Ubu w konwencji Kantora
Można się było właściwie spodziewać takiego właśnie wystawienia Króla Ubu Pendereckiego przez Operę Bałtycką wiedząc, że zabrał się za niego Janusz Wiśniewski. Od wielu lat ten reżyser zanurzony jest w tradycji teatru Tadeusza Kantora. Ale akurat do tego dzieła ta konwencja pasuje.
Gdy rozsuwa się kurtyna, zakrywająca jedynie małe pudełko sceniczne – klaustrofobiczny czarny pokój z drewnianymi szafami po bokach, w którym rozegra się całość spektaklu – widzimy „portret rodzinny we wnętrzu”, grupę śpiewaków-aktorów przesadnie ucharakteryzowanych, ustawionych jak do zdjęcia. I już wiemy, że podobne sceny będą się powtarzać i że podobnie spektakl się zakończy. Charakterystyczny ruch sceniczny, panopticum różnych typów, brak dosłowności w rozgrywaniu scen parady czy wojny – wszystko to pasuje do zjadliwego humoru tej muzyki.
Pamiętam, jaką niespodzianką była premiera Króla Ubu w 1991 r. w Monachium – słuchałam wtedy przez radio transmisji (prowadzonej przez Andrzeja Chłopeckiego). Z Pendereckim już od lat kojarzyły się wówczas wyłącznie tematy martyrologiczne i religijne, śmiertelna powaga i monumentalizm. A tu – prawdziwy humor, ciężki co prawda w niemieckim stylu (choć oryginał był przecież francuski) i sprawiający, że co pewien czas śmiech zamiera na ustach, ale zawsze. Humor zawarty w samej muzyce, te pseudocytaty a to z Wagnera, a to z Rossiniego czy Mozarta, a to z Musorgskiego… nie są to cytaty dosłowne, lecz parodie znakomicie przywodzące koloryt i skojarzenia. Wszystko w wartkim pędzie, tańcu nieco koślawym i groteskowym.
To dzieło piekielnie trudne, zwłaszcza dla orkiestry (część z niej gra za sceną, kilka instrumentów na balkonie; ciężko się tu napracował Wojciech Michniewski) i dla solistów, tych głównych przede wszystkim. Szczególnie karkołomna jest partia Ubicy, tej mutacji Lady Makbet, która bez przerwy sypie nonsensownymi koloraturami. W tej inscenizacji są one jeszcze bardziej nonsensowne, bo podane na zimno, z obojętnością – tak ustawiona jest ta rola (znakomicie sprawna Karolina Sikora). Sam Ubu jest najbardziej karykaturalny: garbaty, zgarbiony, kuśtykający na rozstawionych nogach, z kołpakiem na głowie przypominającym słynne rysunki autora sztuki i wymalowany tak, że rodzona matka by nie poznała Jacka Laszczkowskiego. Biedak schodzi ze sceny z bólem pleców, ale czego się nie robi dla sztuki – i efekt jest niesamowity. Mnóstwo ról pobocznych zwraca uwagę, najbardziej Królowej Rozamundy (patetyczna – w odróżnieniu od Ubicy – Anna Mikołajczyk) i Bardiora (Piotr Nowacki, ucharakteryzowany na Murzyna). Trzeba tu podkreślić, że pochwały należą się zarówno zdolnościom wokalnym solistów, jak aktorskim.
