Muzyka za karę?
Ostatnio prasę i blogosferę obiegła następująca wiadomość: w Fort Lupton w stanie Colorado grupa młodych ludzi zakłócała sąsiadom życie w sposób uporczywy. Puszczała mianowicie na cały regulator rap, jak również nagrania założonego przez siebie zespołu. Sąsiedzi nie wytrzymali nerwowo i sprawa wylądowała w sądzie. Chłopcy otrzymali wyrok skazujący, a sędzia Paul Sacco zadał im karę bardzo szczególną. Otóż zamknął ich w sali rozpraw i zmusił do słuchania – tylko przez godzinę – specyficznej składanki muzycznej, którą sam pieczołowicie skomponował z gatunków szczególnie przez nich znienawidzonych. Ponoć znalazł się w tym towarzystwie Barry Manilow (I Write the Songs), The Platters (Only You) i Joni Mitchell (Chelsea Morning), inne źródła podają też Bruce’a Springsteena (Born in the USA), Céline Dion (My Heart Will Go On) czy Cher (Believe).
Dramatyzmu sytuacji dodaje okoliczność, że młodzi ludzie zaproponowali, iż zamiast tej dotkliwej kary zapłacą grzywnę. Ale sędzia Sacco był bez litości. Ja tam rozumiem go aż za dobrze. Jak inaczej mieli zrozumieć przesłanie: nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe (i ponoć zrozumieli)? A straszne jest słuchać czegoś znienawidzonego nawet tylko przez godzinę. Ja miałam swego czasu pecha jechać autobusem do Pułtuska – trwało to około godziny i przez całą tę godzinę pan kierowca był uprzejmy puszczać disco polo. Wysiadłam ledwie żywa.
Toutes proportions gardées, ale w drugą stronę, trochę to przypomina znaną akcję z londyńskiego metra, gdzie od kilku lat na wybranych stacjach – dziś już aż czterdziestu! – zaczęto odtwarzać z głośników dzieła klasyczne, od Bacha po Mahlera, i przyniosło to oczekiwany efekt: łobuzeria się wyniosła jak najdalej od znienawidzonej muzyki. Mnie na takich stacjach denerwowałoby raczej, gdyby kolejka przyjechała w środku frazy i nie dość, że zagłuszyłaby ją hałasem, ale musiałabym się nią zabrać i przerwać słuchanie ukochanego Mozarta.
Ale wracając do owych łobuzów, jeśli oni nadal muszą tą trasą jeździć? I tu ciekawa jestem jednego. Pewne jest, że ci z Colorado nie polubią Plattersów. Ale może mogłoby się komuś w londyńskim metrze zdarzyć, że usłyszy np. Fantazję chromatyczną Bacha (rzucam na chybił trafił), dozna nawrócenia i objawienia i zakocha się w tej muzyce? Nie mówię tego całkiem serio oczywiście. Ale zastanawiam się, czy coś takiego byłoby w ogóle możliwe.
A czy Wam zdarzało się „nawrócić” na jakąś muzykę, która Was wcześniej denerwowała?
Komentarze
Zdarzało się. I nie tylko z muzyką. Zdarzało mi się nawet nawrócić na ludzi, którzy mnie wcześniej denerwowali. 😉
Ludzie jak ludzie, różnie to bywa 😉 – ale na jaką muzykę?
A taki Mozart okazał się do słuchania… 😉
Znam takich zboków, którzy nie lubią Mozarta…
Denerwuje mnie, że wciska mi się w miejscach publicznych na siłę dźwięki, których wcale nie chcę. Wszędzie ta muzyka z konserwy. Za głośno i męcząco. Gdybym miała wybierać, to w miejscach publicznych wolałabym Mozarta czy Handla a nie łomot z rytmicznym basem na wierzchu. Ale najlepiej byłoby, gdyby do hałasów miasta, odgłosów dworców, pojazdów czy sklepów nie dokładano dodatkowych decybeli, nawet w postaci dobrej muzyki. Tak czy inaczej robi się jeszcze większy śmietnik akustyczny. Stresują mnie też fragmenty utworów klasycznych w komórkach – najczęściej właściciele odbierają, przerywając w frazę w połowie 😉
Przypomnę tu znowu (bo chyba kiedyś wspominałam), że w latach 60. Lutosławski toczył walkę o „niezaśmiecanie środowiska akustycznego”, a z jego poduszczenia uchwalono nawet w 1969 r. w Paryżu, co następuje: „Walne Zgromadzenie Międzynarodowej Rady Muzycznej UNESCO (…) jednomyślnie potępia niedopuszczalne pogwałcenie wolności osobistej i prawa każdego człowieka do ciszy przez nadużywanie nagranej oraz nadawanej przez radio muzyki w miejscach publicznych i prywatnych”.
Ha, ha 👿
No, dobra, przyznam się. Na te tam niektóre baroki wcale nie od urodzenia byłem załapany, tylko dopiero się musiałem nawracać. 😀
Mój ludzki brat usiłuje mnie ostatnio nawrócić na rap. Jak się opieram, to mi zarzuca, że nie interesuję się jego życiem. 😯
No tak, łatwe to nie jest…
Ja jak rap, to tylko w dobrym filmie:
http://www.youtube.com/watch?v=Pf2FFirkYXU&feature=related
Nie ma to jak rap w skradzionym samochodzie:
http://www.youtube.com/watch?v=hqpEXI5C3Ck&feature=related
Ten rap, na który ja jestem nawracany, nie dość, że nie w filmie, to jeszcze przeważnie niemiecki! 😥
O, to już fe…
A jeszcze wrócę do rozmowy pod poprzednim wpisem – oto Condi gra w kwintecie Brahmsa!
http://www.youtube.com/watch?v=Uq6_nHyFSrc
I dobranoc 😀
Jak dobranoc, to dobranoc. 🙂
Na pewno trafiała się muzyka, którą akceptowałem dopiero z czasem. Pierwszy przykład z brzegu to sam Beethoven, ale Beethovenowi szkodziła właśnie częstotliwość prezentowania publicznie fragmentów jako niejako symbolu muzyki klasycznej.
Ale ‚nawrócenie się’? No dobrze, czasem już nawet Richarda Straussa toleruję, którego kiedyś nie znosiłem. Ale wciąż to tolerancja a nie zachwyt.
***
Natomiast chciałbym zaobserwować coś innego — pewien znajomy opowiadał, jak to zachwycał się muzyką płynącą z głośnika komputera, czy z ekranu telewizora. I dopiero po latach dowiedział się, że to Bach. Nie wykluczam, że klasyka w miejscach publicznych może dać podobny efekt.
