Pożegnanie?
Dużo się działo muzycznego w niedzielę w różnych miejscach kraju. Ale być należało w Łodzi, w Pałacu Herbsta, i mogą moje słowa potwierdzić vesper, łabądek, aga, 60jerzy, mic. I inne osoby, które tam były.
Piotr Anderszewski wciąż powtarza, że przestaje grać i że potrwa to być może półtora roku, a być może dłużej, może nawet w ogóle na stałe przestanie? Nie wierzę (i nie chcę wierzyć) z wielu powodów, także dlatego, że gdy grał Bachowski program, widać było gołym okiem, że mu to sprawia ogromną frajdę. Zresztą w jego grze nie ma cienia rutyny. Ileż razy słyszałam w jego wykonaniu Suitę angielską d-moll – za każdym razem inaczej. A to, co zrobił tego wieczoru, to był po prostu hardkor – w gigue’u wręcz jazda po bandzie bez trzymanki. To był ostatni punkt programu i brzmiał, jakby świat miał się za chwilę skończyć.
Poza tą suitą (kiedyś, wiele lat temu, bisował ją na koncercie w S-1 w całości, potem poszłam mu powiedzieć, że dziękuję szczególnie, bo to moja ulubiona z Suit angielskich – powiedział, że jego też) wcześniej wykonał Suitę angielską e-moll (grał ją na chopinowskim koncercie urodzinowym, ale całkiem inaczej) i Suitę francuską G-dur, też jedną z ulubionych. Ale na bisy zupełnie skręcił i nieoczekiwanie zagrał cztery fragmenty z Waldszenen Schumanna (w tym Ptaka prorokiem). Kontrast absolutny – łagodność, poetyckość. Nie grywał tego na koncertach w Polsce, parę razy za granicą. I to też zastanawia: skoro bierze nowe utwory…
No, ale przestaje grać i ma różne dziwne pomysły na najbliższy czas. Co się zrealizuje, co nie, i kiedy znów go przy fortepianie zobaczymy – trudno przewidzieć. Na razie jest już namawiany, żeby za rok zrobił znów w Łodzi festiwalik, tym razem w wersji Przyjaciele Anderszewskiego, i przyjechał wyłącznie jako publiczność. Miejmy nadzieję, że w postanowieniu niegrania jednak dlugo nie wytrzyma.
Komentarze
Jasne, że potwierdzam. 🙂 Widzę po wpisie do poprzedniego wątku, że 60jerzy przed chwilą JESZCZE nie spał; ja natomiast JUŻ nie śpię. Wciąż słyszę wspomniane przez PK gigue, a w drugim uchu sarabandę z 5 suity francuskiej; gdzieś z tyłu głowy liryczni mi się Schumann. I jak tu spać?! Niesamowity był wieczór. Maestro splatał czar, a audytorium dawało się oczarować – nie miało wyjścia 😉 Pomimo trudnych warunków, zasłuchanie na sali było wręcz namacalne. Tuż po recitalu na stronie Piotra Anderszewskiego pojawił się komunikat, że właśnie odbył się jego ostatni występ przed przerwą, ale że fani mogą być spokojni, że ma już mnóstwo planów na po urlopie i wróci w październiku 2012 roku. Fani oczywiście nie są spokojni; fani – jak widać – spać nie mogą. Ale będą czekać.
Wróciłam. Nie mogłam się powstrzymać. Dobrze, że cały hotel jeszcze śpi i nikt nie widzi, jak peregrynuję w koszuli nocnej między pokojem a salą komputerową. 😉 Przypomniało mi się otóż, jak po opublikowaniu programu wczorajszego wieczoru, PK skarżyła się, cytuję chyba w miarę dokładnie: „Bacha gra, skubaniec”. 🙂 🙂 🙂
Może trzeba odejść, żeby wrócić 🙂
Pobutka. (No… fakt… Aga jest… ale pobutka nie zaszkodzi… mam nadzieję…)
No, myśmy jeszcze przez pewien czas towarzyszyli Maestru 😉 w pierwszych godzinach nowego życia. Trudno było się rozstać… Poza mną trzy Frędzelki się załapały.
Wpis tworzyłam więc po 2 w nocy, obudziłam się przed chwilą, a powinnam już do Warszawki, liczne zajęcia czekają. Na razie więc, pa pa.
Jeszcze do poprzedniego wpisu o Brahmsie i Trybunale : chyba szkoda byłoby poprzestać na Heifetzu (z Reinerem, ale z pożarowym Kusewickim zresztą też) i Szeryngu (którymkolwiek). Osobiście żałuję, że tak szybko odpadł Ojstrach, bo to były dla mnie najpiękniejsze skrzypce w tej konfrontacji (z Klempererem i z Szellem też są niezłe). Zabrakło mi nadzwyczajnego Kogana z Kondraszynem (moskiewskim, albo jeszcze lepiej londyńskim z Philharmonią) i Milsteina (Fistoulari albo Jochum), Sterna z Beechamem, cudownej Johanny Martzy z Kleckim, a wśród młodszych – chyba najbardziej Shahama. A między nami mówiąc Francescatti z Bernsteinem też nie są źli…
PMK
oj, to to, proszę Acana. Już nie będę się chwalić, kto tego Ojstracha próbował wybronić po drugim etapie, ale zobaczyć minę Kacpra i Łukasza, jak się dowiedzieli, kogo odrzucili – bezcenne. Za resztę zapłacisz kartą Visa 🙂
Poza tym już po raz kolejny stwierdzam (żadne to skądinąd odkrycie), że w studiu słucha się zupełnie inaczej niż w zaciszu domowym.