W Polsce realizowano to dzieło wcześniej trzy razy: 20 lat temu wystawiły to niemal równolegle Teatr Wielki w Łodzi (reżyseria i dekoracja Lecha Majewskiego, kierownictwo muzyczne Antoniego Wicherka) i Opera Krakowska (reżyseria Krzysztofa Nazara, pod batutą Ewy Michnik). Zwłaszcza ta druga realizacja, przywieziona też do Warszawy, zapadała w pamięć (straszny żal, że ten zmarły parę miesięcy temu reżyser w gruncie rzeczy niewiele oper wystawił). W Operze Narodowej z kolei pokazano Ubu dziesięć lat temu, w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego i pod kierownictwem muzycznym Jacka Kaspszyka (który później nagrał dzieło na płyty). Jak na Warlikowskiego, był to jeszcze spektakl dość „normalny”, idący nie za własnymi dość jednostajnymi fantazjami, ale za treścią i aktualną sytuacją polityczną. Reliktem po nim jest tłumaczenie pokazywane dziś w napisach: wciąż Sandomir tłumaczony jest jako Starachowice, choć nikt już nie pamięta o aferze starachowickiej. Świtę Ubu Warlikowski przebrał w lepperowskie krawaty, a w tle parady pojawia się wielki orzeł. Tutaj mały trailer.
W spektaklu Wiśniewskiego też oczywiście odbiera się część tekstu jako aktualną – zawsze będą się pchać do władzy na niższych czy wyższych szczeblach rozmaici, mniej lub bardziej groźni Ubowie, po polsku Dyzmowie. Niektórzy nie muszą do swoich celów aż mordować królów, ale równie energicznie przebierają nogami (coraz częściej dziś słyszane z różnych stron sceny politycznej okrzyki „idziemy po władzę”). A po co im władza? Po prostu po to, by ją mieć i czerpać z niej profity. Banał, póki oglądany na scenie lub ukazany w literaturze, a nie doświadczany w życiu. Drugi dzień z rzędu stwierdzam, jak aktualne są dziś opery Pendereckiego. Co za czasy.
Komentarze
Pobutka.
Jużem z powrotem. Spotkałam wczoraj mkk, ale jeszcze nie wrzucił recenzji 🙂
Dziś rocznica śmierci Glenna Goulda…. i Janis Joplin.
…i łącznik
https://www.youtube.com/watch?v=vpf9tFhqmXo
(od ~2:55)
A mysmy byli na Cyganerii – bez zadnych eksperymentalnych wyglupow – musi co COC, a moze torontonsko/ontaryjska publicznosc za tradycyjna na Kantora, Wisniewskiego etc. Przynajmniej wszystko wiadomo! 😆
http://www.coc.ca/PerformancesAndTickets/1314Season/LaBoheme.aspx
PS Przerwa byla jedna, ale dluga – mozna bylo sie pokazac 😉
A ja byłam na transmisji „Mefistofelesa” Boito z opery w San Francisco. Łomatko, ależ to ramota okrutna ! W odkurzonej inscenizacji z 1989 – oj,czego tam nie było… może dlatego, żeby publiczność nie zanudziła się naśmierć. Gwiazdorska obsada (Ildar Abdrazakov, Patricia Racette
Ramón Vargas) robiła co mogła, żeby tchnąć jakąś iskrę w to dzieło. Istotnie,zaśpiewane było pięknie. No i imponujący nagi tors Mefistofelesa robił wrażenie 😉 Przerwy były dwie,ale nie wiem czemu nie wykorzystałam żadnej z nich na ucieczkę 🙂
@ pietrek 14:34
Z tą tradycyjnością w COC nie jest aż tak całkiem źle, sądząc po planowanym przeniesieniu „Balu maskowego” w epokę Kennedych 😉 :
http://www.coc.ca/PerformancesAndTickets/1314Season/UnBalloInMaschera.aspx
A i haendlowski Herkules nie w prześcieradle, tylko jak się należy w wojskowej panterce 🙂
re ew_ka 16:15
1. Na oba przedstawienia juz mamy bilety 😀
