Ognisty Ogród
Tak, o Chopinie będzie mało, ale jednak. Choćby dlatego, że dzisiejszy występ Il Giardino Armonico miał tytuł „Czy włoski barok znał Chopina”. Tytuł, przyznajmy, dziwny. Ostatecznie okazało się, że Chopina raczej znał barok niemiecki… ale po kolei.
Zespół dziś wystąpił w swojej kameralnej formie: troje skrzypiec, continuo plus solowe dęte. Po utworach na same smyczki – Sonacie Giovanniego Battisty Fontany, Ciaconnie Tarquinia Meruli (który znał nie Chopina, lecz Polskę, bo tu przez pewien czas pracował, w Warszawie u Zygmunta III Wazy) i Sonacie Johanna Heinricha Schmelzera, zagranych z temperamentem, wręcz ogniście, zaczął się teatr pt. Sonata F-dur na dwie szałamaje, smyczki i continuo Telemanna. Dwóch szałamaistów, w tym szef zespołu Giovanni Antonini, weszło na scenę w środku utworu, już grając. Telemann też znał Polskę, bo pracował – on z kolei – w Żarach i Pszczynie, a w tym utworze pewne ślady polskich rytmów tanecznych są. Szałamaje brzmiały pięknie, łagodnie i klarnetowo, a muzycy niemal tańczyli. W ostatniej części była niespodzianka: kadencja zagrana przez solistów, w której nagle rozpoznaliśmy… Preludium e-moll Chopina. Tak więc, jak się okazało, to Telemann go znał. Przed przerwą jeszcze była Follia Vivaldiego.
Druga część rozpoczęła się kolejnym utworem Telemanna z udziałem dwóch szałamai, ale już mniej folkowym i bez chopinowskich wtrętów, a resztę programu zapełnił Vivaldi. Po Koncercie g-moll na smyczki i continuo pojawił się Antonini z fifulką! Wykonany na finał Koncert C-dur to było mistrzostwo świata. Publiczność rozgrzana do białości zmusiła zespół do dwóch bisów. Najpierw muzycy dali Antoniniemu odpocząć, grając rozkoszną Ciaconnę Meruli, a potem wrócił szef i powtórzył środkową część koncertu.
Pysznie było i sala była nawet dość pełna, w każdym razie wyglądało to lepiej niż w niedzielę, kiedy to było mi przykro, gdy zobaczyłam „łysiny” na sali. A program był o wiele ciekawszy, nietuzinkowy. Jak wielokrotnie już słyszałam Il Giardino Armonico w formie takiej jak dziś, to w większym składzie i w repertuarze postbarokowym, a nawet romantycznym – po raz pierwszy! A Antonini ograniczył się do roli dyrygenta i sprawdził się w niej nie gorzej niż Biondi w Normie.
Co było charakterystyczne dla tego koncertu, to również wielka energia, a przy tym bardzo ciekawy dobór programu, w którym dominowały utwory w charakterze trochę Sturm und Drang. Od Symfonii f-moll „La Passione” Haydna poprzez uwerturę Olympie rówieśnika Mozarta, Josepha Martina Krausa, po Symfonię d-moll „Della casa del diavolo”. Zaczęło się więc z pasją, a skończyło diabolicznie… A w środku dowcipna uwertura do Włoszki w Algierze, która na tych instrumentach nabrała całkiem innego wymiaru (cudne kotły!) i pokazała, jak bardzo Rossini jeszcze tkwił w klasycyzmie, no i – chwila historyczna – pierwsze w historii zespołu wykonanie Chopina. To była Fantazja na tematy polskie, a solistką (na erardzie) była – niespodzianie – Magdalena Lisak. Miał grać Dejan Lazić, ale biedak złamał rękę niemal w ostatniej chwili (oby mu się jak najszybciej i najlepiej zrosła), a panią Lisak podobno ściągnęli z wakacji nad morzem. Dzielnie walczyła, trzeba przyznać. Po całym koncercie też był bis: powtórzenie Włoszki. Ciekawe, że na twarzach publiczności i dziś, i wczoraj, i także na Normie obserwowałam uśmiechy, połączone z najwyższym skupieniem. I tak samo trudno było się rozchodzić po koncercie do domów.
