Electronica
Niestety tylko dwa dni (cztery koncerty) zaliczyłam z festiwalu Musica Electronica Nova. Myślałam, że będę do środy, bo początkowo zapowiadane było na wtorek dwa słuchowiska Mauricia Kagla – niestety nie ma ich, jest tylko powtórzenie spektaklu, który już widziałam dziś. Bardzo żałuję. Tak się składa zresztą, że w środę powinnam być w redakcji, żeby dopilnować łamania ważnego dla mnie tekstu, w sobotę muszę być w Łodzi, a stamtąd na niedzielę jadę znów do Wrocławia, żeby obejrzeć premierę Die Frau ohne Schatten Richarda Straussa. Na godzinę przed nią w filharmonii ma być pokazana na zakończenie Electroniki opera wideo An Index of Metals autorstwa przedwcześnie zmarłego ciekawego włoskiego twórcy Fausta Romitellego – może uda mi się zajrzeć przynajmniej na kawałek. Większości festiwalu nie zdołam więc zobaczyć, a zapowiada się ciekawie. Opowiem przynajmniej parę słów o tym, co już było do tej pory.
Pierwszy koncert był powiązany z kończącym się Biennale WRO – bardzo ciekawą imprezą, na którą już od jakiegoś czasu jakoś nie udaje mi się niestety dotrzeć. Powiązanie tych dwóch festiwali narzuca się samo i aż się dziwię, że dopiero teraz ktoś na to wpadł. Na razie ograniczyło się do tego jednego wydarzenia, które odbyło się w nowej dla festiwalu przestrzeni klubowej XO. To dobre miejsce dla takiej sztuki, choć organizacja szwankowała. W pierwszej części włoski zespół TAM Teatromusica przedstawił spektakl de_Forma 09, który początkowo wydał mi się dość archaiczny, trochę w stylistyce eksperymentów z lat 70. i wcześniejszych, ale interesujący zaczął się robić, gdy sylwetki aktorów zaczęły obrysowywać świetlne linie; postacie, pozornie unieruchomione przez ten obrys, po chwili wyszły z niego. Wydarzenie z kategorii bardziej muzycznej, a raczej wideomuzycznej, czekało na nas w drugiej części: projekcji kompozycji Umidi Soni Colores zamieszkałej w Berlinie Japonko-Amerykanki Kotoka Suzuki. Kawałek można obejrzeć tutaj – mnie się podobało.
Później tego wieczoru w Imparcie – „normalny” koncert, z udziałem dwóch świetnych muzyków z zespołu ICTUS z Brukseli: flecisty Michaela Schmida i gitarzysty Toma Pauwelsa. Elektronika spleciona z dźwiękami instrumentów; dwa utwory fletowe (Agostino di Scipio i Brian Ferneyhough) otaczały dwa gitarowe (Fausto Romitelli i Stefan Prins). Z tego zestawu najbardziej przypadł mi do gustu utwór Romitellego Trash Tv Trance; w omówieniu kompozytor napisał: „Coraz większe znaczenie przywiązuję do brzmień nurtu nieakademickiego i brudnych, agresywnych dźwięków, głównie metalicznego pochodzenia, wykorzystywanych przez muzykę rockową i techno” – owszem, były tam takie dźwięki, ale złożone w zwięzłą, logiczną formę nie kojarzącą się z rockiem ani techno.
W poniedziałkowe popołudnie (powtórzenie we wtorek) w Imparcie spektakl-performans-instalacja holenderskiego zespołu Spy Collective pt. Iminami: from mother to smother. Tutaj jest trochę o tym, jest też fragment filmowej rejestracji. Samo ideolo trochę było drażniące, ale miało to naprawdę ciekawe muzycznie i wizualnie momenty, a wokalistka, Anat Spiegel, była atrakcyjna.
Wreszcie koncert wieczorny w Dużym Studiu Polskiego Radia Wrocław z Orkiestrą Kameralną Leopodinum w roli głównej. Bardzo ciekawy utwór młodego wrocławskiego kompozytora Pawła Hendricha Hyloflex alfa beta, który to tytuł tłumaczy autor jako „zbudowany z krzywych” – i takie też można było mieć skojarzenie: z ruchomymi, przecinającymi się liniami najpierw dźwięków elektronicznych, później wyłaniającej się z nich orkiestry, wreszcie z powrotem elektroniki. Przeplecione warstwy, tworzące jeden organizm, były w świetnym utworze Lidii Zielińskiej Nobody is perfect („Czasami mam wrażenie, że wszystko na tym świecie jest na korbkę” – pisze autorka i może nie korbkę tu słyszymy, ale na pewno jakiś mechanizm), a także w utworze Pour adoucir le cours du temps Tristana Murail, jednego z czołowych przedstawicieli spektralizmu. Reszta programu to były utwory solowe (jeden z nich wykonany przez dyrygenta zespołu Ernsta Kovacicia, który jest także skrzypkiem) oraz jeden – dowcip chyba? Wyszło dwoje solistów, skrzypaczka i wiolonczelista, zasiedli, zagrali długą nutę i nagle zabrzmiało potężne elektroniczne BUM! Faktycznie pan Peter Ablinger zatytułował toto Two strings and noise, więc czy należało się spodziewać więcej?
Tyle mojej Elektroniki.
PS. Z zupełnie innej beczki – dla miłośników opery w kinie dobra wiadomość, związana z serią Multikina. Po wtorkowej projekcji Aidy z La Scali kolejne spektakle, także z mediolańskiej opery, będą pokazywane co dwa tygodnie! 26 maja będzie Maria Stuarda, 9 czerwca Tristan i Izolda, 23 czerwca Don Carlo.
Komentarze
Czy An Index of Metals ma cokolwiek wspólnego z epokowym, przełomowym, rewolucyjnym etc. dziełem Roberta Frippa i Briana Eno z 1975 roku?
