Nieokiełznana Veriko
Nawet lepiej, że nie byłam na wieczornym koncercie, bo recital Veriko Tchumburidze i Aleksandry Świgut był na tyle absorbujący, że trudno byłoby się przestawiać.
Niedawno zwyciężczyni zeszłorocznego Konkursu im. Wieniawskiego grała też z Sinfonią Varsovią Koncert d-moll Wieniawskiego – nie wybrałam się i z tego, co mówią ci, co się wybrali, nie mam czego żałować, bo jakoś jej wtedy nie wyszło. Teraz na Zamku Królewskim było całkiem inaczej. Veriko pokazała swoją osobowość, można powiedzieć – swój pazur. Choć czasem chciałoby się coś jeszcze poza pazurem…
Młodziutka Gruzinka z Turcji studiująca w Niemczech ma ogromny temperament. Do większości wykonanych dziś utworów takiego typu interpretacja pasuje. Sonata Kreutzerowska Beethovena grana była z takim rozmachem (poza bardziej lirycznymi wariacjami ze środkowej części), że co i rusz urywało się włosie smyczka i można było się zastanawiać, czy jej go aby wystarczy do końca koncertu. Po przerwie była I Suita na skrzypce solo Ernesta Blocha, dzieło rzadko wykonywane, bardzo w typie skrzypaczki, bo wymagające szerokiego diapazonu ekspresji. Mity Szymanowskiego były tą częścią programu, która odpowiadała mi najmniej. O ile bowiem Źródło Aretuzy tak burzliwie zagrane mogłoby ilustrować zamiast spokoju płynącej wody mityczną historię o ucieczce nieszczęsnej tytułowej nimfy przed Alfejosem, to już Narcyz był zbyt namiętny, tak jakby patrząc na swe odbicie w jeziorze wykrzykiwał: ach, jak ja ciebie kocham! – zamiast wzdychać: ach, taki jestem piękny, a wydaje mi się, że bliższe tej postaci byłoby to drugie. Driady i Pan jednak miały cechę figlarności, która nie zawsze w wykonaniach się pojawia. I wreszcie ostatni punkt programu: II Sonata G-dur Griega, bardzo norweska, zagrana wręcz z folkowym zacięciem.
Jednak nieokiełznany temperament w dużych ilościach trochę nuży – brakło chwilami w tej grze momentu wyciszenia, zadumy. Miejmy nadzieję, że artystka rozwinie się także w tę stronę. Trafiła w Monachium do Any Chumachenko, która jest świetnym muzykiem i pedagogiem.
Podkreślę jeszcze na koniec, że znakomicie towarzyszyła skrzypaczce Aleksandra Świgut, pianistka wrażliwa, która okazała się też świetną kameralistką. Wizualnie i stylistycznie artystki stanowiły całkowity kontrast, natomiast muzycznie porozumiewały się bardzo dobrze, choć i bez usterek się nie obeszło – samo życie.
Komentarze
Pobutka 8 IV https://www.youtube.com/watch?v=075vhm-Om8Q 🙂
Dzień dobry.
Off topic, ale temat wciąż powracający:
http://muzyka.onet.pl/klasyka/alfabet-polskiej-opery-w-jak-warszawska-opera-kameralna-demolowana/vfl82n
Szkoda, że, zazwyczaj tak wnikliwa w ocenie publiczności, Szanowna Gospodyni nie wspomniała o skandalicznym tym razem zachowaniu tejże po koncercie. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Jestem zszokowany i wstyd mi za Warszawkę. A poza tym – co jakiś czas widuję Panią na koncertach nie tylko w Warszawie, a potem z przyjemnością czytam co ma Pani do powiedzenia. Serdecznie pozdrawiam.
@ Boreasz – witam. Jeśli chodzi o wyjście części publiczności przed końcem, to jest to o tyle zrozumiałe, że o 19:30 rozpoczynał się kolejny koncert w FN, a już była prawie ta pora. Wzajemnie pozdrawiam.
Zupełnie nie zgadzam się z zasłyszaną przez Panią opinią o koncercie w TW z Sinfonią Varsovią. Nie słyszałem dotąd lepszego wykonania Wieniawskigo. Żałuję tylko, że pomimo gorącej reakcji publiczności skrzypaczka nie bisowała.
Nie wiem, jak było w rzeczywistości na tym koncercie, ale na konkursie jej Wieniawski bardzo mi się podobał, czemu dałam wyraz tutaj.
Dzień dobry; Też na tym koncercie urodzinowym SV wtedy byłem i uważam, że był to koncert bardzo udany, spełniony. Również w tej 2. symfonicznej części, jakby nie było jednego z moich ukochanych kompozytorów. Po którym to (że się powtórzę) w żadnym programie koncertowym to nie słyszę już nikogo… Wczoraj zresztą też… Na Festiwalu Beethovenowskim państwo pozmieniało w południe program i dało go w części 1…
to na drugiej części już nie zostałem) 🙂 pa pa m