Wesoły jubileusz
Związek Kompozytorów Polskich ma 70 lat. Ale nie obchodzi tego jubileuszu pompatycznie, choć i pewnej pompy nie brakuje. Jednak nawet ona jest na wesoło.
Po co taka organizacja w dzisiejszych czasach, rodzaj związku zawodowego kompozytorów i muzykologów – powie ktoś. Są też kompozytorzy, którzy nigdy nie mieli potrzeby się do ZKP zapisać, np. Paweł Mykietyn. Po co więc w nim jesteśmy? I dlaczego jednak wciąż nowi, młodzi się zapisują? Bo to jest po prostu nasze i tylko nasze, to jest rodzaj platformy środowiskowej, która nas łączy. Nas – bo też jestem jej członkiem. To jest trochę jak bycie w rodzinie, dużej i zżytej, w której się współdziała. Przeszliśmy razem trudne czasy – śp. Kisiel powiedział o śp. Józefie Patkowskim, prezesie ZKP w czasach stanu wojennego, że „przeprowadził nas suchą nogą przez Morze Czerwone”. Nigdy nie było wśród nas wątpliwości, że trzeba zachowywać się przyzwoicie i kiedy w owym stanie wojennym władze odwiesiły ZKP jako pierwszy ze związków twórczych, z nadzieją, że zorganizuje kolejną Warszawską Jesień jako wyraz tzw. normalizacji, to ZKP pokazał władzom gest Kozakiewicza i Warszawska Jesień w 1982 r. i tak się nie odbyła.
Tak więc przeżyliśmy niejedno, znamy się jak łyse konie, wiemy, czego się po sobie spodziewać. I jeśli miewamy różne poglądy na wiele spraw, to jedno nas łączy i zawsze łączyć będzie – muzyka. Jubileusz też jest muzyczny – i właśnie na wesoło.
Dziś na Zamku Królewskim była oficjałka – niekończące się przemówienia, życzenia, wspomnienia, podziękowania… oczywiście muzyką poprzeplatane. Po pierwsze, Krzysztof Knittel stworzył szereg świetnych elektronicznych dżingli w najlepszym oldskulowym stylu pamiętnym z czasów Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia. Po drugie, zespół instrumentów dętych blaszanych wykonał osiem fanfar sprezentowanych nam przez przedstawicieli ośmiu naszych sąsiadów: Szwecji – przez Bałtyk (Martin Q Larsson), Czech (Ivo Medek), Litwy (Zita Bružaitė), Słowacji (Ľubica Čekovská), Niemiec (Anette Schluenz), Rosji (Vladimir Tarnopolski), Ukrainy (Ihor Szczerbakow) i Białorusi (Eugeniusz Popławski). Eugeniusz zresztą jest od pewnego czasu członkiem ZKP. Nie jest w naszym związku jedynym obcokrajowcem: mamy też Węgra (Szabolcs Esztényi), Kubańczyka (Carlos Malcolm) i Syryjczyka (Zaid Jabri). Nie traktujemy więc nazwy związku absolutnie dosłownie.
Innym jeszcze elementem muzycznym dzisiejszego wieczoru był występ zespołu Kwartludium, który w czterech częściach, także w różnych momentach wieczoru, przedstawił cykl Reminiscencje, odnoszący się do ważnych dzieł polskiej muzyki współczesnej. Prezes ZKP zapowiadał, że będzie zgaduj-zgadula, co to za utwory, ale jakoś zapomniał, więc mogę spokojnie napisać, że przerobione zostały: Bez tytułu Tomasza Sikorskiego, I Preludium taneczne Witolda Lutosławskiego, Swinging Music Kazimierza Serockiego i znów Lutosławskiego Subito. Bardzo subtelnie i dowcipnie. I na koniec jedna rzecz poważniejsza: III Kwartet smyczkowy Krzysztofa Pendereckiego w znakomitym wykonaniu Meccorre String Quartet.
Ale naprawdę wesoło będzie jutro w Zamku Ujazdowskim – istne wariactwo. Odbędzie się prawykonanie kolektywnej kompozycji Ogniwo, na którą składają się fragmenty parudziesięciosekundowe napisane przez 41 kompozytorów (wśród których znalazł się nawet Stanisław Skrowaczewski!). Dzieło zostanie poprzedzone referatem kolektywnym Za chwilę premiera. Apologia krytyczna, w którym z kolei wzięło udział „tylko” 14 autorów. Każdy z nas (bo tu i ja się dopisałam) miał za zadanie napisać 250 znaków, używając obowiązkowo po jednym słowie z trzech par: aczkolwiek/eo ipso, archetyp/artefakt, mamałyga/kwiczoł.
