Buntownik klawiszy
Rebel of the Keys – tak ostatecznie nazywa się film o Andrzeju Czajkowskim. Pokazano go właśnie po raz pierwszy w Flharmonii Narodowej, ale trudno to nazwać premierą, bo na potrzeby tego wieczoru został skrócony o pół godziny i trwał godzinę.
Reżyserem jest Mark Charles, współproducentami Culture.pl (czyli Instytut Adama Mickiewicza) i brytyjska Entertaining TV, a narratorką – Anastasia Belina-Johnson, muzykolożka, autorka opracowania fragmentów dzienników Czajkowskiego, wydanych po angielsku i po niemiecku wraz z jej szkicem biograficznym. Praca nad filmem trwała ponad trzy lata i parę roboczych fragmentów pokazano już w 2013 r. w Bregencji, przy okazji prapremiery Kupca weneckiego. Miał to być krótki film dokumentalny, ale ostatecznie się rozrósł. Już w samej Bregencji nakręcono wiele materiału, potem dochodziły kolejne.
Jak mówili realizatorzy, bardzo mało jest filmów dokumentujących Andrzeja Czajkowskiego i jego sztukę. Obecne są w filmie, ale jego trzon stanowią wypowiedzi licznych artystów, jak Vladimir Ashkenazy, David Zinman, Andras Schiff czy Jerzy Marchwiński, a także przyjaciół pianisty i kompozytora, w tym dawnego partnera, Michaela Riddalla, i oczywiście Anity Haliny Janowskiej, która wydała ich korespondencję pt. Mój diabeł stróż. Są tu liczne anegdoty (ja większość znałam, ale miałam okazję nieźle się przekopać przez życiorys Czajkowskiego), trochę mało jest jego samego. Więcej jego, jak i wypowiedzi, jest w owej wyciętej półgodzinie – szkoda, że jej także nie obejrzeliśmy.
Dobrze jednak, że film został ukończony, choć momentami nie sprawia takiego wrażenia – może przez te cięcia właśnie; jedno też, co denerwuje, to jakaś kiepska muzyczka w różnych momentach – powinny być tam wyłącznie utwory Czajkowskiego albo grane przez Czajkowskiego. W każdym razie prawdziwa premiera filmu szykuje się na marzec w Londynie. Co dalej, jeszcze nie wiadomo. Może wyjdzie na DVD?
Właśnie miesiąc temu, 1 listopada, minęła 80. rocznica urodzin Czajkowskiego, więc z tej właśnie okazji – jak również znów z okazji 15-lecia Instytutu Mickiewicza – był ten wieczór. Pierwszą część wypełniły jego dwa utwory w wykonaniu Macieja Grzybowskiego: Sonata fortepianowa (jeszcze nieopusowana) z roku 1958 i Inwencje op. 2, które są zaledwie o trzy lata późniejsze, ale jakże odmienne (choć w Sonacie słyszy się pewne zapowiedzi niektórych inwencji, ale jest bardziej młodzieńczo naiwna, np. II część z lekko jazzopodobnymi harmoniami, jak w II Sonacie Bacewiczówny). Właśnie po koncercie rozmawialiśmy ze ścichapękiem o tym, że już właściwie nie ma co się zastanawiać nad tym, do czego ta muzyka jest podobna, bo to jest po prostu swoista, rozpoznawalna muzyka Andrzeja Czajkowskiego.
Komentarze
Właśnie, szkoda, że nie zobaczyliśmy całości; w końcu wczorajsza publiczność (można rzec – urodzinowo-imieninowa) chyba zasługiwała na obejrzenie dokumentu w pełnej, półtoragodzinnej wersji.
Obyśmy jak najprędzej mogli to nadrobić – choćby (i najpewniej) w sieci…
A skoro już jesteśmy przy rocznicach – dziś 80 lat kończy Woody Allen, skądinąd rówieśnik A.C.
No właśnie! schwarzerpeter odcięty od sieci, więc nie przypomniał o urodzinach. W takim razie:
https://www.youtube.com/watch?v=hcHWmQD6Cwc
To cięcie filmu chyba mu jednak zaszkodziło. Miałam wrażenie, że narracja chwilami się rwała. Ścichapęk ma rację wczorajsza publiczność na pewno obejrzałaby pełną wersję. Również dało się odczuć, że film został nakręcony przez obcokrajowców, raczej chyba dla zagranicznej publiczności. To, co mi się nie podobało to zbyt dużo rekonstrukcji postaci. Wolałabym więcej dokumentów, ale nie wiem, może nie ma. Wykorzystano też taki przewidywalny i zbyt chyba już znany (przynajmniej właśnie w Polsce), ogrywany przy wszystkich rocznicach, materiał zdjęciowy z getta. Ale dla takiej osoby jak ja, która dopiero zaznajamia się z twórczością Andrzeja Czajkowskiego, to bardzo dobry film. Anegdoty świetne. Chętnie obejrzę go w całości, jeżeli pojawi się taka możliwość.