Z reporterskiego obowiązku dodam, że po południu był recital pianistyczny Jewgienija Koroliowa, który od lat wykłada w Hamburgu. Chyba zresztą nie za często występuje, co było widoczne w drugiej, chopinowskiej części koncertu – Sonaty b-moll moim zdaniem nie umiał i nie rozumiał, strasznie mnie zirytowała nudą i niepewnością (widziałam jednak, że jakaś młodzież była zachwycona, a nawet pospierałam się z kolegą dyrektorem, ale go rozumiem, jemu musi się podobać to, co sprowadza). Bach – Fantazja chromatyczna i fuga, Suita francuska G-dur i Toccata c-moll – dość ciekawy, trochę z ducha przywoływanej tu nie tak dawno Tatiany Nikołajewej. Kiedy na drugi bis zagrał dwie wariacje ze środka Goldbergowskich, pożałowałam, że ich nie zagrał w całości zamiast Chopina.
Komentarze
😀
To ja jeszcze dodam, że dzisiejszy koncert będzie odtworzony w dwójce w środę.
I idę spać. Miłego chrapanka! 🙂
Pobutka (daleko od tematu).
Nie do końca na temat – ale dobrze się pośmiać od rana:
http://cjg.gazeta.pl/CJG_Lodz/1,104407,8232951,Karaoke_w_Teatrze_Wielkim.html
Zwłaszcza, że potem na widowni możemy się popłakać.
Śmiech przez łzy — piękna sprawa.
Ale, koncertu zazdroszczę, a tu merytoryzm tylko mt7 prezentuje…
Pobutka nawet nie tak bardzo daleka od tematu. Za to skuteczna 😀
Rozumiem, że macias1515 nie wybiera się śpiewać 😆
Nagminnie mylą w prasie nazwisko swojego śpiewaka – on się nazywa Przemysław REZNER, nie Rozner ani Rosner 👿
Ja tylko dobrze krowę udaję – jak jakieś libretto z krowami to mogę postatystować 🙂
Proszę bardzo, aria Krowy. 🙂
Torreadorze, powiedz gdzie mój byk?
Czy upadł w mig
od wbitych pik?
Czy też z jałówką młodą wziął i znikł,
lekceważąc mój krzyk?
Powiedz, ach powiedz mu
niech wróci tu,
gdzie czeka mej miłości muuu.
Osobiście widziałem się o jakiejś sielance około – oborowej albo nawet docu-operze.
Oborowa:
Już pora nadchodzi udoju
A ręce tak bardzo bolą
Szczęściem mechanizacja
Nad mą zlitowała się dolą
Krowy w tle
Muuuuuu
Starszy oborowy:
Gdy wymyte wszystkie strzyki
Gdy gotowe już wymiona
Będą w udoju wyniki
Najlepsze – niech ja skonam
Krowy w tle:
MUUUUUUUUUUU
Chór:
Wszyscy razem ruszmy w bój
Na udój Na udój
Na największy udóóóóóój
Następuje radosny finał, publiczność raczy się świeżym mlekiem itp. Itd.
Ja oczywiście realizuję się jedynie w radosnym MUUUU
Zdecydowanie lepiej piszę się libretta tragiczne i krwawe. Ale trudno, jak ma być sielanka, to jest sielanka. 🙄 Tym razem z rolą specjalnie dla Maciasa. 😉
Krasula:
Już księżyc wzeszedł w obrębie gminy,
noc taka gwiezdna i czysta.
Nikt nie pilnuje dziś koniczyny,
można by wziąć i skorzystać.