Bo właśnie o to chodzi, żeby minusy nie przysłoniły nam plusów…
Najbardziej denerwuje mnie grający (?) łomot w kawiarniach i restauracjach (!). Do kawiarni kiedys chodziło się głównie w celu porozmawiania przy kawie i ewentualnie jakimś deserze. O restauracji to w ogóle nie ma chyba potrzeby uzasadniania potrzeby spokoju. Szczytem wszystkiego dla mnie był niesamowicie głośny łomot na bankietach z okazji forum gospodarczego urządzanego przez pewne miasto. Przyszli ludziska zeby wysłuchać paru (ciekawych) wystąpień kompetentnych osób z kilku krajów i żeby między sobą i z autorami prezentacji pogadać. A tu łomot uniemożliwiający jakąkolwiek rozmowę poza „a co u Ciebie?”. A tych bankietów było parę, każdy w innym miejscu, ale z tym samym hałasem. Muzyka przy jedzeniu mi nie przeszkadza. Niedawno byliśmy na uroczystym 2-osobowym obiadku w No 19 w Gdyni. Ruch bliski zera, bo restauracja prawie odcięta (do wiosny) od świata placem budowy. Przez 1,5 godziny grała muzyka pop, ale cicho i przyjemnie (cały czas Kasia Melua). Zreszta wydaje mi się, że to trochę więcej niż zwykły pop. W innym niedawnym lokalu karmili nas cicho graną muzyką klasyczną. Czy można zorganizować jakąś akcję, żeby w innych lokalach dziennych postępowali podobnie?. Bobiku, niektórzy nie musza się nawracać. W mojej młodości przeprowadzono badania nad wpływem muzyki na zadowolenie i mleczność krów. Okazało się, że muzyka klasyczna ma wpływ bardzo pozytywny, a najlepszy Mozart. Nie wiem, czy próbowali z Lutosławskim, ale chyba nie.
„Beethowena” i „Mozarta” nadają z głośników często. Do Elizy i Marsz Turecki. Nie wspomnę o II części Eroiki, bo to przy innych okazjach i tutaj nie na miejscu. Nadają tematy w różnych popowych lub w najlepszym razie w jazzowych opracowaniach. Jazzowe to już dobrze, bo potem brzmienie klasyczne jest czymś znajomym i łatwiej przyswoić, a może byc całkiem ciekawe.
A czy ten „wpływ Mozarta na mleczność krów” to nie był aby dowcip? 😉
U nas teraz w hipermarketach chodzą kolędy. A właściwie zagraniczne piosenki o zimie. Gdzieniegdzie ponoć już od Wszystkich Świętych! Właśnie chcę coś napisać o tym zjawisku…
O mleczności krów nie wiem, ale na dniach coś mi się o oczy (w lekturze) obiło, że wśród obalanych ‚naukowych mitów’, znalazł się i ten z podnoszeniem inteligencji u dzieci dzięki słuchaniu klasyki. Krowy następne w kolejce?
Obalany, ale czy obalony? Wątpię 😉
To może nie dotyczy nawracania – a w pewnym sensie nawet wprost przeciwnie – ale kiedy dorosłem, okazało się że melodie, które się miało „wżyte” z chodzenia do kościoła w dzieciństwie, okazały się być Bachami, Haendlami itp
Teraz arcydziełem muzyki sakralnej jest chyba tzw. Barka…
To jest przeraźliwe po prostu.
To co, będą się ludzie nawracać na Barkę? 😯
O ile się nie mylę, mleczność krów była rzeczywiście obiektem całkiem poważnego zainteresowania naukowców. Nie tylko Mozart domleczniał, ale w ogóle klasyka, a wysuszał wymiona ostry rock. 😯
Głośna muzyka przy okazjach towarzyskich sprawia na mnie zawsze wrażenie rozpaczliwej próby pokrycia niemiejętności rozmawiania ludzi ze sobą. Small talk wystarcza na 20 minut, a co potem? A watami przyładować, to problemu nie będzie.
Marketów w okresie przedświątecznym staram się unikać. Pomijając już to, za którym razem „Last Christmas” wywołuje przemożną chęć ugryzienia pierwszej z brzegu osoby, do piosenek christmasowych dodawane są gratis obrzydliwe, słodkie, mdlące zapachy, na które stopery do uszów nie pomagają. Buuuueeeee! 🙄
Jestem nałogowcem totalnym (coś a la Słonimski, który czytał instrukcje na paście do butów, czy jakoś tak), nie ma zasadniczo muzyki, która mnie denerwuje.
Podróż fekaesem ze ścieżką dźwiękową Disco-P potraktowałbym jako podróż poznawczą w krainę folkloru 😛
O wiele większym wyzwaniem była nocna podróż lokalnym autokarem w Egipcie, w trakcie której szły jakieś pozycje lokalnej kinematografii (za to z francuskimi napisami). Filmy szły z VHS, na cały regulator z 15-calowego telewizorka. Udało mi się rozpoznać komedię sensacyjną i dramat historyczny (losy jednostki na tle burzy dziejów).
Są natomiast gatunki, które mnie nie w ogóle interesują, i pewnie już nie zainteresują – np. opera (tak, tak) i pieśń romantyczna (Schubert, Schumann i tacy tam).
Brak umiejętności rozmowy znakomicie pokrywa telefon komórkowy.
Przyjrzyjcie się tzw. „młodym ludziom” siedzącym razem w knajpie, czy gdzieś tam – każdy sobie coś tam klika (może do siebie te SMSy wysyłają?)
Pyszne – niedługo będą się ludziki umawiać na randki i nie mając pojęcia, jak się do siebie odezwać, będą siedząc przy jednym stoliku słać do siebie esemesy 😛
A jeszcze tego nie robią?
Może robią. Ja się na takie randki nie umawiam, więc nie wiem 😀
A a propos muzyki krajów arabskich, kiedyś w Tunezji zrobiliśmy taksówką wycieczkę w interior (parę godzin się jechało) i facet włączyła jakąś lokalną muzyczkę z tak upierdliwym dźwiękiem dętego instrumentu (w typie oboju), że trudno było mi to strzymać… Bardziej do strawienia są dla mnie inne typowe brzmienia, jak orkiestra smyczkowa grająca unisono i w oktawach arabskie melodie 😉
http://www.radiodarvish.com/Site/Home.html
Na dole strony dwie prędkości streamu (128 k stereo i 32 k mono)
Polecam (naprawdę!).
A gongi mnichów buddyjskich? 😉
Nie umiem tego otworzyć 👿
Ehm, stream jest mp3 (rozszerzenie PLS).
Windows Media Player tego nie łyka, ale każdy inny powinien (Winamp etc.)
No ale u mnie nie łyka i już.
Środki zaradcze są tu:
http://www.radiodarvish.com/Site/Help.html
Może akurat mają przerwę techniczną….
Stryj, a właściwie mąż stryjenki, spędził 6 czy 7 lat w Turcji. Po powrocie namiętnie słuchał muzyki i wokalistyki arabskiej. Mnie ciężko to było znieść, ale po jakimś czasie sie przyzwycziłem. Do disco polo się chyba nie przyzwyczaję. Aha, latem w Maroku miejscowa muzyka wcale nie była zła, a momentami nawet całkiem ciekawa. Mieszkają tam głównie Berberowie i ta muzyka zasadniczo różniła się od arabskiej. Była melodyjna i bardzo rytmiczna, ale ten rytm wcale nie był prymitywny.
Ja pewnie nie mam WinAmpa. U mnie wszystko musi instalować redakcyjny komputerowiec 🙁
Tak, berberyjska muzyka ma przyjemniejsze brzmienia. Najgorsze są dla mnie te dęciaki. W Izraelu też się tego słucha…
Jak się ma iTunes, to te radia same się otwierają. W tej chwili grają młodzi artyści z Isfahanu. Instrumenty głównie strunowe, trącane, szarpane i łaskotane 😉 Da się wytrzymać.
Pani Kierowniczko,
dęciaki? 😯 Przecież duduk to nasz kultowy instrument 😎
Po doświadczeniach z dobrą muzyką klezmerską pytałem w Izraelu o dobrą muzykę tego typu. Nie mogłem nic znaleźć. Znajoma obiecała czegos poszukać i przysłać. Dostałem po pewnym czasie kasete video z towarzystwem grającym sobie i śpiewającym naróżniejsze utwory – m. in. oczy czarne po rosyjsku i piosenki francuskie. Chyba o to, co chciałem znaleźć łatwiej w Krakowie niż w Izraelu. W Izraelu chyba się słucha wszystkiego.
