Zapoznane piękno
Do tego wpisu natchnęły mnie wrzucane ostatnio youtubowe znaleziska Hoko i innych, a także nowy album z wybranymi nagraniami Wandy Wiłkomirskiej, wydany przez Polskie Radio. Od dawna uważam, że przypominania jej wspaniałej gry jest dużo za mało. Osobę, i owszem, przypominano (zwłaszcza gdy kończyła 80 lat), natomiast o jej płyty trudno. Dlatego ucieszyłam się ogromnie z tego albumu.
Na pierwszej z płyt są wszystkie sonaty Brahmsa w nagraniu z 1974 r. Tu przeszkadza mi skrajne zróżnicowanie osobowości: emocjonalnej skrzypaczce towarzyszy pianista-buchalter (Tadeusz Chmielewski), któremu tych emocji brak. Może Wiłkomirska dobrała sobie muzycznego partnera z podobnych powodów, co ładna dziewczyna brzydką przyjaciółkę: żeby na tle lepiej się prezentować? W każdym razie grali razem wiele lat. I choć ona jest cudowna, to czuję tu pewien niedosyt. Znika on na drugiej płycie. Mamy na niej nagranie z 1955 r. V Koncertu skrzypcowego Grażyny Bacewicz (trochę po socrealistycznemu ciężki jeszcze, ale ulubionego oberka w finale nie brak) z orkiestrą Narodowej pod Witoldem Rowickim, VII Koncert tejże autorki w nagraniu z 1979 r., z tą samą orkiestrą, ale pod batutą Andrzeja Markowskiego (w stylistyce, którą już trochę lepiej znamy) i wreszcie najpiękniejsza rzecz – Koncert na skrzypce i orkiestrę smyczkową Andrzeja Panufnika, z Polską Orkiestrą Kameralną i Jerzym Maksymiukiem (nagranie też z 1979 r.), świetnie pamiętany przeze mnie z Warszawskiej Jesieni. Pamiętam też wzruszające ponowne jego wykonanie w 1990 r. ze Scottish Chamber Orchestra pod batutą kompozytora, który przyjechał wtedy do kraju pierwszy (i ostatni niestety) raz od swojej emigracji, a Wiłkomirska – po raz pierwszy po 9 latach. Skrzypaczka tłumaczy w książeczce, że wybrała jednak nagranie z Maksymiukiem, „bo w tych naszych wspólnych wykonaniach tak iskrzyło…”.
Sztuka wykonawcza Wiłkomirskiej miała w sobie (piszę w czasie przeszłym, bo Maestra już nie gra, pozostała jednak przy pracy pedagogicznej) coś niezwykle szlachetnego. W książeczce pisze o tym jej brat Józef, dyrygent: „Z jednej (…) strony gra Wandy była intuicyjna, spontaniczna, emocjonalna. Z drugiej jednak strony, była logicznie skonstruowana i przepuszczona przez filtr osobistej kultury i muzycznej wiedzy. I oparta – o czym nie wolno zapominać – o solidny, zróżnicowany warsztat”. Tak: ta osobista kultura oraz warsztat – to był po prostu elementarz, podstawy, na których można było budować emocjonalność. Ta emocjonalność, choć zdyscyplinowana, nie miała w sobie nic sztucznego, przeciwnie – można to usłyszeć choćby w najsłynniejszej chyba kreacji Wiłkomirskiej, I Koncercie Szymanowskiego (w II Koncercie zresztą też). Karłowicza moim zdaniem też grała najpiękniej.
Ale ciekawe, że poza tymi paroma filmikami z muzyką polską wrzucił na tubę parę nagrań Wiłkomirskiej pewien Amerykanin. To nam przypomina, że nasza skrzypaczka nagrała wiele płyt na świecie. Ich nikt wznawiać zapewne nie będzie… A choćby z recenzji pokazanych w powyższym filmiku widać, że w swoich czasach były wydarzeniem. No i teraz przyszło im na to, by być ewentualnymi znaleziskami – dzięki kolekcjonerom winyli z muzyką poważną, czyli niszy nisz.
