Niemcy po amerykańsku
Filharmonicy Nowojorscy byli tu ostatni raz na początku maja 2007 r. – od relacji z ich występu rozpoczęła się, dzięki p. Danielowi Passentowi, moja blogowo-politykowa przygoda (za co wciąż jestem mu wdzięczna). Tym razem przyjechali na dwa koncerty. Ale wiele się zmieniło… Jeden zwyczaj pozostał: numerowanie występów. Właśnie odbył się koncert nr 15074, nazajutrz będzie 15075. Pozostaje wciąż w orkiestrze polska skrzypaczka Hanna Lachert. I pozostało bardzo jasne brzmienie, które chyba jeszcze bardziej się rozjaśniło i – niestety – wyostrzyło.
Poprzednim razem zespół przyjechał tu jeszcze z Lorinem Maazelem. Od roku szefem muzycznym NYP jest 43-letni Alan Gilbert. Prawdę mówiąc, nic o nim wcześniej nie słyszałam. Dopiero w życiorysie przeczytałam, że dyrygował bardzo różnymi zespołami, a w latach 2003-2006 był szefem muzycznym opery w Santa Fe. Został – tradycyjnie – wybrany przez samą orkiestrę. Ale tym razem sytuacja była szczególna: Gilbert jest, po pierwsze, pierwszym w historii nowojorczykiem na tym stanowisku, po drugie – wręcz dzieckiem Filharmonii Nowojorskiej. Jego oboje rodzice to skrzypkowie tej orkiestry: ojciec, Michael Gilbert, przeszedł już na emeryturę; matka Japonka, Yoko Takebe, wciąż gra – teraz pod batutą syna.
Niestety pod tą batutą orkiestra nie gra już tak jak dawniej. Owszem, wciąż słyszalne są przepiękne brzmienia smyczków i instrumentów dętych (zwłaszcza drewnianych), ale zbyt często brzmienie nieprzyjemnie przytłacza. Zdarzały się nawet, o zgrozo, nierówne piony… Program tego koncertu składał się z samych utworów niemieckich. Najpierw poemat symfoniczny Richarda Straussa Don Juan, w którym orkiestra znów, jak dawniej, sprawiała wrażenie świetnie naoliwionej maszyny. Później jednak Preludium i Miłosna śmierć Izoldy Wagnera wręcz mnie zdegustowały – brakło nastroju, subtelności, tych przelewających się emocji, od których siedem miesięcy temu zerwałam się na nogi z całą publicznością berlińskiej Staatsoper, bijąc brawo Danielowi Barenboimowi. W drugiej części IV Symfonia Brahmsa, którą za bardzo kocham, żeby wybaczyć wolne i nudne tempo w I części czy po prostu hałas w III części (triangiel był chyba najgłośniejszym trianglem świata). No, po prostu smutno mi się zrobiło – trzy lata temu też grali Brahmsa (Koncert d-moll), ale przed nimi stał Maazel, po trosze jednak Europejczyk, który coś z niego rozumiał… Pierwszy raz na koncercie Nowojorczyków (a mam za sobą jeszcze wiele lat temu koncert pod dyrekcją Kurta Masura) byłam rozczarowana – kiedyś na to i owo wybrzydzałam, ale jednak z ostatecznym pozytywnym wydźwiękiem… No, jeden pozytyw był – bis, bodaj Bernsteina (nie dosłyszałam zapowiedzi dyrygenta, a nie znam tego utworu), który od razu widać było, że dobrze rozumieją. Czemu właściwie uparli się grać tych Niemców?
Dodam jeszcze, że całkowicie degustujące były okoliczności odsłuchu – dolatywały kulinarne zapachy (z przewagą ryby…) z kilku jednocześnie przygotowywanych bankietów w różnych miejscach filharmonii. O brzęczących kieliszkach już tu wspomniała Stopa. Czy naprawdę nie można było z tym zejść – jak to się zwykle robi – w podziemia, a nie wciskać się ordynarnie publiczności w nosy i uszy i zakłócać odbiór? Nie chcę tego nazywać po imieniu.
Mam nadzieję, że koncert nr 15075 będzie lepszy. W programie: Beethoven, Chopin, Debussy, Hindemith.
Komentarze
Pobutka.
Na tzw. Zachodzie oprócz sal koncertowych, gdzie koncerty odbywają się w pełnej gali i z pompą – bywają też soirée. Kiedy słyszę reklamy, że światowej sławy muzycy (faktycznie) będą popisywać się swoimi umiejętnościami, a w tym czasie słuchacze będą spożywać kolację składającą się z pięciu dań i morza alkoholu (nie sprawdziłem) – to dopiero wtedy przychodzą na myśl różne imiona. Raz nawet nie wytrzymałem i napisałem list do Classic FM. Nie otrzymałem odpowiedzi, bo wiadomo, że kasa jest ważniejsza niż jakieś tam widzimisię.
Zdarzały się nawet, o zgrozo, nierówne piony… …eeetam, cozazgroza?! – u nas to się i korytarze pionowe zdarzają, a śpiewać (grać) dalej trza… i słuchać nawet, bo po pierwsze primo drzwi zamknięte a po drugie primo zakuski za nimi nima… 🙄 😀 …
Nie robiłbym problemu z soirée. Są ludzie, którzy to lubią. Wybitni muzycy traktują z przymrużeniem oka. Mogą pograć ze zmniejszonym napięciem, bo nikt nie będzie zarzucał, że coś nie tak zagrali. Od razu skojarzyło się to z Ariadną na Naxos, gdzie sponsor opery polecił grać nie tylko przy kolacji, ale, żeby nie tracić czasu, równoczesnie wystawić operę serio i burleskę.
Ale koncert bądź co bądź galowy z racji kontekstu, to zupełnie inna beczka. Toż to kompletna kompromitacja. Wystarczyłyby brzęki kieliszków albo zapachy. Jedno i drugie to co najmniej przesada :green:
a cappella ujęła to genialnie. Rzadziej dotyczy najlepszych, ale byłem na wielu koncertach, do których to pasowało jak ulał.
