Zespół młody, pod nogi kłody

Koncert, na którym byłyśmy wczoraj z Tereską, to był występ młodej orkiestry Sinfonia Iuventus w Studiu im. Lutosławskiego (transmitowany przez TVP Kultura), o której już pisałam tutaj. I jakaż różnica z tym, co brzmiało na koncercie w Filharmonii Narodowej! Tym razem naprawdę zabrzmiała orkiestra, zintegrowana jako zespół, mimo drobnych usterek zdyscyplinowana i skoncentrowana – ileż to jednak zależy od tego kogoś, co przed orkiestrą staje! Tym razem był to młody Amerykanin Eugene Tzigane, zwycięzca zeszłorocznego Konkursu im. Fitelberga, który dowiódł, że całkowicie na to zwycięstwo zasłużył (pamiętam go z tego konkursu, już wtedy też mi się spodobał) – dynamiczny, ale precyzyjny. Co prawda część programu, zwłaszcza utwory rosyjskie (Ognistego Ptaka Strawińskiego, V Symfonię Czajkowskiego i zagraną na bis, niestety trochę zagonioną uwerturę do Rusłana i Ludmiły Glinki) ćwiczył z nimi wcześniej Jewgienij Wołyński, a właściwie Evgeny Volynskiy, jak się sam pisze – obecny główny dyrygent Opery Narodowej, ale to tylko im dobrze zrobiło, bo to też przyzwoity kapelmistrz.

Tym razem więc zobaczyliśmy, że orkiestra ma ogromny potencjał. Tak więc mamy na rynku kolejny młody zespół, który musi w dużym stopniu radzić sobie sam. Muzycy dzięki Ministerstwu Kultury dostali etaty i naprawdę niezłe płace (na które już trafia szlag muzyków krajowych filharmonii), natomiast nie mają siedziby – i to ich łączy z Sinfonią Varsovią czy krakowskimi Sinfoniettą Cracovią i Orkiestrą Akademii Beethovenowskiej. Mamy więc dwa nurty – spetryfikowanych orkiestr filharmonicznych, którymi rządzi system czy się stoi, czy się leży, i niezależnych zespołów z entuzjazmem. (Pośrodku są zespoły radiowe, którym zarząd PR SA grozi rozwaleniem w ramach programu oszczędnościowego…) Filharmoniami rządzą związki zawodowe, z którymi każdy kolejny szef przegrywa, jeśli nie chce tak tańczyć, jak zagrają (choć on ma nie tańczyć, tylko im pokazywać, jak mają grać). I kończy się na tym, ze poziom stale spada. A zespoły niezależne, w tym te młode, muszą walczyć nie tylko o poziom – bo przecież muszą być lepsze, żeby udowodnić, że są potrzebne – ale i w ogóle o istnienie…

Można powiedzieć – jak to walczą o istnienie, proszę, dobre pensje, wybitni dyrygenci, koncerty… Ale na co dzień trzeba jeszcze gdzieś ćwiczyć. Otóż poniekąd macierzysta uczelnia tej orkiestry (bezwzględna większość jej członków ukończyła warszawską Akademię Muzyczną, obecnie Uniwersytet Muzyczny – to swoją drogą też ciekawostka, bo z innych krajowych uczelni jest po parę-kilka osób – czyżby były o tyle gorsze?) zgodziła się, owszem, udostępnić sale na próby, ale zaśpiewała sobie za to niezłą kaskę. Na szczęście okazało się, że w Polskim Radiu jedno z większych studiów nagraniowych można wynająć za cenę kilkakrotnie mniejszą… O historii z Filharmonią Narodową nie będę już nawet wspominać.

Co to jest? Zawiść? Zapewne. Ale to jest zawiść krótkowzroczna. Bo bez wątpienia to do takich zespołów przyszłość należy…