Wreszcie Koncertująca na poziomie
Orkiestra SWF Baden-Baden und Freiburg kojarzyła się tu raczej z wykonawstwem muzyki współczesnej i Warszawską Jesienią. Nic dziwnego, ponieważ od wielu lat związana jest z jednym z najsłynniejszych festiwali muzyki współczesnej, w Donaueschingen. A w Warszawie wykonała (z Szabolcsem Esztenyim) m.in. Pianophonie Kazimierza Serockiego. Od ponad dziesięciu lat prowadzi ją francuski dyrygent Sylvain Cambreling, który jest też pierwszym dyrygentem gościnnym Klangforum Wien. Z niemiecką orkiestrą jest ostatni rok; potem przenosi się na szefa opery w Stuttgarcie (był też wcześniej szefem muzycznym oper w Brukseli i Frankfurcie).
Jest to bardzo sensowny kapelmistrz, panujący świetnie nad zespołem i w dobrym z nim porozumieniu. Ciekawie też ułożył program. Sześć epigrafów antycznych Debussy’ego, zinstrumentowanych na orkiestrę kameralną przez Rudolfa Eschera, było dobrym wstępem, wprowadzając łagodny i sielankowy nastrój impresjonistycznego spojrzenia na antyk, a jednocześnie będąc świetną rozgrzewką zwłaszcza dla grupy dętej przed kolejnym, odpowiedzialnym zadaniem, jakim było wykonanie IV Symfonii „Koncertującej” Szymanowskiego.
No, to była całkowicie inna jakość niż w czerwcu w Łodzi. Wreszcie Anderszewski zagrał ten utwór z orkiestrą i dyrygentem, którzy potrafili być partnerami. I rzeczywiście było to coś w rodzaju concerto grosso, bez przerwy są tam przecież solówki rozmaitych instrumentów, wchodzące w rozmowę z fortepianem. No i tak – to jest Koncertująca, a nie Koncert fortepianowy. Co prawda Piotr uważa, że mogłoby być jeszcze lepiej – jego zdaniem fortepian powinien być schowany wewnątrz orkiestry. No, ale chyba trochę przesadza – to jest dość gęsto napisane, orkiestra jeszcze częściej przykrywałaby solistę. Finał może mógłby być jeszcze bardziej taneczny, także w orkiestrze (bo w fortepianie były oczywiście oberkowe akcenty w temacie). Na bis były dwa standardy: Sarabanda z V Suity francuskiej G-dur Bacha oraz, ma się rozumieć, Csik. Na szczęście Piotr gra to za każdym razem inaczej, Bach był grany pięknym okrągłym dźwiękiem i chyba z innymi ozdobnikami niż kiedyś, a Bartók – bardzo od ucha i na folkowo. (Dodam jeszcze, że zamieniając z nim dwa słowa w przerwie upewniłam się, że Łodź jak najbardziej będzie – „ostatni występ przed przerwą!” – podkreślił radośnie. Chyba rzeczywiście nie może się już tej przerwy doczekać.)
Druga część była może mniej ciekawa, bo zawierała Symfonię Dantejską Liszta, utwór dość w sumie banalny i naiwny; w każdym razie w moich uszach. W każdym razie ciekawie było posłuchać jej w wykonaniu dobrej orkiestry. I aż się zdziwiłam, ale, jak na pierwszej części, na drugiej też była pełna sala. Widać dziś było, że przyszła publiczność wyrobiona, bo nie dość, że nie było klaskania między częściami, to nie było też standing ovation. Choć moim zdaniem po pierwszej części można było wstać. W końcu Anderszewski dość długo nie zagra w swoim rodzinnym mieście.
Komentarze
Do Lesia : sprawdziłem w dwóch nagraniach koncertowych JEG z zeszłego roku, „Osanna” jak trzeba, bez H!
PMK
Piotrze, dziękuję, posłucham po powrocie, a może uda mi się nabyć cosik we FNACu
Jak podaje Wikipedia, w Niemczech jest 12 radiowych orkiestr. Wszystkich maja 55. Dzieki Deutsche Welle mozna posluchac glownie NDR, chociaz i inne sie pojawiaja.
Chyba poprzedni watek sie klania, bo nie sposob nie zastanowic sie nad finansowaniem tego wszystkiego i to tak, zeby grali na przyzwoitym poziomie, czyli gut 😉
Taką frajdę sprawiła mi ta koncertująca, że spać nie mogę – w Łodzi słyszałam hałas i chaos, za to wczoraj… ech! Moje dojrzewanie do Szymanowskiego odbywa się w zastraszającym tempie 🙂 a myślałam, że potrwa jeszcze z kilkanaście lat. Widzę, że chochliki też nie śpią: to była Sarabanda z V suity francuskiej 😉
Pozdrawiam cały dywan i wracam do przyglądania się w ciszy, jak się pięknie splata.
Kołysanka na pobutkę.
W krajach jako tako szanujących Kulturę, to jest Obywatela (czyli Siebie Samego) Radio od zawsze utrzymuje zespoły muzyczne. Niemcy są tu wzorem, choć BBC też się trzyma i nawet Francja ma nadal dwie orkiestry na świetnym poziomie.
No i oczywiście Czechy, Rosja… Ale przecież Nas, Dumnych Sarmatów te barbarzyńskie kałmuki i głupie pepiczki nie będą pouczać, my Somosierrę zdobywali, patataj, patataj.
PMK
Dzień dobry 🙂
Aga – witam. Tak, chochliki nie spały, zwłaszcza nie śpią, kiedy człowiek jest śpiący 😉 Nie pierwszy raz i nie ostatni… Zaraz poprawiam. Pozdrawiam wzajemnie i zapraszam również do dalszego czynnego splatania 🙂
A co do radia, wczoraj na scenie stało mnóstwo mikrofonów. Spytałam koleżeństwo z naszego radyjka siedzące obok, czy w związku z tym można się spodziewać retransmisji. Usłyszałam – no, chyba że dostaniemy przez EBU. To były ich mikrofony! My nie stawiamy aż tylu i w ogóle robimy to inaczej.
Spotkałam wczoraj tatę Anderszewskiego. Mówił, że Piotr go uspokajał, że podczas przerwy będzie sobie grał, „ale ze mną on o muzyce nie rozmawia” 🙂
„W krajach jako tako szanujących Kulturę, to jest Obywatela (czyli Siebie Samego)…” – no, Piotrze! Do tego urzędnicy, czyli ci, którzy w praktyce o różnych rzeczach decydują, musieliby się z tą Kulturą utożsamiać i mieć poczucie, że to Ja Sam. A w Polsce, niestety, większość urzędników-decydentów wciąż jeszcze ma przekonanie: Ja to Emanacja Władzy, a nie jakaś tam ku…ltura. A słowo Obywatel oznacza po prostu petenta.