Z kompozytorskiego omówienia nie wynika 😯
Nie wynika też z opisu płyty w wytwórni:
http://www.cypres-records.com/index.php?Itemid=6&flypage=shop.flypage&option=com_phpshop&page=shop.product_details&product_id=152
Niemniej, tytuł jest również tytułem klasycznego już utworu muzyki ambient w wykonaniu ww. panów. Znajduje się na płycie „Evening Star”.
Nie wydaje mi się, żeby podobieństwo było przypadkowe.
Curouser and curiouser…
Heh, heh, napisałem do DGM Live (strona macierzysta King Crimson/ Roberta Frippa), ale tam też nic nie wiedzą.
Hm… zawsze może się zdarzyć jakiś przypadek.
Sama nie wiem 😯
Nie wydaje mi się, zwłaszcza, że sądząc po opisie opery, warstwa muzyczna może być dość podobna do pierwowzoru.
Pewnie jakieś wytłumaczenie, mniej lub bardziej oczywiste istnieje.
Ja jestem wielkim i wiernym fanem tego pana (Frippa, znaczy się), więc siłą rzeczy tytuł dzieła Romitelego wpadł mi w oko.
Rzecz powstała w 2003 r., libretto napisała Kenka Lekovich. Romitelli zmarł w rok później mając 41 lat.
Bo ja wiem? W 1975 r. był małolatem.
A to co to jest? Autora nie ma:
http://www.youtube.com/watch?v=B97dnSnHy8I&feature=related
W 1975 r. też byłem małolatem, nawet mniejszym (czyli młodszym) od Romitellego 😛
Nie znam dokładnych rozkładów wiekowych, ale wśród mojego pokolenia jest bardzo wielu fanów King Crimson. Zaczynali(śmy) słuchać KC w wieku kilkunastu lat na przełomie lat 70. i 80.
Pozostaje posłuchać/ zobaczyć Romitellego i zobaczyć, co w video piszczy.
Nie, to na pewno nie z tej płyty.
Inny utwór z Evening Star np. tu:
http://www.youtube.com/watch?v=EJe-1OhssUk&videos=mUco3ZdfZ08
ale Index of Metals jest bardziej industrialny.
Znalazłem jeszcze kilka miejsc, w których mowa o operze Romitellego. Różne referencje – od Griseya do Sonic Youth i Stockhausena, a o Frippie ani słowa!
Klimat Index of Metals bardziej podobny do „Swastika Girls” z płyty „No Pussyfooting”:
http://www.youtube.com/watch?v=rHwxH0X8Ki8&feature=related
Dobra, starczy na chwilę, koledzy i koleżanki dziwnie patrzą na mnie bo dziwne hałasy dochodzą z mojego komputera…
Pohałasowaliśmy.
Mi w hotelu na szczęście nikt się nie dziwił.
To, pohałasowawszy, oddalam się na z góry upatrzone pozycje. Jeszcze jedna konferencyjka prasowa i do pociągu do domciu.
Bezczelnie pozwolę sobie wytknąć:
Brian FERneyhough 🙂
Gostek,
to Ty pewnie moje pokolenie 😉
http://www.youtube.com/watch?v=9xLPRcUcdIA&feature=related
O Dżizas, Gostku, pisałam o drugiej w nocy… 😉 Już poprawiam.
Widzę, że Was wystraszyłam merytoryzmem. Postaram się zaniedługo zmienić temat, jak tylko mi coś wpadnie 🙂
A tymczasem przypominam, że nie jest przecież zabronione poruszanie innych tematów, jakby co 😉
A propos elektroniki 😉
http://www.technonews.pl/Technonews/1,94439,6593657,Symfonia_na_piec_gadzetow.html
A ja po Łodzi krótko donoszę dla ducha, że Linnamuusikud nadal zachwyca (opisałam to u siebie). A dla ciała, to na Piotrkowskiej działa (chyba od niedawna, bo w lutym jej jeszcze nie zauważyłam) restauracja indyjska (wczoraj wypróbowałam, było OK).
Znam tę restaurację – nazywa się Ganesh, ma filię na warszawskim Ursynowie, ale łódzka wersja jest chyba lepsza. Tyle że duszno i ciemno, i całe ubranie potem intensywnie pachnie…
Już czytam o Estończykach 🙂
Jaki merytoryzm?
Zwykła wyliczanka koncertowa, a potem mała wymiana zdań na temat zbieżności tytułów… 🙂
Może dziś wszyscy zajęci byli.
Wczoraj wprawdzie nie przesiąkłam jedzeniem, za to muzyką do szpiku kości. Niby taki introwertyczny śpiew, bez widzialnych emocji, a taka w nim moc!