Iluż to było pół wieku temu wspaniałych artystów, o których niesłusznie zapomniano… Tak chciał los – jedni nagrywali więcej, inni mniej, zależy też, dla jakich wytwórni i jaki jest stosunek tych wytwórni do dawnych nagrań. Zwykle jest taki: wznawia się nazwiska-legendy, giganty znane na całym świecie. A co z tymi, którzy dali się poznać trochę mniej? Jak niedawno podziwiana tu przez nas Galina Barinowa i bohaterowie wielu innych nagrań tu wrzucanych. Łączy ich to właśnie, co cechuje Wiłkomirską: wiedza i warsztat jako podstawa, na której buduje się emocje, nie rozbuchane, lecz pełne szlachetnej prostoty.
Zaciekawiona z kolei znaleziskiem Hoko sprzed paru dni, czyli owym przesmutnym Mozartem w wykonaniu duetu Nap de Klijn/Alice Heksch, poszperałam za nimi. Było to małżeństwo holenderskie pochodzenia żydowskiego, które z upodobaniem (i pięknym, szlachetnym efektem) uprawiało muzykę kameralną: we dwoje jako Amsterdam Duo (a zdarzyło się, że i jako Romano Rubato i Bianca Ritorno), a także w Amsterdamskim Kwintecie Fortepianowym, a sam Nap w Niderlandzkim Kwartecie Smyczkowym. I tu, jak po nitce do kłębka, trafiłam na niejakiego Paula Godwina, człowieka z Sosnowca o niesamowitym życiorysie. Ciekawe, że nawet jest w polskiej Wiki, gdzie brak holenderskiej części biografii, która nas tu interesuje, ale jest wspomniana jego działalność berlińska, o której więcej jest w Wiki angielskiej (na tubie zresztą funkcjonuje głównie w tej wersji…). Odrobinę więcej o okresie holenderskim jest w Wiki niemieckiej, (gdzie z kolei uderzyło mnie, że grywał z nim oraz z Napem i Alice… młody Jaap Schroeder). Dla mnie nie ulega wątpliwości, że dopiero po wojnie ten uczeń Barcewicza mógł wreszcie robić to, co naprawdę chciał.
Komentarze
W latach 70. Pani Wanda nagrała, o ile dobrze pamiętam na Stradivariusie wypożyczonym z kolekcji Kongresu, całą serię płyt dla Connoisseur Society, m. in. z Antonio Barbosą i innymi pianistami (David Garvey, Ann Schein). Jest tam jedna z najpiękniejszych sonat Francka, jakie znam, sonaty Deliusa (!), Prokofiewa, Brahmsa, Kreislery i inne „bisy”. Wszystkich tych płyt nie widziałem nigdy. Dzisiaj są praktycznie nieosiągalne. Może wypłyną na internecie…
PMK
Dodam jeszcze – już nie do wpisu, bo i tak długi – że ten komplet skrzypcowych sonat Mozarta został wydany ze dwa razy na CD. Nic dziwnego, że okazał się kultowy – to prekursorstwo HIP: Alice gra na pianoforte, a i samej stylowości nie da się nic zarzucić. A ich młodszy kolega Jaap też potem w HIP poszedł 🙂
PMK – 🙁
Gdzież te płyty, ach, gdzież…
Podłubawszy i znalazłszy to :
http://www.arkivmusic.com/classical/Name/Alice-Heksch/Performer/38025-2
Mam nadzieję, że Pani Wanda je ma. Kilka z nich jest w archiwum Polskiego Radia, ale raczej nie wszystkie.
Tak, ja właśnie to znalazłam. Jak również kwartety Mozarta (Nap, Jaap, Paul):
http://www.ebay.com/ctg/Mozart-Quartets-Jaap-Stotijn-Netherlands-String-Quartet-Nap-Klijn-CD-Dec-1996-Globe-Netherlands-/55122899
A tu można sprawdzić, jak brzmią pozostałe sonaty:
http://www.amazon.com/Wolfgang-Amadeus-Mozart-Violin-Sonatas/dp/B001R5S37O
Inny, baaardzo zabytkowy Mozart:
http://www.youtube.com/watch?v=JQ-nQxv_A4A
Hm… z innej beczki – gdzie znajdę artykuły traktujące o głosie kontratenorowym?