O tym, że NYPh już nie ta sama były na Dywanie sygnały. Pojawia się problem, jak interpretować muzykę. Na co dzień grają w Ameryce. Czy powinni grać dla snobów, którzy potrfią docenić europejskie zrozumienie utworów, czy też dla swoich masowych odbiorców, którzy i tak tego nie zrozumieją, a grane „amerykańsko” przynajmniej się spodoba. Niewątpliwie dla etykietki orkiestry światowej rozumienie zamysłów kompozytora wydaje się sprawą podstawową.
Wydrukowało się, co się miało wydrukować, koniec obijania na razie. Ale mam nadzieję jeszcze dzisiaj wrócić na Dywan.
A Bobik słusznie zauważa, że Dywan rozwija nie tylko się ale i tych, co na nim przysiądą.
Brzęki to było mało – najgorsze, że to trwało i trwało. I w pewnym momencie się coś wywaliło. Ja w ogóle nie wiem, jak grali Brahmsa, bo mnie to całkiem wytrąciło z równowagi. Do tego oczywiście – jak to zazwyczaj bywa w takich oficjalnych sytuacjach – zadzwoniła jakaś komóra z dyskotekowym dzwonkiem. Koszmar po prostu i wstyd. Przestałam żałować, że na dziś nei mam biletu – spokojnie posiedzę przy radiu. Bez konieczności oglądania dyrektora D., którego wszyscy obwiniali za te kieliszki. Jakby nie można ich było rozstawić przed koncertem… I wiochy by nie było.
Ciekawostka:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,8586396,Szef_jury_Konkursu_Chopinowskiego_uczyl_Awdiejewa.html
Przeczytałem, że BBC zaprosiło Operę Bałtycką do programu „The Best European Opera”, gdzie udział biorą m.in. Covent Garden, Teatro del Liceu w Barcelonie, Opera La Monnaie w Brukseli i Opera w Amsterdamie. Widzowie BBC zobaczą fragmenty najciekawszych spektakli z repertuaru tych teatrów. „Ariadna na Naxos” Richarda Straussa będzie wizytówką OB w programie. Realizatorzy wybrali arię tytułowej bohaterki Es gibt ein Reich w wykonaniu Katarzyny Hołysz.
Ponadto zaprezentowane zostaną fragmenty m.in. z takich produkcji jak: „Simon Boccanegra” Verdiego z udziałem Placido Domingo (Covent Garden), „Uprowadzenie z Seraju” Mozarta z udziałem Diany Damrau ( Teatro del Liceu), „Don Kichot” Massneta z udziałem Jose van Dama (La Monnaie)
Niedawno pisałem, że głosy damskie naprawdę budzą u znanie w tym spektaklu. Z inscenizacją gorzej nie tyle w szczegółach, co koncepcyjnie, a to potem wpływa na szczegóły, które samem w sobie dobrze wykonane, ale nie chwytają.
PK wyjaśniła, że Ariadnie wszystko się wydaje. Ale to nie zmienia faktu, że nie ma bajkowej scenerii pasującej do muzyki Straussa. FB w opisie spektaklu pisze, że obłęd nie jest rezultatem porzucenia bohaterki przez Tezeusza tylko efektem próby połączenia w jednym spektaklu sztuki z najwyższej półki z papką dla mas.
Takie tłumaczenie można potraktować jak dowcip a nie jak podstawę spektaklu zaliczanego do najlepszych w Europie. Ale sama aria bez zarzutu.
Mialem okazje sluchac NYPh w Lublanie w czwartek. Tu bankietu nie bylo, a na widowni pojawil sie prezydent Danilo Turk. A utwor Bernsteina, grany na bis to ˝Lonley Town˝ – urocza miniatura z baletu ˝One of the Town˝( http://www.youtube.com/watch?v=roRa5s_3JIo ). Szampan od sponsora podano, kieliszki byly przygotowane juz przed rozpoczeciem koncertu, brzekow nie bylo slychac. Przepraszam za brak polskich znakow :).
No nie, to widły z igły, jeżeli tylko nie udowodni się, że Kocica specjalnie z tych lekcjii korzystała, żeby zyskać przychylność żura, a Jasiński na obradach Awdejewą forował. Od tego powinien się powstrzymać bezwzględnie. Jeśli dawał najlepsze oceny, nic z tego nie wynnika. Wszyscy dawali. Z drugiej strony od razu sam powinien był te lekcje nagłośnić i wtedy nie byłoby sensacji.
Polecam dzisiejszą GW – artykuł Romana Pawłowskiego „Fejs Fryderyka” – nie ma jeszcze na stronach internetowych i nie mogę zlinkować, ale padają tam ciekawe sformułowania.
Jak :
– XVI MKPFCh przejdzie do historii ze względu na aktywność internetową przy czym wspomina się o forach na facebooku, TVP Kultura ale i o Dywanie; – że nastąpiło sprzężenie zwrotne – opinie krytyków trafiały do sieci a opinie z sieci cytowali krytycy (nieustanny feedback)
– Wunder ma profesjonalne konto na Fejcie a Avdeeva nie ma go wcale…
i tak dalej i tak dalej
Hehe, ja też nie mam konta na Fejsie i jak na razie nie zamierzam mieć 😉
Ale fora to nie nowość, pięć lat temu pilnie śledziłam forum na TVP Kultura, a cztery lata temu – dotyczące Konkursu im. Wieniawskiego. Na obu udzielała się nasza ulubiona petromyzoniformes czyli Tereska – jeszcze wtedy nie miałam pojęcia, że to ona, i strasznie byłam ciekawa, co to za persona się tak mądrze i ciekawie wypowiada 😀
A nie mówiłam, że ten passus w regulaminie, że kursy mistrzowskie się nie liczą, jest niedobry? Avdeeva i tak miałaby najwięcej punktów, bo była po prostu najbardziej niezawodna, ale smrodek już można zrobić…
Przy okazji: z nagrodą Zimermana wszystko się wyjaśniło. Ma być stosowne oświadczenie na stronie NIFC. Czyli znów burza w szklance wody.