Łaciata:
Wezmę komórkę i GPS-a,
by szybciej na miejsce zdążyć
i w konsumpcyjnych dzikich ekscesach
na całą noc się pogrążyć.
Krasula:
Nie będę sobie trefić ogona,
rogi zostawię niemyte,
bom tych ekscesów pilnie spragniona.
Ach, gdzież ten rolny użytek?
Prowadź mnie teraz, lekko jak łania,
na to tajemne pastwisko,
tam się zabiorę do przeżuwania
i w godzinę sprzątnę wszystko.
Chór:
Stójcie, niebaczne, czyliż wam nowe
przestrogi, co z serca płyną?
Wskutek przeżarcia może wzdąć krowę
co napcha się koniczyną.
Taki przypadek, wcale nierzadki,
niejednej krowie się zdarza.
Lepiej zostawić te wredne kwiatki,
uniknąć weterynarza.
Krasula i Łaciata:
Psiakrew, najgorsze, że mają rację,
poza tym już jest nad ranem.
Przyjdzie skromniejszą wybrać kolację,
trudno, zapchamy się sianem.
(zostają w oborze, żeby sielanka nie przerodziła się w realistyczny dramat)
Macias
(bukolicznie, ale znacząco)
Muuuuu…..
😆 😆 😆
Nie bardziej zdychających ze śmiechu.
Kocham Was! 😀
I ilustracja merytoryczna na deser:
http://www.youtube.com/watch?v=Q3IHC6qHLFk&feature=related
Chociaż mogłem to podać wcześniej to by się Bobik lepiej wczuł w poetykę…
PS Pole semantyczne tej sielanki jest istotnie koherentne nie tylko z szeroko pojętymi problemami hodowli i uprawy roślin pastewnych, psychologii zwierząt hodowlanych itd. ale niesie w sobie przesłania, tak wyczuwam, natury symbolicznej. Brak higieny i wypychanie się sianem to signum polskiego losu , z którym tak silnie związane jest przecież bydło rogate. Na nic nieudolne podrygiwania innych twórców. Bobik pozostaje wciąż w doskonałej dyspozycji poetyckiej jakiej zazdroscić mu mogą wszystkie psy okoliczne a i JM Rymkiewicz pewnie i też 🙂
Och, całe życie w głębi ducha marzyłem o tak głębokiej i wnikliwej analizie! 😳
Chyba ze wzruszenia podniosę wydajność z ha, ha. 😆
Ale nie bylo nic o klaszczeniu za boREM 👿
A nie przypadkiem za BOR-em? 😉
Pięknie piszecie 😆
Bobiku !
Co do mojej krytyki:
Ma analiza była dość zdawkowa
I miano krytyki jej nie przystoi
Ot – takie proste robociarskie słowa
Że Bobik każdemu tematowi dostoi
I należy złożyć Bobikowi życzenia
By wciąż korzystał z tej magicznej kości
Co nie tylko słowa w poemat zamienia
A i utrzymuje go w wysokiej jakości
– co do wydajności z ha, ha
Gdy trwała jeszcze komuna zła
Chciała wciąż więcej i więcej z ha
Lecz Unia teraz wszystko zmienia
I żąda wydajności z wymienia
Dla Kota Mordechaja – na specjalne życzenie chór może dośpiewać:
Niech was nie zwabi klaskanie ciche
Co tam je słychać za borem
To pewnie byk erotoman za dychę
Wabi Was w późną porę
Il Giardino Armonico bylo boskie! Zaintrygowal mnie skrzypek z bialym szalikiem, ale nigdzie w necie nie moge znalezc, kto to. A glowe daje, ze juz gdzies go widzialam wczesniej… Moze czytelnicy tego bardzo fajnego bloga pomoga? Bo autorki bloga nawet nie smiem prosic 🙂
A czy dostanę pozwolenie przynajmniej na napisanie libretta tragicznego z happy endem? Macias nie musi w nim śpiewać, jeżeli źle się czuje w rolach tragicznych. 😉
Ja nie zabraniam – ależ nawet namawiam.
