Pięknie dzieje się w FN
Poszłam dziś na konferencję w Filharmonii Narodowej poświęconą nowej płycie – pierwszej dla Warner Classics – nagranej przez Orkiestrę FN pod batutą Jacka Kaspszyka z udziałem skrzypka Ilyi Gringoltsa, poświęconej muzyce Mieczysława Weinberga. Ale jeszcze jej nie przesłuchałam, bo zdarzyło się coś po drodze.
Tylko parę słów o kontrakcie FN z Warnerem: opiewa na cztery lata. Będą w jego ramach cztery serie: premiery, nagrania archiwalne (pierwszym będzie koncert z 1 lutego 1955 na otwarcie sali FN po odbudowie), nagrania live (na razie zastanawiają się, czy na pierwszy ogień pójdzie II Symfonia Mahlera, czy Gurrelieder) oraz utwory Pendereckiego pod Pendereckim. Pierwsza płyta, ta z Weinbergiem, będzie do kupienia w promocji na koncertach jutro i pojutrze, a od poniedziałku już oficjalnie w sklepach. Będzie też miała dystrybucję światową, prawdopodobnie od lutego. Cenę zapowiadają do 39,99 zł w sklepach, w internecie może nawet taniej.
Myślałam, że wrócę do domu i od razu posłucham, ale okazało się, że o 16. jest próba generalna Ariadny na Naxos, a że na weekend muszę wyjechać do Łodzi, to na koncertach nie będę mogła być. Długo więc nie dałam się namawiać, żeby zostać – i mogę już zachęcić: idźcie koniecznie! To będzie prawdziwe wydarzenie.
Szesnaścioro śpiewaków plus jeden aktor – i żadnego słabego punktu. Co prawda jedno mnie ominęło: usłyszenie pełni głosu Anny Simińskiej – Zerbinetty, która dziś się oszczędzała (arię w II akcie ma karkołomną), ale już z tego oszczędzania dało się wysłyszeć, że to przepiękny głos. Najbliższe miejsca, gdzie będzie można ją usłyszeć, to Kolonia oraz berlińska Staatsoper, gdzie będzie śpiewać Królową Nocy. Natomiast nie oszczędzał się wcale Andreas Schager (w prologu Tenor, w operze Bachus) – ktoś nawet zażartował, że dlaczego był na scenie tylko jeden mikrofon nagłaśniający? Ten głos to potęga. Artysta jest w początkach kariery, która niewątpliwie będzie wielka, za parę lat być może zamiast o Jonasie będzie się mówiło o Andreasie, a na razie śpiewa u nas za niewielkie pieniądze (jak ktoś był w FN na Gurrelieder, to już go usłyszał). Jakby kto pytał, to na castingu w Operze Narodowej do Holendra tułacza (pardon, do Latającego Holendra) został odwalony. Posłuchajcie go i resztę dośpiewajcie sobie sami, jeśli ktoś będzie miał siłę oczywiście – ten facet po prostu nokautuje głosem, aż widać, że frajdę mu sprawia dawanie nam po uszach… To bardzo zwycięski Bachus.
Wszystkich należy pochwalić. Dobra jest Amerykanka Meagan Miller (Primadonna/Ariadna). Co do Agnieszki Rehlis (Kompozytor), chciałoby się, żeby emisję miała bardziej z przodu, ale barwa głosu piękna. Świetnie partnerował jej Robert Gierlach jako nauczyciel muzyki. Ariadna ma to do siebie, że i drobniejsze role bywają karkołomne, więc szczególne brawa dla trzech nimf: Aleksandry Kubas-Kruk, Anny Bernackiej i Marty Boberskiej. Czterej „absztyfikanci” Zerbinetty też znakomici: baryton Tomasz Kumięga (jeszcze student, zaledwie 23 lata!), tenory Karol Kozłowski i młody Rosjanin Anton Rositskiy oraz bas Lukas Jakobski (Polak, od 10 lat w Londynie). Z pobocznych ról z prologu zaledwie jeden gość zagraniczny (Christian Baumgärtel – Baletmistrz), a reszta panów – z Chóru FN! Oczywiście wszyscy po wydziale wokalnym, rozkręcają się też jako soliści: tenor Tomasz Warmijak, baryton Krzysztof Chalimoniuk i bas Przemysław Żywczok. No i co – można? Można.
Orkiestra w Ariadnie jest niewielka, a w jej przejrzystej i mistrzowskiej fakturze nic się nie ukryje. Zespół FN gra pięknie, pieszcząc każdą frazę – każdy niemal musi grać prawie solowo, rekordową ilość solówek ma koncertmistrz Krzysztof Bąkowski. Tutaj próbka orkiestry i kilka słów zapowiedzi przez dyrygenta.
Cóż, dobrze, że chociaż w filharmonii bywa opera, i to na wybitnym poziomie… W TWON z repertuaru, który w każdym teatrze operowym powinien być codziennością, nie ma prawie nic. Zresztą trudno powiedzieć, żeby była tam w ogóle jakaś codzienność. Aby nie być gołosłowną: w w październiku były wyłącznie cztery spektakle Kupca weneckiego, w listopadzie – tylko dwa spektakle Nabucca w odległości ponad trzech tygodni (2 i 25.11.), w grudniu będzie „strasznie dużo”, bo aż cztery Nabucca i trzy Lohengriny, w styczniu jeden Nabucco, cztery Onieginy, dwa Orfeusze. W lutym 2 Butterfly i pięć spektakli nowej Marii Stuardy. Gra się niemal wyłącznie spektakle Mariusza Trelińskiego albo parę koprodukcji, polscy reżyserzy prawie nie istnieją. Polski Balet Narodowy z Krzysztofem Pastorem nie załatwią wszystkich powinności tego miejsca.
