Dmuchanie, bębnienie, śpiewanie

Takie czasy – myślałam, że w związku z przerwą w sezonie koncertowo-wyjazdowym posłucham trochę płyt i o nich tu opowiem. A tu trzeba zajmować się czymś innym. Temat więc też będzie tym razem inny.

Frędzelki można spotkać wszędzie! Także na demonstracjach. Zarówno tych, którzy się tu odzywają, jak i milczących czytających. Taką właśnie milczącą panią spotkałam ostatnio. Spytała: a może pani coś o tym napisze? – A o czym? – Nie wiem, może o rytmach?

I przypomniało mi się, że już kiedyś, w początkach istnienia tego blogu, zrobiłam taki wpis. Tytułowy rytm wybijały pielęgniarki podczas pamiętnego strajku (było to pod koniec rządów tego, który obecnie jest „zwykłym posłem”), używając zrobionych przez siebie prymitywnych instrumentów perkusyjnych. Jeszcze wówczas nie znaliśmy wuwuzeli – te zrobiły karierę po Mundialu w Afryce Południowej, skąd przywędrowały. UEFA szybko zakazała tego potwornie hałaśliwego instrumentu na stadionach, ale wyplenić się w pełni nie dało. I oto nadszedł znów czas wuwuzel. Przezorni zabierają ze sobą na demonstracje stopery do uszu, bo coraz trudniej ten hałas znieść. Z drugiej strony dmuchanie w wuwuzele jest wyrażeniem emocji – dmuchają i młodzi, i starzy (czasem to są wzruszające widoki), i mówią w ten sposób, co myślą.

Dmuchanie jest bezładne, ale bardzo ważny jest rytm, bo porządkuje naszą ekspresję. Wywodzi się głównie z wykrzykiwanych haseł. Jest ich dużo, więc rytmy są różne, ale oczywiście wciąż mocną pozycję ma bum, bum, bum-bum – lecz tym razem nie od So-li-darność (choć ostatnio też się pojawia), tylko np. o-bro-nimy de-mo-krację!

Od niedawna na marszach pojawiły się także w Warszawie bębny – wcześniej Kraków zmontował swoją ekipę bębniarską. Teraz i tu mamy taką, złożoną z energicznych młodych ludzi. Najczęściej przez nich wybijany rytm to UMpa UM UMpa UM UMpa UMpa UMpa UM – „UM” to uderzenia w większy bęben, regularne, a „pa” to mniejszy bębenek, rozbrzmiewający w przerwach. Bębny wspierały marsz (i zagrzewały do boju) jeszcze wieki temu. Stare, dobre sposoby.

Największym problemem są zawsze piosenki – to bardzo potrzebne, bo wspólne śpiewanie integruje. Jako że na początku na marszach dominowało pokolenie 50 plus, to próbowano najpierw odgrzewać stare przeboje, co zresztą bywało przyczyną konfliktów. Rodzina Czesława Niemena zakazała używania piosenki Dziwny jest ten świat, a Przemysława Gintrowskiego – Modlitwy o wschodzie słońca, jednak rodzina autora słów do tego ostatniego songu, dziś również już nieżyjącego Natana Tenenbauma, zgodziła się na jej używanie przez nas z entuzjazmem. Próbowano więc stworzyć nową oprawę muzyczną – niestety efekt był okropny, ktoś napisał iście kombatancki marsz śpiewany przez jakąś Passionarię. Nie mogło chwycić. Pozostawały, i wciąż pozostają, piosenki z lat 80.: Perfectu (Chcemy być sobą, 1981), Lady Pank (Mniej niż zero, 1983), Kultu (Hej, czy wy wiecie, 1987), Tiltu (Jeszcze będzie przepięknie, 1989) czy Chłopców z Placu Broni (Kocham wolność, 1990). No i zawsze zbanalizowany już kompletnie Kaczmarski…

Później powstała KOD-Kapela i z początku było to infantylno-kiczowate, takie dopisywanie tekstów do starych melodii w charakterze piosenkowania przy ognisku. Ostatnio jednak powstało w końcu parę przebojów (zarówno melodia, jak i słowa Konrada Materny), które chwyciły i których ważną zaletą jest to, że powstały na bieżąco – to przede wszystkim Czarny walc, ale także Warszawianka. Bardzo dobrym chwytem było nagranie profesjonalnego akompaniamentu, który teraz można odtwarzać i z nim śpiewać. Melodie są na tyle proste, by każdy był w stanie się ich nauczyć.

Dodajmy jeszcze tę zaletę demonstracji, którą jest coraz lepsza znajomość naszego hymnu. Śpiewane są wszystkie zwrotki, no i jest podawany czysto! Wreszcie.

PS A posłowi Michałowi Szczerbie ktoś powinien uświadomić, że słowa „muzyka łagodzi obyczaje” owszem, były mottem felietonów Jerzego Waldorffa, ale jest to przede wszystkim cytat z Arystotelesa.