Dodam jeszcze tylko, że szczytną i niegłupią ideę filmharmonii należałoby jednak dopracować również od strony technicznej, bo nieustanny, głośny szum słyszalny podczas wczorajszego recitalu pianisty (nieco przypominający jakąś starą radziecką klimatyzację ustawioną na maksa 🙂 , ale pochodzący – jak się w końcu okazało – z aparatury służącej do wyświetlania filmu, bodajże z kolumn głośnikowych) musiał bardzo rozpraszać i grającego, i publiczność.
Wczoraj w sali kameralnej FN miał miejsce uroczy wieczór na czworo wokalistów – Wiletta Chodowicz, Agnieszka Rehlis, Karol Kozłowski, Robert Gierlach i dwa fortepiany – Marcin Kozieł, Marek Ruszczyński. Na program pierwszej części złożyły się pieśni Straussa, Schonberga, Zemlinskyego, Korngolda, Mahlerów – Almy i Gustava i tu klasą błysnął Karol Kozłowski na tle którego reszta, no może poza Gierlachem wypadła nieco blado. Ale w drugiej części wieczoru składającej się z Pieśni duetów i kwartetów wokalnych Johhanesa Brahmsa cały zespół wspiął się na wyżyny maestrii i bez reszty zachwycił poziomem interpretacji. Uroczym dopełnieniem wieczoru było brawurowe wykonanie evergreenu Les Feuilles Mortes (w wersji angielskiej)
na czworo solistów i dwa fortepiany, godne entuzjastycznego aplauzu zgotowanego przez, wypełniającą po brzegi salę, publiczność.
Dzień dobry 🙂
Dzięki za relację z wczoraj. Nie wybrałam się, choć program ciekawy, ale marzył mi się choć jeden wieczór w ciszy (kolejne już mam zajęte, jak okiem sięgnąć…).
Niestety cisza nie oznaczała spokoju 🙁 Mamy obrzydliwe czasy. Muzyka na razie nam duchowo pomaga, ale na jak długo to wystarczy?
To skomplikowane, ale nie wybrałem się wczoraj z powodu …. kota !
Pamiętam występ Herreweghe prowadzącego (no własnie, ale chyba nie Collegium) w FN – właśnie z tymi pięknymi walcami Brahmsa. Muzyka do uprawiania również w domowym, mieszczańskim zaciszu.
—-
Czasy rzeczywiście obrzydliwe. Oprócz wszystkich głośnych spraw dobiła mnie informacja o masowym wycinaniu katalizatorów z samochodów.
W kraju o najwyższym poziomie benzopirenu w powietrzu. Policja bezradna. Brak przepisów. To może je szybko uchwalić…
E tam, ważniejsze jest przywłaszczenie sobie TK, a nie zdrowie ludzi
W wielu miastach już nie ma czym oddychać, ale to oczywiście jest myślenie antypolskie, bo wbrew „interesom”…
Gwoli ścisłości, schwarzerpeter ma, czy też mógłby 😛 mieć dostęp do sieci, ale nie chciało mu się brać lapka w trasę, ani na tablecie pykać w szkiełko.
Natomiast z katalizatorami to przecież nie jest tak, że ludzie je wymontowują z braku szacunku dla środowiska, tylko stały się atrakcyjnym obiektem kradzieży.
http://lodz.naszemiasto.pl/artykul/kradzieze-katalizatorow-w-lodzi-zatrzymano-sprawce,3555952,art,t,id,tm.html
Coś takiego też można kraść? 😯
Polak potrafi…
Giovanni Antonini został laureatem Wrocławskiej Nagrody Muzycznej za sezon 2014/15. Gratulacje 🙂
Nominowani byli jeszcze Ars Cantus i Marzena Diakun.
Elementem „katalizatora” są płytki pokryte platyną lub palladem. To są bardzo drogie metale. Za katalizator u złomiarzy można dostać do kilkuset zł.
