Ziemio śląska wierna…
Takie słowa mógł tego wieczoru zaśpiewać Piotr Beczała dzięki temu, że znajdują się w arii Zbigniewa ze (słusznie raczej) zapomnianej opery Magnus Józefa Świdra o bardzo skomplikowanej treści. Prezydent Katowic Piotr Uszok załatwił sobie pożegnanie z przytupem.
Koncert galowy w NOSPR (soliście towarzyszyli gospodarze pod batutą Łukasza Borowicza) był imprezą zamkniętą zorganizowaną właśnie przez ustępującego po 16 latach prezydenta – co roku organizował podobne koncerty dla współpracowników i sponsorów, zwykle odbywały się one w sali Akademii Muzycznej. Teraz jednak jest atrakcja w postaci nowej sali, a na dodatek tak się szczęśliwie złożyło, że nasz tenor miał dwa dni wolne między koncertami i spektaklami i mógł odwiedzić swój region. Umawiać się z nim można tylko na takie okazje, ponieważ dziś bukuje terminy już na 2020 r.
Ale powróćmy do samego koncertu. Oczywiście, choć sala była niemal pełna, to można było naliczyć dobrych parędziesiąt wolnych miejsc. Wytrwalcy, którzy przyszli w ostatniej chwili, mogli liczyć na wejściówki, ale w rzeczywistości można było sprzedać ich więcej. Szkoda. (W każdym razie 60jerzy się załapał.) Tak to właśnie jest z tego typu imprezami.
Pan prezydent na początek wygłosił pożegnalne przemówienie dziękując wszystkim wspierającym go środowiskom i nie pominął przy tym kultury, co mu się chwali. Zacytował Wojciecha Kilara, który miał kiedyś powiedzieć: „Przemijanie mnie nie przeraża, przemijanie jest czymś wspaniałym”. To oczywiście a propos jego odejścia, ale też nawiązał do miejsca, w którym się znajdowaliśmy, mówiąc, że jest ono z przemijaniem związane, ponieważ jeszcze niedawno była tu kopalnia nosząca imię miasta. Na zakończenie zacytował słowa piosenki Time to Say Goodbye, po czym oczywiście otrzymał stojaka.
NOSPR-owi należy się prawdziwy podziw – nie jest przecież orkiestrą operową, ale grała tak plastycznie i śpiewnie, że należałoby tego wszystkim operowym orkiestrom życzyć. Jest tu zapewne również niemała zasługa Łukasza Borowicza, który potrafił nawet podczas uwertury do Nabucca sprawić, że nie zapominało się, że nie jest to po prostu efektowny kawałek do popisywania się, tylko fragment dzieła, w którym śpiew jednak jest najważniejszy.
Piotr Beczała w pierwszej części trochę był chyba zmęczony (małe zachwianie w arii Jontka można też tłumaczyć faktem, że od czasu nagrania płyty z ariami słowiańskimi nie śpiewał jej, a to już dobrych parę lat), ale w drugiej fantastycznie się rozkręcił. Oczywiście największym hitem była aria Stefana (tu przy okazji piękny pomysł, by kurant był grany zza sceny, zza otwartych drzwi). Artysta opowiada, że cztery dni temu zaśpiewał tę arię na koncercie w Madrycie i wywołała furorę, zarówno u orkiestry, jak u publiczności.
Tak się rozkręcił, że dał aż cztery bisy. Najpierw Nessun dorma (zapowiedź: „Państwo poznają”), potem pieśń neapolitańska Core ‚ngrato (podobno ulubiona prezydenta Uszoka), nieśmiertelne O sole mio i na koniec Brunetki, blondynki („polską wersję śpiewał pewien Ślązak, a właściwie Zagłębianin” – oj, zdecydowanie Zagłębianin, bo z Sosnowca). Na każdy bis „zapędzał” dyrygenta na scenę zabawnym ruchem ręki. W ogóle widziało się, że muzycy są w znakomitej komitywie i świetnie im się razem pracuje (i bawi). Choć niestety ostatnio rzadko. Najbliższy ich wspólny występ, a zarazem najbliższy występ tenora w Polsce będzie w czerwcu na dziedzińcu Wawelu.
Komentarze
Pobutka.
Pani Doroto!
Dziękuję za zamieszczenie recenzji z wczorajszego koncertu w Katowicach z udziałem P. Beczały. Sam na nim byłem (2 godziny temu dotarłem po nocnej podróży do domu) i zgadzam się z tym co Pani pisze. Ja jestem w pełni usatysfakcjonowany. Szkoda, że (oprócz Pani wpisu) nic o tym wydarzeniu w internecie jeszcze nie ma. Znalazłem tylko krótki materiał filmowy w ,,Aktualnościach” TVP Katowicach z wczoraj z godz. 22:00, ale … poświęcony głównie prezydentowi Uszokowi i jego pożegnaniu. O Piotrze Beczale tylko wspomniano, że wystąpił i tyle. Szkoda.