Tiaa, komputer w pracy. No cóż. Trudno. Polecam niemniej.
A na zakupy do centrum handlowego trzeba (jeśli rzeczywiście trzeba) iść z walkmanem i symfonią Beethovena (bo sonaty triowe raczej tego syfu nie zagłuszą).
Spędziłem kiedyś dwie godziny u palestyńskiego klienta, który w celu uhonorowania mnie puścił mi swój ulubiony wokal jakiejś bardzo ponoć wybitnej palestyńskiej śpiewaczki. On przymknął oczy i oddał się rozmarzonym myślom, a ja cierpiałem coraz bardziej, a nie śmiałem mu przerwać tego rozmarzenia. Były to jedne z najgorszych dwóch godzin w moim życiu. Nazwisko śpiewaczki szybko i skutecznie wyparłem. 🙄
Stanisławie – w Izraelu szybciej można znaleźć muzykę arabską niż klezmerską 🙂 Muzyka klezmerska uważana była przez pokolenia za symbol galutu, czyli diaspory (w podtekście: narodowego upokorzenia). Teraz może trochę się to zmienia dzięki imigracji z Rosji, gdzie młodzi muzycy żydowscy wracają do tradycji.
passpartout – iTunes najwidoczniej też nie mam, bo się nie otwiera. A co do duduka, to przeciez instrument o brzmieniu w typie klarnetowo-saksofonowym, mnie wkurzają te obojowe 🙂
Gostku, komputer nie w pracy, lecz osobisty laptop, ale służbowy, więc też pod firmową kuratelą. Za każdym razem, jak chcę coś zainstalować, muszę go przytargać do firmy 🙁
Bobiku – to tak jak z częstowaniem kumysem 😆 Gospodarz chce jak najlepiej, i co zrobić, jak nie zachwyca?
W pracy, służbowy, na jedno wychodzi. To trzeba magika-informatyka poprosić, żeby coś instalnął, bo Windows Media w ogóle słabym programem jest… A w końcu taki program jak najbardziej do celów służbowych.
Ja osobiście używam Real Playera. Nie cieszy się zbytnim uznaniem wśród rzeszy słuchaczy, ale ma tę zaletę, że odtwarza pliki i streamy Real Audio, których używa m.in. BBC.
Poza tym ostatnia wersja Real Playera potrafi nagrywać streamy, co się czasami przydaje…
Real Playera to chyba mi zainstalowali.
A z kompem będę musiała się przelecieć… ale już nie dziś, bo leje 🙁
Real player gra, jak się kliknie na stronie „high-speed” 🙂 Takie tam brzdąkanie… 🙄
Zdarzyło mi się „nawrócić”, przed paroma dniami i to pod wpływem Pani książki:))) Do tej pory muzyka współczesna (z drobnymi wyjątkami) kojarzyła mi się z jazdą widelcem po szybie lub tępą kredą po wypastowanej tablicy. Tydzień temu w jednym z polskich filmów usłyszałem muzykę P. Mykietyna i zaraz w Empiku trafiłem na Pani historię Warszawskiej Jesieni. Teraz siedzę i nadrabiam zaległości:)))
Co do disco-polo, jest to muzyka uczestnicząca. Aby w pełni docenić jej walory należy udać się do podmiejskiej dyskoteki. Słuchanie w autobusie pozbawia słuchającego wielu płaszczzn i znaczeń:)
Mnie w pracy obdarzyli niedawno kolejnym, czwartym w ciągu dwóch lata komputerem, który miał byc lepszy od poprzednich. Nie ma jednak głośników, ani wbudowanych w komputer ani w monitor. Zainstalować sam niczego nie moge, ale informatycy robią to bardzo szybko, jak poproszę. Proszę telefonicznie i za pare minut widzę, jak się instaluje. Poprzez internet nie mamjednak dostepu do takich stron jak allegro czy yourtube. Allegro denerwuje, bo właśnie obserwuję aukcję mikrofonu Shure 520dx, a tu brak dostepu. Może ktoś wie o innej możliwości takiego mikrofonu? W sklepie za 528 zł chyba nie kupię. W USA kosztuje w Amazonie 70 $, ale do Europy nie wysyłają. Moje dziecko w Finlandii od pewnego czasu pasjonuje się harmonijką ustną i naprawdę nauczyło sie nieźle grać. Teraz jest na etapie Chicago blues i stąd ten mikrofon. Co ciekawe wnusia (15 stycznie będzie miała 3 latka) ma swoje „organki” i uczy się z tatą. Śpiewa melodie, a potem powtarza na harmonijce i całkiem to wychodzi. Ciekawe, czy te zdolności przetrwają.
Art63 – to brzmi zbyt pięknie, żeby mogło być prawdziwe 😀 ale jeśli tak, to się bardzo cieszę!
Zgadzam się co do disco polo. „Majteczki w kropeczki” (la, la, la, la) trzeba tańczyć mając takowe na sobie 😆
Disco polo jest uczestniczące, ale wolę, żeby beze mnie. Kiedyś byliśmy z żoną na balu środowiskowym z muzyką z płyt. DJ puszczał jakieś dziwne kawałki, których nie dało się tańczyc z przyjemnością. Niektore melodie były bardzo znane, ale tak opracowane, że aż mierziło. Wiele w wersji niemieckiej. Poszliśmy do DJ z reklamacją. Był bardzo zdziwiony i puścił pare normalnych kawałków. Dopiero po jakimś czasie dowiedzieliśmy się, że to było disco-polo. Od tamtego wieczoru na dźwięk „muzyki uczestniczacej” dostajemy gesiej skórki.
Moja babcia twierdziła, że kumys jest bardzo dobry, jak nie dodawać łoju.
Ciekawe, czy częstowali kumysem miłościwie nam panującego. I ewntualnie z łojem czy bez.
Zapomniałem o pytaniu firmowym. Nawróciłem się i to wcale nie tak dawno na Szymanowskiego, za którym kiedyś zupełnie nie przepadałem. Teraz dostrzegam walory w tym, co niegdyś denerwowało lub nudziło. Dziwiłem się niegdyś zamiłowaniu Waldorffa do muzyki tego kompozytora. Teraz się nie dziwię. Ale to nie było takie proste nawrócenie: kolejne odsłuchanie utworu i grom z jasnego nieba. Powoli w muzyce w ogóle zacząłem doceniać pewne elementy wcześniej dla mnie chyba za trudne.
Na pewno kogoś złoją…
Dzien dobry
Do listy hiciorow dodalbym Neila Daimonda i Dolly Parton.
O naukowa porade w sprawach wplywu stymulacyjnego muzyki na produkcje hodowlana zwrocilbym sie do tygodnika „Wprost”. Podobno kury-nioski na Zachodzie sluchaja Bacha i nie tylko wykonuja, ale i przekraczaja plany produkcyjne. 🙂
Na temat picia kumysu przez miłościwego było nawet w prasie, necie i TV:
http://www.tvn24.pl/0,1575399,0,1,kumys-pomogl-prezydentowi-utrzymac-forme,wiadomosc.html
O łoju nie było mowy 😆
Szymanowski jest różny. Zupełnie inne są młodzieńcze Preludia czy wczesne symfonie, inny jest I Koncert skrzypcowy czy III Symfonia, jeszcze inne są Mazurki, Kwartety czy Harnasie. Można lubić jednego Szymanowskiego, a nie przepadać za drugim 😀
A jeszcze chciałam zwrócić uwagę, że ta muzyka Mykietyna, o której pisze Art63, to pewnie z filmu 33 sceny z życia Małgorzaty Szumowskiej. Rzeczywiście świetna.
