Co mówiłam o Mendelssohnie…
…dziś na odczycie na festiwalu Warszawa Singera? Dużo. Publiczność była niewielka, ale chętna do słuchania, więc poruszyłam bardzo różne wątki. Nie da się w krótkim wpisie opowiedzieć o wszystkich, więc tylko o paru z nich.
Temat brzmiał: „Mendelssohn i synagoga”. Wydawałoby się, że naciągany, ponieważ Feliks, gdy został ochrzczony wraz z rodzeństwem w wierze luterańskiej, miał ledwie 7 lat. Był więc jak najbardziej twórcą protestanckim, ale to też nie takie proste. Był to czas, gdy w Niemczech antysemityzm nie był groźny, ale Żydzi byli dopuszczani do stanowisk tylko jeśli zmienili wyznanie. Z czasem okazało się, że rodzina Mendelssohnów wykorzystała swoje możliwości maksymalnie: byli wśród nich bankierzy (m.in. był nim ojciec Feliksa), naukowcy, artyści. Okrucieństwo historii sprawiło, że założona przez jednego z synów Feliksa, chemika Paula, firma AGFA w 1925 r. weszła w skład koncernu IG Farben, w którym podczas wojny produkowano gaz Zyklon B…
Wracając jednak do historii rodziny Mendelssohnów, dziadek Feliksa, Mojżesz, wybitny filozof, był inicjatorem ruchu oświeceniowego wśród Żydów, nazwanego Haskala (hebr. oświecenie). Ruch miał doprowadzić do integracji Żydów z innymi społecznościami, propagował kształcenie świeckie, naukę języków, ideały oświeceniowe, ale z drugiej strony – odrodzenie języka hebrajskiego i naukę historii Żydów. Tak więc Żyd miał być świadomy, kim jest, ale jednocześnie być bliżej otoczenia. Mogło to prowadzić do asymilacji, ale w końcu wielu doprowadziło właśnie do wychrzczenia, jak jego potomstwo, o czym szczęśliwie sam Mojżesz już się nie dowiedział.
Dzieci Abrahama Mendelssohna – Fanny, Feliks, Rebeka i Paul – zostały więc ochrzczone w 1816, ale rodzice ochrzcili się dopiero w 1822. Dochodziło więc do zabawnych dla nas dziś sytuacji, kiedy nauczyciel 12-letniego Feliksa, Carl Friedrich Zelter, dał mu list polecający do Goethego, w którym napisał: „Jest on synem Żyda, ale sam nie jest Żydem”, dodając: „To naprawdę rzadkość, żeby syn Żyda został artystą”. Ostatecznie Feliks odwiedził Goethego kilka razy i bardzo się polubili.
Abraham Mendelssohn do tego stopnia zapragnął odrzucić żydostwo swoje i rodziny, że naciskał na przybranie nowego nazwiska, Bartholdy (było to nazwisko poprzedniego właściciela ziemi kupionej przez szwagra Abrahama). Liczył na to, że Feliks, co do którego nie było już wątpliwości, że będzie sławny, zacznie się podpisywać „Felix M. Bartholdy”, a później nawet to „M.” odrzuci. Ale ten ani myślał – został przy swoim nazwisku, a Bartholdy’ego dopisywał tylko na wydawanych partyturach. Ojciec próbował go przekonać, pisząc: „To nonsens, żeby chrześcijanin nazywał się Mendelssohn, tak jak nonsensem byłoby, gdyby Żyd nazywał się Konfucjusz”. Feliks jednak bez wahania odparł, że według niego i przyjaciół muzyków nazwisko Mendelssohn jest bardziej znane, także z powodu dziadka, więc taka radykalna zmiana nazwiska byłaby podejrzana. W istocie wszystkie dzieci nienawidziły nowego nazwiska; w liście do Fanny Rebeka podpisała się kiedyś: „Twoja siostra Rebeka Mendelssohn, nigdy Bartholdy”. Ojciec dał więc w końcu za wygraną i na stare lata żartował: „Kiedy byłem młody, nazywano mnie synem wielkiego Mendelssohna, teraz nazywają mnie ojcem wielkiego Mendelssohna, kim więc jestem?”.