Panie Rafale,
nie ma i nie będzie. Takie czasy. Wczoraj właśnie mówiłem PK, że katowicka GW potrafi poświęcić ponad 1/3 strony na tekst (piórem jej red. naczelnego), jak to zdaniem tegoż naczelnego szefostwo NOSPR zaczyna się rozmieniać na drobne, bo udostępniło salę koncertową na wykład inauguracyjny dla studentów Uniwersytetu Śląskiego. Jeszcze wcześniej redaktorka tegoż dodatku troskała się na 1/4 strony nad działalnością edukacyjną w sferze muzyki w kontekście tego, że już niebawem sala będzie stała pusta lub grać się będzie dla paru rzędów. Gdybyż te ww. powierzchnie przeznaczyć na zapowiedzi i omówienia bieżących koncertów (o recenzjach nawet nie ma co wspominać, bo również z lokalnych premier teatralnych prawie w ogóle nie ukazują się) to można by mówić, że prasa pełni jakąś misję kulturotwórczą w sferze muzyki. Waląc z troską w cudze piersi redaktorzy zapomnieli zacząć od własnych.
Koncert – z gatunku promenadowych (ale tych w najlepszym wydaniu) – pozwolił na poznanie walorów tej sali w kontekście głosu solo. Gdy się ma głos i warsztat – słychać to od razu. Ta sala jest na swój sposób bezlitosna. A że Piotr Beczała ma i jedno i drugie – to sala odwdzięczyła mu się entuzjazmem. Aczkolwiek to i owo w programie chętnie wymieniłbym na inne to i owo.
Po czym z pokorą mogę już wysłuchać „osiołkowi w żłoby dano”.
Nie tylko recenzji nie ma, ale czasem też porządnej informacji o koncercie, który mógłby być wielką atrakcją. Nie wiedziałam np. o o wspominanym przez p. Krystynę Kwaśniewską recitalu Thomasa Hampsona w Gorzowie , a szkoda. Po fakcie znalazłam krótki wywiad z artystą, w którym sporo i dobrze mówi o Mariuszu Kwietniu.
http://dziendobry.tvn.pl/wideo,2064,n/slynny-baryton-przylecial-do-polski,147465.html
Nie znam zasług pana prezydenta Katowic, więc to nie o nim, ale mnie zawsze mierzi jak się vipy doczepiają do koncertu. Jak jakiś mecenas włożył własne środki, to niech będzie, chociaż tacy na poziomie zwykle się tym nie chwalą i nie reklamują własnego biznesu lub własnej osoby.
W moim mieście ze słynnymi już festiwalami irytują mnie plakaty na przystankach „Prezydent X zaprasza…” bo zaprasza mnie za moje poniekąd podatki. Jak zaprasza mnie Filip Berkowicz, to proszę bardzo, bo to jego koncepcja. Jak zaprasza mnie Łukasz Borowicz, to proszę bardzo, bo zaprasza na własne wykonanie, a poza tym na ogół nigdy mnie nie zawiódł.
Ps.
Przypomnijcie mi, kochani, jaka rzeczka oddziela Śląsk od Zagłębia? Bo jak raz pomyliłem, to ledwo uszedłem z życiem i już do końca życia będę pamiętał, że Jan Kiepura jest z Zagłębia.
Rzeczka nazywa się Brynica.
Jużem – uff – wróciła, jak zwykle z opóźnieniem. Coraz trudniej jeździ się po kraju, a to niby po to, żeby było łatwiej – ciężko uwierzyć…
O Hampsonie też nie wiedziałam. Gdybym wiedziała, napisałabym na blogu…
@ Rafał z Lublina (witam) – wczoraj za kulisami działała Violetta Rotter-Kozera z TVP Katowice, rozmawiała również z artystami, ale nie wiem, czy będzie z tego coś więcej i kiedy. Rejestracji żadnej nie było. Prasy zapewne też. Ja się „wepchałam po znajomości”, bo to był przecież koncert zamknięty.
To jest wspomniany przez 60jerzego tekst z lokalnego dodatku „GW”:
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35063,16849764,Gmach_i_sala__jakich_nie_bylo__Czy_juz_rozmienia_sie.html
Pisał to ktoś, kto chyba nigdy na koncercie nie był, a szuka sensacji.
Spotkanie takie rzeczywiście się odbyło. Ale studencką publiczność przywitała na samym początku dyr. Joanna Wnuk-Nazarowa, opowiadając o tej sali i zachęcając do jej odwiedzania również na koncertach. Kto wie, może ktoś z ciekawości da się namówić? Każdy pozyskany jest cenny. Na razie sala nie narzeka na brak powodzenia, a ostatni akapit tego tekstu jest już zupełnym idiotyzmem. Przecież obok buduje się Centrum Kongresowe i to tam będzie miejsce na takie rzeczy.