Z prawdziwą przykrością to piszę, nie z jakimś tam poczuciem wyższości. I ze świadomością, że są wyjątki, że tu i ówdzie coś się zmieniło, ale to wciąż jeszcze – za mało, za mało. 🙁
W ramach Roku Liszta 😆
Do tego jest potrzbene odpowiednie zdjęcie, jak tamaryn z rozwianym włosem właśnie się do uderzenia w klawisze przygotowuje. 😆
http://www.jonathans.me.uk/~jonathan/pod/cotton_topped_tamarin.jpg
A po chwili np.:
http://www.youtube.com/watch?v=hZu0KC_3iC8&feature=related
😆
Po chwili to Sony Music Entertainment mówi „a takiego!” 👿
Jutro o 14.00 Płytowy Trybunał Dwójki: http://www.polskieradio.pl/8/866/Artykul/306327,Prosze-wstac-Trybunal-idzie
Oj, Bobiczku, przykro mi. Tam był Horowitz. No to niech będzie Lang Lang 😉
http://www.youtube.com/watch?v=eLR3oNNY4_A&feature=related
Co do Symfonii fantastycznej, to od zeszłego roku mam swoje ulubione wykonanie tego utworu 😀 Na razie go nie ujawnię, ciekawe, czy weźmie udział w audycji 😉
Panie Piotrze (01:03), mozliwe ze przyjelo sie pisanie Osanna bez H, lecz pisownia Hosanna, uzyta przez Lesia, jest sluszniejsza: (H)osanna jest to znieksztalcony wyraz hebrajski wymawiany Hosza Na lub Hoszea Na, znaczacy Zbaw Prosze 🙂
PK: JvI?
pozdróweczka
Tu chyba w ogóle nie chodzi o to, jak słuszniej, tylko jak to stojało napisane u Bacha. Nie mam tu armat, więc nie sprawdzę na sto procent, ale chyba jednak samo O. Mnie żadna z tych opcji osobiście nie zawadza, byle było słychać wyraźnie, że chodzi o to, a nie o „kaszannę”, albo inne wędliny.
A Bobik oczywiście wywąchał i położył łapę na meritum sedna. Niechby już tylko ci panowie i panie rozumieli, że „media państwowe” to nie znaczy „media rządowe”, czyli „tiepier my, uuuaaaaaa!”.
PMK
60jerzy – exactly. No, właściwie to nietrudno było się domyślić, skoro wyrażałam tu swoją fascynację rok temu… 😉 Pozdróweczka wzajemna 🙂
Zapomniałam tu ogłosić, że mieliśmy wczoraj minizlot – 60jerzy pofatygował się na PA 😀
A może jednak dwa słóweczka tutaj o tym Kissinie w Wiedniu? 😀
Sehr gut.
Piotrze u JSB rzeczywiście jest „Osanna”. Śpiewają, jak mają w nutach 😉
Na tubę ktoś wrzucił tę Fantastyczną, niestety niski poziom głośności 🙁 A w ogóle najlepiej tego wykonania słuchać na żywo 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=K9ewUzyg7mk
„Kaszanna” by się Bobikowi spodobała 😉
Chyba jeszcze nikt nie wrzucał, program tegorocznej Wratislavii: http://www.wratislaviacantans.pl/?page_id=6
Benjamin Bagby 😀
Podger, Wispelwey, Leonhardt 😀
Czy to prawda, że istnieje nagranie IV SYMFONII z udziałem SAMEGO SZYMANOWSKIEGO, zdaje się we fragmencie. Czy jest to gdzieś w internecie albo na płytach? A tak samo krótka mowa radiowa Szymanowskiego przed premierą Króla Rogera w Pradze. Na youtube są chyba tylko mazurki.
PMK (17:40) PK (18:45) „Kaszanna” na pewno by sie Bobikowi spodobala, ale mam wrazenie ze ta przeznaczona jest dla mnie
Z kaszaną nie mam dobrych skojarzeń. Kaszana bywa zwykle na pierwszych próbach z nowym utworem, kiedy wszystko jest jeszcze pogrążone w chaosie. Wielką ulgę przynosi wydobycie się z tej kaszany. Ale może kaszanna to jakieś inne zjawisko. Brzmi w każdym razie lepiej niż zwykła kaszana 😉
Zdarzyło mi się kiedyś śpiewać „Hozijana dem Sohne David” i co mi zrobicie? Tak kazały nuty i tradycja wykonawcza (a było to w Bazylei).
Dla Mariusza:
http://free.art.pl/fundacja.szymanowskiego/bibliografia.htm
Tak, na tubie są tylko Mazurki:
http://www.youtube.com/watch?v=NClu-7OcRqU
Co do Koncertującej, ciekawych parę słów zamieniłam wczoraj z Kacprem Miklaszewskim. On jest zdania, że wszyscy grają ten utwór zbyt poważnie i dramatycznie, a przecież Szymanowski chciał napisać lekki kawałek dla ludzi, tym bardziej, że przeznaczony do wykonywania przez siebie. Faktycznie, w programie są cytaty z jego wypowiedzi: pisał do Heleny Casella: „Muzyka prosta, wesoła, naturalna, niekiedy bardzo sentymentalna, żadne ‚epatowanie burżujów’. Wydaje mi się, że temat pierwszy to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek stworzyłem”. O finale do Zdzisława Jachimeckiego: „W charakterze niezmiernie ożywionego – miejscami orgiastycznego niemal tańca”.
No i orgiastycznie było. Dla natur bardziej powściągliwych – może zbyt. Ale to już ich problem. Jedno trudno pojąć: incydentalności w repertuarach sal koncertowych wzdłuż i wszerz – tak kraju, jak i za granicą. Odpowiedź, że byle kto nie zagra tego – nie do końca przekonująca. Chociażby w kontekście tego, że „byle pianista” już gra Rachmaninowa – całego wzdłuż i wszerz.
To się dalej zanurzam.
Kaszanna podoba mi się nawet bardzo, byle nie na wysokości, bo ja nie dosięgnę, a Pręgowana i owszem . 🙄
Dziękuję za linka. Rozumiem, że płyty analogowej z tym fragmentem nie wydano. Czytałem listy Szymanowskiego i p. Miklaszewski ma całkowitą rację, on tak właśnie traktował ten utwór.
Jutro a właściwie dzisiaj na Mezzo live Król Roger.
Pobutka (urwana trochę…).
Zmroziłem się na dzień dobry czytająć, że Dantejska Liszta może być banalna i naiwna, a jej słuchanie mniej ciekawe od Szymanowskiego. To dopiero banalne i naiwne stwierdzenie przy całym szacunku dla Pani Kierowniczki. Żeby każdemu z nas wychodziły takie Dantejskie x pod ręki to byśmy raczej o takie barbarzyństwo opiniotworcze się nie pokusili. Ehh.
Osobiście uważam, że nagranie Szymanowskiego jest wzorcowe 4 symfonii, miejscami gra zdecydowanie szybciej niż inni, co daje ciekawy efekt. To nagranie istnieje w całosci, puszczają je jednak w częsciach, bo nie zachowało się niestety w tak dobrej jakosci całe. Polskie Radio jednak posiada całośc tego duńskiego nagrania. Jeśli się nie myle to Jan Weber prezentował je w całości. Takie są przynajmniej moje informacje. Co do interpretacji Anderszewskiego, to moim zdaniem gra ją najlepiej po Szymanowskim. Szkoda, że nie ma nagrania Andrzeja Czajkowskiego tego utworu, przypuszczam po tym jak Czajkowski grał inne utwory Sz.,że to musiałoby to być coś fenomenalnego. Pozdrawiam z „grymasem lisztowskim”. Miłego dnia.
Kaszanna została oczywiście pomyślana specjalnie dla P. T. Tu Obecnych Piesowatych. Ona jednak zazwyczaj bywa In Excelsis, ale tam się przecież wszyscy kiedyś udamy, niezależnie od ilości zabezpieczonych łap.