Nie na temat, ale muszę to napisać. Nie kupię już więcej „Ruchu Muzycznego”. Nie jestem chyba wpływowa i nie uległam, mimo szacunku dla PK, pesymizmowi panującemu na tym blogu, po zmianach redakcyjnych w RM. Musiałam przekonać się sama. Kupowałam regularnie, ale czara goryczy się przelała. Była nią recenzja, w ostatnim numerze, płyty moje ulubionej MJP wydanej niedawno przez NIFC. Kolejna grafomańska recenzja jaką przeczytałam w tym piśmie. Zadawałam sobie nawet trud i googlowałam, kim są tak „kwieciście“ piszące osoby. Czasem wydawało mi się, że wszystkim, ale jednocześnie nikim naprawdę. Czy wystarczy być muzykologiem, czy muzykiem, by pisać o muzyce? Nie. Nie da się o muzyce pisać muzyką, o malarstwie kolorem. Opis sztuki musi być zapośredniczony przez słowa. Bycie dziennikarzem-krytykiem, to musi być świadomy wybór. Sytuacja, z którą mamy tu do czynienia, w osobie PK, czy nawet wielu komentujących, których czytam i podziwiam ich kunszt, jak np. pan 60Jerzy. A nawet jeżeli samozwańczym dziennikarzom czasem nie wyjdzie, to naprawdę nie rozumiem, nie pojmuję, dlaczego w piśmie, które aspiruje chyba do bycia ambitnym brak redaktora. Toż to wstyd po prostu! Trochę mi żal, bo obok nieszczęsnych recenzji czytywałam ciekawe teksty dziennikarzy z Dwójki, opowieści p. Macieja Grzybowskiego o Andrzeju Czajkowskim i inne. Ale dla zasady mówię nie. Pismo muzyczne, to powinno być pismo, które komunikuje poprzez piękno słowa.
@Frajde
W celu wyrobienia sobie poglądu na temat tego jaki jest gust artystyczny redaktora naczelnego Ruchu Muzycznego wystarczy wybrać się do Teatru Dramatycznego na spektakl, który ostatnio wyreżyserował. Albo nie, szkoda pieniędzy na bilet. Wystarczy przeczytać recenzje.
@nowa, nowa
Nie wiedziałam. To może potwierdza, że lepiej być w czymś dobrym i tego się trzymać, niż rozmieniać się na drobne. Mi chodziło o konkret, o język w piśmie muzycznym. Akurat sam pan Cyz pisze raczej dobrze (może powinien się tego trzymać), ale jego dziennikarze już niestety nie. Tak jakby zapanowała w RM zbiorowa Cyzomania. Wszyscy chcą być eseistami, co bardzo trudne, a redaktorów brak.
Nawet nie wiedziałem, że pan redaktor naczelny RM jest także reżyserem teatralnym. O rany…..
W świetle tego co możemy dzisiaj oglądać w TV, owe kradzieże katalizatorów wydaja się małym piwkiem. Nie do końca, bo sporo właścicieli samochodów świadomie zgadza sie na ich wycięcie bo, – jak to pisał Gostek – zawsze te kilka stówek od handlarza można dostać.
A że dymię i smrodzę – to nie ja to czuję tylko ci co za mną.
Prawo pierwszego (ale nie primi inter pares), mocniejszego lub wiekszego. Ale tylko do czasu, bo przed nim też ktoś może jechać z wyciętym…
—–
Kilkanaście lat temu pokazano w TV jak to się biją koreańscy parlamentarzyści. Jestem ciekaw czy jestesmy daleko od tej chwili
Cyz studiował przez parę lat reżyserię teatralną. Ledwie ją skończył. To jest jego oficjalny teatralny debiut. Nie jestem ciekawa.
Na Ukrainie też już bójki w parlamencie były. U nas jeszcze nie, ale niewykluczone, że i do tego dojdzie.
Mój telewizor – w tym wypadku chyba szczęśliwie – odbiera już tylko baardzo nieliczne stacje…
A wracając jeszcze do wczorajszego wieczoru w FN: to, co robił Karol Kozłowski – od drobiazgów Zemlinsky’ego po kabaretowe pieśni Schoenberga – było po prostu mistrzostwem świata! W takiej choćby Arie aus dem Spiegel von Arcadien pokazał, jak twórczo można podejść do tego repertuaru. Głos o dużych możliwościach, świetne aktorstwo, wyczucie stylu, lekkość i luz; miało się wrażenie jakiejś niesamowitej autentyczności, wprost czuło się ducha tingel-tanglu. Płytowe wykonanie samej Jessye Norman (obydwu numerów) wypada przy kreacji Kozłowskiego zadziwiająco blado.