No i trzęsę się z niecierpliwości
Aby zaznać tych radości (cyt. za J. Przybora) 😆
Co do mojego samopoczucia – to jestem w pełni zharmonizowany tzn.
w rolach tragicznych czuję się tragicznie. Chętnie sobie oszczędzę tremy, prób itp itd etc. I pal sześć honoraria – sława mołojecka akuszera wystarczy z naddatkiem.;)
O, jak byczo 😆
No to lecimy z koksem. Tragedia to jednak mój żywioł. 😈
WYDOJENEO
Opera tragiczna z dobrym końcem
Chór:
(wprowadzająco)
Na postronku stała,
ogonem machała,
odeszłego byka
tęsknie przyzywała.
Krowa
(rozpaczliwie)
Muuusnął raz mnie między rogi,
muuuskułów miał moc.
Gdzieżeś, gdzieżeś, byku drogi,
tęsknię dzień i noc.
Muuuszki, żabki i szczeżuje,
te to mają luz.
Mnie Gospodarz molestuje,
widać taki muuus.
Gospodarz:
Wymię ojca, wymię syna,
z Krową tą to zawżdy szopka,
ciągle miga się, gadzina,
by nakapać coś do skopka.
Chór:
(wyjaśniająco)
Bądźże łaskawy dla tej Krowy,
puścił ją buhaj rozpłodowy
w trąbę i poszedł w dal. Jak ona
ma się da macać po wymionach?
Gospodarz:
(wściekły)
Nie masz niewiast w mojej chacie,
sam prać muszę sobie gacie,
życie pełne mam goryczy,
a ta mi tu jeszcze ryczy!
Unia żąda, skup napiera,
nastąpże się tu, cholera!
Krowa:
(z rozpaczy nie całkiem ortograficznie)
Muuuj kochanku niełaskawy,
muuuj stracony śnie,
muuuszę dać dla dobra sprawy
muuu wydoić się.
(daje się wydoić)
Gospodarz:
No, kurde, jakoś się psim swędem
wszystko skończyło hepi endem.
Kurtyna, oklaski
Chór:
(zza kurtyny)
Nie wszystko było tu ad rem,
nie wszystko szczere złoto,
lecz ktoś tam klaszcze za boREM
i cały czas szło o to. 😀
Ooooch, poplakalem sie jak mt7.
Jestescie przecudni, macias, Bobik.
I dziekuje za zaboREM. Teraz wszystko jest na miejscu.
Chciałem przez chwilę napisać coś nieśmiało o koncertach Il Giardino Armonico ale w świetle powyższej twórczości zostawię swoje skromne przemyślenia dla siebie 🙂
[Próbował swych sił, Bartosz, na forum mądrym
zastanawiając się wszakże jak to i skąd by
dorównać polotem, erudycją i zwinnością w słowach
(na samą myśl drżąc twarz w dłoniach chowa)
wybrał milczenie by dzień nie okazał się sądnym.]