A wygrana Steinbacher i Luisiego bardzo mnie cieszy! Szkoda, że Waści tam z nami nie było – to kolejny przykład swoistego „dawniactwa” w wykonawstwie muzyki późnego romantyzmu i neoromantyzmu. Przyjaciółka po fachu (smyczkówka) wysłuchała audycji z partyturą na kolanach i nie ma żadnych wątpliwości, że zwycięskie wykonanie było najbliżej tekstu.
No i potem krytykują Kochanych Prezesów, że chcą robić Radio Na Wizji!!!
Steinbacher nie znam w ogóle (nie idzie nadążyć : żeby było tyle super sopranów i basów, ile skrzypków, że nie powiem kwartetów smyczkowych, to by świat inaczej wyglądał…), o Luisim nie mam wyrobionego zdania, ale fakt, że słuchając ich obstawiałem wyższe półki.
Możesz mi, Waćpanna, przypomnieć, kto szedł drugi?
A ogólniej bardzo się cieszę, że audycja chwyciła (ale wpisy dzisiaj na stronie radiowej!) i że będzie częściej. W Radio-France właśnie kolejny szef wywalił właśnie kolejnego prowadzącego i zlikwidował kolejną formułę, pod hasłem, że „zbyt elitarne i mało śmieszne”… Tak jest w kółko od trzydziestu lat.
Ta ostatnia, jeśli dobrze liczę, była chyba siódma od czasów klasycznej Trybuny, która powstała w roku 1946 i szła przez 37 lat!!! Całe pokolenia się na niej uczyły słuchać muzyki, a niektóre powiedzonka weszły do mowy potocznej.
Po czym przyszła Nowa Mietła, oświadczyła, że to się… przeżyło – no i już od następnego sezonu musiała jak głupia robić od nowa podobną audycję, pod innym tytułem.
„Stara” Trybuna nie przetrwała śmierci jej bohatera, skrzypka-muzykologa-szatana nazwiskiem Antoine Goléa (pseudonim Zygfryda Goldmanna, rumuńskiego Żyda urodzonego w Wiedniu), który miał rozkoszny akcent, absolutny słuch i kategoryczne poglądy postępowo-konserwatywne. Na dźwięk pierwszych taktów Pasji Mateuszowej Harnoncourta (40 lat temu..) ryknął „Pasja Mateuszowa to nie walc wiedeński”, wielbił awangardę i serialistów oraz… Karajana, o Sibeliusie mówił, że to najgorszy kompozytor na świecie, a o R. Straussie, że nie wniósł do muzyki niczego, ale była to niezastąpiona osobowość radiowa…
PMK
Aha, jeszcze z tą „bliskością tekstu”: zrobiliśmy kiedyś takie panoramiczne (bo prywatne, więc nieograniczone ramówką) porównanie… Koncertu b-moll Czajkowskiego. NIKT nie grał dokładnie tego, co w nutach.
wizji nie było, ale podobno na fonii zapadła grobowa cisza, a w tle odezwał się szyderczy chichot Gomułki.
Drugi z szóstki? Nizioł. Ten, co wygrał z Ojstrachem 😉
Co do Koncertu Czajkowskiego, nie mam nic do dodania po Monty Pythonie:
http://www.youtube.com/watch?v=dvpALlP_7lE
A no właśnie. To już może lepiej będem cicho siedział, bo ja też wiem, że w studio się słucha i słyszy zupełnie inaczej…
PMK
Co do Czajkowskiego : pierwszy, co powie, że Czajkowski zły kompozytor, a Koncert b-moll zły utwór, proszę mi go podesłać, już my ze szwagrem sobie z nim pogadamy.
A co do Pythona: jest to oczywiście genialne proroctwo, gdyż w odróżnieniu od słynnej formuły Marxa (że najpierw tragedia, a potem farsa), w dziedzinie tzw. „wysokiej kultury” proces jest odwrotny. Co niegdyś uchodziło za farsę i nieprawdopodobny żart, dzisiaj się spełniło i uchodzi za awangardę.
Od lat twierdzę, że słynne przedstawienie „Trubadura” w „Nocy w operze” wiadomych braci, kuzynów Karola, uchodziłoby wśród dzisiejszych reżyserii operowych za konserwatywno-niewolniczo-anegdotyczne wstecznictwo. A koncert Czajkowskiego z udziałem magika i girlaski – to wizja pewnych „elitarnych” radiostacji promowana przez ich aktualnych władców.
Waćpanna za młoda, ale ja jeszcze pamiętam „Kochany Panie Ionesco”. Tam wszystko było cacy, ale pamiętam o ekspedientce. Że wchodzisz do sklepu, pytasz, czy są gwoździe, a ona nie odpowiada. „No i co, panie Ionesco, mistrzu absurdu, wpadłby Pan na to, żeby zatrudnić w sklepie GŁUCHA ekspedientkę? A ja Panu powiem więcej : ona wcale nie jest głucha! I na to to by Pan już w ogóle nie wpadł!”
Sapienti sat.
Boję się szwagra, więc zmienię temat – a gdzie te wpisy na stronie radiowej? Acan będzie łaskaw podrzucić link?