Potem czeka nas beatbox – Katalog Krytyk Druzgocących w wykonaniu Patryka „Tik Tak Mateli” – a po nim coś, czego wykonania sobie jak na razie nie wyobrażam. Mamy bowiem zaśpiewać Wielki Kanon do tekstu Statutu Związku Kompozytorów Polskich (popełnił go Aleksander Kościów), który jest piekielnie trudny i na pewno się na nim powywalamy, ale śmiechu będzie co niemiara. Wieczór podsumuje Pierre Nick Duo – czyli Zdzisław Piernik na tubie i Tadeusz Sudnik na urządzeniach elektronicznych.
W przerwach między tymi wesołymi zabawami jest zwykłe walne zebranie jak co dwa lata, wybory, wnioski itp. Ale w sobotę jeszcze piknik w Stawisku, gdzie będą nam przygrywać Kompania Janusza Prusinowskiego i Kawalerowie Błotni, a przyśpiewywać Zespół Międzynarodowej Szkoły Letniej z Lublina. I w tym miłym nastroju rozejdziemy się na następne dwa lata.
Komentarze
Co to, jeszcze nikt sie nie wypowiedzial? Czyli Pobutka, ktora nasuwa sie sama, choc nie czterdziestu jeden, tylko trzech https://www.youtube.com/watch?v=k_SyWP_txlM
PS Kto pamieta film Сорок первый? Ten czterdziesty pierwszy slabo skonczyl 😳
A tu pobutka naprawde na jubileusz
https://www.youtube.com/watch?v=O4qXgY2gbbg
Dzień dobry 🙂
Dzięki za podwójną Pobutkę 😀
Nie odzywam się, bo zjazduję. Wczoraj na Zamku Ujazdowskim rzeczywiście było prześmiesznie, ale i ciekawie. Apologia krytyczna był to oczywiście absurd w stanie czystym, ale – o dziwo – trzymał się kupy. Ogniwa, 41 miniaturek, każda innego autorstwa – niektóre bardzo fajne i dowcipne, całość wcale nie nużyła, zmienna jak kalejdoskop. Może trochę przedobrzony był występ beatboxera z Katalogiem Krytyk Druzgocących, bo za dużo było efektów w stosunku do tekstu. A teksty: Andrzeja Chłopeckiego o Zygmuncie Krauze, Olgierda Pisarenki o poemacie Bogusława Schaeffera Romuald Traugutt, Moniki Pasiecznik o Warszawskiej Jesieni i mój o Kapote Kanczelego (tylko fragment wpisu dotyczący tego utworu). I na koniec – cała sala śpiewa z nami! Z trudem, po próbach, ale ostatecznie udało się nam zaśpiewać Wielki Kanon do tekstu Statutu ZKP. Przepraszam, to jeszcze nie był koniec, bo jeszcze do winka granie Zdzisława Piernika z Tadeuszem Sudnikiem i gośćmi – niedługie i sympatyczne, nawet do tańca.
Dziś po obradach bawimy się w Stawisku.
A Jejmościanka Kierowniczka była fenomenalną frontmanką Dopełniaczy w Kanonie Alka Kościówa 🙂
A Jegomość zamek – Narzędników 🙂
Tłumacząc: był to Kanon Deklinacyjny, a głosy miały nazwy poszczególnych przypadków. Z tym, że Biernik jako bierny miał tacet (czyli milczał), a Wołacz zgodnie z nazwą wykrzykiwał: Niech żyje ZKP! itp.
Nie, to były Celowniki 🙂 A ponadto miałem honor być jeszcze Pani przedpiszcą w Antologii.
