Dziś tylko Chopin
Pierwszy i jedyny na tym festiwalu dzień, a właściwie jeden koncert, całkowicie poświęcony patronowi. Nietuzinkowo.
Zawsze mówię, że solistom dobrze robi kameralistyka od czasu do czasu, możliwość usunięcia się czasem na bok, posłuchania kogoś innego i dopasowania się doń. Świetnie więc, że Szymon Nehring zagrał w duecie, a potem w trio. Oczywiście niemało też zależy od partnerów, ale pod tym względem trafił bardzo dobrze. Marcin Zdunik to wiolonczelista z wyobraźnią i inwencją, znamy przecież jego zamiłowanie do muzyki współczesnej, ale też do rozmaitych niezwykłych transkrypcji, a nawet własnych prób twórczości. Tym razem transkrypcji żadnej nie było, ale bez wątpienia pokazał swoją osobowość. Sonatę wiolonczelową zagrali bardzo romantycznie, z dużą dawką rubato, choć Nehring trochę się chował – brakło mi trochę śmiałości z jego strony. Ale technicznie grał leciutko i swobodnie, a tam są przecież naprawdę piekielne momenty dla pianisty. Mniej piekielności jest, wbrew tytułowi, w Grand duo concertant na temat z Roberta Diabła Meyerbeera. Taki salonowy utwór, z zakrętasami, żadnej głębi nie skrywa, więc można tylko się popisywać.
Bardzo interesującym eksperymentem było zastosowanie do Tria altówki zamiast skrzypiec. Zwłaszcza w wykonaniu nie byle jakiego altowiolisty, bo Ryszarda Groblewskiego. Bardzo dawno go nie słyszałam, pamiętam jego sukcesy sprzed lat na licznych konkursach z genewskim i ARD na czele, daliśmy mu zresztą wtedy nominację do Paszportu „Polityki”. Jest od 2009 r. członkiem-solistą Zürcher Kammerorchester, ale też gra wiele muzyki kameralnej z różnymi instrumentalistami. Trio z jego altówką nabrało zupełnie innych kolorów, nie tylko dlatego, że ten instrument sam w sobie ma ciemniejszy dźwięk od skrzypiec, ale także dzięki osobowości artysty. Dwaj smyczkowcy więc nieco zdominowali dziś pianistę, ale pomyślałam sobie, że gdyby grali na instrumentach historycznych, proporcje byłyby podobne.
Bardzo udany więc w sumie wieczór, a publiczności było nadspodziewanie wiele. Zapewne przyciągnął ich Nehring, ale satysfakcję, myślę, przynieśli im wszyscy. Był też mały bis – fragment drugiej części Tria.
Komentarze
Parę obserwacji natury wizualnej, czyli luksus NIE PISANIA recenzji.
1) Najważniejsze: podczas koncertu pan Nehring grał z nut, jego solista….hm… partner? p. Zdunik grał na pamieć. Czy robi to różnicę? Tak samo, jak najwyraźniej wiolonczeliście robiło rozniecę ubrać białą koszule ze spinkami, wmiast T-shirt. Czyli pewien , oczekiwany zresztą, respekt dla publiczności. Dlaczego wiec nie dla pianisty?W niedawnej jeszcze przeszłości, kiedy instrumentaliści wykonywali sonaty Brahmsa. Francka Straussa czy Beethovena jako utwory solowe, grali swoje partie z pamięci, a pianiści traktowani byli jako ich akompaniatorzy. To się na szczęście bardzo zmieniło na korzyść o obu stronach oceanu. Wiec przyjmijmy, ze panu Zdumikowi wygodniej jest grac bez nut. Ale istnieje cos takiego jak kurtuazja wobec jego partnera i tutaj owa kurtuazja powinna zadecydować, ze wiolonczelista postawi przed sobą pulpit z nutami , na które przecież nie musi nawet patrzeć.YoYo Ma, który Sonatę A-dur Beethovena gra od dzieciństwa, a z pianista Emanuelem Axem od ponad 40 lat, zna te partyturę na pamieć i WIDAĆ, ze w nuty nie patrzy. Ale jednak respekt dla pianisty nie pozwala mu, aby traktował go wizualnie nawet jak swojego akompaniatora. A wiec zadanie dla osob, ktore pana Zdunika znaja: bardzo proszę wytłumaczyć mu słowo „kurtuazja”, a przy okazji możne również „pokora”.