A propos idiotyzmów medialnych: wczoraj przypadkiem wpadł mi na chwilę w rękę ostatni numer „neo-Ruchu Muzycznego”. Otwieram i pierwsze, co widzę, to wywiad z Urszulą Kryger, pisaną wszędzie konsekwentnie Krygier. Tzw. redakcja tzw. pisma muzycznego (jedynego patronackiego – powtarzam) nie wie, jak pisze się nazwisko jednej z naszych najwybitniejszych śpiewaczek, i nawet tego nie sprawdzi. Niekompetencja – to mało. Ignorancja – też za mało. Właściwym słowem jest chamstwo.
Pani Kierowniczko, tego nikt nie zauważy, bo jak przez ten supernowoczesny design w RM coś się znajdzie, to cały wysiłek jest skierowany na fizyczne odczytanie, a reszta to już ratowanie życia. Okulista radzi, żeby po tym przenieść wzrok na żywą zieleń. Nazwisko pewnie przetranskrybowali z cyrylicy.
Ale to nie jest rosyjska śpiewaczka…
Wracając jeszcze do wczorajszego dnia, po koncercie siedzieliśmy jeszcze czas jakiś w kilka osób z pp. Beczałami. Było dużo śmiechu i anegdot. Najzłośliwsze – zgadnijcie – o Regietheater oraz o niektórych dyrygentach z Walerym Abisałowiczem na czele. Przytoczę tylko jedną wokół tego ostatniego: Piotr Beczała przez dłuższy czas wykręcał się z różnych powodów od odbierania telefonów od niego. A tu pewnego dnia dzwoni koleżanka Netrebko. Tenor odbiera: Zdrastwuj, Ania, szto u tiebia? Na co słyszy męski ochrypły głos: Walerij zdieś…
No i w końcu dał się zgwałcić na występ w Petersburgu, ale to już inna, dłuższa historia.
koncert nie był zamknięty. można było kupić bilety, z czego skorzystałem.
To prawda, paręset biletów zostało wpuszczonych do dystrybucji po rozdysponowaniu zaproszeń. Ale oficjalnie był to koncert zamknięty, tak przynajmniej wstępnie podawano. Ja w każdym razie otrzymałam na początku odpowiedź z działu organizacji widowni, że nie gwarantują mi miejsca, więc i dla prasy miał być zamknięty.
Czy był ktoś może wczoraj w FN na Mielnikowie?
Byłam wczoraj w FN, ale, słowo daję, nie wiem, co napisać o tym recitalu. Program był „nie mój”. Mimo to pierwszej części słuchało mi się nieźle, natomiast Szostakowicz mnie ostatecznie wykończył, choć było tam też kilka prześlicznych momentów. W sumie, dla mnie było za forte – jeszcze przez kilka godzin po wyjściu miałam w głowie perkusję. Audytorium dopisało – zdaje się, że co najmniej 15% słuchaczy przyszło do FN ze świeżo wystawionym L4, kilka razy brutalnie trzaskały drzwi, komórka rozdzwoniła się na początku wolnej części Wanderer-Fantasie, a elektroniczny zegarek wydzwonił kurant dokładnie na ostatnich nutach Szostakowicza.
O masz, co znów narozrabiałam, żem w czyśćcu?
Pani Kierowniczka
O narodowości Urszuli Kryger proszę przekonać RM.
Piotr Beczała ”dał się zgwałcić na występ w Petersburgu”. Noo, oprócz Cecilii Bartoli wielu wybitnych tam jednak nie jeździ. Pozostaje mieć nadzieję, że się nie da zgwałcić na występ z Josifem Kobzonem.
Właśnie. A ta anegdota z 16:59, Pani Kierowniczko, jako żywo przypomina mi dialog infantylnej Lucy z słuchawką w operze buffo Menottiego „Telephone ou L’amour à trois”, było jakoś tak: Halooooo, tu Lusia… napadnięto mnie… przez telefon… itd. (premiera u nas: Opera Wrocławska, 1971 – Panie Piotrze, to w ramach korekty do dzieła). Jak tak głębiej pomyśleć, to tylko pozornie zabawna, bo wynika z niej tyle, że Netrebko okazała się nielojalna, Walerij – szczwany lis, a „napadnięty” zbyt łatwo dał się zgwałcić przez telefon i jak u Menottiego uprawia podejrzaną „miłość we troje”. Smutne to raczej.
@ Ank
To było już dobrych parę lat temu. Zdaje się, że dokładnie chodziło o tę Łucję:
http://www.fishfinemusic.com.au/products/MAR0512/Mariinsky-Orchestra–Chorus-Valery-Gergiev/Donizetti-Lucia-di-Lammermoor/SACD
Re: Saba
Ubawiło mnie to, bo sobie wyobraziłem telefoniczne zgwałcenie tenora. To jak w „Ferdydurke” zgwałcenie przez ucho. Że też Pani Kierowniczka takie bezeceństwa opowiada.
Halo, czy moderacja obyczajowa czuwa?!
