Swego nie znacie
No, akurat ja trochę znałam to, o czym właśnie napiszę (a co może ktoś z Was przypadkiem słyszał w dzisiejszej transmisji w Dwójce), ale ja się nie liczę. Na pewno nie znają tego na świecie, a przecież, co ciekawe, Feliks Janiewicz właściwą karierę robił w Wielkiej Brytanii, a prawykonanie Koncertu klarnetowego Karola Kurpińskiego odbyło się w Paryżu (10 sierpnia 1823 r.). Prawykonanie Koncertu fortepianowego C-dur Franciszka Lessla odbyło się co prawda (z kompozytorem jako solistą) w warszawskim Teatrze Narodowym (dwa dni po narodzinach Chopina), ale karierę pianistyczną Lessel rozpoczął w Wiedniu.
Obudowany przez mniej znane utwory Mozarta (Symfonia D-dur KV 181 nr 23) i Haydna (uwertura do opery L’isola disabitata, czyli Bezludna wyspa, swoją drogą ciekawe miejsce dla akcji operowej), ten zestaw polskich utworów dał wdzięczny kawałek panoramy z czasów wczesnego dzieciństwa twórcy Etiudy Rewolucyjnej, stanu, jaki zastał i z jakiego wyrósł. A zasługą dyrektora Leszczyńskiego jest fakt, że muzycy z Die Kölner Akademie pod dyrekcją Michaela Alexandra Willensa, klarnecista holenderski Eric Hoeprich i włoski pianista Paolo Giacometti zapoznali się z tymi utworami i je nam wykonali.
Janiewicz był o sześć lat starszy od Mozarta, a zmarł na rok przed Chopinem. Był wybitnym skrzypkiem. Jako 23-latek w Wiedniu poznał Haydna i Mozarta (Mozart dedykował mu swoje Andante na skrzypce i orkiestrę KV 470!), potem poprzez Włochy i Paryż trafił do Londynu i już tam pozostał. To, co znamy jako jego Divertimento, w rzeczywistości składa się z opracowanych na orkiestrę smyczkową przez Andrzeja Panufnika zaraz po wojnie różnych części z różnych triów smyczkowych. Bardzo przyjemna muzyczka, całkowicie jeszcze klasyczna.
Koncert klarnetowy Kurpińskiego grywają w polskich szkołach chyba wszyscy klarneciści. Niestety zachowała się tylko jedna, pierwsza część. Ten utwór za to przypomina w melodyce twórczość Carla Marii Webera (także znanego z literatury klarnetowej). Eric Hoeprich (w Polsce był kiedyś ze swoim basethornowym Stadler Trio) zagrał na swoim klasycznym klarnecie w kolorze jasnego drewna mięciutko i jasno. Aż pewien młody człowiek, z którym zamieniłam parę słów w przerwie, wszedł w podejrzenie, że to może był obój… Nie – to był klarnet na pewno, i jak pięknie brzmiał!
No i na koniec Koncert C-dur Lessla w wykonaniu tego samego pianisty, który w zeszłym roku na festiwalu grał urocze Grzechy starości Rossiniego. Początek pierwszej części przypomina trochę drugi temat III Koncertu Beethovena (tutaj koło 1’33”). Druga część zwraca się jeszcze do Mozarta, a najciekawszy i najzabawniejszy jest finał: po prostu mazurek, a raczej kujawiak, o dość interesująych harmoniach. Muzycy tak się znakomicie bawili, że kontrabasista nawet podtańcowywał, no i z przyjemnością zabisowali tę część.
Cały koncert trochę się obsunął z powodu przedłużenia recitalu przez Michela Dalberto, który był nierówny. Najpierw grał Mozarta – spóźniłam się na pierwszy utwór, a potem było Adagio h-moll – wszystko byłoby fajnie, gdyby się w środku trochę nie obsunął. Potem zagrał utwory Liszta, które mogą trochę kojarzyć się z Chopinem: trzy Nokturny i Liebesträume, a po przerwie z 6 Pieśni polskich według pieśni Chopina zagrał trzy: najczęściej grywane Życzenie, Wiosnę i Moją pieszczotkę (nie wykonał Pierścienia, Hulanki i Narzeczonego). A potem niestety rzucił się na Karnawał Schumanna; nie byłam zachwycona, i rąbanka się odbyła, i jakieś przelatywanie. Zdecydowanie bardziej podobały mi się bisy: Reflets dans l’eau Debussy’ego, Nokturn Gabriela Fauré i na zakończenie ośmielił się zagrać (ładnie) Chopina: Preludium cis-moll op. 45.
Komentarze
Pozdrowionka spod tęczówki 😆
Pobutka (beztęczówkowa, ba! skrzypcowa nawet).
Michel Dalberto – pianista z Paryża
W grane utwory się nadto nie wgryza
Przedłuża nad miarę recitale
Co PK nie podoba się wcale
Także- w sumie – średnia enterpryza 🙂
PS: Po tym samym tytułem tzn „Swego nie znacie” w FŁ będzie we wrześniu taki koncert:
http://filharmonia.lodz.pl/PL/Repertuar/KoncertySymfoniczne/Event/234/Default.aspx
A piszę że koncert pod tytułem „Swego nie znacie” bo tak mi napisali na bilecie. Postanowiłem się tą poufałością nie czuć urażony. (no bo jak to „nie znacie” ? – Spisaka nie znacie? Lutosławskiego czy Paderewskiego czy Szymanowskiego ?)
