Trochę śmiesznie, trochę pięknie
Żeby na trochę zapomnieć o nerwach, udałam się na kolejny, przedostatni w tym roku koncert w Nowym Teatrze z cyklu Scena Muzyki Nowej. Warto było.
Wspaniałą robotę – dzięki Towarzystwu im. Witolda Lutosławskiego (i miastu, które daje na to pieniądze) – robi Andrzej Bauer, znakomity wiolonczelista i pedagog, coraz częściej występujący jako dyrygent, do czego ma niewątpliwą smykałkę. Gromadzi wokół siebie młodych muzyków, z których sformował Chain Ensemble (Chain oczywiście od cyklu Lutosławskiego). Jak bardzo granie takiej muzyki jest dla tej młodzieży ważne, widać po ich zapale.
Cykl trwa już ponad dwa lata (zainaugurowany został w czerwcu 2017) i na razie to tyle; jeszcze jeden koncert ma się odbyć 11 listopada. Towarzystwo będzie aplikowało o ciąg dalszy; czasy, jak wiadomo, mamy trudne, a w związku z takim, a nie innym wynikiem wyborów mogą być dla naszego miasta jeszcze trudniejsze. Trzeba więc po prostu trzymać kciuki, jak i za wiele innych spraw.
Ten koncert miał wyraźne dwie części. Pierwsza to była po prostu zabawa. Skoro na którymś z poprzednich koncertów wykonany został zabawny utwór Caroli Bauckholt, dawnej uczennicy Mauricia Kagla, wypadało w końcu wykonać dzieło samego mistrza z Argentyny/Kolonii. Match, jego wczesny utwór, to jeden z pierwszych i najprostszych przykładów wymyślonego przezeń gatunku teatru instrumentalnego. Polega na tym, że dwoje wiolonczelistów muzycznie „rywalizuje” ze sobą (tym razem były to wiolonczelistki – Katarzyna Stasiewicz i Krystyna Wiśniewska), a jako sędzia służy – również grając – perkusista (przezabawny Miłosz Pękala). W sumie, pozostając utworem muzycznym, jest to skecz, przy którym wciąż nie możemy powstrzymać uśmiechu. Po jednym meczu był drugi Mecz – krakowskiego kompozytora Macieja Jabłońskiego, opartego na fragmencie Ferdydurke mówiącym o pojedynku na miny Syfona i Miętusa. Obok orkiestry wzięła w nim udział duża grupa szkolnej młodzieży, wykrzykująca dopingi.
Po tych grach i zabawach – i po przerwie – już tylko czysta muzyka, kontemplacja, trans. Widać było, że muzycy bardzo przeżywali Struny w ziemi Tomasza Sikorskiego (Andrzej Bauer zapowiadając mówił o enigmatyczności tego tytułu – a przecież on jest po prostu wzięty z tego wiersza), ale także Tabula rasa Arvo Pärta (solistki: Anna Maria Staśkiewicz i Maria Sławek), która, choć niby prosta i oparta na bardzo przejrzystym schemacie, jest istnym testem na wytrzymałość, bo łatwo przy tej muzyce odjechać, ale trzeba się skupić, żeby się nie pomylić, o co nietrudno, a przy tym pozostać przy pięknym dźwięku i wielkim spokoju. Andrzej Bauer zacytował, nie wymieniając nazwiska, amerykańskiego muzykologa, który gdzieś napisał, że właśnie ten utwór jest bardzo odpowiedni do terapii paliatywnej. Nie wątpię…
Komentarze
Alex Ross nazywa się ten amerykański krytyk (w Polsce znany jako autor wydanej przez PIW książki Reszta jest hałasem. Słuchając dwudziestego wieku). Zaglądając do jego biogramu na wiki, trafiłem na drobną koincydencję: swój bakalaureat z literatury angielskiej na Harvardzie obronił na podstawie pracy o Joysie. W ogóle Irlandczykowi muzyka zawdzięcza niejedną inspirację – i vice versa. Sikorski też jest na tej liście.
