Pięknie dzieje się w FN

Poszłam dziś na konferencję w Filharmonii Narodowej poświęconą nowej płycie – pierwszej dla Warner Classics – nagranej przez Orkiestrę FN pod batutą Jacka Kaspszyka z udziałem skrzypka Ilyi Gringoltsa, poświęconej muzyce Mieczysława Weinberga. Ale jeszcze jej nie przesłuchałam, bo zdarzyło się coś po drodze.

Tylko parę słów o kontrakcie FN z Warnerem: opiewa na cztery lata. Będą w jego ramach cztery serie: premiery, nagrania archiwalne (pierwszym będzie koncert z 1 lutego 1955 na otwarcie sali FN po odbudowie), nagrania live (na razie zastanawiają się, czy na pierwszy ogień pójdzie II Symfonia Mahlera, czy Gurrelieder) oraz utwory Pendereckiego pod Pendereckim. Pierwsza płyta, ta z Weinbergiem, będzie do kupienia w promocji na koncertach jutro i pojutrze, a od poniedziałku już oficjalnie w sklepach. Będzie też miała dystrybucję światową, prawdopodobnie od lutego. Cenę zapowiadają do 39,99 zł w sklepach, w internecie może nawet taniej.

Myślałam, że wrócę do domu i od razu posłucham, ale okazało się, że o 16. jest próba generalna Ariadny na Naxos, a że na weekend muszę wyjechać do Łodzi, to na koncertach nie będę mogła być. Długo więc nie dałam się namawiać, żeby zostać – i mogę już zachęcić: idźcie koniecznie! To będzie prawdziwe wydarzenie.

Szesnaścioro śpiewaków plus jeden aktor – i żadnego słabego punktu. Co prawda jedno mnie ominęło: usłyszenie pełni głosu Anny Simińskiej – Zerbinetty, która dziś się oszczędzała (arię w II akcie ma karkołomną), ale już z tego oszczędzania dało się wysłyszeć, że to przepiękny głos. Najbliższe miejsca, gdzie będzie można ją usłyszeć, to Kolonia oraz berlińska Staatsoper, gdzie będzie śpiewać Królową Nocy. Natomiast nie oszczędzał się wcale Andreas Schager (w prologu Tenor, w operze Bachus) – ktoś nawet zażartował, że dlaczego był na scenie tylko jeden mikrofon nagłaśniający? Ten głos to potęga. Artysta jest w początkach kariery, która niewątpliwie będzie wielka, za parę lat być może zamiast o Jonasie będzie się mówiło o Andreasie, a na razie śpiewa u nas za niewielkie pieniądze (jak ktoś był w FN na Gurrelieder, to już go usłyszał). Jakby kto pytał, to na castingu w Operze Narodowej do Holendra tułacza (pardon, do Latającego Holendra) został odwalony. Posłuchajcie go i resztę dośpiewajcie sobie sami, jeśli ktoś będzie miał siłę oczywiście – ten facet po prostu nokautuje głosem, aż widać, że frajdę mu sprawia dawanie nam po uszach… To bardzo zwycięski Bachus.

Wszystkich należy pochwalić. Dobra jest Amerykanka Meagan Miller (Primadonna/Ariadna). Co do Agnieszki Rehlis (Kompozytor), chciałoby się, żeby emisję miała bardziej z przodu, ale barwa głosu piękna. Świetnie partnerował jej Robert Gierlach jako nauczyciel muzyki. Ariadna ma to do siebie, że i drobniejsze role bywają karkołomne, więc szczególne brawa dla trzech nimf: Aleksandry Kubas-Kruk, Anny Bernackiej i Marty Boberskiej. Czterej „absztyfikanci” Zerbinetty też znakomici: baryton Tomasz Kumięga (jeszcze student, zaledwie 23 lata!), tenory Karol Kozłowski i młody Rosjanin Anton Rositskiy oraz bas Lukas Jakobski (Polak, od 10 lat w Londynie). Z pobocznych ról z prologu zaledwie jeden gość zagraniczny (Christian Baumgärtel – Baletmistrz), a reszta panów – z Chóru FN! Oczywiście wszyscy po wydziale wokalnym, rozkręcają się też jako soliści: tenor Tomasz Warmijak, baryton Krzysztof Chalimoniuk i bas Przemysław Żywczok. No i co – można? Można.

Orkiestra w Ariadnie jest niewielka, a w jej przejrzystej i mistrzowskiej fakturze nic się nie ukryje. Zespół FN gra pięknie, pieszcząc każdą frazę – każdy niemal musi grać prawie solowo, rekordową ilość solówek ma koncertmistrz Krzysztof Bąkowski. Tutaj próbka orkiestry i kilka słów zapowiedzi przez dyrygenta.

Cóż, dobrze, że chociaż w filharmonii bywa opera, i to na wybitnym poziomie… W TWON z repertuaru, który w każdym teatrze operowym powinien być codziennością, nie ma prawie nic. Zresztą trudno powiedzieć, żeby była tam w ogóle jakaś codzienność. Aby nie być gołosłowną: w w październiku były wyłącznie cztery spektakle Kupca weneckiego, w listopadzie – tylko dwa spektakle Nabucca w odległości ponad trzech tygodni (2 i 25.11.), w grudniu będzie „strasznie dużo”, bo aż cztery Nabucca i trzy Lohengriny, w styczniu jeden Nabucco, cztery Onieginy, dwa Orfeusze. W lutym 2 Butterfly i pięć spektakli nowej Marii Stuardy. Gra się niemal wyłącznie spektakle Mariusza Trelińskiego albo parę koprodukcji, polscy reżyserzy prawie nie istnieją. Polski Balet Narodowy z Krzysztofem Pastorem nie załatwią wszystkich powinności tego miejsca.

Dlaczego ten teatr wydaje góry pieniędzy na spektakle, które idą po parę razy? Tłumaczy się to tym, że przyjeżdżają zagraniczni śpiewacy, którzy mają ograniczony czas. Dlaczego nie poszukać polskiej obsady? Przykład Ariadny pokazuje, że się da – na 16 śpiewaków tylko czworo obcokrajowców. I naprawdę można nie przepłacać, nie psuć rynku. Kiedy w TWON to zrozumieją? I kiedy dotrze do nich, że teatr jest dla publiczności, a nie dla sławy paru osób? Przykre to bardzo.