Na Capodanno
Capodanno oznacza pierwszy dzień roku, choć ogólnie określa się tym mianem we Włoszech święcenie sylwestra. Zdarzyło mi się to tam raz, już paręnaście lat temu, i to w Weronie – za sprawą Concerto di Capodanno, który tam wykonała orkiestra warszawskiego Teatru Wielkiego (który wtedy jeszcze nie nazywał się Operą Narodową). Mniejsza o to konkretne wydarzenie, ale już wtedy, a właściwie nawet wcześniej, bodaj w 1979 r. o zbliżonej porze, gdy jeździłam po południowych Włoszech, łącznie z Sycylią, z Warszawską Operą Kameralną (chór Ars Antiqua był wówczas z nią związany), zakochałam się w zimowych odwiedzinach w tym kraju. Nie tylko dlatego, że turystów zdecydowanie mniej, ale i koloryt jest inny, specyficzny. To znaczy, niektóre kolory są wspólne z latem, ale gama jest inna. W Weronie to było właśnie bardzo wyraźne i w Toskanii tym razem też. Ciemna zieleń, złamany, pastelowy róż, ochra, siena palona, ecru wpadający w szarość, czasem jeszcze zielonawy turkus, rzadko świeża zieleń. To od tej pory mój ulubiony zestaw.
Toskania jest ponadto krainą pasiastych kościołów, w pasy ciemnozielone lub różowe i białe, tak starych i tak pięknych, że można dostać kompleksów. No i w ogóle dzieł sztuki na każdym kroku, dzieł, które spełniają po prostu funkcję użytkową, jak freski Piera della Francesca w kościele św. Franciszka w Arezzo czy freski wraz z witrażami Domenica Ghirlandaia we florenckiej Santa Maria Novella. Jakoś do muzeów mniej mi się chciało chodzić niż podziwiać tę twórczość tam, dokąd była przeznaczona. No, oczywiście parę miejsc muzealnych było obowiązkowych, jak Uffizi czy Muzeum Akademii, to ostatnie nie tylko ze względu na oryginał Dawida Michała Anioła, ale – dla mnie nawet jeszcze bardziej – ze względu na rzeźby niewykończone, wyłaniające się z kamienia, ale jeszcze w nim zatopione.
W Uffizi z kolei wbiły mi się w pamięć akurat nie te obrazy, które są w internetowych zestawach, ale inne. Teraz już nie będę ich szukać po sieci, ale może z czasem znajdę.
Ta pora roku ma jednak to do siebie, że jest tam nieprzewidywalna. Czasem może być pięknie i ciepło, czasem leje, zbyt często jest po prostu wilgoć, której nie znosi dobrze ktoś, kto ma reumatyczne kłopoty. No i taka pogoda też działa czasami depresyjnie. Wystarczy jednak zobaczyć trochę piękna – i już lepiej. A jeszcze jak jedzie się przez kraj, gdy widoczność jest lepsza, i patrzy się, jak na poszczególnych pagórkach miasteczka ścigają się ze sobą na zamki, kościoły i wieże… Nie zawsze przybierało to tak spektakularny kształt, jak rywalizacja między Florencją i Sieną (albo, na jednej powierzchni, słynny toskański Manhattan w San Gimignano, którego niestety nie zdążyłam odwiedzić), ale i tak efekty można podziwiać właściwie na każdym wzniesieniu.
Ja dziś tylko o stronie wizualnej, a to jest przecież blog muzyczny. Wspomnę więc tylko, że z przyjemnością odwiedziłam Arezzo nie tylko dlatego, że jest piękne, ale i ze względu na wielce zasłużoną postać Gwidona. Smutne, że żaden nasz przewodnik o nim nie pisze, choć wspominają plac i pomnik Guido Monaco. Nieświadoma osoba może pomyśleć (jak ja z początku), że chodziło o jakiegoś innego Guido, który miał na nazwisko Monaco, a przecież Monaco znaczy po prostu mnich – no i właśnie o tegoż sympatycznego benedyktyna chodzi. Który przecież jest jedną z najistotniejszych postaci wywodzących się z tego miasta, a każdemu muzykowi kojarzy się z Arezzo wręcz automatycznie.