Dlaczego ten teatr wydaje góry pieniędzy na spektakle, które idą po parę razy? Tłumaczy się to tym, że przyjeżdżają zagraniczni śpiewacy, którzy mają ograniczony czas. Dlaczego nie poszukać polskiej obsady? Przykład Ariadny pokazuje, że się da – na 16 śpiewaków tylko czworo obcokrajowców. I naprawdę można nie przepłacać, nie psuć rynku. Kiedy w TWON to zrozumieją? I kiedy dotrze do nich, że teatr jest dla publiczności, a nie dla sławy paru osób? Przykre to bardzo.
Komentarze
Pobutka.
Dzień dobry 🙂
Dodam jeszcze do wczorajszego, że dobór solistów do Ariadny jest zasługą Michała Sikory, świetnego speca od obsad, który swego czasu pracował w TWON, ale nie wytrzymał i jak się nadarzyła okazja, odszedł i teraz pracuje w FN.
Tak własnie podejrzewałam, że w TWON mają poważny problem ze słuchem.
Adreas jako Siegfried:
https://www.youtube.com/watch?v=GsBZTTGLYM4
I ja jestem 🙂 Odnośnie tematu: Dwójka zapowiedziała na dzisiaj transmisję z FN. Ale jak będą tak kaszleć jak podczas transmisji z Katowic, to nie wiem, czy wytrzymam. Tam było wszystko słychać. Ta nowa sala wzmacnia dźwięki nawet z widowni, a nie tylko ze sceny. A w trakcie jednej z przerw odbył się taki koncert kaszlowo-chrząkający, jakby wszyscy jakieś partytury dostali, czy co 😉 Koszmar! A może spece od dźwięku musza się nauczyć innego ustawienia mikrofonów, żeby to choć trochę wyeliminować ?
PS A teraz jestem ciekawa, czy mnie przepuści
Urszulo, w TWON nie tyle mają problem ze słuchem, co oceniają „na oko” i „na teatr”. Dla tego reżysera zawsze ważniejsze jest, czy osoba jest np. anorektycznie szczupła (pamiętny przypadek Turandot), czy jest aktorsko „wybitna”. Głos się nie liczy. Andreas poza tym, że ma głos, jest również przystojny, ale widać był niedostatecznie aktorski…
Oczywiście, że ten medal ma dwie strony. Kiedy Jacek Kaspszyk został sam – a był taki okres – na dyrekcji TWON, było nadal świetnie muzycznie, natomiast wizualnie bywało nijak, przypomnijmy choćby dość koszmarną pod tym względem Toscę. Dlatego potrzebny jest zarówno szef muzyczny, jak i ktoś, kto zadba o resztę. Ale muszą żyć w pełnej zgodzie i współpracy, a wzgląd muzyczny musi być nadrzędnym. No bo co po choćby najefektowniej wystawionej Turandot, jeśli główna bohaterka wydaje dźwięki, które uniemożliwiają percepcję utworu? 😈
Wróciłam z premiery. Nie będę robić osobnego wpisu, ponieważ jest to powtórzenie krakowskiej inscenizacji Trubadura z zeszłego roku:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2013/06/08/cyganka-cyganka/
Panowie dyrektorowie oper krakowskiej i łódzkiej umówili się, że to będzie koprodukcja, dekoracje przyjechały więc z Krakowa, zmodyfikowane przez Barbarę Kędzierską wszerz, ponieważ scena łódzka jest o jedną trzecią większa od krakowskiej. Ale z grubsza było to samo, także pod względem reżyserii Laco Adamika.
Jednak zupełnie inna była obsada, oparta zresztą w dużej mierze na miejscowych śpiewakach – i to się chwali, ponieważ są naprawdę przyzwoici. Gościnnie wystąpił znakomity Mikołaj Zalasiński jako trawiony namiętnościami Hrabia di Luna i niesamowita Anna Lubańska, która po prostu BYŁA Azuceną, wręcz wstrząsającą. Jednak postacią, która ujmowała szczególnie, był Manrico – chyba jeszcze takiego polskiego wykonawcy tej roli nie słyszałam. Dominik Sutowicz – warto zapamiętać to nazwisko, młody człowiek sześć lat po studiach, związany z tą sceną, ze spektaklu na spektakl coraz bardziej się rozwija. I głos, i emocje – wszystko jak trzeba. Trochę bardziej blado wypadła przy tym Dorota Wójcik jako Leonora, ale w miarę rozpędzania się spektaklu było coraz lepiej. A Eraldo Salmieri po prostu wie, jak się prowadzi takie rzeczy. Jeśli więc przez chwilę się zastanawiałam, po co właściwie oglądać spektakl, który już znam, to po chwili już nie żałowałam. Pozostałe obsady ponoć też ciekawe.
Tak na marginesie dyskusji dotyczących TWON, pięknie działo się również w Poznaniu. Piątkowy koncert Rafała Blechacza był znakomity. W programie 3.Beethovena, kilka bisów z intermezzem Brahmsa i Chopinem oraz Symfonia Fantastyczna Berlioza. Ciekawy był dyrygent Antonio Mendez. Orkiestra w dętej sekcji trochę szwankowała, ale w całości zarówno pierwsza jak i druga część wieczoru były znakomite!
Pobutka.