Tak, Feliks dostąpił zaszczytów, ale też były one bardziej niż zasłużone: tak wiele zrobił dla muzyki niemieckiej, nie tylko poprzez własną twórczość, ale i przywracając publiczności wielkie dzieła baroku i klasycyzmu. Bachowską Pasję wg św. Mateusza poprowadził jako dyrygent mając zaledwie 20 lat. Gdy umierał mając tylko 38 lat, jego pogrzeb stał się manifestacją; trumnę z Lipska, gdzie działał jako szef Gewandhaus, przewieziono z honorami do Berlina i tam pochowano. W Lipsku zaś, 20 lat po jego śmierci, rzucono hasło postawienia mu pomnika, czemu wściekle oponował antysemita Wagner. Fundusze na pomnik zebrano dopiero po ćwierci wieku. Stanął Mendelssohn z brązu w otoczeniu muzykujących aniołów przed siedzibą Gewandhausu i stał tak do 1936 r., gdy naziści zażądali usunięcia go. Ówczesny burmistrz był przeciwny, ale kiedy musiał wyjechać z miasta, jego zastępca pod osłoną nocy nakazał rozebranie go. Aniołki zostały przetopione na kandelabry do pomnika Wagnera.
Po wojnie, w 1946 r. przed Gewandhausem postawiono kamień z nazwiskiem Mendelssohna, w rok później – popiersie. To wystarczyło w NRD; w 1981 r. Gewandhaus przeniósł się do nowej siedziby. I tu postawiono w 1993 r. nowy pomnik. Trzymetrowy, jak ten przedwojenny. A w 1997 r. w kościele św. Tomasza zainstalowano witraż upamiętniający zasługi Mendelssohna dla ponownego odkrycia Bacha.
Tak to się losy plotą… A co do muzyki – Mendelssohn był jak najbardziej kompozytorem niemieckim. Ale na swój sposób ekumenicznym. Lubił wybierać teksty wspólne dla judaizmu i chrześcijaństwa, jak np. psalmy. Napisał co prawda oratorium Paulus, ale po nim był Eliasz, w którym brak nawiązań do uznawania owego proroka przez chrześcijan za prekursora chrystianizmu. Co więcej, w motywie otwierającym jeden z chórów (Der Herr ging vorüber; niestety nie znalazłam na YouTube) dopatrzono się podobieństwa do jednej z modlitw na Rosz Haszana, żydowski Nowy Rok. Może to był podświadomy hołd pamięci wielkiego dziadka?
Komentarze
A jak ktoś chce jeszcze o zupełnie innych meandrach historii, to podrzucam link do zabawnej audycji, w której wzięłam niedawno (jak wspominałam) udział w radiu TOK FM:
http://www.tok.fm/TOKFM/0,88794.html
(tytuł: Muzyka w służbie polityki)
I dobranoc, bo rano w pociąg!
Dobrej podróży 🙂
Hmmm… No i mam kłopot z dzisiejszym Schollem. Jeden z najszlachetniejszych barwowo głosów, jakie dane było mi jak dotąd usłyszeć. Przy okazji chłop na schwał (jakieś 1,90 m), z trzydniowym zarostem. Dziś miał być Oswaldem von Wolkensteinem. Jak dla mnie nie był. Bo on cały z baroku. Trudno się oprzeć temu wrażeniu, szczególnie po wysłuchaniu np. Benjamina Bagby’ego w Jarosławiu.
Andreas miał dziś pewne kłopoty z głosem (chyba przeziębienie), swoją drogą ciekawy efekt dawało odkasływanie męskim głosem pomiędzy słodkimi kontratenorowymi dźwiękami. Zaśpiewał też dwa fragmenty niskim głosem. Ale to właściwie na marginesie. Bo chciałam o czym innym. Mnie by w ogóle te lekkie kłopoty techniczne nie przeszkadzały, gdyby on się nimi nie przejmował. A ja czułam, że odpięły mu skrzydła. I siedziałam tak razem z nim na brzeżku krzesła i nie mogłam (podobnie jak on) dać się ponieść opowieści. A napisałam, że on z baroku cały, bo jego głównym środkiem wyrazu jest piękna barwa i retoryczne wygięcia na pojedynczych słowach. A ja bym chciała wartkiej opowieści, czasem szorstkiej, nie tak kontrolowanej. Bardzo dobry śpiew pani z zespołu towarzyszącego, prosty, szczery. Razem świetnie brzmieli. W grze instrumentalistów, jak dla mnie, za mało energii. A Andreas i tak pokazał, jak bardzo jest muzykalny i jak potrafi zaśpiewać z serca. W drugim bisie, tęsknej pieśni do utraconej ukochanej. Już rozluźniony, utwierdzony owacją, stanął zwyczajnie przed nami i zaśpiewał a cappella, z prostotą i otwartą duszą. Wzruszyłam się. Choćby dla tego jednego fragmentu było warto.