A „Noc w operze”, to ja, proszę Waćpana, na pamięć, Harpo przelatujący w prawej kulisy w lewą na linie oraz ekran z wjazdem pociągu na stację, ratunku! 🙂 A i „Stride la vampa” przez Groucha bez nerwowego chichotu słuchać już teraz nie mogę!
I DWA JAJA NA TWARDO.
Ja najbardziej kocham sekwencję z łóżkami w hotelu, co się kończy babunią robiącą na drutach…
Wracając do merytum – Przypominam, że dziś naszego odlatującego pianisty będzie można sobie posłuchać o 19:00 w PR2 (w tym Koncertującej Szymanowskiego):
Anderszewski – ostatnie koncerty w Warszawie
z Orkiestrą Symfoniczną Radia SWR Baden-Baden und Freiburg, dyr. Sylvain Cambreling (Filharmonia Narodowa, 4.02.2011)
Claude Debussy Six épigraphes antiques, Karol Szymanowski Symfonia koncertująca op. 60 na fortepian i orkiestrę
Recital w cyklu Koncertów Urodzinowych z okazji 200. rocznicy urodzin Fryderyka Chopina (Filharmonia Narodowa, 24.02.2010)
Jan Sebastian Bach V Suita angielska e-moll BWV 810, Robert Schumann (opr. Piotr Anderszewski) 6 Stücke in kanonischer Form op. 5, Robert Schumann Gesänge der Frühe op. 133, Ludwig van Beethoven Sonata fortepianowa As-dur op. 110, Bagatela G-dur op. 126 nr 1, Béla Bartók Három csíkmegyei Népdal – 3 pieśni ludowe z komitatu Csík Sz 35a BB 45b
Gosteczku… 😉 😀
Ja po wczorajszym wciąż jestem półprzytomna. Właśnie już żałowaliśmy, że nie został tam gdzieś w kącie posadzony jakiś pirat… Za jakiś czas nagranie stałoby się zapewne bestsellerem 😉
A skąd wiadomo, że nie został… 🙄
Podsyłałem dzisiaj znajomym najlapidarniejsze resume dot. wczorajszego wieczoru. I na tym poprzestanę. Pozdrawiam, dziękuję wszystkim, z którymi wczoraj mogłem spotkać się. Do nowego sezonu.
Zastałem pianistę w znacznej mierze mi do tej pory nieznanego, zaś wyjechałem z przeświadczeniem uczestniczenia w koncercie, o którym nie sposób zapomnieć. Co się na to złożyło: sala, świadomość obecności w niej wyjątkowo dużej liczby przyjaciół i fanów (chociaż w sumie zmieściło się ok. 100 osób), czy też (może przede wszystkim) fakt, że był to ostatni koncert przed 1,5-roczną przerwą w występach. Nie wiem – zapewne wszystkie te czynniki. Oraz to, co jest istotą każdej kreacji – odruch pojawiający nagle, któremu -gdy się poddać i dać ponieść – usuwa bariery i ograniczenia. Wspominałem o ostatnich moich wątpliwościach dotyczących interpretacji Koncertu włoskiego Bacha (i wcześniej II Partity) w wyk. Sokołowa. Nie chodzi mi o porównanie – bo to bez sensu. Natomiast miałem takie przeświadczenie, że o ile w tym drugim przypadku między Bachem a mną jest Sokołow (z całą jego wielkością i geniuszem), o tyle wczoraj świadomości tego „pośrednictwa” nie miałem. Obie piąte suity (zagrane w pierwszej części koncertu) uświadomiły mi skalę nieprzewidywalności (w najlepszym rozumieniu tego słowa) Anderszewskiego, jednak to co pokazał w VI angielskiej było po prostu odjazdem. Jej końcowy Gigue spowodował, że omal nie spadłem z krzesła. Absolutne olśnienie. Żal. że nie było żadnej rejestracji – chociaż, ile z tych chwil tak naprawdę zostaje utrwalonych…
Jak patrzę na ten mijający sezon – to widzę tyle pięknych chwil, spotkań, wzruszeń. Szczęściarz ze mnie.
Ja z uporem twierdzę, że Jan Sebastian i Piotr Anderszewski siadają razem do jednego fortepianu. 🙂 Nie zdarzyło się jeszcze, żebym dotrwała do końca sarabandy z suchymi oczami. Ta muzyka nie tylko wzrusza – ona zostawia trwały ślad, wiąże się z hemoglobiną jak tlen, zmienia mnie od środka. Radość i żal – radość, bo ciągle słyszę; żal – bo jakże to teraz, przez półtora roku, na tlenie z kompaktowych butli?
– Słuchaj dzieweczko.
– Przecież słucham.
– To dzień biały, to miasteczko, przy tobie nie ma żywego ducha. Co tam wkoło siebie chwytasz? Kogo wołasz? Z kim się witasz?
– Słucham.
Odchodząc od merituma, ale tylko na króciutko: Lesiu, z pewnym opóźnieniem, za to bardzo zdecydowanie, wpisuję Cię na listę Zasłużonych Dla Psizmu. 😆
Co kot myśli o hiszpańskich ogórkach:
http://icanhascheezburger.com/2011/06/06/funny-pictures-videos-cat-hates-cucumber/
Ciekawe, czy Maestro wie, że jest inspiracją dla pewnego kaznodziei. To zresztą naturalne, że ktoś, kto źle gra takiego walca, staje się inspiracją do kazania 😉
„Pianista Piotr Anderszewski wspomina koncert, podczas którego grał Wariacje na temat walca Diabelnego. (sic!) Podczas wykonywania utworu uznał, że gra źle. Skończył i zaczął Wariacje op. 27 Antona Webera. Grał jeszcze gorzej, więc przerwał, wstał, ukłonił się i wyszedł.