Ze względu na fakt, że mam podobne odczucia co do TWON – pozwolę sobie na kilka słów na ten temat. Gdy opublikowano program na aktualny sezon – patrzyłam na niego i patrzyłam i im więcej patrzyłam tym mniej wiedziałam czy w ogóle mam ochotę wybrać się na cokolwiek. Ilość spektakli faktycznie spada z roku na rok i jeśli ktoś chodził w miarę aktywnie w poprzednich sezonach, to w obecnym niewiele mu już zostało do obejrzenia i wysłuchania. Ceny biletów rosną z kolei odwrotnie proporcjonalnie do ilości przedstawień.
W Łodzi będę dziś, więc pozwolę sobie na napisanie kilku słów wrażeń z wykonania Trubadura przez ten tzw inny skład śpiewaków. Niestety bez Pana Sutowicza. Podzielam Pani zdanie na jego temat. Jest bardzo dobry, elektryzujący wręcz. Myślę, że Łódź to tylko etap jego kariery, przedproże. Ostatnio tamże – w Tosce również był świetny. W ogóle w operze w Łodzi, odwrotnie niż w Warszawie, dzieje się tak dużo, że gdybym była na emeryturze to bym się tam przeniosła i chodziła 3 razy w tygodniu, bo z taką częstotliwością tam mniej więcej grają 🙂
Pozdrawiam Panią i Państwa piszących komentarze.
O TWON można pisać dużo i rozpaczliwie. Ostatnio jest to tragedia. Teatr operowy nie gra praktycznie nic. Tymczasem w Berlinie, Pradze, Bratysławie, Wiedniu i Budapeszcie (sprawdziłam dokładnie cały sezon w tych teatrach) stale coś grają. Wprawdzie pan Treliński stwierdził ostatnio, że swoją Salome w Pradze trochę przewietrzył zatęchłą atmosferę konserwatywnego teatru ale niech mu to będzie odpuszczone. On naprawdę jest przekonany, że jest geniuszem interpretacji oper. Reżyser jest to dobry ale na muzyce nie zna się zupełnie, a bez rządzącego twardą ręką dyrektora muzycznego z jego operami będzie tylko gorzej. O decyzjach muzycznych reżysera nie chcę sie wypowiadać, bo same brzydkie słowa na usta się cisną. Zastanawia mnie kto kieruje orkiestrą w TWON i z nią ćwiczy skoro dyrektor muzyczny jest gościnny. Balet często używa muzyki z taśmy więc orkiestra fatyguje się w zasadzie na jedno, dwa do kilku przedstawień na miesiąc. Może zresztą gościnny dyrektor muzyczny to jest właśnie to o co panom dyrektorom chodzi – nawet jak jest to ktoś dobry to na ogół jest daleko i nie psuje im dobrego samopoczucia zgłaszając jakieś uwagi merytoryczne i czegoś wymagając. Obaj panowie dyrektorzy mają doskonałe kwalifikacje na sprzedawców bezpośrednich – potrafią teatr operowy nie wystawiający oper przedstawić jako wiodącą scenę europejską. To jest majstersztyk i oni chyba daliby radę sprzedać wszystko. Kwitnie za to działalność uboczna największej polskiej sceny operowej – a to Polacy z werwą, a to Flash Fashion czy niedoszłe spotkanie z gwiazdą (Al Pacino). Najczęstsze wiadomości z TWON to ostatnio tzw. ścianki w holu teatru do fotografowania celebrytów. Coś mi się wydaje, że szybkimi krokami zbliża się organizacja finału „Tańca z gwiazadami” na scenie TWON, no bo w zasadzie taka wielka fajna scena, a tak się marnuje.
Dzień dobry 🙂
@ vinteuil – dzięki za parę słów o Blechaczu. Przez jakiś czas się wahałam, czy jechać do Poznania na Blechacza, czy do Katowic na Skrowaczewskiego i Ewę Kupiec (był może ktoś?). W końcu zostałam w Warszawie i nie żałuję, bo dzięki temu byłam przynajmniej na próbie generalnej Ariadny…
Czy @ PAK poprzez Pobutkę daje do zrozumienia, że był w NOSPR na koncercie Scholla? 🙂 Jak było? Tam też chciałam być (zapraszano mnie nawet), ale jednak premiera w Łodzi to wydarzenie znaczące.
Ariadna100, Hannabo – witam. @ Ariadna100 – w drugiej obsadzie na pewno dobra będzie Leonora – Anna Wiśniewska-Schoppa, która swego czasu bardzo mi się podobała jako Butterfly. Azucena – Agnieszka Makówka – też powinna być niezła. Ferrando chyba lepszy niż w pierwszej obsadzie (Patryk Rymanowski). Manrico gościnny (z Bułgarii bodaj), Luna miejscowy – Zenon Kowalski.
@ Hannabo – ja nie wiem, czy aby scena TWON nie jest lepsza akustycznie do Tańca z gwiazdami niż do opery 😛 A propos orkiestry, to smyczki miały ostatnio dwa tygodnie wolnego, bo tylko dęte grały w ostatniej premierze baletowej (w Mszy polowej Martinu, reszta szła z taśmy). To jest rozwalanie zespołu, a tym samym rozwalanie teatru. O praskiej Salome słyszałam już trochę satyrycznych komentarzy (najłagodniejszy o Tomaszu Koniecznym wpuszczonym w kanał), ale litościwie zmilczę… Trzeba by samemu zobaczyć.