Witam Stopę (@18:38). Dlaczego „nie śmiem”? Ja nie gryzę 😆 a mam doświadczenia z – jak mawia Bobik – Sierżantem Guglem. Ciach, mach, i oto strona skrzypka Enrica Onofri:
http://www.enricoonofri.com/
A to dzięki fanom Il Giardino Armonico, który założyli stronę:
http://www.ilgiardinoarmonico.net/
😀
Bartoszu, ależ przemyślenia chętnie tu witamy 🙂
Jak również bycze (bobicze) opery oczywiście 😉
Bobik, pisałeś powyższe przed zjedzeniem grzybów, czy już po? 🙄
Nie daję rady Mahlerowi 🙁
Opery WYDOJENEJO propozycja epilogu (nieśmiała wobec ogromu talentu Psa Bobika):
Epilog (o lekkim zabarwieniu gastronomiczno-feministycznym oraz życiowym):
Słuchali tej historii strasznej
W gromadzie, gminie i powiecie
Gdy buhaj porzuca krowę
To dramat – wszak rozumiecie
Cierpieli wszyscy wtedy wraz
I wspólnie i pospołu
Wielkiego smutku nastał czas
Bo nie ma co podać do stołu
Bo cierpi krowa – i traci mleko
Żegnajcie jogurty i sery
A buhaj już pewnie daleko
Niech idzie do jasnej cholery
Szczęśliwy end wszak udał się
Bo buhaj – ten co był winny
Rozpłynął się w wieczornej mgle
Lecz zaraz zastąpił go inny
Tralla la Tralla la
Lecz zaraz zastąpił go inny
PS
Co piszę przez łzy niekłamanych silnych emocji po przeczytaniu i wyobrażeniu sobie inscenizacji powyższej opery. Targa mną silne poczucie winy że wszystko powyższe jest mało związane z lubianym także przeze mnie zespołem Il Giardino Armonico którego wykonanie „La tempesta di mare” Vivaldiego lat temu kilkanaście wróciło mnie na baroku łono. Nie jest to muzyka nasenna – ale może ktoś rano otworzy i sobie posłucha jako bonusową pobudkę :
http://www.youtube.com/watch?v=ScBb0VEZYZc
A kto by tam już teraz szedł spać 😉
A gdzie jest, Haneczko?
Mahler, oczywiscie. 🙂
Bartoszu, Bartoszu,
wejście miałeś dobre, to teraz nie dręcz bywalców dywanika muzycznego, tylko mów o tych koncertach. 😀
W Dwójce, VII Symfonia. DSO/Ingo Metzmacher. Nie jest ona łatwa w słuchaniu, fakt.
Bartosz już tu kiedyś zaglądał 🙂
Wejście – w sensie zaintrygowania towarzystwa, co takiego chciał powiedzieć. 😉
Haneczko,
trudne utwory łatwiej przyswoić, jak się patrzy, nie tylko słucha:
http://www.youtube.com/watch?v=6lM0TRRmNzU&feature=related
Trudne utwory najlepiej sie przyswaja na żywo. Albo słuchając w samochodzie, ale wtedy koniecznie musi padać deszcz. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale działa niezawodnie.
Kłaniam się do stóp w podzięce 🙂
mt7, poćwiczę 🙂
vesper, w jadącym 😯 ?
Zdecydowanie w jadącym. Najlepiej prowadząc 🙂 Nic tak nie sprzyja skupieniu
Macias, ja tez uwielbiam I Giardino w Vivaldim. Ale dlaczego ich plyty sa tak cholernie drogie? Mialem kiedys w reku komplet trzech dyskow, ale kosztowal wowczas 90 dolarow w Barnes and Noble, ktory nie jest drogium sklepem! Odlozylem jak oparzony.
Mam po piracku skopiowane 😳
No to mała sarabandka na dobranoc 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=VF9v-6B_O0A&feature=related
Przysnęło mi się wczoraj (na szczęście nie snem wiecznym) po zjedzeniu grzybków 😳 i nie zdołałem złożyć Maciasowi wyrazów szczerej wdzięczności za dopisanie do „Wydojenea” nader słusznego w treści i formie epilogu. Składam więc niniejszym. 🙂
@ Koroliow – to był najbardziej romantyczny Bach, jakiego dotąd słyszałem. I najnudniejszy 🙂
Drodzy sluczacze i melomani,
musze stanac w obronie Koroliova. Po pierwsze jest to pianista, ktory robi duza kariere od 4 lat, wystepuje na calym swiecie, w najwiekszych salach i prestizowych festiwal. Wszedzie – tylko nie w Polsce i chwala p. dyr. Leszczynskiemu za to, ze go zaprosil! Stwierdzenie p. Szwarcman, ze rzadko wstepuje, swiadczy tylko o braku wiedzy na temat zycia muzycznego w innych krajach…
Sonaty Chopina nie umial wedlug Pani Szwarcman, nie wiem jak Pani slucha i czego Pani slucha. O czym Pani mowi? Interpretacja byla malo wyrazista, pomylki? Prosze o konkrety…
Inni krytycy obecni na koncercie byli zupelnie innego zdania niz Pani, ale Pani ma prawo do wlasnej opinii oczywiscie.