I jeszcze o łódzkim TW który idzie do remontu:
http://cjg.gazeta.pl/CJG_Lodz/1,104407,8268801,Teatr_Wielki_do_remontu__Co_dalej_.html
A co do operowego karaoke Dyr. Szyjko dicit:
„W zespole najbliższych współpracowników mamy znaczące zróżnicowanie pokoleniowe. Z dyskusji tych osób powstają niemal co dnia fantastyczne pomysły. Chcę przy tym zaznaczyć, że wielu pracowników, np. w dziale marketingu, przyszło tu, mówiąc kolokwialnie, niemal z ulicy. Ale dzięki temu ich myślenie potrafi być świeże, nierutynowe, zaskakujące. Karaoke było jednym z takich pomysłów. Wiem, że młodzież z marketingu nosiła się z nim jakiś czas, nie będąc pewna, jak zostanie przyjęty. Uznałem, że jest to jedna z tych propozycji, która, tak jak kilka miesięcy wcześniej gra terenowa LARP w siedzibie teatru czy gra komputerowa, związana z jednym z tytułów premierowych, nie może być zmarnowana. „
Dzień dobry. Ha! nie pamiętam, żeby sala Teatru Wielkiego w Łodzi miała kiedykolwiek jedną z najlepszych akustyk w Polsce… no, chyba że dlatego, że nigdzie nie było za dobrze 😛
„Szymanowskiego nie znacie?” – a powiedzcie mi, ludzieńki kochane, kto z Was zna jego I Symfonię? 😆
ja niestety nie znam ani I ani II Symfonii i bardzo tego żałuję, bo coś ostatnio KS zaczął mnie wciągać 😉
Ja przyznam się bez bicia, że do ostatniego Roku Szymanowskiego też I Symfonii nie znałam. Po prostu nikt jej nie grał. No, prawie.
http://www.culture.pl/pl/culture/artykuly/dz_szymanowski_1_symfonia
II Symfonii to wcześniej nawet partyturę widziałam. Ciężka artyleria te kawałki.
W sieci też żadnej z nich nie ma. Za to znalazłam ciekawostkę, przepraszam za jakość nagrania 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=G_tPR4WfZ-0&feature=related
silna fascynacja Straussem i Wagnerem musiała tak zaowocować 😀 szkoda, że SR nie dograł tych symfonii do całego cyklu, ale może kiedyś to uczyni :), za to wczoraj przeżyłem lekki szok, bo z ciekawości sprawdzałem jaki recital podobno miał zagrać Freire na festiwalu w Valldemossie a tu natknąłem się na Blechacz grającego Preludium i fugę oraz I Sonatę Szymanowskiego
No i bardzo dobrze 🙂
sądzę (chociaż mogę się mylić), że nie wyjdzie poza neoromantycznego Szymanowskiego, choć gdzieś udzielił wywiadu, że ma zamiar się zabrać za Metopy
nagranie wyśmienite! 😀 dziękuję:)
No ja akurat 1 symfonie KS usłyszałem na takiej płycie (ongi bowiem na naxosówy były jako – tako dostępne): http://www.naxos.com/catalogue/item.asp?item_code=8.553683
Dawno to było ale było (Boże to już 11 lat !) – bo najpierw była u mnie płyta z symfoniami 3 i 4 z Ochmanem i Żmudzińskim jako solistami, tez pod Stryją.
Zasłużony wielce dla polskiej muzyki śp. Karol Stryja niestety w druku nieraz padał ofiarą literówki, kiedy wypadało „t” – parę razy już to odkręcaliśmy redagując książkę programową Warszawskiej Jesieni (kiedyś przez dobrych kilka lat się tym zajmowałam) 😉
I i II Symfonii Szymanowskiego nie znam, choć parę razy słuchałem i posiadam ich dwa nagrania na CD 😀
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=65
🙂
„Będzie to jakieś monstrum kontrapunktyczno-harmoniczno-orkiestrowe i z góry już się cieszę na myśl jak krytycy berlińscy na naszym koncercie, w czasie grania tej symfonii, będą się wynosić z sali z przekleństwem na posiniałych ustach.”
Ja mam jedynkę na Naxosie właśnie ze Stryją. Ciekawe, że nikt w dawnych dobrych czasach na Muzie tego nie nagrał.
Hej, micu, mam bilet na Nelsona Freire, to będę mogła przejąć trofeum z Twoich rąk.
Musimy się tylko jeszcze umówić. 😆
😀
hm, koncert jest o 19:30 a nie wiem jeszcze o której będę, ale raczej wcześnie i to dużo (muszę pomóc znajomym zdobyć wejściówki), a jest jakieś stoisko NIFC-u w Sali Lustrzanej?
Nie pamiętam, wszędzie jest dużo różnych stoisk.
Najpewniejsze miejsce to bufet z drinkami, nie jest tak oblężone, jak pozostałe.
Będę siedzieć w 6 rzędzie na 18 miejscu – czwarte po prawej od środka.
Jeszcze się umówimy dokładnie. 😀
Może mogę coś przynieść zamiennie?
bufet to dobra myśl! ja mam rząd 12 miejsce 15, ależ już się przecież Pani zobowiązała, że spróbuje nastawić nagrywanie na koncert MA i NF 🙂
Dobry wieczór 🙂
Stanowisko NIFC jest z lewej strony schodów, tam się odbiera zaproszenia i różne takie. Natomiast wejściówki sprzedają w kasie, tak mi się wydaje (nie kupuję 😉 ).
Pewien młody człowiek zapytał mnie, czy coś będzie na blogu o tym, co dzisiaj – a było, było… Ale nie zamierzam robić nowego wpisu. Co za gęsto, to niezdrowo. Mogę w komentarzu.
Od razu powiem, że Fou Ts’onga opuściłam z powodów czysto prywatnych. Zdania słyszałam różne, w tym bardzo pozytywne. Ale trafiłam dopiero na 19:30. Był minizlot potencjalny, bo przybył Gostek, którego spotkałam przed wejściem, no i wrócił 60jerzy. Chciałam doprowadzić do spotkania podczas przerwy, ale się niestety nie udało.
W każdym razie było interesująco – jak to powiedział 60jerzy, to był koncert trzech premier. Że nie wszystkie satysfakcjonujące artystycznie, to inna sprawa, ale na pewno nie było nudno.