Pani Doroto, choć oczywiście to bardzo ciekawe, co Pani mówi, jednak chyba niepolitycznie i trochę nieładnie zdradzać takie kulisowe rozmowy…
Pewnie P. Beczała i tak czy lubi czy nie lubi będzie musiał śpiewać w „Jolancie” dyrygowanej przez VG. Z drugiej strony oficjalnie zdaje się, że pozytywnie o nim się wypowiadał przy okazji „Oniegina”. Interesujące. Ja za tym dyrygentem nie bardzo przepadam.
„Catari, Catari” raczej było śpiewane nie dla prezydenta Uszoka, tylko dla żony.
Re: Pani Kierowniczka
Fakt, nie znałem tego, staremu kumplowi się nie odmawia.
@ Robert
Dla żony też, ale o prezydencie Uszoku była mowa.
Może to i słusznie, że to niepolityczne. Ale o „systemie pracy” VG wszyscy wiedzą, nie jest to żadną tajemnicą.
Nie jest też tajemnicą, że nie szanuje on ludzkiego czasu – każe ludziom czekać na siebie godzinami (sama coś takiego przeżyłam). Szanuje wyłącznie siebie. Nie wiem, jak się to dzieje, że wszyscy mu ulegają.
Z Onieginem zapewne nie miał kłopotów, bo go przecież dobrze zna. Zresztą ja też widziałam, jak prowadził Oniegina w Operze Narodowej – pewną ręką jak najbardziej.
Bardzo dziękuję Sabie za uzupełnienie polskich losów Telefonu – postaram się dorzucić przy pierwszej okazji.
Posłuchałam Roberta i to i owo skasowałam 🙂
Pani Dorota Szwarcman
A propos wpisu w „Z blogowego życia…” 23,33.
Jak Pani mogła zauważyć, do tej pory nikt się tam prymitywnie nie wyzywał. Potrafiłbym lepiej to robić. Nie bardzo zrozumiałem, kogo to dotyczyło: prof. Tomaszewskiego czy mnie. Tak czy owak, pochlebia mi takie towarzystwo.
Ale jeśli to tylko jedna strona ma do tego prawo, to ja uprzejmie dziękuję.
Ukłony,
Ank
Po prostu rozciąga Pan spór, częściowo zresztą wyimaginowany, do niewiarygodnych rozmiarów, mnożąc jeszcze tematy przy okazji. To jest zaciemnianie, nie dyskusja. Ja już nic z tego nie rozumiem, i chyba nie tylko ja. Dosyć więc może. 231 komentarzy pod starym wpisem sprzed prawie dwóch tygodni (!) to naprawdę przesada.
Jeszcze tylko zechce Pani zauważyć, że nie rozmawiałem sam ze sobą.
A szkoda. 😎
Widzę, że WW już po swojemu „nie strzymał” 😈 Prawda, jak to zwykle bywa, leży pośrodku. Owszem, kolejni blogowicze czuli się w obowiązku odpowiadać, a nawet po prostu zapragnęli zabrać głos. Ale jednak lepiej to robić pod aktualnymi wpisami. A już na pewno lepiej nie rozdymać sztucznie sporów – nie mówię o naturalnym rozwoju dyskusji, który jest bardzo pożądany.
Na razie Pobutka:
http://www.youtube.com/watch?v=HPqK1JJOFxw
Zbliża się listopad – miesiąc jazzu 🙂
Uprzejmie proszę o zauważenie, że ja się od pewnego momentu powstrzymałem od najmarniejszego choćby szczeknięcia w tamtym trefnym miejscu i przydzielenie mi w związku z tym jakiejś, niechby nawet niewielkiej, aureolki. Jest mi bardzo potrzebna na jutro, bo podobno w tym roku szczeniaki na Halloween aureolkę muszą posiadać obowiązkowo. 😈
Coby ich jeden taki z rogami nie porwał? 😉
Ale jak szczeniak czarny i kudłaty, to już ma przechlapane 😆
Tak się przypatruję tej dyskusji i co Gergieva zgadzam się absolutnie… Byłem kiedyś muzykiem „Philharmonie der Nationen” (międzynarodowej orkiestry, której szefem jest Justus Frantz). Po raz kolejny zaproszono nas na festiwal „Gwiazdy Białych Nocy”. Jednym z koncertów miał dyrygować Maestro Gergiev, a w programie była V Symfonia Czajkowskiego w sali Teatru Maryjskiego. Nie pamiętam już dokładnie, bo miało to miejsce chyba w 2003 roku w każdym razie koncert zaplanowano na 23.00. Pierwszy szok był taki, że Gergiev odwołał próbę i ku osłupieniu nawet Frantza postanowił zadyrygować od razu na koncercie… Cóż… To chyba mówi wszystko na ten temat… Ale to jeszcze nie koniec opowieści… Gdy przed koncertem przyjechaliśmy do Teatru, a zamieszanie było niemałe, bo w tym samym czasie w Petersburgu gościł Prezydent Putin, okazało