Auuu! Dolly Parton 😆
Pani Doroto, moze, aby nie byc goloslownym, moze cos klasycznego w tej materii 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=ky4YsRj36I0
Hmm.. Muzyczne nawrócenia… ciekawy temat. Ja pamiętam, że kiedy na poważnie zacząłem słuchać tzw. muzyki poważnej wówczas dotarłem do drzwi z etykietką,, Muzyka atonalna”. Na początku pojawił się
problem ale na szczęście POOSZŁOO!. I dobrze.
Co się zaś tyczy zboków, którzy nie lubią Mozarta to niejaki Charles Ives chorobliwie Mozarta nie cierpiał. Ale chyba mu to wybaczono?
Jak kto się chował na amerykańskich orkiestrach dętych… 😆
A Ivesa bardzo lubię 😀
Ja mysle, ze jest roznica miedzy naglym olsnieniem od dziwnego brzmienia, jak np. symfonia Goreckiego, czy trzy saksofony Rolanda Kirka, co nie musi prowadzic do otwarcia na nowy dzial muzyki. Bo do tego to jednak trzeba sie przyuczyc, co nie przychodzi latwo. I to jest prawda w kazdej dziedzinie sztuki, bo kazdy alfabet jest dosc trudny a ukladanie z niego wyrazow czy zdan idzie wolno. Mozna sie zachwycic ktoryms z obrazow Picasso, ale bez zrozumienia jak on doszedl do tego do czego doszedl, bedzie to powierzchowne.
Co do muzaka telefonicznego, to czesto mam ochote powtorzyc znany dowcip, kiedy to po dwudziestu minutach czekania wreszcie ktos sie odezwal, na co klient: „Moglbys mnie spowrotem odwiesic? Bardzo mi sie podobalo to co grali”.
Musi byc jakis koncert na rozek angielski, bo jest tego sporo w telefonach ktore napotykam. Zapewne uspokaja wpieklonych klientow, jak Mozart krowy.
Mieszkałem kiedyś niedaleko kościoła. Dawniej, gdy na nabożeństwa przychodziło dużo ludzi i nie mogli się pomieścić, wystawiono megafony na zewnątrz. Czasy te minęły, ale megafony zostały. Co najgorsze, zaczęto nastawiać je na cały regulator i nie tylko w czasie nabożeństw, ale również gdy jakaś młodzież straszliwie fałszowała nabożne pieśni (Pan Bóg nie dał słuchu Polakom), czy kiedy ksiądz robił to samo albo coś wygłaszał. Dźwięki te były tak głośne, że w lecie nie dało się rozmawiać w pokoju bez szczelnego zamknięcia okien.
Zadzwoniłem do parafii, powiedziałem jak bardzo to przeszkadza mieszkańcom i poprosiłem o ściszenie megafonów. Nic to nie dało. Wobec tego napisałem pismo do parafii. Też nic. W końcu wysłałem pocztówkę następującej treści: SŁYSZĘ WAS BARDZO DOBRZE, MOŻECIE ŚCISZYĆ MEGAFONY. PAN BÓG. Ściszyli.
Witam PIRS. No, nie wierzę w tę pocztówkę po prostu! 😆
Kościoły mają teraz jeszcze jedną modę, jedna parafia strzela sobie to po drugiej w całym kraju – elektroniczne kuranty. Cała okolica musi wysłuchać w odpowiednich porach takich hiciorów jak Kiedy ranne wstają zorze, Apel jasnogórski itp.
NTAPNo1 – bardzo to ciekawe. Ja tak właśnie rozpoczynałam swój kontakt ze sztuką – być może na swój sposób powierzchownie, od strony wyłącznie estetycznej, dlaczego coś mi się podoba, cos mnie olśniło, a nie dlaczego ten ktoś zrobił to tak jak zrobił. To mnie zaczęło obchodzic dużo później. Ale nigdy nie miałam jakichś kompleksów typu, że jak się nie znam, to nie może mi się to podobać. Na temat muzyki często zaś spotykam takie wypowiedzi: Ja się nie znam, ale mi się to podoba/nie podoba. Dzisiejsze czasy coraz częściej zresztą sprzyjają odrzuceniu owego „ja się nie znam” 😉
(Słuchał ktoś Teleexpresu? Bo coś mi się o uszy obiło, jak Maciej Orłoś określa narodowość Nigela Kennedy’ego na ‚Amerykanin’. Ale nie jestem pewien, skoro siedziałem w tym czasie w internecie.)
Nie oglądam tego od lat. Ale już niczemu się nie zdziwię… 🙁
W ktorejs recenzji najnowszej adaptacji „Solaris” S. Soderberga przeczytalem, ze S. Lem byl Rosjaninem. 🙂
Rannych zórz nie znam z autopsji 😉 ale przynajmniej pieśń obiła mi się o uszy (i uszła cało). Ale „Apel jasnogórski”? 😯 Co to takiego?
PA2155:
Tomita przerabiając utwory klasyczne na instrumenty elektroniczne też mówił o swojej fascynacji rosyjską powieścią fantastycznonaukową „Solaris” 😀
Bobiku, to idzie mniej więcej tak: Maaaryyyjooo, Króóólowo Pooolskiii… Maaaryyyjooo, Króóólowo Pooolskiii… Jeeesteeem przy Tooobieee, pamięęętaaam itp. 😆
http://www.youtube.com/watch?v=zEAmgkFVmvs
Co do Lema, z całą pewnością w peerelowskim dowodzie osobistym miał wpisane miejsce urodzenia: Lwów (ZSRR) 😉
No comments, nic nie powiem, Pani Kierowniczko, bo a nuż bym uraził czyjeś uczucia religijne. 😯
Tak myślałam… :wzdychająca kufa:
Bobiku, to co niejasno pamietam z lekcji religii
„Kiedy ranne wstaja zorze….”
Did it help ? 🙂
PAK, moze pomylil Lema z bracmi Strugackimi ? 🙂
Albo z A. Tolstojem?
PA, ja pisałem, że pieśń znam, ale w praktyce życiowej ranne zorze rzadko mi się zdarza oglądać. No, chyba że jeszcze się nie położyłem. 😀
PA2155
Ale odwoływał się do tytułu nawet we własnym tytule („Morze zwane Solaris”), więc czytał. Sądzę, że po prostu to pamiętał, że to autor ‚z bloku wschodniego’.
Bobiku:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Franciszek_Karpi%C5%84ski
PAK, moze on widzial pierwsza adaptacje „Solaris” Tarkowskiego?