Tzn. nudny i nadęty był Koncert Milija Bałakiriewa (któremu jesteśmy tu wdzięczni za „odkrycie” Żelazowej Woli), a ponadto po prostu kiepsko napisany: potężna orkiestra przygniatała solistkę, a przy takiej solistce jak Lilya Zilberstein to doprawdy duża sztuka. Cieszę się, że ona ma tu jeszcze recital, bo doprawdy szkoda by jej było tylko na ten jeden koncert. Jak patrzę na nią, widzę porządną rosyjską szkołę, ten charakterystyczny sposób trzymania rąk i ciężar gatunkowy dźwięku. No, będziemy mieli jeszcze okazję ją ocenić, jak zagra solo.
O wiele milsze wrażenie pozostawił utwór Romana Maciejewskiego, a właściwie dwa utwory, zwykle grywane razem przez kompozytora (ale od tamtego czasu do dziś niewykonywane) – Berceuse i Allegro. Kołysanka była bardzo słodziutka, ewokowała gwiazdkowe nastroje z czelestą gdzieś tam w górze; trochę skrzyżowanie Tansmana z młodym Panufnikiem. Druga część była kontrastująca, energiczna, może tylko zbyt rozbudowana. Maciej Grzybowski tym razem zagrał wszystko jak trzeba, choć chciałoby się usłyszeć jakąś bardziej intensywną dźwiękowo interpretację.
No i na koniec Olli Mustonen w Koncercie e-moll Chopina. To trzeba widzieć. Ciekawam, czy choreografia, jaką uprawia rękami (oj, długo by opisywać), jest wystudiowana, czy spontaniczna, w każdym razie ja zwykle (bo któryś raz już ten cyrk oglądam) jestem na niego wściekła, bo bestyja ewidentnie jest uzdolniona, a gra albo cienkim, wycofanym dźwiękiem, albo ostrym, przesterowanym. A ma tak ogromne możliwości, to się widzi i czuje. W każdym razie to, co wyrabiał z Chopinem, miało jedną zaletę: było inaczej. Człowiek mógł po prostu przyglądać się temu baletowi rąk, połączonemu z przewracaniem kartek 😉
Ciekawa jestem tylko, czy on kiedykolwiek w życiu coś zagrał legato.
Aha, jeśli chodzi o stoisko NIFC z książkami, to jest pośrodku Lustrzanej.
jak pani Dorotka wspomniała o Bałakiriewie to przypomniało mi się coś co miałem już wcześniej napisać w związku z opracowanie Pletnieva koncertu e-moll, otrzymałem kilka tygodni temu z F.Guldą tą najnowszą z Chopinem. Nagranie koncertu e-moll jest z opracowaniem Bałakiriewa. Tak wymyślne, że nie mogłem się skupić na tym co Gulda wygrywa 😯
niech mi pani Dorotka kochana nie wspomina o książkach 🙂 już dzisiaj dostałem wykład żeby się w stolicy opanował z zakupami sfery płytowo-książkowej 😉
na dobranoc: http://www.youtube.com/watch?v=d8ps8ejs52k
🙂
Dzięki! Zmeczona bardzo jestem, chętnie pójdę spać. 🙂
Dobranocka 😀
http://www.youtube.com/watch?v=UrptYiV25JQ&feature=related
A ja dalej się waham, co zrobić z 31 sierpnia…
Pobutka.
Uprzejmie donoszę, że wejściówek kupić raczej się nie da – tzn. w kasie sprzedają bilety, dopóki się nie skończą. Sprawdziłam. Ale można dostać darmowe zaproszenia, jeśli się odpowie na pytanie konkursowe NIFC na facebooku – też sprawdziłam 🙂 Mustonen genialnie wymachuje rękami – zabawnie było to zobaczyć.
BTW. Tekst o Pasażerce genialny – dziękuję, bo już zamówiłam sobie bilety.
dziękuję Stopo! 😉 całe szczęście to nie moje zmartwienie tylko moich znajomych, którzy nigdy nie potrafią wcześniej kupić biletu 🙂
Ale kłopotu z kupnem biletów nie ma – są. Dla kupujących w ostatniej chwili może co najwyżej zabraknąć tych najtańszych albo tych dla najlepszych pozycji widokowo-słuchowych 🙂
ale mogę się założyć, że na Argerich będę duuuże trudności i dłuuuuuuga kolejka, ale życzę im powodzenia, ja jestem już pewny swojego miejsca na widowni 😀
Dzień dobry
PK nie dodała, że Oli grał z papierów i dodatkową uciechą było oglądanie sposobu, w jaki – zwłaszcza w momentach furioso – przewracał stronice. Dokończyć pasaż, przewrócić kartkę, wytrzeć czoło (kto nie widział tego gestu, nie wie co stracił), powtórzyć pasaż – wszystko to w interwale 2-3 sekundowym. Gotowy materiał dla Pixara.
Swoją drogą z chęcią zajrzałbym Olemu w te jego papiery, z których grał e-molla.
Zimerman odwołał swój koncert w Salzburgu, a zastąpił go – hi, hi – Volodos. Co podobno wyjaśnia kwestię przeniesionego na koniec miesiąca recitalu w W-wie.
Dzień dobry.
Śpieszę przeprosić, że zniknąłem na przerwie, ale zostałem porwany na górę przez kolegę i tam spotkaliśmy jeszcze znajomych. Szukałem natomiast PK po koncercie, ale widocznie Olli wywiał ją z FN, bo nie udało mi się jej znaleźć.
Wczorajszy koncert był swoistym cyrkowym side show. Wartość muzyki była krzywą rosnącą, natomiast wartość wykonawcza krzywą opadającą.
Koncert Bałakiriewa mojemu koledze pobrzmiewał trzecim (sic) koncertem Czajkowskiego. Ja tam nie znam tego utworu więc na wszelki wypadek nie polemizowałem, ale nie ulega wątpliwości, że jest to po prostu kolejny nudny, bez polotu, toporny utwór, brzmiący jak dziesiątki innych jemu podobnych.