PMK
Dzień dobry 🙂
Oj, przykro mi to mówić, ale Dantejska jest naiwna, i jeszcze nudna jak flaki z olejem. Piekło odmalowane w trytonach i zmniejszonych akordach septymowych (diabolus in musica – banał nad banały, Berlioz, którego będziemy dziś słuchać, robił to 26 lat wcześniej dużo zabawniej, bawiąc się wspaniale brzmieniami orkiestrowymi), z dłuuuugaśną sekwencją liryczną w środku (nie za dużo tej Franceski da Rimini?), a potem niebo w formie Magnificatu (co mu zresztą kumpel-zięciunio podpowiedział, postać iście niebiańska, jak wiemy) – no, pójdziesz, człowieku, do kościółka i już masz niebo. Ech… Dantejską Liszt napisał w 1856 r., 17 lat po śmierci Chopina, a Chopin w finale Sonaty b-moll (1937-39) zawarł więcej piekła niż Liszt w jednej nucie swego utworu…
Franek Mąka naprawdę ciekawe, wybiegające w przyszłość rzeczy to pisał dopiero w ostatnich dwóch dekadach swojego dość długiego życia. Nie chcę przez to powiedzieć, że to, co było najpierw, nie jest nic warte, przeciwnie, ale akurat Dantejska nie należy do jego największych arcydzieł.
Fajnego kota znalazłem 🙂
http://images.icanhascheezburger.com/imagestore/2009/4/8/e003dd39-f8f6-43f4-a0d8-9fe4a28434b5.jpg
O, tak. Kanapka z kota to jest bardzo dobry pomysł. 😈
I wygląda na to, że ona jest nawet bez żadnego excelsisa. 🙂
Te, Bobik, a drapaka po nosie nie chcesz? 🙂
Profil ma prawie pekińczyka 😯
Słucham Fantastycznej 😀
Ja też słucham – i po raz kolejny przekonuję się (tym razem hurtowo…), że na Berlioza jestem doskonale obojętny 🙂
Ja to lubię ten prześmieszny finał 🙂
A tu kot ostroznie umyka przed perspektywa przeistoczenia sie w kanapke…
Też słucham 🙂 Lubię Berlioza, tylko ostrożnie dawkuję, żeby mi się programy nie powycierały 😉 Kupię sobie nagranie numer dwa, jak już się dowiem kto zacz.
Ja sobie myślę, że taka muzyka to może być w sam raz na płytę testową dla audiofila. Innego zastosowania nie widzę 😆
Źle to rozegrali czasowo, skracając tak maksymalnie fragmenty finałowe 🙂
ps
numer cztery na płytę testową się nie nadaje, więc jak dla mnie powinien był odpaść w pierwszym etapie 🙄
No i po ptokach. Co to za jeden ten Minkowski?
No i proszę, MM wymiótł 😆
Ta czwórka, z Munchem, baaardzo ciekawa. Zwariowana zupełnie, jakoś ją polubiłam, choć w marszu to już była przesada.
Natomiast zaskoczyło mnie, że Immerseel taki się w tym kontekście stateczny wydał. Ale nie sposób ocenić tego nagrania, jeśli się nie słyszało finału – a nie było dane. Poza tym, jak już wspomniałam, najlepiej na żywo. Marsz, jak ktoś powiedział (chyba Dorota Kozińska), rzeczywiście robił wrażenie nieubłaganego i przerażającego. Walc mi się mniej podobał, bardziej u Minkowskiego.
Interesujące takie słuchanie 🙂
Munch w finale, ale z Bostończykami:
http://www.youtube.com/watch?v=imPA6BfIeNQ&feature=related
No to się okazało, że nawet nie muszę kupować płyty z wersją numer dwa – mam 😀 Dawno jej nie słuchałam. W ostatnie wakacje MM porwał mnie onirycznymi wizjami ale i biesiadą u badytów 😉 w „Haroldzie w Italii”, transmitowanym z Norymbergi (koncert inauguracyjny Festiwalu im. Glucka). Muzycy z Luwru i świetny altowiolista Antoine Tamestit na altówce o wdzięcznej nazwie Mahler. 😉
Czwórka rzeczywiście interpretacyjnie niesamowita i ta jej wartość rzuca się w uszy mimo jakości nagrania (sprawiało wrażenie starszego niż w rzeczywistości).
Immerseel byłby łatwy do rozpoznania w finale, z tym świetnym trupim pianoforte zamiast dzwonów 😀
Nie zgadzam się z taką opinią. Dantejska wyprzedza o lata sposob myślenia Mahlera, Brucknera, czy nawet Czajkowskiego. Wagner namawiał Liszta na inne zakończenie, Liszt jednak uległ namowom księżnej Karoliny, co w sumie nie było złe. Nie widzę sensu nadużywać Chopina w tym kontekscie, Chopin przy całej swojej wielkości nie był w stanie napisać żadnej symfonii, nic nie wniośł w rozwój muzyki orkiestrowej. Nie mogę też zgodzić się z opinią, że Liszt zaczął pisać rzeczy wybitne dopiero pod koniec życia. Lata pielgrzymstwa pisane są już w latach 40, Sposalizio pochodzi z lat 38, 39. W dodatku Harmonies z ktorych np. takie Benediction de Dieu dans Solitude 47r. to prawdziwa perła(Arrau się kłania), o Funerailles nie wspomne. Liszt w wieku 40 lat dokonuje prawdziwej rewolucji, bez jego koncertów nie byłoby poznoromantycznej formy koncertu od Czajkowskiego po Rachmaninowa, jego poematy symf, symfonie otwierają drogę Wagnerowi, Mahlerowi, Brucknerowi o wiele bardziej niż Berlioz.
A o ile Liszt górował nad Berliozem widać nawet w ujęciu Dies Irae, Fantastyczna przy Totentanz to dopiero banał. Liszt w wieku 42 napisał pewnie najdoskonalszą sonate w historii muzyki fortepianowej w ogóle. Ile w niej jest mroku, szaleństwa, dantejskiego Inferno, fascynacji śmiercią, pełni. Miał 42 lata, nie była pisana pod koniec. Słucham jej kilka razy w tygodniu, od lat, co dziwne nigdy mnie nie znudziła, nie umiałbym tak słuchać jednej z sonat Chopina, Beethovena, Prokofiewa, czy też Mozarta na okrągło, od nich trzeba odpocząć po wysłuchaniu na jakiś czas, żeby nie straciły uroku, sonata Liszta brzmi dla mnie tak samo atrakcyjnie, odkrywczo nawet przy 10 słuchaniu jednego dnia, co więcej za każdym razem jest dla mnie nowa, zaskakująca.
No, po prostu miłość Kanibala do Liszta jest nieograniczona. Cóż, każdy ma prawo do swojego gustu 🙂
Sonata i owszem, fajna (lubiłam sobie kiedyś ją w kawałkach grać), ale tylko w bardzo młodym wieku mogę sobie wyobrazić jej tak częste słuchanie. A tak bliskie obsesji, żeby kilka razy dziennie – w ogóle. Ja zresztą w młodości także lubiłam raczej inną muzykę.
A co do Totentanz, przyznaję, że jest w nim o wiele więcej diabelstwa niż w Dantejskiej 😛
Zaraz włączam znów Dwójkę, bo gra Kułtyszew. Postanowiłam jednak posłuchać w domu, bo zawsze mogę wyłączyć, jak mi się znudzi 😉 Poza tym w przerwie jest rozmowa z nim i chcę posłuchać.
Wybrał bym się na Kultyszewa, ale gdyby grał coś innego, nie Chopina :-/
A z dzisiejszych przesłuchań Fantastycznej, to podobał mi się Rattle. Chyba nawet bardziej niż Minkowski.