Hm… trzeba poguglać 🙂 Z pamięci powiedzieć nie potrafię…
Hm… guglanie jest fajne, ale zagadywanie… macht echt Spaß…
Zagadywanie zagadywaniem, ale zaszczekanie to dopiero robi szpas. 😀
Pobutka! 😀
http://www.youtube.com/watch?v=Hq4F2f4021I
W kwestii kontratenora spotka się przede wszystkim mnóstwo sprzeczności i polemik, bo współczesne pojęcia o tym głosie, od czasów Alfreda Dellera, nie mają wiele wspólnego z jego historyczną tradycją.
Myli się nie tylko falsecistę i kontratenora (czyli wysokiego tenora z przejściem na „mixte” – Gedda potrafił do wysokiego F, które Bellini napisał dla Rubiniego w Purytanach), ale jeszcze francuskiego haute-contre (tak nazywano w latach 80. falsecistów), który jest właśnie wysokim tenorem (Lully, Rameau, Gluck).
Pewne jest jedynie, że obecność tych śpiewaków w operze barokowej jest sprzeczna z historią. Haendel nigdy nie napisał żadnej roli operowej na ten głos, a kiedy nie miał kastrata, zawsze zastępował go kobietą. W dziełach angielskich (oratorium, oratorium dramatyczne, opera angielska) użył ich trzech (np. Dawid w Saulu i Athamas w Semele), przy czym tylko jeden (Athamas) był zawodowym śpiewakiem i tylko on ma imię… (Daniel Sullivan; pozostali to p. Russell i p. Brett).
W wielkich rolach operowych pisanych dla kastratów (w rodzaju Cezara) panowie ci spalają się błyskawicznie. W ogóle to głosy bardzo kruche i szybko gasnące, jeśli nazbyt ambitne. Słyszałem ostatnie koncerty Scholla : jest w strzępach, a właśnie ma nagrywać Cezara!
PMK
Pani Doroto, gdzie ten komplet? Bo na płycie to tylko pięć sonat 🙂
A dodam, że obok Sonat i Partit Bacha jest to mój najulubieńszy muzyczny komplet (może jeszcze WTC). I jak na razie, „starocie” górą 🙂 Niżej interpretacja, którą lubię najbardziej (jest komplet!), niestety na tubie tylko jeden fragment.
http://www.youtube.com/watch?v=647Cu-C8wq8
Dzień dobry!
Tylko mały wtręcik a propos wspomnianego Jaapa Schroedera, u którego miałam szczęscie rozpoczynać romans z barokiem:ten mocno już starszy pan nadal w świetnej i formie i nadal uczy i koncertuje! Nie do zdarcia,jak Gustav Leonhardt.:)
Bardzo pięknie je grają Rachel Podger i Gary Cooper na Channel Classics.
Panie Piotrze,
tak, wśród nagrań „poinformowanych” to chyba będzie najciekawsze, jednak te „starocie” jakoś bardziej na mnie działają 🙂
A który z głosów brzmi ciekawiej – mezzosopran czy kontratenor?
Zawsze brakuje mi alikwotów danych naturalnemu mezzo.