@ Stopa – no jakże mogłam zapomnieć o komórce! Była, bardzo melodyjna i głośna i wplotła się dokładnie w Brahmsa, akurat trochę cichszego w tym momencie. Długo sobie grała, właściciel nie widział powodu, żeby wyłączyć, i to dla mnie było jakby podsumowanie tego wszystkiego.
Kieliszków aż w takim zakresie nie słyszałam, bo miałam szczęście siedzieć tym razem na balkonie z tyłu, a z tamtej strony akurat wyjątkowo bankietu nie szykowano 😈
„sam powinien był te lekcje nagłośnić i wtedy nie byłoby sensacji.”
No właśnie dlatego nie nagłośnił, bo byłaby sensacja i dyskusja, czy juror powinien oceniać uczestniczkę, której dał choćby półgodzinną lekcję w ramach kursu mistrzowskiego.
Wkleiłam link nie dlatego, żebym była przeciwna Avdeevej.
Dlatego nad linkiem napisałam: ciekawostka, nie: sensacja.
Aian – witam i dzięki za informację o bisie. I jakoś można zorganizować… 🙂
toć sam zainteresowany nie widział zainteresowanej na 1 miejscu wg Harasiewicza. więc co niby Awdiejewa (krakowski Alosza też sie tak transkrybuje) miałaby zyskać na ocenach od Jasińskiego? Chyba raczej stracić. Ciekawe co jeszcze wynajdą? Dziś zdaje się koncert Awdiejewej w PR2 – przypominam.
Prof Jasiński – „patologicznie uczciwy”. Znaczy sie jakiś matacz straszliwy musi być skoro on patologiczny. Ach te profesory. jak coś palną to ręce załamać normalnie idzie.
10 lat robiłem za nauczyciela akademickiego. Coś o tym wiem, jak można boki zrywać, gdy jeden profesor drugiemu laurkę zaczyna malować. Czasami komiczny efekt nie jest zamierzony, ale czasami wykalkulowany, nawet w stosunku do kumpla.
Nawiasem mówiąc ciekawa zbitka, bo chyba nieprzypadkowa. „Patologicznie uczciwy”. Niby paradoks, ale przy ogólnym zdziczeniu obyczajów coraz częściej „uczciwy” staje się może nie synonimem „patologicznego”, ale na pewno słowem bliskoznacznym. Powszechnie utwala się w świadomości, że uczciwy to stuknięty.
Wracając do osoby patologicznie uczciwej, to też uważam, że nie ma sprawy, jeśli Awdejewej nie forsował na pierwsze miejsce. Ale problemom trzeba stawiać czoła, jeśli się chce mieć jakiś autorytet. Jeśli bał się sam nagłośnić sprawę, marnie. To postawa krótkowzroczna, przecież musiało się wydać wcześniej czy później. Jedyne tłumaczenie dla mnie to takie, że bał się zaszkodzić Awdejewej, co w samej rzeczy mogło mieć miejsce.
Zbitka „patologicznie uczciwy” nie dziwi w kraju, w którym rektor wyższej uczelni, któremu udowodniono plagiat, nie podaje się natychmiast ze wstydu do dymisji, więcej: oburza się, że ktoś śmie cos takiego sugerować
Już jerstem w firmie i mam przed sobą papierową „Wyborczą”. Dziwię się, że tego artykułu Pawłowskiego nie wrzucono do sieci – myślałam, że to taki zwykły jego felieton w „Stołku”, a to w wydaniu krajowym prawie kolumna. Jest tam więcej ciekawych rzeczy, np. „Już po ogłoszeniu werdyktu do profilu dołączył jeden z laureatów, Daniił Trifonow. Inny uczestnik konkursu Andrew Tyson polemizował na Facebooku z krytyką swoich występów”. 🙂
Ja już się na tego rektora (i temu podobne zjawiska) dostatecznie napieniłem gdzie indziej i już mi chyba, moja pani, nerw brakuje, żeby się pienić dalej. 🙄
A czy burdel organizacyjny w Filharmonii nie polegał przypadkiem na tym, że miał to być koncert zapachowy dla psów, tylko zapomniano o tym zawiadomić? 😈
A dyrygować miał „słynny nosista Hrantr” z Lema? 😉
No, widocznie mi tak przez tego Browna na Lema zeszło. 😆
Andante odoroso.
Symfonia piżmowa Odontrona 😉
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=159
Teraz sobie uświadomiłem, że Filharmonia poszła w nowatorstwo, wykraczając poza ciasne ramy koncertu czysto zapachowego. Zważywszy na niewątpliwie akustyczne partie zastawy stołowej, podejrzewam, że grano „Concerto Culinario w do De-dur, oops 1 z kawałkiem”. 😈
A dlaczego ma się podawać do dymisji. Fasi con tutti. Tylko, o ile pamietam, Minister Nauki nie miał poczucia humorui zawiesił(a).
Dzienniki świetnie pasują do okoliczności. Tylko tam, zdaje się, głównie rybą zajeżdżało nie pasztetówką. Dla Kota Mordechaja nie dla Bobika. Choć Bobik, psina wyjątkowa, za dobrą rybką przepada, albo źle pamiętam.
Owszem, prze-pa-dam. Również za krewetkami i inną morską rogacizną. 🙂
Kto nie przepada za krewetkami.
Znam takich i to – o wstydzie! 😳 – we własnym domu. Staram się tę niechęć do frutti di mare traktować jako chorobę i nie mieć za złe, ale kosztuje mnie to nieco wysiłku. 🙄
Na czwartkowym koncercie w Lublanie ˝Concerto Culinario w do De-dur, oops 1 z kawałkiem” , jak to okreslil Bobik, nie grano i moze dlatego muzycy NYPh, nie kuszeni aromatami z foyer wykonali drugi bis – uwerture Egmont Beethovena. Bylo to calkiem smaczne. Pozdrawiam Pania Kierowniczke z Lublany, regularnie czytam tu bloga!