Co do Kułtyszewa, ja to samo powiedziałam tu parę dni temu 😉
Ciekawa rozmowa. Wyglądał mi w czasie konkursu, a nawet jeszcze przed, jak go zobaczyłam, na „młodego przedstawiciela inteligencji petersburskiej” – no i się zgadza. Szerokie zainteresowania: sztuka, filozofia, polityka… w samolocie czyta sobie Isaiaha Berlina… no proszę bardzo 😀
Z graniem Chopina różnie, w kilku miejscach mu się pozajączkowało, m.in. w Sonacie. No i od razu odetchnął przy Czajkowskim 😉
urzędnik szanujący kulturę czyli obywatela, czyli siebie samego. Oj, nie od urzędników to wszystko zależy. Chyba że za urzędników uznać szefów teatrów, oper, filharmonii, muzeów. W tej chwili instytucje kulturalne mogą korzystać z pieniędzy unijnych jak nigdy dotąd. W instytucjach sprzedających bilety wstępu unijne dotacje sięgają 50%, w tych, które udostępniają kulturę darmo, nawet do 85%. Z tego wynika, że muzea powinny wpuszczać za darmo i inwestować w nowe gmachy. Tylko nie można, bo robiłyby „nieuczciwą konkurencję” np. prywatnym „galeriom”. Ale to drobiazgi. Sprawa pogrzebana w tym, że większość dyrektorów instytucji kulturalnych nie jest w stanie zatrudnić osób, które potrafiłyby sporządzić właściwe wnioski aplikacyjne. Dlatego od kilku lat przepadają wnioski na nowy gmach Muzeum Narodowego w Gdańsku, na Muzeum Polski Szlacheckiej w Waplewie i wiele innych pomysłów. Dopiero co powstał pomysł budowy nowego budynku Opery Bałtyckiej na Wyspie Spichrzów w Gdańsku. Ciekaw jestem, czy i w tym przypadku nie da się napisać dobrego wniosku. Tylko nie wiem, czy ktoś wysupła środki na wkład własny, bo na tamte projekty te środki były.
Pobutka.
Wczoraj msza h-moll w Mezzo. W połowie musieliśmy przerwać, żeby posłuchać fałszującej siostry na fisharmonii. Ale Nagraliśmy. Monachijska orkiestra i chór bachowski pod Karlem Richterem. 1980 rok czyli rok przed śmiercią dyrygenta, parę lat po szczytowym okresie kariery Janowitz. Choć ktoś może powiedzieć, że to już tylko historia muzyki, radość słuchania była wielka.
Dzień wcześniej kino, The King’s Speech. PK film się podobał. Patrząc obiektywnie bardzo tradycyjna, można powiedzieć konserwatywna, robota reżyserska. Scenariusz w kierunku mało odkrywczym delikatnie mówiąc. Charaktery zarusowane wręcz szmirowato. Pomińmy głównego bohatera i jego małżonkę. Koszmarna pani Simpson. Idealna Królowa Matka (daję tutaj ten tytuł, bo pod takim ją znaliśmy. Rozumiem, że inaczej być nie mogło. Rodzina królewska nie może być w Anglii pokazywana inaczej. Sceny słuchania orędzia wojennego żywcem wzięte z filmów radzieckich i amerykańskich.
Myślicie po tym wszystkim, że koszmar? Ależ skąd. Na ten film nie idzie się, żeby podziwiać nowatorską reżyserię i być zaskakiwanym zwrotami akcji. Na ten film idzie się dla aktorów. Aktora podziwiałem już za film A Single Man. Szedłem na tamten film z obawami, ponieważ nie przepadam za filmami gejowskimi. Głównie dlatego, że wiele razy dałem się naciąć. Bardzo kiepskie filmy miały super recenzje. Tym razem tak nie było, a aktorstwo naprawdę wysokiej próby. W królewskiej mowie aktorzy, ze względu na rysowanie postaci przez scenarzystę bardzo grubą kreską i wyraźną koturnowość, stanęli przed karkołomnym zadaniem wydobycia z tych ról czegoś istotnego. Zadanie Firtha było łatwiejsze – bohater miał istotny problem, było jeszcze co pokazać. Ale pokazał dużo więcej niż walka z problemem. Helena Bonham Carter jest jedną z moich ulubionych aktorek więc może nie jestem w pełni obiektywny. W roli małżonki księcia Yorku zdołała pokazać bardzo wiele. Gdyby scenarzysta był dla niej choć odrobinę mniej okrutny, mogłaby pokazać jeszcze więcej.
Momentami i scenarzysta trochę odpuszczał. Dialogi nie były samymi banałami. Cenię angielskie filmy wg powieści Austen nie za romansowe fabuły oczywiście. Pomimo romansowych ram dialogi są pełne bardzo istotnych treści. Zwyczajem angielskich autorów dialogów jest pisanie nie dla idiotów. Jak świetne są dialogi w filmach Greenawaya. Ten angielski warsztat sprawił, że pomimo wszelkich protokolarnych ograniczeń ten film naprawdę się ogląda.
Oczywiście nie pisałem, co pokazał Firth, ponieważ zrobiła to PK. Ale oprócz trzech wyróżnionych ról dodałbym jeszcze Dereka Jacobi jako Arcybiskupa Canterbury. Co prawda jemu scenarzyści już w ogóle nie dali pograć, tak jak i pani Simpson. Ale w tej płaskiej postaci warsztat aktorski można było zobaczyć. U pani Simpson trochę go brakowało albo reżyser nie dopuścił do odstapienia od przerysowanego schwartzcharakteru. Wszak nie wolno wątpić, że abdykacja była konieczna.
Dzień dobry. Tak, z tą panią Simpson to było już prymitywne. Ale ona rzeczywiście była szwarccharakterem. Choć może szkoda, że nie pokazano ich pronazistowskich sympatii. Ja zresztą rozumiem te zabiegi spłaszczania wszystkiego, co naokoło, żeby tym większe światło reflektora rzucić na duet Bertie-Lionel. Podobno zresztą w rzeczywistości Lionel nigdy nie mówił „Bertie” 😆 W ostatniej „Polityce” jeszcze to i owo o tej historii napisał Adam Szostkiewicz.
Coś tam Książę Walii pozytywnego o Hitlerze mówił, ale rzeczywiście blado to wyglądało w stosunku do tego, co wiemy. Pewnie znowu zadecydowała troska o dobre imię rodziny królewskiej. Takim zabiegiem było też podkreślenie, że w rodzinie królewskiej nie zna się języka niemieckiego.
Cieszę się, bo bardzo trudno było mi w tego „Bertiego” uwierzyć. Ale trzeba było pokazać, jak wielkie poświęcenia musiał przyszły król czynić.
Gdyby wszystko pokazane w tym filmie było prawdą to wyszła by opowieść z pewnością mniej dramatyczna a za to dla wielu niewygodna. Kino o polityce często samo staje się polityką.
Dodam, że Logue „podleczył” Księcia Alberta już w latach 1925-1927 na tyle że całkiem składnie przemawiał na otwarciu Parlamentu Australii – o czym żaden recenzent nie napisał (przynajmniej w Polityce, GW i TP które czytam). W 1936 r. Logue współorganizował Brytyjskie Towarzystwo Terapeutów Mowy. Był nauczycielem wymowy z dużym doświadczeniem (a studiował muzykę na Uniwersytecie w Adelajdzie ) więc trudno było o nim mówić w 1937 (koronacja) że jest zupełnie znikąd itd itp…
http://en.wikipedia.org/wiki/Lionel_Logue
Co nie zmienia faktu że to bardzo dobre kino 🙂
Liszt jest fajny i w ogóle, tylko ma jeden problem: nie umiał napisać fajnej melodii (he couldn’t write a good tune).