Przedpiszcą czy przedpiścą? 🙂 Nie wiem, czy któraś z tych form jest w ogóle prawidłowa 😆
I już po wszystkim. Grill w Stawisku okraszany co chwila jakąś atrakcyjną muzyką: bębniarskim zespołem pod wodzą Mikołaja Wieleckiego, pięknymi pieśniami z Kurpiów, Lubelskiego i Suwalszczyzny w wykonaniu trzech dziewczyn z Letniej Szkoły Muzyki Tradycyjnej, kwadransem z fortepianową wirtuozerią Włodka Pawlika (głównie na temat Melodii ludowych Lutosławskiego), transowymi tańcami zespołu Janusza Prusinowskiego, wreszcie nastrojową improwizacją zbiorową Kawalerów Błotnych, nieoczekiwanie zwieńczoną improwizacją na temat rytmów kubańskich, do której dołączył się nasz związkowy Kubańczyk. Bardzo przyjemny wieczór, a przy tym spotkania w sympatycznym towarzystwie. I tak się zakończył jubileusz 70-lecia ZKP.
Jeszcze a propos piątkowych zabaw: każdy z nas, którzy wzięli czynny udział, został nagrodzony honorarium w wysokości PLN 2, ale to nie były jakieś tam zwykle dwa złote, tylko moneta z – podobno, ale niepodobnym – Witoldem Lutosławskim 🙂
Z ciekawostek: wczoraj została stworzona funkcja honorowego prezesa ZKP, którym został mianowany Krzysztof Penderecki. Nie byłam pewna, czy on w ogóle był w związku, i pytałam go o to, odpowiedział, że owszem, kiedyś był, ale faktycznie się nie udzielał, ostatni raz był na zjeździe chyba z pół wieku temu. Przyszła pora powrotów – po latach bycia bodaj w agencji GEMA obecnie jest członkiem ZAiKS-u, co ponoć bardziej się opłaca. Potwierdza to moja koleżanka zamieszkała w Stanach, która była w ASCAP, ale stwierdziła, że ten ją oszukuje, też przeniosła się do ZAiKS-u i widzi już, że słusznie zrobiła 🙂
przedpiśćcą 🙂
A właśnie że to wszystko nieprawidłowe 😈
http://www.rjp.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1006:przedpiszca-przedpica-&catid
A w siedzibie Sinfonii dziś było Święto Muzyki. Częściowo w plenerze, na trawce. O 12 grała cała sekcja smyczków Sinfonii Varsovia z Jakubem Haufą jako solistą, głównie Mendelssohna. O 14 Quintet ENCORE, składający się z muzyków Sinfonii, różne miniaturowe kawałki mniej i bardziej znane, trochę poważne: Kreisler, Bach, ale w dużej mierze rozrywkowe: Piazzola, Bernstein. Strauss. Dla każdego coś miłego. No wielka szkoda, że tak rzadko można u nas posłuchać muzyki poważnej w tak niezobowiązującej atmosferze. A już orkiestry na pewno. Niektórzy kompozytorzy, wyprowadzeni z filharmonii, brzmią zupełnie inaczej, weselej i lżej. Sinfonia i koncert Mendelssohna jakby były stworzone do takich promenadowych występów.
Wczoraj też przyjemny koncert w tym samym miejscu, choć w budynku. Na fortepianie Marek Bracha, a na skrzypcach Katarzyna Duda grali ogniste południowe utwory, również raczej typu rozrywkowego. Najbardziej podobał mi się „Tzigane” Ravela i ach, fantazje na temat Carmen Bizeta, które skomponował Pablo de Sarasate. Carmen nigdy dość:-)
Właśnie dostałam tekst Apologii Krytycznej i, aby zakończyć temat wpisowy, wklejam tu owo wiekopomne zbiorowe dzieło wraz z zasadami, według których powstawało 🙂
Apologia Krytyczna – Kolektywna Prelekcja Wstępna do prawykonania kompozycji kolektywnej Ogniwa z okazji Jubileuszu 70-lecia ZKP
Zasady:
Przedmiotem Apologii Krytycznej jest Kolektywna Prelekcja Wstępna poprzedzająca wykonanie przez zespół Kwadrofonik ok. 50-minutowego kolektywnego utworu Ogniwa. Prelekcja, a nawet recenzja, bez poznania ich przedmiotu jest zjawiskiem znanym w historii krytyki mało chwalebnym, ale za to skutkującym anegdotami. Znana jest też książka Stanisława Lema z recenzjami niepowstałych książek książek „nieistniejących, ale możliwych” nawiązując z kolei do Mistrza Bogusława Schaeffera.