W Polsce nie da sie grac Chopina to jest juz dawno sprawdzone. Jesli mialbym sie do czegos doczepic, to raczej do Bacha, ktory pomimo tego, ze jest „specjalizacja” Koroliova niestety nie bardzo udal mu sie tego wieczoru. Jeszcze inna sprawa, kiedy w Polsce slyszala Pani na koncercie te utwory Bacha w wykonaniu innego pianisty… Pani w ogole nie zna tej muzyki i nie ma Pani wlasnego zdania, bo wlasnie tutaj zwlaszcza w Fantazji chromatycznej i Fudze mozna byloby dokonac najwiekszej krytyki…
Co sie Pani nie podobalo w Chopinie? Prosze o konkrety…
Przyznam, ze rzadko sie slyszy takie legato i spiewajacy fortepian, jak u p. Koroliova.
Prosze otworzyc uszy i nie zamykac sie w polskiej rzeczywistosci….
Witam Polskie uszy 2010 (a cóż to za nick na wyrost 😉 )
Konkrety? Tak, pomyłki, a nawet więcej. Pierwsza część bez wyrazu, Scherzo z licznymi zaczepieniami, Marsz żałobny nijaki, a już najgorszy finał – nutki po prostu odbębnione i wiele niedograń. Śladu nastroju, a już legato i śpiewający fortepian – gdzie niby?!!! No, może w środkowej części Scherza, ale to był jedyny moment. Te wszystkie niedogrania sprawiały własnie wrażenie, że jest to dla niego utwór albo świeży, albo niedoćwiczony, albo odwalony z konieczności.
Co do Bacha, proszę mnie nie obrażac i nie imputować, że nie znam Fantazji chromatycznej i fugi – przeciwnie, nawet sama ją swego czasu grałam, więc znam ją aż za dobrze. To prawda, że ostatnio rzadko jest na polskich estradach grywana, a toccaty – czego bardzo żałuję, bo to przepiękne utwory – praktycznie w ogóle. V Suitę francuską grywa Piotr Anderszewski (jest dostępna nawet na płycie – jedynej dla Harmonii Mundi, ale słyszałam ją też w jego wykonaniu na żywo) – to rzecz oczywiście gustu, ale bez porównania bardziej odpowiada mi interpretacja Anderszewskiego, ma w sobie więcej życia i wdzięku. I mnie z tych trzech utworów, które Koroliov wykonał, najmniej w sumie podobała się Fantazja, ale też mam duże wymagania. Niedawno wrzucałam tu nagranie Marii Judiny (jest na YouTube, proszę poszukać), które jest wstrząsające. Ale to była wielka, choć szalona, artystka. Z iskrą bożą.
Uszy mam na pewno otwarte nie mniej od Pana(-i), zwłaszcza na rzeczywistość poza Polską. Ale może Pan(-i) jest studentem(-ką) p. Koroliova w Hamburgu i stąd tak emocjonalna obrona? Nie odmawiam mu, broń Boże, artyzmu jakiegokolwiek, ale mnie ten występ nie usatysfakcjonował i – wiem o tym – nie byłam jedyna.
