Włosko-francusko-polski wieczór
Festiwal Kissinger Sommer w Bad Kissingen charakteryzuje się tym, że trwa cały miesiąc i przyjeżdża nań tłum gwiazd. Myślałam, że w tym roku jest ich aż tyle z powodu jubileuszu (trzydziesta edycja), a podobno tak jest zawsze.
Ja jednak – tak się złożyło – nie trafiłam na różne imponujące postaci, które tu wystąpiły, za to trafiłam na dwa polonica. Na dzisiejszym koncercie, poświęconym ariom operowym przede wszystkim włoskim (ale także francuskim), Monachijską Orkiestrą Radiową dyrygował Jacek Kaspszyk, a jednym z solistów był Daniel Kotliński.
Szkoda, że nie trafiłam na poprzedni koncert pod batutą Kaspszyka, z Filharmonią Narodową, z pięknym programem i wspaniałymi solistkami – Waltraud Meier i Sabine Meyer. Cieszę się bardzo, że orkiestra FN coraz częściej jeździ w zagraniczne wojaże i robi pozytywne wrażenie – np. w Wielkiej Brytanii i w Niemczech (kolejne porządne niemieckie tournee – Berlin, Hamburg itp. – odbędzie, kiedy sala FN będzie zajęta na chopinowskie zmagania). Na Kissinger Sommer była po raz drugi; w zeszłym roku wręcz festiwal otwierała. Dla dyrygenta to też zresztą był już któryś raz w Bad Kissingen. A bezpośrednio z tegorocznego występu z FN jechał do Lugano, gdzie poprowadził ciekawy koncert 28.06.
Co zaś do Daniela Kotlińskiego, to może ktoś pamięta, że to ten sam człowiek, który chciał przywrócić sopockiej Operze Leśnej miano Bayreuth północy. Ale to się już dawno skończyło. Po prostu Pan Daniel, który zajął się managementem muzycznym w momencie, gdy miał kłopoty z głosem, po dziewięciu latach przerwy znów zaczął śpiewać (od tego zalinkowanego Zlota Renu bodaj się zaczęło) – no i wrócił do zawodu na całego, zapominając o tym zastępczym. Zajął się też pedagogiką śpiewu. I jak to się rozkręciło, trudno zliczyć. Wymienię tylko, że uczy we Florencji, w Monachium, a zdarza się też w Pekinie. A śpiewa – już trudno zliczyć, gdzie. Jeszcze sobie pogadamy, może zapamiętam więcej.
Do Bad Kissingen też przyjechał już któryś raz, w tym roku w specjalnym charakterze – artysty in residence. Wyboru takiego artysty dokonuje na poprzednich festiwalach publiczność. Pan Daniel wystąpił więc w sumie na czterech koncertach festiwalu, o różnym charakterze.
Wieczór włoski wypełnili też sopranistka z Turynu Norma Fantini i meksykański tenor Arturo Chacón-Cruz. Całej trójce nie śpiewało się dziś zbyt komfortowo, ja w każdym razie to słyszałam, ale sala reagowała entuzjastycznie. Trochę było też dowcipu i aktorstwa, co też bardzo rozluźniało atmosferę. Koncert był rejestrowany telewizyjnie i będzie odtwarzany w Bayerischer Rundfunk.
Komentarze
Pani Doroto
Dlugo Pani tu zostanie?
Arturo pieknie spiewal w Lyonie Don Jose’go. Tak niesamowicie naturalnie i wiarygodnie.
Az sobie nagralam na komorke…
Niestety kilka dni pozniej ktos mi ja ukradl 🙁
Dzień dobry 🙂
Jak pisałam, zostaję jeszcze tylko dziś. Jutro ruszam dalej.
Wczoraj byłam przekonana, że to, co Arturo pokazał, to nie był szczyt jego możliwości – jakby trochę blaszka dźwięczała mu w głosie. Ale to z tremy – na próbie było ponoć pięknie.
Może śpiewacy – bo każdy wczoraj niestety miał jakieś mankamenty, ale i piękne momenty – byli też zestresowani ZBYT dobrą akustyką – sala w drewnie, bardzo zacna, siedziałam dość daleko na parterze, a było świetnie słychać.