2) Nowa moda: ostatnio nie tylko kwartety graja na stojąco, ale jak widziałem nie tak dawno w Carnegie Hall , podczas koncertu tria Ax-Ma-Kavakos, skrzypek grał również na stojąco. Ja tam nie wiem: jeśli im pomaga, to niech graja na stojąco, członkowie kwartetu Belcea graja siedząco i …czy muszę nawet kończyć zdanie?
3) natury audio-wizualnej: słuchałem tego koncertu przez radio, mając nastawiony komputer. O dziwo nawet warszawska Dwójka , z dość nieadekwatna jak na Europe rozdzielczością mniej niż 128 mbps, wciąż brzmiała z mniejszym przytłumieniem niż sygnał dostarczany na pasmo video. Ale natrafiłem na inna anomalie i tutaj byłbym wdzięczny za wytłumaczenie: po raz kolejny skonfrontowany bylem z faktem, ze różnica czasu pomiędzy video a sygnałem z radia, była pełne 45 sekund na niekorzyść radia. A wiec na ekranie muzycy powracali juz zza sceny na estradę po pierwszych ukłonach , kiedy w radio wciąż jeszcze trwała muzyka. Wiedziałem o opóźnieniach rzędu 5-6 sekund, ale nie prawie minutowym. Czy mógłby mi to ktoś wytłumaczyć? Ot, zwykła ciekawość.
4) latwosci partii fortepianowej w Duo Concertante Robert de diable: ten , kto tego nie grał nie wie, jak niewygodna jest ta partia i jak sie trzeba napracowac, aby własnie brzmiała tak zwiewnie i łatwo. Wspomniany już Emanuel Ax, którego przed laty zapytałem dlaczego w swoim nagraniu muzyki kameralnej Chopina nie umieścili także i tego dua, odpowiedział „wiesz, nie chciało mi się uczyć tej trudnej partii, tyle nutek do wygrania…. ” Wiec może Duo jest mniej piekielne, ale nie aż tak bardzo. Co zaś do kwestii balansu i nieco „skromnego” brzmienia fortepianu, to w radio balans był lepszy niz w wersji video. Chyba , ze moje starcze uszy mnie trochę okłamywały i była to jedynie jakieś auralne złudzenie.
5) Słuchając wielu dziel kameralnych wracam pamięcią do czasów kiedy ich sie uczyłem, często jako dojrzały już- przynajmniej wiekiem- wykonawca. Mialem ten przywilej, ze mogłem zawsze poprosić o muzyczna/interpretacyjna porade albo swego profesora, znakomitego kameralistę, albo kogoś z muzyków, których opinie ceniłem. I tak sobie myślałem, jak fajnie by było, gdyby nasi muzycy swoje koncepcje( albo koncepcje pana Zdunika?) skonfrontowali z jakimś dobrym muzykiem i możne nawet posłuchali ewentualnej przyjacielskiej korekty/pomocy/porady. No, ale ja miałem również potrzebę uzyskania takiej pomocy….
.6) Altowka w Trio brzmiała zdumiewająco przekonywająco i nie wykluczone, ze teraz nagle altowioliści odnajdą w Trio Chopina nowy utwór ktory dodac beda mogli do swojego wciąż skromnego repertuaru. Pomaga, ze gral na altowce pan Groblewski, ale nie wierze, aby przy obecnym nad wyraz wysokim poziomie gry na instrumentach smyczkowych jaki teraz w Polsce nastąpił, ta partia w Trio Chopina sprawiać będzie kłopot jakiemukolwiek altowioliście.
7) Brawa oczywiście dla p.Nehringa i jego kolegów za wysoki poziom wykonawczy i artystyczny. Koncertu słuchałem z satysfakcja, ale jak wspomniałem dzisiejsze refleksje nie powinny być postrzegane jako recenzja.
