Druga inauguracja
Garrick Ohlsson z okazji swojego pierwszego w historii udziału w jury Konkursu Chopinowskiego wybrał na otwarcie dzieło Ferruccia Busoniego, którego imienia konkurs również wygrał.
Poważył się mianowicie na wykonanie rzadko granego Koncertu na fortepian, orkiestrę i chór męski, który jest raczej czymś na kształt symfonii koncertującej niż koncertem fortepianowym. Szkoda, że nie doszło do skutku dwa dni temu w NOSPR prawykonanie utworu Eugeniusza Knapika napisanego również jako koncert fortepianowy z udziałem chóru – byłoby interesujące porównanie.
Ohlsson przyjechał w 1970 r. do Warszawy ze zwycięstwem na Konkursie im. Busoniego w Bolzano w kieszeni – zwyciężył tam, gdy miał 18 lat. Był co prawda i tak już dwa lata starszy niż Martha, gdy to ona prawie dekadę wcześniej zdobyła tam laury. Oboje wprowadzili utwory Busoniego do swego repertuaru, choć tylko Ohlsson zabrał się za tak wielkie rozmiarami i piekielnie trudne dzieło jak Koncert. Uchodzi za jednego z najlepszych wykonawców tego utworu, choć przyznam, że innych wykonań nie słyszałam.
Powszechnie Busoni znany jest ze znakomitych fortepianowych transkrypcji organowych dzieł Bacha. Za życia znany był również jako wybitny pianista; był m.in. cenionym interpretatorem muzyki Chopina (choć jego interpretacji trudno się dziś słucha, prawda?). Wbrew pozorom więc wybór tego utworu może się wiązać z Chopinem, zwłaszcza że znajduje się tam małe nawiązanie do naszego kompozytora. Tak ogólnie to strasznie to dziwny utwór. Trwa ponad godzinę, a kompozytor chciał w nim powiedzieć ogromnie dużo rzeczy, nawet pozornie niezwiązanych ze sobą. Trochę taki strumień świadomości. Nawiązania można było wysłyszeć nie tylko do Chopina, ale i do innych kompozytorów, a podobny motyw do owego charakterystycznego powtarzającego się, pochodzącego z piosenki włoskiej Fenesta che lucive, można usłyszeć i u Liszta. Jest w Koncercie zawarty fragment nieukończonej opery Busoniego, a na koniec – tu wreszcie po ponad godzinnym wysiadywaniu na estradzie chór ma coś do powiedzenia – rozbrzmiewa hymn do Allacha. Trochę więc groch z kapustą. A w tym wszystkim bardzo ambitna, wirtuozowska partia niemal wciąż grającego fortepianu. Potrzeba kondycji Ohlssona, żeby dać temu wszystkiemu radę.
Jest to pianista bardzo tu lubiany i jego występ, choć nietypowy, wywołał entuzjastyczną reakcję. Dał trzy bisy, które zapowiedział po polsku. Były to: Chopina Mazurek f-moll op. 7 nr 3 i Walc cis-moll oraz zwiewna Etiuda Fis-dur Skriabina.
Od jutra rana do roboty! Poza wszystkimi możliwościami słuchania chcę tu wspomnieć o innej, dostępnej warszawiakom. Sinfonia Varsovia u siebie na Grochowskiej organizuje recitale uczestników konkursu od 5 do 15 października, codziennie o godz. 19. Na koncerty wstęp wolny. Ponadto w Skwerze na Krakowskim Przedmieściu będzie Klub Konkursowy, ale tam raczej pogaduchy z miłym jazzem w tle.
Byłam też na otwarciu nowej wystawy w Muzeum Chopina poświęconej pojęciu wirtuoza. Są tam różne śliczne grafiki-karykatury, np. Paganiniego ćwiczącego na skrzypcach w więzieniu (!) albo diabła siedzącego na łóżku śpiącego Tartiniego. Sprowadzono też z paryskiego Musée de la Musique „instrumenty tortur” do rozciągania rąk pianistom (fotografowałam je kiedyś w Paryżu, ale niewyraźnie wyszły – tutaj i tutaj), a przy nich jest filmik poglądowy, jak to się robiło. Brrr.