Powinienem teraz przyznac sie, ktory utwor zmienil swoje miejsce w moich upodobaniach. Jest nim „Koncert skrzypcowy” Brahmsa. To byla jedna z pierwszych plyt muzyki klasycznej, jaka kupilem w Kanadzie, takie stare wykonanie D. Ojstracha. Bardzo dlugie i nudne. Not anymore 🙂
Te „kuranty” w stylu przeraźliwej elektronicznej pozytywki, to największy horror ostatnich lat 🙁 Jak śpiew muezzina (w wielu miejscach również elektroniczny) wyrywają ze snu o 6 rano 😯 Cały urok wiejskiej idylli pryska natychmiast, ciśnienie skacze bez kawy, a lud boży kładzie uszy po sobie, i czasem nawet jest zachwycony 😯
Jak kocham Ojstracha, to nie zmieniło to mojego negatywnego stosunku do Koncertu Czajkowskiego, którego się nasłuchałam w jego wykonaniu w dzieciństwie (właśnie: długi i nudny 😉 ). A Brahmsa lubiłam zawsze.
passpartout – to w Szwajcarii też jest moda na te kuranty? 👿
Wracając do tematu wpisu ułatwie sędziom robote: jeśli popełnie kiesik straśliwom zbrodnie, to niek wymierzom mi najstraśliwsom z mozliwyk kar, jakom w moim wypadku jest obowiązkowe słuchanie hewi-metalu 🙂
Owcarecku, piesecku, nawet nie mogę sobie wyobrazić, żebyś mógł popełnić zbrodnię nawet mało straśliwą 😀
To całe scynście! A zatem nie grozi mi kara słuchania hewi-metalu w majestacie prawa? 🙂
Nigdy na tym blogu 😀
No bo jakbym nawet dała linkę, to przecież można jej nie klikać 😉
Pani Kierowniczko,
tu nie rządzi KK, tudzież Apel Jasnogórski jest nieznany 😯 Moje impresje pochodzą skądinąd 😎 W Szwajcarii zdarzają się protesty przeciw dzwonom kościelnym dzwoniącym zbyt głośno w niedzielę o 7 rano, ale też przeciw krowim dzwonkom zbyt blisko ludzkich (mieszczańskich) siedzib.
Tak było, Pani Doroto, słowo harcerza!
Mam za sobą kilka podobnych skutecznych akcji wobnec różnych władz. Niestety, nie ma to nic wspólnego z muzyką, więc zamilczę.
Zaglądam czasem na Pani blog z czystej sympatii do Pani i do abstrakcyjnego (dla mnie) języka jakim piszecie (Pani i blogowicze) o muzyce. To dla mnie relaks jak przy czytaniu sprawozdań sportowych (też abstrakcja).
Pozdrawiam
Bardzo mi miło, a nasze tutejsze abstrakcje bywają nie tylko o muzyce… Pozdrawiam!
Dla mnie muzyka za karę to łomot techno 👿
Z tym łomotem techno to się zgodzę, choć niektórzy mówią o tym, że to eksperymentalna muzyka i jakaś tam awangarda…
Na swój sposób 😉
Eksperyment na odporność człowieka…
No chyba, że jest to eksperyment na odporność człowieka. Ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że takie deklaracje są wygłaszane przez przedstawicieli młodej polskiej krytyki muzycznej. Jak poczytałem niektóre recenzje z ostatniej Warszwskiej Jesieni a potem polemikę M.M z K. Knittlem na łamach Dziennika to zrobiło mi się po porostu przykro. Ale to temat na inną okazję…
Jestem spóźniony bo chciałbym napisać coś o płytach, o których była mowa w poprzednim wpisie, ale co tam. O Tykocin Jazz Suite -w Gdańsku jeszcze nie słyszeli (ale obiecali), natomiast Kaspara Forstera jra mieli. Rzeczywiście świetna płyta, choć pierwsze takty Vanitas vanitatum wzbudziły moją czujność. Rozpoczynająca utwór Marta Boberska włożyła tyle słodyczy i dobroci w głos, że zabrzmiało to nazbyt świętoszkowato. Na szczęście po chwili dołączyla Olga Pasiecznik, przywracając utworowi właściwe proporcje i reszta utworu w wykonaniu obu pań wypadła doskonale. W ogóle wszystkie głosy na płycie brzmią ładnie. Ale najlepsze są utwory mistrza. Co do koncertu Czajkowskiego i nawróceń. Otóż ja przez wiele lat miałem go w pogardzie i zupełnie niedawno usłyszalem go w Hadze, na żywo. Okazało się, że jeżeli jest świetny skrzypek, doskonały dyrygent, dobra orkiestra i fantastyczna akustyka – koncert Czajkowskiego może być porywający. Odtąd bardzo mi się podoba, nawet w gorszych wykonaniach. Po dużej i długiej dawce Bacha i Mozarta (których słucham najczęściej) – dobrze mi robi trochę bebechów Czajkowskiego.
Drodzy kolekcjonerzy dźwięków, oto ney…
Z doskoku i lokalnie z autopsji
Ida dwie pielgrzymki. Jedna pod gore Jasna, druga z Jasnej gory. Obie z glosnikami i z pieniami naboznymi. W polowie drogi jest ratusz. Zgodnie z prawami zadan o dwoch pociagach, na wysokosci ratusza niebezpiecznie zblizaja sie do siebie. Nerwacja. Wrog czyha, czytaj inny. Crescendo. Strona pod. Crescendo – strona z. Glosniki wpadaja w nabozny piiiisk. Totalne przesterowanie, efekt polichoralny z licznymi elementami improwizacji, aleatoryzmu i kociokwiku. Paraliz ucha. Granica bolu przekroczona.
Zgodnie z prawami fizyki obie pielgrzymki oddalaja sie od siebie po linii prostej. Kazda z westchnieniem ulgi, ze przekrzyczala druga.
Zjawisko do zaobserwowania w alejach w okresie wiosenno-jesiennym.
I jak w takich warunkach samorząd ma sprawnie działać? 🙄
dzien dobry!!!!!!
miejsca publiczne sa opanowane halasem czy to klasycznie czy pospolicie
muzyka zaglusza myslenie centra handlowe sklepy metro okropne
kolekcja muzyki na plytach moich rodzicow byla okropna myslalem
teraz slucham w godzinach napadow nostalgi nawet m.fooga
rap czy techno wniosly do domu dzieci sluchalismy razem
znaczy sie mozna duzo tylko prosze nie wszedzie
pozdrowienia do ponownie
foma – piękne! Coś jak indiańska kena:
http://www.youtube.com/watch?v=56YhAbHfRE4&feature=related
A trochę może jak japońskie shakuhachi…
http://www.youtube.com/watch?v=wY1EMwDeaBw
A tutaj ney, santur, tar i tombak, z tegorocznego Jarosławia 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=6lTysyijwf8
Shakuhachi – nowość, kenę miałem w rękach i ustach 🙂 , ney nawet gdzieś leży na półce… Ale nie ulegajcie złudzeniu podobieństw, ney to najwyższa szkoła fletowej jazdy
O, jaką Kaziński czapurkę zaposiadł 😆
To jakiś Węgier wrzucił 😯 Widzę, że jeszcze więcej nawrzucał różnych różności z Jarosławia. Jak będę miała chwilę, to posłucham. Dzięki, Beato!
foma – no, na pewno. Już sam sposób dmuchania jest dość szczególny… A shakuhachi uwielbiam! Właśnie za te szmerowe brzmienia…
Ney to jedyny spotkany dotąd flet, na którym nie potrafię zagrać… 😥
Czapurka MK przesympatyczna 😆 Rzeczywiście to Węgier nawrzucał na tubę, nawet nie skojarzyłam 😉
Pamiętam, jak Maciek kiedyś obnosił po Jarosławiu koszulkę z rysunkiem kociej mordki i napisem m.i.a.u. Wszyscy chcieli ją z niego zdjąć 😆
Witam 🙂
Bardzo mnie ucieszyła wiadomość, że Kierownictwo lubi film ghost dog 😀
O, tej koszulki z m.i.a.u. to niestety nie znam. Może została uwieczniona na jakimś zdjęciu i da się odnaleźć w archiwum 😉 W tym roku były koszulki festiwalowe dla wszystkich 🙂
Quake’u – no bo jak się za coś bierze Jarmusch, to raczej nie spaprze 😀 Ghost Dog ma rytm wręcz muzyczny…
Beato, może w jakichś prywatnych archiwach takie zdjęcia istnieją, nic mi o tym nie wiadomo. Było to bardzo dawno, zważywszy, jak długo ja nie odwiedzałam Jarosławia…
Dawno, dawno temu, kiedy w aparatach używano jeszcze kliszy…
…a tu i ówdzie można było posłuchać ciszy…
…przyszedł do miasta drwal po foremki do babeczek…
…i zamiast nich otrzymał wódki kieliszeczek…
foma, a czy może pani fomowa jako iranistka umie grać na tym neyu? 😉
Wódka była słabsza niż samogon z puszczy…
Niestety nie umie, inna iranistka i Irańczyk pokazywali co i jak, ale jakoś nie udało się nic sensownego.