To może ze dwa słowa o eksperymencie z Szopenem Natalii Kukulskiej. Pytam, ponieważ w tym projekcie brała udział także czołówka polskich aranżerów, producentów no i Sinfonia Varsovia.
Ajjjj…
https://www.youtube.com/watch?v=YqzzdaThEso
I zobaczcie te komentarze…
Mnie też uderzyło, że to takie staromodne trochę, Zdunik bez nut, Nehring z nutami – ale nie pod tym kątem, że Zdunik niekurtuazyjny, bo to mnie w ogóle nie raziło (nawet podziwiałam, bo mało kto by się odważył), tylko że Nehring wszedł w rolę akompaniatora – nie z powodu nut, tylko samej gry. Ale taka widać koncepcja i ciekawe, czy jego własna, czy wspólna. Co do ubioru, to każdy z tej trójki ubrał się w swoim stylu: Zdunik zwykle nosi koszulę z kamizelką, Nehring garnitur z muszką, a Groblewski raz koszulę, raz czarny T-shirt do marynarki i elegancko wygląda.
@Romek z NY ad 3):
Rozbieżności czasowych (znaczy opóźnień sygnału w stosunku do sygnału odniesienia, czyli transmisji FM) nie jestem w stanie wytłumaczyć. Zawsze były. W BBC Radio 3 są sporo mniejsze (patrząc na nadawane „piki” o pełnej godzinie – może 2-3 sekundy).
Kiedyś były nawet rozbieżności między nadawaną transmisją w TV, a sygnałem FM PR2, które nadawało ten sam koncert. Eh, dobre stare czasy simulcastów…
Co do jakości sygnału PR2 – jakiś czas temu (w zeszłym roku chyba), Polskie Radio zaczęło używać nowych streamów, marginalnie lepszych od starego sygnału w formacie WMA (beznadziejnego). W ogóle się tym nie chwalili. Natknąłem się na nie przypadkowo.
Ich adresy:
http://mp3.polskieradio.pl:8902/ – 192 kbs mp3
http://mp3.polskieradio.pl:8952/ – 128 kbs AAC
Adres wystarczy wkleić do okienka przeglądarki (albo do programu typu Foobar)
UWAGA – w mojej opinii sygnał 128 kbs brzmi lepiej od sygnału 192 kbs, ale proszę spróbować obu.
W żadnym przypadku nie należy korzystać z Playera Polskiego Radia, bo tam w ogóle jest katastrofa.
Słyszałem pp. Nehringa i Zdunika (ta kolejność, bo są to jednak chyba utwory na fortepian i wiolonczelę, w każdym razie na wydaniu partytury op.65 dokonanym jeszcze za życia Chopina na stronie tytułowej widnieje: Sonate pour Piano et Violoncelle”) w tej Sonacie (i jeszcze w Polonezie C-dur, którego nie zagrali wczoraj) w Studio Lutosławskiego w Zeszłym Roku. Potem nagrali z tego płytę, grali to też tu i ówdzie. Wydaje mi się, że pewne rzeczy podkombinowali, tzn. tu i ówdzie pojawiły się jakieś akcenty czy smaczki, których, o ile mnie pamięć nie zawodzi, wtedy nie było. Nie zmieniło się jednak to, że to wiolonczelista w tym duecie zdaje się zdecydowanie dominować. Oczywiscie wszystko jest kwestią płynną, bo zależy od miejsca, w którym się siedzi na sali, albo czy w ogóle słucha się na żywo, czy tego, co zmiksowano z sygnałów płynących z mikrofonów. Myślę, że wczoraj Romek z NY, który słuchał przez radio, ja, który siedziałem w 3 rzędzie i Pani Kierowniczka, która, jak zwykle, siedziała 10 metrów za mną – w każdym przypadku słyszeliśmy zupełnie co innego. I myślę, że najlepiej słyszał Romek, potem Pani Kierowniczka, a najgorzej ja, bo akurat w tym wypadku jeszcze się powiększyła dysproporcja pomiędzy wiolonczelą i fortepianem, tu właśnie doszło do anamorfozy. I oczywiscie jeszcze zupełnie co innego słyszał każdy z wykonawców. Ale w Studio Lutosławskiego, gdzie jest