁
Szkoda, ze organizatorzy nie chcą zgłosić tego na policję (która i tak by umorzyła sprawę albo by się zrobiła niska szkodliwość społeczna).
Na 6 miesięcy do zamkniętego pokoju bez klamek a z głośników Ionisation na przemian z Fluorescencjami (albo jeszcze lepiej – jednocześnie) na pełny regulator przez 24 h na dobę.
Ja już zdążyłam się porannie zachwycić tą wiadomością i nawet myślałam, czy by nie zrobić nowego wpisu…
Najbardziej mi się podoba jeden z komentarzy, że Łódź jest miastem Dialogu Czterech Ku…
Na rozweselenie koty ninja:
http://www.youtube.com/watch?v=cDRQpdhlR3s
Piotrze M, ten szczyt bezguścia stoi bardzo blisko dworca. Jak od Piłsudskiego idzie się ulicą Kołłątaja w stronę Galerii Dominikańskiej, to zaraz przy pierwszej przecznicy na lewo.
Ja tam lubię na rowerku ze słuchawkami, nawet jest coś takiego jak rowerowy repertuar, więc proszę mi tu nie zabraniać…
fomecku, nieee! Nie chcę takiego drugiego przypadku w zaprzyjaźnionym pobliżu… 🙁
Ja po lesie, nie po górach…
Na rowerku w słuchawkach = smierć i/lub kalectwo.
Nawet jak cicho coś gra, to utrudnione jest ukierunkowanie źródeł dźwięku – silnika samochodu czy czegokolwiek innego. Jak na piechotę ze słuchawkami na uszach idę to przy przejściu przez ulicę piruety kręcę, a i tak czasami człowiek pochłonięty pięknem Zeppelinów czy innego Wagenseila nie zauważy co się dzieje.
Długie lata jeździłem rowerem codziennie ze słuchawkami na uszach. Wpierw to był Walkman, później Discman, wreszcie empetrucha. Trasa raczej po asfalcie, o mniejszym natężeniu ruchu. Bez grania nie wytrzymałbym tej nudy pedałowania. No i przeczytałem kiedyś, że rowerzystę kombajn skosił na skraju jezdni, choć bidak słuchawek nie miał. A po lesie to agresywnych biedronek i wiewiórek należy się bać….
U mnie w lesie samoloty, te słychać i w słuchawkach.
W lesie to szum drzew i śpiew zięb.
Pomijając względy bezpieczeństwa, są momenty kiedy naprawdę nie muszę i nie chcę słuchać muzyki.
Włażenie na górę w dolnych partiach Tatr zanim się wylezie na górę – to dopiero nudziarstwo. Lasem człowiek człapie, nic nie widać, a jednak ze słuchawkami na uszach jeden zmysł jest wyłączony i to nie tak.
Gdybym wiedział, że w lesie pod samolot można wpaść, nigdy bym się tam nie dał na spacer wyprowadzić. 😯 To już lepiej niech mnie w pole wyprowadzają…
Do licha, nie ma obowiązku słuchania zawsze i wszędzie…
Każdy sobie reguluje gdzie, kiedy i co. I niech tak zostanie.
Próbowałem bez, ale strasznie szumi w uszach.
No ja mam taki przylotniskowy las…
Komisarz chyba coś ściemnia. Ja też mam w ogrodzie bez, ale wcale tak strasznie w uszach nie szumi.
Chyba że to jakiś inny gatunek? 🙄
Mój bez pod oknem ma całkiem małe uszy i nie narzeka, kiedy ja szumię…
Jak ściemnia? Po ciemku nie jeżdżę 😉 A jak kończy się las i zaczyna ulica z samochodami, to zwykle słuchawki wyjmuję.
Szumi dokoła las i też Wam przeszkadza…
A w górach nakładać słuchawki – w życiu by mi coś takiego do głowy nie przyszło… To jakby nie być w górach 😯
Przy spacerze szumi, przy rowerze szum blokowany jest przez świst powietrza okołorowerowego, a z wolnego jeżdżenia niewielka frajda.