Nie powinniśmy robić niczego za wszelką cenę. „Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie” – mówi Jezus do swoich uczniów. Są wartości ważniejsze niż pieniądze, sława, a nawet życie…”
Więcej, tego samego autora:
http://diecezja.bielsko.pl/kazanie/328?rok=2010&miesiac=02
Pan Antoine Goléa bardzo ciekawie brzmi :lol:, chyba bym lubił jego audycje.
Tak, to był wieczór!
Ciekawam, czy Łabądek dojechał już do domu i w jakim stanie dojechał, jeśli dojechał. Mam nadzieję, że raczej rare niż well done.
Biedny łabądek pewnie jeszcze jedzie tym potwornym autobusem 🙁
Ale pewnie też myśli, że warto było…
Kaznodzieja z Bielska 😯 😀
Tak w ogóle to chciałam kochanemu PT Blogownictwu, z którym spotkałam się w Łodzi, bardzo, bardzo podziękować. Dzięki tym spotkaniom i rozmowom ten pobyt nabrał – myślę, że nie tylko dla mnie – dodatkowych, bardzo pięknych kolorów…
Pani Kierowniczka NAM dziękuje? Ja bardzo dziękuję za zaproszenie. :-))Ileż bym straciła, gdyby mnie PK nie wyzwała do tablicy! (‚miała być Aga, ale jej nie znam, więc nie wiem…” Gdzież, ach gdzież, jeśli nie u PK i Frędzelków można dziś, w tym świecie korporacji, celebrytów i limitowanych edycji papieru toaletowego znaleźć zrozumienie dla swoich muzycznych fascynacji? 🙂 I nasłuchać się rzeczy i mądrych, i ciekawych, i dowcipnych? To jedna z tych chwil, kiedy dotkliwie odczuwam brak ogona, którym by można zamerdać. 😉
Myślę, że Bobik może to nadrobić 😉
Łódzka „Gazeta” o koncercie:
http://lodz.gazeta.pl/lodz/1,35136,9735598,Trele_i_tryle__Anderszewski_zagral_w_palacu_Herbsta.html
Tu widać mnie 😉
http://lodz.gazeta.pl/lodz/51,35136,9735598.html?i=3
Tadeuszu, malownicza to była postać, ten Goléa, w jakiejś mierze odpowiednik Waldorffa, plus głębokie i wszechstronne wykształcenie muzyczne. Do historii radia francuskiego przeszły jego homeryckie boje w Trybunie z innym muzykologiem i wybitnym znawcą opery, Jacques’em Bourgeois, choć nikt nigdy nie ustalił, czy panowie naprawdę się kłócili, czy też odgrywali przed mikrofonem chytrze wymyślone role.
Zabawne i szalenie typowe jest u niego to połączenie „ultra-modern” postępowości (wielbił Schönberga i Bouleza) z uwielbieniem dla Karajana (którego wołami zaciągnięto do nagrania albumu z II szkoły wiedeńskiej, co zresztą zrobił przepięknie) i z absolutnym, ultra-konserwatywnym wstrętem do awangardy, jaką było i jest wykonawstwo „historycznie oświecone”. Tu szedł ramię w ramię z ultra-konserwatywnym ultra-rewolucjonistą Boulezem, który od zarania lżył słowem publicznem wszystkich harnoncourtów, jak to tylko on potrafił.
„Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata”, hasło, które w sztuce niejednego sprowadza na manowce. Goléa przynajmniej przyznał pod koniec życia, patrząc w osłupieniu na koncertowe i płytowe triumfy Sibeliusa, Mahlera, Straussa, Szostakowicza, że serializm umarł…
PMK
Owszem, można mnie wynająć do merdania w zastępstwie, ale nie za friko. Linijka merdania kosztuje 10 centymetrów bieżących pasztetówki o przekroju 6 cm.
Zniżki wyłącznie dla młodzieży szkolnej. Koty płacą podwójną stawkę. 😎
Uch, te dzisiejsze szczeniaki, jak to one się wycwaniły… Żeby kazać sobie płacić za to, co i tak robią 😈
😀
Ostatni pies, którym się zajmowałam, wieki zresztą temu, wolał kaszankę, nie znam się więc na pasztetówce, ale zajmę się tematem. Zniżka mi nie przysługuje, ale nigdy w życiu nikt nie nazwał mnie kicią, zwyżka więc też mi raczej nie grozi. Dzięki za udostępnienie cennika. 😉
Pani Kierowniczko, merdanie na własny rachunek to tzw. insza inszość. Ale jak zamerdam za kogoś i coś pójdzie nie tak?
Muszę w razie czego mieć na ewentualne odszkodowania. 😈
Ago, jak się będziesz zajmowała tematem, to zwróć od razu uwagę na właściwy przekrój pasztetówki. Z doświadczenia wiem, że przeliczanie jest bardzo czasochłonne. 🙂
Bez obaw, Bobiku – liczeniem zajmuję się zawodowo, żaden przekrój mi nie straszny. 😉
Panie Piotrze, wielkie dzięki, nie wiedziałem, że Karajana „zmuszali” do nagrania tego albumu (Webern, Berg, Schoenberg?, ten?), a jest to nagranie wybitne. Bardzo je cenię. Szkoda, że tak go nie zmuszali do innych współczesnych…
Przyszedł Kaufmann, ciekawe kiedy go posłucham, wokół mnie papierowe szańce. Kiedy ten semestr się skończy.