To, bardziej niż cokolwiek innego czyni go kompozytorem „gorszym” od Mahlera, Brahmsa, a nawet Brucknera 😛
Dzien dobry,
Czy mozna sie dowiedziec czy Kongres Kultury we Wroclawiu juz byl czy sie odbedzie. W kulturze mam zaleglosci, siedze w XVII wiecznym Gdansku widzianym oczami owczesnych turystow…..wylecialam z obiegu kulturowego. Nie wiedzialam ze wybychl skandal w tak szanowanym Krakowie.
Ja tam powiem jedno, wole zespoly muzyki dawnej grajace na instrumentach z epoki, moge przymknac oko na przestrzen w ktorej sie gra. Zespol MD grajacy na kybordzie to jak robienie rosolu z ziemniakow.
Raz w życiu widziałem pół-amatorską orkiestrę z continuo na syntezatorze Yamaha DX-7.
Nie było to może przekonujące, lecz nie było też jakąś kompletną katastrofą dźwiękową. Koncert był w kościele.
Rosół z ziemniaków, czemu nie. Tylko trochę bulionu dodać 🙂
W sprawie człowieka znikąd. To nie chodziło o osobę terapeuty. Chodziło o wydzieranie kompetencji dworzaninowi, bo niewątpliwie był dworzaninem Arcybiskup. Jak powiedzieć Królowi, że to nie on ma prawo wyboru. Pozostawało wykazanie, że własny wybór Króla jest nie do przyjęcia. Wydaje mi się, że to Jacobi zagrał perfekcyjnie. Nie pozostawił miejsca na dyskusję co do kwalifikacji, a brak dyplomu lekarskiego nie dał się kwestionować. Jedno „nie” Króla załatwiło sprawę, ale przeciez nie było łatwe i też było doskonale zgrane. Pamietajmy, że bohater filmu cierpiał na brak pewności siebie. Arcybiskup przeciez o tym wiedział. Ta krótka scena była piękną rozgrywką.
Znajomy opowiadał, jak nawiedził Scholę Cantorum w Kaliszu jakieś 16 lat temu. Nie było tam wtedy ani jednego dawnego instrumentu. Strój obowiązywał równomiernie temperowany, dźwięki zespołom wokalnym podawano z fortepianu, zdarzały się nawet keyboardy, elektryczne gitary i współczesna perkusja, a śpiewacy wibrowali „jak w operze” 😉 Ale teraz jest zupełnie inaczej – lutnie, fidele, portatywy itd., czego dusza zapragnie.
Lepszy keyboard można za to bez problemu nastroić jak dusza zapragnie 🙂
Moja dusza nie pragnie keyboardu, jak by nie był nastrojony 🙂
Chiaranzana pyta o kongres we Wrocławiu. Ma być we wrześniu, 8-11.
Dziekuje za info o Kongresie, niegdzie o tym nie slyszalam a Pani Gospodyni bedzie tam?
Co do zespolow muzyki dawnej to czy to nie jest troche naciagane jak zespoly graja na wspolczesnych instrumentach? Zwalszcza jak w pragramach zaznaczaja ze sa historycznie rekonstrulowane.
Jeszcze nie wiem, czy będę. Nic na razie o tym nie było, bo konferencja prasowa będzie w piątek i dopiero pokażą się pierwsze informacje. Dlatego Filip Berkowicz napisał, że w piątek się wyda 🙂
Nie bardzo rozumiem, co jest naciągane – kiedy grają na współczesnych kopiach dawnych instrumentów? A właściwie dlaczego? Nie wydaje mi się to niczym naciąganym. Tyle że przekaz o tym, jak wtedy się grało, jest dość ograniczony – na podstawie traktatów i budowy instrumentów wielu rzeczy się domyślamy.
Chiaranzana mówi o takich zespołach, które piszą sobie w kwitach o „dawnych instrumentach”, a mają całkiem współczesne, nie żadne kopie i rekonstrukcje. Są takie przypadki.
Liszt nie umiał napisać „fajnej” melodii??? Liszt aż „kipi” od melodii, tematów, w dodatku ma charakterystyczny typ ich budowania, często nie ma w tych melodiach nic z radosci, dlatego to inny typ melodysty od np Mozarta, tematy jak choćby Czardasz macabre, czy też Funeralia to śmierć, upajanie się nocą. Liszt był właściwie pierwszym twórcą , który melodie, tematy tworzył kolorami jak impresjonista ( Die Zelle in Nonenwort, RW-Venezia, Wiegenlied). W moim przekonaniu Liszt był jednym z najbardziej twórczych melodystów(19 rapsodii pełnych „fajnych” melodii, wprawdzie inspirowanych ludowymi tematami, ale w koncu Chopin w mazurkach robił to samo), bynajmniej jednak nie to jest dla mnie miarą względem niego. Nono nie ma żadnych melodii a jednak też go kocham. W muzyce nie idzie o piękne tematy. Tak myślę.
Pobutka nad basenem.
Hrm.
Jeśli utwór nie wpada w ucho, jeśli nie da się go zanucić pod przysłowiowym prysznicem, to ma sporą szansę przepaść w otchłani dziejów.
Nie zrozum mnie źle – ja bardzo lubię Liszta, zwłaszcza jego religijne „dziwolągi” – oratorium Christus, Via Crucis, Missa Choralis.
Wyraźnie słyszę w nich prawdziwe natchnienie religijne, nic pod publisię.
Niestety muzycznie to się ciągnie i ciągnie.
Za utworami fortepianowymi Liszta też raczej nie przepadam, poza kilkoma późnymi, ale one też raczej się ciągną i ciągną.
Cholera, dawno basenu nie było… Wiedziałam, że prędzej czy później to trafi na tubę. Polecam nie patrzeć, a słuchać 😉
Gostku, takie szybkie wirtuozowskie etiudy to się raczej nie ciągną 😆 Rapsodie może czasem. Ale też wolę późnego Liszta.
Nie dokończyłem myśli – niektóre z tych utworów się ciągną nawet, jeśli trwają 3 minuty 😛
Każdy, kto ma ogon, dobrze wie, że ciągnięcie przez 3 minuty potrafi być bardzo bolesne. 😥
Uzupełnienia:
1. ad Nono – nie możemy porównywać muzyki współczesnej z „tradycyjną”, bo wiadomo, że Trenu Pendereckiego nie zanucimy pod prysznicem…
2. ad rekonstrukcje instrumentów – instrumenty takie jak lutnie, teorbany były bardzo delikatnie zbudowane. Nie da się na nich grać, żeby ich nie zniszczyć, więc używane są współczesne kopie.
Bobiku, ale mowa tu nie o ciągnięciu czegoś tylko o ciągnięciu się (jak makaron).
Zrozumiałem, zrozumiałem. 😉 Ale mnie okropnie trudno pominąć okazję do zażartowania. 😳 🙂
Niestety nie znalazłem w myślach zadnego produktu mięsnego, który się ciągnie.
E tam, makaron się ciągnie wtedy, gdy jest ciągnięty 🙂
Nikt jeszcze nie wynalazł mięsnej gumy do żucia? 😉
To jest tzw. pomysł antymarketingowy.