Mówiłem, że sprawdzałem bez i jest tak średnio…
A to był może dziki bez czarny? 😉
Dziki są w Białołęce i raczej są szare niż czarne. Z nimi na rowerze też nie jest bezpiecznie się spotkać.
Przypominam, że sprawy rowerowe za poduszczeniem Hoko były już tu omawiane:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=138#comment-15107
Jeden z moich kumpli twierdzi, że po ulicach na rowerze to się najlepiej jeździ w Japonii. Ale jednak bez słuchawek 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=roJzWYiXFtg&NR=1
To przypomnę też (może ktoś jeszcze nie zna, a poznać trzeba 😐 ) wersję oryginalną sprawy rowerowej:
http://hokopoko.net/folklor/
No 😆
Mogę się cieszyć: córcia zdała za pierwszym podejściem będzie miał kto zwłoki taty odstawiać do domu 🙂
zeenie, gratulacje dla córy, a gdzie zdała i co zdała? 😀
Bobiczku, to już wiemy, że dalmatyńczyki w Japonii potrafią, a bobiki w Niemczech? 😉
Prawo jazdy 🙂 w mieście wulgarnych fortepianów 😆
Nowy program w telewizji: Przeklinające Fortepiany.
A, no i dziękuję, przekażę 🙂
Tak swoją drogą to miasto Łódź jest nieporównane. Śledź Józef i wulgarne fortepiany, które natychmiast się kradnie… Wpadnę tam na moment jutro, może jeszcze spotkam jakiś fortepian 😆
Mój kolega, który był kuratorem tego projektu, pewnie teraz chodzi cały dumny, że sztuka, którą lansował, weszła na czołówkę gazeta.pl 😆
A propos zeenowej córci, bardzo było fajnie, jak kiedyś siedzieliśmy w Manufakturze na minizlocie z państwem zeeństwem, a córunia zadzwoniła zaniepokojona, że co się dzieje, ona wraca wieczorem do domu, a tu rodziców nie ma 😆
Pani Kierowniczko, niemieckie bobiki chętnie by sobie pojeździły, ale tutejsza Polizei nie ma takiego poczucia humoru, jak japońska. 🙂
zeen, zdania ja też gratuluję, ale na 50%. Drugie 50 dołożę jak Latorośli uda się zwłoki Starego odstawić na właściwe miejsce za pierwszym podejściem. 😆
Droga Pani!
Pani ulubiona Pasja (patrz. Mykietyna) dostała nagrodę Opus… cieszy się Pani ?
Nie dostała nagrody Opus, bo takiej już nie ma. Z przyczyn finansowych.
Dostała nominację, czego się należało spodziewać (choćby po składzie jury 😉 ).
Powtórzę, że cenię i lubię Mykietyna, i to bardzo, ale Pasja mnie nie przekonuje.
A mnie sie ta wiadomposc o skradzionych fortepianach ogromnie spodobala. Tylko nie nazywalabym tego kradzieza tylko recycling. Co ma pomyslec obywatel, ktory idzie sobie noca ulica, jest pusto i widzi najwyrazniej PORZUCONY stary fortepian? Moze pomyslec, ze komus sie nie chcialo wydawac pieniedzy za wywiezienie tego instrumentu na smietnik. Kurcze – mowi (albo nawet mocniej) – sprzet sie marnuje. Moglby stac w moim domu, albo na podworku, albpo moglbym go sprzedac!
Co w tym zlego? Waste not, want not – mowia tutejsi protestanci i zgarniaja z ulicy wszystko co zostalo zostawione. Sama ostatnio wystawialam na recycling mase rzeczy: jeden krysztalowy zyrandol, jedna lampe stolowa, liczne obrusy z Polskiego Lnu , w haniebnych kolorach nadrukow, ktorymi goscie obdarzali od lat Latarnika w zachodnim Londynie, ze cztery kilo wieszakow do szafy oraz pierd..ne glowy wawelskie, ktore z radoscia wyrzucila przedtem jedna znajoma do mojego domu, a ja sie wstydzilam odmowic.