Ależ jestem zła. Kurcze blade, muszę sprawić sobie porządną antenę do słuchania Dwójki 👿
Mi też szumi 🙁
Przyznaję uczciwie, że dowodów na proces w tej sprawie (czyli tego albumu Karajana) to ja nie mam, powtarzam tylko zasłyszane. Ale jego obsesja „dźwiękowa”, która zawodzi w innych repertuarach, w tej muzyce sprawdza się znakomicie.
Warto też zauważyć, wśród jego idiosynkrazji, jak późno Karajan dał się wciągnąć w Mahlera i jak niewiele w gruncie rzeczy tam zdziałał (ilościowo, bo jakościowo to inna rozmowa). Tu można snuć różne, niekoniecznie sympatyczne teorie…
Ale w ogóle repertuar i dyskografia tego człowieka zawsze mnie zdumiewają. Tyle tam rzeczy, których logicznie rzecz biorąc wcale być nie powinno, tyle nieobecnych, albo zrobionych tylko raz, albo czort wie po co o raz za dużo (Tosca, Carmen…), albo za późno. Tak skalkulowana kariera – i tyle dziwności.
Czekam na wrażenia o Kaufmannie.
PMK
Może coś jest też z nagraniem nie tak? Ale Piotruś się przebija 😉
Zaraz kolega Sułek będzie zeznawał o Łodzi 😀
Jużem jest!Ugotowana,upieczona i usmażona jednocześnie.Ale warto było!Lewitacja muzyczna a i towarzyska takoż.Dzięki wszystkim i PA zwłaszcza.Następnym razem /oby był!/ musimy oswoić Agę,którą ominęła cytrynówka.Ja rozumiem,że w powiedzeniu”jeżeli naprawdę wielbisz artystę,dołóż wszelkich starań,aby nie poznać go osobiście’ jest troczę racji,ale bez przesady…Oczekujemy na wydanie tomu naprawdę dobrej poezji o „bóstwie”…
Biedny pieczony łabądku 🙁
Pod prysznic marsz! 😀
Trochę,nie troczę!To z niewyspania i usmażenia…
Prysznic już był!A teraz muszę przeskalować pewne rzuty,ale cichosza.Też mi te Bachanalia siedzą w uszach.Jak ja wrócę do realnego realu????
Ja kupiłam jakąś antenę. Szumi nadal. Konsultowałam ze znajomymi – mają podobno porządne anteny, ale AKURAT dwójka dalej im szumi. Słucham w mono – szumi dużo mniej. No, ale co to za słuchanie. 🙁 Traffic Quintet i ogromny entuzjazm … no nie.
🙂 Tak, z entuzjazmem dla TQ to pan Sułek troszkę przesadził 🙂
Rozmawialiśmy i mówił, że mu się to podobało. Rzecz gustu 😕
Ale za to Dywan został zareklamowany 😉
Czy akupresura nadal trzymie???
Do realnego realu trzeba będzie stopniowo, bo tak z marszu to by był za duży szok. Skalowanie pewnych rzutów w zasadzie może się liczyć jako sposób na łagodne przejście 😉
Jasne, że czymie 😆
Właśnie komentowaliśmy, że Kazuto pewnie stroi nie tylko fortepiany, ale i pianistów 😉
Fakt,może się liczyć,aż do kolejnych burzliwych uzgodnień.Dobra,koniec tematu.I niech czymie półtora roku.
Jeżeli stroi też PA,to tym razem przeszedł samego siebie.Mozart akupresury,czy co?
A tak poza wszystkim, to ja też bardzo dziękuję Kierowniczce i PT Frędzelkom 🙂
Może rzeczywiście Mozart akupresury. Skoro nadal czymie …
No, ale daj Boże, komuż on stroił fortepiany…
http://launch.groups.yahoo.com/group/sviatoslavrichter/message/1372?var=1
Ciekawe, czy tych pianistów też stroił
Witam!
Mimo, że od ponad pół roku nałogowo czytam Bloga, do tej pory nigdy nic nie pisałam. Jednak po wczorajszym koncercie Piotra Anderszewskiego, doszłam do wniosku, że nadszedł czas, by to zmienić 🙂
Pierwszy raz słyszałam na żywo tego Artystę i zrobił na mnie ogromne wrażenie. To jak operuje nastrojem poprzez dźwięki (ale również ciszę) jest niezwykłe. Przy tym dźwięki te są tak precyzyjne i lekkie… wydają się kaskadą wypływać spod jego palców, porywają słuchacza. Po takich przeżyciach trudno wrócić do rzeczywistości… kiedy słucham czegoś tak pięknego, odczuwam jednocześnie radość i ból, bo wiem, że to się musi skończyć…
Myślę, że dobrze się stało, iż PA wybrał na swój ostatni przed urlopem koncert właśnie to miejsce-stworzyło ono kameralny klimat i wyjątkową atmosferę, zminimalizowało dystans między Pianistą a słuchaczami.