Np. Tic-taki o smaku cebulowo-śledziowym – kiedy wiesz, że ze związku nici, zażyj dwa przed randką.
Albo: Agencja Ochrony „Stokrotka” – chronimy Cię jak kwiat w doniczce
itp.
No, ludziska miewały już bardzo różne pomysły…
A propos pobutki: tak sobie myślę, że skoro teraz dość często, idąc do opery, zastajemy tam basen, to może kiedyś nadejdzie chwila, że na basenie zastaniemy operę? Byłaby to przynajmniej jakaś forma wzajemności 😉
Jak się weźmie długi sznur serdelków, może da się to ciągnąć
Amerykanie od lat używają suszonej wołowiny jako mięsnej gumy do żucia.
Można kupić albo zrobić samemu:
http://www.wikihow.com/Make-Beef-Jerky
😆
Beato, taka chwila już nadeszła. W dawnym budynku YMCA na Konopnickiej w Warszawie zrobiono teatr na dawnym basenie, który nazywa się Centralny Basen Artystyczny (używający oczywiście z lubością skrótu CBA). Był już nieraz wykorzystywany na Warszawskich Jesieniach, był tam wystawiony m.in. monodram kompozytora z Ekwadoru Mesiasa Maiguashca La Celda według opowiadania Borgesa Tajemny cud.
Ale ten basen jest pusty 😀
Tak, byłem tam na jakimś koncercie, ale zapomniałem już jakim 🙁
O, to bardzo miły gest ze strony tego basenu, że pozbył się wody i wpuścił sztukę 😀 Ale ja bym chciała tę operę na basenie znienacka. Znacka to już nie to samo 😉
@Gostek 10.06
Jeszcze raz prostuję. Nie chodziło o używanie kopii, bo to jest oczywiste, tylko o używanie instrumentów prosto ze sklepu, współczesnych, do grania „muzyki dawnej”. Jak któraś filharmonia zagra Vivaldiego na 12 kontrabasów to trudno, ale są takie małe zespoły z muzyką dawną w nazwie, złożone z dyletantów i o tym Chiaranzana napisała. Tak mi się wydaje. 😉
Wiem, wiem.
Przepraszam, bo dopisuję się wśród amoku w robocie, więc wychodzą skróty, skróciki i skróciska.
W przypadku chordofonów chciałem jedynie podać informacje uzupełniające w nawiązaniu do wpisu Chiaranzany z 22:35.
To zresztą nie zawsze są dyletanci. Np. Concerto Avenna. Oni starają się rzeczywiście grać „po barokowemu”, tyle że na instrumentach współczesnych. Z założenia.
Ach, może doczekamy takiej słodkiej chwili, że nawet baseny w szpitalach będą grały uwertury… 😆
Dla ortodoksa taka zabawa to herezja, ale ja np. kiedyś normalną gitarę klasyczną przestroiłem i „przestrunowałem” o tak:
http://en.wikipedia.org/wiki/File:Accord_de_visee.png
w celu poeksperymentowania z utworami tego pana z pierwotnego zapisu nutowego.
No i używałem pojedynczych strun.
I prawą rękę trzymałeś gitarowo, bo inaczej się nie dało? 🙂
No tak, i paznokcie, nylonowe struny etc. To raczej były eksperymenty z brzmieniem stroju, niż z wykonawstwem historycznym 🙂
Wczoraj Semkow w TVP Kultura (dokument o wykonaniu Jowiszowej i Patetycznej z SV z 1997) zresztą powiedział coś, w co zawsze wierzyłem: że repertuar symfoniczny z początku XIX wieku był napisany rozwojowo, pod współczesne instrumenty.
Maestro twierdzi, że Missa Solemnis Beethovena dopiero dobrze brzmi na współczesnych instrumentach.
Wielki Wodzu dobrze mnie rozumiesz. Ja jestem histeryczna konserwa ;_0
A teraz z innej beczki choc pokrewnej: Zapowiada sie bitwa sadowa pomiedzy Gdanskiem a Warszawa:
http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Muzeum-Narodowe-w-Warszawie-pozwie-Bazylike-Mariacka-w-Gdansku-n45370.html
Nie zauważam nic co by się u Liszta ciągneło. To w ogóle niejasne swierdzenie, można go łatwo nadużyć, bo np wg mnie jeśli coś się ciągnie to np Bach na fortepian, opery Rosiniego, Śchumanowskie symfonie, Britten, czy też Różycki. Określenia ciągnie się używamy wobec tego czego nie lubimy. Missa solemnis raczej nie zanucisz pod przysłowiowym prysznicem, jednak to dzieło nigdy nie traciło na popularności, podobnie Skriabin, który melodycznie jest ubogi, muzyka ta jednak zachwyca, przynajmniej mnie. Dla mnie kluczem do zrozumienia Liszta jest zrozumienie Jego „polifonii”, wtedy nic się nie ciągnie, i nawet w utworach pozbawionych wyraznych tematow jak np w 2 Baladzie można się zapomnieć(Ogdon zwłaszcza jak grał). Ta gęsta faktura zniewala.
Przykro mi, zupełnie nie zgadzam się z Maestrem Semkowem. Zrozumiałam Missę solemnis dopiero wówczas, gdy ją usłyszałam na instrumentach z epoki. Dopiero słychać plastycznie wszystkie archaizacje; na współczesnych instrumentach zamiast archaizacji brzmi pustka.
A gęsta faktura u Liszta mnie nie zniewala, tylko nuży. Liszt nie Bach, zdecydowanie.
Jestem ciekaw wyniku awantury sądowej. Dla mnie nie ma lepszego miejsca na dzieła sztuki niż kościoły, w których rzeczywiście się zadomowiły. Rubens w katedrze w Antwerpii. Niech nikt nie wypowiada się lekceważąco na temat Rubensa zanim tych obrazów nie zobaczy. Caravaggio w S. Maria del Popolo w Rzymie i wiele innych, które akurat w tej chwili nie przychodzą do głowy. Z drugiej strony niektóre dzieła sztuki w kościołach stają się niedostępne da wiernych i zwiedzających. Pieta Michelangela w Bazylice Św. Piotra od czasu wstawienia do gabloty jest już zupełnie czymś innym. Ołtarz Wita Stwosza w Mariackim jest w szczegółach praktycznie nie do obejrzenia bez specjalnych chodów. Rozumiem, że dzieła trzeba chroniić, ale to trochę wylewanie dziecka z kąpielą.
W sprawie sporu nie wypowiadam się na temat, kto ma rację. Szczególnie po aferach z Komisją Majątkową ciężko się wypowiadać. Sprawa na pewno nie jest tak prosta, jak się wydaje w MN. Przed sądem obie strony będą musiały wykazać się prawem własności i chyba obie będą miały z tym kłopot.
Wiesz, dla mnie „nie ciągną się” symfonie Brucknera, które raczej nie są poważane przez p.t. Dywanowiczów.
Tak więc masz rację, że używamy takiego stwierdzenia jak czegoś nie lubimy.
Ad Twoje przykłady ciągnięcia się – zgadzam się absolutnie ze wszystkimi z wyjątkiem Bacha na fortepianie (nie rozumiem, ale Bach jest chyba jedynym kompozytorem ponadinstrumentalnym. Partita Bacha zagrana na keyboardzie za 200 zł będzie wciąż brzmiała jak partita Bacha).
Przykładów ciągnięcia się zresztą jest dużo więcej (co oczywiste) niż dobrej muzyki.