Cóż, co natura, to natura…
Dzień dobry,
Pobutkę by trzeba jakoś nową, bo ta już była zalinkowana w tekście…
Jak to trzeba uważać na słowa. Rzeczywiście, „komplet” może być rozumiany jako „wszystkie”. Miałam na myśli komplet znajdujących się na płycie. Jak po staroświecku mówiło się komplet = zestaw 🙂
mapap – widać HIP konserwuje 😉
Ciekawy ten Boskovsky. Ale kto pamięta, że grał Mozarta? Pamięta mu się koncerty noworoczne z Jasiem Straussem & Co. To podobnie jak było z tym Godwinem…
Zresztą koncerty też świetne. Do dziś się mówi, że nikt lepiej nie czuł ducha walca…
No tak, nie chciało mi się kliknąć,. bo myślałem, że to ta „przesmutna” druga część, co linkowałem we wcześniejszym wpisie 🙂
To może smuteczek w wydaniu Sterna; nagranie nie najstarsze, ale też bardzo je lubię 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=QGyMr5nZ_r0&playnext=1&list=PL16856452E785D039
A tu rozmowa o Wandzie sprzed kilku lat:
http://www.violinist.com/discussion/response.cfm?ID=5294
Bach… Jak po latach wzięła się za Bacha, wiele wzięła z grania HIP-owego. Sama o tym mówiła 🙂
Czy Wanda ma swoje płyty? Boję się, że to nie było łatwe przy tylu dalekich przeprowadzkach… Zresztą ona nie przywiązuje się do rzeczy. Mawia: „mój dom jest tam, gdzie jest mój miś koala” – ukochana maskotka, którą od parudziesięciu lat wozi w futerale od skrzypiec 🙂
A co do Boskovsky’ego, to trzeba by chyba mówić „ciekawi ta Kraus i Boskovsky”, bo tam nie raz można odnieść wrażenie, że to Lili gra pierwsze skrzypce, a rycerz Willi tylko damie akompaniuje 😆
Lili super. Z podrzucanym przeze mnie Goldbergiem też grywała.
A dziadźka Stern – piękna intonacja po 70-ce! Nad podziw.
Właśnie zamówiłam ten album WW – dzięki za cynk, Kierowniczko 🙂 Chciałam sobie kupić kilka lat temu w Australii takiego misia koalę, jak ma WW, ale niestety to już nie to co kiedyś. Made in China i nie bardzo przypomina oryginał. Jakiś inny źwirz, ledwie koalopodobny. To samo dotyczy maskotek kangurów. Bylismy b. rozczarowani, że to wszystko do siebie takie niepodobne 😉
Zdarty Scholl 😯 A co śpiewał?
Ja się na tyle blisko jej misiowi nie przyjrzałam, żeby sprawdzić, czy przypadkiem i on nie jest Made in China 😆
Raczej nie, wtedy to jeszcze były wyroby lokalne 🙂
A to wyczerpane i też nikt nie myśli o wznowieniu 👿
http://www.pigasus-shop.de/product_info.php/language/pl/info/p1078_Koncerty-skrzypcowe.html
Jest jeszcze taki DUX…
Abstahując od kwestii historycznych i ograniczając się do estetycznych, u mnie słuchaniu kontratenorów często towarzyszy jednak pewien dyskomfort, sprowadzający się do wyobrażenia lub (przypomnienia sobie) w danej partii bardzo dobrej mezzo i konstatacji, że to „brzmiałoby lepiej”. Poza tym są to jednak na ogół małe głosy (choć czasem rzadkiej urody), co w nagraniach studyjnych daje się sprytnie ukryć, ale na żywych koncertach wychodzi w całej okazałości (lub raczej nieokazałości). Słuchałem chyba trzy razy na koncertach w Polsce Michaela Chance’a. Spiewał bardzo ładnie, ale cicho. Ma już swoje lata i chyba się oszczędzał? Ale dwa lata temu słuchałem na żywo Concerto Italiano (Bononcini i Pergolesi) i śpiewali tam altem Andrea Arrivabene i Alessandro Giangrande. Śpiewali bardzo pięknie i równie głośno jak sopranistki, co mnie zaskoczyło i wzbudziło niekłamany podziw.
Wyjątkowość tego głosu czasami daje jednak wyjątkowe efekty, a ta swoista nienaturalność może zabrzmieć całkiem nieziemsko. Kontratenor w szczytowej formie zdaje się świetnie nadawać do roli androgynicznego anioła. Takim trochę nieziemskim nagraniem jest dla mnie Stabat Mater Vivaldiego zaśpiewana przez Bowmana pod Hogwoodem. W końcowym efekcie widać oczywiście duży udział ręki reżysera dźwięku i brzmi oni trochę sztuczno-syntetycznie, ale dla mnie jest ono jednym z tych… nieziemskich nagrań.