2. ” No i imponujący nagi tors Mefistofelesa” – w zeszlym roku na Freischutzu Samiel tez byl w cielistym trykocie na calutkim ciele – pani siedzaca kolo nas az dostala zdyszki 😯
Przypominam, że już jutro transmisja kinowa z MET 🙂
Sądząc po obrazkach inscenizacja mocno tradycyjna,żadnych dodatkowych atrakcji i wątków typu ukrytej namiętności Oniegina do Leńskiego (lub vive versa) nie należy oczekiwać 😉
A tymczasem Czechowice-Dziedzice, rodzinne miasto Piotra Beczały, dołączyło do grona odbiorców transmisji 🙂
Sukcesy „naszych w MET” zainspirowały również artystę ukrywającego się pod pseudonimem „Sztuczne Fiołki” ( tego, któremu ostatnio bezpłatną ogólnopolską reklamę zrobiła częstochowska kuria biskupia) :
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=659906504028591&set=a.483789074973669.115138.483774998308410&type=1&theater
Obrazek znalazł się też na stronie Fb naszego znakomitego tenora 😀
@pietrek 16:37
Abdrazakov ma tzw.klatę upoważniającą do występowania bez trykotów 😉
http://sfopera.com/Season-Tickets/2013-14-Season/Mephistopheles.aspx
do mojego wpisu z 16:40
„Vice versa” miało być 🙁
Tak to jest,kiedy się używa trudnych wyrażeń 😉
„Sztucznemu Fiołkowi” zrobił też reklamę wczorajszy „Duży Format”. Ale o powyższym obrazku nie było 😉
Przeczytałam z zainteresowaniem, bo ” Króla Ubu” obejrzę w przyszłą niedzielę. A sama obecność p. Redaktor na spektaklu już jest gwarancją, że dzieło warte jest obejrzenia. A recenzja to potwierdza.
A Dwójce tez jutro transmisja z Wiednia i też z „naszym człowiekiem”. Tomasz Konieczny , Jonas Kaufmann i Nina Stemme w „Fanciulla del west”. Przecież się nie rozdwoję, jak powiadała pewna żaba – trzeba będzie nagrać.
No właśnie… Inaczej życie melomana byłoby pełne nierozwiązywalnych dylematów 🙂
http://opera.info.pl/index.php/tomasz-konieczny/1192-dziewczyna-z-dzikiego-zachodu-rozmowa-z-tomaszem-koniecznym-o-premierze-w-wiener-staatsoper
No nie, krystyno, moja obecność niczego nie gwarantuje, bo bywam i na kiepskich spektaklach, jak trzeba 😉 Ale ten rzeczywiście warto zobaczyć.
Tomasz Konieczny – też wspaniała kariera. Tylko się cieszyć.
Skoro nowy Ubureksio tak się udał, to może ktoś go nagra, jak kilka lat temu Ariadnę Straussa (świetną, TVP Kultura powinna ją pokazywać częściej).
Dawniej to się oceniało głos śpiewaka – mógł być konusem z wielkim brzuchem. Dziś bez „klaty” – przepadł.
Ciekawe, jakie jeszcze nadejdą „standardy”? 😉
@klakierze (19:15), akurat w tym przypadku głos też niczego sobie 🙂
A w Lublinie ” Najstarsze Pieśni Europy” i Nigel Kennedy z Bachem 🙂
Ikonka blogu przeskoczyla u mnie z lewej kolumny do prawej! Czy od tej pory gramy i rozmawiamy tylko o muzyce Narodowo-Patriotyczno-Religijnej? 😕
Z tą ikonką to rzecz w rzeczy samej ciekawa.
Wychodzi na to, że Pani Kierowniczka położyła ster na prawą burtę.
Ja nie widzę żadnej zmiany 😯
Nader obiecująca inauguracja nowego sezonu FN pod nową dyrekcją. Szczególne brawa dla Ewy Ves’in i maestra JK. Choć Strauss jak na razie za trudny dla orkiestry.
Zaraz i ja coś napiszę 🙂
Jeszcze o Ubureksiu ( podkradam ! 😉 ) – tym razem mkk :
http://bachandlang.blogspot.com/2013/10/wielki-spektakl-w-maym-pudeku.html