Jeszcze jedno drobne zaskoczenie związane z Florencją. Nie wiedziałam, że właśnie tam jest obecnie pochowany Rossini. Pamiętałam tylko, że zmarł w Paryżu i pochowano go tamże, na Père Lachaise. Ale już w dziesięć lat później na życzenie władz włoskich sprowadzono jego prochy do ojczyzny i umieszczono w Bazylice Santa Croce. Dlaczego akurat w tym mieście, skoro urodzony był w Pesaro, związany był najpierw z Bolonią, potem z Paryżem, a we Florencji mieszkał bodaj tylko rok, żeby potem znów do Paryża powrócić? Nie wiem. Pewnie chciano, by znalazł się w gronie największych Włochów z różnych zresztą światów: Buonarottiego, Galileusza, Macchiavellego… Ale i o tym w żadnym przewodniku nie piszą.
A teraz, kochani, jeszcze raz życzę wszystkim pięknego Nowego Roku. Pięknego i zdrowego, bo inaczej trudno odbierać piękno. Zwykle zwracałam się do Was przy tej okazji bardziej personalnie, imionami, ale w tym roku tego nie zrobię z paru powodów. Po pierwsze dlatego, że już paru przyjaciół blogowych podjęło podobny zwyczaj (choć wymieniając nicki, nie imiona). Po drugie, bo doszło w tym roku trochę osób, które bardzo się tu przyjęły i dały polubić, a których imion nie znam do dziś.
A przede wszystkim – w ostatnim roku wyjątkowo często spotykałam się z ludźmi, znanymi mi i nieznanymi, którzy na mój widok wołali: o, jestem fanką/fanem pani/twojego blogu. Nie odzywają się nigdy, ale są bardzo przywiązani do naszego Dywanika. Gdybym wymieniała określone osoby, czułabym, że zlekceważyłam tych milczących, ale wiernych. Tak więc – składam powyższe życzenia wszystkim, absolutnie wszystkim, którzy tu zaglądają!
No i, żeby było łatwiej znaleźć, linki do zdjęć: Florencja, Arezzo, Piza, Lucca i Pistoia, Siena, i dodatkowo jeszcze album kulinarny oraz kilka Pieseczków, koteczków (od tego jeszcze pięć zdjęć).
Komentarze
Pobutka!! Co to za spanie? Gdzie PAK?
http://www.youtube.com/watch?v=OWKCVy6nZhw
No, przecież PAK wczoraj zapowiadał, że dziś pobutki nie będzie 😀 Już nawet miałam gotowy wierszyk na tę okazję:
Ten jeden dzień w roku, gdy nie ma POBUTKI,
Wydaje się wszystkim jakoś dziwnie krótki…
Ale okazuje się, że jest nieaktualny, bo Budzik przypomniał sobie o swojej roli 😉 Najlepszego, Budziku 😀
uuuuuaaaaa… yyystkiego dobreeego
Hu! Ha! Wszystkiego dobrego!
Idę nadrabiać życie towarzyskie 😀
Życie towarzyskie o dwunastej? 😯 🙁
Przecudna Italia! Zazdroszczę.Tylko nocne zwiedzanie Bergamo udało mi się w zeszłym roku zaliczyć i Targi w Mediolanie,ale to służbowo.Ten Brunelleschi tak siedzi,bo za życia to się musiał nieżle po rusztowaniach nalatać.Należy mu się,jak psu zupa.Co do spotkania Szefowo,to liczę w końcu na Łańcut,ale będę też miała konkretną chopinowską propozycję w Krośnie / jak Unia da../Co to jest,że kiedyś była UNRRA,teraz Unia,do czego to dojdzie?