http://www.youtube.com/watch?v=b-j-n0B_2A8&feature=channel
😀
Droga Pani,
Pani wypowiedz zwlaszcza o ostaniej czesci Sonaty Chopina potwierdza moje przypuszczenia i obawy co do Pani percepcji niestety. Czy slyszala Pani jak ta czesc brzmi na Pleyelu? Pisze Pani o niewygranych nutkach w tej czesci. Czy nie przyszlo Pani do glowy, ze tutaj chodzilo o jakis muzyczny cel? Jakie sa oznaczenia dynamiczne w tej czesci, jaka pedalizacja? Niestety nic Pani nie zrozumiala, bo wlasnie dla mnie interpretacja tej czesci byla niezwykle odkrywcza w przeciwienistwie do standartowych interpretacji nastawionych na „wygranie” i oszczedna pedalizacje. Jaki wlasnie jest wyraz tej czesci???
Brak legata, brak wyrazu, tego nie chce juz komentowac. Zaczepienia – owszem byly, ale czy tego idzie Pani sluchac na koncert? Dla mnie jako melomana i pianisty nie mialy one zadnego znaczenia wlasnie…
Jak byla reakcja publicznosci wobec interpretacji pozbawionych wyrazu i licznych zaczepien? Czyzby publicznosc nic nie slyszala? Bylo tam wielu pianistow… i specjalistow…
Rzeczywiscie, tez wole Anderszewskiego w V Suicie francuskiej! Jednak jest to nieco inna estetyka niz gra Koroliova, ktory nie jest chyba pianista prywajacym tlumy a jego artyzm zbudowany jest na subtelnosciach, ale to trzeba uslyszec!
Jestem pianista i bardzo chcialbym studiowac u Koroliova, ale to nie jest latwe, gdyz poprzeczka jest wysoka. Jego dokonania pedagogiczne ostatnich lat sa imponujace, jego uczniowie wygrywaja Queen Elizabeth Competition, itp. Nie wiem, czy Pani wie, ze do jego uczniow nalezy moj znajomy Hubert Rutkowski, ktory zdobywa w ostatnim czasie duze uznanie.
Słyszałam, i owszem, nie raz, a nawet wiele razy, jak ta część brzmi na pleyelu. Zupełnie inaczej niż u Koroliova 😀
Pewnie, że w tym finale nie chodzi o nutki, chodzi o ogólne wrażenie, którego Chopin nie chciał nazywać określając tajemniczo „ogadywaniem”, a które bywa nazywane kiczowato wichrem cmentarnym 😆 Musi to jednak być nastrój grozy nie z tego świata, a zapewniam Pana, że jest to na pleyelu osiągalne 😀 To własnie nazywa się wyraz, a tego w interpretacji Koroliova nie było, dla mnie było to zwyczajnie nudne. Powinny chodzić ciarki po krzyżu – nie chodziły, cóż zrobić. Tak, jak przy pierwszej części, która jest romantycznym wzlotem.
Nie idę na koncert słuchać zaczepień i dlatego mnie one wkurzają, bo przychodzę słuchać muzyki, a nie jej zniekształceń 😉
Wiem, że Hubert Rutkowski studiował u Koroliova. Co więcej, sam tam już ponoć ma posadę, za co mu wielkie gratulacje. Swoją drogą Koroliov jest podobno świetnym pedagogiem, otwartym, nie zmuszającym studentów do określonych rzeczy. To jest chyba jego powołanie.
Droga Pani,
oczywicie, ze inaczej to brzmi na Pleyelu, gdyz to Pleyel a nie Steinway. Zgodze sie z Pania, ze interpretacja nie byla napelniona groza, lecz nastawiona byla bardziej na pewien efekt dzwiekowy, kolorystyczna aure, gdzie nie bylo wiadomo do konca o co chodzi i to byl ten efekt, co powodowalo, ze brzmialo to wrecz jak muzyka wspolczesna. Pani stwierdzenie, ze to bylo nudne jest dla mnie niezrozumiale.