Potwierdzam. Stop. Zajęty byłem. Stop. Jestem dalej. Stop. 😉
Ja tu się wszystkim pasę. Kompletnie dla mnie niezrozumiałym merytoryzmem również 🙂
Uważaj, haneczko, żebyś się nie zrobiła merytorycznie opasła. 🙄
Dobra, to będę Wam trawkę siała, jaka się zdarzy… 🙂
A co poniektórzy karmią tu truskawkami (pod poprzednim wpisem) 😉
Linnamuusikud znam z licznych pobytów najpierw w Starym Sączu, potem w Jarosławiu. Zawsze trzymali się razem, milkliwi, skupieni, trudni do wejścia w kontakt, niesamowicie pracowici i muzykalni, trochę przypominali jakąś sektę 🙂 Bardzo rzadko się uśmiechali, Taivo oswoił się na dobre dopiero chyba za którymś razem, ale oczywiście nie w stylu brata-łaty. Używał rosyjskiego o śmiesznym akcencie, a wielu członków zespołu, zwłaszcza ci młodsi, rosyjskiego albo nie znało, albo nie chciało go używać. Pamiętam, jak opowiadał o pieśniach runicznych. Do dziś mam w pamięci obraz wielkich drewnianych łodzi-huśtawek, na których siedzi po kilkoro śpiewaków (to oczywiście w opowiadaniu, nie w naturze) i śpiewa pieśni w formie przypominającej chyba litewskie sutartines – taki łańcuch, ktoś śpiewa frazę, ostatni motyw śpiewa z nim inna osoba i potem już swoje, po niej odbiera następna itp. Taka ichnia transowa repetitive music. Raz zaśpiewali coś takiego na koniec koncertu i wykonali taki numer: wzięli się za ręce, zrobili węża, ostatni z węża wyciągnął rękę do kogoś z publiczności i tak wyprowadzili nas jak szczurołap z Hameln – przed kościół (to jeszcze w Starym Sączu było), na trawę, w zieleń, gdzie jeszcze trochę się wszyscy potransowaliśmy. Takiego czegoś się nie zapomina 🙂
Na bis zaśpiewali wczoraj pieśń, którą podobno wykonali po raz pierwszy w Polsce 25 lat temu. Taivo powiedział, że teraz śpiewa ją już trzecie pokolenie śpiewaków Linnamuusikud. A jedna z dziewczyn wyszła na ten bis z czteromiesięcznym niemowlęciem na ręku (to już czwarte pokolenie, tyle że na razie milczące). Był to debiut sceniczny, dziewczynka zniosła go ze stoickim spokojem.
Bobiku, to mi nie grozi. W żadnym znaczeniu tego słowa 😉
Na transowanie jestem nieufnie oporna.
Truskawki zjadłem, ale jeszcze nie miałem czasu strawić. 😉
Na niechęć do rosyskiego w krajach pozwiązkowych mam pewien perfidny sposób. Proponuję rozmowę po angielsku. W większości przypadków po 30-40 minutach okazuje się, że deklarowana nieznajomość rosyjskiego nie była jednak taka stuprocentowa… 😀
Ja wczoraj rozmawiałam z młodszą częścią zespołu – tu już zdecydowanie i bez udawania po angielsku 🙂
No tak, młodsi już nie są pozwiązkowi. 🙂
Beato, czteromiesięczna progenitura milcząca? To w ogóle istnieje? 😆
Wszystkim życzę truskawkowego dobranoc, bom nie elektroniczna, a romantyczna dziś była. Z panami Sz-ubert, Sz-umannn, Sz-open.
A ze publika jakoś tak entuzjastycznie podeszła, tom padnięta.
Wiec do nóg kornie. I w bety!
Tereso, milczenie było tylko sceniczne, na kolacji już chwilami był głos (dobrze rokujący) 😆
To szu-szu-szu na dobranoc Teresce 🙂
No, na szczescie, Beato, bo juz sie przestraszylam, ze potencjalne spiewadlo operowe bedzie wykonywac 4’33
A teraz juz naprawde (wave)
(yawn)
(przekleilam emotikony ze skajpa, zobaczymy czy dzialaja) 😆
Nie dzialaja!
Łotr to twardy zawodnik 🙂
W przeciwieństwie do mnie. Dobranoc 😀
Dobranoc 😀
…eeee…. co wy?! Wieczór sie dopiero zaczyna, u mnie slońce jeszcze po niebie człapie, powoli w strone zachodu – tam bez zmian, wiadomo – ale człapie!
To zamiast TROMB (mnie obudzily dzisiaj cwirki. Mordy piluja, jakby je obdzierano ze skory) – troche optymizmu:
http://partnerstwo.onet.pl/1556617,3502,1,nie_jesc_nie_wychodzic_za_maz_i_niczego_nie_zalowac,artykul.html
🙂
Dalszy ciag pasowki – piesn przyszlosci 😆
http://www.technonews.pl/Technonews/1,94439,6516756,Bohemian_Rhapsody_na_skaner__dysk_i_Atari_800XL.html
Jakiej przyszłości? To przecież sprzęt stary… A utwory na skanery, dyskietki i drukarki od jakiegoś czasu wędrują tu i ówdzie.
A, to przepraszam 😉
To wręcz sprzęt archaiczny 😆
A pianoforte to nie? 😆
Też 😀
Bo, Tereso, to było wytkonanie Bohemian Rhapsody poinformowane historycznie 😀
😆
Swoją drogą, nawiązując do tematu wpisu, spróbowałam sobie historycznie poinformowane wykonania muzyki elektronicznej z dawnych lat. Taka Pianophonie Serockiego wymagała całej ciężarówki sprzętu… 🙂
Tu pies przyszłości. Zgadzam się na niewychodzenie za mąż i nieżałowanie niczego, ale stanowczo odmawiam niejedzenia. 👿
Zresztą Profesoressa też nie jest konsekwentna. Sama przyznaje, że to Hamburger zaprosił ją do Ameryki. 😆
Ja właśnie też się temu zdziwiłam 😆
A moze jadla tylko to:
Wzor matematyczny na idealny nalesnik
(Uniwersytet Wolverhampton, GB), gdzie:
L – liczba grudek w cieście
C – konsystencja ciasta
k – konsystencja idealna
F – odwracanie nalesnika w powietrzu
T – temperatura tluszczu
m – idealna temperatura tluszczu
S – czas odpoczywania ciasta przed smazeniem
E – czas odpoczywania nalesnika przed spozyciem
100 – [10L – 7F + C(k – C) + T(m – T)]/(S – E)
Tylko co bedzie, jezeli S-E = 0? 😆
Smacznego
Już wiem, dlaczego nie umiem zrobić porządnych naleśników… A tak je lubię! 😀
Chciałbym zakwestionować stwierdzenie:
…złożone w zwięzłą, logiczną formę nie kojarzącą się z rockiem ani techno.