się, że trwa jeszcze koncert orkiestry młodzieżowej wykonującej ogromną V Symfonię Mahlera, jest godzina 23.45, a oni są dopiero w drugiej części… Nie wiem jak było możliwe takie opóźnienie ? Gdy w końcu Filharmonia Narodów znalazła się na scenie było mnie więcej czterdzieści pięć minut po planowanym rozpoczęciu koncertu i… konsternacja. Nie ma Gergieva… Chwila ciszy z balkonu zszedł Justus Frantz i dla zabicia ciszy oraz niezręcznej sytuacji zadyrygował Tańcem węgierskim Brahmsa (ubrany w jasną marynarkę, bo po prostu przyszedł na koncert nie po to by dyrygować…) Po Tańcu Gergieva nadal nie ma… Znów chwila ciszy, sala wypełniona po brzegi… Justus Frantz dyryguje Tańcem słowiańskim Dworzaka… Valerego nie ma… W końcu jeszcze jeden Taniec i… po ponad godzinie spóźnienia na scenę wszedł… podobno pijany Maestro Gergiev… Trudno się było czy rzeczywiści był pod wpływem… bo jego gesty dla mnie nie były zbyt czytelne, dobrze, że orkiestra znała Symfonię doskonale, bo dyrygent na pewno nie pomagał… Potem owacje na stojąco !!! Gdy rozmawiałem z Rosjanami grającymi w Philharmonie der Nationen, a stanowili oni połowę składu kwintetu smyczkowego, dowiedziałem się, że Gergiev podobno zawsze spóźnia się na koncerty i to po 45 minut, godzinę, półtorej… Zapytałem „i co na to publiczność” ? Odpowiedź – „czeka”. Nie zostałem zrozumiany gdy powiedziałem, że w Polsce nie byłoby to możliwe… Później chodziła plotka, że powodem spóźnienia Gergieva było zakrapiane spotkanie z Putinem…
Dlaczego i tym razem nic mnie nie dziwi 😉
Widzę, że Kierownictwo do tyłu z wytycznymi KC. 🙄 Aureolka w tym roku musowa, bo KC postanowił wyeliminować pogańskie wilkołaki, które są przeżytkiem poprzedniego, niesłusznego systemu i wprowadzić na to miejsce pochody świętych.
Jak pójdę przebrany za Św. Bobika Męczennika bez maskującej aureolki, to na kilometr będzie widać, żem wilkołak i mogą mnie z pochodu wyrzucić. 😥
A ja tak liczylem, ze bedziemy z Bobikiem na pochodzie swietych publicznie prowokacyjnie sie calowac i trzymac za lape….
Jak Pies z Kotem 😈
O, nie, Mordo, Pochód Świętych to nie jest żadna tam Love Parade. W dobrym tonie jest martyrologia, smutna muzyka (żeby nie było, że ja na muzycznym blogu tak całkiem nie na temat) i – na czas Pochodu – wytężone maskowanie swego wilkołactwa. Tak że na żadne miziu-miziu jutro nie licz. 🙄
Ale jak będzie Love Parade, to możemy sobie odbić z nawiązką. 😈
To nawet czegoś takiego jutro nie będzie? 😯
http://www.youtube.com/watch?v=O_n5YAolWVM
Otakim czymś nawet mowy nie ma. 👿 Za skoczne. Świętej Agacie mogłyby jej atrybuty zlecieć z tacy.
Tego też raczej nie będzie, choć niezwykle w temacie: 😈
http://www.youtube.com/watch?v=-JmpDgaHAb0
Rozrzewniłam się 🙂 A klip sympatyczny.
(Bo ja lubię
grać na tubie… 😉 )
Nie jest sztuka calowac sie na Love Parade. To nawet nalezy do dobrego tonu.
Ale jak nie chcesz sie calowac, to sie dopraszac nie bede. Przebiore sie za Szymona Slupnika ze slupem pod ogonem. Trudno.
@Bobik:”O, nie, Mordo, Pochód Świętych to nie jest żadna tam Love Parade. W dobrym tonie jest martyrologia, smutna muzyka (żeby nie było, że ja na muzycznym blogu tak całkiem nie na temat) i – na czas Pochodu – wytężone maskowanie swego wilkołactwa.” – a co to za dziwne zdanie???!
To są bardzo fajne imprezy i wcale nie smutne. Wybieram się.
Każdy niech wybierze się, na co chce. Ja jutro – chyba nigdzie. Natomiast pojutrze – ciekawostka, która może zaciekawić warszawskich operomanów.
Otóż w cyklu transmisji z Met 1 listopada przypada transmisja z Carmen. W Teatrze Studio – zdaje się, że w wyniku jakiejś sondy wśród bywalców – odwołano ją, a raczej postanowiono zrobić retransmisję w późniejszym terminie. Natomiast jeśli kto miałby ochotę, to jest w Kinie Praha! Wybieramy się z rodzinką i przyjaciółmi.