Ja nie przepadam za krewetkami i w ogóle frutti di mare, i nie mam pojęcia, co ludziska w tej gumie widzą… 😐
Aian, bardzo się cieszę. Egmont mają nam dziś zagrać, może też będzie smaczne 🙂
Wroce jeszcze do Avdeevej. Przyznam szczerze, ze tytul tego artykulu, jego ironiczny podtekst i sensacyjny podsmrodek (nie mylic ze smierdziuszkiem) bardzo mnie zniesmaczyl. Mozna wszystko pisac, ale troche taktu, troche taktu.
A z innej beczki. Kochani inzynierowie, komp mi sie wylacza bez uprzedzenia i w sposob zupelnie anarchiczny. Czy chce przez to powiedziec, ze ma mnie definitywnie dosyc? Bo jakos na razie nie bardzo chcialabym sie z nim rozstawac. Moze ktorys z Panow ma jakas aspirynke na te dolegliwosci?
Czekam z niecierpliwoscia na Fejs Fryderyka, ktory do sieci pewnie trafi. Jak nie pozniej, to predzej.
A tak w ogole to u nas szarawo i chlodnawo, brrr. Ale sucho, nawet nie mokrawo. 🙂
No i przyznaje – petromyzoniformes to ja. Z Café pod Minoga. 😉
Krewetki gdy na talerz spłyną,
a przy nich krabów parę,
niebiańskie słyszę concertino,
boskie tutti di mare.
Wydają z siebie dźwięki rzewne
ripieni calamari…
Ach, takich przeżyć by zapewne
zazdrościł mi sam Szarik.
A kiedy z sepią kluski czarne
do tego jeszcze wniosą,
to się prawdziwe kulinarne
robi Concerto Grosso. 😀
Co do tekstu o Avdeevej, w „Rzepie” jest jeszcze „lepszy” tytuł:
http://www.rp.pl/artykul/9145,556228-Jak-szef-jury-uczyl-laureatke-Awdiejewa.html
I chociaż w tekście jest napisane, jak było naprawdę, to „podsmrodek” wynika już z samego tytułu 👿
A o wczorajszym koncercie:
http://www.rp.pl/artykul/9145,556165-Dyrygent-to-tylko-sprawny-menedzer.html
> Moze ktorys z Panow ma jakas aspirynke na te dolegliwosci? Czujnik i zobacz jakie masz temperatury i czy wartości napięć nie odbiegają od tych które są dedykowane do poszczególnych linii. Nagłe wyłączanie sie komputera może być skutkiem przegrzewania się podzespołów, bliskiego momentu zejscia któregoś z nich (najprędzej zasilacz, płyta główna, procesor) albo z drugiej strony zwykłego wysunięcia się kabla z zasilaniem lub jego obluzowaniem. może też być zwykły wirus, robak tudzież inne paskudztwo ale tu najlepiej po prostu przeinstalować system
Warto też poza tym everestem w Panelu Sterowania Windows zajrzeć do zakładki System> Sprzęt> menedżer urządzeń. Posprawdzać tam w tych słupkach rozwiniętych czy nie ma gdzieś wykrzyknika wołającego o pomoc.
pozdrawiam
Oj coś zjadło mi początek. Proszę zainstalować to
http://www.dobreprogramy.pl/Everest-Home-Edition,Program,Windows,11558.html
i zajrzeć w zakładke Komputer> Czujnik. Sprawdzenie napięć wydaje się rzeczą trudną ale gdzieś nawet w wikipedii podane są wartosci jakie przewiduje norma ATX dla zasilaczy
Ja wlasnie czytalam tylko ten artykul z Rzepy i mna zatrzeslo, bo tytul jest po prostu pogardliwy! Slowo honoru, coraz bardziej tych naszych narodowych zagrywek nie moge scierpiec.
Dziekuje stokrotnie za rade. Zaraz bede sprawdzac Everestem.
Wirus to raczej nie, Norton pilnuje. Zaczne od mechaniki, intelektem zajme sie pozniej.
Dzieki raz jeszcze i bede trzymac w kurancie (choc dzisiaj powinnam w Egmoncie) 🙂
Zaglowiec „Fryderyk Chopin” zlamal maszt i dryfuje – byl konkurs.
No właśnie 🙁
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,8588164,Zaglowiec__Fryderyk_Chopin__stracil_maszt_i_dryfuje.html
Wczorajszy koncert wzbudził we mnie podobnie mieszane uczucia. Tez zaraz po podzielilem sie ze znajomym refleksja ze najlepiej to wyszedl im ten Bernstein na bis (takze nie uslyszalem co to bylo dokladnie). Otoczka koncertu – niestety dokładnie tak żenująca jak PR napisała; dodajmy jeszcze te straszne przemówienia na początku. Po co ta sztuczna pompa? Te teksty o „hołdzie” jaki NYPO złożyła tym koncertem Chopinowi – to przecież tylko część ich turnee europejskiego; identyczny koncert dadzą 2 listopada w Salle Pleyel, to nadal będzie hołd?:)
A zupełnie z innej beczki – od miesiaca nie moge sie „uwolnic” od nowej płyty Bouleza z Szymanowskim (zwłaszcza koncertu); właśnie sie dowiedzialem ze została płytą miesiąca listopadowego Gramophone. Ciekawy jestem Pani zdania:)
Stanisławie, jeżeli chodzi o muzyków występujących na soirée, to można ich tylko podziwiać za to, że tak cierpliwie znoszą mlaskanie. Ale ta gawiedź jedząco-słuchająca zasługuje na reprymendę. Nie wyobrażam sobie, jak można pogodzić ucztę kulinarną z ucztą muzyczną? (Wiersz Bobika usiłuje wytłumaczyć, że nie ma sprawy.) Ale ja osobiście nie mógłbym przełknąć jednego kęsa podczas, powiedzmy, preludium do „Tristana i Izoldy”, żeby nie przegapić ani jednej frazy utworu mojego ulubionego kompozytora.