Dlaczego piosenki rockowe nie mają zwięzłej, logicznej formy? Piosenki Beatlesów w swojej logice konstrukcji nie mają sobie równych.
A propos naleśników (z autopsji):
Podstawową, zasadniczą, krytyczną kwestią w robieniu naleśników jest odpowiednia patelnia. Niedawno zainwestowaliśmy w dość porządnego Tefala (i tak nie najdroższego!) i p. Gostkowa nie mogła wyjść z podziwu, o ile łatwiej i sprawniej zaczęły jej wychodzić.
Tak jak instrument – patelnia też jest ważna!
Oczywiście, Gostku, że tak. Ale chciałam zauważyć, że pierwsza część tego określenia nie jest wykluczeniem drugiej 🙂 Po prostu zdarzają się takie zwięzłe, logiczne formy, które nie muszą kojarzyć się rockiem ani techno – prawda? 😆
Łajza. Powyższe moje oczywiście do 10:32 🙂
Łajza łajzą, ale trudno nie przyznać Gostkowi racji, bo po zestawieniu całości cytatu z dopiskiem PK, wychodzi jednak zaprzeczenie…
Techno nie znam, po pierwszych dźwiękach zwykle chowam się w schronie dźwiękoszczelnym, ale rocka będę bronił jak niepodległości 😆
Ależ naprawdę nie ma po co bronić. Czepiacie się! Gdyby opisywany utwór miał formę podobną do kompozycji rockowej, to można byłoby napisać o „zwięzłej logicznej formie KOJARZĄCEJ się z rockiem”. I tylko takie jest zaprzeczenie tego, co napisałam.
Tak, już zromzumniałem, o co chodzi.
Rok rokowi nierówny, jeden krótszy jest, inny dłuższy, jeszcze inny olimpijski, a następny (albo z zaskoczenia) przełomowy. Logika tu niby jest, a jakaś nie zawsze konsekwentna…
Zasadnicza i krytyczna kwestia przy robieniu nalesnikow, podobnie jak omletow, nie jest, moim zdaniem, sama patelnia. lecz jej temperatura. Musi byc nagrzewana tak dlugo, az ta odrobina tluszczuy na niej zacznie sie lekko dymic lub na jej powierzchni zaczna sie ukazywac mikroskopijne babelki. Teflony oczywiscie rozwiazuja kwestie przywierania do dna.
Dla mnie jednak zasadniczym i absolutnie determinujacym elementem nalesnikowej gry jest to, czy trafie w patelnie, w podloge, w sciane czy w sufit.
Taki domowy tenis 😆
Nie podrzucam, przewracam łopatką 😆
Jest jeszcze rok ów 🙄
Ale jakość patelni determinuje rozkład temperatury na jej powierzchni i prawidłową obróbkę cieplną naleśnika, bo w końcu rozhajcować można każde żelastwo.
Nie da się ukryć, że średnica patelni jest wprost proporcjonalna do prawdopodobieństwa trafienia w naleśnik, natomiast temperatura patelni odwrotnie proporcjonalna do stanu wody na Wiśle w Zawichoście.
Bez aktualnych danych o stanie wód nie ma się co zabierać do roboty, lepiej już jajecznicę, która jest łatwiejsza o tyle, że temperatura patelni o średnicy X jest łatwo wyprowadzalna ze średnicy jajka podzielonej przez jego ciężar właściwy i pomnożona przez wzrost kury…
Tak zeen, ale sytuację bardzo komplikują zmienne w postaci dodatków. Zwłaszcza cebula.
A mnie się z naleśnikami już zawsze będzie kojarzyło:
Tu się będzie smażyć naleśnikasy!
Tu się będzie piekło naleśniciekło!
Tu się będzie jadło naleśniczadło!
(Tiddelipom, piddelidej 😉 )
Tu o poważnych sprawach rozmawiają, a ten dowcipkuje o wzroście kury w Zawichoście.
Gostek, nie prowokuj, bo zeen dołączy stan kury na Bugu we Włodawie 😉
Zapomnieliście o bardzo ważnym czynniku, jakim był wiek, w jakim zeszła babcia kury i liczba otworów wentylacyjnych w kurniku. Ja też nie podrzucam, tylko przewracam palcami. Można się trochę poparzyć, ale wychodzi nieźle. A patelnie nalezy kupić we Francji. Specjalna naleśnikowa o niskich pionowych brzegach. Dwie wystarczą, żeby szło sprawnie i szybko.
Jezeli czas oczekiwania przed smażeniem = czas oczekiwania przed jedzeniem, naleśnik nie nadaje się do jedzenia, bo wynik wynosi „ERROR”. Jeżeli czas oczekiwania na podanie naleśnika jest dłuższy, wynik wychodzi ujemny. Czyli największa tajemnica polega na tym, żeby jeść natychmiast po usmażeniu. Ale u nas często smażymy nawet poprzedniego dnia. Np. naleśniki z pieczarkami pod beszamelem.
Idę na obiad… 🙂
Nie ma nic poważniejszego bowiem niż naleśnik:
Niech się doń dostanie odrobinę pleśni,
Koniec naleśnika oraz koniec pieśni…
Już patelnią nie ma po co machać w kuchni,
I bez naleśnika wszyscyśmy nieufni
Z burczącymi brzuszki nijak iść do pracy
Najważniejsza sprawa: naleśnik, Rodacy!
Poszły precz patelnie, przyszła pora smuty
Staną nam fabryki, transport, staną huty,
A co nam z jajami robic przyjdzie wtedy?
Z mąką, z solą z wodą ile będzie biedy
No i gdzie tę płaskość uzyskamy wreszcie
Jak w naleśnikowym zabraknie jej cieście?
Lekce sobie ważą problem naleśnika
Zamiast mu postawić uczciwie pomnika…
To sa, prosze Panstwa, Baaardzo Powazne Sprawy!!!