o niebo lepsza akustyka i siedziałem w środku sali taka dysproporcja też mi się narzuciła. Nehring chyba w tym duecie po prostu jest jakby przytłumiony, ale z drugiej strony, jak grali transkrypcje Sonaty skrzypcowej Ravela, to nie miałem wrażenia j.w. W Trio z mojego miejsca był jakby Koncert podwójny Brahmsa, z pianistą gdzieś tam w tle grającym redukcję, miałem wrażenie zresztą, że każdy z Panów gra bardzo dobrze, ale zarazem osobno, przy czym pianista słabo się przebijał. Ale Pani Kierowniczka też napisała o chowaniu się Nehringa, wiec coś na rzeczy jest. Przy czym, słuchałemw ramach tego festiwalu fortepianu za smyczkowcam z TEGO SAMEGO MIEJSCA i to poprzez nie 1-2, ale 4-5 smyczkowców – Chołodenko przebijał się dobrze, a Kenner wręcz bardzo dobrze (ale Chołodenko grał na Fazioli, a Kenner i Nehring na Stainwayu). W „fatalnym” namiocie na Grochowie kilka dni temu Kantorow z kiwntetem smyczkowym z mojego miejsca ,mniej więcej w środku tego szapita, brzmiał wręcz nieprawdopodobnie dobrze, a ci co siedzieli za mną i przede mną narzekali, że słabo go było słychać. Dodajmy do tego, ze i ja ki kilkoro z Koleżeństwa, w tym tacy, co bez wątpienia lepiej słyszą ode mnie, wszyscy wyłapaliśmy, że w sytuacji, gdy na sali jest bardzo mało ludzi, to wszystko brzmi wyraźnie inaczej. I np. Belcea Qt w tych pustkach (ludzie chodzą jednak na solistów-laureatów bardziej, skądinąd to niebywałe, ze na Wunderze było znacznie więcej publiczności, niż na najbardziej zapełnionym koncercie BQ) brzmiał jakoś JESZCZE LEPIEJ, choć trudno w to uwierzyć, ze można jeszcze lepiej, w ich wypadku. Do tego ci, co słuchali Abłogina na żywo, a potem przez rejestrację streamingu narzekają, że jednak w tym wypadku wersja do odsłuchu zabiła mniej więcej połowę z subtelności dynamicznych. Ale pewno ci, co słuchali Bucholtza pod palcami Abłogina dalej, niż z 5-6 rzędu winni do nagrania sięgnąć, bo jednak jakoś usłyszą to, czego na żywo usłyszeć nie mogli. Więc podobnie jak Romek z NY cieszę się, że nie muszę pisać recenzji, bo to jest żonglowanie nie jednym ale tuzinem noży. Trudne to są kwestie, a przecież determinują potem oceny, który wszyscy próbują sobie jakoś formułować.
Dziękuję za adresy do plików Dwójki. Co prawda w przeglądarce (Firefox) nie działają, ale w Foobarze i VLC i owszem. U mnie BBC3 nadaje z jakością 128 AAC.
Te różnice czasowe — są i w DAB — mnie intrygowały, mądrzy ludzie twierdzą, że przecież trzeba ucyfryzowić dźwięk na wejściu, skompresować, wysłać, a na wyjściu trzeba zrobić to samo, czyli pobrać plik, rozpakować i bity zamienić na fale akustyczne. To wszystko trwa i zależy też od komputera użytkownika. W przypadku radia analogowego opóźnienia są minimalne, większość operacji odbywa się z szybkością bardzo bliską, albo równą, szybkości światła.
„….tylko że Nehring wszedł w rolę akompaniatora – nie z powodu nut, tylko samej gry…”
Ja bym zaryykowal stwierdzic, ze „akompaniator” to jest stan ducha (state-of-mind)., stan swiadomosci. Jesli sie nim czujesz, to bedziesz grac „jak akompaniator” ( slowo, ktore ze swojego jezyka wykluczylem juz wiele, wiele lat temu, podobnie do wielu warszawskich pianistow, a nawet NIE pianistow). W przeciwnym razie , kiedy siedzisz przy fortepianie ( Fazioli czy Steinway) to jestes pianista.