Nie zmienia to faktu, że z nagrań „topowych’ kontratenorów powstających w ciągu ostatnich lat w powtarzalny sposób podobają mi się jedynie nagrania Carlosa Meny. A propos Vivaldiego – czy ktoś wie, czy wtedy, w Wenecji, jego sakralne utwory były śpiewane przez kastratów? Czy też śpiewały je głównie dziewczęta z jego Ospedale?
No jest, ale nie wydawał Wiłkomirskiej.
… ale wiadomo jak z NIM jest… Wszechmocny, gdy zobaczy kilka zer…
No to jeszcze Lili:
http://www.youtube.com/watch?v=UxseZKegE5U&feature=related
Studiowała w Budapeszcie jeszcze u Bartóka… Tu mówi o nim:
http://www.youtube.com/watch?v=9_4nkxH3txk&feature=related
Sal – witam. Owszem, Chance kiedyś mniej się oszczędzał, co pamiętam choćby z owego historycznego wykonania Mszy h-moll z Orkiestrą XVIII Wieku w Filharmonii Narodowej, pierwszego HIP-owego w Polsce. A od reżysera dźwięku oczywiście bardzo dużo zależy. Dlatego nierzadko się zdarza, że ktoś, kim zachwycaliśmy się słuchając jego nagrań, na żywo rozczarowuje 🙁
O, jak Lili studiowała u Bartóka, to mogła się nawet zetknąć z wujem Adamem (przepraszam, to prywata – PK wie, o kogo chodzi), który też był jego uczniem. Bo oni z tej samej generacji.
Nie musiała, ale samo zastanowienie się nad taką ewentualnością sprawia pewną przyjemność. 🙂
Są pytania z sali, więc odpowiadam jak umiem. 🙂
Jeśli sakralne kawałki Vivaldiego były śpiewane przez kastratów, to nie w Wenecji i nie za jego czasów. Śpiewały je dziewczęta z Ospedale i raczej nie głównie, a wyłącznie. W każdym razie Talbot tak twierdzi, a on się zna.
Zdarty Scholl występuje na przykład tu, to jest dość nowe.
Równie źle jest na płycie. Dodatkowo tam strzelił sobie samobója, bo w duetach śpiewa z nim Christophe Dumaux i słychać różnicę między zdartym i jeszcze niezdartym. Oj, jak słychać. 🙁
Bardzo mnie też rozczarował w duetach z Danielle de Niese na płycie, o której niedawno wspominałam. Nie wypowiadałam się na jego temat, hm, z litości…
Smutne te wieści o Schollu, jedyny tzw kontratenor, którego głos lubię. Wybiera się PK na „Roberta Devereux”?
O, tak 🙂
Przykrosci na konkursie Czajkowskiego:
Przez ostatnie dwa dni odbywaja sie proby z orkiestrami uczestnikow w sekcji fortepianu, skrzypiec i wiolonczeli; wiekszosc prob jest transmitowana na zywo przez internet. Transmisja objela takze 20 min proby jednej z orkiestr bez solisty, przez co przypuszczalnie dyrygent zapomnial ze jest filmowany i transmitowany (filmy sa do obejrzenia potem przez pare godzin, ten byl dostepny przez dobe). Obejrzala to p. Vita Ramm, dziennikarka i krytyk filmowy, po czym opublikowala na swoim blogu oraz na stronie fb Konkursu wiadomosc:
Рамм Вита
”You should not give a damn for what this ‚genious’ is playing, you should not care about this WOG*, you must all play what I play”.
That is how Mark Gorenstein , the Artistic Director and Chief Conductor of the State Symphony Orchestra (Svetlavov Symphony Orchestra) was instructing his musician, telling them how to play with the young Armenian soloist Narek Hakhnazaryan.
You can find the recording of the rehearsal in the archives.
*The word actually used by the conductor was ”AUL”, the Russian name for a village in in the Caucasus or Central Asia. Used with extremely pejorative connotation, it’s a well-known rasist definition for a person from the Caucasus or Central Asia.”