Napisałem zresztą, że Liszta lubię, ale z powodów innych niż chwytliwość „melodii”, które pisał.
Semkow jest oldskulowy i dla niego ważne jest całościowe brzmienie i siła utworu. To słychać w jego wypowiedziach i uwagach podczas prób.
W Gandawie ołtarz Adoracji Mistycznego Baranka Van Eycków nie znajduje się w kaplicy Joosta Vijdta, gdzie się zadomowił, tylko w pomieszczeniu prawie przy wejściu, gdzie się go ogląda jak w muzeum. A i tak Sędziowie Sprawiedliwy w czasie wojny zaginęli na dobre. Wcześniej paroma panelami zawładną Anglik mieszkający w Prusach. Muzykę można przechowywać wszędzie. Ale sporo rękopisów partytur trafiło kiedyś do Krakowa, a Gierek oddał je Hoeneckerowi. Wielka msza h-moll, Czarodziejski Flet i IX Becia tam były. Ale pochodziły z Biblioteki Pruskiej rzeczywiście.
Ciekawe stwierdzenie „raczej nie są poważane przez p.t. Dywanowiczów”. Tworzy się poprawność dywanowa. Lubimy opery na basenie pod warunkiem, że to nie Król Roger, a nie za bardzo Becia. A ja mam nadzieję, że to nieprawda. To znaczy, że takie opinie, jak przytoczyłem, można tu spotkać, a można spotkać i całkiem odmienne.
Nieee, no jakże!
Stwierdzam jedynie, że będąc wielbicielem Brucknera jestem w wyraźnej mniejszości dywanowej. Przecież nie mam do nikogo o to żalu.
Przeciwnie! Czuję się wyróżniony. 🙂
Z góry przepraszam za kompletny offtop, na dodatek offtop reklamowy, ale chyba warto. Nie tak dawno zeen zachwalał merytoryczne zalety odtwarzacza Cowon E2, to ja pozachwalam dziś zalety pozamerytoryczne. Tak się składa, że od roku jestem szczęśliwą posiadaczką tego urządzenia, ale wczoraj zdawało mi się, że jestem nieszczęśliwą byłą posiadaczką. Maluch albowiem zniknął. Daruję Szanownemu Dywanostwu dokładny opis okoliczności zniknięcia, wspomnę jedynie, że miało ono związek z głupotą właścicielki, myciem podłogi oraz przewieszeniem dywanika przez balustradę balkonową. Odtwarzacz odnalazł się po 36 godzinach od zniknięcia na trawniku pod domem. Wykonał lot z pierwszego piętra, uderzył o kamień, o czym świadczą obrażenia, przeleżał półtorej doby na zimnie, z czego kilka godzin w deszczu i … gra. Gra, jak grał. Chciał tylko, żeby mu baterię naładować, bidulek. Co za urządzenie 😯
Chyba się w końcu skuszę…
Stanisławie, nie ma oczywiście „poprawności dywanowej”. Ja tam np. Becia lubię, choc nie bezkrytycznie i nie w całości 😀
A z Biblioteki Pruskiej jeszcze mamy w Krakowie tyle cudowności, że wystarczy na wiele wystaw 🙂
Symfonie Brucknera nie ciągną się pod warunkiem, że się szybko zaśnie 🙄
E no, żartowałem 🙂 A i bach też nieraz się ciągnie – jak się trafi na interpretację, która nam nie gra. Słuchałem niedawno suit wiolonczelowych w nagraniu Fourniera (z lat 50-tych) i ciągnęło mi się niemiłosiernie 🙂
Nie da się szybko zasnąć przy (jak się słucha od początku) 3-ciej i 5-tej a scherzo z 8-mej doskonale nadaje się na dzwonki do komórek
http://www.youtube.com/watch?v=xqmnWnlY0SE
Jakby coraz to mniej dyrygentów co umieją „kiwać” te symfonie po 70-80 minut i publiczności co by na to chodziła. To samo z Mahlerem – z 2-ga i 3-cią jest problem. Jak się gra to 1, 4 i 5 z łaski…
A to są oceany prześwietnej muzyki. nawiasem : ciekawym jak wyjdzie podsumowanie roku mahlerowskiego w repertuarze filharmonicznym – ile i jakich wykonań będzie ?
Ogladajac dziela sztuki w kosciolach mozna wykorzystac teatralne lornetki.
Albo obejrzeć sobie „piękne foty” nie ruszając czterech liter sprzed monitora:
http://www.mariacki.com/mariacki_galerie.php
Żalowe, jakby powiedziała Gostkówna.
Ja się niestety też z Maestro Semkowem nie zgadzam (gdy to mówi – bo gdy dyryguje, to zawsze i z entuzjazmem), bo to by znaczyło, że ci kompozytorzy mieli skłonności samobójcze. Niektórzy mieli, ale „pozamerytoryczne”, jakby powiedziała Vesper, czyli osobiste, a nie zawodowe… I pisali tak, żeby źle brzmiało na instrumentach które są, a dobrze – dopiero na takich co ich jeszcze nie ma, ale może kiedyś będą.
Ja myślę, że pisali tak, żeby dobrze brzmiało na takie instrumenty i głosy oraz w takim ich składzie, jak to, co mieli.
Bardzo się cieszę, Vesperze, że Cowon okazał się taki – odlotowy! Te skurczybyki koreańskie zresztą nieustannie majstrują nowe modele, jeden seksowniejszy od drugiego. Żeby tak zmajstrowali jakiś klawy smartphone, to bym mógł wywalić mój, na który się nieopatrznie dałem nabrać i klnę jak woźnica.
PMK
Szczerze napisawszy nie lubię źadnych partit Bacha, żadnych Wariacji Goldbergowskich, nic na klawesyn, nic grane na fortepianie. Dobrze, że Liszt Bachem nie jest bo takiej monotonii stukania w klawisze bym nie zniosł. Papapapapapapapatrapapapatrapapapatrapapapapa. I tak bez końca te osemki, szesnastki, istna tortura 8 i 16 : ) : ) : ) W takim razie też naleze do mniejszości dywanowej, bo mam słabośc do Brucknera, wolę B. zdecydowanie od np. Mahlera, i nie zrozumiem nigdy dlaczego ten cieszy sie większą popularnością od B. Przyznać się też muszę że wolę też bardziej od Mahlera np takiego Maxa Regera. A Bruckner to taka moja pierwsza 10 od wielu lat, z wysoką pozycją na liscie.
Jeśli mogę się wrtącić na temat zabytków, a konkretnie mariackiego przywłaszczenia przez kk, to zdecydowanie optuje za państwem, bo to złodziejstwo w biały dzień dokonane przez koscioł katolicki a) te zabytki to mienie poniemieckie b) Mariacki koscioł był od szesnastego wieku własnoscią protestantów! To jakim prawem KK kładzie na tym ręce? Mało im jeszcze, to na cudze się łakomią? Pazernosc pewnych reliktów jest nieograniczona, nieograniczona niczym moja miłośc do Liszta. Ja jednak nic sobie nie przywłaszczam.
Jak, jak?
monotonii stukania w klawisze bym nie zniosł. Papapapapapapapatrapapapatrapapapatrapapapapa
http://www.youtube.com/watch?v=BP7byd4vJ3k&feature=related
😛
Dziś o 20.30 w mezzo (zwykłym, nie HD) Minkowski i Les Musiciens du Louvre w Alcinie Haendla z Anją Herteros. Całość ze Staatsoper w Wiedniu
U Liszta nawet gdy czasem jest jakieś papapapapapatrapapapatrapapapa to jest cecha danego utworu Liszta, u Bacha to natomiast maniera całości tych wszystkich partit, wariacji, preludiów. W małej ilości nawet to może nie razić, ale w dużej, to zdecydowanie udręka nie ekstaza.