Może do wtorku trochę podzdrowieje… I stylistycznie też powinien mu repertuar bardziej podejść. O ile pamiętam, wtorkowy koncert też jest w Dwójce transmitowany.
To ja się z Państwem pogaszę światłowo i z ogonkami
http://www.youtube.com/watch?v=amoNU9yFW3w
TROMBY (wg pewnej rozszerzonej definicji…).
Piękne TROMBY, PAK-u!
Powitać, powitać, a ja dzisiaj do Wwy ruszam, aha 😉
Piękna historia z tym listem polecającym.
Abraham Mendelssohn był optymistą. W 1968 r. opowiadano taką anegdotę:
W piątek wieczorem odbywało się w synagodze w Warszawie nabożeństwo. W pewnym momencie jeden z uczestników, zaaferowany swoimi kłopotami, wyjął papierosa i zapalił. Rabin przerwał modły i zawołał: – Co ty tu wyprawiasz? To jakaś prowokacja?
– Ach, nie, rebe – odparł człowiek –bardzo przepraszam za zamieszanie. Ja po prostu zapomniałem że jestem Żydem.
– Ach, to chwała Bogu, odetchnął rabin. O tym to ci ludzie zawsze przypomną!
Felix M. Bartholdy…
Jest też historia Bernsteina i (chyba?) promotora, który naciskał, aby ten zmienił nazwisko na jakieś bardziej, ekhm, nośne medialnie.
Lenny zdaje się powiedział, że po jego trupie.
Muszę sobie przypomnieć, gdzie o tym przeczytałem.
Ja nie dostałem biletów na Scholla 🙂 I tak wole Jarousskiego 🙂
Nowa Płyta Renee Fleming już w 11 września. Juhu!
pozdrawaim
Bilety na Tercet Egzotyczny jeszcze są, na Dodę już niewiele zostało a Ich Troje nie koncertują…
Pozucha 🙁
Jedyna nadzieja w Feel…
To Tercet Egzotyczny nie koncertuje już w zaświatach? 😯
A głowę bym dał… 🙄
Bez głowy to w zaświaty nawet bez biletu wpuszczają… 🙄
To by się zgadzało, foma. Na kursie pierwszej pomocy mówiono nam, że resuscytacji nie podejmujemy się jedynie w przypadku dekapotacji 🙂
Dekapotacja – pozbawienie kapoty:
Na obrazie w kinie „Rialto”
Gary Cooper miał sakpalto,
Identycznie taki sak
Ja nabyłem w firmie Szpak.
Kolor beige, materiał bielski,
Czysta wełna, szyk angielski,
Dwieście złotych, ale cud.
Drogo? Trudno. Coute que coute.
Sam pan Szpak powiedział tak:
Psiakrew, udał mi się sak!
Co za fason, jaka maść!
Pewnie zechcą panu skraść.
Pan do ludzi z zaufaniem,
Pan powiesi sak na ścianie,
Jeden krok – nie wiedzieć jak –
Pan patrzy w bok – pan nie ma sak.
Spamiętałem dobrą radę
I poszedłem zjeść obiadek.
W restauracji – jak na złość –
Wprost na gościu siedzi gość!
W kącie gdzieś zmuszony byłem
Do wieszaka usiąść tyłem;
Powiesiłem na nim sak
I myślałem sobie tak:
Jak nie będę patrzył wstecz,
To ukradną, jasna rzecz,
A znów patrzeć wciąż na sak
I jeść obiad… Niby jak?
Jak się je, się patrzy w talerz,
Mogę patrzeć w talerz? Ależ!
Moment, skok – nie wiedzieć jak –
Odwracam wzrok – i znika sak!
Kelner przyniósł mi zakąski,
Talerz zupy i pół gąski,
A ja jadłem tak jak rak,
Ciągle patrząc w tył na sak.
Zupa prima, gąska prima,
Jest tam sak, czy już go nima?
Mnie to psuło cały smak,
Że tam za mną wisi sak.
To jest kość, a to jest szpik,
Sak tam wisi czy już znikł?
Teraz przełknąć byle jak,
Teraz spojrzeć w tył na sak.
Jeszcze hak jest na wieszaku,
Jeszcze wisi sak na haku,
Co mi stąd? Już tchu mi brak:
Najmniejszy błąd – i znika sak!