Jeśli o mnie chodzi, to w razie czego kojąco powinno podziałać Schlage doch, gewünschte Stunde. Ale na wyprowadzenie poproszę w tonacji majorowej. Nie zrozum, Panie, żebym się niecierpliwił. 😉
A mnie się ranek zrobił dziś jakiś zupełnie inny jakem posłuchał „Three Crowns” Macieja Obary i już na samym starcie, w 1. Henryku Mikołaju usłyszał i Komedę i Tomka S. Wzruszający jest też płyty tej finał – nie ma wątpliwości kto zacz ów Mr.
pa pa m
No właśnie czekam na tę płytkę. Już się na nią cieszę.
Świetne to zestawienie joyce’owskich inspiracji – dzięki. Książkę Rossa oczywiście czytałam, kiedy wyszła (gdzieś tam leży w którejś hałdzie 😉 ), ale akurat tego nie pamiętałam. Najbardziej wciągnął mnie wątek amerykańskich agentów rozkręcających europejską awangardę powojenną 😆
A dziś w sali kameralnej FN było tylko pięknie.
Koncert był prawie taki sam jak ten styczniowy z NOSPR:
https://szwarcman.blog.polityka.pl/2019/01/27/wajnberg-na-stradach/
ale nie było duetu skrzypcowego ani Rapsodii.
Za to były jeszcze dwa utwory Wajnberga: niesamowita, bardzo intymna, długa i piekielnie trudna I Sonata na skrzypce solo z 1964 r. oraz Largo – zapewne część nieukończonej sonaty, znaleziona w papierach kompozytora, prawdopodobnie pochodząca z 1987 r. Absolutnie transowa. Nie dałoby się po tym nic zagrać, więc mimo dużego aplauzu artyści nie bisowali.
Potwierdzić może ścichapęk 🙂
Ten sam program grali 2 października w Szczecinie.
Potwierdzam w rozciągłości 😀 Fantastyczna muzyka i takież wykonanie – jeśli nawet idealnie do imentu może być pewnie dopiero w nagraniach. Obaj artyści mnie zachwycili – również partnerstwem najwyższej próby (pianistę pamiętam zresztą ze współpracy z Januszem Wawrowskim). No i jeszcze ta „Dancla” 1703…
A propos nagrań: właśnie sprawdziłem, że 3-płytowy komplet skrzypcowo-fortepianowych dzieł Wajnberga, opublikowany sześć lat temu przez holenderski Challenge Classics, jest wyczerpany. I nie dziwota – dobrze, żem się weń zaopatrzył zaraz po wydaniu 🙂 Wciąż dostępne są za to sonaty na skrzypce solo (przemieszane z Szostakowiczem), a także – na innej płycie – zagrana dziś niedokończona sonata D.S. z 1945 roku. Warto.
Jakże godnie dziś uczczono 101. (już za niecałe dwa miesiące) rocznicę urodzin Wajnberga 😉
Ten „Dancla” brzmi może nieco dziwnie, jest jednak bliżej historycznej prawdy.
Tej jedynie susznej 🙂 wersji się więc trzymajmy.
A ja właśnie zaopatrzyłam się w komplet kwartetów Wajnberga w wykonaniu Danel Quartet (dystrybutor CMD). Jak również w komplet sonat (czterech) na altówkę solo w wykonaniu Viacheslawa Dinerchteina. A z polskich – kolejne płyty Kwartetu Śląskiego oraz Wajnberg Trio z tym, co grało na Szalonych Dniach Muzyki.
Jeszcze tych wszystkich cudów nie przesłuchałam, bo nie miałam czasu, ale teraz będę sukcesywnie się za to zabierać. Także za różne inne bardzo ciekawe płyty, które również czekają.
Roth, Gallardo i Wawrowski będą uczestniczyć już za półtora tygodnia w dniach Wajnberga w londyńskiej Wigmore Hall. Część powyższych programów zostanie powtórzona. Będzie cały Weinberg Focus Day – 26 października, i wcześniej jeszcze koncert 24 października.
W listopadzie (7-10) święto wajnbergowskie w krakowskiej Akademii Muzycznej, a w Polinie urodziny w grudniu – jeszcze nie wiem dokładnie, co będzie.