Kylián u swojej uczennicy

To jest prawdziwy sukces: w cztery lata budując teatr tańca spowodować, że jeden z najwybitniejszych choreografów naszych czasów, Jiří Kylián, nie tylko powierzył temu zespołowi swoje dwie choreografie i najpierw wysłał do pracy z tancerzami asystentów (a praca – prawdziwa harówka – trwała trzy miesiące!), a na koniec przyjechał sam, by nadać ostatecznego szlifu, ale też był tak zadowolony z efektu, że zezwolił nawet na pokazywanie ich za granicą (niedługo Bałtycki Teatr Tańca pojedzie z nimi na festiwal do Bielefeld, będą też inne wyjazdy z tym repertuarem).

Zapewne nie stałoby się to wszystko, gdyby Kylián nie znał twórczyni i szefowej Bałtyckiego Teatru Tańca, Izadory Weiss. Gdy obejrzał kiedyś w Poznaniu jej choreografię do I Koncertu skrzypcowego Pendereckiego, zaprosił ją na staż do prowadzonego przez siebie wówczas Nederlands Dans Theater. Tak więc przyczynił się do jej artystycznego ukształtowania.

To, że Izadora Weiss jest nim zafascynowana, nie dziwi – twórczość Kyliána musi chyba zafascynować każdego, kto się z nią zetknie. Obecnie jest już w nieco innym miejscu niż to, w którym się znajdował, gdy tworzył rzeczy pokazywane właśnie w Gdańsku – po opuszczeniu kierownictwa NDT stał się wolnym artystą i zainteresował się filmem (ale także w powiązaaniu z baletem). Ale jego dawne realizacje są absolutnie ponadczasowe, genialne. No More Play do Fünf Sätze für Streichquartett Antona Weberna powstała ćwierć wieku temu, ale to jest w ogóle nieistotne – ta precyzja, to wizjonerstwo, dokładnie odpowiadające muzyce, nie ma sobie równych. Zresztą to samo dotyczy muzyki, która liczy sobie już ponad wiek (1909). Z kolei w jednym z największych hitów Kyliána, Six Dances do Sześciu tańców niemieckich Mozarta, jeszcze o dwa lata starszym (1886), dochodzi jeszcze nieprawdopodobne poczucie humoru. (Przez pewien czas wykorzystywał tę choreografię balet Opery Narodowej.)

Wszystko to jest jeszcze na dodatek piekielnie trudne. A jeszcze dochodzi trzecia, a właściwie w kolejności pierwsza choreografia, czyli gospodyni. Windows, jak twierdzi Izadora Weiss, to scena mówiąca „o kobiecie, która poświęciła swoje życie marzeniu, tęsknocie za czymś, co nie istnieje w rzeczywistości. Jej prawdziwy świat, szanse, emocje i ludzie przemijają za plecami. Ona nie może ich zauważyć, bo jest skoncentrowana na ułudzie”. Rzeczywiście, zwraca uwagę postać kobieca stojąca w głębi sceny, odwrócona do nas tyłem i wpatrująca się w coś, w co tak naprawdę wszyscy się wpatrują, bo przyciąga uwagę: w znakomitą scenografię multimedialną (autorstwa Radka Moenerta), czyli piękny, malarski pejzaż morski – film, zajmujący całą płaszczyznę tyłu sceny. Uroda tego pejzażu przytłacza ewolucje taneczne zespołu kilkunastu osób, ale ogólnie jest to bardzo liryczny spektakl. Tym razem jednak, choć Izadorze Weiss zdarzały się jawne nawiązania do swojego ulubionego Mistrza, takich nawiązań właściwie nie ma. Jednak, jak sama twierdzi, spektakl jest rodzajem hołdu dla niego.