Jesli w miejscach, kiedy jeden z instrumentow posiada element wiodacy- tutaj wchodze na poletko prof.Marchwinskiego z calym zreszta szacunkiem!!!!- i wiedzie, to wszystko jest OK. Jesli natomiast jeden z instrumentow posiada „akompaniujaca” i WCIAZ gra jak gdyby byla to linia wiodaca, to mamy problem.
I tutaj wlasnie mam watpliwosci co do tego, czy p.Zdunik zdaje sobie dokladnie sprawe z tego , w ktorym momncie jego linia przestaje byc glosem wiodacym. Dlatego , w delikatny (?)sposob, nadmienilem, ze wielokrotnie przed koncertami zawierajacymi repertur kameralny, konsultowalem z kim sie da sprawy dotyczace balansu pomiedzy instrumentami. Moze taka mala konsultacja , nie mowie juz wylacznie o prof.Marchwinskim, ale kimkolwiek z katedry Muzyki Kameralnej, bo to wszyscy wspaniali i doswiadczeni muzycy, te sprawy by „ustawilo”. Ale do tego musi znalezc sie wlasnie ta „potrzeba”, o ktorej rowniez wspominalem. I pokora , ktora nalezy w sobie znalezc, aby poprosic o pomoc.
Oni wszyscy graja cudownie na swoich instrumentach. Teraz warto by bylo zrobic malenkie dopracowanie, ktorego byc moze poza mala grupka „wtajemniczonych” nikt by moze nawet nie zauwazyl…..
Poprawka:
Żeby stream odtworzyć w zakładce przeglądarki, w pasku adresu należy wkleić:
128 kbs AAC:
mp3.polskieradio.pl:8952/;
192 kbs mp3:
mp3.polskieradio.pl:8902/;
Zupełnie nie rozumiem problemu, kto gra z nut, a kto nie. Żadna ujma dla p. Nehringa, że grał z nut. I żadna wina p. Zdunika, że nauczył się na pamięć i tego nie ukrywał. Uważam, że powinno być tak, jak komu wygodniej.
Ech… przez godzinę wojowałam z kompem, więc już nie będę robić osobnego wpisu. Dziś (wczoraj już właściwie) dwoje skrajnie różnych pianistów. Z Alexeevem mam kłopot – robi sympatyczne wrażenie, ale jak zasiada do fortepianu, to rozczarowuje. Dziś – strasznie ostrym, forsowanym forte. Takim nadrabianym. U Gabrieli Montero też było dużo forte, ale jak inaczej ono brzmiało. Mam na to prywatnie-pianistyczne określenie, że ktoś „siedzi w klawiaturze”, więc w tym wypadku ona tak, a on nie. Ktoś inny może by użył określenia „męskie uderzenie” (w sensie pewności i naturalności) i byłoby śmiesznie, bo wyszłoby na to, że ona je miała, a on nie.
Montero miała ciekawy program. Rzadko się słyszy Sarkazmy Prokofiewa, a to taka świetna muzyka, bardzo pasująca do jej temperamentu (choć kilka momentów wolałabym mniej zamazanych). Jak również Karnawał Schumanna i II Sonata Rachmaninowa, na które rzucała się jak lwica. No i oczywiście jej specjalność – improwizacje. Także na tematy z sali: tu wykazał się pianofil, który zanucił Ty pójdziesz górą, z czego powstał walczyk a la Chopin, a potem Ewa Leszczyńska z balkonu zaśpiewała Po nocnej rosie, który to temat został najpierw opracowany a la Beethoven, potem przeszedł w walczyk schubertowski, by na koniec stać się ragtime’em. Trochę dobrej zabawy.