W czasach Vivaldiego była to norma. Ludzie jedli, pili, a gdy im się koncert nie podobał, rzucali w muzyków resztkami. Może to był taki wieczór „historyznie poinformowany” w FN? 🙄
Urbanie, ja jestem poniekąd znany 😳 z tego, że usiłuję pogodzić kulinaria z dokładnie Wszystkim. 🙂 Ale raczej polega to na odnajdywaniu poezji i niebiańskiej harmonii w sferze kulinarnej, niż na wnoszeniu jej do filharmonii w sensie dosłownym. 😉
Znaczy, w czasach Vivaldiego zły muzyk z głodu nie umarł? 😆
@ Aian:
Ryzykujac opinie dywanowego pedanta:
Musical (nie balet, bo tam sie tez i spiewa) Bernsteina ma tytul „On the Town”.
A cytowany kawalek to „Lonely Town”.
Pozdrowienia, jrk
Bobiku, zły muzyk miał wtedy dobrze, ale sam Vivaldi umarł w biedzie, prawie z głodu 🙁
Bartoszu,
niestety ta płyta jeszcze do mnie nie dotarła 🙁 Muszę się upomnieć.
Udzielali lekcji, nie udzielali, jawnie, tajnie (tajnie też – przez przypadek trafiłem!), może tylko konsultacje…
Ryba (ach ten wczorajszy filharmoniczny smrodek) psuje sie od głowy…
Może by więc to jury jakoś inaczej wybierać – np. losowo na kilka dni przed konkursem i może nie tylko z tych grających uczących i udzielających mistrzowsko kursów ….
No tak, Urbanie, już wtedy czasem lepiej się powodziło artystom złym niż dobrym, a odkąd nastała Era Tabloidyzacji I Massmediumizmu stało się to niemal regułą. 🙁
Ciekawe, czy z tego też będzie afera:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,8586396,Szef_jury_Konkursu_Chopinowskiego_uczyl_Awdiejewa.html
Przecież my właśnie o tym cały dzień…
Lechu – widzę, że zmieniłeś nick po raz dwudziesty 😆
Jak się będzie wybierało losowo, to i tak wyjdzie na jedno 🙂
A na forum „Wyborczej” nie warto się wypowiadać, bo tam mało kto ironię rozumie… 😉
A to przepraszam, nie doczytałam poprzednich komentarzy 😳
Szkoda zatem ze nie wybieram sie na dzisiejszy koncert NYPO nr 2883478 – podrzuciłbym swój egzemplarz 🙂
Oj, z tą ironią na forum GW to rzeczywiście… Ja się tam nie udzielam, ale i tak mi się dostało. Zauważyłem, że ktoś tam kiedyś wrzucił jakiś mój ironiczny wierszyk i zaraz poleciały komentarze, jaki to z tego Psa Bobika zakamieniały PiS-owiec. 😯 😆
jrk, ogromnie przepraszam za błąd i dziękuję za fachową korektę. Mam nadzieję, że Dywan mi wybaczy. Pozdrawiam. Aian
Właśnie niedawno wyrzuciłam z zakładek forum Wyborczej o muzyce klasycznej. Zauważyłam, że nawet najbardziej neutralne pytania czy uwagi powodowały lawinę złośliwości. A wydawać się mogło, że muzyka łagodzi itd.
radku, posprawdzalam wszystko, temperatura procesora i karty matki w porzadku, kolo 30 stopni, nic nie wola jesc ani nie swieci na zolto z wykrzyknikiem, w przerwach miedzy jednym wylaczeniem a drugim przeczyscilam rejestr, powywalalam smieci, teraz sie JkDefragmentuje, ale chyba po prostu padlo zasilanie i cos sie rozlacza, bo nie wyglada mi to na problem wirusowy. Zreszta Norton nic nie wykazuje. Dzieki za rady pan_radkowe, chyba ze pan_radek ma jeszcze jakies rady_dodatkowe
A w sprawie kursow mistrzowskich. To jest niemozliwe w czasach dzisiejszej mobilnosci i przy ilosci kursow, zeby nie zetknac sie z jurorami w takiej czy innej konfiguracji. Glupi bylby kandydat do KCH, gdyby szerokim lukiem omijal pianistow, ktorzy zasiadaja w zurze. I to nie ze wzgledu na to, ze sa w zurze, a po prostu dlatego, ze zwykle prowadza ciekawe kursy mistrzowskie, ktore potrafia niekiedy otworzyc prawdziwe swiaty muzyczne. Zlotego srodka tu nie ma. Jednym te kursy cos daja, innym nic. To zalezy naprawde od bardzo wielu czynnikow. Rowniez osobowosciowych, jakichs porozumien wewnetrznych, albo – bo i tak bywa – calkowitej i wzajemnej niecheci. Tak wiec to, ze ktos byl na jakims kursie u renomowanego pedagoga, ktory i tak wczesniej czy pozniej pojawi sie w jakims barszczyku, to jeszcze o niczym nie swiadczy.
Pamietam, jak w naszych zalewajkach glosowalismy na wlasnych uczniow zgodnie z tym, co slyszelismy. Potem przy dyskusji trzymalismy sie zelaznej zasady – nie bronic za wszelka cene. A najlepiej milczec, powiedziawszy, ze to uczen. I jakos nikt nie mial do nikogo o to pretensji, nie przypominam sobie, zeby ktokolwiek czul sie urazony, a wyniki byly wlasciwie zgodne z rzeczywistoscia.
Inna sprawa, ze nie chodzilo o wielkie pieniadze 😉
Też uważam robienie z tego afery za świństwo, śzczególnie od momentu, gdy wiadomo, że nie forował Awdejewej.
Co do masztu sprawa podejrzana. Nie mam doświadczenia żeglarskiego porównywalnego z wydajaczami typu Cichal z sąsiedniego blogu i z paroma innymi tu znanymi. Ale złamanie masztu na takiej łódce przy sześciu w wiadomej skali? Co to za załoga? Wiadomo, 14-latki w nagrode płynęły, ale w końcu października 14-latki wysyłać na M. Północne i Biskaje to trzeba mieć niedobrze w głowie. Ale jest załoga. Co to za załoga? Z prawdziwego zdarzenia czy amatorzy bez doświadczenia ze stopniem sternika jachtowego, którzy popłynęli na wycieczkę. Ciekawa, czy to stała zawodowa załoga, czy ich jakoś okazyjnie rekrutiowano spośród krewnych i znajomych. Sam pełniłem funklcje oficerskie z zaogantami całkiem zielonymi i przy silnym wietrze więcej bym się tego nie podjął, bo do refowania żagli na pewno się nowicjusze nie nadają.