Odniesienie Apologii do Ogniw musi bazować jedynie na nieposkromionej wyobraźni muzykologów i załączonych założeniach do powstania kolektywnej kompozycji. Jednym z tych założeń jest skomponowanie przez każdego kompozytora miniatury trwającej ok. 50 sekund zakończonej formułą harmoniczną nawiązującą do akordu chopinowskiego.
Schemat działania dla muzykologów uczestniczących w powstawaniu Kolektywnej Prelekcji Wstępnej będzie opierał się na zasadzie łańcucha: każdy z uczestników otrzyma wypowiedź jednego poprzednika, do której będzie dopisywał swoją „mikroprelekcję” zachowując (mniej lub bardziej bezpośrednio) kontynuację myśli poprzednika. Forma wypowiedzi jest dowolna, przy czym nie może przekraczać objętości 250 znaków (ze spacjami) oraz musi zawierać zaproponowane przez organizatorów słowa kluczowe, maksymalnie trzy, po jednym z każdej z poniższych par, minimalnie jedno z podanych sześciu. Słowa mogą być użyte w dowolnym miejscu i w dowolnej formie gramatycznej.
1) aczkolwiek / eo ipso
2) archetyp / artefakt
3) mamałyga / kwiczoł
A OTO REZULTAT, prawykonany podczas Koncertu Niecodziennego, 19.06.2015, w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, Budynek Laboratorium, przez aktora Dariusza Jakubowskiego. Wykonanie poprzedziła prezentacja przypominająca zasady powstawania Apologii (przygotowana przez Pawła Gancarczyka), a samemu wykonaniu towarzyszył pokaz zdjęć autorów wraz z ich imionami i nazwiskami. Podobny pokaz towarzyszył prawykonaniu Ogniw przez zespół Kwadrofonik.
Alicja Gronau:
Zapytajmy na wstępie, czy kolektywne dzieło Ogniwa to archetyp nowej sztuki, czy raczej postna mamałyga, którą karmieni czekamy na prawdziwe święto, eo ipso wyjątkowe. Podejmijmy ryzyko wniknięcia analitycznego i oceny.
Dorota Krawczyk:
Aczkolwiek, podejmując to ryzykowne zadanie, warto, byśmy zmierzyli się z niewątpliwymi artefaktami, które już sam tytuł owego dzieła w sobie kryje. Pomyślmy na przykład: czyż nie byłoby zasadne raczej szukać ogniwa brakującego niż komponować nowe?
Rafał Ciesielski:
Kontynuując stawianie pytań, kto był pierwszy: kompozytor czy muzykolog? (archetypy: jajko czy kura, bądź (z Czechowa): który niedźwiedź był pierwszy: biały czy czarny?). Nie rozstrzygając, zaśpiewać można w zgodnym akordzie (optymalnie: chopinowskim) do tytułu ostatniej księgi Pana Tadeusza.
Beata Bolesławska:
Jednakże, aby całość nie stała się dźwiękową mamałygą, należy przećwiczyć owo śpiewanie przed ewentualnym występem. Każdy akord bowiem, w tym nawet chopinowski, aczkolwiek powszechnie znany, nie zawsze zabrzmi zgodnie bez uprzedniego spróbowania…
Katarzyna Dadak-Kozicka:
Otóż to właśnie artefakty owe muzyczne, wypróbowane, brzmieniowo dopieszczone, a mądrze uformowane, eo ipso piękna i sensu pełne, wiekopomność zwiastują, o którą oczywiście nikt nie zabiega, ale sprawiedliwość dziejowa co najmniej 70 lat wdzięcznej pamięci zapewni. Con amore e grandezza.
Agnieszka Leszczyńska:
Ale czy liczyć można na pamięć wdzięczną tych, co za 70 lat w głowach miast zwojów mózgowych mamałygę z kukurydzy zmodyfikowanej mieć będą? Nie dozwólmy wszak, by ten archetyp twórczej współpracy sczeznął w rozmemłanej świadomości przyszłych pokoleń!
Sławomira Żerańska-Kominek:
Spróbujmy stworzyć artefakty najwyższej klasy, które, aczkolwiek niedostępne dla pokoleń mamałygowych, okażą się inspiracją dla przybyszów z innych cywilizacji. Tylko ich ponadludzka inteligencja i dojrzałość pozwolą docenić archetypiczną doskonałość wytworów z mamałygi.