…więc nasz drwal się więcej na nią nie połuszczył…
A gdyby się połaszczył, panie dobrodzieju,
może by mu pani fomowa zagrała na neyu…
Może by zagrała, ale nie potrafi –
Ech, granie na neyu zna tylko z fotografii…
Mówią starzy Persowie o neya zadęciu:
z nim, tak jak z rodziną, najlepiej wychodzi się na zdjęciu…
…ale jak ktoś umie dobrze w neya dmuchać,
wtedy można tylko słuchać, słuchać, słuchać…
Persom pewnie po tym dobrze jest na duszy,
lecz dwal, jak wiadomo, ma dębowe uszy…
…a gdy będziesz słuchać, jak ten ktoś będzie grać,
To po tym graniu będziesz na pewno słodko spać…
Dobranoc, jeśli ktoś tu jeszcze zajrzy 😀
Łajza!
No tak, Bobiczek niezmordowany…
A ja się męczę nad tekstem 🙁
Ach jak się cieszę, droga Pani Doroto, że się Pani męczy nad tekstem. Czyli już niedługo czeka nas kolejna przyjemność. Dobranoc.
Zajrzał, pomerdał wszystkim, poleciał dalej. 😀
Dobranoc 🙂
Wrzucili mi na głowę zadanie bojowe napisania kolejnego tekstu do numeru świątecznego 🙁 czyli będą dwa, jak dobrze pójdzie…
Ech, sadysta z tego Piotra M, lubi, jak się męczę 😆
Dobranoc 🙂
skoro profesorowie fortepianu (przynajmniej jeśli chodzi o polskie am 99procent) są tak dalece zacietrzewieni że nie uznają takiej muzyki jak płyta Marc Andre Hamelin – In state of jazz ani Chicka Corea z Garym Burtonem – The new crystal silence ani niczego innego, a szczytem ich rozwoju jest ravel prokofiev schubert no to myślę że rapującej młodzieży też się ciężko będzie przestawic na cos innego. Spektakularnych efektów bym nie oczekiwał bowiem jest to związane z filozofią życia.
Muzyka kazda jest potrzebna – nie każdy może byc melomanem, poza tym jeśli by istniała tylko klasyka to ludzie wyglądali by miej więcej jak pan Maksymiuk który 5 minut przed koncertem chodzi w pizamie po czym tlumaczy publiczności swoje urojenia i zjawy jakie dostrzega zyjac w tym, innym swiecie.
Reasumujac nie ujmując nikomu niczego ograniczanie się do jednego stylu, gatunku jest bardzo wygodne ale mało ambitne i rozwojowe, a przecież idąc z duchem czasu raczej nie wskazane jest cofanie się, bo czy tylko muzyka klasyczna jak to mawiał scriabin wznosi na wyższe poziomy ducha rzeczywistości.
Ponadto w każdym gatunku tylko wybrane pozycje są ok reszta jak pokazuje historia nie przyjęła się zatem nie ma sie czego obawiac i hip hop i disco polo pogrąża się same aż wszystek wymrą.
Bry wieczór.
Kierowniczko
zaksięgowano do grudnia, jak się nie robi systematycznie, to pózniej rąsie bolą. To ja też idę spać. Dobranoc.
http://alicja.homelinux.com/news/Co_w_duszy_gra/Poezje/Rok_2008/
BARBAROM
wszystkiego najlepszego z okazji Imienin!!!
W imieniu Mamy BASI najserdeczniej dziekuje.
I wylatam, bez neya.
Serdecznosci Barborkowe
Ożeż… zaimponowała mi Pani Sekretarz, choć jeszcze nie przeprowadziłam kontroli jakości 😉
Dzięki! 😀
Hmmm… tego… owego…
…to dziś Barbórka?
To Barbarom wszystkiego najlepszego!
A szczególne ukłony
imieninowe –
dla mamy Teresy i dla zeena żony,
czyli pani zeenowej! 😀
Dziękuję Pani Kierowniczce w imieniu Basi, która śle pozdrowienia.
P.S. Wczoraj Basia upiekła swój pierwszy chleb – pyszny!
Przyjaciele dali przepis i trochę zakwasu po tym jak wyżarliśmy im cały bocheneczek, będąc z wizytą dwudniową 🙂
No to gratulacje 😀
Piotr z sąsiedztwa co jakiś czas podaje swój przepis na „chleb Piotra” – może to coś podobnego?
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=191
Chleb jest z żytniej mąki – tylko na rynku dostępnej, jakoś w sklepach nie ma – z tego co pamiętam: otręby, ziarna dyni, jeszcze jakieś ziarna…
Pieczony w piekarniku kuchni gazowej (elektrycznym). Przyjaciele wcześniej przećwiczyli technologię, więc Basia miała łatwiej. Piec chlebowy powoli stygnie, zatem chleba nie piecze się w stałej temperaturze, lecz spadającej – ma to istotny wpływ na jakość pieczywa. Pieczenie trwa ca 2 godziny po czym trzeba mu dać długi czas stygnięcia. Przechowujemy oczywiście w lnianych ręczniczkach nie foliach. Jadłem tygodniowy chleb przyjaciół – minimalna różnica w stosunku do świeżego…
Wszystkim przerażonym: gdy ma się składniki, robota przy cieście trwa 15 min. Po zostawieniu ciasta do wyrośnięcia na noc, zostaje pieczenie, przy którym co jakiś czas zmniejszamy temperaturę i juszszsz…
Mniam 😆
Mniam 😀
W sam raz na sniadanko 🙂
Najlepsze zyczenia wszystkim Barbarom!
A jesli mozna, to jeszcze do „adremu”: w swoim czasie, po mlodzienczej niecheci do opery, przekonalam sie do wczesniej wzgardzanej – a to za sprawa Wagnera i Meistersingerow oraz Tristana w berlinskiej Staatsoper. No i Petera Schreiera!
To byly czasy dla sztuki i studenckiej kieszeni bardzo przychylne – pociag z Poznania jechal co prawda pol dnia, ale za to bilety byly za pol darmo, a w akademiku mozna bylo tez bez problemu przenocowac.