Taaaak. Użyłam wczoraj dyplomatycznego wybiegu, na który jak widać nikt się nie nabrał 😉 i – wymawiając się rodziną – prosto po recitalu wróciłam do hotelu cierpieć w samotności. 🙁 Łabądku, muszę oprotestować to „bóstwo” – nie strugam z Piotra Anderszewskiego ideału, nie winduję na piedestał, no i nie zanoszę do niego modłów – ani proszalnych, ani dziękczynnych. Po prostu cieszę się, że jest. On mnie zmienia w muzykę. O czymś takim trudno mówić bez egzaltacji – trzeba by kłamać. Można oczywiście milczeć, ale przy mojej gadatliwej naturze groziłoby to eksplozją 😉 Niech już zostanie Maestro, dobrze? 🙂 A ten pomysł z poezją, to skąd? „Mówię ładnie? I melodyjnie? Zdania perlę jak z pereł kolię?” 😉 E, chyba nie. Zdarza mi się zapożyczać u ulubionych poetów, ale sama nie piszę. Kiedyś znalazłam wiersz, który mi jak ulał pasuje do Piotra Anderszewskiego – ze względu na jego wielokrotnie deklarowane zamiłowanie do pozycji horyzontalnej. Wiersz ma tytuł „Leżenia”, napisał go Miron Białoszewski i jest tam np. taki fragment:
„kiedy leżę nie nadaję się do wstania
leżenie zapuszcza korzenie
nie wierzę w poruszenie się
zawsze do wyrwania zielony.”
Może być? 😉
To by mu się mogło podobać 😉
Ad antena – niedawno zrezygnowałem z rozwiązań haj-tek (anteny wzmacniane, kierunkowe takie śmakie) na 7 (siedem) metrów tzw. drutu, miedzianego jednożyłowego, po zeta za metr, w niebieskiej izolacji.
Dwójka chodzi jak szatan.
Minus – dyrekcja raczy oponować, bo najlepiej odbiera, gdy ww. drut wisi przewieszony przez karnisz od zasłon w salonie 😆
Kompromis – drut wisi na ww. karniszu tylko wtedy, gdy nagrywam.
* * *
Wracając samochodem w międzyburzowej pogodzie i słuchając końcówki BWV 810 na full max z otwartymi oknami zarobiłem tzw. spojrzenie od lokalnych konsumentów spod budki, stojąc na światłach już niedaleko domu. Ach ach, nie wszyscy doceniają magię Bacha i Anderszewskiego!
No, prascy lokalsi… 😆
Gostku, ale Ty wciąż coś nagrywasz 🙄
Tak, tak. Ja tak mam od zawsze.
Obecnie w kolejce czeka prawie 100 GB (giga) materiału do obrobienia, ale powolutku idzie do przodu.
A ja mogłabym wynająć po znajomości Gostka Przelotem, żeby mi rozganiał praskich lokalsów BWV 810 albo czymkolwiek innym na full max? Ostatnio zrobili się uciążliwi…
O, a to ciekawe.
A gdzie, jeśli można zapytać, zrobili się uciążliwi?
Poza tym BWV 810 (i podejrzewam każdym innym BWV) ich się raczej nie rozgoni, tylko co najwyżej podku…, znaczy, chciałem powiedzieć, podirytuje.
Ja ich po prostu mijałem przelotem…
Ago,oczywiście,że mówisz ładnie.Się zapamiętuje.Też myślę,że Białoszewskiego tygrys by docenił..
Gostku,ale Bach lubił piwo /no,nie tylko Bach…/,to coś by ich jednak mogło połączyć.Marna pociecha,ale zawsze!
A róg Targowej i Okrzei. Zagnieździli się na podwórku, na które wychodzą okna pokoju, gdzie usiłuję pracować, i porykują. Nadzwyczaj głośno, zwłaszcza na wspomaganiu. Wczoraj rzucałam ku…, znaczy mięsem z balkonu, ale niewiele pomogło 🙁
A jakie, jeśli można spytać, były w sumie nagrania w tym trybunale? Bo z listy tego, czego zabrakło, wynika, że rządził przypadek. Poza Heifetzem i którymś z nagrań Ojstracha – ale którym? Bo chyba nie utrącono wczesnego z Kondraszynem?
Yhy, czyli jesteśmy prawie bezpośrednimi sąsiadami… (Ząbkowska za Brzeską).
Dzwonienie na Straż Miejską pomaga doraźnie (dzwoni się anonimowo o zakłócanie spokoju itp.). Ale i tak wracają…
To, jak i „aktywizacja” dzielnicy przez wywalanie lokalnych warsztatów i sklepikow na rzecz „galerio-kawiarni”, czyli, mówiąc krótko, wódopojów z kilkoma obrazkami na ścianie, trochę przeszkadzają.
Myślę, że ogólnie lepszy, jeśli nie do rozgonienia, to przynajmniej do zagłuszenia, jest Mahler.
właśnie to utrącono, choć zgłosiłam votum separatum 🙁
bez przesady z tym przypadkiem: Faust, Nizioł, Repin, Ojstrach, Szeryng i Steinbacher. W zasadzie tylko Repin poleciał zgodnym werdyktem całego Trybunału, bo nudny jak flaki z olejem.