Repertuar kameralnego wieczoru został dobrany ze smakiem, może z małym wyjątkiem Almy M., której takie czy inne talenty wypadałoby wprawdzie docenić, ale jednak niekoniecznie dotyczyły one komponowania. Ogólnie panowie byli wczoraj istotnie lepiej dysponowani, ale też sopranistka sprawiała wrażenie zaziębionej, co odbijało się zwłaszcza na jakości jej góry, a nadrabianie manierą operową (zwłaszcza na początku) bynajmniej nie polepszało sprawy. Choć Agnieszka Rehlis np. w rozpoczynającej drugą część koncertu słynnej Von ewiger Liebe mogła się podobać.
W programie pomieszczono tłumaczenia pieśni (świetnie, że Paweł Piszczatowski językowo uprzystępnia nam już nie tylko Bacha; nb. rzeczone pieśni z cyklu Brettl-Lieder przełożyła Agnieszka Kłopocka), dzięki czemu niewładający językiem Goethego nie musieli się czuć jak na niemieckim kazaniu. 🙂
Jedynie w kwestii bisu pozwolę sobie polemizować z guciem – mnie owo opracowanie wydało się okrutnie kiczowe; lecz rzeczywiście właśnie ów evergreen – na dodatek odśpiewany w ingliszu – wzbudził największy entuzjazm. Hmm…
Pomimo powyższych zastrzeżeń uważam, że tego rodzaju koncerty organizowane są w Warszawie stanowczo zbyt rzadko. Zaledwie sześcioro wykonawców, a ileż frajdy…
Ja jednak mam słabość do mistrzowsko podanego „kiczu”. Choćby niedościgłe interpretacje Elisabeth Schwarzkopf w repertuarze operetkowym. Szkoda natomiast że oba cykle walców Brahmsa nie zostały wykonane w całości.
Co do Karola Kozłowskiego pełna zgoda i prawdę mówiąc idąc na koncert na to liczyłem.
Będąc na zachodniopomorskich rubieżach Rzeczpospolitej pozostaje mi tylko trochę pozazdrościć warszawskich koncertów, premier, otwarć i Bóg wie jeszcze czego 🙂
Dobrze, że jest ten blog, gdzie mogę o tym poczytać i – dla ciekawości – poszukać i posłuchać rzeczone utwory na YT.
Ciekawa jestem, czy ktoś z szanownych czytelników był w ostatni weekend w Poznaniu na dość karkołomnym przedsięwzięciu, jakim jest wykonanie wszystkich pięciu koncertów fortepianowych Beethovena na dwóch koncertach. Poważył się na to młody pianista Jan Lisiecki. Ciekawa jestem, gdyż zachwycił mnie swą grą na październikowym recitalu w szczecińskiej Filharmonii.
A w związku ze zbliżającymi się Mikołajkami szykuję się na sobotni koncert Santander Orkiestra z Szymonem Nehringiem….i mój ulubiony koncert e-moll….ech
Ps. Jestem podobnie jak wiele tu osób od wielu dni zniesmaczona polityką „wiodącej” partii… ale to, co dziś zaserwowano w sejmie przy powoływaniu nowych sędziów TK, w głowie mi się nie mieści…. oglądaliśmy z mężem obrady z niemą zgrozą…
Nie mam wątpliwości, że i na kulturę się rzucą. Na razie cieszmy się tym, co jest. Ja w przyszłym tygodniu na północ – do Gdańska na Actus Humanus. Ale w sobotę w filharmonii mamy Kurzak, a w niedzielę Sokołowa.
Na kulturę się rzucą (pomijając sprawy „nadbudowy”), niestety, finansowo, bo przecież trzeba będzie wziąć środki na polepszenie polskiej dzietności, odbić sobie kwotę wolną od podatku i wszystkie te niebywałe projekty. A taka dbająca o kulturę i wartości partia jak PiS z pewnością doceni te finansowe rezerwy. I przy okazji pokaże wykształciuchom gdzie ich miejsce. Pewnie kultura w Warszawie tego aż tak bardzo nie odczuje, ale instytucje samorządowe i miejskie rzeczywiście mogą mieć obawy.