Poniewaz, ja zza oceanu – i nie tak zaangaowany jak RNY – czy moge odskoczyc od dyskusji, ktora przerasta moje prostackie LUBIENIE muzyki? 😉
Jak zwykle, zupelnie od rzeczy. Przyzwyczajcie sie. 😉
Kiedys bylo cos, co sie nazywalo “leksykon kopozytorow XX wieku”. W tymze leksykonie, Andrzej Trzaskowski przedstawil Charlie Parkera. Calosc jest tak zawodowa? ze przekracza moje skromne pojmowanie muzyki, ale, wedlug niego, Parker byl najwiekszym muzykiem w historii jazzu. A dzis jest rocznica urodzin – 100! – prawdopodobnie najwiekszego muzyka w historii jazzu – a zyl tylko 35 lat 🙁
Charlie „Bird” Parker – Yardbird Suite https://www.youtube.com/watch?v=HmroWIcCNUI
https://www.youtube.com/watch?v=N9QDa3FnqwE
Reszty szukajcie sami. WARTO. 😉
Droga „Frajde”( nie, nie zdradze imienia!)
Zazdroszcze Pani w pewnym sensie, bo tak na oko wlasciwie nie ma roznicy czy ktos gra z nut , czy ktos gra z pamieci. Wyglada troche inaczej i to wszystko, prawda?
Tak samo jak siedziec w kosciele w czapce: przeciez to tylko troszke inne od siedzenia bez czapki, prawda?
Otoz chodzi o to samo: w swiecie muzycznym, przynajmniej tym, ktory dzis znam, istnieje pewna niepisana regula: w przypadku repertuaru sonatowego, obydwoje muzycy graja z nut; w przypadku repertuaru bardziej wirtuozowskiego, solista nut nie uzywa, a pianista w wiekszosci przypadkow tak. Jest to wiec pewna zawodowa uprzejmosc, kurtuazja i pokaz respektu: nie mniej i nie wiecej.
Dla wielu melomanow/sluchaczy ten wizualny aspekt wykonania wyznacza, slusznie czy nieslusznie, linie demarkacyjna (demarczykacyjna?) pomiedzy pianista a akompaniatorem. Nie wdaje sie tutaj w wyjasnianie, ze pojecie pianisty-akompaniatora nie jest mi bliskie: chodzi mi glownie o to, ze jedna z form okazania wlasnie koledze przy fortepianie nalezytego respektu jest postawienie sobie pulpitu, NAWET jesli partie „solowa” w sonacie zna sie na pamiec. Wiec nie jest to az tak odmienne od przepuszczenia kobiety przy wejsciu, chociaz normalnie I TAK BY SOBIE TE DRZWI OTWORZYLA: nie widze problemu? Niby nie ma, ale wlasnie troche kurtuzaji nie zaszkodzi.
Pametam jeszcze czasy, kiedy podczas recitali solowych wielki skrzypek Nathan Milstein zawsze gral sonaty z pamieci, ale on byl przyzwyczajony do akompaniatorow, nawet jesli byli nimi wspaniali pianisci. Dzis to tej wciaz zmniejszajacej sie garstki „solistow-grajacych-sonaty” nalezy Anne Sophie Mutter. Na szczescie ona nie tylko wyglada na solistke, ale tez GRA sonaty jak solistka. Partnerstwo ajprawdopodobniej nie jest jej najmoniejsza strona, choc swego pianiste Lamberta Orkisa , w prywatnym zyciu, uwaza za przyjaciela.
Wiec niech sobie pan Zdunik gra bez nut, ale niech nie liczy na to, ze ja tego nie zauwaze i ze okaze w takim przypadku absolutne minimum tolerancji.
Bardzo mi przykro, ze nie jestem w stanie osobiscie tego Pani wytlumaczyc, ale kiedy sie to pandemiczne wariactwo skonczy, to moze w przyszlym roku?
Pobutka
(z cyklu sonat na dwoje solistów)
https://www.youtube.com/watch?v=n4DyYve3yMQ
poprawka: z cyklu sonatdla dwojga solistów 🙂
Dziękuję Panie Romku za obszerne wyjaśnienie. Nie zdawałam sobie sprawy z tych niuansów świata muzycznego. Ciekawa jestem, jak jest w kwintecie, czy gdy pianista nie zna nut, to cały kwartet też powinien grać z nut.