Narek Hakhnazaryan jest wiolonczelista.
Dwa problemy: jeden to rasistowski epitet, a drugi – Narek ma grac swoj final z orkiestra jutro, i teoretycznie orkiestra powinna mu pomagac grac tak jak on sobie zaplanowal, na co w tym wypadku raczej sie nie zanosi.
Nie znam rosyjskiego, ale wideo obejrzalam i co rzucalo sie w oczy to wrecz brutalne zachowanie sie dyrygenta w stosunku do muzykow jego wlasnej orkiestry – podnosil glos, szczekal rozkazy, a oni znosili to w milczeniu; czasem sie rumienili. Trudno to bylo nawet ogladac.
Zarzad konkursu narazie sie nie wypowiedzial ani nie dal znaku ze sprawe zauwazyl.
Linka do wpisu Vity Ramm i dyskusji
http://vitaramm.livejournal.com/373735.html
Dzięki, lisku – no, to mówi samo za siebie… Nasz Maestro Antonio też miał w nosie, co kandydaci grali (poza Wunderem), ale przynajmniej nie był rasistą 👿
Senesino wykończył kontratenorów 🙂
Dumam i dumam – jest jakaś różnica między głosem zużytym a zdartym? Hm…
Strasznie nieprzyjemna ta historia na konkursie Czajkowskiego. 🙁
I jak ten biedny Ormianin ma teraz być przekonany, że na współpracę orkiestry może liczyć?
zresztą na tym nagraniu Scholl nie brzmi gorzej niż zwykle 🙂
@transparent
Zdarcie może być stanem przejściowym – mija, gdy głos ma szansę odpocząć. Ale jeżeli ktoś zdziera się regularnie, bo ma złą technikę i forsuje głos, to kończy się to najczęściej zużyciem… Zużycie jest nieodwracalne.
Organizatorzy konkursu oglosili na glownej stronie oswiadczenie w sprawie Gorensteina:
„The Organizing Committee of the XIV International Tchaikovsky Competition regards as insulting the statements addressed by Artistic Director of the Svetlanov State Symphony Orchestra of Russia Mark Gorenstein to the person of competition participant Narek Hakhnazaryan.
We consider that words reflecting on an individual’s dignity do damage to the creative atmosphere that we have worked so hard to establish. The purpose of the Tchaikovsky Competition is to support young musicians, and every one of the competition’s organizers and participants is obliged to treat its competitors with the utmost respect.”
Link do proby na konkursie Czajkowskiego
http://www.youtube.com/watch?v=vAeC0_gzHNk
Tu jest wyrazniej:
http://www.youtube.com/watch?v=YVzdEo6TTco
No dobra, organizatorzy dali wyraz i zatrzęśli się od słusznego oburzenia, a maestro pewnie pokaże dziób pingwina i sprawa się rozejdzie, jak zwykle. 😈
Pani Doroto. Dziekuje za wpisy i jestem jedna z wielu osob ktore czyta, ale nie komentuje, wiec prosze o wiecej. Bardzo tez podoba mi sie tez pani emocjonalnosc i to, ze che przekazac wiecej i wiecej … sam tez taki jestem wiec wpisuje sie to w moja konstrukcje. Mam przyjemnosc obcowac ostatnio z finami i ta ich powsciagliwosc emocjonalna przyprawia mnie o bole egzystencjalne. Bardziej za to rozumiem Sibeliusa 🙂
Pania Wilkomirska slyszalem razy kiedy zawiatala do malej miesciny pod wroclawim. Bylem chlopcem stawiajacym pierwsze kroki w szkole muzycznej. nie pamietam muzyki, ale utkwilo mi to ze wyszedlem pod ogromnym wrazeniem i jeszcze dlugie wlosy i fortepian 🙂
Dzis wielcy artysci nie pozwalaja sobie na tak prace u podstaw aby zainspirowac koleje pokolenie …
A chłopak ładnie gra:
http://www.youtube.com/watch?v=PGIZfsKvKgU
Wynika z tego ze swiat muzykow jest zawistny i okrutny a muzyka nie laczy tylko dzieli. Dodatkowo rasizm u artystow. Jestem nawina myslalam ze muzyka laczy a nie dzieli.