Partia fortepianu składa się w 90% z grrrlulilalim od lewa do prawa, a potem zaraz lalilalimrrrrrrggggrr od prawa do lewa. Po prostu straszne. Jak się czegoś takiego uczyć na pamięć?
Żadnej chwytliwej melodii, żadnych ciekawych rozwiązań – nic.
Jest to muzyka idealnie nadająca się do wytwórni Hyperion z tym, że słuchając płyty w domu mogę wstać, zrobić sobie kawę, albo po prostu przewinąć do przodu. W filharmonii niestety tak się nie da.
Lili Zileberstein właściwie nie znam. Nie leży w kręgu moich zainteresowań, ale jak mi powiedziała PK przed koncertem – solidna ruska szkoła i to się zgadza.
Maciejewskiego słyszę drugi raz, ale teraz dopiero zauważyłem, ile ten utwór (kombinacja) ma wspólnego z Gershwinem. Właśnie tak.
Maciek zagrał solidnie, chociaż w kilku miejscach orkiestra się p. Dworzyńskiemu rozjechała, ale wszystko skończyło się dobrze. W kilku miejscach usłyszałem też echa mojego ukochanego Requiem.
Olli, Olli, co z ciebie wyrośnie?
Pod koniec koncertu z kolegą już nie wytrzymywaliśmy. Rechotaliśmy w rękawy. Kabaret.
1. Ciekawe, że Olli jeszcze nie ma wytartych włosów na prawej skroni, ale w paru miejscach bardzo płynnie udało mu się połączyć ocieranie potu z wejściem prawej ręki.
2. To strząsanie łapką przed uderzeniem w klawisze wybitnie przypomina kota, który wyszedł na mokry balkon. Należałoby sprawdzić, czy Olli jest właścicielem kotów.
3. Te ruchy w ogóle takie baletnicze są, płynne, co nie przeszkadza mu grać całego koncertu secco i staccato.
4. Nie zmienia to faktu, że chłopak technicznie jest sprawny, więc pozostaje pytanie tygodnia – po cholerę tak się zachowuje?
Widziałem na sali wiele osób, które przyszły posłuchać wielkiego koncertu e moll, a usłyszały… coś…
Nieoceniona była mina pani Profesor P.
Gdyby Olli ją zobaczył, miałby pełne prawo solidnie się przestraszyć, bo wyraz oczu pani Profesor nie wróżył niczego pokojowego.
Właściwie występ Mustonena kwalifikował się do wygwizdania, ale co ja tam wiem?
I tak to zeszło. Jedno z bardziej kuriozalnych widowisk, jakie zdarzyło mi się zobaczyć. Jak powiedział mój kolega – wieczór osobliwości.
ooo czyli Zimerman zakończył sezon odwołaniem koncertu, (dobrze ża aż tak mocno nie chciało mi się jechać do Salzburga, bo nie wiem co bym zrobił 😀 )
Słuchajcie, słuchajcie! Bo jedyne, co mogę zrobić niestety, to opowiedzieć o tym tutaj. Właśnie zadzwonił mój przyjaciel dyrektor L., żeby mi opowiedzieć, co się dzieje w Warszawce. Z powodu tego szajsu:
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,95190,8272955,Bolidy_kolo_Teatru_Wielkiego___zamkniete_ulice.html
zabudowany jest cały plac Piłsudskiego, nie dość na tym, do Victorii wleźli, obudowali jakąś paskudą, nie da się stamtąd wyjść. Cały zespół Herreweghe’a do niedzielnej Missy solemnis będzie musiał być wyprowadzony tyłem (jeśli się da), a jeszcze większy dramat jest z fortepianem, który trzeba przewieźć z Teatru Wielkiego, co ponoć jest w ogóle niemożliwe. Rozmowy z władzami miasta nie dają nic – słyszy się tylko „no bo to jest teraz modne, wszyscy to robią”.
Wrrrr
Gostku, a nie mówiłam – choreografia 😆 Ja się czułam tak, jak czuli się na słynnych comiesięcznych pokazach Dnia świstaka w pewnym nieistniejącym już kinie ci, którzy już ten film widzieli, wobec tych, co oglądali pierwszy raz 😉
A czy my się jeszcze na festiwalu zobaczymy? 🙂
Bardzo mi się podoba grrrlulilalim i lalilalimrrrrrrggggrr 😆
Czy my się na festiwalu zobaczymy?
Boję się, że nie. Chciałbym spróbować na Herreweghe, ale znowu robota mnie przytłacza 😥
Ale Jesień już za pasem 🙂
No szkoda 🙁
Jesień… zanim się do Jesieni dotoczy, to jeszcze się różne rzeczy powydarzają…
Co do Mustonena to faktycznie był dramat. Po raz trzeci na żywo widziałem tego pianistę (widzieć i słyszeć Mustonena to dwie różne sprawy) i po raz trzeci sobie obiecywałem że nigdy więcej! Dramat. Równie dobrze mógł zagrać to od tyłu. Byłoby równie oryginalne a może i ciekawsze od tego co zrobił?
Oj, Pani Kierowniczko, to zabrzmiało bardzo złowieszczo….
Instytucja w remoncie 🙁 wiertary i młoty 🙁 niczego nie da się posłuchać 🙁
Szkoda, że bolidy nie tutaj 🙁
To prawda, że poza tym jest w TW-ON remont. Ale na koncerty będą chyba przerywać ❓
Jak to „szkoda, że bolidy nie tutaj”???
Szkoda, że nie na Plutonie.
haneczka mieszka w Gnieźnie, miałaby jakieś urozmaicenie 😉
Mnie tu już wszystko jedno. I tak głuchnę od hałasu. Pisałam o remoncie w mojej instytucji 🙂
Addendum:
Lang Lang też robi różne dziwne rzeczy w trakcie gry, ale robi to z wdziękiem i sprawia sympatyczne wrażenie.
Ten pan natomiast przegiął.