No ładnie. Artefakty zajumane przez nową władzę z Gdańska są „poniemieckie”. 😯
Od razu wyjaśniam, że dekretów z 1946 uczyłem się i wiem, że formalnie wszystko się zgadzało. Zostaje jeszcze parę aspektów ulotnych i dziwnych, których ludowy ustawodawca nie wziął pod uwagę.
@Kanibal, może zamiast o kk pomyśl o Gdańsku. dlaczego obrazy miałyby być w Warszawie, a nie w Gdańsku. a jeśli jednak w Gdańsku, to czy jest dla nich odpowiedniejsze miejsce, niż bazylika Mariacka?
NB, MN w Warszawie ma ten problem, bo jest w posiadaniu dzieł i kolekcji „zdobytych” po II WŚ nie tylko na Ziemiach Odzyskanych, ale też w rdzennej Polsce. przykładem niech będzie kolekcja Potockich z Krzeszowic. prof. Lorentz z rozpędu nie chciał oddać nawet wypożyczonej z Krakowa Damy z Łasiczką;) toczy się wiele procesów o zwrot i myślę, że coraz częściej będzie padać pytanie, czy miejsce wrocławskich średniowiecznych ołtarzy jest we Wrocławiu, w kontekście, dla którego zostały stworzone, czy w jakiejś salce MN w Warszawie…
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35762,929385.html?fb_xd_fragment#?=&cb=f2c59dc2754d5d&relation=parent.parent&transport=fragment&type=resize&height=20&width=120
Pozdrawiam
Mariacki w Gdańsku przed wojną był własnością protestantów, co zatem do tego mają katolicy? Niech kk się cieszy że dostał od władzy budynek, bo Bierut mógł zrobić z niej świetlice dla robotników, z pewnością byłoby to z większym pozytkiem dla narodu niż koscioły (widzę już to oburzenie). Ja do kosciołow chodzić nie lubię, czuję w nich niesmak, dlatego zabytki niech będą w muzeach, tam ich miejsce.
Jeszcze mi się przypomniała taka mała ciekawostka prawnicza. Otóż, jak wiemy, wszystkie akty prawne III Rzeszy o włączaniu różnych odrębnych terytoriów państwowych, jak np. Czechosłowacja, Austria i Wolne Miasto Gdańsk, zostały unieważnione ex tunc, czyli tak, jakby ich nigdy nie było. Z kolei wszystkie akty powojenne regulujące sprawę terytorium Polski (zostawmy inne państwa, nie nasz problem) odwołują się do granic państwa niemieckiego. Teraz zagadka: jeśli WMG nigdy po 1918 nie było częścią państwa niemieckiego, bo jego przyłączenie nigdy się nie odbyło, to jakim cudem jego terytorium zostało włączone do państwa polskiego, które z kolei nigdy nie przyłączało sobie żadnego WMG?
Żeby było jeszcze śmieszniej, nie ma na to prawniczo poprawnej odpowiedzi, jest tylko politycznie poprawna: bo tak. To jest przestroga dla interpretujących chałupniczo dekrety ludowej władzy. 🙂
@Kanibal, najlepiej w ogóle zburzmy kościoły (w tym zabytkowe), bo nie lubisz na nie patrzeć…na szczęście, jest jeszcze rozsądna większość.
ale zapamiętam sobie: pisarze do piór, zabytki do muzeów:D
Po co burzyć? Zamienić na muzea, obiekty nauki. O jakiej rozsądnej większości mowa? O tej pracującej na luksusy kk, tej dającej się wodzić za nos dogmatami nie mającymi nic wspólnego z nauką, logiką, rzeczywistoscią? No to brawo.
To już było, ale w odróżnieniu od faszyzmu nie jest zabronione, nad czym boleję. 😎
ale to już są wspaniałe muzea sztuki w dodatku spełniające swoją rolę jako kościoły, których mam nadzieje nie masz zamiaru w ogóle likwidować. to raczej godziłoby w prawo do swobody kultu.
zdaje się, że odbiegamy od tematyki bloga…
Gdyby to ode mnie zależało to bym zamienił wszystkie kościoły na miejsca świeckie. Świątynie Rozumu z czasów Wielkiej Rewolucji Francuskiej to jest to. Ale masz racje odbiegamy od tematyki bloga. Pozdrawiam
Dobry wieczór – witam Pizzicarellę @17:49 i dzięki za zawiadomienie – może ktoś jeszcze zdąży włączyć! 😀 Ja nie – od pewnego czasu nie odbieram Mezzo i muszę coś z tym zrobić 🙁 Ale Alcynę już mam with a little help from my friends 😉
A propos muzeów i dzieł Sztuki, polecam zwiedzanie bez ruszania się z wygodnego fotelika: http://www.googleartproject.com/
O, tak, to jest super projekt.
Rozmowa z Agnieszką Morawińską:
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103454,9075102,Muzeum_Narodowe_vs__Bazylika_Mariacka___Szlachecki.html
Na Zeusa Andrzej Łapicki gra w jakieś telenoweli. Ten świat schodzi na psy…
Uwielbiam Lapickiego, ale ze wszystkich Jego rol, mocno zapadla mi w pamiec ta kiedy to zdobywal w oficerskim kozuchu Kolobrzeg, bodaj u Petelskich. Padlo tam miedzy innymi takie zdanie: „Zeby syn nie mogl mi kiedys wykrzyczec, ze po burdelach zdrowie stracilem”.
Dalekie to od MY jak milosc za bardzo nie bylo…
Cały świat na jednych psów? 😯
No tak, znowu cały Lwów na mój głów… 🙄
Dla mnie Łapicki to zwłaszcza Sposób bycia wg Brandysa. Genialna rola, tak samo dialogi. Do tego wspaniała Lucyna Winnicka. Pętla i Sposób bycia, Holoubek i Łapicki, ehh, dwie wnikliwe kreacje aktorskie ludzi na zakręcie. A teraz M jak M.
Jestem zbyt złośliwy ostatnio, więc nie spytam, czy aby Mistrz nie miał ostatnio kłopotów z budżetem w związku z posiadaniem żony odrobinę młodszej od Mistrza? 😎
Wodzu, młode żony nie potrzebują drogich kremów przeciwzmarszczkowych. Teoretycznie powinny być bardziej ekonomiczne 🙄
Zapraszam do nowego wpisu 🙂
Zaraz pójdę, tylko uważam, że najbardziej ekonomiczny jest brak żony. 👿
😆
Nawet jak żona nie eksploatuje pana męża, tylko ekonoma ❓
Przepraszam, że się nawet nie przywitałam, ale kompletnie odebrało mi rozum kiedy dowiedziałam się, że dziś wieczorem będzie TA Alcina, o której tyle dobrego się tutaj naczytałam. Chciałam Państwa zawiadomić jak najprędzej, bo wiedziałam, że będę musiała odczekać swoje. Nie zawiodłam się na Alcinie. MM i jego LMdL poza konkurencją, Anja Herteros podobnie. I Veronica Cangemi… Właściwie nie podobała mi się tylko Kasarova. No i postawiona jest ta opera fantastycznie. Już się oblizuję na październik.