Wszystko ustawuione na klatce schodowej poznikalo w ciagu jednej nocy.
A siostra Ani F. , naszej wspolnej z Pania Kierowniczka kolezanki w Nowym Jorku, miala przygode nastepujaca. Wkrotce po wprowadzeniu sie do nowej kamienicy, wychodzac wieczorem wyrzucic smiecie, zobaczyla na klatce schodowej cale wyposazenie kuchni: garnki, porcelane, drobny sprzet elektryczny, meble, nawet kolekcje ksiazek kucharskich i czego tam jeszcze. Wiedzac, ze nowojorczycy zawsze zostawiaja niepotrzebne rzeczy do rozdania potrzebujacym, a wlasnie jako swieza imigrantka potrzebowala wszystkiego, zadzwonila radosnie do mieszkajacej nieopodal Ani i obie dziwczynki wszystko co bylo do wziecia starannie poprzenosily do mieszkania Feli.
A nazajutrz Fela, szczesliwa posiadaczka dobrze juz wyposazonej kuchni, znalazla na klatce schodowej ogloszenie: Drogi Sasiedzie! Czy moglbys laskawie zwrocic wszystko co zabrales spod numeru 14, bo rzeczy zostaly wyniesione tylko na czas remontu kuchni. Przepraszamy, dziekujemy!
Wiec Fela i Ania na paluszkach nastepna noca odnosily wszystko co zostalo zabrane – aby nikogo nie obudzic i nie wydalo sie, kto zabral. .
Nastepnegpo dnia na klatce nowe ogloszenie: Rodzina spod 14 serdecznie dziekuje za oddanie sprzetow i wyszorowanie ich z brudu i tluszczu. 😆
Nieźle się urządzili właściciele – może po to wystawili, żeby ktos im to umył za darmo? 😆
A w Łodzi to chyba po prostu tak kochają muzykę 😉
Pani Kierowniczko, nie ma Pani na składzie jakichś TROMB, które by się nadały na uroczystość wodowania? Uczciwszy uszy, trzeba znowu uczcić wygraną Komisarza. 😆
Ten Komisarz to nic tylko wygrywa i wygrywa… 😉
Te typy tak mają… 😆 Ale wodowanie bez TROMB jakieś takie niepełne jest. 😉
Wodowanie to z szampanem musi być…
A co, Kierownictwo myśli, że ja szamponem wodowałem? 😆 Ale do podniosłej oprawy należy też zadęcie. -)
Szamponem to może nie, ale przyznaj się Bobiku – to było raczej wino musujące niż szampan 🙂
Szampanna, nie szampanna, pisz pan szampanna. 😉
Tłukłeś Waść szampannę ?
Noo, jak się sama prosiła… 😳
Po wodowaniu zamykają w suchym doku 🙄
Słusznie, Hoku 😉
Słusznie? 😯 I pewnie jeszcze o suchym pysku też słusznie? 😯
Na wszelki wypadek w drodze do miski zahaczę o TOZ. 🙄
Wie ktoś, czy za Kierownictwem już należy rozsyłać listy gończe, czy jeszcze się powstrzymać?
Jakby co, to ja z gończymi, zwłaszcza polskimi, mam całkiem niezłe układy. 😉
Pieseczku, ja jestem, tylko Was nie ma 😉
Aha, jeszcze tylko doniosę, że rozmawiałam z Tereską. Jest w Częstochowie, ma tam pojutrze występ i będzie grać utwory Zbigniewa Szymonowicza, który też zmarł dokładnie 10 lat temu. Teresa była jego studentką w Łodzi, a teraz propaguje jego muzykę i twierdzi, że był on bardzo dobrym kompozytorem (nie tylko pianistą). Nie słyszałam, ale może kiedyś…
No tak, Pani Kierowniczko, byt jest tak okropnie relatywny, że czasem nawet nie wiadomo, czy się w ogóle opłaca być 🙄
Ale niebycie to też w końcu żaden cymes. 😉
Idę więc stać się bytem kłębkowym. Dobranoc 😀
Pani Doroto, jest znakomity Koncert fortepianowy prof. Szymonowicza, ongiś raz wykonany (kompozytor przy fortepianie, dyrygował Katlewicz, orkiestry nie pomnę). Znam nagranie, widziałem nuty, za maestrię poręczam.