O rany, u was też remont? Toć to epidemia jaka 😉
Lang Lang wszystko, co robi na scenie, robi ewidentnie pod publiczkę. Olli nie wiem, po co to robi 😯
Haneczko, potraktuj udary jak musique concrete.
Remont? Czy ktoś powiedział „remont”? Kocham remonty 😈 Kończę jeden, mogę zaczynać drugi, a potem trzeci i czwarty. I od nowa pierwszy… 😈
Błee… a ja od kilku lat nie mogę się zdecydować na remont… 😐
Wielbicieli remontów zapraszam serdecznie, wibracje w pakiecie 👿
Gostku,
już wczoraj mówiłem PK, że te zachowania i niektóre odruchy sprawiają wrażenia, jakby były poza jego kontrolą. Dlatego z tym nadmiernym śmiechem byłbym jednak ostrożny. Chociaż też nie powstrzymałem się od otracia czoła po pierwszej części emola. Mogę zrozumieć okrągłe oczy prof. P. podczas jego gry, jednak dla mnie to był wieczór nie tyle kuriozów co osobliwości. A osobliwości zawsze jestem ciekaw – w przeciwieństwie do kuriozów. Sam zadawałęm sobie pytanie, czy Mustonen nie robi z nas wariatów, ale myślę, że nie, Paradoksalnie słuchałem go z ciekawością i – tu jeszcze większy paradoks – bez większej irytacji.
Bartoszu – a w czym poprzednio słyszałeś OM?
Tego się zapewne nigdy nie dowiemy.
Gould się przyznawał, że nie kontroluje śpiewania. Jarrett śpiewa (?) tylko podczas grania jazzu.
Osobliwość ≠ osobowość.
W techniczną sprawność OM nie wątpię, lecz kiedy rzeczy pozamuzyczne rozpraszają mnie w stopniu uniemożliwiającym odbiór muzyki, coś jest nie tak, a oczu w Filharmonii nie lubię zamykać. Pozostają płyty?
Oczywiście, na początku było to ciekawe, ale dość szybko się zużyło. Poza tym jego gra spowodowała w kilku miejscach kompletny rozjazd z orkiestrą.
Jak czytam powyższy szum to wychodzi że:
Pianista z Finlandii Mustonen Olli
Jak gra to się poci i do tego pitoli
Część publiki z trudem to znosi
I głośnym się łkaniem zanosi:
– Ten Fin nam Chopina niewoli !
Lilyia co się rodziła w Moskwie
Grała i gra naprawdę nieźle
Gdy na koncercie Bałakiriewa
Publiczność zazwyczaj ziewa
Ona wie jak uderzyć i gdzie
PS Remonty jak motocykle – są wszędzie 🙁
Ale z orkiestrą rozjeżdżał się też Grzybek. A to znaczy, że dyrygent nie do końca panował nad sytuacją 🙁
Najważniejsze, że było ciekawie. Ile razy można wysłuchać perfekcyjnie odegranego e-molla i nie nie ziewnąć 😉
No, myśmy wychodzili rozbawieni i stwierdziliśmy, że był to szalenie rozrywkowy punkt programu 😀
Celna uwaga mojego kolegi:
Gdyby Olli zagrał Miliego, a Zilya Frycka, to wszystko byłoby idealnie.
🙂
Jeśli mnie pamięć nie myli – a myli mnie coraz dotkliwiej – to dawno temu, na Warszawskiej Jesieni IV Koncertującą Szymanowskiego (współ)wykonał Artur Rubinstein. Jeśli to obsuw pamięci – przepraszam. Ale, jeśli nie, to czy było to nagrane i czy jest gdzieś dostępne?
Dobry wieczór 🙂
małpeczka – witam. Tak, było to w 1966 – sprawdziłam w spisie wykonań w programie WJ. Czy istnieje nagrania? Bo ja wiem? Może Polmic coś ma, są tam dokumentacje z Warszawskich Jesieni z wielu lat. Trzeba by sprawdzić.
A dziś byłam na dwóch koncertach. Najpierw Kaja i Justyna Danczowskie grały Małą fantazję Góreckiego z 1997 r. (nie znałam tego, ciekawe), Wielki Finał (sonaty skrzypcowej) Pendereckiego (niestety przysnęłam) i transkrypcję Preludium e-moll Chopina, żeby był jakiś akcent w kierunku patrona, a po przerwie razem z Bartoszem Koziakiem Trio H-dur Brahmsa. Drugi koncert to był recital Mihaeli Ursuleasy. Mazurki z op. 59 – nie mazurki, tylko miniaturki, Berceuse dość ładna, tylko z dziwnym zachwianiem na początku, potem Fantasiestucke op. 12 Schumanna – ciekawie, ale też jakoś nierówno. Podobnie w drugiej, całkowicie już chopinowskiej części: Nokturn F-dur trochę zamazany, Nokturn Des-dur ładny, Nokturn c-moll połowicznie, w końcu cały op. 25 – niektóre etiudy piękne, niektóre przeleciane jakby od niechcenia. Najlepszy był jeden z dwóch bisów – Fantazja na tematy rumuńskie niejakiego Constantinescu. Tu poczuła się jak u siebie. W sumie raczej rozczarowanie, choć niewątpliwie jest to osobowość. Część publiczności była entuzjastyczna.
2010-08-19 o godz. 23:21
„widzę porządną rosyjską szkołę, ten charakterystyczny sposób trzymania rąk”.
Dorotko, witam, witam,
Mogę prosić o linki, w których laik mógłby ujrzeć „charakterystyczny sposób trzymania rąk”? Proszę nie kpić ze mnie, ja proszę na serio.
O! wszelki duch 😀 jak miło 😀
Zaraz czegoś poszukam, ale nie wiem, czy znajdę 😉
Żyję 🙂 A od końca wrzesnia będę tu codziennie! I będę aktywnie mieszała jak zawsze nie na temat 🙂 (bo tylko tak mogę… niestety!)