Słuchanie przez godzinę Céline Dion to jednak kara zbyt surowa
Poczytałem o pieśniach nabożnych i nie będę nikogo obrażał, bo jestem regularnie praktykujący, więc moge obrazić sam siebie najwyżej, a jeśli ktoś uważa, żem heretyk, to niech się wypcha, bo na pewno lepiej znam prawdy wiary niż Ojciec Dyrektor. A może zna nawet lepiej, tylko nie używa. Moja matka uczyła mnie, żeby nie pomstować na brzydki śpiew kościelny, bo każdy chwali Pana Boga najlepiej, jak potrafi. Ale w moim dzieciństwie takich okropności nie bywało, najwyżej ktoś pojedyńczo fałszował. To nie sprawa słuchu Polaków, tylko brak prawdziwej nauki muzyki i śpiewu w szkołach. W kaplicy, do której chodzę na mszę, gra na fisharmonii i śpiewa zakonnica, która okropnie fałszuje śpiewając, do tego nie ma pojęcia, że jest coś takiego jak półnuta nie wspominając o dalszych podziałach. Wszystko ciągnie się równo. Fishartmonia służy wyłącznie do prokurowania jakiegoś rytmu (?), bo naciskane jest, co popadnie, tylko w określonych odstępach czasowych. Do tego bardzo kocha swoje granie i śpiewanie. W przeciwieństwie do opisanych sytuacji na zewnątrz te hałasy nie dochodzą, a do chodzenia na msze nikt nie zmusza. Ale dla chodzących efekt jest piorunujący. Kiedyś jechałem z synkem, wówczas chyba 12-letnim, z Gdyni do Zakopanego z przesiadką w Częstochowie. Do Częstochowy było jakieś 9 godzin. Było to 14 sierpnia, więc prawie cały pociąg zajęty był przez pielgrzymujące panie w wieku około 60. Cały czas śpiewały (?) piesni religijne w ten sam mniej więcej sposób, jak wyżej opisany, tylko jeszcze bardziej zawodziły ciągnąc każdą nutę w sposób niewiarygodny. Pięśni, sądząc po słowach, były różne, ale melodia (?) cały czas ta sama. W przeciwieństwie do kaplicy z pociągu nie można było wyjść. Ale potraktowaliśmy to jako dobrowolnie doznawaną przykrość na rzecz mojej matki, a Krzysia Babci, za której zbawienie następnego dnia miała byc odprawiona msza w Wiktorówkach przy Rusinowej Polanie.
Witam pjerry. O tak, zgadzam się, że to ciężka kara. Ale nie za głośne puszczanie rapu codziennie ludziom, którzy chcą w domu odpocząć… Takich to skazałabym na słuchanie Dion przez rok! Może nawet z Dolly Parton na przemian 😆
Stanisławie, 😀 A ja wpuszczając linkę do Apelu Jasnogórskiego pomyślałam sobie, że jak na obecne kościelne śpiewanie to i tak ci ludzie śpiewają wyjątkowo czysto…
Właśnie piszę tekst o zaniku obyczaju śpiewania kolęd. Dziś wpuszcza się płytkę z jakimiś tam przebojami zimowymi i już jest OK…
Co do pytania o nawrócenie na muzykę..tak oczywiscie
Muzyka country. Kiedyś uważałem, że to obciach teraz country i alt-country na stałe gości w moim odtwarzaczu.
I z ciarkami na plecach słucham np. ostatnich nagrań Johny Casha
Zwracam uwagę, a propos śpiewania nabożnego, na literacki opis Teresy, jeśli ktoś nie zauważył:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=250#comment-32114
😆
Rzadko miewam do czynienia z country, ale rozumiem, że i tam można znaleźć pewne uroki 🙂
Słuchanie Celine’ to jedno, ale słuchanie i oglądanie jak się miota po scenie – to dopiero ale kara! A jak dodać do tego ewentualny wywiad „od serca” (ona zawsze daje wywiady „od serca”)… męki piekielne przy tym – mały pikuś!
Kierowniczko,
chyba reklamacji nie będzie, starałam się niczego nie pominąć, ale w razie co, uzupełnię.
Bry wszystkim – i jeszcze raz, wszystkiego NAJLEPSZEGO Barbórkom!
Zauważył. Siedemnaście lat mieszkałam przy pielgrzymkowej ulicy. Czego się nasłuchałam, to moje, niestety.
Rapu nie znoszę serdecznie, w znaczeniu dosłownym, dostaję arytmii.
f77f – do wiadomości miłośników symetrii. Wracam do Szymanowskiego. Nie tak dawno słuchałem na żywo I Koncertu skrzypcowego i VII Symfonii. Jedno i drugie bardzo mi się podobało, jezeli to właściwe słowo przy waznej muzyce. W TV oglądałem Króla Rogera. Byłem zachwycony muzyką i nie tylko. Techno jako eksperyment z ludzka wytrzymałością zdaje egzamin. Wiem coś o tym, bo córeńka jest miłośniczką. Przedtem był gotyk i Skinny Puppy oraz jakieś tam różowe groszki czy centki. Nawet wycieczka do Drezna w 2000 r. na Skinny Puppy pod opieką brata, zresztą z branży muzycznej. W tych centkach czy kropkach to nawet bywała jakaś melodia. Specjaliści pewnie sa zbulwersowani moją ignorancją w tej dziedzinie, szczególnie biorąc pod uwagę linki miedzy Kropkami i kultowym rodem Beksińskich. Może po prostu jestem na taką muzykę za stary.
Haneczko, nie zazdroszczę. Ale zawsze można zastosować moją metodę ofiarowania przykrości na rzecz jakiejś dobrej intencji. Nie trzeba chyba do tego wierzyć w coś jedynego. Może to byc na przykład stała równowaga przyjemności i przykrości w przyrodzie. Ja wtej chwili cierpię, ale może Mojemu dzięki temu będzie w tej chwili lepiej.
Stanisławie – której symfonii? 😯 Szymanowski napisał cztery…
Stanisławie, ćwiczyłam wtedy cierpliwość i życzliwość. Z dobrym skutkiem. Ale do mieszkania wybrałam wieś bez kościoła.
Równowagę mam zakodowaną, jestem Wagą 😉
Pan, który czerpie z czegosieda i wylewa na klawiaturę – jeden z ulubionych czerpaków 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=_DjoZh6XXP0
http://miasta.gazeta.pl/trojmiasto/1,82852,4589660.html
Koncert symfoniczny – „Rok Karola Szymanowskiego”, wystąpią: Krzysztof Jakowicz – skrzypce, Orkiestra Symfoniczna Polskiej Filharmonii Bałtyckiej pod dyrekcją Jerzego Swobody, w programie: Uwertura Koncertowa, I Koncert Skrzypcowy oraz VII symfonia Karola Szymanowskiego
Do powyższego tekstu jeszcze link. Fakt, że też się trochę dziwiłem. Ale naprawdę VII symfonia była Prokofiewa. Dla dziennikarzy (niektórych) to wszystko jedno. Nie pamietam, której symfonii Szymanowskiego naprawdę słuchałem ostatnio.
Dawno, dawno temu czytałem jakiś tekst chyba Woody Allena, w którym kogoś tam przesłuchiwano i jak się nie chciał przyznać, to zaczęto mu na okrągło puszczać muzykę country, aż wszystko wyśpiewał. Nie można wykluczyć, że sędzia Sacco też ten tekst czytał i stamtąd zaczerpnął pomysł. 😉
Super gościu, zeenie! Łapki rzeczywiście ruszają się jak pajączki 🙂
Litości! co za ciemna masa (excusez le mot) w tej gazetce pracuje… 🙁
Sprawdziłam w repertuarach – ta VII Symfonia to był Prokofiew!!!
http://muzyka.onet.pl/10174,1517326,wywiady.html
tu coś a propos. Końcowe słowa autorki:
„Ale ekscytujące w tym doświadczeniu było odkrycie przeze mnie licznych związków pomiędzy koncertami muzyki popularnej i klasycznej. Muzyka jest muzyką. To ludzie stawiają bariery pomiędzy różnymi jej gatunkami.”