Dziś uroczysty koncert z okazji dwudziestolecia Sinfonietty Cracovii – wszystkiego najlepszego i wielu sukcesów artystycznych 🙂 I tam też mogłam dziś być, ale wcześniej zdecydowałam już, że zostaję tu na Tansmanie. Nie słyszałam tych baletów, nie były grane w Polsce, więc poznam coś nowego. Z drugiej strony w Krakowie jest to pierwszy koncert symfoniczny w Centrum Kongresowym, więc ciekawe, jak wypadnie 🙂
Jedna z czeskich recenzji Salome:
http://www.novinky.cz/kultura/351597-recenze-straussova-salome-jako-storka-o-domacim-nasili.html
Wczorajsza Ariadna w FN – rzeczywiście znakomita, dobrze że Kierownictwo było choć na próbie. Zerbinetta przemierzyła swoją arię absolutnie pewnie, piękny głos. Drobny minus – orkiestra przykrywała czasem Kompozytora. No i w pierwszym akcie brakowało nieco inscenizacji – jest on przecież wybitnie „sceniczny”.
Gdy chodzi o telefony komórkowe – widownia bierze sprawy w swoje ręce – słyszałam awanturę o (nie)wyłączanie.
Cieszę się bardzo z zapowiedzi wydania na płycie „Gurrelieder” – jego wykonanie, jak Ariadny, było wydarzeniem.
A co Szanowna PK sądzi o nagłośnieniu łódzkiego TRUBADURA?
Siedziałem w połowie sali (PK w VI rzędzie??) i jestem niemal pewien, że takie nagłośnienie było! I w dodatku było uciążliwe!!
Pierwszy raz spotkałem się z taką praktyką w zamkniętej sali teatralnej! I to w dodatku w sali, która słynęła z doskonałej akustyki.
Poprawianie czegoś co jest dobre prowadzi do odwrotnych efektów; ja przynajmniej miałem wrażenie, że niedostatki solistów i toporność orkiestry zostały dodatkowo wyeksponowane. No i w forte było zdecydowanie za głośno!
TW zapowiada na styczeń premierę HOLENDRA (!!!); obawiam się, że technika (i wzmacnianie solistów) będzie gwałtownie użyta.
Jestem wiernym czytelnikiem blogu, dziś zdecydowałem się po raz pierwszy zabrać głos.
POZDRAWIAM
Też wczoraj byłem na Ariadnie. Wspaniałe wykonanie, wspaniała obsada. Wszystko doskonale słyszałem, wyważone proporcje orkiestry względem solistów i nikt nikogo nie przykrywał. Dziwne aby od wykonania koncertowego wymagać inscenizacji. Było napisane : wykonanie koncertowe! i tego się trzymajmy.
Rzeczywiście Zerbinetta rozbiła wczoraj bank, no ale taka to rola i taka to aria, a Anna Simińska poradziła sobie świetnie. Reszta obsady również zacna: bardzo podobała mi się A. Rehlis jako Kompozytor, Bachus również: jego mocny głos rzeczywiscie robił wrażenie. Ogólnie bardzo udany koncert, choć sama opera jest nieco przegadana/prześpiewana (jak usłyszałem w kuluarach: muzyka piękna ale nic się nie dzieje).
Bartek Maleszewski, tom13 – witam.
@ tom13 – siedziałam w V rzędzie 🙂 i widziałam po lewej mikrofon na proscenium, ciekawe, czy po prawej też był. Tak, to było chyba niepotrzebne. Co innego Opera Narodowa (i tam rzeczywiście się to czasem robi, choć delikatnie), ale taka scena jak łódzka chyba rzeczywiście tego nie wymaga. Holendra w Łodzi już jestem ciekawa, nagłośnionego czy nie…
@ pierwszyrzad – ojtam, ojtam, nic się nie dzieje – moim zdaniem dzieje się aż nadto 😆 Działo się tyle, że po tej próbie już mi się nie chciało innej muzyki słuchać…
Pani Kierowniczko, nie wierzę, żeby długotrwałe wystawienie na działalność wokalną pamiętnej Turandot (tych, co nie słyszeli przepraszam, że z takim uporem do tego wracamy, ale to zaiste był przypadek kuriozalny, nawet za dyrekcji Trelińskiego) nie wpłynęło ujemnie na słuch. Ale cieszę się niezmiernie, że nie tylko Kwiecień, Beczała, Kurzak, Dobber et consortes, ale i zastępy utalentowanej młodzieży nam rosną. I znów samolubnie się cieszę, że Anna Lubańska nie zrobiła jak dotąd światowej kariery.
Byłam na Schollu i było pięknie………
A konkretnie 🙂 w pierwszej części mieliśmy Huberman Trio z Wariacjami Goldbergowskimi i było trochę nierówno, na początku, jak dla mnie, tempo trochę za wolne i czasami w trakcie lekkie zachwiania tekstu, ale były też fragmenty, których słuchałam na bezdechu. A Scholl jest klasą samą dla siebie, nieco delikatniejszą już klasą, ale chyba bardziej przemyślaną.
I jeszcze jedna uwaga w nawiązaniu do wpisu Notarii, przy każdym wejściu na salę powinien stać lekarz i nie wpuszczać kaszlących, na tej sali to koszmar……….. ale komórki nie było ani jednej 🙂
Dobre i to 🙂
Cieszę się, że się udało. Widzę, że Scholl ostatnio bardziej inteligentnie dysponuje swoim głosem 🙂
Gwoli ścisłości: wszystkie spektakle baletowe poza tymi na scenie kameralnej idą z muzyką graną na żywo bo takie jest założenie dyrekcji, jednak w częsci spektakli – właściwie tylko 2 pojawia sie muzyka elektroniczna odtwarzana z taśmy bo inaczej po prostu nie mozna: w Śnie nocy letniej część (1/3) muzyki i w choreografii R. Bondary w „1914” – najnowszej premierze, ale nawet tam część muzyki wykonywana jest na żywo przez pare perkusistów. Reszta wieczoru jest z muzyką na żywo – „Msza polowa” Martinu i „Zielony stół” z muzyką na dwa fortepiany grające z kanału. Więc nie może byc mowy o „Balet często używa muzyki z taśmy…”
@Bartek Maleszewski: by doprecyzować – chodziło o to, że brak inscenizacji Prologu ujmuje nieco tej (i tylko tej) części, może stąd głosy, że jakoby przegadane.