O matko, ile mi zeszło na oglądaniu zdjęć! 😀
Po raz, nie wiem który, stwierdzam, że oni mają tego wszystkiego za dużo.
Człek się rzuca na początku oczarowany widokami i urodą, a w miarę upływu czasu obojętnieje. Może to kwestia pospiesznego zwiedzania, ale to może być jeden z aspektów, drugi jest taki, że mogliby się z nami podzielić. 😆
Nalatało się (za przeproszeniem) Kierownictwo z Rodziną, ale coś mało zmęczone, chyba, skoro towarzysko jeszcze ma chęć się udzielać.
Piękne zdjęcia, Pani Doroto. Z przyjemnością odbyłam z Panią tę podróż. 🙂
Zdjecia piękne, bez dwoch zdań, ale zdjęcia kulinarne szalenie irytujące, tyle powiem, oglądając smętną resztkę roqueforta w swojej lodówce ;(
Zdjęcia przepiękne! Wszystkiego dobrego w Nowym Roku, Pani Kierowniczko, wszystkiego dobrego, bywalcy jawni i niejawni 🙂
😀
Ja też, droga mapapo, nie oglądałam dużo więcej w swojej lodówce po powrocie 😉 Na szczęście miła sąsiadka zostawiła mi pyszne ciasteczka własnej roboty, więc zachowałam się wedle pamiętnej wskazówki Marii Antoniny: jak nie ma chleba, niech jedzą ciastka 😉
Ano tak, życie towarzyskie od pierwszej, za to praktycznie cały dzień, w trzech miejscach 🙂
A jutro rano jadę do Wrocławia. Premiera w operze – Czarodziejski flet. Nie bardzo wiem, czego się spodziewać, może to i lepiej 😉
Pani Kierowniczko, to cudaczne z lewej to pewnikiem jakiś rodzaj ogórka czy melona, tylko na zdjęciu nie za dobrze widać szczegóły. Czy to może w naturze jakoś tak wyglądało?
http://mitglied.lycos.de/rkraft/Melonenfotos/bittermelone.JPG
Jakby coś w małej podobie, tylko intensywnie zielone i te gruzełka były niemal osobne… Ale też podejrzewam jakieś ogórkowate.
Ech, Arezzo, trzynaście lat temu w Wielki Czwartek chodziło się w krótkim rękawku…
Pani Redaktor i wszystkim PT Komentatorom życzę Nowego Roku bogatego zarówno w koncertowe wrażenia, jak i bardziej materialne artefakty (mogą być emitowane przez jakiś dobry bank) 🙂
Dzięki kolejnym życzącym za kolejne życzenia, jak również ślę wyrazy wzajemności 😀
I idę już spać, bo zrywam się rano… Odezwę się po południu. Dobranoc!
Dobranoc. Specjalnie pedziołek „dobranoc” bez wykrzyknika, coby nie budzić Poni Dorotecki, bo chyba juz śpi 😀
Pobutka (raczej) wysoko budząca (ale muszę obudzić za dwa dni, a potem samodzielnie przerobić zaległości w oglądaniu zdjęć…).
Na pobutkę to coś takiego znalazłem:
http://www.youtube.com/watch?v=9YlVzsXWdVI
Wiem, tanie efekciarstwo, ale za to wykonanie rzeźnia 🙂
O! Dziś aż dwie pobutki 😆 Witam gosca (jaki mianownik, taka odmiana 😉 ) – zwykle ignoruję komentarze opatrzone adresami z czapy (chyba z raz czy dwa zrobiłam wyjątek), ale ten Dworzak taki śmieszny, że musiałam wpuścić 😆 I ten Mehta taki smarkaty 😀
Młody i mokry,a orkiestr u niego suchoj!