Łódź jest bardzo muzykalnym miastem, aczkolwiek niekiedy nieco muzykalności przecieka z niej do Warszawy 😉 Zaś wzmianka o fortepianach z jednej strony mnie rozczuliła, a z drugiej – wprawiła w uczucie kompozytorskiej zazdrości: że też nie wpadłem pierwszy na coś podobnego. Tyle, że mnie na tyle fortepianów nie stać. Dobranoc 🙂
TROMBY!
Witam porannie i deszczowo.
Koncert Szymonowicza zaiste swietny, mam to nagranie. A wiem, ze kilka lat temu Beata Cywinska dala go na dyplom ktorejs ze swoich studentek. No, ale coz… Dziewcze zagralo, ponoc bardzo dobrze i na tym sie skonczylo. Bo ktora filharmonia to kupi?
Ja jutro wykonuje mazurki i tryptyk. Trzymac kciuki prosze. O 17. Licze na Was 😉
Tereso, bądź spokojna, jutro o 17 mam trochę czasu i z przyjemnością będę trzymał kciuki za Ciebie, choć i bez tego wszystko sie uda.
Dzień dobry. Tutaj deszczu nie ma, ale też zapowiadają, a chmurki już wiszą…
Też będę jutro trzymać kciuki 😀
zamek twierdzi, że nie byłoby go stać na tyle fortepianów. Ależ one były z odzysku, przeznaczone do wyrzucenia 😆
Jutro o 17-tej będę na koncercie. Do oklasków będę miał ze trzy godziny na trzymanie kciuków 😉
(…) nagle nadział się na kolejkę turystyczną czu-czu, która zresztą kursowała tam prawem kaduka, bez żadnego zezwolenia
A ta kolejka to jeździ dalej. Choć cy nadal bez zezwolenia – tego nie
wiem. Wiem ino, ze wte, kie se tak jawnie po tej Chochołowskiej bez
zezwolenia jeździła, to było kapecke dziwne. To tak jakby ftosi na
środku ulicy w centrumie Warsiawy zacął jawnie sprzedawać narkotyki i
nie zostoł zatrzymony ani przez policje, ani zodnom inksom straz miejskom.
Ba ze Przyjaciel Poni orotecki tamok zginął, to tyz moze dziwić. Ta kolejka
jeździ na telo wolno, ze – zdawałoby sie – nie sposób od niej zginąć.
Cóz. Jak to pod górole spod Turbacza godajom: kie ftosi mo pecha, to mu w drewnianym kościele cegła na głowe spodnie…
O jedno „pod” za duzo mi sie w moim komentorzu wyryktowało. Mozno je precki zabrać 😀
Pani Tereso, uchylę rąbka tajemnicy, iż wykonanie w jednej z polskich filharmonii (z owym dziewczęciem w partii solowej) jest wysoce prawdopodobne.
Pani Doroto, miałem kiedyś domek z kominkiem i gdybym miał możność zakupu drewna z demobilu, to pewnie przeznaczyłbym je na kilokalorie 😉
PS. Kciuki w pogotowiu 🙂
Ja mam cztery łapy, więc będę trzymał podwójnie. 🙂
Ale mi się trafiło, dobry dzień! 🙂
Pani Tereniu, ja też będę trzymać kciuki. 😀
Będę ściskać mocno kciuki! 🙂
A właśnie w telewizji regionalnej (a raczej: regionalnym paśmie TVP Info) widziałem Częstochowiankę Teresę Cz. 😉 😀 Przedstawioną bardzo ładnie (tak ładnie, że podbiegłem do telewizora 😉 ).
