Być pianistą i kompozytorem

Oddalamy się już od konkursu, ale nie całkiem. Tereska tu mówiła, jak zajrzała na stronę Trifonova i co na niej zobaczyła – Wam też polecam. Zwłaszcza zakładkę „repertuar” i zakładkę „wideo”, gdzie można obejrzeć (jest to też na YouTube), jak gra Chicka Coreę (dobrze pamiętałam). No, a poza tym komponuje i to utwory w większości na fortepian i z udziałem fortepianu, które sam wykonuje. Ciekawe, w którą stronę skłoni się w przyszłości.

Nie życzę mu oczywiście losu innego dawnego laureata Konkursu Chopinowskiego, Andrzeja Czajkowskiego (VIII nagroda w 1955 r.), ale też Czajkowski był nieźle pokręcony przez koszmarne dzieciństwo, a później przez różne różności życiowe. Talent go ratował. Po konkursie pojechał do Brukseli, uczył się u Stefana Askenaze, a w 1956 r. wziął udział w Konkursie im. Królowej Elżbiety, na którym otrzymał III nagrodę. Ten sukces otworzył mu estrady światowe. Jeździł, grał, przyjmowano go z entuzjazmem – był naprawdę wspaniałym pianistą. Tutaj gra Mozarta (pięknie, prawda?), tutaj Szymanowskiego; na jego stronie można odsłuchać dużo na empetrójach, nawet Wariacje Goldbergowskie.

Cóż, ale kiedy zabrał się za komponowanie, stwierdził, że to jest dla niego dużo ważniejsze od gry. Owszem, wciąż dawał koncerty, przecież musiał z czegoś żyć, ale przestał myśleć o tym jako o czymś najważniejszym. Kiedy się posłucha jego muzyki, można to zrozumieć. Tak to właśnie brzmi: jak coś najważniejszego dla tego człowieka. Ale trudno mu było zdobyć sławę jako kompozytor. Po pierwsze, jego muzyka jest trudna w odbiorze, po drugie, skoro był już cenionym pianistą… Nie takie to proste. Dlatego myślę – czy każdemu dobremu pianiście, jeśli jest też dobrym kompozytorem, może być tak trudno zaistnieć jako ten drugi, skoro działa jako ten pierwszy? 

Czajkowski zmarł młodo, w 1982 r., na raka. Dziś miałby równo 75 lat (urodziny 1 listopada), o dwa mniej niż Górecki i Penderecki. Z tej okazji w Filharmonii Narodowej odbył się monograficzny koncert jego utworów – pod szyldem Nowego Teatru (i patronatem Pawła Mykietyna), ale zmontowany znów przez Macieja Grzybowskiego, który sam grał we wszystkich utworach. Były to: Sonata na klarnet i fortepian op. 1 (na klarnecie Krzysztof Zbijowski), Inwencje op. 2 na fortepian,  Siedem Sonetów Szekspira (z Urszulą Kryger) oraz Trio Notturno op. 6 (z Jakubem Jakowiczem i Karolem Marianowskim). Publiczność była może trochę większa niż zwykle na koncercie kameralnym, bo dopisali i znajomi Grzybowskiego, i Mykietyna oraz Warlikowskiego (z nimi samymi oczywiście). Nie będę się rozpisywać o muzyce Czajkowskiego, bo zrobiłam to swego czasu tutaj, kiedy Grzybowski wykonał na ChiJE jego II Koncert fortepianowy. Napiszę tylko, że znów zafascynowały mnie najbardziej Inwencje (słyszałam je już parę razy, ale wrażenie wciąż wielkie). Gostka też – nazwał je Wariacjami Goldbergowskimi XX wieku. No i podam jeszcze linki do Inwencji wykonywanych przez samego kompozytora, bo przez ten czas ktoś je wrzucił na YouTube. A więc: pierwsza, druga, trzecia, czwarta, piąta, szósta, siódma, ósma, dziewiąta i, dla mnie najbardziej wstrząsająca, dziesiąta.

Nie znam podobnego utworu.