Bobik razu pewnego w gości zaproszony
Naleśnikami z serem został ugoszczony.
Naleśniki wyborne, jakich dzisiaj mało
Nie ma więc w tym dziwnego nic, że nie zostało
Ni kruszka, ni rodzynka, ni cukru kryształu !
A Bobikowi danie aż tak smakowało
Ze chyłkiem do dom wrócił, żegnając się spiesznie
I w fartuszek kuchenny przebrał się pociesznie.
Czapkę białą, kucharską na głowę założył,
Pozazdrościć mu mogli najlepsi aktorzy
I kucharskiego drylu, i wiedzy wszelakiej
Bo w sprawach naleśników nie był on durakiem.
Patelnię teflonową już na ogień stawia
I ścisłe wyliczenia dokładnie poprawia.
Jajek weźmiemy kopę, mruczy przeszczęsliwy
Tak z dziesięć kilo mąki (nikt nie powie – chciwy)
Mleka teraz dodamy, tam się pasie krowa,
Trochę soli i wody – mikstura gotowa.
Kotła na całe ciasto nie stało jednego
Bobik noc całą smażył. Az do upadłego.
Dzisiaj Bobik upadły, z naleśników furą
Rozmyśla wyczerpany…
Pasztetówka górą !!! 😆
Widzę, że mamy erę epopei. To zaraźliwe, rozniosło się już na zaprzyjaźnione blogi… 😆
Epopeja blogowa!
Toz to nowy gatunek literacki, awangarda, jakich malo!
A jakie to blogi zostaly zarazone? Wpadlam do Bobika, ale widoczniem przyslepa.
Znakomite sa tez nalesniki po gruzinsku, robione na dwie zeliwne partelnie Robi sie tak:
Jednego bazanta wypatroszonego, odwieszonego do skrszenia, rozlozonego na plasko i lekko ubitego mlotkiem po wyjeciu wszystkich kosci, jakie sie da usunac, natartego czosnkiem i gestym jogurtem, kladziemy na ksztalt nalesnika na ciezkiej, mocno nagrzanej zeliwnej pateli i na to stawiamy druga dobrze od spodu nagrzana ciezka patelnie zeliwna. Kiedy nalesnik ladnie sie zrumieni po jednej stronie, przerwacamy na druga. POwinien byc przyrumieniony z obu stron i chrupiacy – bron boze nie surowy w srodku, zeby sie nie nabawic salmonelozy.
Taki nalesnik nazywa sie bazant-tabaka (akcent na ostatniej sypabie).
Ach, nalesniki! Nic sie nie da z nimi porownac.
pasztetówkę w talerz dano,
naleśniki także samo,
w dwa talerze Bobikowi,
niechże sam coś postanow.
Zapach pasztetowej nęci,
na naleśnik nie brak chęci
w stopniu większym albo równym,
Bobik sapie, problem główny
w swym wyborze widzi teraz,
nie chcąc być za bohatera,
co nam tak dumając snadnie
z żalem w sercu z głodu padnie
PS Wszelkie analogie czysto przypadkowe
Kocie Mordechaju, z kuchni gruzińskiej prosze się tu nie naśmiewać.
Blogopeja
A może blogoblagopeja
Blogopeja! Tak, Gostku, to jest TO. Przelotem 😆
Oczywiście blogopeja, Gostek wie, jak to się nazywa. Ale ja tą blagopeję odnośnie, że nie wszystko w epopejach ściśle faktów się trzyma.
Teresko, u Bobika to faktycznie trochę krótsze formy ostatnio były, ale u Komisarza było trochę więcej 😀
A kuchnie kaukaskie należą do moich ulubionych 🙂
Alez, Stanislawie, wszak to Bardzo Powazne Sprawy. Gdzie im do blagi. Zwlaszcza walki dzielnego Bobika z dzikim foksterierem!
😆
tę blagopeję oczywiście miało być
A sprawy są bardzo poważne, nie wątpię
Juz biegnę.
U Bobika wyczaiłam szybciutko taki cytat:
Mama do synka: “ile razy ci mam powtarzać, że cię urodziłam, a nie ściągnęłam z internetu!!”
😆
Dobry pomysł. Jest czym zastąpić bociana. Ale jak się MS albo google postara, to może i będziemy ściągać z internetu.
Stanislawie, Gdziez bym sie nasmiewal z potraw z bazanciny? Ja ten temat traktuje ze smiertelna powaga, zwlaszcza w sezonie polowan. 👿
Przeciwnie, to nastrój z sąsiedztwa uruchomił defekt domina…
Ale jak było tak było, byle się ciasno nie skończyło 😆
Kocie, przyjmuję na słowo.
A teraz z żalem żegnam do poniedziałku. Chyba żeby w hotelu była kawiarenka internetowa albo jakiś sybstytut. Maleństwa nie posiadam.
Ciasno skonczyc sie, komisarzu, zaiste nie moze.
Kazde z nas ma wene nieodparta. I o kazdej porze.
Tu była pierwsza wzmianka o blogowym Panu Tadeuszu:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=328#comment-43339
Chociaż w charakterze pobożnych życzeń dopiero – i to w komisarską stronę 😆
A realizacja zaczęła się tu:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=329#comment-43508
Stanislawie, najlepszego.
Ja tez znikne, ale dopiero jutro wieczorem. Do srody. Chyba zeby kawiarenka 😉
Substytutem kawiarenki internetowej bywa sieć herbaciarni…
Wtedym prozą tworzył. Słów nie stało. Ale inni podjęli rękawiczkę 😉
Inni podjęli przez rękawiczkę
Co foma palcy gołemi chwytał
-Nie krył swej dłoni figowym listkiem-
Bobika ślady prosto z trawnika…
😆
Bo dotyk fomy z wszystkiego leczy,
usunie plamy z najgorszych cieczy.
Ruch palcem – plama w sekundę znika!