Szkoda, że nie widziałam 😉 Mam nadzieję… co ja mówię, jestem pewna, że wszystko poszło dobrze 🙂
zamku, właśnie powtórzono mi (w miarę) dokładne cytaty z tego, co rozlegało się w Filharmonii Łódzkiej w związku z dziełem wiadomym. Podobno zostało to nagrane. Powinni wrzucić do netu 😆 Aha, podobno pierwsza wersja tytułu z „GW” brzmiała: „W Łodzi fortepiany mówią k…a” 😛
To Kierownictwo ma wtyki w każdej orkiestrze? 😯
To nie z orkiestry wiadomość 😆 A co do wtyk, i owszem, miewam tu i ówdzie, ale nie wszędzie 😉
Szkoda, że nie mam dostępu do owego pasma wspomnianego przez PAK-a, bo sama bym na okoliczność Teresy chyżo podbiegła do telewizora 🙂
Powróciłam z Torunia, „Miracula Sancti Nicolai” świetne, żywy teatr, bardzo wciągający, pełen niespodziewanych zwrotów, które przyniosło wczoraj samo życie 😉 I ten ich śpiew! Nawet przeszła mi empatyczna chrypa, którą miałam po Schollu. Tym razem obejrzałam w pełni świadomie. Pierwszy raz, dwa lata temu w Jarosławiu, byłam po 12 godzinach podróży i nie bardzo wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Nie grozi im rutyna, wczoraj było dopiero 10. przedstawienie (a premiera była w lutym 2007) i wciąż ewoluuje 🙂
To nad wszędobylskością trzeba popracować 😉
Pracuję, pracuję…
To te Węgajty tak dobrze śpiewają? 🙂
Jak dla mnie to tak – zdrowo i prawdziwie. Rozsmakowałam się w takim śpiewie. A osobną historią jest jeszcze maestria Marcina czy Roberta, sam ich śpiew jest już teatrem, tyle się w nim dzieje, tak jest obecny i żywy. A, i rozkoszowałam się wprost narracją Jacka Hałasa 🙂
A w przerwach prób kapela grała na Rynku 😉
Chyba można już puścić? Trochę mi się niewygodnie chodzi z zaciśniętymi kciukami. 😉
O, już dawno – koncert był o 17, a wątpię, żeby te utwory trwały tak długo 😉
Kochani, jutro zaczyna sie dopiero za 7 minut. Czyli jeszcze 17 godzin i 7 minut.
Dzieki za kciuki trzymane awansem. Faktycznie bylam w TV, ale sie nie widzialam.
A teraz dobranoc, PAK-u, blagam, POBUTKA pianissimo…
Pani Doroto: owszem, tak brzmiał pierwotny tytuł. Tyle, że nie było wykropkowania. Naprawdę 🙂
Przyszło mi na myśl, że wziąwszy pod uwagę wiadome słownictwo, w Łodzi został wykonany performięs. Jeżeli powstało nagranie, to fakt, czym prędzej powinno trafić do netu – chociaż istnieje niebezpieczeństwo, że zgłosi się potężny tłum… po tantiemy 😉
POBUTKI pianissimo się skończyły. Ale ta nie powinna być najgorsza.
PS.
A Teresa była w TV na okoliczność Światowego Kongresu Częstochowian.
To ja dzis posle bardzo delikatna pobutke:
http://www.youtube.com/watch?v=faJE92phKzI
a to dlatego, ze wczoraj Starszy Pan (88 lat) dostal od prezydenrta Obamy bardzo prestizowa Nagrode Kednnedy’ego.