@Maatat, no niech już Pani tak nie płacze na tych „rubieżach RP” 🙂 Przecież Szczecin muzycznie naprawdę mocno ruszył. A może jeszcze bardziej jeśli idzie o życie plastyczne i wystawiennicze. W jeden weekend Awdiejewa, nowy Bal maskowy, recital P. Petibon czy pierwsza polska wystawa świetnej berlińskiej artystki Alicji Kwade – takie stężenie to chyba nawet w Warszawie nie jest codziennością.
Lisiecki ostatnio objechał z FN i Kaspszykiem Niemcy i z tego co wiem bardzo się podobało.
To może jeszcze taka późnojesienna pobutka…
https://www.youtube.com/watch?v=n9Sfx3c7fR0
Panie Robercie, i tu mnie Pan zdemaskował 🙂 Oczywiście, jest w Szczecinie mnogość świetnych kulturalnych wydarzeń, co mnie ogromnie cieszy, lecz to chyba naturalne, że nie poprzestaje się na tym i chce się więcej. To co ma do zaoferowania Filharmonia, Opera na Zamku i inne instytucje, wręcz wzmaga apetyt 🙂
Dzień dobry 🙂 A to ci pora na Pobutkę 😯
Juliette mi przypomniała, skąd się wziął francuski termin diseuse 🙂
Pora, jak się okazało, całkiem niezła. Dla kogoś, kto chce się nazywać prezydentem tego kraju, ale na to nie zasługuje
Pan prezydent pracuje 24 godziny na dobę 🙂
… co za poświęcenie 🙂
Przyniesione z zaprzyjaźnionego blogu:
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xpf1/v/t1.0-9/12314005_1028012347249668_615497184875000106_n.jpg?oh=0456f45bebf7516de3167421edeb38d9&oe=56F3FF33
Kiedy ranne wstają zorze..Tak zaśpiewał „Prezydent” swemu Naczelnikowi.
A poważniej: wielu komentatorów zadziwiająco ufa, że dla p. Dudy argument, „że nie zostanie wybrany na drugą kadencję” jest jakimkolwiek argumentem politycznym czy prestiżowym. Od początku do końca przyjął rolę figuranta.
Rednacz. RM otrzymał właśnie nagrodę Jury V Forum Młodej Reżyserii w Krakowie w uznaniu kierunku twórczych poszukiwań. Przyjęta ciepło „Rodelinda” wystawiana niedawno w Akademii Teatralnej też była jego reżyserii. W tym sensie : „ledwo skończył”, już sukcesy!
Rodelinda to był jego spektakl dyplomowy. Podobno za dużo tam reżyserii nie było, ale nie widziałam.
„Sukcesy” miał jeszcze przed studiami – kilka lat temu dano mu Rusałkę w Teatrze Wielkim w Łodzi 😆
Hah, właśnie zdałam sobie sprawę, że piszę o braku piękna języka w neoRM (odrobinę wyżej), a sama robię błędy. Oczywiście miało być „nie ulegam wpływom”. No, ale na szczęście nie aspiruję do bycia dziennikarzem:-), co nie znaczy, że na blogu można niedbale, dlatego pozwalam sobie się poprawić.
Dziś dotarło do mnie zaproszenie na ostatni w tym roku koncert z cyklu Opera Rara – Koronację Poppei (La Venexiana/Claudio Cavina). Koncert ma miejsce dziś, a zaproszenie należało potwierdzić do przedwczoraj 👿
@Frajde
Idąc Pani/Pana tropem przeczytałem rzeczoną recenzję płyty MJP w ostatnim numerze RM i doprawdy nie wiem, co Pani/Panu tak w niej przeszkadza – dla mnie to recenzja modelowa (co nie znaczy, że moja ulubiona). Na jej podstawie trudno jednak generalizować wyroki odnośnie poziomu piśmiennictwa w RM jako takim – przypomnę, że w tym samym choćby numerze zamieszczono recenzje takich weteranów pióra, jak Józef Kański czy Anna Woźniakowska, a w gronie autorów innych tekstów znajduje się połowa Redakcji radiowej Dwójki, sporo osób z NIFC-u, o innych szacownych instytucjach i specjalistach w swoich dziedzinach nie wspominając. Nie bronię RM za wszelka cenę, ale może nie przesadzajmy?
