Stuarda w Poznaniu ścięta
To ci dopiero był pojedynek weekendowo-belcantowy, Wrocław kontra Poznań, Verdi kontra Donizetti, Giovanna d’Arco kontra Maria Stuarda… Te włoskie zniekształcenia nazwisk w ogóle są dość rozczulające, szokować może zwłaszcza „Lejczester”… Bardzo dobrze, że pojawiają się w repertuarze dzieła nader rzadko wykonywane – Stuardy wręcz dotąd w Polsce nie było.
Poza belcantowością i zniekształconymi nazwiskami obie opery mają jeszcze parę rzeczy wspólnych. Pierwowzorami obu były sztuki Schillera. Obie nie mają wiele wspólnego z prawdą historyczną (no, może Stuarda trochę więcej). Opera Donizettiego ma bardziej dramatyczne zacięcie: w Giovannie są zaskakująco niepoważne walczyki (obok marszów), w Stuardzie – albo marsze, albo typowe belcantowe umpa-umpa, ale z namaszczeniem.
Co zrobiono z tym w Poznaniu? Odwrotnie niż we Wrocławiu, inscenizacja jest bardzo prosta i oszczędna, bez wydziwiania, muzycznie natomiast rzecz pozostawia wiele do życzenia. Will Crutchfield, który w zasadzie jest korepetytorem, nie dyrygentem, prowadził całość jak buchalter, a nie jak znawca belcanta, co spowodowało liczne rozchodzenia się śpiewaków z orkiestrą oraz sztywniactwo orkiestrowego grania. Soliści mieli osobne kłopoty – każdy inne. W tytułowe roli wystąpiła dziś Karina Skrzeszewska, która ma prezencję, ale niestety nie panuje nad głosem – często odchodziły przykre fałsze. Podobny był przypadek tenora Sang-Jun Lee w roli „Lejczestera” (amanta o głowę niższego od ukochanej). Drugą centralną postać kobiecą, królowej Elżbiety, grała pani Barbara Kubiak – pełen szacun, ale głos chwilami jednak zmęczony. Choć siły dramatycznej jej nie brakowało. W sumie najmniej można było zarzucić rolom pobocznym – Annie (Magdalena Wilczyńska) czy Talbotowi (Rafał Korpik). Ale niedużo mieli śpiewania.
W sumie smutno – próbuje się przywracać naszym scenom belcanto, jednak, że tak powiem, nie bardzo jest kim. Z głosów z wczorajszej publiczności wynika, że jedna p. Woś, co było do przewidzenia, sprostała swojej roli. Ale to trochę mało.
Komentarze
p. Woś daje radę! Byłem w Łodzi na jej Traviacie… tydzień temu. wspaniała sprawa.
Wspaniała śpiewaczka!
Śpiewa(cz)kom dziś wieczór nie stawało głosów, ale mnie najbardziej chyba zmęczyła sucha pałeczka dyrygenta. Zupełnie obcy tej muzyce klimat, beznamiętny. Bałam się, że całość zaśnie, zatrzyma się i nie dotrzemy do końca. Plus tego wieczoru: „Maria Stuarda” mnie zainteresowała, rozejrzę się chyba za jakimś nagraniem. Za to popołudnie z Kierowniczką księguję (by pozostać w klimacie dzisiejszego kierownictwa muzycznego) w rubryce przyjemności 😉
Ja mam nawet nagranie… to: http://www.amazon.com/Donizetti-Maria-Stuarda/dp/B002WRPLWG/ref=sr_1_1?ie=UTF8&qid=1296425527&sr=8-1
ale nie słuchałem… Wszak Joseph Calleja i Sonia Ganassi raczej ogarniają…
jest też nagranie z p.Sutherland.
a tak wogóle to 3 dni temu zmarła Margaret Price…
wspaniała np. Hrabina z Wesela…
ech!
Anna LichoroWICZ!
Pani Woś była wczoraj REWELACYJNA!
Uprzejmie donoszę, że w lutym/marcu w końcu wyjdzie płyta Zimermana & Co z muzyką Bacewicz.
Pani Doroto, amant może być niższy nawet o całą głowę. Nie próbowałam, ale wiem, że się sprawdza. No, może niekoniecznie na scenie 🙄
Mój wujek, który był małym, ale bardzo gorącym mężczyzną, miał swoją teorię na temat wzrostu i innych atrybutów.
Trochę poświńtuszę. 🙂
Twierdził, mianowicie, że te rzeczy w niebie wisiały wysoko na sznurku i każda chłopina dobierała sobie, co uważała, a mali brali te, do których dosięgali. 😆
Nie wiem, czy się przechwalał, ale temperamentny był.
Pani Woś to jest coś! 😀
Dobranoc.
Pobutka popowa (bez belcanta i w ogóle canta).
Pani Doroto, przepraszam, że tak bez pożegnania, ale nie odnaleźliśmy Pani w tym pospektaklowym tumulcie – wydaje się, że publisia przyjęła wyrok ze zrozumieniem i z pewnym zniecierpliwieniem oczekiwała egzekucji pani Skrzeszewskiej. A potem to już tylko szturm na szatnie.