Dłoń fomy godna w mieście pomnika 😉
Portret dłoni już w pewnym mieście jest…
Proszę wycieczki, ten oto pomnik
Przedstawia dłoń co palcem środkowym
Wyprostowanym, wszystkim przypomni:
Do usunięcia plam bądź gotowy!
Także do zgagi, czyraków, trądu,
Egzemy, grypy, jelit nieżytu,
Usuwa to bez użycia prądu
Dłoni nie straszna czeluść niebytu…
W wdzięcznej pamięci przechowujemy
Co dłonią ową bohater czynił
Rozwiązał wszystkie nasze problemy
Przy tym drogami szedł On prostymi…
Pomnik ku chwale dłoni fomowej
Z wyprostowanym palcem ku niebu
Jeszcze nie stoi, choć jest gotowy
Z małą pomocą fomy kolegów…
🙂
Pomnik ten bowiem z rymów zrobiony
I całkowicie jest wirtualny!
Ten nowatorski pomysł szalony
Jest całkowicie niepowtarzalny… 😉
Ja dziś jestem opóźniony jak pociąg osobowy z Rzeszowa do Szczecina i na razie utkwiłem przy blogopei, nie dojeżdżając do pomnika. 😆
Fakt, pasztetówka wygra każdą konkurencję,
musiałby Bobik jednak niezłą mieć demencję,
by nie przypomnieć sobie, nie odkryć w swej jaźni,
że i z naleśnikami zwykł się był przyjaźnić.
Taki naleśnik z mięsem, że weźmy ten przykład,
jest to istota krucha, a jakże niezwykła!
Choć fakt ten się wydaje niemal nie do wiary,
niszą ekologiczną jej są mleczne bary,
gdzie gnieździ się wśród nędznych klusek i kopytek,
opromieniając sobą calutki przybytek,
czyniąc solidny wyłom w fortecy jarskości.
Nawet pies się posilić może bez przykrości
tą naleśnika wielce cenioną odmianą,
nawet osioł, któremu hojnie w żłoby dano,
gdy się dobrze nad każdym zastanowi kęsem,
zawsze w końcu wybierze naleśnika z mięsem,
przedkładając go słusznie nad potrawę jarską,
nawet ten, kto od dawna ma wątrobę marską,
nie powinien się ugiąć przed tyranią faktów
i z jarskością zawierać obrzydliwych paktów,
tylko mężnie, z godnością opuścić swe nosze
i krzyknąć do barowej: „raz z mięsem poproszę!”
Bo czy to na żelaznej, czy na teflonowej
patelni usmażony, w historii barowej
stoi naleśnik z mięsem w dań wszelkich hierarchii
na czele, jak magrabia w Brandenburskiej Marchii.
Twierdzi się nawet w różnych opowieściach rzewnych,
że jest ponoć dalekim pasztetówki krewnym,
że łączą go z nią więzy mięsa mielonego…
Cóż, nie ujmując takim legendom niczego,
należy stwierdzić jasno i z rozsądkiem zdrowym,
że z poglądem nie zgadza się to naukowym,
który wyraźnie mówi: mięsus naleśnikus
nie jest wprawdzie jarzyną jak, powiedzmy, fikus,
lecz na mięsoobleńca także nie zakrawa,
jak kiszka pasztetowa czy też kiszka krwawa.
Aliści, niezależnie od klasyfikacji,
w pochwale naleśnika jest niemało racji,
bo mówi stara mądrość na powyższy temat,
że z braku laku trzeba lubić to, co się ma.
Pomnik nie tylko jest wirtualny,
lecz palec z palcem się tu nie styka
Kciuk powstał pierwej niż dłoni reszta
toteż palcami nie da się prztykać
ta dłoń rozsiana po kontynentach
miastach, ogrodach i co tam jeszcze
dziełem jest sztuki, nie da się ukryć,
choć takiej dłoni nie pragną wieszcze
Bo co wieszczowi po dłoni cudzej
rozczłonkowanej jak autostrada
ni się podrapać, ni co napisać,
ni w głowę puknąć. Słowem – żenada.
Ręka praktyczny winna mieć wymiar,
do klawiatury także się nadać
już choćby po to, żeby poemat
na własną, ręczną cześć zacząć składać
http://img.1.vacanceo.net/classic/21416.jpg
Bobiku, jestes wielki. Owa apoteoza nalesnika godna jest nagrody Barbakanu (warszawskiego, oczywiscie, tam byly najlepsze nalesniki na swiecie, nawet jezeli z serem)
Dwa poematy idą równolegle – coraz lepiej 😆
Nie zgadzam się absolutnie z Bobikiem w kwestii naleśnika z mięsem, nie ujmując oczywiście nic jego (Bobika nie naleśnika) talentowi blogopejotwórczemu.
W ogóle takich nie używam!
Ani takich z serem.
Wrrr… 👿
A dlaczego to Pani Kierowniczka przejawia niechec do nalesnikow?
Czyzby sie narazily? A to takie spokojne zwierzatka.
Nie do naleśników (rzekłam wyżej, że bardzo lubię), ale do mięsa!
Tereso, dziękuję, ale pochwała niezasłużona, bo przecież ostatnio, wskutek mojej zajętości, to Ty dumnie i wytrwale dzierżyłaś sztandar blogopei! 🙂
Pani Kierowniczko, my przecież ze sobą już od dawna żyjemy jak pies z jaroszem, a perskie oko się przy tym tuczy. 😆
Perskie oko perskiej kocicy, ma sie rozumiec!
Ja się muszę przyznać, że naleśniki jako zjawisko intrygowały mnie od dawna i już mi się zdarzało zwracać do nich mową wiązaną. Mogę na dowód zacytować takiego np., nienajnowszego utwora:
Gdy coś z talerza migiem,
dosłownie w oczach znika,
bądź pewien, że trafiłeś
na ślady naleśnika.