Iwona Lindstedt:
Wyłącznie uczucia wywołane słuchaniem czkania kwiczoła da się porównać ze specyfiką estetycznego doświadczenia, jakie implikuje wizja postulowanych artefaktów. Eo ipso ich należyta ewaluacja wymagać będzie nie tylko dojrzałości i inteligencji, ale też kompetencji interdyscyplinarnych.
Krzysztof Bilica:
Należy jednak dodać, iż kwiczoł (Turdus pilaris) nader rzadko czka, raczej wydaje dźwięki „łiii, czak czak czak”, aczkolwiek znany jest i udokumentowany przypadek, kiedy ten wdzięczny ptaszek po ćwiczeniu wokalnym „ma-me-mi-mo-mu” wyśpiewał frazę: „Co ma ma Mama? Ma Mama ma mamałygę”.
Rafał Augustyn:
Jednakowoż fraza niniejsza ma mały gabaryt i nawet w przedstawieniu video ipso facto artefakt musi zostać ekspandowany przy użyciu adekwatnej techniki.
Marcin Trzęsiok:
Eo ipso pozostaje już tylko jedno wyjście: całkowita prostota wypowiedzi, bez jakiegokolwiek aczkolwiek.
Sławomir Zamuszko:
Iże każdy kwiczoł byłby w stanie ją percypować… aliści: czy paradoksalnie jest ona osiągalna w separacji od artefaktów?
Mieczysław Kominek:
Aczkolwiek mogłoby się tak zdarzyć, to mamałyga z pewnością nie może być artefaktem!
Dorota Szwarcman:
Jednak nie zachodzi tu prosta zależność: jeśli nie może, to eo ipso nie może być też archetypem. Jako taki funkcjonuje przecież 4’33” Johna Cage’a, podobnie bezkształtny utwór muzyczny, składający się nie z ciszy, lecz z dźwięków nieprzewidywalnych.
Paweł Gancarczyk:
W tej sprawie patrz: Wiktoria Mamałyżanka, tamże, zobacz również Wiktoryn Kwiczoł i tegoż toż, cytowane za tamtąż, jak wyżej, porównaj z nimż.
A ja już – oczywiście baardzo prima facie sądziłem, że skoro tak sążniście, to nic tylko wrażenia Kierownictwa z Guillaume’a Tella… 🙂
No nie, premierze należy się osobny wpis. Ale jak dostałam taką przesyłkę, to po prostu musiałam się podzielić.
Cierpliwie poczekamy – rozumie się eo ipso😉
Kochana Doroto, w tych okolicznościach Droga Związkowa Koleżanko!
Nieźle poszło! To prawda: ogłosiłem konkurs na odgadnięcie źródeł reminiscencji, ale chciałem, aby elementy lżejsze akurat na „oficjałce” na Zamku Królewskim były w odpowiednich proporcjach do „grave”. Nie ciągnąłem więc wątku konkursu na odgadnięcie źródeł inspiracji traktując jego zaanonsowanie jako wolnostojącą frywolność a nie konsekwentną procedurę. Ale słowo się rzekło i w efekcie otrzymujesz nagrodę w postaci bardzo piękniej grafiki wykorzystującej współczesne muzyczne znaki notacji muzycznej autorstwa Teresy Frodymy, bo najbardziej przekonująco wykazałaś odczytanie źródeł inspiracji Kwartludium. Dlaczego więc „najbardziej przekonująco”, a nie po prostu „w punkt”. Bo K. Knittel też się czymś inspirował i jego dżingle były w puli muzyk do odgadnięcia. Szczerze mówiąc sam nie wiem wszystkiego, co tam u Krzyśka było. Ale musiałaś – jak i ja – wysłyszeć Andrzeja Dobrowolskiego, którego – jak i ja – wiem, że cenisz bardzo. Według mnie – „Muzyka na taśmę” Dobrowola była tam na pewno. Jak dostarczyć Ci nagrodę – ustalimy pozablogowo.