Jednakże z wykonania koncertowego jestem bardzo zadowolona, możliwe jest większe skupienie się na pysznej muzyce.
Szanowna Kierowniczko, byłam wczoraj na Ariadnie i rzeczywiście chapeau….. Zerbinetta rewelacyjna, całość bez zarzutu, a Andreas Schager wspaniały. To jest zresztą ten nagły zastępca Lance’a Ryana w Zygfrydzie w Staatsoper w Berlinie w zeszłym roku, gdy Ryan nie przyszedł na czas do teatru i Schagera ściągnęli z ulicy. Zaśpiewał wtedy tylko pierwszy akt bo potem Ryan się znalazł i śpiewał dalej. Po Schagerze, który wzbudził owacje na stojąco Ryan wypadł podobno tak, że tylko to, że berlińska publiczność jest powściągliwa, ocaliło go przed wybuczeniem i przegnaniem ze sceny.
A tymczasem w TWON (tak, będę wciąż o tym, jak Katon o Kartaginie, aż do skutku) – na życzenie dysponuję szczegółowym zestawieniem repertuarów oper w teatrach operowych w stolicach naszego regionu, tutaj podaję podsumowanie całego sezonu 2014/2015 dla poszczególnych teatrów:
Praga – 327 przedstawień
Budapeszt – 297 przedstawień
Wiedeń – 223 przedstawienia
Berlin (Deutsche Oper, dwa miesiące w remoncie) – 124 przedstawienia
Bratysława – 105 przedstawień
Warszawa – 51 przedstawień
Zestawienie pochodzi z analizy repertuarów zrobionej w sierpniu, mogą być jakieś drobne modyfikacje późniejsze, w Warszawie np. dołożono dwa przedstawienia gościnne z Poznania ale nie były one w planie sezonu. Liczby mówią same za siebie, komentarz zbędny. Może by tak skrzyknąć miłośników opery chcących oglądać (i słuchać) opery w Warszawie i zażądać od organu finansującego TWON działań naprawczych w tej sprawie? Na razie wygląda na to, że pieniądze przeznaczone na operę są albo za małe, albo nieprawidłowo wykorzystywane. O ile ze zwiększeniem wydatków może być kłopot, o tyle drugą ewentualną wadę dość łatwo jest naprawić.
Na koniec drobna uwaga do mojej troski o orkiestrę – może naprawdę balet używa więcej muzyki na żywo niż mi się wydawało ale dwa fortepiany z kanału lub mała sekcja perkusji to nie nie jest wykorzystanie potencjału orkiestry. Orkiestra jako całość nie gra.
Pozdrawiam wszystkich warszawskich miłośników opery.
Hannabo, oczywiście że to nie „wykorzystanie potencjału naszej orkiestry”, ale trudno oczekiwać od BALETU, że będzie planował swój repertuar omijając wybitne dzieła choreograficzne, bo nie są z orkiestrą… balet ma rozwijać i wykorzystywać potencjał tancerzy. Natomiast z całością Twoich Katońskich uwag zgadzam sie w stu procentach
Z baletem jeszcze jest taka sprawa, że zwykle ćwiczy do nagrań i przyzwyczaja się do określonych temp, więc trudno potem się naginać. Pamiętam, jakie były problemy z potrójnym Świętem wiosny…
Ja właśnie wróciłam z baletu i opery w jednym, ale w wykonaniu koncertowym. Jednak znów posiady pokoncertowe się przedłużyły, a rano wracam do Warszawy, więc tam już opiszę to, co słyszałam dziś. Dobranoc 🙂
Na Schollu nie byłem, bo poszedłem na transmisję Met – a poza tym miałem obawy o jego aktualną formę głosową (jak czytamy, niepotrzebnie). A jak było ze słyszalnością tego bardzo kameralnego składu w dużej sali NOSPR-u?
Natomiast po odsłuchaniu nagranej sobotniej transmisji z FN nie zastanawiałem się długo i buch w samochód, buch do kasy FN, obuch w ucho (od kogo to już wiadomo) i buch do domu.
Różnica między transmisją a żywym odbiorem – nie do opisania.
Czyn, którego dopuścił Jacek K. działając w porozumieniu i zmowie z grupą wyczerpał wszystkie znamiona czynu wybitnego.
Nie pojmuję już zupełnie reakcji niedzielnej widowni – miała okazję posłuchać b. dobrze zagrany, świetnie przygotowany i zaśpiewany spektakl operowy – którego w Warszawie nie słyszała – i po jednym wyjściu śpiewaków darowała sobie dalsze brawa. Myślę, że wszystkim – orkiestrze, solistom, dyrygentowi – było po prostu przykro. Aczkolwiek coś od początku wieczoru czułem, że jest to ten przypadek, gdy nie ma tego czegoś nienazwanego między estradą a widownią. Głos Andreasa Schagera niemal rozniósł mi uszy. Jeszcze jest nieokiełznany i ponosi go, ale jak dołoży do tego doświadczenie i mądrość – to będzie „kłopotem” obsadowym. Iluż solistów będzie w stanie dorównać mu potęgą brzmienia – i co wówczas począć z wszelkimi duetami, tercetami, kwartetami etc.