Ze 3-4 lata temu moja mama zrobilam nam niespodzianke i z okazji urodzin E. zabrala nas na koncert kwartetu Dave’a Brubecka, w ktorym gral takze jeden z jego synow. Bylo to niezwykly przezycie, takze i dlatego, ze cala sala Kravitz Center na Palm Beach na Florydzie wypelniona byla bardzo starymi, entuzjastycznie reagujacymi ludzmi, wielu z nich w wozkach. Mysmy byly najmlodsze, hehe 😆
Pamiętam, jak Brubeck tu przyjechał jakoś kilka lat temu – wytworny, nobliwy starszy pan o prezencji profesora uniwersytetu 😉 Publiczność w Warszawie chyba jednak była młodsza 🙂
A PAK swoją pobutką zrobił sobie antycypację wieczoru. Miłych wrażeń życzę 🙂
Teresa gra ten koncert właśnie z okazji tego kongresu!
zamek: do północy jeszcze można było podsłuchać złodziejaszków w filharmonii 😉
http://miasta.gazeta.pl/lodz/1,35136,7029779,Fortepiany_zniknely__projekt_trwa.html
Ten „moment kradzieży” to brzmiał mniej więcej tak: o k…a, jakie jaja, podp………śmy fortepian 😆
PAK-u, dzieki serdeczne za POBUTKE delikatniutka. Tak, to wlasnie taka miala byc.
Odnosnie fortepianu – podejrzewam epitety bardziej rozwiniete, w stylu niezapomnianego Pana Picusia, ktory z dwoch slow potrafi ulozyc zdanie zlozone. Polak potrafi.
Biegne sie integrowac 😉
A wtedy na tym koncercie w Kravitz Center wielu ludzi sie poplakalo kiedy kwartet zagral „Brotehr, can you spare a dime”, bo pamietali jeszcze Tamten Kryzyz, choc obecny jeszcze sie nikomu nie snil. Niestety nie ma tego w ich wykonaniu na YouTube. Byl to najbardziej wzruszajacy moment z koncertu.
Wczoraj Obama opowiadal, ze slyszal pierwszy raz Brubecka na zywo w Kenii, kiedy mial 10 lat. Na koncert zabral go ojciec.
„Performięs” prześliczny. Natychmiast dopisuję do słownika. 😆
Ja też mam wspomnienie z Brubeckiem. Przed laty, kiedy jeszcze dostęp do zachodnich płyt nie był jeszcze ani prosty, ani oczywisty, jakaś grupa entuzjastów założyła w krakowie Klub Anglistyczny czy coś w tym rodzaju, żeby dać studentom możliwość szerszego dostępu do kultury anglosaskiej. Podczas otwarcia przemawiał miły pan, potem puszczono kawałek Brubecka, potem miła pani opowiadała o literaturze i jak to ciekawie będzie można o niej w ramach Klubu dyskutować, a potem poproszono przybyłych studentów o danie głosu, czyli pytania, życzenia, uwagi, itp.. Zapadła martwa, przedłużająca się cisza, aż wreszcie ktoś nieśmiało podniósł rękę i zapytał: „czy można by puścić trochę więcej tego Brubecka?”. 🙂
Czy znamy i kochamy tego kogos kto poprosil o wiecej Brubecka? 😆
Podejrzenie jest nieuzasadnione. W Krakowie niejeden znał i kochał Brubecka. 😆
Macham Wam juz z Krakowa, pisze na necie ogolnohostelowym bez polskich literek, bo wifi w pokojach chodzi jakby chcial, a nie mogl. To szczesliwie tylko na te noc, pozniej przenosze sie do mojej zwyklej kwatery, gdzie siec mam z kabla wywieszonego z gory przez okno 😆
Dzis zaczyna sie lomot, czyli Sacrum Profanum. Caly wieczor spedze w Nowej Hucie 🙂
Przyjemnego pobytu! I żeby pogoda była zupełnie inna niż rok temu, taka „wręcz przeciwnie” 🙂
Pamiętajcie, że o 17.oo zaczynamy trzymać kciuki za teresę.
To jeszcze 21 minut. 🙂
To zaraz zaczynamy, zdążyłam wrócić do domu 🙂
Godzina 17.01 – Tereso – trzymaj się!
