Ofiary fatum
Temat kobiecy festiwalu Kultura Natura został na dzisiejszym koncercie NOSPR pod batutą Alexandra Liebreicha „przydzielony” mezzosopranistce Tanji Ariane Baumgartner, która była najpierw upadającą królową, potem tragiczną królową.
Śmierć Kleopatry – to dzieło Berlioza, które od pewnego czasu przeżywa renesans dzięki słynnym mezzosopranistkom, które je sobie ulubiły ze względu na możliwość wszechstronnego pokazania się (u nas śpiewała je chętnie Małgorzata Walewska). To monodram z orkiestrą, w którym bohaterka żali się na swój los, wspomina przeszłość, wreszcie podejmuje decyzję, jak odejść ze świata, a ostatnia część jest wręcz ilustracją tego odejścia. Mimo że jest to utwór klasycyzujący, pojawiają się w nim już owe berliozowskie dziwności znane z późniejszych utworów. Nic więc dziwnego, że 26-letni kompozytor nie otrzymał za nią Prix de Rome – okazało się to dla jurorów za trudne. Dzisiejsza solistka ma głos o ładnej barwie, ale zbyt rozwibrowany i osadzony raczej w głębi gardła, co powoduje braki w dykcji. Podejrzewałam, że z I balkonu, na którym miałam miejsce, słychać było po prostu gorzej, ale gdy w drugiej części zeszłam na parter, wrażenie niestety nie było lepsze.
Jednak Jokasta ma w Królu Edypie Strawińskiego tylko jedną arię – na pierwszym planie jest przede wszystkim tytułowy bohater (Michael Weinius) i chór męski (Opery i Filharmonii Podlaskiej). Po raz kolejny byłam porażona wielkością tego dzieła, siłą skondensowanej emocji (nie wiem, jak koleżanka-imienniczka mogła napisać w programie, że to muzyka „skrajnie obiektywna, z pozoru wyzuta z emocji” – żadnych takich pozorów tam nie ma, hieratyczność i owszem). Każdy akord, każde ich zestawienie coś znaczy, każda postać ma swój wizerunek symbolizujący rolę w dramacie. Melizmaty, w których wręcz „wije się” Edyp, próbując zagadać nieszczęście, i inny rodzaj tego „zagadywania” w pospiesznych tłumaczeniach Jokasty, przeciwstawione są surowym akordom chóru, wyrażającego emocje poprzez harmonię.
Inna refleksja, która mnie naszła w kontekście problemów dziś tak głośnych w naszym kraju, dotyczy problemu milczenia. Gdy Edyp zwraca się do wieszczka Tejrezjasza, by mu objawił to, co wie, tamten początkowo chce milczeć, protestuje przeciwko ujawnieniu prawdy, ustępuje dopiero w momencie, gdy Edyp rzuca mu w twarz podejrzenie – i sam rzuca w niego oskarżeniem. Później o milczenie apeluje Jokasta, kompulsywnie powtarzając, że wyrocznie kłamią. Wreszcie Pasterz, świadek znalezienia małego Edypa w górach, porzuconego przez rodziców, zaczyna od słów: trzeba było milczeć. A przecież nie można już było milczeć – Teby ogarnęła zaraza, a wyrocznia delficka oznajmiła, że przyczyną jest obecność w mieście mordercy króla Lajosa. Prawda musiała wyjść na jaw. Z tym, że Edyp był i zbrodniarzem, i ofiarą, nie wiedząc o tym.
Milczenie nie jest złotem, gdy kryje zło.
Komentarze
Nie będę się specjalnie rozpisywać o dzisiejszym koncercie Mozarteumorchester Salzburg, złożonym z trzech sympatycznych symfonii Haydna (co do wykonania, zepsuły je niestety rogi, bynajmniej nie naturalne, ale smyczki i oboje były w porządku), bo też i wielkich uniesień nie było, po prostu trochę rozrywki. Na czele tej orkiestry stoi teraz Riccardo Minasi, znany nam od lat jako pierwszy skrzypek zespołów barokowych; kilka lat temu dwukrotnie wystąpił na Actus Humanus ze swoim zespołem Il Pomo d’Oro. Teraz nie wiem, czy odłożył smyczek na stałe, ale jest związany z orkiestrą z Salzburga jako szef artystyczny. Jedną rzecz zrobił chyba z niedoświadczenia. Kiedy po pierwszej części pierwszej z symfonii rozległy się brawa, wykonał małą pantomimę w stronę publiczności, mającą oznaczać, że to duża forma i między częściami się nie klaszcze, tymczasem po II części sam się ukłonił i tym samym ośmielił publiczność do kolejnych oklasków, a raczej namącił jej trochę w głowach. Chyba świadczy to też o tym, że do NOSPR przychodzi wciąż nowa publiczność, bo w poprzednich sezonach na każdym koncercie rozdawane były kartki instruujące, żeby nie klaskać między częściami…
Między częściami się nie klaszcze, chyba że trafi się jakieś ekstra wykonanie skończonego właśnie fragmentu. Więc po drugiej części dyrygent dał publice sygnał: o, widzicie, dyletanci, to było super, nie to, co wcześniej, i teraz możecie klaskać 😀
Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=2WmmocfB5YU
Ostatnio w Filharmonii Berlińskiej coraz częściej się rozlegają oklaski w przerwach między częściami. Może to jakieś szersze zjawisko? A już w sali Barenboima to jest na porządku dziennym.
Fajny ten klip – pokazuje, że gra to też praca fizyczna 😉
Rozmawialiśmy już tutaj wielokrotnie o klaskaniu między częściami – nie powinno się, to nie jazz… Co prawda jeszcze w XIX w. można było np. wstawić arię między częściami koncertu fortepianowego (jak to było na warszawskim koncercie Chopina), ale dziś się już tego nie robi, chyba że chodzi o składanki „greatest hitsów”, ale to raczej na płytach. Forma cykliczna polega właśnie na tym, że składa się z kilku części, które tworzą całość. Łopatologia? Jak widać nie 🙂
Nie powinno się, ale jak wszyscy tak będą robić to co?