(A poza wszystkim – są bardzo sympatyczni 🙂 )
Z dalszych poloników – był tu jeszcze Karol Kozłowski, który uczestniczył w warsztatach pieśni współczesnej i koncertach kameralnych. Bardzo się tu podobał. Dyrygował też na otwarciu festiwalu Deutsche Symphonie-Orchester, z udziałem Sol Gabetty, Andrzej Boreyko.
Pani Joanno,
Przepraszam, ze od razu nie odpowiedzialem na Pani pytanie. Na stale rezyduje w Toronto, i rzeczywiscie pobutka, pojawiajaca sie o czwartej rano CET, to dla mnie to pora bardziej kolysanki, czy moze capstrzyku – jestem szesc godzin przed Warszawa i Paryzem.
Herr Peter,
Jak to? Szesc godzin PRZED Warszawa i Paryzem?
Ja rozumiem, ze ziemia jest okragla, ale…
Zawsze mi mowiono, ze Toronto jest na zachodzie!
A slonce wschodzi na wschdzie i zachdzi na zachodzie!
🙂
Jak to jest ze zmiana daty?
P.S. Sliczne to slowo „capstrzyk”…
Dobre dla pijanego obcokrajowca!
🙂
Dawno, dawno temu oznaczalo przemarsz dzieci 30. kwietnia z „gadzetami” pierwszomajowymi.
A co dla Pana znaczy „capstrzyk”?
Pani Joanno,
Przed / Po to tylko kwestia umowy, wzgledem czyjego czasu nastepuje opis.
Umowna linia dzielaca kolejne dni biegnie przez Ciesnine Beringa i dalej mniej wiecej na poludnie. Ziemia obraca sie wokol swojej osi z Zachodu na Wschod. Czyli nowego dnia pierwsi ogladaja wschod slonca Czukczowie, mieszkancy kraju mchow i porostow. Pozniej wschod widza mieszkancy kraju kwitnacej wisni, pozniej kraju chryzantem – itd. Wreszcie i u Pani, kraju fleur-de-lys, wschodzi sloneczko – cale jedenascie godzin po Czukczach. A u mnie w Kanadzie, kraju klonow, panuje jeszcze gleboka noc, czyli PRZED wschodem slonca. Kiedy u Pani jest poludnie, u mnie jest jeszcze PRZED poludniem – w tym sensie pisze, ze jestem przed Wami.
Oczywiscie, mozna tez sie na to patrzec z odniesienia europejskiego. Pory dnia sa u mnie szesc godzin pozniej niz w Europie – czyli w Toronto sloneczko wschodzi szesc godzin pozniej niz w Paryzu.
capstrzyk
1. «sygnal, wykonywany najczesciej na trabce, oznaczajacy koniec zajec dziennych w wojsku, na obozie harcerskim itp.»
2. «wieczorny przemarsz wojska lub czlonków jakiejs organizacji ulicami miasta, zwykle z orkiestra, odbywajacy sie w przeddzien jakiejs uroczystosci»
http://sjp.pwn.pl/sjp/capstrzyk;2552978.html
Dlaczego po paru minutach znika obraz w The Atomic Mr. Basie nie wiem. U mnie tez znika po jakims czasie, ale dzwiek jest do konca.
PS Za pare godzin bedziemy nadawac La Marseillaise 🙂
Allons enfants de la patrie… pierwszy raz od dłuższego czasu będę mogła tylko podśpiewując te słowa święcić to święto, a raczej pomrukując pod nosem w pociągu w stronę jeziora Chiemsee 🙂
Jestem właśnie po zwiedzaniu miasteczka pod przewodnictwem przemiłej pani Hilli Schütze, która jest potomkinią całej dynastii lekarzy z Bad Kissingen (od prapradziadka chyba jeszcze z czasów cesarzowej Sissi, bywalczyni tego miejsca). Sama lekarką nie jest – zwierzyła się, że marzyło się jej malowanie na porcelanie, a potem weszła w biznes hotelowy, który rajcuje ją mniej, za to daje finansowe konkrety. Poza tym współpracuje z Kissinger Sommer od samego początku i opowiadała całą masę anegdot, które skrzętnie (jak i wszystko inne) zapisywał kolega z BBC Music Magazine – ciekawe, co włączy do swojego artykułu 😉 Jej rolą jest m.in. opiekowanie się Sokołowem, który gra tu jutro – mnie ten recital już ominie, zresztą połowę jego słyszałam w Warszawie. Pani Schütze ma jeszcze jedno niecodzienne hobby – stworzyła muzeum zabawek:
https://de.wikipedia.org/wiki/Spielzeugwelt_%28Bad_Kissingen%29
Kiedy będę wrzucać zdjęcia, pewnie różne rzeczy napiszę w podpisach. Na razie tylko tyle: Bad Kissingen był niegdyś nazywany rosyjskim spa, ponieważ zjeżdżał tu regularnie car Aleksander II, pociągiem prosto z Petersburga. W pewnym sensie i teraz jest to częściowo rosyjskie spa, ponieważ np. hotel, w którym mieszkam, został kupiony przez Rosjanina (od kogoś innego usłyszałam, że ten Rosjanin nie może tu przyjechać, bo trafiłby do paki za łapówkę; łapówkobiorca już się przesiedział).