TYGRYS?! To puszczam Białoszewskiego w całości – tak ku czci 😉 – i idę spać. No to było Csik :-))
1
naprzeciw nocnych szpar
ciemno-ja
mieszkanio-ja
leżenio-ja
2
leżenie
w wydłużenie się
bez jednej poprzeczki złości która skraca
idzie się tylko na długość idzie się idzie
puszcza się w dobrze sobie bycie
nie kończy się
3
kiedy leżę nie nadaję się do wstania
leżenie zapuszcza korzenie
nie wierzę w poruszenie się
zawsze do wyrwania zielony
4
takie leżenie-myślenie jak ja lubię
to jest niedobre z natury
bo niech ja w naturze
tak sobie leżę-myślę
to zaraz napadnie mnie coś i zje
5
leżąc w łóżku chcę być dobrym
przez sen rośnie dużo dobroci
leżenie dobroć wygrzewa
ale wstanie ją zawiewa
@Gostek Przelotem – to jak skończę pilną robotę, zapraszam do Łysego Pingwina. Polewa znajomy polarnik (specjalista od pingwinów, he, he), który poza sezonem zarabia na kolejną wyprawę 🙂
Czyli Heifetza też nie było, źle zrozumiałem wcześniejszy wpis… Ani Perlmana z Giulinim, dość imponującego w końcu (i nagrodzonego przez Grammophone, o ile pamiętam – choć wolę inne). Parę innych postaci już… padło…
No to Csik 😉
no niestety, oceniamy tylko sześć nagrań – i wśród nich zawsze są nowości.
Ja, prawdę mówiąc, chowałam się na Ojstrachu.
Gdyby więc Kacper i Łukasz byli w tym momencie w moim zasięgu… 👿
Bardzo mi miło, oprócz tego, że na wysokości Pingwina wszystkie samochody właśnie wpadają na bruk…
Witam Natelle @20:20 😀
Tak, to była dobra strona tego miejsca – intymność. Czuło się, że bierze się udział w wydarzeniu iście ekskluzywnym. Kiedy dziś rano dziękowałam szanownej Dyrekcji FŁ za umożliwienie mi uczestnictwa w nim, stwierdziłam, że kto był tam tego wieczoru, wygrał los na loterii 😀
Wiecie Państwo co?
A ja sie zdenerwowałem bo Piotr Anderszewski to jeden z najlepszych „moich” muzyków.
A na koncert sie nie mogłem wybrać ;/ choć w Łodzi jestem prawie cały czas, to byłem we Wrocławiu…
I jeszcze jedno… jeśli nie wróci z urlopu i przestanie grać…to…oznacza jedno…
Hanno le parole di conforto ?
to jeszcze na koniec, bo robota woła: nie ocenialiśmy skrzypków, tylko całe nagrania. A niektóre orkiestry rzępoliły, aż miło 😉
A z Pingwinem się przypomnę.
Uciekam i pozdrawiam wszystkich 🙂
dlaczego fakt, że ktoś coś lubi robić ma z automatu oznaczać, że nie może przestać tego robić? lubienie to tylko jeden z elementów, ważny, ale niewystarczający. widocznie inne okazały się być ważniejsze.
powodzenia dla wszystkich, którzy dojrzeli do pożegnań
Ale prawda jest na szczęście taka, że on jest prowokator. I że są już plany na po przerwie 😀
Przerwy w takich dziedzinach są przede wszystkim dla psychicznej higieny.
Mille grazie Signiora Szwarcman 🙂
no to będzie trzeba się wybrać po wakacjach bezzwłoki 🙂
Może wkońcu sie weźmie za „Wariacje Goldbergowskie”
Jeśli wierzyć dobrze poinformowanemu źródłu, to się nie weźmie.
Weźmie, nie weźmie… mnie tam wszystko jedno, za co się weźmie. Byle się wziął 😀
Pamiętam, że w pierwszych latach jego kariery, jak widziałam coś nowego w programie, już się cieszyłam na przekonanie się, jaki on ma pomysł na ten utwór. Właśnie: nie jak go zagra, tylko jaki ma pomysł 😉
Gostku, dziś właśnie PA miał się spotkać w Warszawie z „poinformowanym źródłem”. Poprosiliśmy go, kilka osób jak go znamy, żeby go pozdrowił, bo on coś się zapadł ostatnio i go nie widać ani nie słychać 🙁
Obstawiam, że w tej chwili, na samą myśl o braniu się za coś, w żołądku mu się przewraca. Niech sobie wypocznie i na razie za nic się nie bierze
Ja tez wiem z dobrego źródła, że Anderszewski powiedział „że nie rozumie Wariacji Goldbergowskich”
szkoda 🙂 ale bedzie wiele ciekawych rzeczy..innych
@Dorota Szwarcman – o tak, warto było czyhać na bilety i wyrwać się do Łodzi, by znaleźć się w tym nielicznym gronie szczęściarzy 🙂
Wczoraj wydawało się, że sam występ i reakcja publiczności sprawiły PA wiele radości, więc miejmy nadzieję, że wróci…a na razie, niech wypoczywa 😉
Ojstrach poszedł drugi studyjny, z Konwitschnym (DG, 1954).
Cała dyskografia Dawida Fiodorowicza jest tu:
http://www.oistrakh.com/discographie_molkhou.html
Czy mogę poprosić Dorotę Kozińską o zawiadomienie, kiedy znowu będzie rzucała mięsem z balkonu? Bo może ja bym się pod ten balkon przeleciał… 😆
Na Pradze to chyba nie jest takie rzadkie zjawisko. 😎
Pobutka.
Ludzie, bódźcie się! 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=xSb-htmEEPM
Anderszewski o wielu utworach mówił, że ich „nie rozumie”. O Szymanowskim, o którymś Chopinie i Mozarcie też.