Ja posiadamcztery nagrania Stuardy, z Sills, Caballe, Sutherland i wspominane wyżej z Ganassi. Według mnie nalepsze i do tego kompletne jest nagranie z Sills. Wiem że ma ona tyluż admiratorów co krytyków ale jej ekspresja i dramatyzm wykonania partii Stuardy rekompensuje pewne mankamenty wokalne (miejscami ostry głos). Nagrania Sutherland i Caballe wypadają przy niej blado a poza tym są mocno skrócone. Nagranie Ganasii (video) jest przyzwoite ale nic ponad to, może to wcale nie tak mało biorąc pod uwagę nie najwyższy poziom wspólczesnej wokalistyki a szczególnie bel canto.
W ogóle uważam że nagrane przez Sills portrety „trzech Królowych” Donizettiego są wybitnym osiągnięciem tej niedocenianej według mnie artystki. Równać sie z nią może (a nawet przewyższyć) tylko Callas jako Bolena, z tym że poziom techniczny jej nagrania jest dość marny.
jeśli chodzi o bel canto… to ja teraz zagłębiam się w muzykę innej pięknej opery…
tj. Lucrezie Borgie!
wspaniała!
Bacewicz Zimerman kto by pomyślał…
Już myślałem, że zapółkował to nagranie.
Polecam Roberta Devereuxs Donizettiego, oczywiście w nagraniu Sills. To chyba jej nadoskonalsze nagranie.
Bacewiczówna z Zimermanem jest już w zapowiedziach Merlina
No! 😀
Nie wierzę jeszcze… póki nie będe miała płyty w rękach…
babilas – bardzo się cieszę, że spotkaliśmy się w realu, ale po spektaklu to wiadomo – szturm i to nie tylko na szatnie 😉 Zresztą legat8, który siedział przede mną (i dzielnie starał się mi nie zasłaniać, za co jestem mu wdzięczna), powiedział, że gdzieś się jeszcze wybieracie, więc stwierdziłam, że pewnie nie macie czasu. To do następnego razu! 😀
Asiu – nazwisko p. Lichorowicz poprawiłam, dzięki za zwrócenie uwagi.
To proszę uwierzyć:
http://www.deutschegrammophon.com/cat/single?PRODUCT_NR=4778332
W Merlinie też jest. Z tym, że za 34 zł cena polska od 11 lutego.
Drugi raz Bacewiczównie by tego nie zrobił. Płyta PN z 1977 roku (chyba) z m.in. 2-gą sonatą też nie może być wznawiana zgodnie z decyzją artysty.
Pomyśleć tylko, że Pani Wanda nie doczekała premiery tej płyty…
Tę sonatę z LP PN z Zimermanem można dorwać na CD Olympii (OCD 392)
Bardzo się cieszę, że Pan Crutchfield w końcu został prawidłowo oceniony. Zupełnie beznamiętny, całkowicie pozbawiony finezji i do tego nieporadny. Soliści wyraźnie nie mieli w nim żadnego oparcia, o pomocy nie wspominając. Orkiestra łapała się jak mogła, i muszę przyznać,że wyszło im to całkiem dobrze, tym bardziej, że „machanie” Crutchfielda nie miało z muzyką wiele wspólnego. Zastanawiam się jedynie, kiedy dyrekcja zrozumie,że nie zagraniczne nazwisko czy paszport stanowią o umiejętnościach czy jakości artsty, o czym już kilkakrotnie się w Poznaniu przekonaliśmy.
Nie zgodziłbym się natomiast z opinią na temat tenora. Sang-Jun Lee był obok Barbary Kubiak jedynym wykonawcą, którego występowi nie można nic zarzucić. Śpiewał czysto, muzykalnie, kreując swoją postać wiarygodnie. Nie ma może głosu na miarę Pavarottiego, ani wzrostu Domingo, ale mimo wszystko zaśpiewał bardzo dobrze. Poza tym o ile mi wiadomo, Sang – Jun Lee jest koreańczykiem.
Pozdrawiam
Dziś o 18.00 w Dwójce rozmowy o muzyce dawnej: http://www.polskieradio.pl/8/402/Artykul/305160,Dziwne-zjawisko
O ciekawe czy on wiedział i dawał zgodę… Obecnie Olympia ma numery katalogowe płyt z literami MKM na początku i tego nie znajduję w ofercie. Tak więc to chyba była jednorazowa licencja. No i oczywiście bez sonat Prokofiewa i LvB. Mam zresztą tego winyla więc mi nie zależy na CD. Zależało mi na winylu Zimermana „Chopin 14 walców” i szczęśliwie nabyłem w zeszłym roku za umiarkowane pieniądze. Posłuchałem. I tyle i mam. Dobrze grane ale nie tak dobrze jakby KZ chciał czyli Ameryki nie odkryłem.
Ja też mam te Walce z nieśmiertelnego Alle…
Mi chodzi o „starą” Olympię” – litery logo żółte w czarnej obwódce.
