Nowa orkiestra

Rok temu ją powołano, w marcu zmontowano, potem próby, próby, próby – z różnymi dyrygentami, koncerty „przedpremierowe” w różnych miejscach Polski, warsztaty letnie w Radziejowicach. I teraz – oficjalna inauguracja Polskiej Orkiestry Sinfonia Iuventus.

Impuls do jej powstania rzucił Maestro Jerzy Semkow, zbudowany współpracą ze studentami i absolwentami warszawskiej Akademii Muzycznej, z którymi dwa lata temu wykonał VII Symfonię Brucknera. Najpierw zwrócił się do władz uczelni, żeby zadbała o zdolnych absolwentów, potem razem antyszambrowali u ministra – wtedy jeszcze Ujazdowskiego. Udało się. W orkiestrze mogą grać młodzi muzycy do 30 roku życia, świeżo po studiach. To będzie dla nich taki pierwszy szlif – z nim będą już mogli startować wszędzie. Bez niego niby też by mogli, ale to będzie dla nich świetne doświadczenie.

Koncert odbył się w Filharmonii Narodowej, więc orkiestrą zadyrygował dyrektor Antoni Wit. I tyle na ten temat. Szkoda, że nie był to Maestro Semkow, który był na koncercie; był to zresztą dzień jego 80. urodzin i na spotkaniu po koncercie wszyscy zaśpiewali mu Sto lat. Byli też obecni inni dyrygenci, którzy z orkiestrą pracowali: Gabriel Chmura, Tadeusz Wojciechowski i Jewgienij Wołyński (nowy dyrektor muzyczny Opery Narodowej).

Nie będę – z wielu względów – opowiadać o tym, jaki był ten koncert. Na pewno będzie jeszcze wiele coraz lepszych występów. Chciałam tu napisać o czymś, co zwraca moją uwagę od dawna, a przy oglądaniu składu orkiestry uderzyło mnie tym bardziej.

Otóż kiedy ja chodziłam do szkoły, a było to jednak dość dawno, rzadko się zdarzało, żeby rodzice któregoś z kolegów byli muzykami. Jako pokolenie wojenne czy zaraz-powojenne zajmowali się różnymi rzeczami, muzykę pozostawiając w sferze hobby; może marzyli kiedyś, by zostać muzykami, ale los nie pozwolił (tak było np. z moją matką, która w sprzyjających czasach byłaby śpiewaczką – miała piękny sopran koloraturowy). Teraz jest inaczej – absolutna większość uczniów, a już zwłaszcza studentów to dzieci muzyków (często moich kolegów). Tak jest i w tej orkiestrze, a dotyczy to i solisty koncertu – Kuby Jakowicza.

Tak więc populacja muzyków w Polsce powiększa się w reprodukcji prostej. Sprzyja to pewnemu zamknięciu tego światka (półświatka – zwykłam go nazywać) i różnym układom jak to w rodzinie. Poza tym jest on w jakiś sposób hermetyczny, tak jakby był potrzebny przede wszystkim samemu sobie. To chyba sytuacja specyficzna dla naszego kraju, gdzie społeczeństwo en masse muzyką poważną się nie interesuje – nie miało okazji się przekonać, że to piękna sprawa, bo najpierw były lekcje muzyki takie, jakie pod poprzednim wpisem opisała Alicja, a potem nie było ich wcale.

Może to jednak się zmieni? Musi. Bo inaczej dla kogo ta orkiestra – i inne – będą grać?