Tak w rozterce wciąż się wiercę,
Nagle w gardle czuję serce –
Tam, w kąciku, tuż przy drzwiach,
Z moją żoną siedzi gach!
Siedzi, pije, żre, rozmawia.
Naturalnie! Ona stawia!
Czuję, że mnie trafia szlag…
Pójść tam? Pójdę! – No a sak?
Jeśli tu zostanie sam,
Świsną go, gdy będę tam.
Mam go tam ze sobą brać?
To pomyślą, że chcę zwiać.
Trzeba spłacić wpierw kelnera,
Tylko skąd go wziąć, cholera!
Moment, skok – nie wiedzieć jak –
Tu spojrzę w bok – tam zniknie sak…
Wstaję, siadam kombinuję,
Tutaj zerkam, tam zezuję,
I przechylam się na wznak,
I nie patrząc chwytam sak…
I w tej samej chwili właśnie
Jeden z gości jak nie wrzaśnie:
„Trzymaj łapaj! Cap za frak!
Chce mi, łobuz zwędzić sak!”
Zaraz naokoło tłum,
Gwałt i tłok, i ścisk, i szum,
Goście, zupa, obrus, wrzask,
Ktoś mnie krzesłem w głowę trzask,
Już się wszyscy biją wokół,
Już policja już protokół…
Wyjaśniłem, co i jak.
I ulga. Już. Ukradli sak
Autora nie podałem: Jerzy Jurandot, a pan Michnikowski tekst podawał tak, że proszę siadać…
Michnikowski tekst zapodał tak,
żem z wrażenia posiał sak.
A co sak ma do Mendelssohna?
Ach ta dzisiejsza młodzież….
Jak to co? Idziesz na Mendelssohna do filharmonii, to chyba się dekapotujesz, nie?
Latem się nie dekapotuje…
Literówka
Nie sak, tylko Saks. Co może mieć do Mendelssohna?
Interes.
Witam z „Wrocławia” we Wrocławiu 😉
Mojego ojca też pewni smutni panowie próbowali namówic do zmiany nazwiska, a jeszcze na domiar złego miał na imię Abram. Spytał złośliwie: a co by proponowali. Powiedzieli: na przykład Adam Czarniecki. On na to: na nazwisko Czarniecki chyba nie zasłużyłem, a Adam to tak samo jak Abram imię biblijne. Odczepili się 🙂
Ruszam w miasto…
A co mają zrobić tacy, u których futro jest przyrośnięte i nawet w zimie nie potrafią się zdekapotować? 🙁
Minizlot (z Beatą) pozdrawia Blogownictwo z naleśnikarni Iguana 😉
Latem ogolić się na łyso, a zima na łyso się ogolić. I kazać sobie uszyć z kudełków pelisę (właściwie pebobikę)
Wsiadam, lecę, wyląduję przed północą.
To to sie je???? W formie nalesnikow??? 😯
http://www.youtube.com/watch?v=Z4HdM1PYxb8
Tereniu, zdzwonimy się, mam nadzieję 🙂
A teraz już siedzimy na rynku. Piękna pogoda, słoneczko.
Można, tylko trzeba dobrze rozwałkować.
Nie zjem, choćby mi podano,
naleśników z iguaną,
bo bym bał się, proszę pana,
zawartego w niej guana. 🙄
Barzo słusnie pon Mendelson zrobił, ze nie zmienił nazwiska. No bo kieby kompozytor Marsa Mendelsona nazywoł sie Bartoldy, to by było – kruca – bez sensu! 😀
A skonfudowanym narzeczonym pozostaliby już tylko Wagner i Pachelbel
Pozdrawiamy we trójkę, z Beatą i PAK-iem, z Coffee Heaven na Świdnickiej. Właśnie wykonaliśmy 4’33” w wersji na trio. Taki to był koncert! Trudno ochłonąć…
Ja już w mentalnej i organizacyjnej gotowości do podróży. Niech no tylko wstanie nowy dzień. Już po prostu nie wiem, co mogłoby mnie we Wrocławiu jeszcze wspanialszego spotkać niż dzisiejszy koncert. A ledwie tydzień temu śpiewaliśmy tu koncert z Marcelem Pérèsem, którego też nie zapomnę do końca życia.
Dobrej podróży 🙂
Dziękuję 🙂 Wysłałam coś na adres niepolityczny 😉
Dzięki, fajne zdjęcia! 🙂