Mój skrót myślowy. Tych płyt już dawno nie ma w sprzedaży. Kupowało się je we wczesnych latach 90.
Np. to:
http://theblues-thatjazz.com/en/classical/595-gfrazynabacewicz/5327-grazyna-bacewicz-olympia-ocd-311.html
Był taki moment, że dużo muzyki polskiej pojawiło się na tych CD. Całkiem przyzwoicie przeniesione.
Magnus – witam. Oj, fałszował ten „Lejczester” niestety, fałszował, słyszałam gołym uchem. Z informacji o nim podanej przez teatr trudno wywnioskować, jakiej jest narodowości:
http://www.opera.poznan.pl/page.php/1/0/show/2092
Studiował w Yonsei w Korei, ale nie jest expressis verbis napisane, że jest Koreańczykiem… Pewnie jest, ale lepiej byłoby to napisać wprost 😉
Co fałszował 😯 CBA na niego nasłać.
Do Beaty 15:24: właściwie nie powinienem, bo mi lekarz zabronił, ale będę słuchał. 👿
Wodzu, ja rozumiem, że „doktor nam zabroni picia mocnej herbaty”, ale żeby słuchania Dwójki 😯
A tam zaraz CBA nasyłać. Parę nutek i już Policja Myśli potrzebna? 😛
Hm, domyślam się, że wrażenia z audycji o muzyce dawnej w Polsce mogą być równie silne jak mocna herbata, czy nawet bardziej.
Tak czy siak właśnie sobie parzę herbatkę, a za chwilę włączę Dwójkę 😀 Też trochę się podenerwuję, a co. Odmiana w gruncie rzeczy mała, bo codziennie są jakieś powody do nerwów 😐
Dwójki jako takiej to nie, tylko o te nerwy się właśnie rozchodzi. Ale co tam, przecież nie jestem buddystą. 👿
Szanowna Pani Autorko:
Pisze tylko zeby wyrazic wdziecznosc za zajmujace tematy. Nie mam najmniejszych szans zeby podazac trasa wystepow, ktore Pani opisuje. Tym niemniej jestem wdzieczny, ze zwraca Pani uwage na wydarzenia kulturalne, ktore bez Pani umknely by mojej uwadze. Pani wspaniala wiedza jest moja podpora, choc nie zawsze zgadzam sie z Pani zdaniem. Ale – mamy prawo do swoich gustow. Opera Giovanna d’Arco byla mi do tej pory zupelnie nieznana, ale w koncu jestem tylko amatorem opery, nie – znawca. Dziekuje za to odkrycie.
Pozdrowienia.
Bardzo mi miło, Werbalisto, wzajemnie pozdrawiam 🙂
No i po audycji. Parę zdań rzeczywiście wyjątkowo wkurzających, ale właściwie to dopiero początek rozmowy.
Tak, coś w rodzaju tła historyczno-socjologicznego do właściwej rozmowy. Dla mnie najważniejsze było to, co na samym początku powiedziała ta pani z młodszego pokolenia – że pojechała do Bazylei i tam oprócz innych zagranicznych osobliwości zobaczyła brak ścisłej specjalizacji u akademików. No coś podobnego, to niby ma znaczyć, że adiunkt strunoznawstwa ma wiedzieć, jak wygląda cała gitara i do czego służy? U nas nie do pomyślenia na szczęście. A poza tym wszystko fajnie, orzemy ugór, pracujemy, byliśmy 100 lat za Murzynami, a teraz jesteśmy tylko 80 i to nie jest nasze ostatnie słowo.
Troszkę nie tak, Wodzu, z tą Bazyleą. Chodziło nie o „brak ścisłej specjalizacji”, tylko o brak rozdziału między teorią a praktyką, między muzyką a muzykologią. No i słusznie, bo taki podział jest sztuczny. To tylko w tak zatęchłym systemie nauczania jak nasz uważa się, że teoretyk nie może grać, a muzykowi czynnemu na cholerę muzykologia, ma wycinać nutki i juszszsz. 👿
Takie też trochę dziwne mi się wydało powiązanie średniej szkoły warszawskiej (na Bednarskiej) z… akademią w Bydgoszczy. Ale rozumiem, że to przez osobę p. Urszuli Bartkiewicz.
A to co mówili o Scholi Cantorum w Kaliszu to najprawdziwsza prawda. Sama słyszałam kilka zespołów, które tam wygrywały – dobry poziom + wielki poziom entuzjazmu + ogromny wkład pracy młodych ludzi i ich nauczycieli. Mam nadzieję wpaść tam kiedyś na koncert laureatów (nie wiem, czy się uda w tym roku, chociaż może). Z roku na rok poziom startujących zespołów jest wyższy. No a jurorzy mają b. poważne podejście. Po werdykcie każdy z nich spotyka się z każdym z zespołów osobno i – uwaga! – odpowiada na b. szczegółowe nieraz pytania członków zespołów dotyczące zaprezentowanych w konkursie interpretacji, techniki gry na instrumentach itd. Trzeba słuchać b. uważnie i notować, bo jak nie to plama 😉 Robią tam kawał dobrej roboty u podstaw.