Chyba, że ta łódka ma pełną automatykę, ale to by było mało pedagogiczne.
Nic się na tym nie znam 😯 Współczuję załodze, jaka by nie była.
Zbieram się do koncertu nr 15075. Dziś bankiet u ambasadora, więc może filharmonię oszczędzą… tak mi się marzy w każdym razie 🙄
To wspanialego koncertu zycze. Kciuki za Julianne!
A dla tych, co nie moga byc, proponuje zabawe w Fejs Fryderyka 🙂
http://wyborcza.pl/1,76842,8584876,Fejs_Fryderyka.html
a to przykre, ze sie moja filharmonia nie popisala. kurccz,e moz eoni cos maja do tego biednego Johannesa – ostatni raz slyszalam Czwarta w avery fisher pod batuta Pappano, i co prawda byla to proba, ale z przykroscia musz eprzznac, ze brzmialo to OKROPNIE. tomasini w NYT napisal potem, ze na koncercie dali rade, ale po wykonaniu na probie mialam dokladnie takie same wrazenia jak pani Dorota po owym nieszczesnym wykonaniu.
a co do Gilberta – to MZ bardzo zdolny dyrygent, odznaczjacy sie wielka bezpretensjonalnoscia i i swiezoscia oraz bezcenna odwaga wlaczania w program Nowojorzykow uworow zycjacych kompozytorow — ale ma swoje preferencje, i to niestety bardzo czasami slychac. za to Mahlera robi cudnego, i Rachmaninova. Moze i z tym Szopenem pojdzie lepiej.
a orkiestra, moim skromnym, brzmi ostatnio niebo lepiej niz pod Maazelem, ktory byl czasami po prostu nieznosny – muzycy brzmieli czasem tak, jakby, wyubaczcie panstwo neiwybredna metafore, wszyscy mieli korki w niewymawialnych. teraz sa swobodniejsi, bardziej energiczni i slychac wreszcie, ze dobrze sie bawia. ja wiem, ze brzmie jak sporotwy fanatyk — ale moze po prostu meili zly dzien 🙂
No to w takim razie, WielkieJablko, transmisja bezposrednia na polskieradio.pl
Nic nie zastapi wlasnych uszu, choc godzina jakas taka…
A i kciuki zza oceanu sie przydadza! 🙂
a w sprawie „afery kieliszkowej” (czy tez „krewetkowej”) przy okazji wystepy Nowjorczykow w FN – zeby bylo smieszniej, kiedy o tym czytalam, przysedl email z biura NYPhil, w ktorym zparaszaja mnei na nastepujacy cyukl imprez: http://nyphil.org/concertsTicks/musicalSuppers.cfm?utm_medium=homepage&utm_source=button3_suppers_1029 — moze jak w Warszawie sie o tym dowiedzieli, uznali,z e muzykom kilekiskzi nie powinny przezkadzac. tylko ze u nas kieliszki sa w restauracji „arpeggio”, dwa poziomy ponizej sali koncertowej, skad zapach ryby nie dociera na sale…
1978 – bez komentarza…
A czy w tym radio nie ma inzynierow dzwieku, ze fortepian brzmi jak midi?
Steinway czy Yamaha?
Zreszta orkiestra tez niewiele lepiej, tyle ze sie rozklada na barwy…
swiete slowa – transmisja radowa brzmi plasko jak nalesnik (a juz myslalam, ze to tylk u mnie, bo sluchawki w fabryce mam bardzo marne!) – ale dobrze, ze jest, dzieki za link!
U mnie przez radio (nie internetowe) jest dobrze. Mam nadzieję, że Wit Stwosz i FN wezmą korki, może coś pomoże 😉
Szanowny i drogi mic-u, PR Dwojka do Wisly nie dociera, a co dopiero mowic o jakichs Paryzach czy Niujorkach!
A swoja droga szalenie zarliwa ta druga czesc! O ile w pierwszej orkiestra weszla heroicznie i z trudem musiala sie umaestosic, o tyle tu zarliwosc wziala gore!
A w trzeciej czesci orkiestra zglupiala, hihihihi…
Bo Avdeeeva robi rubata, ktore wymagaja tego, zeby orkiestra ruszyla z kopyta, nawiazujac do tempa sprzed rubato, a jak widac dyrygent do tego nienawykly i podejmowal tempa po rubato. Ubawilam sie setnie! O wiele lepiej niz na konkursie! Bravo!
rozumiem u mnie od czasu do czasu coś szemrało, ale jednak jakość była lepsza niż transmisje z konkursu
No i wydalo sie: „koncert niezbyt czesto wykonywany w Stanach”. „Wydaje sie, ze wystarczy podazac za solista” „koncepcja musi byc jednakowa, a to trudne”. „Muzycy nie lubia go grac, bo nie ma nic do grania”.
No, troche slychac bylo. 😉
Nie ma jak słuchać sobie warszawskiego koncertu Filharmoników Nowojorskich nr 15075, w zaciszu domowym na drugim końcu świata 🙂
a ja sie nie moge nadziwic, ze w Warszawie przerywa sie orkiestrze, zeby wpuscic jakichs panstwa, ktorzy nie sluchali gongu w kuluarach! pierwsze slysze o takich obyczajach. ech, chyba sie starzeje…
Kochana bigapple1 (nie mylic z 2), ja tez bylam ciezko zszokowana, jak w Bialym Domu podczas slynnego koncertu Rubinstein-Piatigorski-Heifetz po kazdej czesci trio Mendelssohna rozlegaly sie gromkie brawa.