To wyżej to Bruce Hornsby
No wiem, że Bruce Hornby, przecież stało napisane 🙂
Chętnie poczytam, ale potem, teraz muszę Was na trochę opuścić. Buźka!
Napisałem, że Prokofief. Dla usprawiedliwienia ciemnej masy, był to koncert z okazji Roku Szymanowskiego
Jeszcze a propos „tej gazety”, to nazywa się ona „Gazeta Wyborcza”. Kiedyś na innym blogu pisałem, że pod względem warsztatu zeszła na psy. Nie mówię tu o osobistym warsztacie kilku dziennikaży, których bardzo cenię.
Odbijam kartę i znikam…
Dziennikaż to taki, który każe komuś czegoś słuchać? 😉 😛
Tylko pod warukniem, że trzeba słuchać codziennie…
Prokofiev mistrz nad mistrzami ilu kolegów zgodziło się, ze jednak muzyka klasyczna nadaje się do słuchania słuchająć własnie Prokofieva zwłaszcza Dance of the Knights. Aby osiągnąć pożądany skutek potencjometr musiał znacznie przekroczyć 5 – efekt gwarantowany 😀
Tu nie kaza, ale proponuja: http://miasta.gazeta.pl/poznan/1,36001,6024775,Dzis_msza_za_Mozarta__Posluchaj_Requiem_noca.html
To już tak od kilku lat proponują 🙂 Sama byłam ze dwa razy, było tłumnie i nastrojowo. Tłum żywiołowo pchał się na Mozarta 😉
PS.
Maciej Orłoś właśnie odwołał wczorajsze słowa o Kennedym-Amerykaninie.
A co Orłoś znowu chlapnął, PAK-u ?
Ostatnio znowu teleexpressu nie mogę ściagać via internet 🙁
Alicjo:
Pisałem wczoraj, że stwierdził, iż Nigel Kennedy to Amerykanin.
(http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=250#comment-32080)
6666 <– kod!!!!
Co to znaczy?!
PAK-u,
wczoraj pracowałam nad zbieraniem poezyj sprzed pół roku, tak ze starałam sie wyłapywać poezyje, a nie poszczególne wpisy, dlatego się zapytałam, co to Nigel rzekł.
Opijacie Barbórki i Barbary ? Tu nie ma takich zwyczajów, szkoda, i to nie chodzi o *opijanie* jako takie, tylko o zwyczaje i celebrowanie tradycji.
Dobry wieczór. Ja dziś opijałam, tak się złożyło, całkiem inne sprawy niż Barbórki i Barbary – zwykle robię to tego dnia, ale moja przyjaciółka bawi za granicą i imieniny zostały przełożone na później.
Za to dziś miałam dzień dyplomatyczny ugrofiński 🙂 Najpierw byłam na hucznym otwarciu nowej siedziby Instytutu Węgierskiego. Zaprojektowała go moja znajoma architektka wnętrz, Węgierka mieszkająca od lat w Polsce. Nie ma tam zbyt dużych przestrzeni, ale przynajmniej jest funkcjonalnie – kultowy lokal na Marszałkowskiej był kompletnie bezsensowny: na parterze zmarnowana ogromna przestrzeń hallu ze ślimakiem klatki schodowej pośrodku, na górze też nieszczególnie. Ale parę istotnych wydarzeń stamtąd wbiło mi się w pamięć. Ciekawostka: lata temu byłam tam na występie rodzeństwa Anderszewskich; publiczności było poniżej dziesięciu osób, w tym ich rodzice, prof. Bardini i ja. Doborowe towarzystwo 🙂
A potem pojechałam na przyjęcie do ambasady fińskiej z okazji ich święta narodowego. Stamtąd zostałam porwana na koncert na Zamku Królewskim z okazji konferencji chopinowskiej. Francuska pianistka Veronique Briel grała utwory kolegi Chopina, Ignacego Feliksa Dobrzyńskiego, i innego kompozytora będącego pod wpływem Fryca – Edwarda Wolffa. Bardzo ciekawe cienie chopinowskie…
Mozart! Tak, jutro rocznica śmierci. Jak również pierwsza rocznica śmierci Stockhausena. To już zawsze będzie ich łączyć [‚]
Witam Wiktora. To ciekawostka, że trzeba tak podkręcić potencjometr, żeby stwierdzić, że Prokofiew wielkim kompozytorem był 😆
A rzeczony Dance of the Knights to tak naprawdę Capuletti i Montecchi z Romea i Julii. Żeby sobie kto nie myślał, że to jakie fantasy 😉 W ostatnich czasach parę razy użyto tego utworu w reklamach, chyba m.in. Okocimia („palonego ogniem”) – i kiedy chodziły, niejedna osoba mnie pytała zaintrygowana, co to właściwie za muzyka 😀
A ja witam znad Sekwany. Mamusia dziekuje za zyczenia, ja umieram z ciekawosci, no bo ten Wolff etc…
A w miedzyczasie i na marginesie zapraszam do Villalcazar de Sirga
http://www.flickr.com/photos/29981629@N07/sets/72157610734522082/
gdzie nasz Alfonso X Madry swe kantyczki do Virgen Maria pisal u brata templariusza na garnuszku siedzac.
I dobranocnie sie zegnam, bom strudzona nieco
No szkoda, że nie mogłaś być…
A znasz tę Veronique? Ona się specjalizuje w takich kawałkach. Nagrała dla naszego DUX-a płytkę z utworami Dobrzyńskiego i paru innych, w tym jeden kawałek Twojego ulubionego Zarębskiego 🙂
Wpadam tylko dobranoc powiedzieć.
Dobranoc. 😀
Dobranoc, piesku 😀
Witam porannie!
Veronique nie znam osobiscie, to taka multipianistka, ktora gra sporo muzyki wspolczesnej, para sie tez wystepami na deskach teatru, sporo muzyki niszowej, chyba troche kabaretu. Nie jestem pewna, czy nie startowala w Maginie.
Wiosennego dnia wszystkim zycze, tu wczoraj bylo podeszczowo slonecznie, cudo.
Ależ nie, trzeba tak podkręcić potencjometr aby sprzekonać nieprzekonanego, że muzyka klasyczna jest/może być „fajna”. Takie rockowe podejście do zagadnienia – głośno, z dużą dawką energii mechanicznej (akustycznej) wtedy pojawia się WOW 😀 .
Aby jednak stwierdzić, że Prokofiew wielkim kompozytorem był, trzeba go słuchać cicho 🙂
bardzo ciekawa historia! ja osobiscie „nawrocilam sie” na salse i mambo, ale dopiero kiedy udalo mi sie posluchac latynoskiej muzyki duuzo, duco ciszej niz slyszy sie ja zwykle np. z okien mieszkan na wschodnim harlemie. z innej strony – probowalam nawrocic jednego niepoprawnego sasiada z dsico na czajkowskiego, niestety jak do tej pory bez rezulatow…
Witam bigapple1 po dłuższej przerwie. Właśnie przeczytałam wpis o filharmomaniactwie – piękny 🙂
No właśnie, chyba sąsiadów siłą nawrócić się nie da na jakąkolwiek muzykę… no, chyba że towarzysko, gdy są dobrze nastawieni…
pani Doroto, zagladam caly czas, tylkokomentowac ostatnio nie mam czasu… ciesze sie, ze podobal sie Pani moj tekscik; mialam nadzieje, ze znajdzie sie jakas grupa wsparcia (niekoniecznie do zwalczania nalogu, o, co to, to nie!), ale jakos poki co nie widac 🙂