Ewo, jeśli zabierzesz ze sobą na imprezę to śmiertelne serio, z którym odczytujesz moje posty, to na pewno będzie bardzo wesoło. 😆
Oglądałam tę „Lucię” z Petesburga (to był koncert) i podobała mi się. Śpiewała Natalie Dessay i Piotr Beczała. CD nie jest takie dobre, bo coś jest nie tak z dźwiękiem. Poza tym Giergiev jakieś dzikie tempa tam zrobił w finale. To jest kawał drania, ale jednak wszędzie go pełno i to nie tylko w Rosji. Tak jak Gattiego, czemu również się osobiście dziwię.
PS. Bobiku, najpaskudniejsze są steretypy i właśnie dzielnie nad nimi pracujesz, także a propos mnie 🙁 Niech sobie każdy chodzi, gdzie chce, póki krzywdy to nie robi, a po co to obśmiewanie jedni drugich. I na blogach poświęconych kulturze ma być taka „atmosferka”?
Tak, wszechobecności Gattiego ja też się dziwię.
Bardzo sie zachecilem do Pochodu Swietych. A czy moge sie stawic z dynia? Nikt mi kulturalnie ogona nie wyrwie? Obiecuje nikomu krzywdy nie zrobic. Ale Pochod Swietych musi mi obiecac, ze i mnie tez zadnej krzywdy nie wyrzadzi.
Moze i Bobika namowie. Bede go trzymal za morde aby nie dowcipkowal, ale glowy nie dam. ze mu sie cos nie wyrwie.
Czy to nie Gatti został mianowany szefem Concertgebouw ?
No niestety 🙁
http://www.concertgebouworkest.nl/en/orchestra/conductor/Gattie-Daniele/
O matko, nie ma to jak tłumaczyć żarty albo się z żartów… 🙄
No więc nie wiem, czy zauważyłaś, Ewo, że obśmiewaliśmy z Kotem Mordechajem również siebie samych i siebie nawzajem. Umocniliśmy zatem stereotypy antybobikowe oraz antymordechajowe i można uznać, że z Pochodem Świętych jesteśmy kwita. 😎
Ludzie, trzymajcie się może tematów muzycznych a nie przenoście swoich idei fix i obsesji z blogów, które prowadzicie (@ Bobik), bo już nie wiadomo o co chodzi. Co to ma wspólnego z koncertem w Katowicach?
Nic. Nie musi mieć i nie ma.
Okej, temat był rzeczywiście niemuzyczny, przepraszam. Niepotrzebne wydaje mi się tylko wyciąganie ciężkich armat na rozchichotane wróble, bo ja lżejszą artylerię nawet szybciej przyjmuję do wiadomości. 😉
Można o nie-Katowicach? Bo przed chwilą wysłuchałem relacji naszego przyjaciela Cyza o premierze Salome w Pradze i okazało się, że to nie jest o tym, co myślicie. Otóż Treliński uważa, że to jest o pedofilii, a konkretnie, że Herod molestował Salome w (jej) dzieciństwie i stąd później te wszystkie godne pożałowania historie. A że Jana nie dało się całkiem wyciąć, kazał mu śpiewać z kanału, coby nie łaził i nie wnosił pierwiastków mistycznych. Będzie też do obejrzenia u nas za dobry rok. To ostrzegłem.
Przy okazji – Cyz był tytułowany „krytykiem muzycznym”. Faktycznie, na końcu coś wspomniał, że była orkiestra i dyrygent. 🙄
To i tak był lepszy od p. Jacka Marczyńskiego, który w Tygodniku Kulturalnym mówi wyłącznie o reżyserii w spektaklach operowych, dyrygenta, orkiestry i śpiewaków nie zauważając z zasady.
Dziękuję za ostrzeżenie, ale i tak będę musiała pójść, jak będzie w Warszawie.
Co do pryncypiów. Ja jestem oczywiście za merytoryzmem. Ale jestem również za odchodzeniem od niego od czasu do czasu. A zwłaszcza w kierunku humoru. Każdy porządny wykład musi mieć moment na odśmianie. A blog jest miejscem na pewno mniej śmiertelnie poważnym od wykładu 😉
No i proszę zwrócić uwagę, że w nagłówku widnieje nie „blog muzyczny DS”, tylko „blog DS”, więc to ja decyduję, o czym się tu mówi. Muzyka jest oczywiście główną dziedziną, to się rozumie, ale zdarza mi się robić tu również wpisy na tematy inne niż muzyczne, i dziś właśnie mam na to ochotę.
Miałam nadzieję, że Ścichapęk piśnie coś merytorycznie o recitalu Melnikova, ale chyba nic z tego. 🙁 A szkoda, bo może bym się czegoś nauczyła.
A to pomyliłem się.
Bawcie się dobrze we własnym kółeczku.