Ojciec Piotr – witam i dziękuję za miłe słowa 🙂
Pamietam Trio Wilkomirskich oraz Wande Wilkomirska wystepujacych na popoludniowych koncertach dla dzieci, wiele lat temu w Warszawie…
Jeszcze w sprawie konkursu Cz., czy jest mozliwe zadac zmiany dyrygenta 24 godz. przed koncertem lub w dniu koncertu (finalowego)?
Tzw. „kontratenorzy” (czyli falseciści po prostu) : zależy kto, do czego i kiedy.
Jako zastępstwo za kastratów – to najgorsze możliwe rozwiązanie i historyczny absurd. Sprawdza się to tylko w wyjątkowych wypadkach, kiedy artysta ma głos… jak kobiecy mezzosopran (np. Cencic)! Do tego jeszcze są to głosy kruche, zazwyczaj niewielkie (Jaroussky), nadające się do małych sal i bardzo ostrożnie operujące ekspresją, bo technika bywa zdradliwa i przy większym nacisku paskudnie „odsłaniają się” skoki rejestrów.
Dużo lepiej – jeśli śpiewak nie przeputał głosu na rolach operowych – sprawdza się to w muzyce religijnej. Paul Esswood był napewno wielkim artystą, jego Bach zostanie ad vitam aeternam i nie tylko to. Zawsze mnie dziwiło, że o nim się dzisiaj nie mówi – a Bowman pozostaje gwiazdą…
Bowman lepiej brzmiał w muzyce bardziej „abstrakcyjnej”, gdzie anielskie, bezpłciowe cechy takiego głosu się znakomicie sprawdzają, ale kiedy ruszył do opery, bo nie wytrzymał, wszystko diabli wzięli.
Wspaniały w pierwszym okresie był Jeffrey Gall, który się zabił Cezarem, ale np. Esurientes z Magnificatu z Rifkinem i Athamasa w Semele na słynnym koncercie z Nelsonem (1985) śpiewa olśniewająco.
Warto porównać to „pirackie” nagranie – ze studyjnym zrobionym parę lat później, gdzie tę rolę przejął Chance. To już zupełnie nie to, bo Chance był właśnie „anielskim” falsecistą, cudowny instrument – ale bez „aktorskiej” osobowości.
No i oczywiście trzeba słuchać dwóch Founding Fathers o zupełnie odmiennych barwach i technikach : Dellera (z najlepszych lat) i Russella Oberlina.
Aha, jeszcze z Mozartem, Kraus i Goldberg : bo to są „sonaty na fortepian z akompaniamentem skrzypiec”! Dlatego bardzo też lubię drugie nagranie Goldberga, z Radu Lupu, gdzie Lupu gra bajecznie.
PMK
PMK, co do ostatniego akapitu właśnie to też miałam napisać. Nie tylko zresztą Mozart, ale też Beethoven, a nawet Brahms – to są sonaty na fortepian i… (skrzypce, wiolonczelę itp.). No i trzeba pamiętać, że pianoforte ma jednak słabsze brzmienie.
lisku – żądać jest możliwe, ale spełnić to żądanie… bo ja wiem? 🙂
Kierownictwo konkursu Czajkowskiego (chairman: Valery Gergiev, kierownik: Richard Rodzinski) stanelo na wysokosci zadania: dwoch dyrygentow – Mikhail Agrest Pavel Smelkov – przylecialo w nocy z St. Petersburga i juz prowadza proby z wiolonczelistami. Gorenstein jest „niedysponowany z powodow zdrowotnych” (zapil sie z wrazenia?) i nie bedzie dyrygowal w finalach.