Co do Związku Kompozytorów Polskich: jest to po prostu stowarzyszenie twórcze, które opatrzone jest słowem „związek” w nazwie – nie w pełni adekwatnym, wynikającym z tradycji. Zresztą ZKP działa na bazie ustawy o stowarzyszeniach, a nie związkach zawodowych, czyli tych samych jak setki innych stowarzyszeń starych i nowych. Nie ma w tym żadnego anachronizmu, wręcz przeciwnie: jest wyraz samoorganizacji, tyle, że dawno dokonanej, choć też pracowicie przedefiniowanej – samoorganizacji niezależnej od władz i instytucji państwa zarówno dawnego – powiedzmy autorytarnego, jak i obecnego – z jego pozornymi grawitacjami w stronę „państwa obywatelskiego” , zaś od jakiegoś czasu – w stronę państwa kulturę centralizującego i urzędniczego (na życzenie publiczności: stare środowiskowe odruchy jak najbardziej „wschodniej” proweniencji – działają. Jak coś nie jest państwowe i narodowe ze statusu i nazwy – to jest drugorzędne – vide: narodnyj artist. Inną rzeczą jest okoliczność, że odruchy te reagują na rzeczywistość, w której sektor pozarządowy nie ma instrumentów stabilizujących jego byt instytucjonalny).
Jak mówiłem na zjeździe: ZKP to duży organizator wydarzeń muzycznych (w sferze muzyki nowej w Polsce największy i najbardziej kompleksowy) wzmocniony „radą nadzorczo-programową” w postaci stowarzyszenia ludzi muzycznie kompetentnych, o kompetencjach chyba trudnych do zakwestionowania bez jakiś figur ekwilibrystycznych, czy ideologicznych. I odwrotnie – to grupa ludzi kompetentnych mając narzędzia artystycznego i strukturalnego wpływania na rzeczywistość. Bez bezpośredniej zależności od polityków i ich urzędników. Wszystko to jest ustrukturyzowane dosyć nowocześnie i – według mnie – rozwojowo.
Cieszę się, że Jubileusz uniknął zbytnich monumentalnych tonów – taka była nasza intencja. Jako starzec środowiskowy chciałem pokazać, że mamy dystans do siebie, ale i radość muzyki, nie mniejszą – a szczerze mówiąc – większą, niż piekielnie serio na swoim punkcie wojownicy spraw ciekawych i ważnych, ale niewyłącznych – jak by często chcieli. Tyle w delikatności …
Co do innych narodowości: w ZKP – jest ich sporo więcej. Z niektórych przez Ciebie niewspomnianych: Igor Jankowski (Białoruś – Polska), Pierre Jodlowski (Francja), Dominik Karski (Australia – Polska) i paru dalszych. Nie wiem jak jest z naszym wszak polskim Romanem Bergerem – chyba ma obywatelstwo słowackie. Nie wspominając o polskiej kompozytorskiej diasporze na świcie – to około 15 osób od Niemiec, Francji i Holandii do USA. Jakby nie patrzeć, kierunek rozwojowy członkostwa jest silny i ma znamiona konstytuowania przez jakości artystyczno-kulturowe przekraczające formalizmy – na bazie poczucia wspólnej sprawy. Rozgadałem się z łatwością byłego już prezesa ZKP. Cieszę się, że będę już mógł pisać i tu – nie skrępowany odpowiedzialnością „reprezentowania”. Czyli walić na swoje już konto … Uściski.
Drogi Jurku, Prezesie nasz Były i Wieloletni 🙂
Wymieniając związkowych obcokrajowców miałam na myśli – jeśli chodzi o ścisłość – rzeczywistych obcokrajowców, bo oczywiście są też Polacy „wyjechani” i zamieszkali na stałe za granicą i wtedy należałoby wymienić np. Martę Ptaszyńską, Hankę Kulenty czy Kasię Głowicką. Ci, których ja wymieniłam, to właśnie rzeczywiści obcokrajowcy (choć nie wiem, czy kolega Popławski nie ma korzeni polskich).
Mniejsza z tym. Miło było się spotkać znów i to w tak sympatyczny sposób. A jeśli chodzi o naszą organizację, to jest ona oczywiście potrzebna z o wiele większej ilości powodów niż to, że dobrze się ze sobą czujemy 🙂 i świetnie, że coraz więcej młodych to docenia – bo przecież był czas kontestowania organizacji w ogóle. Myśmy nie poddali się ostatecznie temu pędowi do atomizacji – i to, myślę, jest zdrowe. Miłego życia w cywilu 😉