Nie przeocz takiej gratki,
i nie lekceważ raczej,
fart w końcu miałeś rzadki,
a mogło być inaczej!
Są tacy, co bez przerwy
po naleśnika śladach
krążą, zdzierając nerwy,
czatując u sąsiada,
babrząc się w twardych faktach,
w melinie robiąc nalot,
albo gromadząc akta
ogromne jak kaszalot…
I nic. I przerąbane.
I pusto jest we wnykach,
bo nie każdemu dane
wpaść na trop naleśnika!
A oto co robi progenitura, gdy goscie nalesnicza
W domu święto, Krzyś jest dzisiaj
Ośmioletnim jubilatem
Każdy przyniósł coś dla Krzysia
Ten pistolet, ów armatę.
Dostał Krzyś automat nowy
Całkiem jak prawdziwy, z tarczą
A do tego czołg stalowy,
W którym kół trzy pary warczą.
Goście zjedli całą masę
Naleśników z cukrem miałkim,
Krzyś zabawki swe tymczasem
Porozbierał na kawałki.
Nie podoba się to gościom,
Goście dziwią się szalenie –
Na to rzecze Krzyś z godnością:
– Przeprowadzam rozbrojenie!…
Jan Brzechwa. Pokój
Naleśnik w poezji (jeszcze, robi nam się mała antologia)
…Piszę
List mój pełen smutku
List co w sensie skutków
Nic nie może dać
Piszę
Przy niezdrowych zmysłach
Nawet by go wysłać
Mnie nie będzie stać
Piszę
Że to w głowie się nie mieści
Jak prześlicznie jesz naleśnik
Lub sok sączysz swój co dzień
Piszę
Że to dla mnie jest tak wiele
Jak nóż trzymasz i widelec
Tylko tego gościa zmień
Piszę
O nim może zbyt zuchwale
Ale,
On jest jak na tobie cień
Piszę
A choć styl mam podły
Ja do ciebie modły
W moim liście ślę…
Grzegorz Turnau. List do jedzącej Eurydyki
To Jeremi Przybora 🙂
Na leśnik siadła sroka
i dziobem go dziurawi
bez smaku, lecz z uporem
trociny dzielnie trawi.
Wszak leśnik dla dzięcioła
w nim tłustawy robaczek.
Bo miejsce to przyjemne
gdy w dziobie niezły smaczek.
😯
😆
Jeszcze zajrzałem. Dzień blogopei rozwinął się cudownie. Do tego jeden z moich ulubionych artystów, Carl Milles. Andrzej Szyszkiewicz z sąsiedztwa może prawie na codzień.
Zwiedziłam kiedyś Millesgarden 😀
Gdy naleśników z serem zeszła się gromada
Najgrubszy z nich puch strząsnął z cukru i powiada :
Bratowie mili, w intencjach myśmy druhowie
Niechaj więc który taką ważną rzecz mi powie.
Jarskim myśmy to daniem przecie utworzeni
Z początku naleśnik łysy był, bez odcieni
Taki skromny, soczysty, a wszystkich tak radował !
I trzeba nam to było, żeby ktoś nam dodał
Sera z rodzynkami, szynki, mięsa, szpinaku,
Z jabłkami kaszanki, jaj sadzonych do smaku ?
Nawet łosoś wędzony ze śmietany furą,
Wszystko to, by pokazać, że nadzienie górą.
A gdzie w tym istota, gdzie rzecz sama się mieści ?
Czyżby sam naleśnik nie mógł istnieć bez treści.
Gdzie finezja patelni, gdzie proporcje ciasta,
Na same myśli o tym złość moja narasta,
Ze dziś ponad ciasto, ponad kunszt patelniany
Farsze się stawia różne, naleśnik nadziany
Większym się cieszy mirem niż naleśnik pusty !
Każdy to mówi klient, zwłaszcza złotousty,
Co nadzienia wymieniać będzie jednym haustem,
Niczym z blogepopei cytaty za Faustem
Goethego, znanym tak na pamięć, że nierzadko
Skrzydlato ulatuje, że aż słuchać chadko…
Perorował tak mówca, zaś wsze naleśniki
Tak zapadły się w siebie, że ni ciche krzyki
Zwolenników nadzienia do nich nie dotarły,
Ni czcze protesty tych, co szyki szybko zwarły,
By naleśników ciasta w lidze pierwszej bronić
I z wybornego smaku kropli nie uronić.
Rezultat jeno wszako godzi się notować.
Naleśnik bez siderku nie godzien smakować.
Już normandzcy jabłczarze społem się sprzysięgli,
We wzorze na siderek uczonych ubiegli
Tak siderek naleśnik zwyciężył u boku
Jabłkowego sadu, drążąc tak krok po kroku
Naleśnikowe swary, które bez znaczenia.
Naleśnik dobry przecie z i bez nadzienia.
To ja się z Państwem Szanownym DobraNoc, bom zdolna jeno oglądać Doctora House’a, a właśnie leci. Nie wiem, o co cho, ale pewnie chodzi o pieniądze…
😉
Galetka z siderkiem!
Nostalgia mnie ogarnia… 😥
Mam taką knajpkę we…Wrocławiu, gdzie siderek do galetki dają. Ale ostatnio ile razy przychodziłam, to akurat wyszedł 🙁
Teresko, moja koleżanka Ci odpisała pod poprzednim wpisem 🙂
5885 – bylo, czy bedzie? Nie mam sily szukac.