A maestro Skrowaczewski (będący w zeszłym tygodniu w Katowicach) – szacun wielki. Przygotował koncert Schittkego, który wcześniej nigdy nie prowadził. Szostakowicza poprowadził z pamięci. A wszystko jakby nie miał tych lat, które już ma. Byłem ciekaw tego koncertu Schnittkego na żywo – czy przekonam się doń bardziej niż w przypadku nagrania (zresztą też z tą samą wykonawczynią). Cóż – przełom raczej nie nastąpił. Są w nim zresztą (zwłaszcza w finale) nie najlepiej napisane partie. Gdy solista musi się strasznie napracować, ale ten trud tylko widać, gdyż słychać tylko orkiestrę nadzwyczaj skutecznie przykrywającą partię fortepianu. Oczywiście w transmisji – jak to w transmisji – realizatorzy skorygują co trzeba i wyciągną z cienia co schowane. Lub schowają to, co za bardzo z przodu (przypadek transmisji z FN). I będzie równo i gładko. Czyli odwrotnie niż w życiu.
Pobutka.
@Koncert Scholla:
Siedziałem w piątym rzędzie, więc problemów z kameralnością nie było 🙂
A resztę Anna T. już napisała (ja nie miałem większych pretensji o tempa).
Andreas Schager – zdominował scenę. Może za bardzo chciał utożsamiać się z Bachusem, czyli bogiem rozkoszy i uczt. Śpiewał też zdecydowanie głośniej, niż pozostali. On nie potrzebuje mikrofonu. Słyszałam go już w Gurrelieder, gdzie nie był tak dominujący.
Anna Simińska – dała pokaz czystej koloratury bez wibracji. Z takim głosem to nic dziwnego, że angażują ją najlepsze opery świata to bardzo wymagającej roli Królowej Nocy w Czarodziejskim Flecie. Podczas niedzielnego koncertu jako jedyna dostała brawa po swojej solowej arii.
Moją uwagę skupił głos Meagan Miller, która z mocą śpiewała okrągłe, wysokie nuty. Gdy w ostatniej scenie Andreas Schager ujął Meagan Miller za rękę, miałam wrażenie, że chce ją zabrać „do gwiazd”.
Na uwagę zasługiwało również Echo – czyli Marta Boberska oraz trzy nimfy.
Wyrazy uznania dla Michała Sikory za dobór głosów!
Orkiestra – stanęła na wysokości zadania i bardzo precyzyjnie odegrała wszystkie partie solowe, nie tracąc przy tym na zespołowości. Wielki szacunek dla Dyrygenta.
Gościnnie grali Grzegorz Tokarski – na czeleście brzmiącej słodkimi dzwonkami oraz Piotr Wilczyński na harmonijkowej fisharmonii. Te instrumenty rzadko mamy okazję usłyszeć.
To wspaniałe, że Jacek Kasprzyk tak bardzo kocha operę i że możemy jej posłuchać w FN.
Do Joanna Fijałkowska.
Dla wyjaśnienia to Marta Boberska była jedną z 3 minf a nie 3 nimfy plus Marta Boberska. Pisze Pani tak, jakby każdy zaśpiewał w tym koncercie swoją arie solową i tylko Zerbinetta dostała brava. Zatem jaką arię miał np. Lokaj skoro nie dostał braw? Widziałem wiele Ariadn to zawsze są brava po arii Zerbinetty a w środku nie ma gdzie bić brava bo nie ma realnych zakończeń jak w tym wypadku. Z poważaniem.
Do statystyki Hannabo można dodać jeszcze parę drobniejszych przypadków (wedle statystyk operabase, gdzie doliczono się w TWON 16 produkcji, 61 przedstawień.
Ostrawa : 13 produkcji, 97 przedstawień
Brno : 27 produkcji, 130 przedstawień
Wrocław : 34 produkcji, 149 przedstawień
Poznań : 25 produkcji, 109 przedstawień
Braunschweig : 13 produkcji, 91 przedstawień
Bielefeld : 11 produkcji, 81 przedstawień
Kiel : 12 produkcji, 98 przedstawień
Oczywiście, to tylko liczby.
Też byłam na niedzielnej Ariadnie w FN, ale w odróżnieniu od chyba wszystkich tutaj, słuchałam jej po raz pierwszy w całości, i po raz pierwszy na żywo. I bardzo jestem szczęśliwa, że po zachętach PK postanowiłam błyskiem zakupić bilet i pójść. Podobało mi się bardzo. Fakt, Prolog bez inscenizacji dla kogoś nieobytego z operą jest trudny. I może też dlatego miałam wrażenie, że przegadany. W tamtej części najbardziej ujęła mnie rola Kompozytora. Natomiast sama opera, kto mówi, że nic się nie dzieje. No akcji specjalnie tam nie ma:-) ale ta poezja, która opisuje najpierw cierpienie, a potem ukojenie, jest niesamowicie piękna i wciągająca. I zaśpiewana bardzo przekonująco. Meagan Miller świetna. Shager również, ale nim już wszyscy się tutaj zachwycają (i słusznie), więc już nie będę nic dodawać. Poza tym jeszcze bardzo urocze Echa.
Widać było, że Maestro Kaspszyk dyryguje z radością i pasją. Orkiestra za tym podążała. A tę radość było też widać, gdy dziękował śpiewakom. Ja się zawsze cieszę, gdy mogę zobaczyć, że dla wykonawców, to jest też coś więcej niż tylko rzemiosło – zawodowe sprawianie przyjemności słuchaczom.