Bardzo się cieszę 😀
A tutaj Lilya gra Rachmaninowa, widać ręce:
http://www.youtube.com/watch?v=49PcU0cE_k8&feature=related
Takie jakby „wyciskanie”, przegubami do góry… Bardzo wypracowana mechanika uderzania klawiszy – bo to przecież czysta mechanika 🙂
Czytam i przecieram oczy aż dostaję jęczmienia, nie mogę uwierzyć w te wyścigi bolidów dookoła Teatru Wielkiego. Ale to może dlatego, że sprawa z krzyżem już się wszystkim znudziła a w końcu stolica w lecie potrzebuje atrakcji. Wprawdzie bolidy pędzące i hałasujące wokół TW są równie okropne jak „obrona krzyża” – ale można było wymyślić coś innego. Kiedy przeczytałem o koncercie Bałakirewa – z miejsca zaczęła mnie prześladować obrzydliwa melodia z jego Tamary.Po paru godzinach, kiedy już nie mogłem się uwolnić od niej, odnalazłem płytę. Posłucham tego okropieństwa – pomyślałem- to mi przejdzie. Okazało się, takiej melodii w Tamarze nie ma, choć marna jest ona, za to jest u Głazunowa, na tej samej płycie. Mustonena nigdy nie widziałem -ale mam w jego wykonaniu 24 preludia Szostakowicza – grane dobrze i 25 preludiów Alkana – granych doskonale. Tak, czasem lepiej tylko słuchać i nie widzieć. A co do remontu – to lepiej nie widzieć, nie słyszeć i w ogóle nie przeprowadzać. O ile się nie ma noża na gardle.
Dziękuję za link. Bardzo dostojnie muska klawisze!
Tak, dostojnie to chyba dobre określenie 🙂
Ktoś tu narzekał na Bileterię, znalazłam coś o przyczynie.
Dobry wieczór! Dziękuję za dotrzymanie obietnicy napisania kilku słów o występie Mustonena.
Ja zwykle dopiero na drugi dzień wiem, czy mi się podobało, i z perspektywy dnia dzisiejszego mogę powiedzieć, że podobało mi się bardzo! Nie czuję potrzeby dyskusji na temat wczorajszych wydarzeń, nie będę więc argumentował – dzielenie się odczuciami tego nie wymaga. (Zaznaczę też, że nie ma dla mnie większego znaczenia, jak dalece „skończona” jest interpretacja, czy było genialnie, ani czy pianista – w obrębie wykonywanego utworu – wykazał się „kompletnością”. Interesują mnie raczej ciekawe przyczynki interpretacyjne, pozwalające budować sobie w głowie obraz dzieła maksymalnie uwieloznaczniony.) I tak, mnie sceniczna kreacja Olliego przekonuje. Ujmujący, rozbrajający, uroczy… Zneurotyzowany, owszem (nie sądzę, by jego zachowanie przy instrumencie było dziełem zimnej kalkulacji). I bardzo fiński z aparycji, gdy ktoś gustuje. Nikt nie miałby serca go wygwizdać 😉 Jasne, trochę przy nas ćwiczył, mógłby wiele rzeczy jeszcze dopracować (również koncepcyjnie), może zacząć kiedyś grać ten koncert z pamięci… Dla mnie jednak było to fascynujące – móc obserwować (bądź co bądź) wielkiego pianistę „przy pracy” 😉
Z pewnością nie zamieniłbym tego wykonania tego koncertu na takie, jakim mogłaby uraczyć nas pianistka numer jeden. Legato/staccato zawsze pasuje (bądź nie) li tylko do naszych przyzwyczajeń, a wystawienie się na coś, co wystąpi wbrew nim, działa odświeżająco. Pozdrawiam!
Mechanika i bolidy? No, to postraszę trochę… (mam nadzieję, że niczyje uczucia patriotyczne nie zostaną dotknięte…).
Pobutka.
Wielce szanowny Panie Piotrze,
Ostatnie Pana zdania potwierdzają moje spostrzeżenia. OM technicznie jest bez zarzutu, więc nie tu leży problem.
On nie leżał w kręgu moich zainteresowań, więc nie mogłem się na temat jego gry sensownie wypowiadać. Nagrał WTC, więc być może będzie to probierz jego umiejętności.
Natomiast brzmienie na czwartkowym koncercie miał takie sobie. Zilberstein dużo lepsze pomimo usilnych prób zagłuszenia przez orkiestrę (jak zauważa PK).
PAK-u – hymn z 5:50 piękny! 😆
A ten Romanovsky to jakaś kolejna maszynka do grania 😉
pewien młody człowiek – witam. No i w ten sposób mamy szeroki wachlarz asortymentu w głosach za i przeciw OM. Obojętnym to on na pewno nie zostawia 😆
Ja jednak lubię, jak muzyk mnie szanuje i przynosi mi rzecz dopracowaną. No i jestem maniaczką jakości dźwięku. W nagraniach to wypada lepiej (zresztą przecież można to i owo podkręcić), ale to, co na sali, miało jak na mój gust po prostu nieładną jakość brzmienia.
Lilyę ocenimy tak naprawdę dopiero dziś o 17. Bardzo ciekawy program, już się oblizuję zwłaszcza na Sonatę c-moll 🙂
Bry! 🙂
To nieźle Bileteria urządziła kontrahentów i klientów.
Zgłosiła wniosek o upadłość. Jest duże prawdopodobieństwo, że pieniędzy za bilety nie zobaczy wiele instytucji kulturalnych.
Spółka z o.o. odpowiada za długi do wysokości majątku.
Zastanawiam się, czy nie odbije się to rynku w postaci niechęci do tej formy transakcji.
Jerzy miał kłopoty z odbiorem biletów, musiał się trochę nachodzić.
Dobrze, że dostał.