Na galetke z siderkiem zapraszm przy okazji Szymka. Naprzeciwko zresztą, albo w okolice Gory Parnas. ❗
To wrzucam Ci linkę, leniuszku 🙂
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=329#comment-43778
A ja właśnie dość późno dotarłem do domu z wczorajszego koncertu Elektroniki. W programie Bouleza: Dialogue de lombre double, Kagela : Transition II, Nono:A Pierre Dell Azurro silenzio i na koniec Stockausena Prozession.Sam koncert rozpoczął się dośc feralnie, bo zabrakło prądu… a awaria dotyczyła nie tylko w Przestrzeni XO, ale większej części Wrocławia (pięć lat w Uni Europejskiej a tu się chce powiedzieć wróć komuno).A muzyka… Bouleza: Dialouge de lombre double na klarnet solo i elektronikę utwór świetnie mi znany z płyty wydanej przez DG w serii20/21 zabrzmiał tak, że momentami miałem wrażenie, iż słucham czegoś innego Ale to jest właśnie urok słuchania live. Partie napisane na taśmę krążyły gdzieś nad głowami i wokół nas… bajecznie to brzmiało, choć wbrew opinii Pani Doroty uważam, że Przestrzeń XO jest dobrym miejscem do słuchania tego rodzaju muzyki.Natomiast Kagel jest dla mnie kompozytorem do odkrycia. Nie wiem dlaczego ale przylepiona mu etykieta kpiarza zawsze mnie od niego odstręczała. Transition II jednak był dośc ciekawy. Estetycznie dość odległy od Bouleza bardziej mi się kojarzył momentami z polskim sonoryzmem, co było dla mnie pewnym zaskoczeniem.Kagel do odkrycia…!!!
Po przerwie Nono i jego A Pierre Dell Azuro, to Nono późny, gdzie konpozytor operuje bardziej statycznymi blokami dzwiękowymi, choć sama tkanka dzwiękowa wydawała się dośc gęsta. W utworze tym partia taśmy nie była tak uprzestrzenniona jak u Bouleza, co jednak nie odbierało uroku temu utworowi. Bo Nono klasykiem jest i basta. A na koniec Stockhausen. Przyznam się, że Stockhausen miał dar pisania muzyki, w której odnajduję myśl Lutosławskiego tzn. pisać tak aby nie napisać nic bez sense, aby każdy dzwięk był tam gdzie być powinien.
To tyle merytoryzmu z Wrocławia. Koncert ten będzie dzisiaj transmitowany w całości w pr II Polskiego Radia. Ja idę spać.
Porannie. Tromby. Cwirki. Garcilaso.
Bo to 5885 to byl kod, za ktorym moglo sie cos skryc. A ze wczoraj padlam, poszukalam dzisiaj i znalazlam. To wysokosc Piramidy Garcilaso w peruwianskich Andach.
A wyglada tak:
http://www.flickr.com/photos/escher1/27817927/
Szczyt zdobyty w 1957 roku, ale nie sadze, by byla to przechadzka. Z opisu wychodzi na to, ze od 5300 metrow pochylosc 60 stopni i wspinaczka korytarzami lodowymi. To ja raczej do wanny. 😉
Dzień dobry. Tomek K – dzięki za relację. Kagel na pewno do odkrycia. Mówienie o nim „kpiarz” jest wielkim spłyceniem. A Transición II to wczesny jego utwór, jeszcze bodaj z czasów argentyńskich.
Ja na tym blogu o Kaglu pisałam tu:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=213
i tu:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=218
ale to już zupełnie inna muzyka.
Może uda mi się dziś posłuchać retransmisji koncertu.
Jeden lubi rybki… Mnie by tam etykieta kpiarza raczej zachęcała, no ale ja szczeniak jestem. 😉
Hej, szczeniaczku 😀
Ja coś wrzucę później, na razie muszę się zajmować innymi sprawami…
Hmmmm…
http://merlin.pl/Piotr-Anderszewski-At-Carnegie-Hall_Piotr-Anderszewski/browse/product/4,669671.html
No właśnie. Pani z EMI obiecała, że przyśle… ciekawe kiedy…
Najbardziej podoba mi się punkt pierwszy 😉
Tak, to jedyny pewny interpretacyjnie punkt programu. W sprzedaży od 25 maja, więc z firmy może parę dni wcześniej dotrze.
Są artyści, dla których warto zmienić obyczaj. Na początku burzliwe oklaski, ukłon artysty i publiczność szczęśliwa, że nie musi słuchać – wychodzi….
E, wcale nie wiadomo, czy wcześniej. O poprzednią długo się awanturowałam…
zeen – to po co przychodziła, nawet może za pieniądze? 🙂
Żeby się pokazać w kuluarach…
1. Niedawno, na koncercie innego polskiego pianisty, publiczność miała okazję wyjść i niektórzy wyszli buhahahahhahahahhahaha 😆
2. Bali się ciętego pióra PK buhahahahhahahahhahaha 😆
Pewien znajomy postawił 2 zł u bukmachera na San Marino. Bukmacher puka się w głowę i mówi:
– panie, jak wygrają to niewiele pan wygra za te 2 zł, góra 100 zł, a po za tym mają marne szanse, co pan zrobi jak Polska wygra?
– a za to, że Polska wygra, chętnie zapłacę 2 zł….
🙂
Cjekaaawe, o jakim to koncercie Gostek mówi 😆
No, yyyy… tego, jak mu tam, no, wciurności.
a dzis w u Franciszkanów w Krakowie: ROSSINI PETITE MESSE SOLENNELLE
http://www.aktivist.pl/wydarzenie/eventId,482689,wiosna-2009-wydarzenie.html
zobaczymy jak będzie 🙂
Zegnam czule na tydzien. Chyba zeby byla kafejka…
Licze na dalszy ciag blogopei Pan Bobik
ucieklo, Lajza…
🙂 🙂 🙂
Zrobię co mogę, Tereso.
Ale uprzedzam, że nie więcej. 😆
Najgorsze, że nie bardzo ja mam się kiedyś uaktywniać… Blogopeja to nie przelewki, trzeba trochę przysiąść fałdów… 🙂
Capella Chałturniensis…