Chapeau 🙂
Brawo! 😀
Piotr Kamiński sprzed ust mi sprzątnął komentarz o nagraniu sonat Mozarta przez Radu Lupu i Szymona Goldberga. Akurat druga część sonaty e-moll KV304, magiczna, moja ulubiona część spośród wszystkich sonat, jest w ich wykonaniu świetna. Niestety, zdaje się, nie suszczestwuje na YouTubie 🙁
A propos Konkursu Czajkowskiego… to dyrygent oficjalnie przeprosił wiolonczelistę: http://www.epress.am/en/2011/06/27/russian-symphony-conductor-apologizes-for-insulting-armenian-cellist.html
A nie wiem, czy wiecie, że Daniil Trifonow jest w finale 🙂
Aha, a na Alice Heksch i Napa de Klijna wpadłem zbiegiem okoliczności parę dni temu na Tubie i byłem pod urokiem, chociaż intonacja skrzypiec jest parę razy ciut krzywa, co jednak ociupinkę razi. Ale to jest zjawisko. Muzykalność, styl, i to co lubię najbardziej: świeże powietrze między nutami. Bardzo chciałbym mieć tę płytę. Dodatkowo fortepiano nie brzmi jak fortepiano, co za ulga!
Wiemy, wiemy 😀
Cichy – to jakoś nam dróżki równolegle chodzą 🙂 Na tubie to jednak brzmi zupełnie inaczej. Powyżej, na początku naszej konwersacji (@25.06., 22:57) podałam link do Amazonu – tam można wysłuchać próbek, chyba brzmienie ich jest bardziej zbliżone do płytowego 😉
Andruszu, dzieki za tuby z konkursu 🙂
Trifonov w finale ma powazna konkurencje…
A kogo typujecie? 🙂
Finalistow jest wszystkiego piecioro. Konkurencja dla Daniila jest chyba dwoje Koreanczykow – glownie Yeol Eum Son (II miejsce na Cliburn 2009) o fantastycznej technice, bardzo zroznicowana; w pol-finale zagrala koncert Mozarta 21 wrecz elektryzujaco. Jej minusem jest to ze przewaznie jest b. zimna. Drugi to 17-letni Koreanczyk, dosc zaskakujacy.
Yeol Eum Son, pierwsza czesc Mozarta http://www.youtube.com/watch?v=3HplhR3hUcA (I czesc)
Czesci II (szczegolnie warto) i III
http://www.youtube.com/watch?v=1wEtDVjtwz4
Dzięki! Posłucham w domu 🙂
Dorota Szwarcman pisze: 2011-06-26 o godz. 09:37
„Jak to trzeba uważać na słowa.”
Warto tez praktykowac tolerancje wobec slow innych, a z tym bywa roznie, np. Rzplita wyciela wlasnie ten wpis:
Piotr Kraczkowski pisze: Twój komentarz oczekuje na moderację. 27 cze 2011 o 17:12
**No, a np. liczni zydowscy poeci, np. B. Lesmian, „Krol Asoka”:
http://www.piotr-kraczkowski.de/asoka.htm
Wielu wybitnych zydowskich naukowcow, artystow, prawnikow, lekarzy, inzynierow, zolnierzy, robotnikow, rolnikow, kupcow itd. wspolbudowalo Polske wraz z katolikami. Kto nie rozumie tego wspanialego wiersza, napisanego przepiekna, wzbogacajaca jezyk o nowe slowa polszczyzna, ten takze nie pojmuje wkladu zydowskich obywateli Polski w jej rozwoj, ale to nie znaczy, ze tego wkladu nie bylo.**
http://blog.rp.pl/weiss/2011/06/26/z-tesknoty-za-swiatem-ktorego-nie-ma/comment-page-1/#comment-6934
I to przy okazji ciekawego wydarzenia kulturalnego jakim jest Festiwal Kultury Zydowskiej w Krakowie
No! Posłuchałam. Czy to elektryzujące – może niekoniecznie aż tak, ale bez pudła, bardzo OK.
Ale potrafi i tak 😉
http://www.youtube.com/watch?v=SRQxJkh4RSI&feature=related
I tu rzeczywiście jest zimna 😆
Piotr Kraczkowski – witam. Nie bardzo wiem, co ma Pana komentarz do powyższego wpisu (poza nawiązaniem do mojego zdania, choć na inny temat), ale oczywiście się zgadzam 🙂 Pozdrawiam.