Oj, trudno się dziś było obudzić 🙁
Co nie znaczy, że wstałam dopiero teraz, wprost przeciwnie. Okoliczności mnie zmusiły, by nastawic budzik na 7:30…
Dziś duszny tropik. Koty nawet nie raczyły przywitać się, kiedy śniadanie im podawałem rano.
To byłem nastawiony? Ha! Bez nastawienia trafiam we właściwą godzinę 😉 😀
PS.
Tak, przypominam sobie, to o czym pisze Gostek — PA wielu rzeczy ‚nie rozumie’, co mu wcale nie przeszkadza ich świetnie interpretować 🙂
Pewnie dlatego, że kompozytorzy też wielu rzeczy „nie rozumieli” 😉
W tych okolicznościach przyrody łatwiej mi przychodzi pogodzić się z tym, że ja się zachwycam, nie rozumiejąc. Kółko się zamyka. Dusza mnie boli. Filozofuję sobie, że lepiej, żeby bolała, niż żeby jej nie było. Pomaga umiarkowanie. Poza tym matrix wokół mnie się rozpada. Rano ledwo wsiadłam do tramwaju, to się popsuł, a potem przez pół godziny nie mogłam odpalić komputera. W tym przypadku filozofia zupełnie zawiodła. Może trzeba było usiąść przy komputerze w szpilkach i bikini? 😉
Oczywiście!W takich okolicznościach przyrody Sierżo odpala zawsze.
A może trzeba opowiedzieć reszcie Blogownictwa tę historię, bo znów szyframi się porozumiewamy 😉
To chyba Lesio by musiał
Nie, to jest historia przywieziona przez łabądka z Łańcuta 😀
No to jadę,mam nadzieję,że Krzysztof Jabłoński mi wybaczy,bo to historia nagrana jego komórką.
Wybory Miss Texasu.Na pytanie o hobby jedna z panienek odpowiada:gra na fortepianie.Akurat stał takowy na estradzie,więc prowadzący chce sprawdzić panienkę w akcji i pyta po cichu o repertuar,po czym ogłasza,że muzyka jest językiem uniwersalnym,a wykonane zostanie „Sierżo”Chopina.Miss zasiada do fortepianu w stroju służbowym i gra coś,co z daleka przypomina Scherzo h- moll.Spory kawałek z frontu i od tyłu.o dziwo najbardziej urwana kolęda.Co trzecia nuta na swoim miejscu,to trzeba usłyszeć.Ponieważ Kulka Trio leży na stole i płacze,Krzysztof Jabłoński komentuje:Co się śmiejecie,w szpilkach i w bikini sam bym lepiej nie zagrał!
Ot i cały szyfr.Przynajmniej pół Texasu usłyszało,że był jakiś Chopin!
Drobna prywata do PK.Wyświetliło mi się,że onemu się wyświetliło.Jeżeli to po interwencji,to dzięki!Oprócz tego cisza w eterze.
Sorry!
Po interwencji, przez osobę trzecią 😉
Ukłony dla osoby trzeciej!
Znalazłam! Na tubie wszystko jest 😀 Niestety tylko dźwięk, ale i tak robi wrażenie 🙄
http://www.youtube.com/watch?v=gUiHBjQku0o
Oj, rzeczywiście Łabądek! Wszystko mi się pomieszało od tego upały. Sorry, Łabądku.
No jest iwent,co?Nie ma co sorry,to nie ja grałam!
Ładny czyjś komentarz: Scare-zo 😆
Łomatko…
Ja bym powiedziała raczej: łomotko…
Minister?
Minister to był Kołodko 😉
Ale czasem robił łomotek i latał za Majkelem Dż.
Ta Miss Texasu byłaby świetną akompaniatorką dla Florence Foster Jenkins 😀
Jak by się rozeszły,to by się nie spotkały nawet w knajpie na rogu!
Pani Kierowniczko, bardzo dziękuję za to wstrząsające przeżycie. Mam gorącą nadzieję, że zostawszy miss, ta pani nie miała już czasu na kontakty z fortepianem. Na pewno wszystkie fortepiany w Teksasie odetchnęły z ulgą, a następnie zaczęły się modlić o reelekcję.
Wygląda na to, że boska Cindy tym razem Miss Teksasu nie została, ale otrzymała inne liczne nagrody, w tym za… zgadnijcie… talent muzyczny:
http://www.thestandingroom.com/blog/2004/10/roll_over_chopi.html
Ale co nie dogra to dowygląda!
Sorry,tym razem idę robić coś,z czego żyję…
Bym zapomniała!Pani Kierowniczko,zdjątko z jabłuszkiem na mojego maila,pliiiiizzzz!!!
Jakie zdjątko? Nie ma zdjątka…
dlaszego?????
Może boska Cindy po prostu też nie rozumie Chopina?
Nie pierwsza i nie ostatnia.
Piękne łomotko 😆
Ciemno było,czy ono nie kazało?
Widocznie nie wyjszło
Grunt,że do hotelu dojszło…
Zanurzam się!
Ciemno było i nic nie wyszło 🙁
Nie da rady, Łabądku. Jak byś się nie starał, kuperek zawsze zostanie na powierzchni 🙄
jmp eip – witam. Właśnie wrzuciłam nowy wpis – o rozumieniu 😆
jak na w bikini i na szpilkach to sierżo całkiem udane 🙂