Widocznie inne powiązanie nie było możliwe. Jestem skłonny w to wierzyć. 😎
Teoretyk, aby grać, może z ojczyzny naszej pojechać na przykład do Hiszpanii, jak zrobiła to jedna pani muzykolog z Warszawy. Efekt jest taki
http://www.myspace.com/meendinho
Płyta z Cantigas de amigo powinna być w elementarzu każdego zainteresowanego (i pewnie jest).
Tylko nie jestem pewien, czy joglar się wykłada żongler na polski. Ale to chyba nie pani Paulina pisała. 🙂
Powiązania Bydgoszcz-Warszawa miałem na myśli. 😎
Taak, pamiętam Paulinkę jeszcze z czasów, kiedy jeździłam na Pieśni Naszych Korzeni. Zaczynała śpiewając z takim zespołem Pressus z Zielonej Góry. Potem poszła na tę muzykologię, potem pojechała do Santiago. Prawdę mówiąc nie pamiętam, żeby śpiewała coś poza tymi Cantigami (i z Pressusem, i potem ze swoimi formacjami), za to miło się tego słuchało.
Pozwolę dołączyć się do komentarzy dotyczących Marii Stuardy.Przedstawienie wpisuje się w nienazwaną „tradycję skrótów „w wystawianych operach w Poznaniu. Wycięto piękny duet Marii i Leicestera :”Da tutti abbandonata…Ah! Se il mio tremo giammai”. Może i dobrze, bo wstyd byłoby w nim słuchać pana Wolvertona. Panią Cifrone zaangażowano nie bacząc na nieprzychylne dla niej recenzje z wykonywania partii Elżbiety na scenie Opery Północnej. Nie po raz pierwszy zresztą popisowe „z nadania” arie wykonywane są przez solistów umieszczanych w głębi sceny. Cabaletta Elżbiety z pierwszego aktu początkowo była ledwie słyszalna. Co do nagrań , to interesujące jest nagranie z ENO z 1982 roku z Janet Baker i Rosalind Plowright z ciekawym „odwróceniem „głosów. Elżbieta jest sopranem a Maria mezzosopranem.Poza tym belcanto po angielsku jest równie piękne.
Schola w Kaliszu to naprawdę coś wspaniałego, szkoda tylko że jest skierowana głównie na dzieci i młodzież, zwłaszcza amatorską (chociaż ciężko o dziecko które gra na fideli bądź violi da gamba nie mając fundamentów pozyskiwanych w szkole muzycznej), zapominając o jej starszych wychowankach.
W Festiwalu mogą brać udział osoby do 20 roku życia, a co z tymi które wyrosły na Scholii i nie porzuciły muzyki dawnej? Są co prawda koncerty towarzyszące gdzie występują starsze pokolonia, zwycięzcy są zapraszani do koncertowania pośród starszych kolegów ale nie ma właściwie na festiwalu bezpośredniej (w której wcale nie musieli by być przegrani) lub chociaż pośredniej konfrontacji młodych zespołów, które zaczynają dopiero swoją przygodę z muzyką dawną, a dla których mogła być to motywacja do dalszej pracy, dla starszych natomiast przeniesienie swojego wykonastwa na wyższy poziom bo przecież co roku w Festiwalu biorą udział naprawdę wielkie autorytety.
W szerszej perspektywie też nie jest lepiej. Niestety oprócz Forum Muzykii Dawnej na UMFC , Akademii Wilanowskiej (która od trzech lat się nie odbywa bo miasto nie widzi sensu w jej finansowaniu…) i bodajże kursów podczas Letniej Akademii w Lidzbarku nie ma innej sposobności dla studentów/starszych „amatorów” by rozwijać swoje umiejętności jak tylko pobieranie prywatnych kursów/konsultacji u profesorów.
Paulina mówi i śpiewa 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=-JmNm12TbLc&feature=related
Zmieniła fryzurę, kiedyś miała dłuższe, rozpuszczone włosy 🙂 Śpiewa coraz ładniej. Jest jej trochę na tubie.
Krzysztof, Dawny – witam i dziękuję za wypowiedzi z różnych światów 🙂 Chyba o tej muzyce dawnej to muszę osobny wpis zrobić, wtedy sobie więcej ponarzekamy 🙂 Kursy letnie muzyki dawnej robiono jeszcze w Świdnicy, przy Festiwalu Bachowskim, ale tam jakoś nie umiano szerzej ich zareklamować.
Co do Stuardy, jakoś tak rzeczywiście krótka mi się wydała, a nie znam dzieła na tyle, żeby wiedzieć, co wycięto – dzięki za informację…
Ja już nie będę narzekać. Jeszcze ktoś pomyśli, że upierdliwy jestem. 🙂
Co innego trochę sarkazmu, to mogę obiecać. 😎
No nie, to ta Stuarda była podwójnie skrócona (nie tylko o głowę)… Teraz to już nie ma żartów, muszę posłuchać w najbliższym czasie jakiegoś nagrania, gdzie jest w całości.