Ponieważ muszę dziś spędzić popołudnie i wieczór w pracy zamiast słuchać Lilyi, będę z utęsknieniem czekać na kilka słów relacji, bo oczywiście w czwartek miałam jej niedosyt. Wczoraj u Mihaeli też miałam jakiś niedosyt, chociaż i ona ładnie machała czasem kończynami – nie tak uroczo jak Olli, ale coś w tym było 🙂
Ona jeszcze tak główkę wdzięcznie odwraca do publiczności 🙂 Tylko ubrała się okropnie 🙁
Tak, tak, w ogóle jakoś tak kokietowała niewinnością i pewnością swego jednocześnie – i garbiła się jeszcze też kokietująco 🙂 Ci z przodu zachwyceni ewidentnie padli ofiarą tego uroku i zmieszały im się wrażenia słuchowe z wizualnymi i tak klaskali w nieskończoność 😉 Ale w bisie pokazała, czym jest rumuńska dusza i żal, że cały taki recital nie był.
Czasami dobrze jest słuchać w samochodzie… nie widać jak się solista wdzięczy, a poza tym umykają różne drobiazgi, które mogłyby przeszkadzać w odbiorze – trzeba wszak uważać na drogę i te okropne Tiry.
No i człowiek się cieszy, że w ogóle udało się złapać cokolwiek innego niż muzyczkę dla robokopów albo radio Maryja.
A przez Constantinescu omal nie wpadłam na suszarkę… zahamowałam w ostatnim momencie. Ta policja ustawia się bardzo podstępnie!
Wyjazdy (własne) mają tę dobrą stronę, że nawet jak się kompletnie nie ma pojęcia, w co jest u Pani Kierowniczki grane, to można bez kompleksów wpaść i ogonem pomachać, ewentualnie dorzucając niedbale „bo ja właśnie z drogi”.
No to macham. 😆
Odmachuję Ci, Bobiczku, czym tam mam. 😀
Dobrze, że wpadłeś, bo bardzo Cię brakowało.
Gra się różnie, ale ambitnie.
Merytoryzm mocno się trzymie, więc możesz mu trochę pogonić kota. 😆
O, od razu mam okazję podziękować za pozdrowienia od Cioci Marysi, których Pani Kierowniczka nie omieszkała przekazać. 🙂
Merytoryzma ugryźć w łydkę to zadanie czasem niełatwe, bo on się ostro opędzać potrafi, ale zwykle próbuję, próbuję… I będę próbował, dopóki w ręku Kierownictwa ścierki nie zobaczę. 😉
Jaka ścierka? Jakże się cieszę, że widzę tu pieseczka z powrotem 😀
Zobaczcie – Bach żondzi 😆
http://wyborcza.pl/1,75475,8277200,Artysta_rzezbienia_w_marchewce_lub_w_arbuzie.html
A ja macham, czym mam, już z Jarosławia, przy okazji odganiając monstrualnej wielkości komary, nigdy takich tu nie widziałam. Zdążyłam też posłuchać wieczornej ciszy w opactwie (połowa budynku jest w remoncie, w przyszłym roku będzie remontowany już cały), znaleźć nową sympatyczną restaurację włoską i przestudiować menu, zobaczyć co odnowiono w międzyczasie na mieście. Jarosław ładnieje z roku na rok. Jutro przez cały dzień będą się zjeżdżać uczestnicy, no a wieczorem na dobre ruszamy 😀
Właśnie dziś z 60jerzym rozmawialiśmy, że chyba już Jarosław się zaczyna 🙂
Na pohybel komarom:
http://www.youtube.com/watch?v=u6SEv3icb7o&feature=related
(właśnie się chwilowo tym panem zajmuję)
Jestem winna dwa słowa o dzisiejszym występie Lilyi. Bardzo porządne, solidne granie, w sumie żadna niespodzianka. Typ pewniaczki, chociaż później koleżanka radiówka mi mówiła, że była trochę zdenerwowana. Ale świetny program. Najpierw nietypowy Chopin: Rondo c-moll op. 1 – dziecinna wprawka szeroko zakrojona, Wariacje B-dur – sympatyczna paryska zabawka, wreszcie Sonata c-moll – porządna praca roczna u Elsnera, ale utwór nietuzinkowy. Zachodziliśmy z 60jerzym w głowę, dlaczego go nikt nie gra. Ja dodam, że strasznie jestem ciekawa, czy ktoś ją wybierze na najbliższym konkursie – po raz pierwszy jest taka możliwość. Trochę to eklektyczne, Scherzo żywcem z Schuberta, finał beethovenowski, a wolna część na pięć czwartych – przedziwna.
W drugiej części repertuar, w którym pianistka czuła się jak ryba w wodzie – Sonata fis-moll Skriabina i 6 Moments musicaux Rachmaninowa, wszystko zagrane płynnie, z temperamentem, momentami potężnie. Dlatego dobrze, że zagrała na bis właśnie to samo delikatne i liryczne preludium, które zalinkowałam wczoraj o 23:45.
Dobranoc!
…czyli mam czego żałować. oczami wyobraźni widzę machanie dłoni od nadgarstków, you tube pomaga mi nadrobić braki słuchowe. dziękuję i dobranoc.
Dzięki za linka, nasze komary też wirtuozowsko brzęczą, niestety zespołowo, to całe orkiestry 😉 Pieśń Naszych Korzeni pozdrawia Chopina i jego Europę. Tęsknie westchnę w stronę Warszawy w niedzielę, czyli właściwie już dzisiaj, a już szczegolnie we wtorek 😉
Ścierka w Kierownictwa ręce
żartem jeno, niczym więcej,
bo z kuchennej strony liczę
raczej tutaj na befsztyczek… 😉
Pobutka współczesna, z dedykacją dla Beaty.
Koreańsko-holenderska masakra harfą naturalną 😆
I nawet z chopinowskim akcentem! 😀
PAK-u, dzięki – pobutka wymiata 😆 Od razu komarów jakby mniej.
fajnego kota znalazłem 🙂
http://www.columbiamagazine.com/photos/22735.jpg
Kot marzyciel 🙂
Ten kot nadaje się na ilustrację do hokowego nowego wpisu 😀
mam podobnego w domu, tylko z mniejszym śliniaczkiem i bez skarpetek 🙂
Hokowa jesienna mruczanka… 🙂
Komary, komary… Niech mi lepiej ktoś powie, czy jest jakiś instrument na pchły. 🙄
Pchłobój 😀 !