Mowi Pani o zaczepnianiach, ktore znieksztalcaja muzyke. A jak bylo w XIX wieku? Co z nagraniami wielkich mistrzow z poczatku XX wieku, gdzie roi sie od pomylek, ale jaki tam jest artyzm… Prosze zapoznac sie z nagraniami Koroliova, opiniami krytykow z zagranicy, chyba cos w tym musi byc??? Z drugiej strony skrajne opinie o wykonaniu Koroliova swiadcza tylko na jego plus i takie recenzje jak Pani sa bardzo potrzebne.
No tak, nagrań Paderewskiego czy młodego Rubinsteina nie da się słuchać, a porywali tłumy. Charyzma to kwestia psychologii, a nam chodzi o muzykę, prawda?
Jesli mogę zgodzić się z drugą połową Pańskiego ostatniego zdania 😉 – to z pierwszą bynajmniej 😀 Przyjmijmy, że mamy naprawdę marnego pianistę, który otrzymuje jedną recenzję złą, a drugą dobrą (krytyk przekupiony czy kumpel). I co – to też świadczy na jego korzyść? 😉
Muszę teraz skończyć tę rozmowę, bo ruszam w stronę Studia im. Lutosławskiego. Dziś najpierw Kurzak z Wnukowskim, potem Pregardien ze Staierem. Już się oblizuję 😀
Chodzi nam o muzyke! Co jednak powie Pani o mazurkach Chopina w wykonaniu Rubinsteina? Czy one nie sa nudne??? U Rubinsteina czesto nie slychac wlasnie charyzmy a wystukane frazy bez polotu z minimum rubata (a gdzie legato???), ktore my w Polsce odbieramy jako prawdziwego Chopina z prostota i wyrazem. Czy ktos smialby powiedziec cos zlego na ten temat? Jak odebrala Pani mazurki Koroliova? O tym nie pisala Pani, jak rowniez o jego Impromptus?
Jesli chodzi o krytyke. Ma Pani racje, choc ja to odnosilem tylko i wylacznie do Koroliova, ktory slabym pianista nie jest, bo chyba tego Pani nie miala na mysli :). Naprawde prosze zapoznac sie z krytykami jego plyt i koncertow z roznych stron swiata.
Zycze Pani milego koncertu!
Nie przeczytałam wcześniej, dziękuję za życzenia, koncert był PRZEŻYCIEM. I takich chcę jak najwięcej.
Co do Impromptus i Mazurków Koroliova – nie wybitne, ale w normie, dało się słuchać. Ale słyszało się lepsze. Natomiast w porównaniu z sonatą – pozytywnie.
Wykonań Rubinsteina, jak już powiedziałam, bywało wiele na różnych etapach kariery. W skrócie: dojrzewał jak dobre wino. Pan nigdy nie słyszał go na żywo. Ja w dzieciństwie i we wczesnej młodości miałam to szczęście i dzięki temu wiem, co to prawdziwa charyzma.
A żeby mieć swoje zdanie, naprawdę nie muszę zapoznawać się z cudzymi krytykami 😀 Mam własne uszy i im wierzę.
Dobranoc!
Droga Pani,
niezwykle milo mi z Pania korespondowac. Caly czas dziwi mnie fakt, ze uwaza Pani, ze w porownaniu do Bacha Koroliova, to Chopin zagrany byl zdecydowanie bardziej bez wyrazu niz Bach. Dla mnie to Bach moglby miec o wiele wiecej blasku i witalnosci i deklamacji.
Jesli chodzi o Rubinsteina, ciekaw jestem, czy jesli dzis posluchalaby Pani tego samego Rubinsteina na zywo z Pani dziecinstwa, mialaby Pani takie same wrazenia i bylaby Pani rownie zachwycona. Kogo z pianistow wielkiego formatu, oprocz Rubinsteina, miala Pani okazje posluchac na zywo w tamtych czasach? 🙂
Chętnie pogwarzę kiedy indziej, ale teraz idę na Staiera (na 17.). Spodziewam się wielkich wrażeń – i z powodu programu, i z powodu solisty 😀
Pozdrawiam.