Nie udało mi się być ani we Wrocławiu, ani w Poznaniu. Słyszałem fragmenty „MS” w wykonaniu Woś i mogę sobie wyobrazić, że była to kreacja. Myślę, że Woś nie tylko w naszym kraju nie ma silnej konkurencji w partiach belcanta. Zrekompensuję sobie te nieobecności w piątek. Pójdę z „Łucję…” w „wydaniu”Woś w Łodzi. Szkoda, że ten teatr, na oczach wszystkich milczących, zapada się pod ziemię… Uściski Dorotko!
PS. Zdaje się, źe Woś ma w tym sezonie jeszcze premierę „Traviaty” w Gdańsku i chyba też tan „Anny Boleny”. Będzie ostro 🙂
Dla mnie „Schola cantorum” to rewelacja, ale roznie sie od Dawnego, bo uwazam, ze to chyba dobrze, iz wlasnie tylko dla dzieci i mlodziezy i do tego glownie amatorskiej. Ten blog i jego komentatorzy jest sila rzeczy bardzo wielkomiejski, a uczestnicy „Scholi..” przeciez na ogol sa z niewielkich miast i miasteczek i tam ta muzyka zyje sama radoscia jej wykonywania i sluchania. Cos niebywalego wczasach TV, gier komputerowych, internetu.
Pobutka.
Dzień dobry 🙂 Gdzie te czasy, kiedy śpiewało się ten piękny kawałek…
ROM-ek – absolutnie się zgadzam. Tylko że później to idzie właściwie w próżnię… Kiedy ktoś chce coś poważniejszego w tej dziedzinie zrobić, ciężko jest. Ale może faktycznie zrobię na ten temat osobny wpis.
Słuchajcie, słuchajcie! Zawsze było wiadomo, że Andras Schiff to klasa i odważny człowiek:
http://wyborcza.pl/1,75248,9033510,Artysci_gromia_Orb%C3%A1na.html
„Rzepa” łagodna wobec obu weekendowych premier:
http://www.rp.pl/artykul/9131,602940-Dziewice-z-odzysku.html
A ktos moze powiedziec cos wiecej o tym forum muzyki dawnej? To sa warsztaty, czy konferencje naukowe, nie ma o tym w necie a na stronie Uniwersytetu lapidarna wzmianka bez opisu. Wiem tylk ze maja byc jakies warsztaty tanca prowadzone przez Romane, ale nawet nie podano co, jaki okres i styl.
Przykladem pozytywnej edukacji muzyki dawnej jest zespol z Poniatowej Scholares Minores, prowadzony przez panstwa Danielewiczow. Mialam okazje tam uczyc dzieci tancow dawnych i do tej pory nie spotkalam lepszego zespolu, nawet jesli taniec jest traktowany jako elegancki dodatek do muzyki dawnej. Zespol znany tez zagranica, nie wiem czy w Polsce wystepuje tak czesto jak poza naszymi granicami. Jest to pasja organizatorow, dzieci, rodzicow – calego spoleczenstwa, i mysle ze tego nalezy brac przyklady jak uczyc.
Rok temu napisalam prace na zaliczenie koncowe egzaminu o edukacji w tancu dawnym. Wyszedl tez z tego spory artykul ale niestety nie doszlo do jego publikacji. Mial sie ukazac w Edukacji Pomorskiej.
W Rzepie dość osobliwe ostatnie zdanie:
„Należy jednak je obejrzeć, by uświadomić sobie, jak atrakcyjna może być opera niezdominowana przez reżyserskie pomysły.”
gdy recenzent pisze o tym, że nie warto oglądać, a warto słuchać!
ach PAKu – jakie piekne Matutinum, szkoda tylko, że mogę je wysłuchiwać w okolicach Tercji
Forum to głównie indywidualna praca z wykładowcami. W zeszłym roku były chyba dwa ogólnodostępne wykłady i koncert gościa (oprócz inaugurującego i finałowego, natomiast tańca nie było więc nie mam pojęcia jak to będzie wyglądać.
Do Chiaranzany: Schola Cantorum to ciekawy przyklad udanej inicjatywy odgornej, ktora trafila na dobry grunt w dobrym momencie. W 1978 owczesne Ministerstwo Oswiaty zwrocilo sie do Kalisza o zorganizowanie Ogolnopolskiego Festiwalu Zespolow Muzyki Dawnej. Festiwal sie udal, z czasem inicjatywe przejelo miasto i lokalni dzialacze i entuzjasci muzyki, ale o ile wiem to Min. Edukacji Narodowej nadal wspiera ten coroczny kaliski zjazd setek mlodych ludzi i dziesiatkow zespolow. Koncert odbywaja sie kosciolach, salach koncertowych, nawet w ratuszu, a wszystko to dzieje sie w czasie ferii zimowych. Wiecej informacji pewnie moze dostac z wydzialu kultury m. Kalisza.