Jeżeli chodzi o nagłośnienie to, jeżeli były tam mikrofony, to jednak dobrze. Siedziałam na pierwszym balkonie z tyłu i jednak nie było słychać wyraźnie śpiewaków. Znów nie wiem, czy to zawsze taki układ, że w koncertowych wykonaniach śpiewacy za orkiestrą na proscenium. Ale gdyby nie było wyświetlanego libretta, to byłoby ciężko (to zresztą prosty chyba do wykonania, a świetny pomysł, żeby wyświetlać).
Publiczność nie była chyba zła tym razem. Miałam wrażenie, że żadnego sponsorskiego zadęcia, melomani. Wszyscy zasłuchani, zaczytani, nawet komórka ani razu nie zadzwoniła i specjalnie nikt nie kaszlał.
60jerzy – i dlatego też byłam, w pierwszym odruchu, zaskoczona relatywnie skromnymi brawami. Ale po przemyśleniu wydaje mi się, że to zdecydowanie nie oznacza, że podobało się tylko umiarkowanie. Być może całkiem odwrotnie. To chyba ta, raczej filharmonijna niż operowa, publiczność była po prostu odrobinę zmęczona i oszołomiona. Ja przyznaję byłam oszołomiona, bo intensywność i rozpiętość emocji była duża. Po ostatnie arii chciałam, że ta cisza jeszcze trwała i wybrzmiewała. Czasem tak bywa, że po dużych przeżyciach, albo chce się natychmiast je rozładować, ale to już je ucina. A można też wejść dalej w ciszę i jeszcze delektować się nimi. Zatem, jeżeli komuś z wykonawców zrobiło się przykro, to niesłusznie.
Zgadzam się z PK, to na pewno było to wydarzenie, i chciałabym takich koncertowych wykonań więcej w FN:-)
Miło słyszeć, że FN ma kontrakt z Warnerem, choć pod względem cenowym kontrakt z nomen omen Naxosem był pewnie atrakcyjniejszy dla klienta.
A ja i tak wsiądę na swojego konika i powiem, że nie wiem dlaczego nie mogą iść śladem LSO, Concertgebouw i innych i sprzedawać plików przez internet.
Wielkie dzięki Piotrowi Kamińskiemu za rozszerzenie statystyk przedstawień o parę drobniejszych przypadków. To są tylko liczby ale mówią chociażby o tym, że teatr pracuje. W świetle tego nie dziwi chyba, że ja gotuję się w środku jak słyszę pełne samouwielbienia wypowiedzi obu warszawskich panów dyrektorów. Pomyślmy jeszcze, że w tej niewielkiej liczbie produkcji TWON były takie kwiatki jak „Turandot” i „Latający Holender” – niewiele czegoś innego zostaje. To chyba bardzo frustrujące być w TWON artystą i członkiem orkiestry lub chóru, o etatowych solistach nie wspominając (jeżeli jeszcze jacyś są). Przez większość czasu mają po prostu wolne.
We Wrocławiu już nie będą mieli tak dobrze. Dziś w „GW” Roman Pawłowski pisze o obcięciu budżetu dolnośląskiego:
„Odchodzący zarząd województwa ogłosił projekt budżetu na przyszły rok. Teatr im. Szaniawskiego z Wałbrzycha i Filharmonia Sudecka z Jeleniej Góry [Filharmonia Sudecka jest w Wałbrzychu – DS] mogą stracić nawet jedną trzecią dotacji – od 1,2 mln do 1,3 mln zł. Teatrowi Polskiemu we Wrocławiu, któremu już teraz brakowało 3 mln zł na działalność, zabrano dodatkowe 600 tys. zł, Opera Wrocławska straci 800 tys. zł. Teatr im. Modrzejewskiej w Legnicy ma dostać o 300 tys. zł mniej.
Szefowie instytucji zapowiadają, że ograniczą program artystyczny albo zamkną placówki. Teatr w Wałbrzychu przetrwa do połowy roku, i to tylko pod warunkiem że nie będzie grać, Opera Wrocławska wystawi cztery razy mniej spektakli, repertuar ograniczy Teatr Polski”.
Gostku, Warner sprzedaje pliki przez internet, więc być może będzie taka możliwość, jeśli będzie zainteresowanie. Tak przynajmniej mówił na konferencji Piotr Kabaj, szef polskiego Warnera.
No tak, ale dobrze byłoby bezpośrednio ze strony – mniej pośredników, lepsza cena.
Pewnie tak, ale to już kwestia praw.
Tu jeszcze wcześniej było w lokalnym dodatku:
http://wyborcza.pl/1,75475,17010044,Ciecia_w_dolnoslaskiej_kulturze__Teatr_Polski_we_Wroclawiu.html
a propos wątku Straussowskiego. Anna nagrała z Barenboimem – Cztery ostatnie pieśni…dla DG.
Nie polcam 😀 😀 :D.
Do Czterech ostatnich pieśni to raczej potrzebny jest trochę inny gatunek głosu niż do Zerbinetty.
Dziękuję za wzmiankę o TW ON. To co się dzieje z repertuarem Teatru zakrawa już na mega skandal. Czas najwyższy aby ktoś się obudził. Naprawdę nie ma już na co iść do TW ON. Może głos Pani Kierowniczki w Polityce i echa artykułu spowodują jakąś reakcję. Pozdrawiam. HELP!!!