Jak sa VIP-y, mozna sie spodziewac wszystkiego, nawet armat w krzakach 😉
Urbanie, zaiste, frajda to nieslychana sluchac koncertu numer pietnascietysiecysiedemdziesiat piec in allgemein 😉 Ku wyjasnieniu – nie ma w moim blysku oka ani krzty zlosciwosci, raczej czulosc. Koncertnumerpietnascietysiecysiedmdziesiatpiec tylko czulosc moze wywolac.
A tak nawiasem mowiac, w FN powinni slawojki porobic, nie byloby spoznialskich (z autopsji) 😉
Teresko, na drugi koniec świata dotarła nie tylko muzyka Debussy’ego i Webera, ale również bezpośrednia transmisja z przerwy w koncercie, spowodowanej przez spóźnialskich. Byłem na wielu koncertach, ale czegoś takiego nigdy wcześniej nie doświadczyłem… 😉
Maruderzy zamarudzili czy orkiestra zaczęła przed trzecim gongiem? 😉
Urbanie, znaczy nigdy nie byles kobieta i nie usilowales zrobic siusiu w FN w przerwie koncertu. To jest po prostu niemozliwe!
Przepraszam za trywializmy, ale Majakowski juz o tym poematowal, to ja moge poprozowac.
Dialektyka w takich przypadkach siega bruku, a punktualnosc rozplywa sie w nieistnieiu
Kurcze nie zdążyłem na Koncert 🙁 Tereska, a skąd te cytaty, np. że „koncert niezbyt czesto wykonywany w Stanach”?
Znam ten problem, bo takie tasiemcowe kolejki kobiet widzi się na stacjach benzynowych w RPA. Na koncertach nie mam zwyczaju opuszczać miejsca w czasie przerwy – wolę poczytać sobie wtedy program koncertu.
Urbanie, do takiego komfortu trzeba nie pic przez dwa dni, albo cierpiec na ciezka niewydolnosc nerek…
Sorry za fizjologie…
andruszu, a cytaty z wywiadu z szefem nowojorczykow. Na goraco spisywane.
pani tereso, toc on w tym samym wywiadzie powiedzial, ze sam dyrygowal I koncert nie raz! i poza tym wyszlo jak dla mnie OK. zdecydowanie ponizej ich szczytowej formy, ale nie narzekalabym na nic poza niespodziewana przerwa po kilku taktach debussy’ego 😛
No tak, zawsze jak mowie, ze Chopina sie jednak nie gra, nikt nie chce mi wierzyc.
Droga bigapple1 (nie mylic z 2), problem z koncertami Chopina polega na tym, ze poza kilkoma mlodzienczymi i przepieknymi dzielami zbyt krotkimi, by zagoscic na estradach swiata inaczej, jak tylko anegdotycznie, Chopin na orkiestre nie popelnil NIC. Zero. Zero bezwzgledne!
W przypadku koncertow Beethovena, Czajkowskiego, Brahmsa, Prokofiewa, Mozarta, Haydna, etc itp, wpisuja sie one w estetyke symfoniczna. Znana, przecwiczona, bliska. Chopin orkiestrowy jest curiosum i wlasciwie nie wiadomo, co z nim poczac. Dyrygenci nie musza byc pianistami, a jeszcze mniej chopinistami – stad usilowania dopasowania akompaniamentu chopinowskiego do zasad dobrze znanych z 99% koncertow fortepianowych. Potem wychodzi roznie.
Nie, ja nie rzucam anatemy na nowojorczykow. Po prostu stwierdzam od lat obserwowany fakt. Jak bezradny byl Marek Minkowski (zaraz sie na mnie posypie cala lawa z dwoch wulkanow na Kamczatce, ale co tam-moze ktos jednak bedzie robil usta-usta 😉 ) wobec mazurkow Chopina w wersji orkiestrowej, tak bezradni sa dyrygenci wobec koncertow Chopina. Bo to ni to to, ni to owo – ani symfonie (a tak by sie chcialo), ani akompaniament w czystym tego slowa znaczeniu (co zreszta w przypadku koncertow fortepianowych niemal nie istnieje). No a specyficzna pianistyka chopinowska jest i skrzypkom, i altowiolistom, i klarnecistom, i waltornistom, i innym iiiii zdecydowanie obca.
Dlatego to wszystko jest tak cholernie trudne i rozumiem Zimermana, ze pilowal dlugie nuty u Chopina orkiestrowego godzinami.
Uffff… Sorry, rozpisalam sie.
A nie da się odorkiestrować koncertów, skoro można zorkiestrować mazurki…?
Tereska, ale zgodzisz się chyba, że jak już się orkiestra decyduje grać jakiś utwór publicznie, to powinna go mieć opanowany w stopniu co najmniej dobrym? 😉 Zresztą jak pisze Kierowniczka (i nie tylko ona), to do pozostałych utworów też można było mieć zastrzeżenia. Chyba, że wg ich standardów to było wykonanie dobre?
Potwierdza mi się kolejny raz, że zwrot „jedna z najwybitniejszych orkiestr Świata” znaczy po prostu „jedna z najwybitniejszych orkiestr USA”. Zresztą wiadomo nie od dziś, że amerykanie często o sobie mówią „Świat” i jak coś jest u nich najlepsze, to znaczy, że jest najlepsze na Świecie 😉
Wiesz, andruszu, teoretycznie tak, zreszta i tak pewnie bylo. Ale i tak nie moge oceniac brzmienia orkiestry (a to przeciez najistotniejsze), bo przy takiej transmisji w formacie midi wszystko brzmi mi falszywie, chrapliwie i gruzliczo, natomiast moge ocenic czas orkiestrowy. I tu powtorze sie – Chopina akompaniowac jest koszmarnie trudno.