Do Gospodyni: Nie wiem czy to idzie w proznie; moze nie objawia sie powstawaniem zespolow doroslych muzykow amatorow, ale cyba jednak zostaje w ludziach.
Nawet przeczytać wszystkiego nie zdążę. Ale Maria Stuart jest mi bliska, bo w tym debiutowałem w roli Henryka w scenie otrucia. W liceum oczywiście, ale na prawdziwej scenie. Kroniki nie odnotowały, po debiucie nic już nie nastąpiło z wielką stratą dla kultury polskiej. Co prawda to była Maria Stuart Słowackiego nie Shillera, a tym bardziej nie Dionizettiego, ale zawsze.
Dawno temu doszedłem do wniosku, że opery nadają się tylko do słuchania, a do oglądania zupełnie nie. To pod wpływem rodzimych spektakli z lat 50-tych i 60-tych. Teraz zmieniłem poglądy. Coraz częściej zdarzają się wystawienia, które ogląda się z większą lub mniejszą, ale jednak przyjemnością. Z drugiej strony za najlepsze uważam takie pomysły reżyserskie, których nie daje się zauważyć. Są wyjątki, ale najczęściej te bardzo zauważalne zmniejszają przyjemność ogladania.
A oto jak można inscenizować przedstawienia operowe niedużym kosztem łącząc plastyczne wysmakowanie z muzyczną najwyższą jakością:
http://www.youtube.com/watch?v=PneV6_XC5rU&NR=1
Papa Haydn kiedyś napisał operę (no dobra, Singspiel) specjalnie dla teatru marionetek, więc to ma pewne tradycje. 🙂
Ale te praskie lalki są wyśmienite! Widziałem kilka lat temu właśnie to przedstawienie (z głosami z nagrania pod dyr. Ostmana). Dość przegięte w kierunku komedio-groteski, ale zrobione ze smakiem. Żadna marionetka nie mówiła później, że ma poobijane kolana.
Kiedyś, w dzień jubileuszowych urodzin Mozarta w Salzburgu, kiedy wszystkie instytucje muzyczne miały dzień otwarty i darmowy, miałam możność podejrzeć od tyłu w teatrze marionetek, jak się to robi. Imponujące, ile sznureczków przypada na jedną postać 😯
I co taka marionetka potrafi zrobić… tylko jej mimiki brakuje 😉 .
Ja i trochę mimiki u niektórych marionetek widziałem.
(Ale najlepsze co widziałem, to rozpoławianie marionetek szpadą przez inne marionetki 😀 I to w Don Giovannim, prawie Mozarta 😉 )
Ten praski Don Giovanni był kiedyś na Wratislavii. Oj, ale on to dopiero był ścięty…
Nie wiem, czy to jest ten sam teatr:
http://picasaweb.google.com/PaniDorotecka/Praga02#5226930818641105538
@PAK: CO?!.. Wzdrygam się na samą myśl o podobnym okropieństwie… (a propos nawiasu).
@Gospodyni: Na zasadzie „za twe niegodziwe zbytki, chodź do piekła, boś ty brzydki”?
Anno:
Wnętrzności marionetek wcale nie odpychają, a sama scena była umiarkowanie krwawa, jeśli w ogóle krwawa (nie pamiętam już, czy paski krwi tryskały, czy nie…).
Pani Kierowniczko:
Ten Don Giovanni był importem z Włoch, a może nawet Sycylii.
—
Pobutka.
No i nie dowiem się, choroba, co tak rozśmieszyło Panią Dorotę w moim tekście do wrocławskiej Joanny. A jak człowieka nie krytykują (patrz poprzednia wymiana zdań…) to nie ma szans na poprawę!
Nagranie z Sills istotnie znakomite, zwracam uwagę na Eileen Farrell w roli Elżbiety, panią o głosie „jak trąba jerychońska” (hehehe…) co umiała wszystko, od Donizettiego, przez Wagnera po jazz i pop, tylko wolała w domu siedzieć z ukochanym mężem.
Są też sławne piraty z Caballe i Gencer.
Willa Crutchfielda nie znam jako dyrygenta, ale znam jako piszącego o muzyce z czasów niezapomnianego, choć krótkotrwałego, pisma amerykańskiego Opus. O ile się nie mylę (jestem 2000 km od domu i nie ma jak się upewnić), ale to chyba on miał w tym piśmie kilometrową polemikę na dwa głosy z Conradem Osbornem (wielki znawca śpiewu) na temat sztuki Fischer-Dieskaua. Dzisiaj nie ma już takich pism, gdzie by się takie rzeczy odważali drukować.
