Z pałacem w roli głównej

W zeszłym roku podobno (mówię tak, bo nie byłam) widowisko plenerowe na zakończenie Festiwalu Mozartowskiego było niezbyt udane i bazowało na tym, co znamy z desek Warszawskiej Opery Kameralnej. W tym roku było całkiem inaczej.

Nie jest prawdą to, co pisała tu niedawno Patrycja, że Czarodziejski flet wystawiony przed Pałacem w Wilanowie był przeniesieniem roboty Ryszarda Peryta, więc Jerzy Lach nie powinien się pod tym podpisywać. Wprost przeciwnie, ten spektakl nie miał z tamtym nic wspólnego. Stroje były nowe, dużo prostsze (autorką była Katarzyna Nesteruk, ta sama, co przy Uprowadzeniu z seraju, ale tu nie było bezguścia), a za główny element scenograficzny robiła piękna fasada pałacu i wciąż rozkwitające na niej projekcje świetlne, których autorem był Sylwester Łuczak i Urszula Milanowska. Projekcje po prostu urocze: a to drzewa i fruwające ptaszki, a to różne przeróbki samej fasady ze szczególnym wykorzystaniem słońca znajdującego się centralnie na górze, a to ogień i woda (w próbach), a to symbole egipsko-masońskie czy znaki zodiaku (te z kolei nawiązywały do wilanowskiego zegara słonecznego). Siedząca koło mnie pani, pracująca w tutejszym muzeum, stwierdziła, że Stanisław Kostka Potocki, który owo muzeum stworzył, byłby szczęśliwy, gdyby to widział, sam bowiem był znanym masonem.

Widowisko więc było naprawdę ładne, szkoda tylko, że musiało zostać przesunięte aż o 45 minut, bo zaraz przed dziewiątą lunęło. U nas organizowanie imprez plenerowych zawsze jest ryzykiem. Ale ostatecznie udało się.

Gorzej z dźwiękiem – orkiestra w nagłośnieniu brzmiała przykro (co oczywiście nie jest jej winą, lecz reżyserii dźwięku), soliści trochę lepiej. W każdym razie można było docenić zwłaszcza Annę Mikołajczyk jako Paminę, Aleksandra Kunacha w roli Tamina, Aleksandrę Resztik – Królową Nocy oraz Papagena, czyli Tomasza Raka. Ciekawe, że Monostatos nie był ani Maurem (jak w oryginale), ani Murzynem (jak w polskich tłumaczeniach), tylko zwykłym brodatym facetem w kapeluszu, który w środku spektaklu upija się na potęgę. Jako Sarastra początkowo zapowiadano Rafała Siwka, który śpiewa tę rolę znakomicie; niestety nie było go, zastąpił go Dariusz Górski.

W sumie, jeśli ktoś lubi widowiska i nie denerwuje się nagłośnieniem, ma jeszcze do dyspozycji spektakl sobotni. I na tym koniec tegorocznego Festiwalu Mozartowskiego.