Ale na pocieszenie opowiem Wam anegdotle, jak to kiedys Martita z Barenboimem mieli wykonac (i wykonali) koncert d-moll Mozarta w Pleyelu. Szkopul lezal w tym, ze Martita zaczynala w tempie orkiestry, a potem konczyla dwa razy szybciej, wiec Barenboim wracal do tempa jako tako czytelnego dla orkiestry, poczem nastepowalo wejscie fortepianu i wszystko zaczynalo sie od nowa. A juz trzecia czesc zakrawala na kotka i myszka. Barenboim stopil 10 kilo, Martita byla swieza jak stokrotka. To bylo cudo. Po prostu cudo! 🙂
Nie doczekamsie na profesjonalne opinie, rzucam sie w senne a slodkie marzenia… o Romanzy na przyklad, hihihihi 😉
Mam wrażenie, że w FB nie ma tego problemu, ale nie jestem kobietą więc może po prostu go nie znam.
Witam. Ja jednak 🙁 „wyrzucę z siebię” jeszcze pare obserwacji, jakkolwiek z wszelkiego dziś nocą pisania wytrąciła mnie wieść o śmierci Jerzego Ludwika Kerna (oraz problemy z mym pc, co mi też radykalnie opóźnia z Muzykantem – inne skrypty itp. poczta).
Zarzuty wobec prof. A. Jasińskiego są nie tylko absurdalne, ale i wyjątkowo niesmaczne. Jeszcze podkreślanie w „RzP” (i przedruk na www „GW”), że ręczący za niego to przyjaciel, więc jw. też.
Miałem kiedyś zaszczyt obserwować w AMFC w s.Melcera lekcję gościnną dla różnych studentów z W-wy prof. Jasińskiego, m.in. akurat na przykładzie mazurków Chopina i… pamiętam do dziś, z największym podziwem i wdzięcznością. Inna sprawa, skądinąd, że nie znając pragmatyki takich kursów byłem zdezorientowany, gdy na ogłaszanym jako parodniowy, wymagającym dojazdu do innego kraju (w tym wypadku „tylko” Słowacja – Lazar Berman) kursie pianistka w ciągu tygodnia miała osobiście tylko 1 lekcję – pazerność, że zapisali tak wielu, a pożytek z oglądania względny.
Taki ton i personalizacja zarzutów (co innego, gdyby np., że dał się zagadać lub inaczej naciągnąć na niejasne reguły przeliczeń itp. presje i zmiany) … 🙁 Co innego – powtórzę, by nie być „1-stronnym” – że zszokowała mnie wypowiedź (cytowana) 1 z dyr. NIFC, że video Awdiejewej odpadło, ale interweniował on i inni „z zewnątrz” (dokładnie tym słowem się wyraził w radiu, nagrane – niech jeszcze dopowie kto) – jak wspomniałem, nie wszyscy na takie zainteresowanie i ;((( „furtki” mogli liczyć, fakty niestety ewidentne i 🙁 dobijające, b. bolesne, wredne. Gdy w dodatku na to się nałożyło, że zwyciężczyni grała na Yamasze i m.in. w Dusznikach, co też wtedy i potem słyszane domysły (plotki?), zaczęło 🙁 „pasować”. Ale nie takiego osobowo echa chciałem.
Wracając do muzyki, wysłuchałem po raz 3. transmisji koncertu e-moll Awdiejewej i (tym razem?) w 3. części probowała aż do przesady grać rubato, co zaburzało rytm tańca i było sztuczne.
Wcześniej p. Penderecka po 2 (3?) razy witała ambasadora USA i może też jeszcze innych vip-ów – czy może dopiero zobaczyła, że już są na sali? A po przerwie ten falstart z Debussym, który celebryta się spóźnił i drzwiami trzaskał? Znów koktajl w holu?
Te złamane maszty i kurs „Chopina” to na pewno w proteście do jury znak niebios (bo skąd wieje?) lub samobójczy sabotaż załogi.
Kern umarł 😥
A dopiero co był taki śliczny wywiad z nim w „Dużym Formacie”:
http://wyborcza.pl/1,75480,8415159,Ja_se_pisze_wierszyki.html
Karolu, to bez sensu, co piszesz o tym wideo. Ono było kiepskiej jakości technicznej i żurorstwu po prostu nie chciało się go oglądać. Fakt, że zmieniono zasady, i fakt, że więcej niż jedna osoba się pod tym podpisała. I fakt, że tę zmianę dopuszczały przepisy.
A co było na koncercie, to dopiszę osobno.
To 🙁 nie „jest bez sensu” i „żurostwu po prostu”, a (wcześniej już lojalnie podkreślałem, że 🙁 targa mną nie tyle cokolwiek do Awdiejewej, a wspomnienie analogii z 2000 r., gdy akurat wtedy się opiekujący pianistką profesor wybrał na akwizycję do Japonii i nie mógł na czas inteweniować, a też nikt się absolutnie tego typu nagłych barier nie spodziewał – jako oczywistości i gdy w dodatku jakoś dopuszczono koleżanki o słabszych wynikach na 2 akademiach i w mniejszym konkursie, gdy tu zwyciężczyni i to ze wzruszającą, osobistą rekomendacja prof. Hesse-Bukowskiej itd.) expresis verbis zostało powiedziane, że regulamin eliminacji bywa łamany, wtrącać się może znajomy dyr. i ktoś z zewnątrz.
🙂
na marginesie: kolejka do ‚siusiu’ w przerwie koncertu owszem jak zwykle dluga, ale i GONGow nie bylo (wcale) slychac
(gdyz jakas awaria nastapila?!!!) a panie ‚bileterki’ tez nie ruszyly sie by ‚ustnie’ powiadomic o (zblizajacym sie) koncu przerwy!!!
stad balagan i zgrzytanie ‚smyczkow’/zebow
wskakiwalismy ukradkiem na druga czesc koncertu w czasie braw, silujac sie z drzwiami i paniami ‚nie/wpuszczajacymi’ zdesperowanych i zdeterminowanych melomanow
heh
😉
blue – witam. Nie wiem, jak było na dole; ja byłam na balkonie i faktycznie słyszałam tylko pierwszy i drugi gong; po drugim grzecznie weszłam na salę i nawet trochę się zdziwiłam zobaczywszy, że orkiestra już siedzi…
🙂
mogli przynajmniej huknac w talerze lub inne… waltornie? 😉
heh.
Pawel i Gawel
… ja na dole (w szóstym rzedzie;)
pozdrawiam serdecznie