Też żałuję, że się nie widzimy w tym roku. Rozumiem, że słucha/ogląda Pan, zatem, choć pośrednio, uczestniczymy w koncertach wspólnie.
Gabriela Montero przytłoczyła mnie jednak wczoraj swoim forte i drapieżnością. Rozumiem, że wybiera repertuar zgodny z jej charakterem. Taki, który pozawala na takie granie. W Schumannie brakowało mi jednak momentów subtelności. Najbardziej podobały mi się jej własne interpretacje.
Jako miłośniczka Schumanna odniosę się do dwóch wczorajszych wykonań moich ulubionych utworów Mistrza Roberta.
Najpierw Aleksiejew z op. 16 – wyśmienita interpretacja, bogata w polifoniczne niuanse, poetycka a zarazem z temperamentem. Aleksiejew ma nośny, pełny dźwięk, z dużym ładunkiem emocji. Niektórym może wydawać się ostry w forte, ale jest pełny i intensywny.
Natomiast wykonanie Karnawału op. 9 przez Montero aż mnie bolało. Owszem, rzuciła się na Karnawał jak lwica – i go dokładnie rozszarpała. Dawno nie słyszałam tak bezsensownej, przelecianej i kompletnie bezdusznej interpretacji. I co z tego, że Montero dysponuje sprawnymi palcami, ogromną łatwością techniczną? Nic. Jak się gra tylko palcami a nie głową – to takie są efekty. Sto razy wolę Aleksiejewa, który już co prawda nie jest tak precyzyjny ale muzycznie doskonały. Przypomniało mi się wzruszające wykonanie op. 16 Schumanna Edith Picht-Axenfeld z Dusznik…. Co za poezja tam była i jaka mądrość…
Wg mnie Montero powinna grać tylko improwizacje – bo robi to z wdziękiem i z przekonaniem. Ale oczywiście – kwestia gustu.
Ona nie gra tylko palcami, ale przede wszystkim temperamentem. Który ją często ponosi, to prawda, ale były i momenty bardziej liryczne, tyle że mogły zostać w słuchaniu zdominowane przez to „rzucanie się”. Alexeev to dla mnie trochę takie profesorskie granie: dużo wie, ale już nie bardzo jest w stanie przekazać. Nagrał całego Skriabina, ale nie chciałabym go mieć, bo tych kilka utworów, które usłyszałam, zupełnie mnie nie zaciekawiły. Zabrakło mi tam niuansów, wyrazu. A ile przecież można by zrobić w tej muzyce, ile tam kolorów…
off topic:dla chętnych dziś o 20 live z Wawelu Piotr Plawner https://m.facebook.com/events/2282537228538003/?sfnsn=mo&extid=9yVdRlbyhjNKqwzM
Montero nie jest raczej intelektualistką, podobnie jak cała rzesza innych wykonawców, nie jest też chyba natchnioną poetką, jest jednak znakomitą muzyczką (ach, te feminatywy, nie brzmi mi to, ale to nieistotne) i ma tzw. instynkt. Karnawał, to może nie było coś na miarę Andy czy Jegorowa, ale to jest takie robienie muzyki, gdzie wszystko jest na swoim miejscu. Płyty bym z tym nie kupił, ale posłuchać było przyjemnie, czasem dobrze przypomnieć sobie utwór w wykonaniu po prostu starannym i czytelnym. Ma też Montero bardzo ładny dźwięk, nawet gdy gra forte, czego nie można powiedzieć o Aleksiejewie. Jeśli wyrazem głębin i podróży ku mistycznej planecie jest takie granie, jak w tych Kreislerianach, strasznie przeforsowanych, pełnych mniejszych i większych katastrofek, to mi to się nie podoba. Ciekawe, że pianista bo bardzo długiej przerwie poczuł się jakby lepiej i po tym dziwnie rozwleczonym i odbrillantowanym Rondzie była bardzo dobra Barkarola i Skriabin, który mi się bardzo podobał, choć końcowy chrzest ognia lepiej tu (w TWON) dwa lata temu odstawił Chołodenko. Niemniej mnie ta druga część ujęła, a – jak mawiał Leszek Miller – nie jest ważne, jak mężczyzna zaczyna…