Pani Dorota odnośnik zmieniła? Czy zawsze była taka zmienna, jak nowy numer Polityki? 😀
Jaki odnośnik? 😯
Widzę, że nawet dwie pobutki dziś mało kogo obudziły, a już dość późno, więc nie będę teraz pisać o tym, co zobaczyłam dziś wieczorem, i pójdę spać. Recka jutro.
Dobranoc 😀
Stronę 3*w w adresie. 😆
Już sprawdziłam, że zawsze tak było.
Wydawało mi się, że nick odwoływał się do strony bloga nie do strony głównej Polityki.
‚Kopręciło’ mi się.
Jak tam Czarodziejski Flet?
To nie jest sprawiedliwe! 🙁
Jak zatwierdzałam swój wpis, to kierowczego nie było, a teraz wepchał się przede mnie i mówi dobranoc, żeby już nie musiał odpowiadać.
Zaraz… Gienia już była w Laudate Dominum? Hm… Coś mi pamięć szwankuje — w każdym razie pobutka!
ciagle bialo i mroznie 🙂
prawdziwa zima 😀
kulinarna album Pani Kierowniczki-pyszny
a teraz dla lubiacych podsumowania z Die Zeit
😀
Paku, o tej (05:50) porze moja (pamięć) w ogóle nie istnieje.
Nie rób sobie żadnych wyrzutów, bo Twoja jest fenomenalna. 😀
Nie żartuję.
I czekam na jakieś małe zdanko ze sprawy od Szefowej.
Ach, gdzież te moje maniery! 🙁
Dzień dobry Dywanowi i wielkiej Wezyrze. 😉
http://pl.wikipedia.org/wiki/Divan
Dywan to również wielka rada w Turcji lub zbiór poezji perskiej.Proponuję,żebyśmy przejęli władzę,a w razie wpadki będziemy udawać kółko literackie. Chyba nawet nie musimy udawać.A Wezyra,to się wykaże!! Co Dywan na to?
No i kto robi za Sułtana? Wygląda na to,że chyba naczelny „Polityki”!
Dywan chrapie lub oddaje się innym rozrywkom.
Wezyra też jakby nieobecna.
Trzeba poczekać aż się zbiorą.
Jasne! W końcu jest tyle ciekawszych zajęć niż przewrót pałacowy!
Jestem za przejęciem władzy, pod warunkiem, że zostanę Naczelnym Podstolim z prawem pierwszej obrywki.
Jak znam Wezyrę, nie odmówi mi tego stanowiska. 😉
Ha ha, już władzę chcą przejmować… 😉
Musiałam przecież dojechać do domciu, a potem jeszcze zapełnić czymś pustą lodówkę. Teraz z pogodą ducha mogę myśleć o tych -17 stopniach, które ponoć mają tu być dziś w nocy… 🙂
A Bobiczek jako Naczelny Podstoli – to i owszem, pasuje 😆
Geni na pewno tu nie było. Ładnie śpiewa 😀
No tak, w przypadku Kierownictwa zapełniona lodówka jest na tyle dla psa nieciekawa, że muszę swoją lojalność wykazywać całkowicie bezinteresownie. 🙁
Bo ten przewrót, jak zrozumiałem, nie miał być przeciwko Wezyrze? Raczej objęciem władzy w jej imieniu. 😉
Oczywiście!!!!!!!
Ilość tytułów Szefowej rośnie w postępie geometrycznym!Pani Kierowniczka Wezyra Nadtrzepakowa brzmi dumnie.Może być jeszcze Wielka Księżna Żmudzi, Toskanii i Ziem Odzyskanych i na tym proponuję poprzestać.
E, dlaczego poprzestać? Im więcej tytułów, tym większa szansa, że któryś będzie pasował do dnia, nastroju i torebki. 😉
To może lepiej podesłać Szefowej wagon torebek, ze skóry ekologicznej oczywiście.
O, macie! Proponuje ze skóry jak najbardziej ekologicznej – krokodylej 😉