Ogonek, łapeczka (Bobiku, przepraszam za plagiat)
PMK
Dzień dobry,
Panie Piotrze, jak już koniecznie to Panu niezbędne do szczęścia, to ubawił mnie np. marsz „na tle nerwowym” czy różne tam takie: „Verdi sięga tu po swe najlepsze argumenty: pokrętna figura rytmiczna w smyczkach towarzyszy rozterce Joanny, tenor zaś odpowiada prostą, wzlatującą ku górnym rejestrom melodią, której Joanna nie jest w stanie się oprzeć”. Itd. itp., ogólnie po tej lekturze można jeszcze lepiej się bawić słuchając tej katarynki 😉
Jednak myślę, że niejakim szokiem byłby dla Pana synopsis zmontowany przez panią dramaturg 😉
Jak krytykują, każdy ma szanse na poprawę, ale nie każdy ma chęć (patrz poprzednia wymiana zdań…). 😈
Ogonek i łapeczki chętnie wypożyczam, ale za stosowną opłatą. 😀
W naszej operze ostatnio nie mam solistom nic do zarzucenia. Z trzech spektakli obejrzanych w ciągu roku jedna tylko partia (męska) była położona głosowo.
Chyba niedługo znów się wybierzemy, ale raczej na balet. Po obejrzeniu „Czarnego Łabędzia” córeczka zapragnęła pójść na balet. Oprócz filmu wpływa i to, że ma serdecznego kolegę, który w balecie tańczył po szkole baletowej. Skończył jeszcze ASP i biotechnologię, więc już w balecie nie tańczy. Inny kolega aktualnie tańczy u pani Weiss, choć nie jest po szkole baletowej. Ale wracając do rzeczy. Córeczka była filmem zachwycona, my, czyli rodzice, zupełnie nie. Wydaje nam się, że środki mało adekwatne to treści. Ze „Źródła” niewiele zrozumieliśmy, ale przynajmniej wizualnie nam się podobało. Tutaj przyszło nam obojgu odwracać głowy od ekranu.
Nie mogliśmy też oboje (aż dziw jak zbieżne mieliśmy opinie) przyjąć sprowadzenia motywów działania Odylii do sfery seksu. To bardzo ułatwiło poprowadzenie akcji filmu w zamierzonym kierunku, ale wystarczyło popatrzeć na odpowiednik Czarnego Łabędzia w treści filmu, czyli na tancerkę z Kaliforni, która nie tylko w seksie swoje zło uzewnętrznia. Poza tym może i jestem purytaninem w swerze obyczajowej, ale nigdy by mi nie przyszło do głowy, żeby seks utożsamiać ze złem. Oczywiście można tłumaczyć, że w filmie poluzowanie seksualne ma prowadzić do ogolnego wyluzowania, a nie do otrzaskania ze złem, ale takie tłumaczenie nie pokrywa się z logika filmu.
To jest kompletny offtopic. Nic o muzyce tylko o filmie. Ale muzyka Czajkowskiego tam jest. I kupiłem bilety na Marizę. Może to nie to co opera, ale słucha się dobrze.
Jeszcze o „Czarnym Łabędziu”. Uprzedzam, że ozumiem intencje reżysera. Dziewczyna dostając rolę Królowej Łabędzi słyszy, że jest słaba jako Odylia, ponieważ nie ma doświadczenia erotycznego, które pozwala być przekonującą w uwodzeniu i pokazać tkwiące w niej zło. Przeciwko własnej naturze robi wszystko, żeby tym „niedostatkom” przeciwdziałać i popada w schizofrenię. Konflikt wartości życiowych i artystycznych. Tylko przerost bardzo drastycznej formy nad treścią sprawia, że cały film traci wiarygodność. Poza tym jak na film, który ma być tak wysublimowany artystycznie, za dużo zapożyczeń. Niektóre sceny bardzo kojarzą się choćby ze „Wstrętem” Polańskiego. Toksyczne relacje artystki z matką były podobnie pokazane w kilku filmach, np. w Szarych Ogrodach.
Albo w Pianistce 🙂
Tak czy owak, muszę na tego Łabędzia iść. I wtedy może coś napiszę, jeśli uznam, że będzie warto.
PAK-u:
Nie o stronę wizualną mi chodzi, tylko o fakt, NAD KIM (jak mniemam) się tak znęcają…
Fischer-Dieskau tak rozpracowany bardzo by mi się przydał – przypomnę się z pytaniem o szczegóły po zmianie współrzędnych geograficznych. W Niemczech biedak, szczególnie od kiedy nie śpiewa, robi często za pomnik, chociaż uparcie próbuje im zeskakiwać z cokołu. Ogólnie wydaje się dość poharatany wewnętrznie przez krytykę, dużo o tym pisze w drugim tomie swoich wspomnień, tych pisanych już po zakończeniu kariery.
No to się chyba skuszę na te żylety i trąby jerychońskie w Stuardzie, raz kozie śmierć 😉
Wydaje mnie się że obsobaczanie Crutchfielda jest żdziebko przsadzone. O ile pamiętam kilka lat temu miał kilka według mnie całkiem udanych spektakli w miejscowej Operze Narodowej, w tym koncertowego Wihelma Tella oraz Opowieści Hoffmana i Tankreda z fantastyczną partią tytułową Ewy Podleś i doskonałą Agnieszką Wolską jako Amenaidą. Nota bene Wolska wydawała się caiem obiecującą wykonawczynią repertuaru bel canto i Verdiego, ale ostatnio coś oniej cicho.