O której puszczamy? Bo ja znowu te problemy z chodzeniem mam… 😆
Ja już puściłem – chyba tyle Teresie wystarczy. A musiałem puścić bo usłyszałem stukanie kołatki do drzwi. Za nimi stała moja sąsiadka, która rozpaczliwie prosiła (cytuję): Ach, panie Piotrusiu, niech pan nas ratuje, gościśmy dostali i nie mogę ich podjąć nawet herbatą bo Marcia wyjadla cały cukier, wie pan jaka ona jest za cukrem! (Sąsiedzi są młodym małżeństwem kaszubskim, są to ludzie bardzo prości i niezwykle serdeczni, Marcia zaś jest ich córeczką). Na szczęście miałem cukier i dałem – ale na parę minut musiałem przestać trzymać kciuki. Ale potem nadal trzymalem.
Piotrze, myślę, że Teresa chwilowe puszczenie w celu spełnienia dobrego uczynku wybaczy wręcz z przyjemnością. 🙂
Bobiku, ja to ja, ale Ty! To,że nasza kochana psinka też trzymała kciuki -wydaje się szczególnie wzruszające.
No, jakżebym mógł za Teresę nie trzymać? Zasługiwałbym na kciukopoodpadanie. 😉
Piotr jest bardzo życzliwym, pomocnym człowiekiem. 🙂
A Bobiczek przyjazną psinką. 🙂
A ja zmęczoną, starszą panią, więc idę spać.
Zajrzałam, bo myślałam, że może coś zapodadzą.
To przyjemnych snów! Pa! 🙂
Dobrych snów, mt7 🙂
A dla Pani Kierowniczki Sequentia z Jarosławia (pewnie do obejrzenia dopiero po przeprowadzce i podłączeniu do Internetu z kabelka):
http://www.youtube.com/watch?v=kit6iNLrbTk
I jeszcze migawka z seminarium z zespołem Sirin. Andriej Kotow ilustruje przykładem muzycznym podaną wcześniej informację, że z użyciem liry korbowej każda dowolna pieśń nabiera wzniosłości, staje się pieśnią religijną:
http://www.youtube.com/watch?v=_oc1ov_1Qzc
No tak, chętnie obejrzę, dzięki, ale rzeczywiście dopiero w dzień, bo co prawda teraz Internet w pokoju działa dobrze, ale jest późno, a jeszcze chcę coś napisać 🙂
Kochani! Kciuki byly nad wyraz pomocne, bo cienie po klawiaturze lataly po skosie, a ten czestochowski sztajnlej rozsypuje sie wielce i klawisze lataja mu na boki. Palce musialy wyposrodkowac.
Nie wiem, jakby to bylo bez waszej pomocy. Naprawde nie wiem.
Ale wszystko sie udalo, Muzyka Nieznana przekonala publicznosc, za co w nagrode owaz otrzymala bisy (juz bardziej tonalne).
Tym samym zakonczylam robienie za gwiazde i moge zaczac normalne zycie.
Jestescie wspaniali, kochani, jedyni, wyjatkowi, cudowni.
Cukier wyjedzony przez Marcie bynajmniej nie przeszkodzil, a Bobiczkowi gotowam masowac kopytka. Na razie:
http://www.youtube.com/watch?v=LhdWXDAfzf8
Tereso,
gratuluję sukcesu mimo, jak piszesz, trudności technicznych 🙂
Dzieki, Hortensjo 🙂
Gratulacje, Tereso 🙂 Serce roście, że a) klawisze nie odleciały, b) publiczność zasłużyła na bisy 😉
Trudności techniczne mają sporo twarzy. Spotkałam się z przypadkiem, kiedy klawesynistka na swój występ zapomniała… klawesynu. I to już, jak sie okazało, był problem nie do przezwyciężenia.
Poznałam kiedyś siostrę Tadeusza – w mało komfortowych, bo szpitalnych okolicznościach. Wspaniała kobieta, która pięknie snuła o Bracie. Pozdrawiam Ją bardzo.