W każdym razie Bad Kissingen jest przyzwyczajone do odwiedzin wysoko postawionych. No i wielkich artystów. A przy tym bywało tu tak bezpretensjonalnie, że artyści byli zapraszani do domów przez co znaczniejszych mieszkańców, którzy wydawali przyjęcia na kilkadziesiąt osób.
Długo by opowiadać, ale pora już udać się w stronę koncertu.
Rozmawiałam dziś też z szefową festiwalu, postacią charyzmatyczną, ale o tym później.
Pobutka numer 1 na 14 VII
https://www.youtube.com/watch?v=l8xgPUgL2TI
Numer 2 – chacun à son goût – https://www.youtube.com/watch?v=HM-E2H1ChJM
Dzien dobry, a wlasciwie bonjour!
Jako ze zycie towarzyskie plynie tu do pozna, to powrociwszy padlam, a zaraz, po sniadaniu ruszam dalej. Zrobie wiec tak, ze wykoncypuje nastepny wpis w drodze i wrzuce go juz na miejscu, a o kolejnym festiwalu napisze jutro wieczorem 🙂
Na razie zatem! Czyli a bientot.
Polskie Radio też dzisiaj a la francaise – transmisja koncertu z Pól Marsowych o 21.10
Pani Doroto,
Bardzo to wszystko ciekawe!
Ale gdzie zdjecia?
Panie „schwarzerpeter”,
Hmmm…
Piekny ten opis wedrujacego slonca…
Juz sama nie wiem…
Jest Pan poeta, czy moze profesorem botaniki piszacym po kryjomu wiersze?
Uff.
Moja wiara w niemiecki Ordnung, od dawna osłabiana, upadła dziś do reszty. Nie było żadnej klęski żywiołowej, ale spóźnienie, mniejsze czy większe (od 10 minut do godziny) miały wszystkie pociągi, z którymi miałam dziś do czynienia, i to różnych rodzajów.
A tu – gorąc… W końcu przemieściłam się w stronę południową.
Przez te spóźnienia, a ponadto przez to, że musiałam dygować od dworca 20 minut, nie zdążę teraz z niczym – ani z wpisem, ani ze zdjęciami. Bo zaraz trzeba się przebierać na wieczorowo (taki tu obyczaj!) i iść na prom, który zabierze mnie tym razem na Fraueninsel. Dziś – Bach.
Tak więc zaległym wpisem zajmę się po powrocie do hotelu, a dzisiejszy koncert omówię razem z jutrzejszym 🙂
http://slippedisc.com/2015/07/just-in-death-of-great-baroque-leader/
A dwa miesiące temu zdążył jeszcze odwiedzić (bodaj drugi raz) Warszawę. Szczęśliwie wtedy dotarłem.
W Dwójce już zmieniono częściowo program – błyskawiczna reakcja!
Właśnie śpiewa Joyce DiDonato…
Ja byłam na jego koncercie w Gdańsku i był to polski debiut… a to też było dopiero co. 🙁
Droga Pani Joanno,
Dziekuje za mile slowa, ale rzeczywistosc jest szarawa. Nie jestem ani poeta, ani nawet botanikiem – prosty fizyk i to na emeryturze (emerytowany nauczyciel fizyki i chemii).
Uklony
Pietrek
Jeden taki powiedział, że poetą się nie jest, poetą się bywa. 😉