Agnieszka Wolska w bardzo dziwnych miejscach śpiewa:
http://www.agneswolska.pl/
Nigdy nie zachwycałam się jej wykonawstwem, coś takiego było w jej głosie, jakby śpiewała falsetem, i nie w sensie barwy, lecz obawy, że za chwilę zajodluje… Jak jej słuchałam, łapałam się za gardło.
Crutchfielda zawdzięczamy niestety Pani Ewie. Na tle tych, co za Pietkiewicza pokazywali się za dyrygenckim pulpitem, jakoś tam jeszcze wypadał. Ale to przecież naprawdę raczej korepetytor – i krytyk, jak przypomniał PMK – a nie dyrygent. Tu trzeba innych cech: umiejętności panowania nad całością.
Ale mmio wszystko wypadał lepiej niż ostatni maestro z importu który prowadził Wesele Figara w Operze Narodowej,
Anno:
Tak, Komandor nie zasłużył na taki los…
PS.
Właśnie dostałem mejlem zawiadomienie-zaproszenie do udziału w konkursie:
„NA HEJNAŁ IV OGÓLNOPOLSKIEGO ZJAZDU KRYSTYN” 😀 (Blog muzyczny, to może zainteresowani się znajdą 😉 )
Jest przedwojenna piosenka z „Panną Krysią” w tekście i przebój Wojciecha Młynarskiego. 2 nawiązania gotowe, reszta to już łatwizna 🙂
Sus stylistyczny (od kryśkowego hejnału znaczy się 😉 ), wtręt średniowieczny, m.in. pod hasłem Schola Cantorum Basiliensis:
Właśnie ukazała się nowa płyta Agnieszki Budzińskiej-Bennett i jej Ensemble Peregrina, „CRUX. Parisian Easter music from the 13th & 14th centuries”:
http://www.glossamusic.com/glossa/reference.aspx?id=222
PAK-u:
Niestety w większości opracowań tematu to przede wszystkim on jest głównym „chłopcem do bicia”, że się tak wyrażę 🙁 . A to taki porządny, honorowy facet.
To znaczy Pani się w sensie pozytywnym ubawiła – to co innego…
Synopsis czytałem. Powiem, jak ten księgowy w kabarecie: „mie tam to nie śmieszy”.
A z „zasadą Petera” w tej dziedzinie bywa często. Jeffrey Tate czy Emmanuelle Haïm to inne przykłady: ludzie tak dobrzy w swojej branży (klawesynista, asystent, korepetytor, chórmistrz, skrzypek solo etc), że ich awansowano ponad ich możliwości, czyniąc im krzywdę. Fischer-Dieskau też chciał być dyrygentem, czym dorobił się tylko złośliwych anegdot.
Że nie wspomnę o Alanie Curtisie, który istnieje jako dyrygent tylko wyłącznie dzięki pewnej zamożnej autorce bestsellerów…
Wrrrr.
PMK
Zamożna autorka beststellerów brylowała niedawno na scenie berlińskiej Staatsoper w wiadomym towarzystwie 😉 A chodziło o „zwierzęta u Haendla”: http://www.staatsoper-berlin.de/de_DE/calendar/7296868
Ależ to wspaniałe!
Die Kriminalromane mit Commissario Brunetti machten sie weltberühmt, aber es gibt noch einen weiteren Helden in ihrem Leben: Georg Friedrich Händel.
Jakie romantyczne…
Obrażam się na tego Händla. 👿 Jak nawet feniksa potrafił uwzględnić, a psa zlekceważył…
A propos bel canta i Pani Wolskiej…
Duet z Normy… kto niewidział niech posłucha…ale czy na pewno Normy :p ?
http://www.youtube.com/watch?v=lQ9SsAkxBQ0
http://www.youtube.com/watch?v=SOIGMbuBBjc&feature=related
pozdrawiam!
Bobiczku, bo nie znał Ciebie. 😀
A Lolo ma jakieś specjalne wzgledy u Łotra?
Przepuścił mu dwa linki. 😯
Dzięki Dywaniku ulubiony za info o płycie Bacewicz/Zimerman.
Już zamówiłam w Merlinie.
Przy Was zawsze się człek pożywi.
Nie u Łotra, tylko u mnie 😛
A to p. Wolska z p. Podleś 😉
http://www.youtube.com/watch?v=CJjeO5tbKLA&feature=related
A z ciekawości zapytam nie o operę. Był ktoś może w Łodzi na koncercie Natalie Clein? Na Wyspach to już chyba mega gwiazda.
O! Piotruś 🙂 Ja niestety nie byłam, czego żałuję, bo fajna. Chyba macias1515 wypowiadał się, że był.
tu: http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=607#comment-82514
Byłem w Łodzi, ale nie byłem….
Miałem być również jutro i zajrzeć do TW (J.Woś), ale przed chwilą się dowiedziałem, że w sobotę raniutko lecę do Paryżewa, więc znowu nici..