Bry!
Jest już nowy Simon’s Cat:
http://www.youtube.com/watch?v=EKvNqe8cKU4&feature=digest
A na komary można sobie zainstalować w telefonie kom. odstraszać w postaci ultradźwięków, są takie darmowe programiki.
Chyba najpopularniejszy jest ‚Amogi’
Tu jest:
http://amogi-mosquito.softonic.pl/telefony
Po chińsku, ale bardzo prosty:
W pierwszej odsłonie ustawiamy czas w minutach, w drugiej głośność w skali od 1-5. Domyślnie ustawiony na 3.
Podobno skuteczny, tak mówią na forach.
Ja nie miałam okazji wypróbować w plenerze.
Na pchły, Bobiczku, chyba nie ma.
Spróbuj zasięgnąć u jakiejś języka, czego nie znoszą, tylko uważaj, żebyś nie trafił na szachrajkę. 😆
Ta ruda kicia to nie Norweg przypadkiem?
Nisia,
Jak rzekłem, mam nieomal identycznego – i ręczę, że mój to nie żaden Norweg, tylko nasz rodzimy Kot Polski. A że rudy… 😆
Siedzi Bobik w kącie, wygląda jak struty,
głosem pod niebiosy smętne wyje nuty.
Nikt datków nie wrzuca mu do kapelusza,
w dodatku coś mu się po podbrzuszu rusza,
coś trenuje slalom i uprawia skoki,
jak również wysysa z psa ostatnie soki. 😥
Ni ma w życiu letko, mój Bobiku luby,
na nic się nie zdadzą twe wokalne próby.
Nie ocalisz skóry, nie zaznasz spokoju,
póki nie nauczysz się grać na pchłoboju. 🙄
leży Bobik w kącie
i nie zipnie tera
pchla czereda na nim
gra Ósmą Mahlera
🙄
zachęcony przez Gostka wygrzebałem WTC Mustonena – jest świetnie, takiego falującego pulsu jeszcze w tych nagraniach nie słyszałem, w pierwszym preludium nawet miałem z początku wątpliwość, czy to nie aby jakiś Szostakowicz, który tez jest na tej płycie. Tradycjonaliści może będą zrzędzić, ale nic to, nudno z tymi nagraniami nie będzie 🙂 Tylko to przeplatanie Szostakowiczem mi się nie widzi.
Hoko, ja nie z powodu rudy, tylko z powodu futrzany kołnierz dokoła łepyszka!
No, mój też taki ma 😀 I ogon puszysty, że zza niego prawie kota nie widać. A braciszek tegoż całkiem gładki 🙂
leży Bobik leży
jak zdzielony pługiem
pchły na nim od rana
grają Wielką Fugę
🙄
Leży Bobik, leży,
już całkiem nie tego,
a pchły na nim grają
Marsza Żałobnego. 🙁
Leży Bobik, leży,
ogonkiem se macha.
Pchły na nim śpiewają
Magnificat Bacha.
Po przeczytaniu relacji Kierowniczki z recitalu Lilyi zachodze w głowę i paznokcie obgryzam, bo mi to scherzo żywcem z Schuberta zawsze się wydawało przynależeć do sonaty b-moll, a nie mam w tej chwili jak sprawdzić, bo tube na tym komputerze nie chodzi, szuflada z płytami w domu, a ja daleko. Jest to uczucie z rodzaju swędzeń, których nie ma jak podrapać. To tak a propos pcheł 😉
Tu komary. Małe, chude i pewnie dlatego bardzo żrące
Boże cóż to był za Beethoven!
Gdyby pchły grały fugę, to pół biedy, bo gdzieś by w końcu uciekły… 😉
Beethoven, zajefajny zaiste. Zawsze tego pana ceniłem.
Leży Bobik leży
Z nosem na kwintę
a to taki interwał jakiś nijaki jest.
„Tego pana” = Herreweghe.
jednego Pana ceniłem już wcześniej, natomiast drugiego Pana od dzisiaj zaczynam cenić 😉
a kwinta nijaka bo strasznie prapra…
Leży Bobik, leży,
nos spuścił na kwintę,
bo wypił litr wody
zamiast piwa pintę. 🙁
Przeploty Johanna i Dymitra można odpowiednio wyprogramować.
O, widzę, że transmisyjki się słuchało! Super 😀
Właśnie wracam. Jeszcze pod wrażeniem. Choć oczywiście zawsze jest na co wybrzydzać, teraz też było, ale ogólnie…
Chyba pora na nowy wpisik 😉
Leży Bobik, leży,
pchły tańcują w kółko,
długo nie potańczą,
jak je huknę w czółko.
Jak to pchełki czółko
trafić, kiedy fika,
aby zamiast pchełki
nie huknąć Bobika?
Mnie jakoś nie porywa monumentalna muzyka, wielkie orkiestry.
Słucham, ale bez zachwytu.
Nowością jest to poinformowanie historyczne.
Bardzo mi się ta nazwa podoba. 😀
A poza tym, ja się nie znam. 😆
Podciągam się, jak umiem.
Leży Bobik, leży –
jaka miła scena!
Pchły mu na ogonie
rąbią Beethovena.
Leży Bobik, leży,
po pchłach liże rany,
cosik jest dziś, biedak,
jakiś zahukany. 😯
Te bestyje zdolne pono.
Pchła niech sobie fika,
popracujem i otworzym
„Słynny Cyrk Bobika”
Leży Bobik, leży,
cały zahukany…
Pchły mu obgryzają
wszyściutkie organy…
Organ obgryziony
do samiutkiej kości
daje psu jednakoż
trochę przyjemności. 😉
leży Bobik leży
wcale już nie bryka
a pchły na nim grają
Kantatę Rubika
🙄