Mnie wczorajszy wieczorny recital akurat mocno rozczarował. Od siebie dodam tylko, że w grze pianistki zirytowało mnie jeszcze jedno. Montero w identyczny sposób traktowała narrację dzieł Schumanna i Rachmaninova, co mnie osobiście bardzo zmęczyło. Eksplozje wirtuozerii w pierwszej części Sonaty op. 36 od strony wykonawczej nie różniły się niczym od Finału Karnawału op. 9 oraz (dość dobrze pamiętam ten koncert) motorycznych fragmentów Sonaty h-moll Liszta z warszawskiego recitalu z 2017 r. Oczywiście, analogiczne kantylenowe fragmenty wspomnianych utworów brzmiały także w zbliżony sposób. Ja odebrałem to tak, jakby artystka dawała sygnał publiczności: Poczekajcie jeszcze chwilkę, zaraz skończę oficjalną część programu i zaimprowizuję to, o co poprosicie. Wszystko (poza improwizacjami) grane było powierzchownie i jednostajnie. Ona (moim zdaniem) powinna wyłącznie improwizować i prezentować swoje kompozycje. Na polu improwizacji Montero faktycznie czuje się jak ryba w wodzie, a być może jest nawet bezkonkurencyjna. Z kolei Alexeev bardzo mocno mnie zaintrygował. Niewielu żyjących pianistów potrafi tak głęboko wniknąć w schumannowską materię. Cykl op. 16 był absolutnie doskonały a jeszcze bardziej imponująco zabrzmiało Rondo op. 1 Chopina. Mieliśmy doczynienia z grą nieco analityczną, ale (moim zdaniem) na pewno nie akademicką. Na tym recitalu utwory każdego z trzech kompozytorów prezentowały się odmiennie. Co ciekawe, to Schumann a nie Scriabin brzmiał żywiołowo, a chwilami nawet ekstatycznie. Wspaniałe popołudnie! Zwolennikom Alexeeva polecam streaming z tegorocznego, dusznickiego recitalu artysty.
Schumann o op. 1 FCh, dziele piętnastolatka:”dama powiedziałaby, że jest bardzo ładny, bardzo ostry, prawie Moschelesowy”. Fraszka to jest, w stylu brillant, z drugim tematem takim, jak piętnastoletni chłopak może sobie pogwizdywać idąc na randkę. A Aleksiejew rozwlekł, rozbił to na jakieś poszarpane frazy, i nadał ciężkość, jaką ma nie zakochny warszawski sztubak idący na randkę, ale sterany rosyjski czynownik, co po wyjściu z pracy golnął sobie ostro i teraz wraca do gderliwej żony.
@schwarzerpeter
Dziękuję za pasjonujący artykuł o Almie Mahler, załączony parę dni wcześniej. Zjawiskowa, silna osobowość. Ze swojej strony, dla ciekawych wiedeńskiego środowiska kulturalnego tamtego czasu, polecam książkę Piotra Szaroty „Wiedeń 1913”.
Widzisz, jak to jest Pianofilu, czasy się zmieniają, obyczaje się zmieniają. Dzisiaj piętnastolatkowie chyba już nie umieją tak beztrosko gwizdać idąc na randkę; a i kieliszeczek czegoś mocniejszego wydaje się raczej nieodzowny dla zabicia tremy:). A więc Alexeev trafił w punkt, nieco uwspółcześniając myśl Schumanna.
Rondo c-moll op. 1 – znam ci ja je nazbyt dobrze, bo grałam. Jest to ramota napisana przez nieopierzonego smarkacza i jeśli już się ją gra, trzeba ją zagrać z wdziękiem. U Alexeeva było tyle wdzięku co u starego kalosza. Po prostu odegranie i już. Nie wystarczą tu zakrętasy, trzeba jeszcze pouwodzić, a on akurat nie od tego.
Vers la flamme – no właśnie, Kholodenko ❗ On zagrał to po prostu demonicznie, prawie się przeraziłam. Tak właśnie to trzeba grać. Alexeev w porównaniu z tamtym wykonaniem był po prostu nieciekawy.