No tak, najłatwiej się obrazić…
Chyba nie było tu merytorycznej uwagi, która zostałaby bez odpowiedzi. Nie wiem więc, o co tu się obrażać. Ale trudno – jak ktoś ma taką potrzebę, nie poradzę.
Ago – dziś spotkałam koleżankę, która była zachwycona, ale to wiele nie wnosi 🙂 Tylko tyle, że zdania mogły być podzielone. Żałuję, że nie słyszałam tego recitalu.
To spróbuję o Mielnikovie, choć nie wiem, czy wniosę więcej niż koleżanka, ocena jest zawsze sumą czynników subiektywnych. Schubert, choć bardzo lubiany, tu, nie przypadł mi do gustu. Odegrany. Trochę w stylu Matsueva, lub jak to mówi PK „rąbanka”. Szostakowicz zmęczył mnie, podobnie jak Agę (ale chyba nie lubię, więc niemiarodajne). Najbardziej podobał mi się Brahms. Ale czegoś mi brakowało w tym koncercie. Jakiegoś magnetyzmu, czy czegoś takiego, co wciąga i pozwala się zupełnie zasłuchać. Jak to ktoś kiedyś powiedział, każdy przychodzi na koncert z własnym „programem” w głowie. Ja lubię, jak muzyka albo zmusza mnie do rezygnacji z tego „programu”, albo harmonizuje się i towarzyszy myślom. Tutaj byłam jakbym cały czas obok. Poza tym pusto trochę w FN, myślę, że 1/3 miejsc wolnych. Może za dużo dobrych koncertów i stajemy się powoli wybredni:-)
Nie obrażam się. Pierwszy raz czytam ten blog, czegoś chciałem się dowidzieć, przy okazji zajrzałem do blogu p. Bobika.
Jesteście super – dowcipni, merytoryczni i w ogóle. Ja jestem straszny i nie pasuję, bo nie łapię, co tu jest śmiesznego w tych dowcipach i że w ogóle to są jakieś dowcipy. Szukam, głupi, jakiegoś związku dyskusji z artykułem. Słowem porażka.
@ Frajda – dziękuję za wrażenia. Wybredni na pewno jesteśmy. Ale może też pianista swoim poprzednim występem, na Chopiejach, nie wywarł najlepszego wrażenia grając na fortepianie współczesnym.
@ Robert – to wystarczy po prostu pomijać to, co nie jest dla Pana interesujące. Nie ma przecież obowiązku czytania wszystkiego i odnoszenia się do wszystkiego.
Powtórzę jeszcze, bo już o tym kiedyś pisałam, że na tym blogu zrezygnowaliśmy z obowiązku odnoszenia się tylko i wyłącznie do mojego wpisu. Jeśli ktoś ma np. ciekawą i ważną informację albo był na interesującym koncercie i spektaklu i chce się tym podzielić, zawsze do tego zachęcam. Blog jest trochę jak żywy organizm.
Przyznać się tak o, do porażki, to zasługuje na szacun. 😎
Wodzu, ale nie jest Ci chociaż trochę wstyd, że łapiesz? Bo mnie się jakoś głupio zrobiło i zastanawiam się, jak to zrobić, żeby przestać łapać. 😳
Re: Robert
Nie jest Pan pierwszy, który się pomylił, dlatego aby inni się nie mylili podaję instrukcję obsługi:
1 Chwalić bez umiaru red. Dorotę Szwarcman. Konkurencja jest ogromna.
2 Słuchać pilnie, co powie red. Dorota Szwarcman i nie zdradzać własnego zdania.
3 Zdanie odmienne od red. Doroty Szwarcman powoduje natychmiastowe potępienie przez konkurencję i anatemę.
4 Nie zdradzać się ze swoimi kompetencjami i najlepiej udawać pieska.
5 Niemile jest widziane sprawne władanie językiem polskim i innymi.
5 Akceptować prostactwo i ignorancję pewnego wspieranego przez red. Dorotę Szwarcman uczestnika.
Ja popełniałem błędy w punktach 1-4, a 5-tego nie zaakceptowałem w całości, dlatego jestem byłym blogowiczem.
No, Ank już wystrzelił z armaty… A nie dałam powodu.
Myli się Pan. Zrobię więc specjalnie dla Pana erratę:
1. Zachowywać się w stosunku zarówno do gospodyni blogu, jak i do blogowiczów, z szacunkiem.
2. Słuchać pilnie, co mówią inni, i reagować, jeśli się ma coś konstruktywnego do powiedzenia.
3. Zdanie odmienne jest szanowane. O ile nie jest hejterstwem oczywiście – na to nie ma miejsca na porządnym blogu.
4. Zdradzać się ze swymi kompetencjami jak najbardziej – to zawsze jest tu mile widziane.
5. Sprawne władanie językami, z polszczyzną na czele, jest wręcz pożądane.
6. Jeśli czytającemu się wydaje, że ktoś inny jest prostakiem i ignorantem, niech się chwilę zastanowi, a potem, jeśli pozostanie przy tym zdaniu, uzasadni, dlaczego wypowiedź tamtej osoby mu się nie spodobała. Byle bez inwektyw.