@zos
Nie chciałabym zaśmiecać tutaj bloga i przytaczać konkretnych fragmentów z recenzji, o której pisałam. Przeszkadza mi brak umiejętności pisania takiej formy tekstu. Przede wszystkim recenzja ta powinna być o połowę krótsza, bo autorka się powtarza. Te same stwierdzenia pojawiają się w odstępie kilku akapitów, a czasem paru zdań. Trudno podążać za tak zabałaganioną narracją. Poza tym wydaje mi się, że jest napisana językiem zbyt technicznym jak na tę formę. To wprowadza wrażenie sztuczności. Nie napisałam, że wszystkie recenzje w RM są takie, ale któraś. Bywają na przykład takie, opisujące wrażenia z koncertów, w których egzaltacja przesłania treść. Oczywiście, przesadzam, ale oczekiwałabym, że przodujące na rynku pismo muzyczne będzie chociaż dobrze redagowane.
@Maatat byłam na poznańskich koncertach Janka Lisieckiego i szczerze powiem, że beethovenowskie przedsięwzięcie zakończyło się sukcesem. Tym bardziej, że Janek to przecież młody chłopak! Nie dość, że objął pamięciowo 5 koncertów, to wykazał się ogromną muzykalnością oraz solidną techniką, wydobywając z utworów Beethovena różne odcienie emocjonalne. Oczywiście takie cechy powinien mieć każdy pianista, nie każdy gra jednak z takim młodzieńczym entuzjazmem jak Lisiecki. Aula UAM była wypełniona, a publiczność domagała się kolejnych bisów. Więcej o koncercie napisał Adam Olaf Gibowski na kulturaupodstaw.pl, tu link do jego tekstu:
http://www.kulturaupodstaw.pl/opinie/832/beethoven-trafiony-w-punkt
re Tonus 12:57 Mamy bilety na recital JL na 6 XII (Toronto) 😀 . W programie: Chopin: Grande valse brillante in E-flat Major, Op. 18, 24 Preludes, Op. 28; Mozart: Piano Sonata No. 11 in A Major, K. 331; Liszt: 3 Concert Etudes, S. 144; Mendelssohn: Variations sérieuses in D Minor, Op. 54. Od miesiecy sala wyprzedana.
A tydzien pozniej The Tallis Scholars. 😀
PS Tutaj notka o Yike Tony Yang http://www.rcmusic.ca/connecting/rcm-blog/alumnus-yike-tony-yang-youngest-ever-prizewinner-chopin-competition
Pobutka. O rany, znowu za wielu, aby przypomniec wszystkich. 👿
No 1 – H. Lawes 420 – z uwagi na wykonawcow z Kanady 🙂 na preriach jest cos wiecej niz Country and Western 😉 https://www.youtube.com/watch?v=bJOaR6LL30Y
No2 – S. B. Williamson 116 – odzwierciedla moje zamilowanie do bluesa itp https://www.youtube.com/watch?v=WBBQQU2aKd4
No 3 – najtrudniejszy wybor! Szpilman – tylko kto? W. Drojecka? https://www.youtube.com/watch?v=5mG9T45_hF8
Lista zostawionych: Little Richard, J. Carreras, F. Geminiani, K. Zimerman – o zgrozo! 😯 , J. Cura, V. Novak etal.
Dzień dobry 🙂
No nie, na tym blogu nie może tak być – to najważniejsze urodziny. Ostatnio słuchałam w jego wykonaniu Schuberta, więc Schubert – choć stare nagranie. Ale przecież wciąż piękne.
https://www.youtube.com/watch?v=cqdj6ngdqz0
5 grudnia to również rocznica śmierci Mozarta.
A ja wybieram się właśnie na sesję poświęconą Andrzejowi Dobrowolskiemu – czy ktoś jeszcze pamięta takiego kompozytora? Był moim profesorem kompozycji. Zmarł ćwierć wieku temu. Wczoraj był krótki koncert jego utworów, dziś wieczorem dłuższy, w tym muzyka elektroniczna.
Oczywiście, pamiętam.
Muzyka na taśmę
Pytanie do wszystkowiedzacych z tego blogu 🙂 .
Kupilem plytke Janacka (Capriccio, concertino, dans le brouillards) w wykonaniu stadla Postnikowa i Rozdzestwienski.
Cytat z ksiazeczki „In 1965 Viktoria Postnikova was awarded first prize in the Warsaw Competition.” O jakim konkursie mowa, bo przeciez nie Chopinowskim? 🙄
PS Wiedzialem, ze pominiecie KZ nie ujdzie mi na sucho 😳
Otrzymała wyróżnienie, więc może autorzy notki kreatywnie to rozwinęli 🙂