Pani Doroto, lolo pisał o Annie Netrebko, a nie Annie Simińskiej 🙂 A propos tej drugiej kilka lat temu fantastycznie zaśpiewała Lunatyczkę w Grazu. Byłem na premierze, w której była „do zjedzenia”. A pierwszą Annę wolę przemilczeć, bo nie podzielam zachwytu niektórych nad tym produktem marketingowym.
Ja też nie podzielam. Co zaś do Anny Simińskiej, to ona ostatnio śpiewa pod Barenboimem, więc myślałam, że kto wie, może już i ją tam promuje… 🙂
Pablo C. – witam. Nie myślę, że wiele się wskóra, niestety. Ponarzekamy sobie i tyle 🙁
Ale spróbować warto.Samoa się nic nie zadzieje. A media jednak coś znaczą
Zazdroszczę dyskusji o ARIADNIE.
Niestety, Warszawa niby niedaleko, ale..
Wrócę jeszcze na chwilę do TRUBADURA. Miałem nadzieję na jakieś reakcje, odbyły się przecież dwa przedstawienia (jutro trzecie), a „Ariadna 100” obiecała nawet podzielić się wrażeniami.
Czy nikogo nie zdziwiło (oburzyło?) nagłośnienie zastosowane w T.W.w Łodzi?
Może to ja siedziałem w pechowym miejscu (na samym początku amfiteatru); PK nie wydała się przejęta w swojej odpowiedzi tą sprawą (no, ale w V rzędzie być może było słychac inaczej!).
POZDRAWIAM
Jakby tu powiedzieć… po prostu wiadomo, że to się czasem w teatrach operowych robi 😈
Akurat w takiej operze jak TRUBADUR???
Chyba tylko gdy chór czy główny bohater śpiewają z kulis!
Mam nadzieję, że był (jest?) to incydent.
@ Pablo C. – mam wrażenie, ze niewiele wskóram ale spróbować chyba należy. Wyślę moje zestawienie statystyczne wzbogacone o informacje od Piotra Kamińskiego i krótki list przewodni do pani minister kultury. Pewnie nawet mi nikt nie odpowie, żebym im głowy nie zawracała, ale przynajmniej sumienie będzie czyste, że zrobiłam co się dało.
Jest być może sposób by TWON doprowadzić do pionu – tak sobie myślę, że gdyby powstała stronka na fejsbuku o tytule powiedzmy „TWON umiera” lub „Kto niszczy operę w Warszawie” i była ustawiona tak, że otwiera się zawsze jak ktoś w wyszukiwarce wpisze TWON to może panom dyrektorom zrobiłoby się nieco ciepło tu i ówdzie. Stronka nie musi być bogata – ktoś szuka co jest jutro w operze w TWON, na ogół widzi zgodnie z prawdą, że NIC, a obok otwiera mu się informacja, że tymczasem w Berlinie, Bratysławie, Pradze czy Brnie lub Braunschweigu jest…… Ja takiej strony nie założę, bo nie korzystam z fejsbuka ale pomysł poddaję.
Pamiętam, że kilka lat temu było w Warszawie grane gościnnie raz przedstawienie Ariadny z Wybrzeża (w rezyserii M. Weissa bodajże), gdzie równie dobrą Zerbinettą była Aleksandra Buczek, a Ariadną Katarzyna Hołysz a właściwa opera działa się chyba w szpitalu psychiatrycznym (sic!)
Tak, pisałam o tym spektaklu po jego premierze w Gdańsku:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2009/11/01/ariadna-w-wariatkowie/
Można by sobie odświeżyć owo (na szczęście zarejestrowane) przedstawienie Ariadny, gdyby TVP Kultura chciała puszczać je częściej – zwłaszcza że dobiega końca rok jubileuszowy.
Dotyczy to także biograficznego dokumentu o Richardzie Straussie, który pojawiał się tam wielokrotnie w początkach istnienia stacji (wtedy jednak, jak wielu, nie miałem do niej dostępu), więc teraz przypomnienie go byłoby chyba jak znalazł…
Wygląda na to, że premiera Kawalera srebrnej róży w grudniu w Operze Wrocławskiej będzie jej łabędzim śpiewem przed radykalnym ograniczeniem działalności… 😥
Wracając do TW ON. Pani Kierowniczka była łaskawa dodać 3 (trzy) przedstawienia Nabucco w grudniu . Fajnie by było, niestety ta opera pojawia się tylko raz – 4 grudnia. Ratujmy Teatr Wielki!!!
Dwóch Papieży msze odprawiało na Placu Piłsudskiego. A to nie można było któregoś poprosić na kwadransik obok, na małe egzorcyzmy, raz-dwa i po krzyku?
Tak tylko mimochodem o niedzielnej tzw. drugiej premierze Trubadura w Łodzi. Bardzo podobała mi się Agnieszka Makówka. Bardzo. Reszta mniej. Mikrofonów nie widziałam.
Uprzejmie pozdrawiam,
Agnieszkę Makówkę b.lubię i myślę, że stworzyła kreację godną uwagi.
Poza tym, b.przeciętne przedstawienie (na premierze D.Sutowicz też, uważam, wypadł poniżej oczekiwań).
Mam nadzieję, że brak widocznych mikrofonów oznacza wycofanie się z tego dziwacznego nagłośnienia, które (zamiast, ewentualnie, poprawiać!??) tylko utrudniało odbiór spektaklu!
POZDRAWIAM
Na premierze Sutowicz był wyraźnie zmęczony, dało się to wysłyszeć, ale też bardzo inteligentnie sobie z tym radził. Na próbach podobno było jeszcze lepiej, po prostu rewelacyjnie.