Pozdrawiam.
PS. Napisałam wpis niemuzyczny. Jeśli kogoś ciekawi, zapraszam. Jeśli nie, może poczekać na kolejny wpis muzyczny.
Anku, stek bzdur zorganizowany w pięć punktów pozostaje stekiem bzdur. Organizacja zresztą też kuleje, bo punkty piąte są dwa, ale to szczegół bez znaczenia. A całość, tak ze względu na treść, jak i formę, nie jest warta dyskusji. Ograniczę się więc do: 🙄 Gdybym mogła, dorysowałabym tej emotce ziewnięcie.
Panie Robercie, a nie mówiłem?
Od tej pory mnie nie ma i z góry przepraszam, że nie odpowiem na ewentualne wpisy dotyczące tego tematu.
O ile Ewie odpowiedziałem żartobliwie, ale zacząłem się potem zastanawiać, że może faktycznie zrobiłem jej przykrość całkiem na serio i właśnie się zbierałem, żeby dopowiedzieć „sorry, nie chciałem”, o tyle do postów Roberta i Anka dopowiadał już nic nie będę, bo zasłona milczenia będzie dla nich najlepszą przysługą. A ja wbrew pozorom mam naprawdę dobre serce. 🙄
Ależ doprawdy nie ma za co. 🙂
Zdrowia życzę.
To było oczywiście do Anka. Ale Bobikowi też życzę zdrowia! Żeby nie było.
Frajdo, moje zmęczenie też niemiarodajne, z tego samego powodu. Ale miarodajne czy nie, trzeba je było donieść do domu. 😉
Przyda się, Kierowniczko. Do bycia psem czasem trzeba mieć cholernie dużo zdrowia. 😉
Dziękuję Ago za okazane zaufanie, choć jam tylko prosty słuchacz, żaden tam wyrafinowany pianofil. Mimo to może bym się nawet wymądrzył porecitalowo, tyle że byłem wtedy na Kupcu.
Zgadzam się z Twym komentem z godziny duchów. Przykre…
„Niemile jest widziane sprawne władanie językiem polskim i innymi”.
Niby że piszący włada? Cóż, z tym akurat może istotnie nie jest u piszącego najgorzej, ale przecież bez trudu znalazłoby się to i owo…
Lepiej się więc tak nie napupczać.
„Napupczać się” – ładne słowo 🙂 Nie słyszałam dotąd…
A wiesz, Ścichapęku, że mnie akurat ten językowy zarzut niemal rozczulił swoją absurdalnością. Czepiać się złej polszczyzny na blogu, którego poziom językowy – zarówno od strony wpisów, jak i komentarzy – jest grubo powyżej netowej średniej, to już naprawdę wyższa szkoła jazdy.
Oczywiście, wszystkim nam się tu zdarzają literówki, lapsusy i omsknięcia, bo przy szybkim pisaniu (a któż ma czas, żeby godzinami cyzelować każdy post?), naśladującym nieco tok rozmowy, nie da się tego uniknąć. Taka już uroda netu. Ileż razy sam wrzucę post, a potem widzę, ile tam jeszcze trzeba by poprawić. 😳 Ale w ogólnym rozrachunku ten blog zdecydowanie więcej ma, niż jest winien. 😉
„Niemile widziane jest władanie innymi językami” to też rozczulające, bo tak zupełnie znikąd, jak dziewczynka z zapałkami. Ciekawe, skąd Szanowny Piszący ma informacje, iloma i jakimi językami włada bądź nie włada ktokolwiek z tu obecnych, skoro nie ma tu zwyczaju popisywania się tym i taka wiadomość może pojawić się tylko przypadkiem, przy okazji np. tłumaczeń Piotra K.
Takich fałszywych asów w rękawie można mieć i setki, tyle że wtedy gra bardzo szybko się kończy, bo dla grających „po bożemu” jest coraz mniejszą przyjemnością i zaczynają bardziej lub mniej dyskretnie dawać temu wyraz. A wtedy ten z asami w rękawie wali pięścią w stolik i krzyczy „to wy jesteście bandą szulerów!”. Przez chwilę karty i słowa fruwają w powietrzu, potem, z pewnym ociąganiem, zapada kurtyna. I tylko jakiś niesmak pozostaje… 🙁
Ja myślę, że liczba języków znana pojawiającym się tu blogowiczom, a zwłaszcza jakość ich znajomości, zdecydowanie przekracza krajową średnią… 🙂
Pani Kierowniczko, owo „napupczać się” usłyszałem kiedyś u Eustachego Rylskiego i od razu wziąłem jak swoje.
Bobiku, mam takie same odczucia. Nie pierwszy raz słyszę postulat przewietrzenia salonu kończący się wiatrami (i to nie tylko z kierowników wschodnich).