Komentarze
Kontynuując paradę zwycięzców konkursu: Krystian Zimerman czterdzieści* lat później (kompozytor też na B)
https://youtu.be/mnyO0oE77UM
*Prawie czterdzieści, bo zapis koncertu jest z czerwca tego roku.
Sobota rano. Pazdziernik. Pobutka stosowna do nastroju, a przy tym, urodzin cd.
https://www.youtube.com/watch?v=2PzGf-_zKuM
Dzień dobry 🙂
Jedno łączy mnie z Horowitzem 😆 Też lubiłam kiedyś grywać ten chorał w zaciszu domowym…
Ten zapis czerwcowego występu Zimermana w Berlinie jest w całości (za pieniążek) w Digital Concert Hall Filharmoników Berlińskich, ale miło, że szerzej udostępnili przynajmniej taką zachętę. Właśnie mówiliśmy z 60jerzym o tym, że KZ chyba po raz pierwszy od dawna na to się zgodził 🙂
Piękne urodziny obchodzi też dzisiaj Stanisław Skrowaczewski. (Przy okazji, autor dzisiejszej dwójkowej Archiwalni powinien jeszcze raz, a dobrze, policzyć 😉 ). Dużo zdrowia, Maestro!
Nu, pajechali!
Busoni przytłoczył mnie jednak trochę wczoraj tą wiellością watków narracyjnych. Ale warto było pójść z ciekawości. Podziw dla Ohlssona za wigor i wytrzymałość. Myślałam, że już nie będzie chciał bisować. Pięknie zagrał te Chopiny i Skriabina, przy których odrobinę odpoczęłam.
Ohlsson to tytan. Idealnie się nadaje do takich dzieł. Inna sprawa, że takie post-Lisztowskie monstra nie są łatwe do wchłonięcia 🙂
Dzień dobry!
Słuchałem przez internet.
Kwestia gustu – mnie takie utwory przytłaczają. Co innego dramaty Wagnera z całą ich teatralnością – tu jestem fanem, a co innego dzieło na koncert w filharmonii…
Nie zmienia to faktu ze Olsson jest tytanem ( HAHA dosłownie 🙂 )
Nie samym Konkursem człowiek żyje…
Zainspirowany szopenowskim postem babilasa na zaprzyjaźnionym blogu, sięgnąłem ci ja do NIFC-owego kalendarium, do roku Pańskiego 1848. Cytuję dosłownie:
„15 maja. W salonie ks. Sutherland w Stafford House gra w obecności królowej Wiktorii, jej męża, ks. Alberta, Wellingtona i innych wysoko utytułowanych osób. Oprócz własnych mazurków i walców – Mozarta Wariacje g-moll na dwa fortepiany, wspólnie z Julesem Bénedictem. W koncercie bierze udział trzech śpiewaków: Luigi Lablache, Antoni Tamburini i Giuseppe Mario”.
Zacznę od drobiazgu – skoro Luigi i Giuseppe, to czemu nie Antonio? Lecz wcześniej jest jeszcze gorzej – na jakiej bowiem podstawie z Juliusa Benedicta, urodzonego i zmarłego w Stuttgarcie, a osiadłego przez wiele lat w Anglii, zrobiono Francuza (w dodatku z ortograficznym błędem w odmianie imienia)?
I na koniec najważniejsze: jakiż to utwór zagrali wtedy wspólnie obaj pianiści? Bo przecież wiadomo powszechnie, że żadnych Wariacji g-moll na dwa fortepiany Mozart nie skomponował.
Źródła są zgodne: to Andante z 5 wariacjami G-dur, KV 501 na fortepian na cztery ręce. Do wykonania tego dzieła, gdyby ktoś nie wiedział, nie jest zatem potrzebny drugi instrument.
Mozart oczywiście pisywał, choć znacznie rzadziej, także na dwa fortepiany (w tej kategorii wymieńmy przede wszystkim genialną Sonatę D-dur KV 448), ale to już inna historia… 🙂